21. Starcie z Liceum Kirkwooda! ✔️

Wczorajszy dzień minął mi i reszcie drużyny z prędkością światła. Zaś następnego dnia autokarem wybraliśmy się na stadion, gdzie rozegramy mecz z Liceum Kirkwooda. Miałam nadzieję, że trojaczki zmienią swoje zachowanie i to spotkanie przebiegnie bez żadnych sztuczek. Nie tylko ja miałam taką nadzieję - moi przyjaciele również liczyli na czystą grę i oby w takim stylu mecz się potoczył. Przez kilkanaście minut przebywaliśmy w szatni, gdzie Mark jako kapitan wygłosił bardzo piękną przemowę, która nawet największego lenia pod słońcem przekonałaby do działania a później wyszliśmy z pomieszczenia na korytarz z zamiarem pójścia na boisko. Jednak dosłownie w tym samym momencie nasi przeciwnicy uczynili to samo, przez co spotkaliśmy się oko w oko na korytarzu.

- Kogo ja widzę - udał zdziwienie różowowłosy - A ja obstawiałem, że już dawno zwiałeś

- Proszę was, rozegrajmy ten mecz uczciwie - powiedział Axel, patrząc na nich a ja niemal od razu wyczułam w nim lekkie zdenerwowanie, dlatego dla otuchy polizałam go po dłoni

- Spoko. O ile w ogóle wiesz, co to znaczy w co mocno wątpię - odezwał się jeden z braci

- Pewnie i tak przez większość czasu będziesz siedział na ławce rezerwowych i beczał jak dzidzia

Kiedy obie drużyny chwilę ze sobą porozmawiały i wymieniły między sobą kilka zdań, poszliśmy na boisko. Chłopcy od razu pobiegli na boisko i zajęli swoje pozycje - zawodnicy Liceum Kirkwooda zrobili dokładnie tak samo - i teraz obie drużyny czekały na pierwszy gwizdek, który rozpocznie mecz. Zaś ja, dziewczyny, trener i gracze rezerwowi podeszliśmy do ławki, na której usiedli oni a ja położyłam się u stóp menadżerek, opierając pyszczek na przednich łapach.

- W ubiegłym roku Liceum Kirkwood o włos minęło się z Mistrzostwem, więc teraz tak łatwo nie wypuszczą z rąk prawa do walki o tytuł Mistrza. Natomiast szkoły Raimona nie było w Finale od ponad 40 lat - powiedział komentator - Wszystkie oczy na trybunach będą uważnie śledzić każdy ruch piłki

Wraz z usłyszeniem gwizdka mecz rozpoczął się i dwaj bracia wymienili piłkę między sobą. Następnie zaczęli biec prosto na naszą bramkę i bez trudu ominęli Kevina skacząc nad nim, kiedy różowowłosy użył wślizgu, aby zabrać im piłkę. A kiedy byli kilka metrów przed Axelem, ten stał niczym słup soli. Chłopcy ominęli także jego, wcale się przy tym nie wysilając a ja uważnie spojrzałam na blondyna, który chyba nie był do końca sobą. Zapewne był myślami daleko stąd i myślał o całej sytuacji, która była związana z jego dawną drużyną, przez co był rozkojarzony i nie mógł ich zatrzymać - w innym przypadku odebrałby im piłkę dosłownie z zamkniętymi oczami. Dlatego nasi przeciwnicy przesuwali się do przodu z wielką łatwością i byli coraz bliżej naszej bramki. W końcu Tyler, który był już wystarczająco blisko wyskoczył do góry razem z piłką i wykonał Odwrotne Tornado. Piłka niczym wystrzelona z armaty leciała w stronę mojego właściciela a ja podniosłam głowę, patrząc na niego z wielką nadzieją, że uda mu się złapać piłkę. Jednak chłopakowi nie udało się - Liceum Kirkwooda wyszło na prowadzenie a ja ponownie oparłam pysk na przednich łapach. Nawet z tej odległości widziałam, że strzał był znacznie silniejszy, potężniejszy i mocniejszy od tego strzału, który pokazali nam na boisku nad rzeką. Zastanawiałam się tylko, jakim cudem Tyler miał tyle sił, że wykonał jeszcze mocniejszą technikę niż poprzednio.

Jednak po chwili zrozumiałam, że bracia Murdock tamtego dnia jedynie oszczędzali siły na dzisiejszy mecz i pokazali nam jedynie małą próbkę swoich umiejętności. Nic więc dziwnego, że podczas dzisiejszego spotkania mieli mnóstwo sił i energii, aby wykonywać tak potężne strzały. Z racji tego, że straciliśmy bramkę zaczynaliśmy od środka. Na chwilę mogliśmy cieszyć się możliwością posiadania piłki, lecz po chwili przejęli ją rywale. Thomas z piłką mknął do przodu a następnie podał ją do swojego brata, który najwidoczniej ponownie chciał wykonać Odwrotne Tornado. A kiedy tak się stało, mój właściciel użył Boskiej Ręki i zatrzymał potężny strzał w wykonaniu Tylera.

- Wspaniała obrona! - pochwalił komentator - Liceum Kirkwood powstrzymane!

Mark z uśmiechem na twarzy podał piłkę do jednego z zawodników, który zaczął biec na połowę przeciwników. Jednak po kilku minutach Thomas ponownie nam ją odebrał i wkroczył na naszą połowę, jednak dzięki szybkiej reakcji Jude'a i Maxa, nie przedostał się dalej. Chłopcy zmusili go do podania piłki do tyłu a bezpańską piłkę natychmiast przejął Bobby. Nasze szczęście jednak nie trwało zbyt długo, gdyż po chwili Thomas zabrał piłkę Bobby'emu. Biegł on prosto w stronę naszej bramki a kiedy minął chłopaka w czapce, wyskoczył w powietrze razem z piłką.

- Odwrotne Tornado! - krzyknął Tyler

Tym razem Mark również mógł pochwalić się przepiękną obroną - za pomocą Płonącej Pięści udało mu się wybić piłkę, przez co Kirkwood nie zdobyło gola. Patrząc na twarze braci byłam pewna, że nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw, jednak jak na razie nic nie mogli na to poradzić. W końcu mojemu właścicielowi udało się znaleźć sposób, aby skutecznie bronić ich strzały. Zapewne brunet będzie ciągle korzystał z tego sposobu, aby nasi przeciwnicy nie zdobyli już więcej bramek - i o to właśnie chodziło!

- Świetna obrona - uśmiechnęła się Silvia, głaszcząc mnie po głowie

- Chłopaki odżyli - dodała Celia a Nelly z lekkim uśmiechem na twarzy pokiwała głową, zgadzając się z granatowłosą

- Tak, teraz są w stanie odwrócić losy tego meczu - odezwał się trener, patrząc przed siebie

Kiedy pomocnik Kirkwooda był w posiadaniu piłki, udało mu się ominąć Timmy'ego a kiedy na jego drodze pojawił się Nathan, podał piłkę do chłopaka z numerem 6. Do niego natychmiast podbiegł Tyler, który zabrał piłkę swojemu koledze tuż sprzed nosa - najwidoczniej chłopak był przekonany, że mecz można wygrać w pojedynkę i nie potrzeba do tego reszty drużyny. W takim razie Tyler jest w wielkim błędzie, ponieważ piłka nożna to sport zespołowy, gdzie cały zespół dzielnie walczy o zwycięstwo, aby później wspólnie cieszyć się odniesionym sukcesem. Cała drużyna jest odpowiedzialna za porażkę a także za wygraną.

- Zostało 10 minut - powiedziała smutno zielonowłosa

- A my nadal jesteśmy bezradni - dopowiedziała Nelly

- Spokojnie - odpowiedział trener - Jest na to sposób. Bracia Murdock są tak zdesperowani, że zupełnie nie panują nad drużyną. Zaczynają się kłócić ze swoim własnym pomocnikiem

- Myśli pan, że możemy to wykorzystać? - zapytała Celia, patrząc na niego z lekką nadzieją

- Jude na pewno ma już taktykę - uśmiechnął się do siebie a ja odruchowo popatrzyłam z nadzieją w stronę boiska na naszego doskonałego stratega

Jeden z braci dostał się pod bramkę i oddał niecelny strzał, dlatego brunet z łatwością ją złapał. Następnie podał piłkę do Bobby'ego, który stał zaledwie parę metrów od niego. Bracia Murdock - widząc taki zwrot akcji - nie czekali ani chwili dłużej i wszyscy trzej zaczęli biec na Shearer'a. Natomiast Axel i Kevin zaczęli biec na połowę przeciwników w ogóle nie interesując się kto posiada piłkę. Najwidoczniej Tyler i bracia zauważyli nasz ruch i stanęli w miejscu, patrząc na nich nieco zaskoczonym wzrokiem. I właśnie ten moment wykorzystał Bobby, który podał piłkę tuż nad ich głowami prosto do Jude'a. Nasz genialny strateg dał początek sprytnej akcji a usłyszawszy komentatora spojrzałam na bramkę, na której nie było mojego właściciela. Od razu do głowy wpadła mi myśl, że chłopak wpadł na jakiś pomysł, który oczywiście musiał wykonać. Zaczęłam gorączkowo szukać go po boisku i w końcu go znalazłam - biegł razem z Bobbym i Erikiem a następnie chłopcy wykonali Trój Pegaza. Piłka wleciała do siatki a bramkarz nie zdążył nawet użyć techniki bramkarskiej, aby ją zatrzymać, ponieważ nie było czasu na reakcję. I takim właśnie sposobem doprowadziliśmy do remisu.

- Udało się! - ucieszyli się rezerwowi gracze siedzący na ławce a ja z radością zamachałam ogonem, ciesząc się razem z nimi

- Brawo! - krzyknęły dziewczyny, przytulając się

Blondyn podbiegł do mojego właściciela z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym przybili ze sobą piękną piątkę. Zapewne chłopak chciał pogratulować im takiego ładnego strzału. Machając radośnie ogonem patrzyłam na pozostałych graczy, którzy również bardzo cieszyli się z tej sytuacji. W końcu mój wzrok zatrzymał się na braciach Murdock, którzy jedynie stali i wpatrywali się w bramkę, do której chwilę temu wpadła piłka. Zapewne nie mogli w to uwierzyć, gdyż nie brali nas na poważnie. Przyszedł do nich również Malcolm, który - jak zgaduje - wyjaśnił im pomysł na tak potężny strzał jak Trój Pegaz. A kilka minut później sędzia gwizdkiem ogłosił, że zakończyła się pierwsza połowa, dlatego obie drużyny wróciły do swoich trenerów i graczy rezerwowych. W końcu musieli odpocząć po ciężkiej walce a w tym świetnie pomoże im świeża woda. Widząc zbliżających się chłopaków zaczęłam razem z dziewczynami roznosić ręczniki oraz bidony z wodą.

- Świetnie wam idzie - odezwała się Silvia, patrząc na drużynę - Zmuście braci do cofnięcia się do środka pola a wtedy wygramy ten mecz

- Tylko, że... - odezwał się Jude - ...w drugiej połowie na pewno rozgryzą naszą taktykę

- Poza tym nie użyli jeszcze firmowego ruchu - dodał Axel

- Mówisz o Trójkącie Z? - zapytał Czarodziej Murawy

- Tak - blondyn kiwnął głową - Nie znam na niego sposobu

Słysząc te słowa cała drużyna jakby posmutniała. Byli troszkę przybici informacją, że nie mają żadnego pomysłu, aby zatrzymać Trójkąt Z braci Murdock. Jednak bardzo w nich wierzę - podobnie jak dziewczyny, trener, pozostali gracze oraz kibice, którzy głośno krzyczeli dopingując naszej drużynie, dlatego musieliśmy w końcu znaleźć sposób na ten trudny strzał. Na całe szczęście milczenie przerwał Mark, który z uśmiechem na twarzy zapewniał pozostałych, że pomimo trudności i problemów damy sobie z nimi radę. Brunet dodał także, że absolutnie nie boi się ich strzałów - to się dopiero nazywa odwaga.

Parę minut później rozpoczęła się druga połowa, dlatego chłopcy pobiegli na boisko i zajęli swoje pozycje - wcześniej zamieniając się stronami. Jeśli chodzi o braci Murdock ci nie czekali długo, aby atakować. Kiedy tylko usłyszeli gwizdek we trójkę ruszyli do ataku a będąc niedaleko naszej bramki wykonali potężny Trójkąt Z. Ogromnie martwiłam się o Marka... Użył on Boskiej Ręki i mimo, że włożył w tą technikę całe swoje serce i miłość do piłki, nie udało mu się powstrzymać potężnego strzału braci Murdock. Piłka wpadła do bramki, dając Liceum Kirkwood prowadzenie.

- Gol! - krzyknął komentator - Napastnicy drużyny Kirkwood wykonali zabójczy Trójkąt Z i zrobili miazgę z rywala! Liceum Kirkwood prowadzi 2 do 1 dzięki zabójczemu Trójkątowi Z braci Murdock. Czy Evans i spółka odrodzą się po tak potężnym ciosie? A może Luna pomoże drużynie? Tego dowiemy się już niebawem!

- Nie mogę uwierzyć, że przełamali Boską Rękę - powiedziała zielonowłosa, patrząc z lekkim przerażeniem na boisko

- Trenerze... I co my teraz zrobimy? - spytała Celia

- Zaufamy Markowi - odezwała się Nelly, wyprzedzając trenera, który chyba i tak nie zamierzał odpowiedzieć na pytanie zadane przez granatowłosą - Na pewno dobrze wie, co robić

Zawodnicy z Kirkwood usłyszawszy gwizdek, niczym rakieta biegli na naszą połowę, lecz Erik i Max pięknie wykonali swoje zadanie, blokując im drogę do bramki. Dlatego jeden z braci podał piłkę do swojego drugiego brata, który oddał strzał na bramkę. Jego strzał był niecelny, gdyż Jude skutecznie mu przeszkodził, próbując wślizgiem przejąć piłkę, którą bez problemu złapał Mark. Następnie brunet krzyknął do Bobby'ego i Erika, aby wykonali Trój Pegaza, co oczywiście planowali wcielić w życie. Jednak tym razem nie udało im się, ponieważ Malcolm sprytnie ich zablokował - użył techniki o nazwie Wirujące Cięcie. Później piłka krążyła po naszej połowie, dopóki nie przejął jej Axel. Razem z Kevinem dostali się pod bramkę przeciwników, po czym wykonali Smocze Tornado. Niestety piłka została odbita przez bramkarza a kiedy każdy myślał, że to już koniec blondyn doskoczył do niej i wykonał naprawdę mocne Ogniste Tornado, dzięki któremu zdobył dla nas gola - i ponownie był remis.

Miałam wielką nadzieję, że chłopcy znajdą w sobie nowe pokłady energii, dzięki której pokonają zarozumiałych chłopaków. Nie mogą w końcu wiecznie gniewać się na Axela i mieć do niego pretensje. Poza tym blondyn nic im nie zrobił, dlatego nie mieli żadnych powodów, aby w stosunku do niego tak się zachowywać. Chłopak miał naprawdę poważny powód, aby odejść - znałam w końcu historię wypadku z jego siostrą. Jednak uważam, że tak ważną informację powinien powiedzieć jak nie zawodnikom, to przynajmniej trenerowi, któremu należało mówić różne ważne sprawy. Ale czasu niestety nie da się cofnąć, więc Axel nie może już tego zrobić - co było minęło.

Cały czas uważnie śledziłam każdy ruch piłki i mocno trzymałam łapy za moich przyjaciół. Ale w pewnej chwili usłyszałam z daleka jakiś niezbyt przyjemny dźwięk. Oderwałam wzrok od boiska i odwróciłam głowę w tamtym kierunku, aby lepiej słyszeć. Po chwili usłyszałam ten sam dźwięk i byłam pewna, że ta osoba potrzebuje pomocy - mojej pomocy. Spojrzałam na trenera, dziewczyny i chłopaków rezerwowych, którzy wpatrywali się na boisko, jakby nic innego nie istniało. Byli bardzo zajęci, więc nie zobaczą jak znikam na jakiś czas. Dlatego powoli i najciszej jak tylko potrafiłam odeszłam od nich a potem ruszyłam biegiem w kierunku wyjścia ze stadionu.

Mój słuch zaprowadził mnie do ślepej uliczki, w której na samym jej końcu stała młoda kobieta. Natomiast przed nią w odległości kilku metrów stał potężnie zbudowany mężczyzna a w prawej dłoni trzymał nóż. Od razu domyśliłam się, że ten facet próbował okraść ją z biżuterii i zapewne pieniędzy, które miała w portfelu w torebce. Widząc całą tą sytuację byłam pewna, że nie mogę odejść od tego ot tak - musiałam pomóc tej kobiecie, gdyż w końcu na tym polegało zadanie Psiego Agenta. Muszę dbać o bezpieczeństwo drużyny a także innych osób, które będę potrzebowały pomocy. Dlatego z brzuchem tuż przy ziemi powoli - łapa za łapą - zbliżałam się do niebezpiecznego mężczyzny. Kiedy byłam dosłownie tuż za jego plecami głośno szczeknęłam, przez co mężczyzna podskoczył ze strachu i upuścił nóż. Wykorzystując jego zdezorientowanie podbiegłam do trzęsącej się kobiety i stanęłam przed nią, zasłaniając ją swoim ciałem.

- No proszę - odezwał się mężczyzna, który nieco się uspokoił i podniósł z ziemi nóż - Widzę, że masz obrońcę, laleczko. Ale wiedz, że ten kundel cię nie obroni - dodał groźnym tonem, patrząc to na kobietę, to na mnie - A jeśli wejdzie mi w paradę, zabije go bez mrugnięcia okiem

- P-proszę... - wyszeptała kobieta - Zostaw mnie... I nie rób pieskowi żadnej k-krzywdy...

Kiedy mężczyzna zaczął się do nas zbliżać, zaczęłam na niego bardzo głośno i groźnie szczekać, prezentując przy okazji swoje piękne, białe i ostre kły. Zdawałam sobie sprawę, że jeśli ugryzę tego człowieka mogłam mieć kłopoty - w końcu nie powinnam gryźć ludzi. Jednak w tym przypadku sytuacja była wyjątkowa i bez szczekania oraz gryzienia czułam, że się nie obejdzie. Myślałam, że jak groźnie na niego poszczekam ten po chwili uzna, że nie ma sensu ze mną walczyć i grzecznie sobie pójdzie. Tak się jednak nie stało - mężczyzna szedł nadal prosto na nas w ogóle nie skupiając swojego wzroku na mnie tylko na kobiecie, która stała za mną. Dlatego postawiłam na plan B, do którego przydadzą się zęby. Kiedy ten okropny człowiek był blisko mnie doskoczyłam do niego, łapiąc zębami za nogawkę. Zaczęłam szarpać ją na wszystkie strony świata, aby odwrócić jego uwagę na tyle, żeby kobieta mogła uciec. Widząc, że mężczyzna zajął się mną przebiegła przy samej ścianie, po czym wybiegła ze ślepej uliczki, zostawiając mnie sam na sam z tym strasznym człowiekiem. Na początku tylko na mnie krzyczał i próbował utrzymać równowagę - kiedy zobaczył jednak, że to na mnie nie działa, zaczął okładać mnie pięściami po grzbiecie, co również mu nic nie dało. Dlatego postanowił użyć noża, z którym nie pójdzie mi już tak łatwo. Próbował dźgnąć mnie, jednak za każdym razem robiłam piękny unik, unikając oberwania ostrym narzędziem. Jednak moje szczęście nie trwało zbyt długo... Udało mi się także rozerwać dolną część jego spodni a w zębach trzymałam kawałek nogawki, który po chwili wyplułam. Czarnymi oczami wpatrywałam się w jego czerwoną twarz a następnie skoczyłam na niego, chcąc pokazać mu raz na zawsze, że nie ma ze mną szans i lepiej dla niego będzie jak sobie pójdzie. Jednak tym razem mężczyzna był ode mnie szybszy - nożem skaleczył mnie dość mocno w prawą, przednią łapę, na co pisnęłam i upadłam na ziemię razem z nim. Leżałam na jego klatce piersiowej a mężczyzna odepchnął mnie na bok i uciekł. Usiadłam i uniosłam ranną łapkę do góry, bacznie się jej przyglądając. Rana nie była ogromna ale leciała z niej krew, która kapała na ziemię przede mną, tworząc czerwoną kałużę. Moje białe serduszko nie było już śnieżnobiałe a czerwone... Jednak najważniejsze, że wykonałam swoje zadanie i uratowałam tamtą kobietę. Teraz mogłam wracać na stadion do moich przyjaciół a kiedy mecz się skończy, mój właściciel zabierze mnie do weterynarza, który pomoże mi i zajmie się ranną łapką.

Mimo małych trudności z poruszaniem się udało mi się dojść na stadion. Powolnym krokiem - nieco kulejąc na prawą, przednią łapę - szłam w kierunku dziewczyn i pozostałych osób, którzy siedzieli na ławce. Krew nie przestała lecieć a ja weszłam w idealnym momencie - kiedy było słychać ostatni gwizdek kończący mecz. Spojrzałam na tablicę i okazało się, że wygraliśmy wynikiem 3 do 2. A jednak im się udało! Gdyby łapa mnie nie bolała, podskoczyłabym radośnie do góry oraz puściła się biegiem, skacząc na mojego właściciela i liżąc go po twarzy. Doszłam do ławki w chwili, kiedy drużyna schodziła z boiska. Kiedy Mark mnie zobaczył z szerokim uśmiechem na twarzy podbiegł do mnie - zaś pozostali poszli do dziewczyn. W odpowiedzi jedynie zamachałam ogonem i usiadłam przed nim. Chłopak zobaczywszy w jakim stanie jest moja łapa, kucnął i delikatnie wziął ją w swoje dłonie, po czym uważnie się jej przyglądał. Nie chciałam, aby się martwił, dlatego polizałam go w policzek dając znak, że tak naprawdę nic się nie stało. Brunet był jednak przerażony i prawie ze łzami w oczach patrzył na moją łapę.

- Luna, co ci się stało? - spytał, nadal patrząc na łapkę - Musimy iść do weterynarza i to jak najszybciej

- Co się stało, Mark? - zapytał blondyn, podchodząc do mojego właściciela

- Luna zraniła się w łapę... - odpowiedział smutnym głosem brunet - Musimy iść do weterynarza, aby zajął się tą raną

- Pójść z wami? - spytał Axel, głaszcząc mnie po głowie

- Nie trzeba ale dzięki - chłopak delikatnie się do niego uśmiechnął - Jakoś damy sobie radę. Jakbyś mógł, powiedz reszcie żeby na nas nie czekali, dobrze?

- Jasne, nie ma sprawy - odpowiedział Axel i podrapał mnie między uszami - Bądź dzielna, suniu - dodał chłopak, na co liznęłam go po dłoni a następnie odszedł do pozostałych

Brunet zdjął z czoła swoją pomarańczową opaskę i zrobił mi opatrunek, abym nie traciła już więcej krwi. Następnie powoli zmierzaliśmy w kierunku kliniki weterynaryjnej. Przez całą drogę do weterynarza dzielnie szłam za chłopakiem nie pokazując po sobie, jak bardzo boli mnie łapa - nie chciałam w końcu, aby mój właściciel martwił się o mnie jeszcze bardziej. I tak chłopak był bardzo smutny oraz przybity faktem, że zraniłam się w łapę, dlatego nie chciałam go dobijać jeszcze bardziej. Ale pod koniec trasy położyłam się na środku chodnika, liżąc ranną łapkę. Nie miałam już żadnych sił... Brunet na próżno próbował namówić mnie, abym przeszła jeszcze kawałek - mimo, że z trudem udało mi się wstać i zrobiłam kilka kroków ponownie upadłam na chodnik, patrząc na chłopaka smutnym wzrokiem. Dlatego Mark podszedł, schylił się i delikatnie wziął mnie na ręce. Widziałam po wyrazie jego twarzy, że jest mu bardzo ciężko - w końcu pies mojej rasy może ważyć nawet do 32 kilogramów... Jednak chłopak bardzo się starał a ja z wdzięczności polizałam go w policzek, dziękując mu za ten gest. Mark wyszeptał mi do uszka, że za chwilę dojdziemy na miejsce, gdzie pan weterynarz zajmie się moją łapką i sprawi, że przestanie mnie tak bardzo boleć. A po paru minutach doszliśmy do kliniki. Pewien mężczyzna otworzył nam drzwi a mój właściciel wszedł do środka i od razu podszedł do recepcji, gdzie siedziała młoda kobieta.

- W czym możemy ci pomóc? - spytała, podnosząc wzrok na bruneta

- Mój pies skaleczył się w łapę - odpowiedział smutno Mark - Zrobiłem opatrunek ale cały już przesiąkł krwią. Nie wiem, co dalej robić... - dodał a jego głos załamał się, jakby chłopak miał się zaraz rozpłakać

- Nie martw się, tutaj twój psiak będzie pod dobrą opieką - odezwała się kobieta z delikatnym uśmiechem na twarzy - Idź do gabinetu numer 1. To ten na końcu korytarza - dodała i wróciła do wypełniania papierów

- Dziękuję - powiedział Mark i szybkim krokiem poszedł do gabinetu

Otworzył drzwi, po czym wszedł ze mną do środka. Rozejrzałam się dookoła - pomieszczenie było całe białe i miało specyficzny zapach leków i środków dezynfekujących. Na podłodze jak i ścianach były białe kafelki, na środku spory metalowy stół a pod ścianą znajdowało się biurko, przy którym siedział młody mężczyzna. Kiedy nas zobaczyła polecił, aby chłopak położył mnie na stole, co oczywiście brunet uczynił. Mój właściciel nie odstępował mnie na krok - ciągle przy mnie był i mówił uspokajającym głosem, abym się nie denerwowała. Następnie młody lekarz wstał z krzesła na którym siedział i podszedł do nas. Spytał także Marka co mi się przytrafiło a chłopak - głaskając mnie po głowie - wszystko dokładnie mu opowiedział. Oczywiście nie wspomniał nic o strasznym mężczyźnie z nożem w ślepej uliczce - w końcu chłopak nie mógł o tym wiedzieć. Mężczyzna stał przede mną i zaczął mi się bardzo uważnie przyglądać, jakby nie do końca mi ufał.

- Jak się wabi? - spytał lekarz, spojrzawszy na mojego właściciela - I jest przyjazna?

- Wabi się Luna - odpowiedział chłopak, drapiąc mnie między uszami - I jest bardzo przyjaznym pieskiem - dodał z uśmiechem, na co dałam mu buziaka w policzek, ciesząc się, że w końcu się uśmiechnął

- Dobrze - mężczyzna kiwnął głową a następnie spojrzał na mnie - Zobaczymy teraz co się dzieje z twoją łapką. Nic się nie bój, Luna - pogłaskał mnie po głowie, po czym włączył bardzo jasną lampę, która świeciła na moją ranną łapkę

Lekarz zdjął z mojej łapy opaskę Marka i położył na stół przed moim pyszczkiem. Spojrzałam na nią smutno - przez moją ranę i krew była teraz cała czerwona, jednak brunet wcale się tym nie przejmował. Uważnie patrzył jak młody mężczyzna wziął w dłonie moją ranną łapkę i bardzo dokładnie się jej przyglądał. W końcu powiedział Markowi, że rana nie jest niebezpieczna ale wygląda tak, jakbym oberwała czymś ostrym, przykładowo nożem. Na te słowa zrobiłam minę niewiniątka, jakbym nie wiedziała o czym on mówi. Natomiast brunet usłyszawszy wyraz ,,nóż'' otworzył szeroko oczy z przerażenia i o mały włos nie wybuchł płaczem. Natychmiast polizałam go po twarzy, chcąc poprawić mu nieco humor - niestety bez żadnych rezultatów. Dopiero kiedy lekarz powiedział mu, że wystarczy zszyć ranę i wszystko będzie w najlepszym porządku, chłopak trochę się uspokoił. Następnie mężczyzna wziął mnie delikatnie na ręce i powiedział mojemu właścicielowi, że musimy już iść. Chłopak pożegnał się ze mną ze łzami w oczach i powiedział, że już niedługo wszystko będzie dobrze. Później poszliśmy do innego pomieszczenia, w którym było o sto razy jaśniej niż w gabinecie. Lekarz położył mnie ponownie na metalowym stole, po czym założył fartuch, rękawice, okulary i maseczkę. Z szafki wyjął igłę a następnie podszedł do mnie. Zaczął głaskać mnie po grzbiecie, szukając najlepszego miejsca a kiedy je znalazł poczułam lekkie ukłucie. Obraz powoli zaczął mi się rozmazywać, po czym ujrzałam ciemność...

~ Time skip ~

W końcu zaczęłam powoli odzyskiwać przytomność. Otworzyłam oczy, które niemal natychmiast zamknęłam, ponieważ w pomieszczeniu było bardzo jasno. Po chwili zdecydowałam się jeszcze raz je otworzyć, co powoli uczyniłam. Rozejrzałam się dookoła i okazało się, że leżałam na błękitnym kocyku w białe kosteczki w metalowej klatce. Spojrzałam na moją prawą, przednią łapę, na której był biały bandaż, który troszkę mi przeszkadzał. Chwyciłam go zębami idealnie w chwili, kiedy do środka wszedł lekarz a obok niego szedł mój właściciel. Natychmiast zostawiłam swój opatrunek a kiedy chłopak mnie zobaczył, podbiegł do klatki i padł na kolana, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. Następnie spytał lekarza, czy może otworzyć klatkę a kiedy ten kiwnął głową, brunet z prędkością światła otworzył moje ,,więzienie'', po czym cmokaniem zachęcił mnie do wyjścia. Powoli i ostrożnie wstałam z kocyka, trzymając w górze prawą łapkę, po czym wyszłam z klatki i usiadłam przed Markiem, radośnie machając ogonem. Brunet chwilę na mnie patrzył, walcząc ze łzami a następnie - nie mogąc już wytrzymać - mocno mnie przytulił, chowając zapłakaną twarz w mojej puszystej sierści. Mimo, że moczył ją swoimi słonymi łzami nie przejmowałam się tym, tylko nadal radośnie machałam ogonem. Kiedy odsunął nieco twarz, patrząc w moje czarne oczka, zaczęłam zlizywać z jego twarzy łzy, które po chwili przestały płynąć.

- Jak widzisz chłopcze z twoim psiakiem wszystko jest w porządku - powiedział mężczyzna z delikatnym uśmiechem, patrząc na nas - Łapa będzie powoli się goić i dochodzić do pełnej sprawności, jednak musisz pilnować, aby Luna zbytnio się nie przemęczała i nie nadwyrężała sobie rannej łapy

- Oczywiście panie doktorze - odpowiedział Mark, głaszcząc mnie po głowie - Nie musi brać jakiś leków?

- Myślę, że nie jest to konieczne - powiedział w zamyśleniu mężczyzna - Jednak odpoczynek z całą pewnością załatwi sprawę

Usłyszawszy tekst o lekach spojrzałam na niego wielkimi oczami, jednak kiedy lekarz zaprzeczył, kamień spadł mi z serca. Leki jak tabletki czy syropy wcale nie były smaczne - miały gorzki smak i okropnie cuchnęły. Zapewne chłopak próbowałby różnych sposobów, abym zażyła lekarstwo na czas. Zgaduje, że wkładałby tabletkę do jakiegoś smacznego kąska lub smakowitego mięska. Jednak ja z całą pewnością nie dałabym się tak łatwo i sprytnie wyjmowałabym je ze smaczka lub zjadała smaczek a tabletkę wypluwała. Ale widząc smutną twarz mojego właściciela z pokorą przyjmowałabym leki na czas, aby chłopak nie był smutny.

Kiedy wszystko było już w porządku, mogliśmy opuścić klinikę. Czułam się na tyle dobrze, że lekarz powiedział, że nie ma sensu zostawiać mnie na noc, dlatego mogliśmy wrócić do domu. Tym razem szło mi się znacznie, znacznie łatwiej. Mimo, że czasami nieco utykałam na prawą, przednią łapę czułam się znakomicie. A będąc niedaleko domu puściłam się biegiem, jednak chłopak widząc to wyprzedził mnie i stanął na przeciwko, kręcąc przecząco głową. Dodał również, że na razie nie mogę szybko biegać, ponieważ moja łapa nadal jest troszkę osłabiona i muszę poczekać jak w końcu jej stan się polepszy.

A kiedy weszliśmy do domu, mama chłopaka pogłaskała mnie po głowie mówiąc, że byłam bardzo grzecznym oraz dzielnym pieskiem. Najwyraźniej Mark musiał do niej zadzwonić i ją o wszystkim powiadomić. W nagrodę dała mi pyszne mięsko, które z radością zjadłam. Następnie poszliśmy do pokoju chłopaka, gdzie wskoczyłam na łóżko i położyłam się na nim, opierając pyszczek na przednich łapach. Brunet cały czas powtarzał mi, że byłam bardzo dzielnym oraz grzecznym pieskiem i za to dostałam od niego mnóstwo psich ciasteczek w kształcie kostek. Ja natomiast cieszyłam się z innego powodu. Cieszyłam się, że mogłam pomóc tamtej kobiecie i dzięki mojej dzielnej postawie nie stała jej się żadna krzywda. Oczywiście nie pogardziłam pysznymi smakołykami, które z radością zjadałam. Gdyby na mojej drodze pojawiła się podobna sytuacja, gdzie ponownie mogłabym ucierpieć z całą pewnością postąpiłabym tak samo. Jestem pewna, że Matt byłby ze mnie dumny...

W następnej części:

* Czy Mark straci pewność siebie przez senny koszmar?

* Czy zespół znajdzie lepszą technikę bramkarską niż Boska Ręka?

* Czy Dark jest odpowiedzialny za inne wypadki?

❤️⚽❤️~~~~~~❤️⚽❤️

4381 słów

❤️⚽❤️~~~~~~❤️⚽❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top