17. Decyzja Jude'a ✔️
Dzień zaczęliśmy od treningu w tajnym centrum treningowym. Grzecznie siedziałam obok nogi mojego właściciela i patrzyłam na pozostałych upewniając się, że wszystko jest w porządku. Widziałam między innymi jak Jack biegł po wielkich walcach, które wyglądem przypominały bieżnie. Natomiast Kevin wspinał się po ścianie, która na dodatek ciągle poruszała się w górę i w dół. Trening każdego z chłopaków wyglądał na męczący i wyczerpujący - jednak wierzę, że sobie poradzą. Do naszej dwójki podszedł Axel, który na wstępie pogłaskał mnie po głowie i podrapał między uszami. Wspólnie oglądaliśmy zmagania chłopaków, gdy nagle drzwi otworzyły się i do środka wbiegła zdyszana Celia, po czym zatrzymała się przed nami.
- Mecz Królewskich dobiegł końca - powiedziała zmęczona dziewczyna, trzymając dłonie na kolanach i próbując złapać oddech
- Ile mieli bramek? - zapytał Mark z uśmiechem i przybił żółwika z blondynem
- Wynik to 10 do 0...
- Ale jadka! - ucieszył się kapitan ale granatowłosa nie była zbyt radosna tą informacją, co było nieco dziwne
- Liceum Zeusa ich... - zrobiła krótką pauzę - ...wyeliminowało...
Po jej słowach każdy był w wielkim szoku - w końcu ciężko było uwierzyć w to, że Królewscy przegrali mecz. Dołączyła do nas również reszta drużyny, aby posłuchać tego, co dziewczyna chciała nam przekazać. Jeśli chodzi o Marka ten myślał i uważał, że jest to mało zabawny żart, ale... Jednak po minie granatowłosej każdy mógł wywnioskować, że żartem ta informacja na pewno nie była.
- Powiedz, że to żart... - odezwał się brunet
- Otruł ich ktoś? - spytał Kevin - Jakim cudem Królewscy mogli przegrać mecz?
- Przecież to niemożliwe... Nie ma takiej opcji, żeby Królewscy nie strzelili żadnej bramki - odezwał się Jack nieco drżącym głosem
Dziewczyna zaczęła opowiadać nam wszystko od początku. Okazało się, że zawodnicy z Liceum Zeusa atakowali raz za razem a Królewscy nie mieli nawet szansy, aby przejąć piłkę - a o zdobyciu bramki mogli jedynie pomarzyć. Tak jak myślałam Jude nie wziął udziału w meczu, ponieważ nie udało mu się jeszcze do końca wyleczyć kontuzji nogi. A skoro w rankingach nie było żadnych informacji o tej szkole, postanowił oszczędzać siły na kolejne mecze. Jednak przeciwnicy strzelali gola za golem i kiedy chciał wejść na boisko było już za późno... Jego drużyna została rozgromiona - przynajmniej tak wynikało z opowieści dziewczyny.
- Jude nie zagrał? - dziwił się brunet - To niemożliwe! To jakaś pomyłka! - jego zła energia biła od niego na kilometr
- Kapitanie... - zaczął nieśmiało Wallside - Musisz się uspokoić
- Jak niby mogę się uspokoić!? - krzyknął chłopak - Oni nie przegrywają, to pomyłka. Ja w to nie wierzę!
Brunet bez żadnego słowa wyjaśnienia wybiegł z naszego centrum treningowego. Popatrzyłam na drużynę, która najwidoczniej nie zamierzała pobiec za nim, dlatego wzięłam sprawę we własne łapy. Zaszczekałam patrząc to na nich, to na drzwi, przez które chwilę temu wybiegł mój właściciel, po czym pobiegłam za chłopakiem ile sił w łapach. Miałam nadzieję, że drużyna zrozumiała to, co chciałam im przekazać - mianowicie przekazałam im, że pobiegnę za moim właścicielem i przyprowadzę go z powrotem. Kiedy wybiegłam na zewnątrz zauważyłam jak pobiegł przed szkołę, dlatego szybko pobiegłam zaraz za nim, chcąc jak najszybciej go dogonić. Zauważyłam, że wsiadł do autobusu lecz kiedy zdążyłam do niego dobiec drzwi zamknęły się a pojazd ruszył przed siebie. Nie pozostało mi nic innego jak ruszyć w pościg za autobusem - przecież nie zostawię Marka samego...
~ Time skip ~
W końcu autobus zatrzymał się przed budynkami Akademii Królewskiej. Muszę przyznać, że dawno nie miałam tak długiej przebieżki i byłam troszkę zmęczona. Jednak udało mi się wykonać moje zadanie - dobiegłam do mojego właściciela. Zapewne brunet chciał znaleźć Jude'a i osobiście z nim porozmawiać, aby dowiedzieć się, czy to co mówiła Celia było prawdą. Kiedy chłopak wysiadł z pojazdu, kilka sekund później drzwi się za nim zamknęły a autobus odjechał. Podbiegłam do niego z lekko wysuniętym językiem a następnie usiadłam przed chłopakiem, dysząc ze zmęczenia. Jednak byłam z siebie dumna, że udało mi się przebiec taki kawał drogi. A jeśli chodzi o Marka ten był zaskoczony moją obecnością - zapewne nie spodziewał się, że mnie tu zastanie.
- Luna? Co ty tu robisz? - zdziwił się chłopak - Biegłaś za autobusem taki kawał drogi, hm? - na co radośnie zaszczekałam - Dziękuję, że nie zostawiłaś mnie samego - przytulił mnie - A teraz chodźmy poszukać Jude'a. Muszę dowiedzieć się co tak naprawdę się stało
Poszliśmy do wielkich budynków a następnie weszliśmy do środka. Przemierzaliśmy ciemne korytarze w poszukiwaniu boiska, gdzie zapewne znajdował się chłopak. Mark z całych tych nerwów zapomniał trasy na boisko, dlatego do akcji wkroczyłam ja - bez żadnego problemu udało mi się je odnaleźć. Podeszliśmy bliżej a na środku boiska stał kapitan Królewskich - Jude Sharp.
- Jude! - krzyknął Mark, na co chłopak odwrócił się w naszą stronę
- Po co tu przyszliście? - zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszeliśmy - Chcecie się ze mnie pośmiać?
- Nie! Za kogo ty nas masz!? - brunet kopnął piłkę prosto do niego, lecz ten jej nie odebrał, dlatego przez uderzenie upadł na ziemię - Co jest...? Co z tobą? Czemu nie odebrałeś?
Natychmiast podbiegłam do chłopaka a następnie położyłam się obok niego. Sharp położył dłoń na moim grzbiecie, dlatego powoli podniosłam się, pomagając mu wstać. Później podeszłam do piłki i poturlałam ją do mojego właściciela. Nie miałam pojęcia, że jest aż tak źle - chłopak był totalnie załamany...
- Przez 40 lat Akademia Królewska była mistrzem. Robiliśmy to samo, co zawsze. Walczyliśmy o wygraną. Ale w tym roku zostaliśmy pokonani zanim mieliśmy szansę zareagować. Zanim... W ogóle mieliśmy szansę dotknąć piłki... - zrobił pauzę a następnie zaczął mówić dalej - Odkąd tylko pamiętam zawsze liczyła się piłka nożna, czy to dzień czy noc. Ale to koniec. Moja miłość do gry dziś przestała istnieć. Ja i piłka to już tylko przeszłość...
Po rozmowie chłopaków Jude zaprosił nas do swojego domu. Jego dom ponownie zrobił na mnie spore wrażenie mimo, że byłam tu już po raz drugi. W końcu odwiedziłam chłopaka, gdyż tego oczekiwał ode mnie Szef. Powiedział mi, że w tamtym czasie może przyjechać do Jude'a Ray Dark, dlatego musiałam być razem z nim, żeby usłyszeć plan mężczyzny. Później w drodze do domu razem ze swoimi ludźmi próbował mnie złapać a później zabić - używając pistoletu. Niestety Darkowi się nie udało a jedynie tylko na tym ucierpiał, gdyż ugryzłam go wtedy w prawą dłoń. Zapewne będzie próbował porwać mnie ponownie, lecz musi liczyć się z tym, że nie poddam się bez walki.
Kiedy weszliśmy do środka od razu poszliśmy do pokoju chłopaka. Jude usiadł na kanapie, obserwując reakcję mojego właściciela a ja nie wiele myśląc podeszłam do niego. Następnie wskoczyłam na kanapę, okręciłam się parę razy wokół własnej osi, po czym położyłam się, opierając pyszczek na kolanach Jude'a. Natomiast brunet chodził po wielkim pomieszczeniu i wszystko dokładnie oglądał. Nie krył zaskoczenia i zdziwienia, tylko z szerokim uśmiechem na twarzy zwiedzał wielki pokój.
- Jaa, ale hawira! - krzyknął Mark, rozglądając się po pokoju - Hej Jude, masz może brata?
- Tylko siostrę ale ją już znasz - odpowiedział, głaszcząc mnie po głowie
- Nie... W sensie z kim dzielisz się... - mój właściciel niechcący trącił wazon z półki, który omal nie spadł na ziemię, lecz chłopakowi w samą porę udało się go złapać - ...takim pokojem
- Mieszkam tu sam - odpowiedział Jude, patrząc uważnie na wazon i upewniając się, że porządnie stoi na półce
- Nie wierzę. Masz taki hangar tylko dla siebie? - Sharp zaśmiał się pod nosem z pytania bruneta
W końcu Mark dotarł do szafy, gdzie jego uwagę przykuł pewien stary magazyn piłkarski. Doskonale pamiętałam, jak Dark również skupił na nim swój wzrok - zaczęłam na niego warczeć, dlatego mężczyzna nie wziął go do ręki. Jednak wierzyłam, że mój właściciel nie zrobi nic złego i nie zniszczy magazynu, dlatego tym razem nie reagowałam. Kiedy zauważyłam, że Jude wstaje z zamiarem podejścia do chłopaka, uczyniłam to samo - zeskoczyłam z kanapy i podeszłam razem z nim. Sharp wziął od niego magazyn i z dziwnym wyrazem twarzy mu się przyglądał.
- To bardzo stary magazyn - oświadczył chłopak - I to właśnie dzięki niemu zacząłem grać w piłkę nożną. A wiesz, że... jeszcze nigdy nikomu o tym nie mówiłem? - spojrzał na Marka
- Ale o czym? - zapytał mój właściciel
- O moich rodzicach. Zginęli w katastrofie lotniczej... Często podróżowali służbowo za granicę i zostawiali mnie i Celię na parę dni samych. Ale kiedy zdarzył się wypadek zostaliśmy sami na zawsze... - polizałam go po dłoni, dodając otuchy a później całą trójką usiedliśmy na kanapie - Tylko to przetrwało w katastrofie. Niestety nie mamy żadnych zdjęć rodzinnych, więc ciężko mi przypomnieć sobie jak moi rodzice wyglądali. To jedyne, co po nich mam. To jedyna rzecz, która łączy mnie z moim prawdziwym tatą i dlatego zacząłem grać w piłkę... Za każdym razem, kiedy kopie piłkę czuję, że mój tata obserwuję mnie gdzieś z góry...
- To smutne - ocenił brunet
- Na początku było mi ciężko. Ale potem odnalazłem radość w grze. Ale coraz więcej ludzi naciskało, żebym wygrywał i zwycięstwa stały się powoli moją życiową obsesją. Dla kolejnej wygranej mogłem zrobić absolutnie wszystko i dlatego tak wielbiłem Ray'a Darka, niczym jakiegoś Boga. A on tak naprawdę był potworem...
~ Time skip ~
Następnego dnia całą drużyną byliśmy w domku klubowym, ponieważ mój właściciel pragnął pochwalić się z kim rozegramy następny mecz. Czerwonym mazakiem napisał na tablicy nazwę szkoły z którą zagramy. Natomiast ja leżałam przy Steve'ie, który z szerokim uśmiechem na twarzy głaskał mnie po głowie, grzbiecie oraz drapał między uszami - na co ja zadowolona machałam puszystym ogonem z przymkniętymi oczami.
- Słuchajcie, to będzie nasz przeciwnik w kolejnej rundzie - odezwał się wesoło Mark, wskazując na nazwę szkoły, która była napisana na tablicy - Technikum Rolnicze
- Ich szkoła znajduje się wysoko w górach a sami zawodnicy trenują w zgodzie z matką naturą - przeczytała Celia ze swojego notesiku
- Ich treningi to pewnie jedna wielka laba, co? - odezwał się z uśmiechem Jack
- Racja - zgodził się z nim Timmy - Fajnie byłoby choć raz wrzucić na luz
- Ich największą przewagą jest silna obrona, przez którą nikt nie może się przedrzeć - dodała dziewczyna - Żaden przeciwnik jeszcze nie strzelił im bramki
- Nawet w eliminacjach? - zapytała Silvia, na co granatowłosa pokręciła przecząco głową
- Ich napastnicy nie są tacy dobrzy ale w połączeniu z niezniszczalną obroną zawsze wygrywają każdy swój mecz - dodała granatowłosa
- Prościzna! - krzyknął radośnie brunet - Wystarczy znaleźć sposób na pokonanie ich obrony i awans mamy w kieszeni - jednak po twarzach zawodników nie sądziłam, aby myśleli podobnie jak kapitan
- Pokonać niezniszczalnych? - zapytał Jack
- Łatwo to powiedzieć - dodał Timmy, który siedział obok Wallside'a - Ale w rzeczywistości to wcale nie jest takie łatwe
Kiedy Markowi udało się jakimś cudem natchnąć drużynę do treningu, wybraliśmy się na boisko przy szkole. Menadżerki usiadły na ławce a ja obok nich - podczas tego treningu obecny był również pan Hillman, czyli trener drużyna Raimona. Każdy z nas uważnie obserwował trening chłopaków i śledził każdy ruch piłki. Timmy'emu udało się opanować nową technikę, którą Willy nazwał Kung Fu Główka. Natomiast Steve i Jim biegali na około boiska, chcąc zapewne wzmocnić swoją wytrzymałość.
Jednak nie wszystko wyglądało tak kolorowo - było parę sytuacji, które nieco mnie zaniepokoiły. Pierwsza z nich była wtedy, kiedy Sam podał piłkę do Nathana. Piłka poleciała nad chłopakiem a niebieskowłosy nie miał żadnych szans, aby ją przejąć. Podobnie było z Jackiem - ten próbował odbić i podać piłkę głową, jednak tym razem mu nie wyszło i Wallside upadł na ziemię. Chłopak był zaskoczony i musiałam przyznać, że nie tylko on - ja również byłam. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak nagle wszystko zaczęło się psuć. Przecież przed chwilą wszystko szło dobrze i nie było żadnych kłopotów. Kolejnym przykładem może być Bobby, który zbyt mocno podał piłkę do Todda a ten nie przyjął jej tak jak powinien. Na całe szczęście Smocze Tornado w wykonaniu Axela i Kevina wyszło bezbłędnie - udało im się nawet strzelić gola Markowi, co nie było takie proste. Blondyn zdecydował się na powtórkę, dlatego razem z chłopakiem wykonali strzał jeszcze raz. Tym razem strzał był o wiele słabszy niż poprzednio i brunet złapał piłkę w dłonie bez żadnego wysiłku.
- Co jest? - zdziwiła się córka dyrektora - Dlaczego tak słabo grają?
- To takie dziwne... - zaczęła zielonowłosa - Nie rozumiem, dlaczego nawet Smocze Tornado im nie wychodzi
- Pewnie zjedli za dużo słodyczy - odparła poważnym tonem Nelly
- Chyba nie w tym problem - odezwała się Celia - Spójrzcie, przecież Timmy błyskawicznie opanował Kung Fu Główkę a cała reszta jest o wiele szybsza, niż kiedykolwiek wcześniej
- W takim razie mają problem z koncentracją - stwierdziła dziewczyna - Trzeba ich wysłać do centrum treningowego
- Ale to w nim tkwi problem - odezwał się trener a we cztery spojrzałyśmy na niego - Indywidualnie każdy z nich rozwinął technikę i bardzo zwiększył siłę. Chociaż wszyscy zrobili spore postępy, to nie są świadomi jak rozwinęła się reszta. Jeśli nie zrozumieją, co zmieniło się w stylu gry swoich kolegów z drużyny, nie będą mogli się ze sobą zgrać i położą każdy mecz
- No tak - zgodziła się z nim Silvia - Trzeba popracować nad koordynacją
Po paru minutach zielonowłosa dmuchnęła w gwizdek oświadczając, że czas na przerwę. Chłopcy od razu do nas podeszli a ja wzięłam się do roboty - zaczęłam podawać im ręczniki oraz bidony z wodą, dostając w nagrodę porcję czułości. Dziewczyny miały również prezent dla naszych dzielnych zawodników a tym prezentem okazała się miodowo - cytrynowa przekąska, która wszystkim bardzo smakowała. Ja również miałam okazję skosztować tych pyszności ale jak dla mnie przekąska ta była zbyt kwaśna, dlatego resztę zostawiłam moim przyjaciołom. A kiedy przerwa dobiegła końca, drużyna wróciła do treningu, natomiast Nelly udała się wraz z panem Hillmanem kilka metrów dalej, aby porozmawiać z nim na osobności. Celia gdzieś pobiegła a Silvia stała na boisku, rozmawiając z Markiem, Axelem i Bobbym, dlatego dłużej nie zwlekając pobiegłam radośnie do nich, chcąc posłuchać tego o czym będą rozmawiać.
- Słuchaj Mark. Naprawdę sądzisz, że trzeba rozmątować ich obronę? - zapytał Axel
- Pewnie - uśmiechnął się kapitan - A potem zasypiemy ich golami!
- Ale ciągle nie wiemy jak to zrobić - dodał Bobby
- A może użyć Trój Pegaza? - odezwała się Silvia, patrząc na chłopaka
- No tak... - kiwnął głową - Zupełnie o nim zapomniałem, świetny pomysł
Okazało się, że Trój Pegaz został wymyślony przez Erika Eagle'a a strzał ten wykonywały aż trzy osoby. Tymi osobami byli właśnie Erik, Bobby i jeszcze jeden chłopak, którego imienia nie powiedzieli. Podobno Erik był niesamowitym młodym piłkarzem, który poprowadził swoją drużynę do zwycięstwa w Amerykańskiej Lidze Młodzieży. Miał nawet własną ksywkę - Czarodziej Murawy, która brzmiała naprawdę bardzo ładnie. Skoro miał taką ksywkę znaczyło to jedynie tyle, że chłopak musiał znać się na piłce jak nikt inny. Mój właściciel powiedział, że z wielką chęcią by go poznał ale okazało się, że... że Erik zginął...
Bobby ze wszystkich sił próbował sobie przypomnieć jak wykonywało się ten strzał, jednak nie potrafiąc nam go opisać postanowił, że przedstawi go nam graficznie. Wziął w dłoń patyczek, po czym próbował na piasku narysować to, co miał w głowie. Jednak tu również niezbyt się popisał a wraz z upływającymi minutami czułam, że Bobby nie ma pojęcia jak się go wykonywało. Najwidoczniej zapomniał a nie przypomni sobie tego ot tak - na pstryknięcie palca. Myślę, że powinien przyznać się, że nie kojarzy strzału i już...
W pewnym momencie wyczułam jakiś znajomy zapach, więc odwróciłam głowę w tamtym kierunku, jednak niczego nie widziałam. Spojrzałam na ławkę na której powinna siedzieć granatowłosa, jednak jej nie widziałam. Zdążyłam jedynie zauważyć jak dziewczyna wychodziła przez bramę. Ciekawiło mnie dokąd się wybierała, dlatego pobiegłam za nią uważając, aby przypadkiem mnie nie zauważyła - w końcu nie wiedziałam, dlaczego postanowiła opuścić trening i musiałam na wszelki wypadek uważać, gdybym nie mogła zostać przez nią zauważona. Poszłam za nią aż Celia zatrzymała się przy słupie, zza którego wyszedł jej brat. Wiedząc, że o to chodzi podbiegłam do niej i zatrzymałam się obok, patrząc na chłopaka.
- Jude, co ty tutaj robisz? - zapytała, patrząc na niego - Dobrze wiesz, że nie musisz się przed nami ukrywać
- Wstydzę się pokazywać - powiedział cicho Sharp - Nie jestem godzien być wśród was
We trójkę poszliśmy na boisko nad rzeką. Celia usiadła na trawie a ja położyłam się obok niej, opierając pyszczek na jej kolanach. Dziewczyna zaczęła mnie delikatnie i spokojnie głaskać a chłopak stał za nami i patrzył na boisko - wyczuwałam, że jest mu smutno ale niestety nie wiedziałam z jakiego powodu... Jednak mogłam domyśleć się, że przez Liceum Zeusa jego przyjaciele z Akademii Królewskiej wylądowali w szpitalu. Lecz dam sobie łapkę odciąć, że jego spojrzenie za szkłami gogli jest tęskne do boiska i do gry.
- Słyszałam, co się stało podczas meczu... - powiedziała smutno granatowłosa - Jude, tak mi przykro... - na pocieszenie polizałam ją po policzku
- Ale dlaczego? - spytał, patrząc na nią - To przecież nie była twoja wina... Moi przyjaciele padali jeden po drugim. To widok, którego nigdy nie zapomnę a ja nie mogłem nic z tym zrobić...
- Oszczędzałeś nogę, aby wyleczyć ją z kontuzji i abyś mógł zagrać w kolejnym meczu - na co chłopak pokiwał głową - Poza tym nie wiedziałeś jak mocna okaże się drużyna... W końcu nie było ich w rankingach i nie mieliście o nich żadnych informacji
- Tak, masz rację - Jude lekko się uśmiechnął a sekundę później uśmiech zniknął z jego twarzy - Ale to nie zmienia faktu, że nie mogłem nic zrobić, aby zmienić losy tego meczu...
Po rozmowie Celii i Jude'a wiedziałam już w stu procentach, że nie mogłam tego tak po prostu zostawić. Musiałam coś zrobić - i to szybko. Postanowiłam, że pomogę chłopakowi wrócić do piłki. W końcu nie może z niej ot tak zrezygnować, bo w końcu jest utalentowanym piłkarzem, których brakuje w tym świecie i nie mogę pozwolić na to, aby jego talent się zmarnował. Tylko nie miałam pomysłu, co bym mogła zrobić... Z całą pewnością Jude był zły na Liceum Zeusa i szczerze mówiąc wcale mu się nie dziwię - w końcu miał do tego prawo. A gdyby tak dołączył do naszej drużyny...? Dzięki temu drużyna Raimon'ma zyska na sile a chłopak będzie mógł odegrać się na nich za swoich przyjaciół z Królewskich. Myślę, że pomysł jest wręcz niesamowity, dlatego pobiegłam na boisko, gdzie okazało się, że drużyna właśnie szykuje się do powrotu. Celię zaś zostawiłam, aby mogła porozmawiać ze swoim bratem na osobności - zapewne tego potrzebowali. Pomogłam w sprzątaniu a następnie razem z moim właścicielem poszliśmy do domu. Chłopak od razu pobiegł na górę, aby wziąć prysznic a ja udałam się do kuchni, gdzie zjadłam troszkę psich chrupek i wypiłam troszkę świeżej wody, po czym poszłam do pokoju chłopaka. Wykorzystując jego nieobecność postanowiłam wcielić swój plan w życie.
- Szefie, potrzebuje pomocy... - odezwałam się cicho, aby przypadkiem Mark mnie nie usłyszał ale też na tyle głośno, żeby Szef zrozumiał
- Witaj Luno. W czym jest problem? - zapytał mężczyzna
- Muszę zmienić się w swoją oryginalną postać, abym mogła napisać list do jednego chłopaka. Pamiętasz może Jude'a z Akademii Królewskiej? To właśnie o niego mi chodzi. Domyślam się, że Szef wie już jaki był wynik meczu jego drużyny z Liceum Zeusa... - powiedziałam smutnym głosem - Jude postanowił porzucić piłkę nożną i poddał się a oboje wiemy, że jest naprawdę świetnym i uzdolnionym piłkarzem
- Masz sporo racji i tak, słyszałem co wydarzyło się podczas tego meczu a jeśli chodzi o Liceum Zeusa sądzę, że stoi za nimi Ray Dark - odpowiedział Szef - Dlatego podczas meczu z nimi, jeśli uda się wam oczywiście dojść do Finału i Zeusowi również to się uda, musisz mieć oczy i uszy szeroko otwarte, rozumiesz? A wracając do twojej prośby co proponujesz?
- Jak już mówiłam napisze list, w którym spróbuję przekonać go, aby dołączył do naszej drużyny. Dzięki temu zespół Raimona zyska kolejnego dobrego zawodnika i będziemy mieli jeszcze większe szanse, aby dostać się do Finału. Myślę, że Liceum Zeusa jest na tyle silną drużyną, że również dotrwają do Finału, gdzie Jude będzie miał okazję się na nich odegrać - wyjaśniłam w skrócie - Co ty o tym sądzisz, Szefie? - spytałam z nadzieją w głosie
- Moim zdaniem pomysł jest bardzo dobry - stwierdził Szef - Daje ci pozwolenie na jego wykonanie ale musisz być ostrożna, dobrze? Pamiętaj, że Mark nie może się o niczym dowiedzieć. On i inni
- Oczywiście Szefie i dziękuję bardzo
Po rozmowie z mężczyzną zamknęłam oczy a chwilę później nie stałam już na czterech łapach, tylko na dwóch nogach - zupełnie jak kiedyś. Naprawdę przyzwyczaiłam się aby być psem i myślę, że nie łatwo byłoby znowu stać się człowiekiem. Jednak wracając do mojego zadania musiałam nieco podkręcić tempo - w końcu brunet nie będzie siedział w łazience kilku godzin. Dlatego natychmiast rozłożyłam ręce na boki, po czym ponownie zamknęłam oczy i zaczęłam wypowiadać magiczne zaklęcie, które miało sprawić, że dostanę to o co poproszę.
- Chciałabym mieć długopis, kartkę papieru oraz kopertę - powiedziałam najbardziej skupionym głosem, na jaki było mnie stać i pstryknęłam palcami
Kiedy poczułam w swoich dłoniach wymienione przeze mnie rzeczy otworzyłam oczy i było tak jak wcześniej - w jednej dłoni trzymałam długopis a w drugiej kopertę i kartkę papieru. Usiadłam przy biurku i zaczęłam pisać list dla Jude'a, który - jak się okazało - nie zajął mi sporo czasu, ponieważ już na samym początku wiedziałam co powinno się w nim znaleźć. Za pomocą tego listu pragnę przekonać chłopaka, aby nie rezygnował z piłki nożnej i aby dołączył do naszej drużyny - obie strony z pewnością będą zadowolone a przy okazji obydwie strony na tym skorzystają.
Parę minut później list był gotowy, dlatego wstałam, odkładając wszystkie rzeczy tak jak były wcześniej. Następnie zgięłam list na pół i włożyłam go do koperty - natomiast ją podpisałam, informując do kogo należy list, aby chłopak nie miał żadnych wątpliwości, że podarunek należy do niego. Kiedy skończyłam położyłam list na łóżku, po czym odezwałam się do swojej bransoletki, aby poinformować mężczyznę o skończonym zadaniu.
- Szefie, udało mi się napisać list. Potrzebuję zmienić się ponownie w psa a później wykonam dalszą część mojego planu - powiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy
- Dobra robota - pochwalił mnie mężczyzna
Zamknęłam oczy a kilka chwil później znów stałam na czterech łapach jako Luna. Wskoczyłam na łóżko i wzięłam w zęby kopertę uważając, aby przypadkiem jej nie uszkodzić. Później zeskoczyłam z łóżka i wpełzłam pod nie, po czym zostawiłam kopertę z listem właśnie tam. Następnie wyszłam spod mebla mając nadzieję, że chłopak nie wpadnie na to, aby pod nie zaglądać - inaczej dowie się o liście o prawdopodobnie o moim sekrecie... Ponownie wskoczyłam na łóżko, zakręciłam się parę razy wokół własnej osi a następnie położyłam się, opierając pyszczek na przednich łapach. Nie minęło sporo czasu a do pokoju wszedł Mark ubrany w piżamę. Wskoczył na łóżko i położył się a na dobranoc pogłaskał mnie po głowie. Aby wykonać część drugą mojego planu musiałam poczekać aż brunet zaśnie - dlatego cierpliwie czekałam i z całych sił starałam się nie zasnąć, bo inaczej nici z mojego planu.
W końcu chłopak zasnął i spał jak kamień, dlatego postanowiłam wziąć się za swoją robotę. Najciszej jak potrafiłam zeskoczyłam z łóżka i wpełzłam pod nie, po czym chwyciłam kopertę w zęby i powoli się cofając uważałam, aby jej nie uszkodzić. Później podeszłam do drzwi i przednią łapą delikatnie je otworzyłam (było to możliwe, gdyż chłopak ich nie zamknął) a następnie wyszłam na korytarz. Po cichutko zeszłam na dół po schodach i zatrzymałam się przed głównymi drzwiami - były zamknięte, więc w żaden sposób nie będę w stanie ich otworzyć. Z nieco smutnym wyrazem pysia wróciłam na górę do pokoju mojego właściciela. Usiadłam na środku pomieszczenia i zaczęłam się uważnie po nim rozglądać, szukając jakiejkolwiek drogi ucieczki.
Ostatecznie udało mi się wypatrzeć okno, które jak zwykle było lekko uchylone - Mark nie lubił spać przy zamkniętym oknie, dlatego codziennie wieczorem je uchylał, aby w nocy wpadało do pokoju zimniejsze powietrze. Podeszłam do niego i oparłam przednie łapy o parapet a następnie wyjrzałam na zewnątrz. Pokój chłopaka znajdował się na piętrze, więc będę miała mały kłopot z zejściem na dół. Jednak wiem, że sprawa Jude'a jest ważna i zrobię wszystko, co w mojej mocy aby wykonać moje zadanie - w końcu tego oczekuje się od Psiego Agenta.
Odeszłam parę kroków od okna a następnie zaczęłam biec do przodu, po czym skoczyłam, będąc bliżej mojego celu. Udało mi się wylądować na parapecie, dlatego pyskiem i przednią łapą próbowałam otworzyć okno jeszcze szerzej. Ostatecznie jakimś cudem mi się to udało i przecisnęłam się przez otwór, po czym stanęłam na parapecie z drugiej strony. Rozejrzałam się uważnie za jakimś miejscem lądowania, którym stał się mały daszek. Skoczyłam na niego, lecz moje tylne łapy zjechały z daszku i mało brakowało a bym spadła. Ze wszystkich sił starałam się podciągnąć, co udało mi się po kilku próbach a następnie odetchnęłam z ulgą - dzięki Bogu, że udało mi się wejść z powrotem. Później ostrożnie zeskoczyłam na sam dół, przewracając się na bok ale zadanie wykonałam - udało mi się wyjść z domu a koperta z listem w ogóle na tym nie ucierpiała.
Biegłam ile sił w łapach do domu Jude'a. Trasę udało mi się zapamiętać, więc bez żadnego kłopotu udało mi się dostać na miejsce kilkanaście minut później. Podeszłam do głównych drzwi, po czym zostawiłam przed nimi kopertę z listem. Następnie zaczęłam głośno szczekać a kiedy usłyszałam kroki, szybciutko wskoczyłam w pobliskie krzaki, aby się ukryć. Widziałam, że drzwi się otworzyły i ze środka wyszedł Jude w piżamie. Chłopak uważnie rozglądał się na wszystkie strony, chcąc wypatrzeć najpewniej jakiegoś psa, który postanowił zakłócić jego sen. Niechcący spojrzał w dół i zauważył kopertę - inaczej w stu procentach by jej nie zobaczył. Jude schylił się i wziął ją w dłonie, po czym wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
Kiedy chłopak zniknął z mojego pola widzenia uznałam, że moja misja dobiegła końca. Poczekałam jeszcze kilka minut a następnie wyszłam z krzaków i pobiegłam do swojego domu. Stanęłam pod oknem zastanawiając się, jak mam teraz wejść przez nie z powrotem. Mogłabym użyć zapewne jednej z moich super mocy ale o wiele szybszy będzie inny sposób. Mianowicie podeszłam do drzwi i zaczęłam szczekać, aby mój właściciel mnie usłyszał. Po kilku minutach usłyszałam kroki i wyczułam zapach bruneta a chwilę później drzwi się otworzyły i stanął w nich zaspany chłopak. Nic nie mówiąc wpuścił mnie do środka a następnie poszliśmy do jego pokoju. Wskoczyłam na łóżko, okręciłam się parę razy wokół własnej osi i położyłam pysk na przednich łapach a kilka minut później zasnęłam. Nie przejmowałam się, czy Mark zorientuje się jak udało mi się wyjść - w końcu był bardzo zaspany i będzie zapewne myślał, że wpuścił mnie do domu w swoim śnie...
~ Z perspektywy Jude'a ~
Cała sytuacja była jakaś dziwna - nagle w moim śnie zaczął szczekać jakiś pies. Myślałem, że był to sen jednak gdy się obudziłem okazało się, że szczekanie nie ustawało. Postanowiłem sprawdzić o co chodzi, więc wstałem z łóżka i zszedłem na dół. Otworzyłem drzwi i zacząłem rozglądać się dookoła ale nikogo nie widziałem. Kiedy miałem wchodzić do środka niechcący spojrzałem w dół i zobaczyłem kopertę. Nieco zdziwiony tym podarunkiem wziąłem ją i ponownie się rozejrzałem - tak na wszelki wypadek. Kiedy nikogo nie było, wróciłem do środka i poszedłem od razu do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku a następnie uważnie przyjrzałem się kopercie, szukając nadawcy. Niestety takiego napisu nie znalazłem, dlatego nie miałem pojęcia od kogo był list - który zapewne był w środku. Nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości otworzyłem kopertę i wyjąłem z niej złożoną kartkę papieru, po czym ją rozłożyłem. Zacząłem czytać...
,,Witaj Jude,
Słyszałam już co się wydarzyło podczas meczu Twojej drużyny przeciwko Liceum Zeusa i jest mi z tego powodu naprawdę bardzo przykro. Domyślam się, że byłeś tym wszystkim przytłoczony i zasmucony... Nie miałeś również ochoty grać w piłkę nożną i planowałeś się z niej wycofać oraz porzucić ją na zawsze. Doskonale Cię rozumiem, naprawdę. Jednak pamiętaj, że jesteś bardzo dobrym, uzdolnionym młodym piłkarzem, który posiada wielki talent i jeszcze większy potencjał. Ludzie szukają tak wspaniałych osób jak Ty. Interesuje się nieco piłką nożną i czytałam, że Akademia Królewska została wyeliminowana z Turnieju Strefy Footballu, więc nie możecie już wyjść na boisko... Niestety nie mam tak wielkiej mocy, abym była w stanie cofnąć czas lub przywróciła was do rozgrywek... - przykro mi, Jude. Jednak wiem, co mogłabym zrobić aby pomóc Ci chociaż w małym stopniu. Bardzo dobrze znam się z pewną drużyną piłkarską - Gimnazjum Raimona. Słyszałeś o nich? Kapitanem drużyny jest Mark Evans i właśnie ta drużyna już jutro zagra mecz przeciwko Technikum Rolniczym. Znam ich możliwości i sądzę, że są w stanie dojść aż do Finału, gdzie zmierzą się z Liceum Zeusa, którzy także tam zagrają. A jeśli byś do nich dołączył, drużyna byłaby niepokonana i bez żadnego problemu poradziliby sobie z każdym przeciwnikiem. Ty również coś na tym zyskasz - razem z nimi dostaniesz się do Finału i odegrasz się na zawodnikach Zeusa, co Ty na to? Powinieneś w końcu przestać użalać się nad sobą, gdyż nie jest to dobre rozwiązanie. Zawsze traktowałeś Marka jak swojego wroga, więc może teraz staniesz po jego stronie? Bardzo Cię proszę Jude, zastanów się nad tym wszystkim i wszystko sobie na spokojnie przemyśl. Jeśli jednak zdecydujesz się do nas dołączyć, będę czekała jutro na stadionie razem z drużyną Raimona. Oczywiście nie poznasz mnie osobiście - nie mogę się ujawnić, ponieważ jest to mój sekret - lecz będę na boisku razem z Tobą. Trzymaj się i do zobaczenia, Jude''
~ Time skip (perspektywa Luny) ~
Następnego dnia pojechaliśmy autokarem na stadion, na którym obecnie się znajdowaliśmy. Za parę minut zacznie się mecz, w którym zagramy przeciwko Technikum Rolniczym. Bardzo stresowałam się całą sytuacją - głównie stresowałam się decyzją, którą podjął Jude. Pragnęłam, aby ten list zmienił jego podejście i aby chłopak do nas dołączył. Liczyłam na to, że argumenty te okazały się na tyle dobre, że tak się stało. Dlatego siedziałam niespokojnie przy nodze trenera i rozglądałam się uważnie dookoła myśląc, że za chwilę z tłumu zobaczę Jude'a. Jednak tak się nie stało a jeśli chodzi o pana Hillmana, ten nie miał zamiaru rozpoczynać meczu. Nie miałam pojęcia, dlaczego tak zdecydował, lecz jednego byłam pewna - trener musiał mieć ważny powód. W końcu podszedł do nas sędzia z niezbyt sympatycznym wyrazem twarzy.
- Zaraz musimy zaczynać mecz - powiedział mężczyzna, patrząc na swój zegarek
- Przepraszam, czy możemy jeszcze poczekać? - zapytała Silvia
- Jeśli za trzy minuty nie wyjdziecie na murawę to przegracie mecz walkowerem. Mam nadzieję, że to jasne - oznajmił sędzia, po czym odszedł
- Nie możemy czekać, trenerze. Trzeba zaczynać - powiedział Nathan
- Jeszcze nie - trener pokręcił przecząco głową - Czekamy na jednego zawodnika
- Eh... Ciągle pan to powtarza - zdenerwował się Kevin - Przecież wszyscy jesteśmy
Każdy z drużyny po kolei próbował przekonać naszego trenera - niestety bez żadnych rezultatów. Mężczyzna był uparty jak osioł i nic nie było w stanie go przekonać, aby zmienił swoje zdanie. Skoro czekaliśmy na jednego zawodnika zapewne chodziło mu o... Jude'a. Znaczyłoby to tyle, że chłopak doszedł do wniosku i zdecydował się do nas dołączyć. Byłaby to świetna informacja i byłam prawie w stu procentach przekonana, że inni będą tego samego zdania. W końcu trener spojrzał przed siebie i uśmiechnął się. Zrobiłam to samo i okazało się, że na boisko wszedł... Jude Sharp! Czyli jednak chłopak naprawdę postanowił do nas dołączyć. Naprawdę zdecydował się nam pomóc, abyśmy dostali się do Finału, gdzie zapewne zagramy z Liceum Zeusa. Kiedy drużyna spostrzegła chłopaka, na ich twarzach na początku pojawiło się zdumienie a następnie szerokie uśmiechy. Zapewne cieszyli się, że najlepszy strateg w kraju będzie grał razem z nimi w jednej drużynie. Natomiast jeśli chodzi o mnie, ja grzecznie siedziałam na swoim miejscu. Mimo, że nie było po mnie tego widać w duchu skakałam z radości, że tym razem również udało mi się wykonać moje zadanie...
W następnej części:
* Czy Mark i reszta znajdą sposób na niepokonaną obronę Technikum Rolniczego?
* Czy Jude będzie zastanawiał się od kogo dostał tajemniczy list?
* Czy były kapitan Akademii Królewskiej będzie żałował swojej decyzji o dołączeniu do Marka i chłopaków?
❤️⚽❤️~~~~~~❤️⚽❤️
5155 słów
❤️⚽❤️~~~~~~❤️⚽❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top