10. Szpieg Królewskich! ✔️

Dzień jak zwykle zaczęliśmy od porannego treningu na boisku przy szkole. Okazało się jednak, że razem z Markiem przybiegliśmy nieco za wcześnie, dlatego musieliśmy rozpocząć trening tylko we dwójkę. Moim zadaniem było dotoczenie piłki do bramki a zadaniem chłopaka było odebranie mi jej, abym nie zdobyła gola. Nie ukrywam, że było ciężko a brunet sprytnie próbował mnie podejść, oferując psie ciasteczko jeśli tylko oddam mu piłkę. Jednak ze mną nie było takich numerów i nie dałam się tak łatwo nabrać oraz przekupić. Udało mi się jakimś cudem ominąć chłopaka i biec ile sił w łapach do bramki - i tak zdobyłam swojego pierwszego gola. Zaczęłam skakać z radości i biegać po całym boisku a Mark śmiał się z mojego przypływu radości.

Natomiast pół godziny później dołączyła do nas reszta zespołu. Przywitałam się z każdym z osobna, otrzymując głaskanie po głowie lub drapanko między uszami. Następnie poszłam usiąść przy ławce, na której standardowo siedziały menadżerki. Trening bardzo się teraz przyda - w końcu następny mecz to już Finał Regionów, którego oczywiście nie mogliśmy przegrać. Dlatego każdy bez wyjątku ciężko trenował, aby być jeszcze lepszym zawodnikiem. Natomiast ja razem z dziewczynami obserwowałyśmy uważnie ich grę i śledziłyśmy każdy ruch piłki. Najszybszym zawodnikiem bez wątpienia był Nathan - był tak szybki, że pozostali mieli małe problemy, aby go dogonić. Jedynym chłopakiem, który odebrał mu piłkę wślizgiem był Bobby. Po skończonym treningu kapitan wszystkich pochwalił mówiąc, że świetnie się spisali a później z niektórymi osobami z drużyny poszliśmy do restauracji Rai Rai, aby zjeść coś pysznego. Z przyjemnością i z radością szłam do tego miejsca, gdyż miałam nadzieję, że dla mnie również znajdzie się jakiś smaczny kąsek.

- Normalnie padam z głodu - oznajmił kapitan - Chłopaki, chodźcie wrzucić coś na ząb

- Dobry pomysł - uśmiechnął się szeroko Jack

Kiedy mieliśmy wchodzić do środka w ostatniej chwili Bobby oznajmił, że nie może iść razem z nami. Jako wytłumaczenie podał, że musi iść do domu, aby odrobić lekcje, gdyż ma ich całkiem sporo. Uważam jednak, że godzinka lub dwie w towarzystwie kolegów z drużyny by mu nie zaszkodziła ale był to wyłącznie jego wybór a chłopcy z Markiem na czele ją zrozumieli. Weszliśmy do środka witając się z kucharzem, na co mężczyzna powitał nas z uśmiechem. Chłopcy zajęli miejsca a ja położyłam się pod stołem, czekając na smaczne kąski. Na szczęście pan Hillman nie zapomniał o mnie i parę sekund później położył mi przed nosem miskę z pysznie pachnącym jedzonkiem. Z radością machając ogonem zaczęłam zjadać pyszny posiłek i wiedziałam, że to miejsce stanie się moim ulubionym.

~ Time skip ~

Następnego dnia jak zwykle zaczęłam od wykonania swoich codziennych obowiązków, którym było między innymi obudzenie chłopaka do szkoły. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ brunet spał istnie kamiennym snem i ciężko było go obudzić. Na początku jak zwykle głośno szczekałam ale widząc, że po 5 minutach to nie zdało egzaminu, postawiłam na coś innego. Mianowicie wskoczyłam do niego i zaczęłam skakać po łóżku, co również nic nie dało. Dlatego został mi ostatni i nieco drastyczny krok - mianowicie zeskoczyłam z łóżka i zębami zabrałam mu zarówno kołdrę jak i poduszkę. Dopiero wtedy, gdy poczuł, że jest mu zimno postanowił wstać.

Z szerokim uśmiechem się ze mną przywitał, dziękując za pobudkę a następnie podszedł do szafy, otworzył ją i wyjął z niej szkolny mundurek. Natomiast ja opuściłam pomieszczenie i schodami udałam się do kuchni, gdzie czekała na mnie miska z pysznym śniadankiem - zaś w drugiej misce była świeża woda. Natychmiast zaczęłam pochłaniać wsypane przez mamę chłopaka jedzonko a kilka minut później dołączył do nas Mark. Ubrany był w szkolny mundurek oraz w pomarańczową opaskę na czole. Przywitał się z mamą a następnie usiadł do stołu. Nie musiał czekać zbyt długo, gdyż niemal natychmiast przed jego twarzą pojawił się talerz z pysznie pachnącym tostem, który na dodatek był polany ketchupem. Szybciutko dokończyłam swój posiłek, po czym usiadłam obok chłopaka, posyłając mu błagalne spojrzenie i cicho skomląc - miałam nadzieję, że jednak poczęstuje mnie tostem, ponieważ był to mój kolejny ulubiony przysmak.

- Piesku, to jest moje śniadanie a ty swoje już zjadłaś - powiedział, uśmiechając się do mnie, na co zamachałam delikatnie ogonem - Mamo... A nie może dostać dokładki...?

- Niestety synku - kobieta westchnęła - Dobrze wiesz, że nie może jeść tak dużo. Skończy się na tym, że będzie musiała dużo ćwiczyć, aby zrzucić zbędny brzuszek

Po skończonym posiłku udało nam się wyjść z domu a następnie zmierzaliśmy w kierunku szkoły. Na całe szczęście nie musiałam już chodzić na smyczy, lecz ta ciągle wisiała na haczyku w przedpokoju - tak na wszelki wypadek. Nie chodziłam na niej tylko i wyłącznie dlatego, że obiecałam chłopakowi, że będę grzeczna i nie będę sprawiała problemów. Jeśli nie będę słuchać się bruneta oraz nie będę wykonywać jego poleceń, znowu będę musiała chodzić na smyczy, co nie do końca mi się podobało. Ograniczała mi ona możliwość oddalenia się od Marka, między innymi podczas spacerów. Nie była to moja wina, kiedy my szliśmy chodnikiem po lewej stronie a jakiś cudowny zapach, który koniecznie muszę zbadać znajdował się po prawej stronie. A kiedy my jesteśmy po prawej stronie, ciekawy zapach jest po lewej stronie i tak w kółko. Dlatego moim zdaniem powinnam chodzić bez smyczy - w końcu nie jestem zwykłym psiakiem... Lecz to zależało tylko i wyłącznie od mojego właściciela, dlatego muszę mu pokazać, że jestem psem, który słucha się właściciela i grzecznie wykonuje jego polecenia mimo, że nie byłam ich uczona.

Do szkoły nie mieliśmy zbyt daleko, dlatego udało nam się dość szybko dojść na miejsce. Kiedy tylko przekroczyliśmy bramę od razu w oczy rzucił mi się Bobby, który rozmawiał z Silvią. Dziewczyna mówiła coś do niego, na co ten machnął niedbale ręką, jakby go to nie obchodziło a następnie odszedł w zupełnie innym kierunku niż szkoła. Mianowicie zmierzał do domku klubowego... Skoro do szkoły wejść nie mogłam postanowiłam sprawdzić, co takiego chłopak zamierza. Dlatego na pożegnanie polizałam Marka po dłoni, po czym pobiegłam za Bobbym. Na szczęście nie wiedział, że go śledziłam - a oto mi właśnie chodziło. W końcu nie mógł się o tym dowiedzieć, gdyż z całą pewnością nie zrobiłby tego, co na początku planował.

Kiedy doszliśmy na miejsce schowałam się za drzewem a chłopak otworzył drzwi i wszedł do środka. Odczekałam kilka sekund, po czym podbiegłam do drzwi, oparłam się o nie przednimi łapami i zajrzałam przez okienko do środka. Widziałam jak Bobby kucał przy małej szafeczce, w której były różne teczki z dokumentami zespołu. Wyjął jedną z nich a następnie ze środka wyciągnął kartkę - pewnie z jakimiś taktykami - i uważnie jej się przyglądał. Zastanawiałam się, czy zamierza zabrać ją ze sobą a kiedy tak by się stało powinnam wejść do środka i mu w tym przeszkodzić. Lecz parę minut później włożył ją z powrotem a teczkę odłożył na miejsce. Dlatego odepchnęłam się od drzwi i stanęłam ponownie na czterech łapach, po czym szybciutko pobiegłam za drzewo, aby się schować.

Tak jak myślałam Bobby nie zamierzał dłużej siedzieć w domku klubowym i wyszedł, chodząc sobie powolnym krokiem po szkolnym placu. Kiedy był nieco dalej ode mnie pobiegłam za nim nadal uważając, aby mnie nie zobaczył. Udało nam się dostać do garażów, gdzie szkoła trzymała szkolne autokary, które były używane podczas wycieczek. Chłopak zainteresował się nimi, dlatego podszedł bliżej a następnie wszedł do środka. Ja również byłam ciekawa co znajdę w środku, więc podbiegłam bliżej i wychyliwszy głowę, wszystko uważnie obserwowałam. Widziałam dwa stojące autokary oraz naszego trenera - pana Wintercy. Wyglądało to tak, jakby mężczyzna majstrował coś przy pojeździe. W końcu wyszedł zza autokaru i trzymał w dłoni jakieś wiadro. Tylko co w nim było...?

- Trenerze? - odezwał się Bobby niepewnym głosem

Mężczyzna podniósł wzrok z lekkim strachem na chłopaka jakby bał się, że ktoś go przyłapał. Jednak kiedy zorientował się, że to Bobby jego wzrok jakby złagodniał. Najwyraźniej odetchnął z ulgą i kamień spadł mu z serca, ponieważ wiedział, że chłopak go nie wyda - a przynajmniej ja tak myślałam.

- To tylko ty - mężczyzna odetchnął z ulgą - Przestraszyłeś mnie, mało nie dostałem zawału - dodał, chowając wiadro za sobą

- Przepraszam... A co pan tu właściwie robi? - zapytał chłopak

- Aaa... Nic takiego - powiedział wymijająco i zaczął iść w stronę wyjścia, dlatego szybko zabrałam głowę, aby przypadkiem mnie nie zauważył - A tak przy okazji. Mam dla ciebie dobrą radę, Bobby. Nie wsiadałbym do tego autokaru - uśmiechnął się do siebie a następnie odszedł

Postanowiłam wejść do środka i tak właśnie zrobiłam - weszłam do garażu a następnie podeszłam do chłopaka i usiadłam przy jego nodze. Na powitanie polizałam go po dłoni a mój nos podpowiadał mi, że chłopak był nieco zdenerwowany. Nie miałam zielonego pojęcia co mogło być w wiaderku, lecz z całą pewnością to zaprzątało teraz głowę Bobby'ego. Dziwiłam się także, dlaczego trener polecił chłopakowi, aby ten nie wsiadał do autokaru - czyżby coś było z nim nie tak? A może faktycznie mężczyzna coś majstrował przy pojeździe... Skoro tak, musiałabym jak najszybciej poinformować o tym Marka. A jako Psi Agent muszę dołożyć wszelkich starań, aby drużyna nie wsiadła do tego autokaru - nie może im się stać w końcu żadna krzywda.

- Luna...? Co ty tu robisz? - spojrzał na mnie i pogłaskał po głowie - Nie wiem, co robić... Na pewno coś majstrował przy autokarze ale jeśli im powiem... Znienawidzą mnie...

Z całą pewnością Mark i pozostali nie byliby źli na chłopaka za tą całą akcję. W końcu zrozumieliby, że Bobby powiedział im prawdę, aby ich chronić. Lecz ta decyzja należy od niego a ja nie mam na nią wpływu. Parę minut później słychać było dzwonek na pierwszą lekcję, dlatego wyszliśmy z pomieszczenia a następnie odprowadziłam chłopaka pod szkołę. Pogłaskał mnie po głowie z lekkim uśmiechem, po czym zniknął w środku. Natomiast mi wcale nie uśmiechało się wracać do domu, gdzie grzecznie czekałabym na mojego właściciela. Postanowiłam zatem, że wybiorę się na jakąś małą wycieczkę, dlatego moim pierwszym celem było boisko nad rzeką. Zrobiłam parę okrążeń na bieżni oraz wzięłam krótką kąpiel w rzece - woda nie była zbyt ciepła ale było cudownie w niej popływać. A później energicznie otrząsnęłam się, posyłając kropelki wody na wszystkie strony, dopiero później położyłam się na trawie w plamie porannego słońca.

Kiedy moje futerko było suche, wstałam na równe łapy i poszłam pod Wieżę Inazumy, czyli moje jak i Marka ulubione miejsce w całym mieście. Udałam się także do pobliskiego parku, gdzie spotkałam małą, rudą wiewiórkę. Miała puszysty ogon a w malutkich łapkach trzymała orzeszek - lecz kiedy mnie zobaczyła natychmiast go upuściła i ruszyła biegiem przed siebie. Nie mogąc się powstrzymać pobiegłam za nią, jednak zwierzątko wdrapało się na drzewo i z gałęzi uważnie mnie obserwowało. Zaczęłam skakać, lecz nie mogłam jej dosięgnąć, dlatego oparłam przednie łapy o pień drzewa i patrząc zwierzątku prosto w oczy zaczęłam szczekać. Lecz mała wiewiórka nie poddała się bez walki i żołędziem rzuciła idealnie w moją głowę. Cichutko zaskomlałam i odsunęłam się od drzewa a następnie opuściłam park. Skoro zwierzątko nie chciało się ze mną bawić musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie ale - że nic nie przychodziło mi do głowy - postanowiłam udać się do szkoły. Położyłam się na ławce i zasnęłam...

~ Time skip ~

Mój sen przerwał głośny dźwięk dzwonka i krzyki uczniów. Otworzyłam oczy, po czym zeskoczyłam z ławki i rozprostowałam wszystkie łapy. Następnie w tłumie osób szukałam swojego właściciela a kiedy w końcu go zobaczyłam, szybciutko do niego podbiegłam. Przywitałam się z nim, liżąc go po dłoni a potem razem z całą drużyną poszliśmy na szkolne boisko. Menadżerki jak zwykle usiadły na ławce a ja położyłam się u ich stóp, obserwując trening. Chłopcy zaczęli od kilku okrążeń na bieżni, lecz było widać gołym okiem, że nie wszystkim taki początek się podobał - między innymi Jackowi, który ledwo nadążał za pozostałymi. W pewnym momencie Bobby postanowił zrobić sobie przerwę i odłączył się od chłopaków a następnie ruszył w przeciwnym kierunku. Silvia patrzyła za chłopakiem nieco smutnym wzrokiem, po czym zwróciła się do Celii.

- Hej, może pogadałabyś chwilę z Bobbym? - zapytała zielonowłosa

- Dlaczego? - zdziwiła się dziennikarka - Stało się coś?

- Ostatnio bardzo dziwnie się zachowuje...

- Dobra - uśmiechnęła się granatowłosa - W końcu profesjonalny menadżer powinien dbać o swoich zawodników

Dziewczyna pobiegła za chłopakiem a ja nie wiele myśląc pobiegłam za nią. Chciałam tak jak ona dowiedzieć się, co się stało z Bobbym i miałam nadzieję, że zaraz się tego dowiemy. Ostatnio Mark w drodze do domu opowiadał mi, jak chłopak na lekcji matematyki o mały włos nie dostał jedynki. Stało się tak dlatego, że nauczyciel poprosił go, aby ten przyszedł do tablicy i rozwiązał jakieś zadanie, jednak chłopak był na tyle zamyślony, że go nie słyszał. Na całe szczęście mężczyzna powtórzył pytanie nieco głośniej, dzięki czemu chłopak opamiętał się i poszedł wykonać zadanie. Dlatego miałam nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni i chłopak skupi się na piłce nożnej oraz innych ważnych dla niego rzeczach.

Biegłam przy boku dziewczyny a kiedy dobiegłyśmy na miejsce spotkałyśmy osobę, której w ogóle się tu nie spodziewałam. Mianowicie naszym oczom ukazał się nie Bobby a Jude Sharp. Pierwsze co wpadło do mojej kudłatej głowy była myśl, że chłopak przyszedł tu, aby nas szpiegować. Jednak liczyłam na to, że nie miał tego w planach... Na wszelki wypadek rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu Bobby'ego ale nigdzie go nie widziałam. Byłam pewna, że był gdzieś niedaleko, lecz nie chcąc zostawiać Celii samej zrezygnowałam z dalszych poszukiwań.

- Jude! - krzyknęła dziewczyna - Przyszedłeś, żeby szpiegować klub piłkarski Raimona? - spytała, lecz ten zaczął odchodzić, jakby nie miał nastroju do rozmów

Nie chcąc, aby chłopak poszedł złapałam go zębami za rękaw jego bluzy. Dzięki temu nie mógł zrobić kolejnego kroku a wtedy Celia będzie mogła z nim na spokojnie porozmawiać. Na początku Jude stawiał opór, próbując się wyrwać lub ciągnąć w przód, aby zrobić krok do przodu. Ja za każdym razem zaciskałam szczęki coraz bardziej, nie pozwalając mu uciec. W końcu chłopak westchnął i odpuścił, dlatego mój uścisk nieco zelżał.

- Wyjaśnij mi to - powiedziała dziewczyna

- Zostaw mnie - burknął chłopak, wyrywając się z mojego uścisku - Siostrzyczko, nie mam zamiaru się przed tobą tłumaczyć

I po prostu odszedł przed siebie. Nie miałam pojęcia, że Jude i Celia są rodzeństwem - nawet do głowy mi to nie przyszło. Byłam zaskoczona i zapewne chłopcy również będą - o ile się o tym dowiedzą. Patrzyłam za odchodzącym chłopakiem i chwilę nawet myślałam, aby za nim pójść. Może spotka się z Ray'em Darkiem, który przekaże mu bardzo ważne informacje? Jednak postanowiłam zostać z granatowłosą, która również patrzyła za swoim odchodzącym bratem. Dlatego pocieszająco polizałam ją po dłoni, na co Celia spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła.

- Masz rację, Luna - powiedziała Celia - Lepiej wracajmy do pozostałych...

Razem z dziewczyną wróciłyśmy na boisko, gdzie nadal trwał trening. Ona usiadła na ławce obok Silvii a ja położyłam się u jej stóp. Zielonowłosa wyczuła najwidoczniej, że coś jest nie tak i nie zadawała dziennikarce żadnych kłopotliwych pytań. Celia także nic nie mówiła, tylko siedziała i wpatrywała się w grę chłopaków - jednak jej wzrok był nieobecny, jakby nie skupiała się na tym, co widzi. A po treningu razem z Markiem ze wszystkimi się ładnie pożegnaliśmy, po czym każdy ruszył w swoją stronę. My zmierzaliśmy w kierunku domu a brunet jak zwykle zaczął opowiadać mi coś niezwykłego. Na początku mówił o treningu i o tym, jak bardzo cię cieszy, że może zagrać w Turnieju Strefy Footballu. Jednak później zaczął opowiadać o szkole...

- Od może dwóch tygodni Lucy nie ma w szkole - zaczął Mark a ja odruchowo zatrzymałam się, patrząc na niego uważnie czarnymi oczkami, jednak po chwili podbiegłam i znów szliśmy obok siebie - Martwię się o nią... Zawsze była w szkole i prawie nigdy nie opuszczała lekcji. A teraz... teraz ma tyle zaległości... A jak dzwonię do niej, żeby podać lekcje zawsze jestem kierowany do poczty głosowej... Luna, co ja mam zrobić? Wiesz może, co się z nią stało?

Cichutko zapiszczałam sama do siebie, lecz chłopak najwidoczniej wziął moje piszczenie za odpowiedź na swoje zadane pytanie. Doskonale wiedziałam, dlaczego Lucy nie ma w szkole - w końcu ja nią byłam! A skoro byłam tu razem z Markiem jako super tajny Psi Agent, w szkole automatycznie nie mogłam się pojawić, gdyż w końcu nie mogłam być w dwóch miejscach na raz. Lecz skoro chłopak mi o tym mówił oznaczało to, że albo on zaczął się tym interesować, albo nauczyciele oraz inni uczniowie również zaczęli. To oznaczało tylko jedno - kłopoty.

- Niestety nie wiem, gdzie mieszka... - westchnął brunet - Inaczej mógłbym do niej pójść i dać notatki. Chociaż mam nadzieję, że wszystko u niej w porządku - uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym puścił się biegiem do domu

Nie wiele myśląc pobiegłam za nim. Oczywiście dotarłam na miejsce jako druga, ponieważ moja głowa była zawalona myślami na temat mojej osoby. Musiałam coś szybko wykombinować, bo jeśli tego nie zrobię, nauczyciele z dyrektorem na czele na prawdę zaczną się mną interesować. Mogą zawiadomić policję, która złoży wizytę moim rodzicom - a ci zapewne będę na delegacji... Dlatego jedynym pomysłem, który wpadł mi do głowy było zawiadomienie o wszystkim mojego Szefa. Zaraz po wejściu do domu od razu wbiegłam do kuchni, gdzie napiłam się troszkę wody i zjadłam parę psich chrupek. Następnie udałam się do pokoju chłopaka, wskoczyłam na łóżko i położyłam się, opierając pysk na przednich łapach. Czekałam jak Mark pójdzie do łazienki wziąć prysznic - wtedy bez problemu zadzwonię do Szefa i wszystko dokładnie mu opowiem. W końcu nadszedł odpowiedni moment...

- Szefie... - zaczęłam ściszonym głosem, żeby przypadkiem Mark lub któryś z rodziców mi nie przeszkodził - Szefie, potrzebuje twojej pomocy...

- Coś się stało, Luno? - spytał mężczyzna

- Wracałam z treningu razem z Markiem, który opowiedział mi naprawdę niedobre wieści... Powiedział mi, że od około dwóch tygodni nie ma w szkole Lucy a Lucy to ja... Dlatego jest to oczywiste, że nie ma mnie w szkole, gdyż jestem Psim Agentem. Ale skoro brunet się tym zainteresował jest szansa, że dyrektor i inni nauczyciele również się zainteresują... - opowiedziałam w skrócie naszą rozmowę z chłopakiem a raczej jego wypowiedź - Obawiam się, że będą kłopoty...

- Nie martw się, Luno - powiedział mężczyzna - Wszystkim się zajmę, więc nie musisz się tym martwić

- Dziękuję bardzo, Szefie

Ucieszyłam się, że Szef był taki spokojny i powiedział, abym się tym nie przejmowała, bo on coś wymyśli. Mogłam w spokoju i bez nerwów położyć się spać oraz zająć się moim głównym zadaniem - czyli ochroną drużyny Raimona przed Ray'em Darkiem. Po kilku minutach Mark wyszedł z łazienki ubrany w piżamę, po czym wskoczył do mnie na łóżko. Zamachałam radośnie ogonem, kiedy pogłaskał mnie po głowie a w ramach podziękowania polizałam go po twarzy. Następnie chłopak położył się, przykrywając się kołdrą a ja zwinęłam się w kłębek obok niego. A chwilę później oboje spaliśmy...

~ Time skip ~

Następnego dnia z samego ranka obudziłam szybciutko Marka, po czym pobiegłam do kuchni. Tam zaczepiałam mamę chłopaka tak długo, dopóki nie dała mi śniadania a kilka minut później brunet do nas dołączył. Również dostał pyszne śniadanko od swojej mamy a po porannych czynnościach wyszliśmy z domu. Ruszyliśmy do szkoły a kiedy dotarliśmy na miejsce pożegnałam się z chłopakiem, po czym pobiegłam troszkę dalej od terenu szkoły. Dotarłam do bardzo słonecznego miejsca, dlatego położyłam się na trawie, wygrzewając się w słońcu. Ciągle miałam w głowie myśli na temat wczorajszej sytuacji. Miałam nadzieję, że Szef coś wymyślił i zrobił tak jak mi obiecał.

Ponownie obudził mnie dzwonek kończący lekcje a to znaczyło, że po raz kolejny zasnęłam. Wstałam na cztery łapy, po czym je rozprostowałam a następnie pobiegłam do głównego wejścia. Tam wypatrywałam Marka a kiedy ten wyszedł z budynku przywitałam go jedynie jednym liźnięciem w dłoń. Chłopak niemal natychmiast zorientował się, że coś jest nie tak i patrząc mi w oczy próbował wyciągnąć ze mnie, co mnie dręczy. Jednak w następnej chwili radośnie szczekając skoczyłam na niego i zaczęłam lizać po całej twarzy - oczywiście wywołało to jego śmiech a mi pozwoliło wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji.

- Dzisiaj nauczyciel miał dla nas bardzo ważną informację - powiedział Mark i uśmiechnął się smutno - Okazało się, że Lucy wyprowadziła się i zamieszkała u swojej cioci Susan w Korei, dlatego nie będzie chodziła do naszej szkoły - na te słowa radośnie zaszczekałam a następnie pobiegłam na boisko przy szkole

Nie byłam w stanie wyrazić teraz swojej radości - byłam przeszczęśliwa. Szef tak jak obiecał wykonał bezbłędnie swoje zadanie a ja nie musiałam się martwić, że nauczyciele oraz uczniowie będą interesować się, dlaczego w szkole nie ma Lucy. Mogę w stu procentach zająć się swoim zadaniem, co bardzo mi się podobało. Inaczej byłabym rozkojarzona, co nie byłoby dobre zwłaszcza, że odpowiadam za bezpieczeństwo całej drużyny.

Obecnie byliśmy na boisku przy szkole - chłopcy jak zwykle trenowali a ja razem z Silvią uważnie śledziłyśmy każdy ruch piłki. Pozostałych dziewczyn jak na razie nie było i nie miałam pojęcia, gdzie są oraz kiedy się pojawią. Natomiast przed oczami nadal miałam obraz Jude'a i Celii, którzy nie mogli się dogadać. Ciekawiło mnie o co chodziło a rzecz w wiadrze u pana Wintercy również nie dawała mi spokoju. Nie miałam zielonego pojęcia, co mogę na te wszystkie rzeczy zaradzić... Lecz wiem, że w razie czego poradzę sobie i jak zwykle uda mi się wykonać moje zadanie.

Wracając jednak do treningu chłopaków musiałam przyznać, że naprawdę świetnie im szło. Podczas tego spotkania Sam nauczył się prawdopodobnie nowej techniki, która jak na razie nie miała nazwy. Zaczęłam się nad nią zastanawiać ale żadna fajna nazwa nie przychodziła mi do głowy. Ale moja psia intuicja podpowiadała mi, że Willy za kilka chwil zabierze głos i poda nazwę nowego strzału. I nie myliłam się, gdyż właśnie to zrobił:

- Nazwijmy to uderzenie Wybuchowym Strzałem

Nazwa była idealna i wspaniale pasowała do nowego strzału Sama. Natomiast inni również świetnie dawali sobie radę i znakomicie sobie radzili. Axel i Kevin doskonalili swoje Smocze Tornado a Mark bronił za pomocą Boskiej Ręki. Nic dziwnego, że chłopcy dawali z siebie wszystko - w końcu następny mecz jaki zagramy będzie to Finał Regionów i musimy pokazać klasę. A jeśli uda nam się wygrać to spotkanie awansujemy do Rozgrywek Krajowych, z czego bardzo się cieszyłam. Już nie mogłam doczekać się naszych następnych meczy, gdzie będę miała doczynienia z różnymi drużynami. Momentami byłam tak bardzo podekscytowana, że mój ogon nie mógł przestać kołysać się z boku na bok. Nic nie poradzę, że byłam bardzo dumna z chłopaków i z tego, jak radzą sobie z każdym przeciwnikiem.

Spojrzałam na Silvię, która nadal uważnie patrzyła na drużynę a następnie na pozostałych. Jednak coś mi tu nie pasowało... Mianowicie wyglądało na to, że kogoś brakowało. Widziałam Kevina, Steve'a, Todda, Marka, Axela a nawet Jacka. Ale po dłuższym zastanowieniu dotarło do mnie, że brakowało Bobby'ego! Wstałam szybko na równe łapy i zaczęłam się nerwowo rozglądać. Na początku nie zorientowałam się, że go brakuje - za bardzo skupiłam się na nie chodzeniu Lucy do szkoły oraz na treningu, dlatego go nie zauważyłam. Lecz teraz wiem, że go brakuje i zrobię wszystko, aby go znaleźć oraz przyprowadzić na trening. W końcu po kilku minutach patrzenia udało mi się go namierzyć, więc pobiegłam do niego, zatrzymując się jakieś dwa metry za chłopakiem. Ten najwyraźniej usłyszał, że ktoś się zbliża, więc postanowił się odwrócić.

- Co tu robisz, Luna...? Proszę, idź do reszty - prosił błagalnym tonem chłopak, patrząc mi w czarne oczka - Za chwilę zorientują się, że mnie nie ma a ja mam do wykonania bardzo ważne zadanie

Również patrzyłam mu w oczy oraz na jego twarz, próbując coś z niej wyczytać - i właśnie wtedy w oczy rzuciła mi się koperta. Zapewne w środku znajdował się list ale do kogo...? Ten chłopak naprawdę był dość tajemniczy i wcale nie mogłam go rozgryźć. Jednak może Bobby domyślił się na czym polega plan trenera Wintercy i postanowił wszystko spisać a potem komuś to dostarczyć? Plan brzmiał naprawdę fajnie, tylko ciągle ciekawiło mnie komu chciałby go dać. Może będzie to dyrektor albo Nelly? Albo może jeszcze ktoś inny? Powąchałam dokładnie kopertę, po czym spojrzałam mu głęboko w oczy z przechylonym łebkiem, na co Bobby westchnął.

- Nie mogę ich ciągle okłamywać... Nie mogę robić tego dłużej. Dlatego... dam ten list Nelly. W środku jest wszystko dokładnie opisane, co pan Wintercy chciał zrobić z autokarem. Dlatego mogłabyś wrócić do drużyny? - ponownie poprosił - Za chwilkę będę z powrotem, więc nie musisz się martwić - pogłaskał mnie po głowie a potem dał psie ciasteczko, które smakowało nieziemsko - Biegnij suniu - a potem odszedł do szkoły

Nie miałam pojęcia skąd chłopak nagle wziął psie ciasteczko ale wiem jedno - były one przepyszne! Ostatnio tak dobre i smakowite przysmaki dostałam od Axela, kiedy nieco ucierpiał podczas meczu z Liceum Mechatroników. Postanowiłam jednak zaufać chłopakowi, dlatego liznęłam go szybko w dłoń, po czym spokojnym krokiem ruszyłam do Silvii. Po drodze spotkałam Celię z którą ładnie się przywitałam a potem razem doszłyśmy do ławki, na której siedziała zielonowłosa. Dziewczyna usiadła obok drugiej menadżerki a ja położyłam się wygodnie przed nimi i obserwowałam boisko.

Zaś kilka minut później do reszty dołączył Bobby i był w znacznie lepszym humorze - nawet z tej odległości można było to dostrzec. Wydawał się weselszy i radośniejszy na twarzy, więc najwidoczniej dostarczył list córce dyrektora. Teraz biegał razem z chłopakami, dając z siebie wszystko. Przyjmował podania od kolegów z drużyny, po czym podawał ją dalej a czasami próbował zdobyć bramkę, strzelając ze wszystkich sił.

- Co za zmiana - ucieszyła się Silvia - Bobby jest dzisiaj zupełnie inny... Celia, co się właściwie wczoraj stało?

- A bo wiesz... Tak jakby j-ja... Straciłam go z oczu, bardzo przepraszam - troszkę się zawstydziła, mówiąc te słowa

- Jesteś reporterką, to do ciebie zupełnie nie podobnie - stwierdziła Silvia

- No tak, wiem o tym - granatowłosa lekko się uśmiechnęła

Cieszyłam się, że chłopak załatwił ważną sprawę i dzięki temu mógł z czystym sercem grać w piłkę nożną. Jednak nadal martwiłam się zachowaniem naszego trenera - pana Wintercy. Zachowywał się dziwnie a w dodatku niósł w wiadrze coś dziwnego... Nadal nie miałam pojęcia, co mogło w nim być a jeśli nie dowiem się tego szybko, mogą być kłopoty.

- Co pan Wintercy tu robi? - zapytała Silvia - Nigdy nie przychodzi na treningi

- W końcu jest naszym trenerem - odpowiedziała Celia

Nie wiedziałam, dlaczego dziewczyny nagle zaczęły rozmawiać o naszym trenerze. Spojrzałam na menadżerki, które wcale nie patrzyły na boisko, tylko w zupełnie innym kierunku. Dlatego spojrzałam dokładnie tam, gdzie one i okazało się, że mężczyzna stał przy boisku z założonymi rękami na klatce piersiowej i się nam przyglądał. Było to tym dziwne, że trener rzadko a raczej wcale nie chodził na nasze treningi. Więc musiał mieć teraz jakiś ważny powód, aby nas odwiedzić i osobiście pilnować naszych treningów. A kilka minut później dołączyła do nas Nelly, która podeszła do pana Wintercy. Pomyślałam sobie, że skoro zjawiła się tu nawet córka dyrektora musiałam dowiedzieć się co się dzieje, dlatego podeszłam do nich, siadając przy nodze Nelly.

- Panie Wintercy - zaczęła córka dyrektora

- O co chodzi, Nelly? - zapytał i odwrócił się w jej kierunku

- Chciałabym pana prosić o przysługę, pomoże mi pan? - założyła ręce na klatce piersiowej

- Jak mógłbym odmówić najbardziej uroczej uczennicy w całej szkole - stwierdził z uśmiechem

- Chcę sprawdzić stan naszego autokaru, którym pojedziemy na Finał. Może się pan nim przejechać? - spytała, patrząc mu w oczy

- Mam wsiąść za kierownicą!? - krzyknął zaskoczony mężczyzna

Byłam pewna, że musiało być coś na rzeczy skoro trener tak gwałtownie zareagował. Była to przecież tylko i wyłącznie jazda testowa, która nie musiała trwać jakoś szczególnie długo. Wystarczy, że kilka minut pojeździ autokarem, sprawdzając jego stan. A przez krzyk naszego trenera cały zespół przerwał trening i spojrzał w naszą stronę.

- Wiesz Nelly... Ja bardzo chętnie bym ci pomógł ale przecież nie mam prawa jazdy na autobusy i niestety nie mogę... - dodał, próbując się wymigać

- Spokojnie, niech pan się tym nie martwi. Pojeździ pan po terenie szkoły, tu policja pana nie złapie - odpowiedziała spokojnie Nelly - Poza tym taka jazda testowa nie musi trwać długo, naprawdę

Wyczuwałam, że mężczyzna zaczął się denerwować i co jakiś czas się jąkał. Dodatkowo zaczął bawić się palcami, jakby nie chciał tu być. Ciekawe co teraz siedzi w jego głowie... Czego tak okropnie się bał, że postanowił w jakiś magiczny sposób wymigać się z tej prośby. A kiedy trener przez dłuższy czas nic nie mówił, dziewczyna odezwała się:

- Może jest jakiś inny powód, który pana powstrzymuje? - na co mężczyzna wytarł pot z czoła za pomocą chusteczki, nadal milcząc - Panie Wintercy

- No dobrze... - zgodził się z wielką niechęcią

Całą drużyną razem z trenerem Wintercy poszliśmy do garażów, gdzie szkoła trzymała szkolne autokary. Zespół z Markiem na czele stanęli po lewej stronie pojazdu a ja usiadłam przy nodze mojego właściciela. Natomiast Nelly stanęła z prawej strony razem z mężczyzną, który wsiadł do środka. Chcąc zobaczyć, co trener wymyśli zmieniłam miejsce i usiadłam przy nodze Nelly. Widziałam, że pan Wintercy zapiął pasy a dłonie położył na kierownicy i nieruchomym - wręcz przerażonym - wzrokiem patrzył przed siebie. Zaczekaliśmy kilka minut, lecz autokar nadal stał w miejscu. Im dłużej przyglądałam się naszemu trenerowi oraz myślałam na temat tego, co było w wiadrze wpadłam na pewien pomysł. Możliwe, że mężczyzna nie chce zrobić jazdy testowej, ponieważ spuścił cały płyn hamulcowy, który był wtedy w wiadrze. Jeśli ruszyłby na jazdę testową mogłoby to się skończyć katastrofą...

- Niech pan zrobi kilka okrążeń wokół budynków - powiedziała córka dyrektora, natomiast trener siedział jak sparaliżowany - Panie Wintercy, dlaczego pan nie rusza?

- J-już, chwileczkę - zająknął się, nadal patrząc przed siebie

Słyszałam jak trener przekręcił klucz w stacyjce, lecz próbował nam wcisnąć, że wysiadł akumulator. Ja i Nelly nie dałyśmy się nabrać a dziewczyna zbeształa mężczyznę i poleciła mu, żeby się nie wygłupiał. Dlatego pan Wintercy odpalił pojazd ale nadal nie zamierzał wyjechać z garażu. Nie miał takiego zamiaru nawet wtedy, jak dziewczyna mu to powiedziała. W końcu nasz trener nie wytrzymał i powiedział nam, że nie zrobi tego, nie podając żadnych dodatkowych wyjaśnień. Dlatego Nelly pokazała kopertę a ja od razu rozpoznałam, gdyż to była ta sama koperta, którą trzymał Bobby - tak jak mówił wręczył ją dziewczynie.

- Dzisiaj otrzymałam ten list. Wie pan, co w nim jest? Dokładny opis tego, co chciał pan zrobić - powiedziała, pokazując kopertę z listem - Panie Wintercy, nie chce pan ruszyć autokarem, ponieważ majstrował pan przy nim i to by było ryzykowne. Tak tu jest napisane - trener na jej słowa zaczął się śmiać, po czym wyszedł z pojazdu

- Tak, to prawda. Spuściłem cały płyn hamulcowy - powiedział w stronę drużyny

- Po co pan to zrobił? - zapytał Mark a w jego głosie słyszałam zdenerwowanie

- To przecież logiczne. Żebyście nie wystąpili w Finale Turnieju Strefy Footballu - wyjaśnił mężczyzna spokojnym głosem, jakby w ogóle nie był świadomy konsekwencji, które będzie musiał ponieść

Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. Niby od początku wiedziałam, że pan Wintercy jest dziwny ale nie spodziewałam się, że będzie chciał zrobić coś aż tak strasznego tylko po to, abyśmy nie wystąpili w Finale Turnieju Strefy Footballu. Jednak na tym nie koniec, gdyż rozmowa toczyła się dalej a Nelly postanowiła wyrzucić naszego - już byłego - trenera z pracy. Mogła tak postąpić, ponieważ jej tata upoważnił ją do podejmowania tak poważnych decyzji.

Myślałam, że złe wiadomości były już za nami ale okazało się, że Bobby również był szpiegiem z Akademii Królewskiej. Pamiętałam, że również był tajemniczy i musiałam mieć na niego oko ale tego również się nie spodziewałam. Cała drużyna była zła a wręcz oburzona takim obrotem spraw. Prawie wszyscy ,,rzucili się'' na biednego chłopaka, który stał jak słup soli i patrzył na nas. Chłopcy mówili okropne rzeczy między innymi, że chłopak jest zdrajcą oraz kanalią... Jedynie ja i Mark nie myśleliśmy w ten sposób i chcąc go jakoś ochronić, stanęliśmy przed chłopakiem, zwróceni przodem do drużyny.

- Hej, uspokójcie się wszyscy - powiedział oburzony brunet a ja donośnie zaszczekałam chcąc pokazać, że zgadzałam się z chłopakiem - Od dawna gramy z nim w jednej drużynie. Jak możecie go tak bezpodstawnie oskarżać? - następnie z lekkim uśmiechem spojrzał na Bobby'ego - Ja cały czas w niego wierzę. Naprawdę

- Słuchaj Mark... - zaczął powoli chłopak - Pan Wintercy mówił prawdę... Przepraszam! - po czym odbiegł od nas

- Bobby! - krzyknął brunet, lecz chłopak nie miał zamiaru do nas wracać

Ile sił w łapach pobiegłam za chłopakiem, ponieważ nie chciałam, aby w tej trudnej sytuacji był sam. Udało mi się go dogonić idealnie w chwili, kiedy Bobby zdążył usiąść na trawie przy boisku nad rzeką, obserwując jak młodsze dzieci grają w piłkę nożną. Podeszłam do niego a następnie położyłam się po prawej stronie. Chłopak delikatnie pogłaskał mnie po głowie a parę minut później dołączyła do nas Silvia, która usiadła po lewej stronie Bobby'ego. Teraz we trójkę patrzyliśmy na mini mecz piłki nożnej, który był rozgrywany przed nami.

- My też tacy byliśmy jeszcze kilka lat temu, pamiętasz? - odezwała się dziewczyna a po chwili ciszy dodała: - Po jego śmierci przez lata nie mogłam patrzeć na piłkę... Ale przynajmniej ty dotrzymałeś słowa danego Erikowi, co nie? Bardzo się wstydzę, że byłam taka słaba... - wyczułam, że jest nieco przygnębiona, dlatego podeszłam bliżej i polizałam ją po policzku - Ale na szczęście, kiedy postanowiłam wrócić do gry, spotkałam Marka. Co za chłopak. Ten to ma fioła - zielonowłosa zaśmiała się - Bez względu na pogodę zawsze widzisz go z piłką. Nieważne, która godzina praktycznie cały czas trenuje i sprawia mu to wiele radości. Mark bardzo przypomina mi Erika

- A dla mnie oni są zupełnie inni - odpowiedział po chwili Bobby - Erik był zawsze o dwa kroki przede mną, uwielbiał być pierwszy. Chociaż biegłem ile sił w nogach nigdy nie mogłem go dogonić. A Mark jest inny. Mogę biec obok niego. Kiedy gram z Markiem czuję, że ciągle mogę robić postępy

- To ciekawe, co mówisz - skomentowała Silvia a chłopak kontynuował

- Kurcze ale oni teraz muszę być na mnie wściekli...

Jednak prawda była zupełnie inna a mianowicie taka, że Mark wcale nie był na chłopaka zły. Wręcz przeciwnie - przybiegł z piłką do nas i kopnął ją w stronę Bobby'ego, który złapał ją odruchowo z szokiem wymalowanym na twarzy. Spojrzał na twarz bruneta, który jak zwykle szeroko się uśmiechał, po czym zaproponował chłopakowi, aby pograli razem w piłkę. Mój właściciel nie musiał długo czekać, gdyż Bobby niemal natychmiast wstał z miejsca i pobiegł z Markiem na boisko. Brunet stanął na bramce a chłopak razem z dziećmi biegał za piłką po boisku. Bardzo przyjemnie oglądało się ich grę zwłaszcza, że Silvia ciągle mnie głaskała. Leżąc obok niej z głową na jej kolanach machałam ogonem zadowolona, kiedy dziewczyna pogłaskała mnie po grzbiecie a następnie podrapała mnie między uszami - o tak... tego było mi trzeba.

~ Time skip ~

Następnego dnia spokojnie siedzieliśmy sobie w domku klubowym, gdzie Timmy wspominał niesamowity wyczyn Nelly, która zwolniła pana Wintercy za jego podłe sztuczki. Każdy zajmował się sobą i widziałam jak Todd grał w grę wideo, natomiast Willy czytał coś bardzo ważnego, gdyż był bardzo zaciekawiony i zainteresowany. Mianowicie czytał ważne informacje na temat Turnieju Strefy Footballu.

- Regulamin Strefy Footballu wyraźnie mówi, że drużyny nie posiadające trenera nie mają prawa brać udziału w Turnieju - odezwał się Willy

- Coo!? - zdziwiła się cała drużyna

- Nelly! Przyznaj się, wiedziałaś o tym? - zapytał Mark

- Oczywiście, że tak - zgodziła się z nim dziewczyna dumnym głosem - Dlatego macie natychmiast znaleźć sobie nowego trenera. Reprezentuje w tej kwestii zdanie właściciela naszej szkoły, wykonać

Miny zawodników nie zwiastowały niczego dobrego i byli raczej załamani tą informacją. Zapewne nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw i mówiąc szczerze, ja również nie miałam o tym wszystkim pojęcia... Ale skoro Nelly o tym wiedziała powinna nam wspomnieć, żeby drużyna się nieco przygotowała. Moglibyśmy znaleźć nawet nowego trenera na zastępstwo a w takim wypadku jesteśmy w kropce. Najwidoczniej córka dyrektora postanowiła zrobić nam niezbyt miłą niespodziankę. Ale nie jestem złej myśli i wierzę, że wszystko się jakoś ułoży...

W następnej części:

* Czy Mark i reszta znajdą nowego trenera?

* Czy trener Akademii Królewskiej postanowi odwiedzić Jude'a Sharpa, aby przekazać mu swój niecny plan?

* Czy Luna wpadnie w tarapaty przez bycie Psim Agentem?

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

5853 słowa

❤️⚽❤️ ~~~~~~ ❤️⚽❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top