1. Zagrajmy w piłkę! ✔️
Cały czas czekałam pod domem Marka, siedząc przed drzwiami a w mojej głowie kłębiło się chyba z milion pytań. Ciągle zastanawiałam się, czy Mark mnie polubi i czy będzie chciał mnie przygarnąć. Jeśli nie, będę miała mały problem z wykonaniem mojego zadania. Jednak jak na razie jestem raczej dobrej myśli i liczę, że wszystko pójdzie dobrze. Po niecałych 20 minutach usłyszałam głosy dochodzące z domu a już kilka chwil później drzwi otworzyły się na oścież i ze środka wyszedł brunet, jak zwykle z szerokim uśmiechem na twarzy. Jednak jego uśmiech prysnął niczym bańka mydlana, kiedy mnie zobaczył. Zatrzymał się w pół kroku, patrząc na mnie uważnie jakby bał się, że za chwilę ruszę do ataku. Widząc, że trochę się boi postanowiłam nieco rozluźnić atmosferę. Na początku próbowałam złapać swój ogon, biegając w kółko jak szalona a następnie położyłam się na ziemi, czołgając się centymetr po centymetrze w jego kierunku. W końcu wyczułam, że jest spokojniejszy dlatego usiadłam przed nim, podając mu swoją puchatą, prawą łapę z białym serduszkiem.
- Witaj piesku - delikatnie się uśmiechnął i wziął w dłoń moją łapkę - Co ty tu robisz, hm?
Zakręciłam się w kółko radośnie szczekając a potem co i rusz podsuwałam pod jego dłoń głowę do głaskania. W końcu Mark rozluźnił się na tyle, że zaczął głaskać mnie po grzbiecie oraz głowie bez ani cienia strachu czy wątpliwości. Zobaczył również mój znaczek i przeczytał to, co się na nim znajdowało, czyli moje imię. Następnie obrócił znaczek z zamiarem poznania imienia mojego właściciela i zdziwił się niesamowicie kiedy zrozumiał, że moim właścicielem jest właśnie on. Jego mina niewiele zdradzała i zaczęłam niespokojnie ziewać, ponieważ dotarło do mnie, że może nie chcieć mnie przyjąć pod swój dach. Wtedy bym miała mały problem...
- Jesteś takim ślicznym pieskiem, Luna - szeroko się do mnie uśmiechnął - Nie mam pojęcia skąd się tu wzięłaś ale wiem, że ze mną zostaniesz. Niestety nie mogę się teraz spytać mamy, ponieważ muszę pędzić na trening ale po powrocie się jej zapytam. Jestem pewien, że się zgodzi - i z tymi wspaniałymi słowami popędził do szkoły
Ja oczywiście ruszyłam za nim ile sił w łapach. Pobiegliśmy chodnikami w kierunku centrum Inazuma Town a następnie skierowaliśmy się do Gimnazjum Raimona. Najwidoczniej dzisiaj lekcji nie było, dlatego od razu udaliśmy się do domku klubowego zespołu. Od dawna wiedziałam, że ten budynek właśnie tu się znajduje, gdyż już dość spory czas temu miałam tutaj zajrzeć. W końcu chciałam zapisać się do szkolnej drużyny piłkarskiej ale biorąc pod uwagę moje umiejętności nie byłam pewna, czy zostanę przyjęta do zespołu. Dodatkowo zabrakło mi odwagi, aby przekroczyć ten próg i jakoś nigdy więcej nie naszła mnie myśl o dołączeniu...
Budynek był dość małych rozmiarów jak ja drużynę piłkarską. Był również dosyć stary a innymi słowy znajdował się w opłakanym stanie. Przydałby się remont ale nie jestem pewna, czy dyrektor chciałby go wykonać skoro tak mało ludzi zapisało się do drużyny. Kiedy ja zastanawiałam się nad tym wszystkim, brunet otworzył drzwi i z szerokim uśmiechem na twarzy wszedł do środka. Nie wiele myśląc weszłam za nim, zaczynając węszyć dookoła i rozglądając się. Większość drużyny była zajęta kompletnie czymś innym niż piłka nożna. Między innymi Todd grał w swoją grę wideo, Timmy ćwiczył sztukę walki a Jack zajadał się pysznie wyglądającymi chipsami. Usiadłam przy nodze mojego właściciela i czujnym spojrzeniem czarnych oczu obserwowałam całą drużynę.
- No to czas na trening! - krzyknął Mark do pozostałych, lecz nie zrobiło to na nich większego wrażenia
- A co to jest za pies, kapitanie? - zapytał Steve, patrząc na mnie z zaciekawieniem
- Nazywa się Luna i czekała na mnie przed domem, kiedy miałem iść na trening - wyjaśnił chłopak - Na znaczku pisało, że jestem jej właścicielem i w pierwszej chwili byłem tą informacją bardzo zaskoczony. Jednak po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że fajnie byłoby mieć psa i tak oto ją mam - szeroko się uśmiechnął
- Po dłuższym zastanowieniu to u ciebie kilka sekund, Mark - odezwał się Timmy, na co brunet zaśmiał się pod nosem - A czy w ogóle masz pewność, że twoja mama zgodzi się na psa?
- Masz rację Timmy - zgodził się chłopak - Lecz jestem w stu procentach przekonany, że mama nie będzie miała nic przeciwko temu
Cieszyłam się, że tak powiedział gdyż to znaczyło, że chciałby abym zamieszkała razem z nim. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wszystko zależy tak naprawdę od decyzji, którą podejmie jego mama ale dodawało mi otuchy to, że Mark był w stu procentach pewien, że jego mama pozwoli mu mnie przygarnąć. Miałam jednak nadzieję, że będę mogła dołączyć do ich rodziny abym w pełni wypełniała swoje zadanie. W razie czego mam również plan awaryjny, gdyby mama chłopaka nie pozwoliła mu mnie zatrzymać. Cały dzień spędzałabym z brunetem a na noc zasypiała pod gołym niebem, przy świetle księżyca i milionów gwiazd.
- Ruchy, trening! - powtórzył Mark a po wyrazie twarzy innych, dodał: - Co tak siedzicie? Przecież nie trenowaliśmy od tak dawna...
- A boisko? Masz w ogóle rezerwację? - spytał Kevin
- Wymyśliłem, aby pójść do klubu Rugby i tam...
- Tak też myślałem - dorzucił swoje trzy grosze Steve, który był zaczytany w swój magazyn o piłce nożnej
- Znowu skończy się na tym, że nas wyśmieją - dopowiedział Todd grający w grę wideo
Nieco znudziło mi się siedzenie ciągle w jednym miejscu, dlatego postanowiłam nieco pozwiedzać a przede wszystkim pomóc Markowi. Podeszłam w pierwszej kolejności do Steve'a siedzącego przy stoliku. Oparłam przednie łapy o krawędź stolika i popatrzyłam mu głęboko w oczy. Miałam nadzieję, że to przekona chłopaka do zmiany nastawienia jeśli chodzi o grę w piłkę nożną. Widząc jednak, że to nie pomogło postanowiłam pójść do Jacka, który nadal zajadał się smakowicie wyglądającą przekąską. Niestety moje smutne psie oczka i oklapnięte uszy nie pomogły i nieco zasmucona wróciłam do mojego właściciela.
- Ale nie pozwolą nam ćwiczyć bo stwierdzą, że dla nas siedmiu wystarczy kort tenisowy. Lepiej poczekać jak boisko się zwolni - stwierdził Sam
- Właśnie - zgodził się z nim Jack
- Ono nigdy nie jest wolne - dodał Timmy
- Ale jesteśmy klubem piłkarskim! - wykrzyknął Mark i wskazał plakat wiszący na ścianie - Turniej Strefy Footballu. W tym roku na pewno w nim będziemy - zapewniał, jednak niestety nie przekonało to reszty zespołu
Zaszczekałam radośnie na znak zgody, biegając w kółko. Zdawałam sobie sprawę, że wygranie Turnieju Strefy Footballu z siedmioma zawodnikami nie jest zbyt łatwe do zrealizowania ale nadal w to wierzę swoim psim serduszkiem. Wystarczy znaleźć jeszcze paru graczy, przyłożyć się do treningów i dawać z siebie wszystko a nam się uda. Lecz jeśli każdy będzie z góry zakładał, że nam się nie uda, nie mamy co liczyć na zwycięstwo z takim słabym nastawieniem. Poza tym zawsze jest szansa na zwycięstwo - wystarczy włożyć w grę całe serce.
- Z siedmioma zawodnikami nie zagramy w żadnym turnieju - odpowiedział mu Todd
- Co jest z wami? Dołączyliście do tego klubu bo chcieliście kopać piłkę! Więc co wy tu jeszcze w ogóle robicie?! Żenada - ocenił Mark
Wiedziałam, że z tego nic już nie będzie. Wszyscy byli negatywnie nastawieni do gry i treningu, dlatego żadna rozmowa czy gesty nic tu nie zmienią. Nie chciałam patrzeć jak Mark jest smutny ich postawą, dlatego zębami chwyciłam kawałek jego koszulki i zaczęłam delikatnie ciągnąć w kierunku drzwi. Chciałam, aby czym prędzej opuścił to miejsce, gdzie panowała niezbyt przyjemna atmosfera. Chłopak spojrzał na mnie a potem na pozostałych, pogłaskał mnie po głowie i ruszył w kierunku drzwi. Otworzył je a ja wybiegłam przodem na świeże powietrze. Natomiast brunet niezbyt delikatnie postanowił zamknąć drzwi, przez co tabliczka, która informowała o klubie piłkarskim spadła na ziemię. Szybciutko do niej podbiegłam i chwyciłam ją w zęby, następnie podeszłam do Marka i mu ją podałam, siadając na przeciwko. Ten zaś delikatnie się do mnie uśmiechnął, wziął tabliczkę i ponownie zawiesił na drzwiach.
Kopiąc piłkę przed sobą zamierzaliśmy pójść na boisko nad rzeką, gdzie brunet zapewne chciał potrenować a przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak po drodze zatrzymała nas Silvia Woods - menadżerka drużyny Raimona. Podeszła do nas z szerokim uśmiechem na twarzy a ja radośnie do niej podbiegłam. Liczyłam na to, że dziewczyna nie przestraszy się moim dużym entuzjazmem i z radością mnie pogłaska.
- Cześć Mark! - krzyknęła do chłopaka na powitanie a następnie spojrzała na mnie - Jakaś ty śliczna, jak się wabisz?
- Siema Silvia - odpowiedział Mark ze słabym uśmiechem - Nazywa się Luna i poznałem ją, kiedy miałem iść na trening. Czekała na mnie przed domem - wyjaśnił w skrócie
- Niestety ja nie w tej sprawie... - nagle posmutniała - Nie udało się załatwić boiska, przepraszam...
- To nie twoja wina - pocieszył chłopak a ja polizałam ją po dłoni na potwierdzenie jego słów - Nic nie szkodzi
Chciałam dać im chwilę na rozmowę, dlatego oddaliłam się, aby im nie przeszkadzać. Zauważyłam piłkę Marka, która była bez opieki, dlatego nie wiele myśląc podeszłam do niej. Najpierw pacnęłam ją łapą a piłka poturlała się o kilka centymetrów dalej, następnie zaczęłam popychać ją pyskiem, tocząc ją przed sobą. Była to naprawdę bardzo fajna zabawa a przy okazji nie przeszkadzałam swojemu właścicielowi w rozmowie z Silvią. Kiedy piłka poturlała się zbyt daleko postanowiłam po nią pójść, lecz w tym momencie Mark krzyknął:
- Luna! Idziemy na boisko!
Tak bardzo skupiłam się na zabawie piłką, że nie słyszałam dalszej rozmowy Marka z Silvią. Jak widzę stanęło na tym, abyśmy poszli na boisko nad rzeką i pograli z młodszymi dziećmi. Czym prędzej podbiegłam do piłki i pyskiem zaczęłam ją popychać, aby poturlała się do chłopaka. Wtedy ten wziął ją w dłonie i razem z nami poszedł na boisko nad rzeką.
~ Time skip ~
Kiedy doszliśmy na miejsce, Mark z prędkością światła pobiegł na bramkę, czyli na swoją ulubioną pozycję. Natomiast ja razem z zielonowłosą podeszłyśmy do pobliskiej ławki. Dziewczyna usiadła na niej a ja położyłam się u jej stóp i czujnym spojrzeniem z postawionymi na sztorc uszami obserwowałam całe boisko. Musiałam być gotowa na wszystko, skoro Ray Dark będzie chciał pozbyć się Marka i pozostałych. Natomiast skoro mowa o chłopaku, ten bawił się w najlepsze, stojąc na swojej ulubionej pozycji i broniąc strzały młodszych dzieci. Z wielką chęcią bym pograła w piłkę razem z nimi lecz zdaje sobie sprawę, że będzie to zły pomysł. W końcu nie mogę zmienić się w dziewczynę bez podania naprawdę ważnego powodu. A pogranie w piłkę razem z brunetem i dziećmi nie jest na tyle ważnym powodem, aby Szef mógł mnie zmienić w dziewczynę.
- Świetnie, teraz podanie! Nie do niego... I strzał! - brunet był w swoim żywiole, kiedy wydawał polecenia dzieciom - Kto następny? - zapytał i podał piłkę do chłopca w chustce
- Już po tobie, Evans! - krzyknął chłopiec z chustką na głowie, który biegł z piłką prosto na bramkę z zamiarem strzelenia pięknej bramki, lecz pewna dziewczynka odebrała mu ją
- Pięknie Maddie! Czas na strzał! - pochwalił ją brunet a ona kopnęła piłkę z całej siły na bramkę, zaś chłopak obronił strzał bez żadnego problemu
- Co? - zdziwiła się Maddie - Znowu ją złapał?
- Całkiem udana próba - stwierdził brunet - Dobra, lecimy dalej. Kto następny?
- Ja! - krzyknęły równocześnie dzieci, gdyż każdy z nich chciał spróbować
- Strzelajcie ze wszystkich sił!
Gra toczyła się dalej a ja czujnie śledziłam każdy ruch piłki. Lecz w pewnej chwili coś wyczułam i obróciłam się za siebie. Zauważyłam tam chłopaka z blond włosami i z czekoladowymi oczami, który stał i uważnie nam się przypatrywał. Po chwili namysłu już wiedziałam z kim mamy do czynienia. Był to Axel Blaze - niesamowity napastnik. Słyszałam o nim mnóstwo wspaniałych rzeczy i oglądałam jego mecze w telewizji. Niestety później z jakichś nieznanych powodów opuścił swoją drużynę i nie grał w następnych meczach... Od zawsze ciekawiło mnie to z jakiego powodu postanowił odejść z drużyny i teraz pod postacią Psiego Agenta będę może miała okazję się tego dowiedzieć.
- Maddie, jeszcze raz wielkie gratulacje za ten piękny wślizg! - pochwalił ją brunet, krzycząc ze swojej bramki, kiedy dziewczynka poszła napić się wody
- Dzięki Mark - delikatnie się uśmiechnęła - Z twoją pomocą nasze treningi nareszcie zaczynają przynosić efekty
- Nie robię tego tylko dla was. Pamiętaj, że dla mnie to też świetny trening - odpowiedział Mark zgodnie z prawdą
Wtedy ponownie wyczułam jakiś obcy zapach, którego tu wcześniej nie było. Zaczęłam się uważnie rozglądać dookoła aby sprawdzić, kto postanowił do nas dołączyć. I wtedy zauważyłam dwójkę dziwnie wyglądających chłopaków, którzy na moje oko chodzili do liceum. Czułam w kościach, że nie są mili i spotkanie z nimi na pewno nie skończy się zbyt dobrze. Moja sierść na grzbiecie zjeżyła się, kiedy ci dwaj zaczęli się do nas zbliżać i byłam już pewna - będą kłopoty. Wracając jednak do gry, która ciągle trwała na boisku, przy piłce był nadal chłopiec w chustce. Oddał on strzał na bramkę, lecz piłka zboczyła z kursu i z impetem przeleciała dokładnie przed twarzami licealistów, omal ich nie trafiając.
- Który z was pryszcze to zrobił? - powiedział gniewnym tonem większy licealista
- Nic wam się nie stało? - spytał Mark, podbiegając do nich a następnie delikatnie pochylił się w przód w geście przeprosin - Przepraszamy was. Czy możecie oddać nam naszą... - niestety nie było mu dane dokończyć, gdyż mniejszy z licealistów uderzył go w brzuch, przez co brunet upadł na kolana, trzymając się kurczowo za bolący brzuch
- Myślałeś o tej piłce, koleś? - większy licealista usiadł na piłce
Od samego początku czułam w kościach, że nasze spotkanie z tą dwójką nie będzie miłe. Mark grzecznie do nich podszedł i zaczął ich przepraszać - w końcu chłopiec w chustce nie zrobił tego specjalnie. A oni uderzyli go w brzuch i nic sobie z tego nie robili. Podniosłam się z miejsca i podbiegłam do mniejszego licealisty a następnie skoczyłam na niego. Odchyliwszy uszu w tył i pokazując zęby z mojej klatki piersiowej wydobywało się głębokie warczenie.
- Zabierz tego psa! - krzyknął mniejszy z nich, patrząc na mnie przerażonymi oczami
- L-Luna, zostaw... - wyszeptał mój właściciel - Zostaw go...
Nie miałam zamiaru z niego schodzić, ponieważ właśnie na to sobie zasłużył. Najchętniej bym go ugryzła, lecz jeszcze kontrolowałam się na tyle, żeby tego nie zrobić - w końcu miałabym przez to same kłopoty a skoro ja, to i Mark, skoro ten był moim właścicielem a to znaczyło, że za mnie odpowiadał. Dlatego pozostawało mi warczenie, pokazywanie zębów oraz przenikliwe spojrzenie, którym obdarzałam mniejszego licealistę.
- Kto by się spodziewał. On jest z Gimnazjum Raimona tego z cieniarskim klubem piłkarskim. Nie ma z kim trenować, więc uczy dzieciaki kopać piłkę, żałosne... - powiedział większy z nich i zaczął się śmiać, po czym napluł na piłkę - Pokaże ci jak strzelają prawdziwi piłkarze
Mimo, że Marka nadal bolał brzuch i kurczowo się za niego trzymał widział moment, w którym większy z licealistów napluł na piłkę. Byłam pewna, że to oburzyło bruneta, który kochał piłkę nożną całym swoim sercem i zawsze brał ją na poważnie. Natomiast zachowanie licealisty było nieodpowiednie i na pierwszy rzut oka było widać, że dla chłopaka piłka nożna absolutnie nic nie znaczyła. Następnie bez większej precyzji i chwili zastanowienia kopnął piłkę, która leciała prosto na Maddie. Tak bardzo skupiłam się na tym bałwanie, że nie miałam czasu na jakąkolwiek reakcję, aby ruszyć dziewczynce z pomocą. W chwili, kiedy piłka miała ją uderzyć odruchowo zamknęłam oczy, lecz zamiast piskliwego głosu Maddie usłyszałam, jakby piłka została przez kogoś kopnięta. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Axel stoi przed dziewczynką, więc najwidoczniej to właśnie on kopnął piłkę, która poleciała prosto w twarz licealisty. Chłopak stracił przytomność a mniejszy z licealistów zrzucił mnie i podbiegł do swojego kolegi.
- Stary, nic ci nie jest? - spytał, próbując go jakoś ocucić, jednak kiedy to nic nie dało, zaczął mówić w stronę Blaze'a - Osz ty...! - a kiedy zobaczył mordercze spojrzenie blondyna przerwał niemal natychmiast swoją wypowiedź, wziął swojego kolegę na plecy i uciekł
Mój właściciel czuł się już nieco lepiej, dlatego wstał na nogi i z szeroko otwartą buzią wpatrywał się w Axela. Natomiast ja podeszłam i usiadłam obok bruneta z oklapniętymi uszami. Było mi najzwyczajniej w świecie wstyd, ponieważ gdybym skupiła się na swojej misji - na swoim zadaniu - nie miałabym żadnych problemów z dotarciem przed Maddie i zablokowaniem piłki. Niestety dałam się sprowokować i puściłam swoje negatywne emocje ze smyczy, przez co ciężko było mi nad sobą zapanować.
- Dziękuję panu - podziękowała z uśmiechem dziewczynka, na co chłopak odwzajemnił jej uśmiech, włożył ręce do kieszeni i zaczął odchodzi
- Zaczekaj! To przecież był niesamowity strzał! Grasz może w jakimś zespole? Bo naprawdę powinieneś. Musisz przyjść do nas na trening - mówił Mark z prędkością błyskawicy podchodząc do chłopaka, lecz ten chwilę słuchał a potem odszedł
Jak widać Axel nie był zbyt rozmownym gościem i nie był ciekawy pytań zadanych przez bruneta. Niemal natychmiast opuścił boisko nad rzeką i udał się w miejsce, które znał tylko i wyłącznie on. Natomiast ja nadal siedziałam w tym samym miejscu z położonymi uszami. Ciągle nie mogłam pogodzić się z myślą, że zawaliłam... W końcu powinnam ją obronić bez żadnego problemu... Na całe szczęście Axel był w pogotowiu i wykonał za mnie zadanie. Gdyby jednak nie zdążył to... - nawet nie chcę o tym myśleć.
- Wszystko w porządku, Mark? - spytała Silvia, podchodząc do chłopaka, na co ten kiwnął głową - Skoro wszystko jest dobrze będę wracała już do siebie. Na razie - delikatnie się uśmiechnęła i pobiegła przed siebie, machając przez ramię
Brunet jeszcze chwilę patrzył jak dziewczyna odbiega a następnie ruszył w moim kierunku. Na samą myśl, że będzie na mnie zły cichutko pisnęłam i położyłam się na ziemi, zakrywając pyszczek przednimi łapami. Zastanawiało mnie czy bardzo będzie na mnie krzyczał. A jeśli ta sytuacja zdenerwowała go na tyle, że nie będzie chciał mnie przygarnąć...?
- To było bardzo miłe, że ruszyłaś mi z pomocą, Luna - powiedział Mark - Ale następnym razem wykonaj polecenie, dobrze?
Chłopak kucnął i pogłaskał mnie po głowie a ja zabrałam łapy z mojego pysia i powoli podniosłam głowę, aby na niego popatrzeć. Brunet szeroko się do mnie uśmiechnął i nadal głaskał mnie po głowie, dopóki mój ogon nie zaczął merdać sam z siebie. W końcu kiedy dotarło do mnie, że chłopak nie był na mnie zły skoczyłam na niego i zaczęłam lizać po całej twarzy, co wywołało jeszcze szerszy uśmiech i głośny śmiech.
~ Time skip ~
Po krótkiej zabawie Mark zabrał mnie do sklepu zoologicznego, gdzie kupił worek z psim jedzonkiem i dwie miski. Obie miski były jasnoniebieskie z narysowaną białą kością z przodu i bardzo mi się podobały. Oczywiście pomogłam mu w niesieniu zakupów i w zębach trzymałam torebkę, w której znajdowały się obie miski. Następnie razem z chłopakiem postanowiliśmy wrócić do domu. Przez całą drogę ziewałam niespokojnie martwiąc się, że jego mama nie pozwoli mu mnie zatrzymać. Miałam jednak nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i Mark zrobi wszystko co w jego mocy, aby mógł przyjąć mnie pod swój dach. Kiedy udało nam się dotrzeć na miejsce brunet otworzył drzwi i przepuścił mnie jako pierwszą. Od razu weszłam ochoczo do środka, machając puszystym ogonem, odłożyłam torebkę z miskami na podłodze i zaczęłam obwąchiwać wszystko na swojej drodze.
- Wróciłem! - krzyknął brunet a chwilę później z kuchni wyszła jego mama, która od razu mnie zauważyła
- Co to ma znaczyć, Mark? - zapytała, zakładając ręce na klatce piersiowej i obdarowując mnie uważnym spojrzeniem - Nie pamiętam, abym zgodziła się na jakiegokolwiek psa
- Kiedy rankiem wychodziłem na trening czekała na mnie przed domem - wyjaśnił chłopak - Nazywa się Luna a na znaczku pisało, że jestem jej właścicielem - złożył dłonie jak do modlitwy - Czy może u nas zostać? Proszę...
- No nie wiem - jego mama nie była do końca pewna tej całej sytuacji - Codziennie chodzisz do szkoły i prawie cały czas spędzasz czas na treningach oraz grze w piłkę nożną. Nie jestem do końca pewna, czy dasz sobie radę i czy znajdziesz czas, aby właściwie opiekować się psem
- Znajdę czas - jęknął Mark - Będę codziennie chodził z nią na spacery, zmieniał wodę aby zawsze była świeża, pilnował żeby w misce miała jedzenie... Będę ją szkolił i tresował a także będę się nią bardzo dobrze zajmował. Bardzo proszę!
- Niech ci będzie - delikatnie się uśmiechnęła - Pamiętaj tylko, że pies nie jest zabawką i nie możesz jej wyrzucić oraz się jej pozbyć wtedy, kiedy ci się znudzi - pogłaskała mnie po głowie
- Wiem o tym - szeroko się uśmiechnął widząc, że mama chyba się do mnie przekonała - Zobaczysz, że będzie jej u nas dobrze - przytulił ją a następnie skierował się do swojego pokoju
Poszłam za nim po schodach do jego pokoju a kiedy weszłam do środka, jak zwykle ruszyłam na wycieczkę zapoznawczą. Chodziłam i wtykałam nos praktycznie w każdym zakamarek w pomieszczeniu i wszystko uważnie oglądałam. Jego pokój nie był zbyt duży a tak naprawdę znajdowały się w nim same najpotrzebniejsze rzeczy. Stała tutaj szafa, było łóżko i biurko oraz komoda, na której stało zdjęcie jego dziadka - Davida Evansa. Kiedy wszystko dokładnie obejrzałam wskoczyłam na łóżko, okręciłam się parę razy wokół własnej osi i położyłam się, opierając pysk na przednich łapach. Zamknęłam oczy, myśląc o całym dzisiejszym dniu i o tym, że moje życie naprawdę zmieniło się o 180°...
~ Time skip ~
Rankiem powoli zaczynałam się budzić i zobaczyłam, że przez okno wpadają pierwsze promienie słońca. Dotarło do mnie, że zaczął się nowy dzień i jest wczesna godzina a to znaczyło, że czas do szkoły. Wstałam z łóżka na cztery łapy i popatrzyłam na mojego właściciela, który nadal smacznie spał, zagrzebany w ciepłej kołderce. Niestety musiałam go obudzić, aby przypadkiem nie spóźnił się do szkoły a poza tym musiałam zjeść śniadanko, żeby mieć dużo siły na cały dzień. Najpierw próbowałam trącać go pyszczykiem oraz łapą ale wynik był taki, że chłopak mruknął coś niezrozumiałego przez sen, lecz wstać nie chciał. Dlatego przyjęłam nieco bardziej drastyczne kroki - albowiem chwyciłam kołdrę w zęby i zeskakując z łóżka ściągnęłam ją z chłopaka. Następnie wypuściłam materiał ze swoich szczęk i popatrzyłam na niego aby sprawdzić, czy może to coś dało. Niestety nadal spał i zaczęłam obawiać się tego, że faktycznie w końcu nie zdąży do szkoły. Ostatnim krokiem, którym podjęłam było głośne szczekanie i na całe szczęście to sprawiło, że Mark postanowił w końcu wstać.
- Dzięki za obudzenie suniu - pogłaskał mnie po grzbiecie z lekkim uśmiechem na twarzy
Kiedy miałam stuprocentową pewność, że chłopak już nie śpi postanowiłam pójść do kuchni. Tam spotkałam jego mamę z którą również się przywitałam i usiadłam na przeciwko swoich pięknych, aczkolwiek pustych misek. Musiałam czym prędzej wrzucić coś na ząb i zjeść pożywne śniadanie. Czułam, że zaczynało mi już burczeć w brzuchu i trzymałam łapy ze wszystkich sił, aby Mark pospieszył się i zszedł na dół. W końcu do kuchni zawitał wspomniany wcześniej chłopak, który zamiast dać śniadanko grzecznemu pieskowi, ten usiadł sobie przy stole i czekał na własne śniadanie. Podeszłam do niego i położyłam pysk na jego kolanach, patrząc smutnymi oczami i lekko merdając ogonem - chciałam mu przypomnieć, że jednak o kimś zapomniał.
- Wybacz Luna, już ci daje śniadanko - powiedział, przy okazji ziewając i podnosząc się z krzesła - Wciąż nie mogę uwierzyć, że należysz do naszej rodziny i dlatego jakoś tak wyszło - uśmiechnął się szeroko
Do jednej z misek nalał świeżej wody, natomiast do drugiej wsypał pysznie wyglądające i smakowicie pachnące psie jedzonko. Niemal natychmiast rzuciłam się na jedzenie, pochłaniając wszystko do ostatniego chrupka. Kiedy byłam już najedzona napiłam się trochę wody a następnie położyłam się na podłodze i leniwie machałam ogonem czekając, jak mój właściciel skończy jeść swoje śniadanie. W końcu nadal musieliśmy iść do szkoły, aby nie spóźnić się na pierwszą lekcję.
- Pamiętaj synku, aby nie dawać jej za dużo psich chrupek - powiedziała mama - Kiedy będzie jadła za dużo urośnie jej brzuszek i będzie niemały problem, aby ten zbędny brzuszek zgubiła
- Masz rację mamo - zgodził się z nią brunet - Jak będę miał pewnego dnia troszkę wolnego czasu zajrzę z nią do ośrodka szkoleniowego dla psów i podpytam trenera o wszystkie informacje na temat tej rasy - uśmiechnął się do kobiety a następnie spojrzał na mnie - Chodźmy Luna, czas do szkoły!
~ Time skip ~
Razem z Markiem poszliśmy do szkoły - Gimnazjum Raimona. Bycie psem ma jednak swoje plusy, ponieważ jako pies nie mogę uczęszczać do szkoły i na lekcje. Mogę beztrosko biegać po parku całymi godzinami, nie przejmując się nieodrobioną pracą domową. Jednak na początku mojej przygody z S.S.A. wolałabym trzymać się blisko Marka i nie oddalać się od niego na wielkie odległości. Dlatego musiałam jakimś cudem dostać się do budynku, aby być przez cały czas blisko chłopaka. Na początku poszłam radośnie za nim do głównych drzwi mając nadzieję, że jednak mnie wpuści.
- Wybacz Luna ale nie możesz wejść - powiedział smutnym głosem - Wrócę za nim się obejrzysz, dobrze?
Nie byłam zbyt zachwycona takim obrotem spraw gdyż liczyłam na to, że brunet mnie jednak wpuści. Niestety wejść do szkoły nie mogłam i pozostało mi czekanie na mojego właściciela na dworze. Szczeknęłam na znak zgody, na co Mark uśmiechnął się delikatnie i wszedł do środka. Jednak ja wcale nie zamierzałam się poddawać i wiedziałam, że jakoś dostanę się do wnętrza szkoły. Odczekawszy kilka minut ruszyłam truchtem na około budynku, wypatrując otwartych okien. Jak na złość wszystkie były chwilowo zamknięte i nie miałam pojęcia, jak mam się tam dostać. Dlatego z opuszczonym ogonem udałam się przed szkołę, gdzie zamierzałam poczekać na Marka. Wtedy zauważyłam wolną ławkę do której z chęcią podeszłam. Wskoczyłam na nią i położyłam się, opierając pysk na przednich łapach i czekałam...
Jednak im dłużej na niego czekałam, tym coraz bardziej mi się nudziło. Zeskoczyłam z ławki i postanowiłam spróbować jeszcze raz znaleźć jakieś otwarte okno, aby dostać się do środka. Ponownie ruszyłam na około budynku, wypatrując jakiegoś otwartego okna, które posłuży mi za wejście. I tym razem zauważyłam otwarte okno - aż podskoczyłam z radości do góry wiedząc, że za chwilę znajdę Marka i będę mogła spędzić z nim cały dzień. Otwarte okno nie znajdowało się aż tak wysoko, dlatego uznałam, że bez żadnych trudności powinnam wskoczyć do środka. Cofnęłam się o parę metrów od okna, aby móc się rozpędzić i nabrać odpowiedniej prędkości. Następnie ruszyłam biegiem przed siebie a kiedy byłam w niedużej odległości od otwartego okna wyskoczyłam w górę niczym zawodowy koń skaczący przez przeszkody. Idealnie wlatując do środka wylądowałam na czterech łapach i zaczęłam radośnie kręcić się w kółko na myśl, że za chwilę zobaczę się z Markiem.
Znalazłam się na korytarzu a dzięki zegarkowi wiszącemu na ścianie wiedziałam, że jestem w szkole podczas przerwy. Znaczyło to, że jakiś nauczyciel będzie chodził po korytarzu i miał na wszystko oko. Dlatego nie mogłam pozwolić, aby mnie zobaczyć, złapał i wyrzucił ze szkoły. Postanowiłam użyć swojego super gadżetu i miałam nawet pomysł, jakiej super mocy mogłabym użyć.
- Obroża
- W czym mogę pomóc?
- Uruchom mi Super Niewidzialność
- Już się robi. Uruchamiam Super Niewidzialność
(Super Niewidzialność - Luna staje się niewidzialnym psem)
Używając tej super mocy nie miałam pojęcia czy w ogóle taka moc istnieje. Na całe szczęście owa moc była do mojej dyspozycji i już chwilę później byłam całkowice niewidzialna! Dzięki temu mogłam bez żadnego problemu dostać się do klasy i nikt z nauczycieli mnie nie zobaczy. Z nosem tuż przy ziemi zaczęłam szukać zapachu należącego do chłopaka i już kilka chwil później udało mi się znaleźć odpowiedni trop. Omijałam każdego napotkanego nauczyciela oraz uczniów a kiedy znalazłam salę, w której przybywał chłopak niepostrzeżenie wślizgnęłam się do środka i podbiegłam pod ławkę, przy której siedział. Następnie poczekałam jak w klasie będzie dosyć głośno i wyłączyłam swoją super moc - w końcu nikt nie może się o tym dowiedzieć a dzięki temu mogłam bez problemu odezwać się do swojej obroży na tyle cicho, na tyle ile było to możliwe bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi. Dopiero potem łapą dotknęłam nogi chłopaka a ten schylił się i spojrzał pod ławkę.
- Luna? - zdziwił się - A co ty tutaj robisz? Przecież miałaś poczekać na zewnątrz - wyszłam spod ławki i polizałam go po twarzy - A zresztą nauczyciela na razie nie ma i raczej nic się nie stanie, jeśli kilka minut tu z nami posiedzisz
Zaczęłam chodzić po całej klasie od ucznia do ucznia, witając się. Od każdego z nich dostawałam solidną porcję pieszczot i musiałam przyznać, że bardzo mi się to podobało. Kiedy znudziło mi się chodzenie po klasie, podeszłam ponownie do mojego właściciela i usiadłam grzecznie przy jego nodze, słuchając uważnie jego rozmowy z Axelem. Najwidoczniej Mark nie zdążył się przywitać z blondynem, dlatego zaczął właśnie od tego.
- Cześć Axel. Wczoraj jakoś tak nawet nie zdążyłem ci się przedstawić... Nazywam się Mark Evans. Jestem kapitanem klubu piłkarskiego i jednocześnie bramkarzem. Tak sobie myślę... Może dołączysz do naszego zespołu? Widziałem wczoraj próbkę twoich możliwości. Mówię ci, takiego wykopu dawno nie widziałem - uśmiechnął się szeroko do chłopaka ale ten całą swoją uwagę poświęcał widokom za oknem - Coś nie tak? - zapytał brunet widząc, że blondyn nie zbyt go słucha
- Nic tego. Ja już nie gram w piłkę - odpowiedział Axel, nie patrząc na mojego właściciela
- Jak to nie grasz? Co się stało? - dopytywał brunet
- Nie twój interes - uciął chłopak i nie odezwał się później ani słowem
Parę minut później do klasy przybiegł Steve Grim - jeden z zawodników szkolnej drużyny. Powiedział Markowi, że trener czeka na niego w gabinecie dyrektora i ma chyba mu coś ważnego do powiedzenia. Okazało się, że może chodzić prawdopodobnie o rozwiązanie szkolnego klubu piłkarskiego i Mark bardzo się tym przejął. Zdenerwował się i ruszył w kierunku drzwi, następnie wyszedł z sali i skierował się do gabinetu dyrektora. Natychmiast wstałam na równe łapy i ruszyłam truchtem za nim. Kiedy wyszłam z sali ponownie użyłam swojej Super Niewidzialności a następnie poszłam za nim wprost do gabinetu dyrektora. Brunet wszedł do środka a ja zostałam na korytarzu. Dlatego postanowiłam użyć jeszcze jednej super mocy, abym mogła słyszeć całą ich rozmowę. Siedząc pod drzwiami uruchomiłam ją i zaczęłam podsłuchiwać.
- Obroża
- W czym mogę pomóc?
- Uruchom mi Super Podsłuch
- Już się robi. Uruchamiam Super Podsłuch
(Super Podsłuch - Luna może podsłuchiwać każdego kto znajduje się w innym pomieszczeniu bądź w sporej odległości)
- Czy chcecie mi panowie coś powiedzieć? - zapytał Mark a ja niemal natychmiast wyczułam, że jest nieco spięty i zdenerwowany
- Pewnie cię zaskoczę ale nasz klub piłkarski dostał zaproszenie na mecz towarzyski w przyszłym tygodniu - powiedział pan Wintercy niezbyt radosnym głosem
- Mecz towarzyski? - zdziwił się chłopak - Naprawdę?! Będziemy mogli zagrać?!
- Przeciwko... - zrobił krótką pauzę - ...Akademii Królewskiej...
- K-k-królewskiej?! Tej Akademii Królewskiej najsilniejszej drużynie w całym kraju? - dopytywał brunet
- Właśnie tej. Czy to nie wspaniała wiadomość? - trener nie był zbyt zadowolony, co mi się niekoniecznie podobało
- Oni są niepokonani - odezwał się przewodniczący - W końcu są mistrzami Strefy Footballu od 40 lat z rzędu
- Dlaczego najlepsza drużyna w kraju chcę z nami grać? - spytał Mark samego siebie - Cieszę się, że mamy szansę zagrać z tak dobrym przeciwnikiem ale... My mamy tylko siedmiu członków zespołu i... - niestety nie mógł dokończyć, gdyż jakaś dziewczyna mu w tym przeszkodziła
- Jeśli brakuje wam zawodników to po prostu zwerbujcie sobie kogoś przed meczem - powiedziała Nelly, którą poznałam już po jednym zdaniu - Jeśli nie zbierzesz więcej zawodników albo jeśli mimo kompletnej drużyny przegracie mecz to obawiam się, że wasz klub zostanie rozwiązany
- Nie ty o tym decydujesz! - zezłościł się Mark
- Ja nie - zgodziła się z nim panna Raimon - To wyłączna decyzja właściciela i dyrektora szkoły. Mamy dosyć niepotrzebnego wydawania pieniędzy na wasz żałosny klubik
- Co takiego?!
- Panie Evans. Panna Nelly jako córka właściciela szkoły reprezentuje jego zdanie i jest jego prawą ręką - wyjaśnił przewodniczący
- Ona przekazuję nam decyzję właściciela szkoły - dodał pan Wintercy
Kiedy rozmowa dobiegła końca szybciutko wyłączyłam swój Super Podsłuch oraz Super Niewidzialność i niczym grzeczny psiak siedziałam przed drzwiami, czekając na mojego właściciela. Chłopak wyszedł z gabinetu nieco podłamany i kucnął, przytulając mnie.
- Będziemy grali mecz towarzyski razem z Akademią Królewską... Uwierzysz piesku? - wyszeptał mi do ucha a ja polizałam go po policzku, co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy - Ja muszę zmykać na ostatnią lekcję a potem razem pójdziemy do domku klubowego, aby powiedzieć o meczu pozostałym, zgoda?
W odpowiedzi podałam mu prawą łapę z białym serduszkiem i kiedy wrócił ponownie do klasy, użyłam Super Niewidzialności i opuściłam budynek. Następnie grzecznie położyłam się na ławce i przymknęłam oczy, odlatując w krainę marzeń i fantazji...
~ Time skip ~
Obudził mnie dźwięk dzwonka, który oznaczał, że lekcja się skończyła. Zeskoczyłam z ławki i rozprostowałam sobie łapy po krótkiej drzemce a następnie zaczęłam czarnymi oczkami wyszukiwać Marka w dość sporej grupce innych uczniów. W końcu udało mi się go dostrzec i z radością machając puszystym ogonem podbiegłam do niego. Oparłam się przednimi łapami o jego klatkę piersiową i zaczęłam lizać go po twarzy, przez co chłopak zaczął się głośno śmiać. Kiedy prawidłowo się z nim przywitałam poszliśmy do domku klubowego, gdzie przebywała już cała drużyna Raimona. Mark ogłosił z kim gramy najbliższy mecz towarzyski i musiałam przyznać sama przed sobą, że nie każdy był tą informacją zachwycony...
~ Time skip ~
Następnego dnia zaraz po lekcjach razem z Markiem biegaliśmy po terenie szkoły i próbowaliśmy nakłonić kogoś, aby wstąpił do szkolnej drużyny piłkarskiej. Niestety nie szło nam zbyt dobrze i większość nie miała nawet pojęcia, że w szkole znajduje się klub piłkarski. Miałam coraz więcej obaw jeśli chodziło o nasz mecz z Królewskimi. Nawet z całą drużyną będziemy mieli niemałe trudności, jeśli chodzi o zwycięstwo a jeśli nie będziemy mieli wystarczającej ilości zawodników tym bardziej przegramy. Lecz nadal wierzę swoim całym psim serduszkiem, że uda nam się wygrać ten mecz.
Po pewnym czasie zauważyłam grupkę uczniów w pomarańczowych koszulkach - byli to bez wątpienia lekkoatleci, którzy wybrali się na swój codzienny trening. Należał tam również chłopak z naszej klasy a mam tu na myśli Nathana Swifta, który biegł na czele grupki. Był naprawdę dobrym sprinterem i myślę, że przydałby się w drużynie. Mark również znał niebieskowłosego, gdyż tak jak ja chodził z nim do jednej klasy. Odłączyłam się od bruneta i podbiegłam do Nathana a następnie chwyciłam w zęby kawałek jego koszulki. Miałam nadzieję, że nie przestraszę go swoim entuzjazmem i zrozumie o co mi chodzi.
- Jaki ładny piesek - uśmiechnął się i podrapał mnie za uchem - O co chodzi? Zgubiłaś się, Luna? - dodał, przeczytawszy na znaczku moje imię
- Przepraszam za nią - powiedział zdyszany Mark, który właśnie do nas dołączył - Mam nadzieję, że zbytnio cię zaczepiała
- Spokojnie, nic się nie stało - uśmiechnął się - Chodzi o coś z klubem piłkarskim? - kiwnął głową na tabliczkę
- Zgadza się Nathan - Mark uśmiechnął się szeroko - Przemyśl to sobie i wpadnij do nas kiedy tylko zechcesz. Po szkole będziemy na placu pod Wieżą. Przyjdź i popatrz jak gramy. A właściwie szkoda czasu chodźmy tam od razu. Zobaczysz nie będziesz żałować - i pobiegł wcale na mnie nie patrząc
Liznęłam niebieskowłosego w dłoń, po czym biegiem ruszyłam za uciekającym chłopakiem. W końcu mieliśmy bardzo dużo do roboty i nie mogliśmy jeszcze wracać do domu. Musieliśmy znaleźć parę nowych graczy do szkolnej drużyny piłkarskiej, gdyż niedługo gramy towarzyski mecz z Akademią Królewską, której trenerem i dyrektorem jest Ray Dark. To będzie moje pierwsze starcie z nim sam na sam... Nie mam pojęcia czy sobie poradzę ale wiem jedno - bez poświęcenia nie ma zwycięstwa.
~ Time skip ~
Kiedy skończyliśmy biegać po terenie szkoły z tabliczką informującą o siedzibie klubu piłkarskiego wróciliśmy do domu. Mark zjadł kanapkę i napił się herbaty, natomiast ja zjadłam troszkę psiego jedzonka i napiłam się wody. Po nabraniu sił ponownie wyszliśmy z domu i tym razem wybraliśmy się pod Wieżę Inazumy. Brunet postanowił wybrać się jeszcze na wieczorny trening z oponą. Z racji tego, że było to moje ulubione miejsce wiedziałam, że tutaj właśnie znajduje się specjalna opona do trenowania. Niestety nigdy nie udało mi trafić chwili, kiedy Mark z nią trenuje, więc teraz miałam okazję to zobaczyć. Kiedy dotarliśmy na miejsce spotkaliśmy Axela - czyli osobę, której najmniej się tu spodziewaliśmy.
- Cześć Axel! - przywitał się Mark, podbiegając do niego a ja razem z nim
Blondyn spojrzał na naszą dwójkę i pogłaskał mnie po głowie a następnie odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić. Nie miałam pojęcia, dlaczego nie miał ochoty rozmawiać z Markiem. Z jednej strony domyślałam się, że może chodzić o ciągłe próby namówienia Axela do zespołu. W takim przypadku ja również bym starała się unikać i nie rozmawiać z chłopakiem. Niestety mojego właściciela trudno zbyć, dlatego blondyn powinien się nieco bardziej postarać a nie tylko odchodzić. Stanęłam przed nim, nie pozwalając mu zrobić ani jednego kroku.
- Fajne miejsce, co? Niezły stąd widok na miasto. Przychodzę tutaj od czasów, kiedy byłem małym brzdącem. Powiedz mi, słyszałeś może o naszym wielkim meczu? Gramy towarzysko z Królewskimi - zauważyłam, że Axel otworzył szerzej oczy co mnie nieco zdziwiło - Niestety brakuje nam zawodników... Cały dzień próbujemy kogoś zwerbować ale nikt nie chcę dołączyć do klubu. Ale... Może przemyślałbyś jeszcze raz swoją decyzję? - zrobił krótką pauzę - A właściwie... Dlaczego przestałeś grać? Obiecuję ci, że nikomu nie powiem. Nie możesz marnować takiego talentu. Po tamtej akcji miałem gęsią skórkę. Wiem, że masz swoje powody odejścia od piłki ale... To przecież nie znaczy, że jej nie znosisz, prawda? Gdybyś jej nie znosił nigdy nie pojawiłbyś się na boisku
- No proszę. Ale z ciebie gaduła - ocenił Axel
- Ja tylko chcę z tobą grać w piłkę i tyle. Gdybyśmy grali razem moglibyśmy zostać najlepszą drużyną - brunet uśmiechnął się od ucha do ucha
- Nie chcę z tobą więcej gadać - blondyn chwilę na niego patrzył, po czym przeskoczył przez barierkę
Kiedy zobaczyłam jak Axel przeskakuje przez barierkę, natychmiast wstałam na równe łapy i prędko podbiegłam do barierki. Oparłam się o nią przednimi łapami, patrząc zmartwionym wzrokiem na chłopaka, któremu na całe szczęście nic poważnego się nie stało. Odetchnęłam z ulgą i kamień spadł mi z serca, że nic mu nie jest. W końcu moim obowiązkiem jest pilnowanie bezpieczeństwa zarówno drużyny piłkarskiej jak i innych osób. Upewniwszy się, że Axel ma się dobrze odepchnęłam się od barierki, przez co ponownie stałam na czterech łapach.
- Hej! - krzyknął Mark - Chociaż powiedz, dlaczego wczoraj nam pomogłeś!
- Zostaw mnie... - odezwał się blondyn a w oczach miał wielki smutek
Naprawdę zaczyna mnie ciekawić, dlaczego Axel postanowił zrezygnować z piłki nożnej. Dzięki temu, że jestem Psim Agentem z super mocami jestem prawdopodobnie w stanie dowiedzieć się prawdy i co tak naprawdę wydarzyło się w jego życiu, że postanowił odpuścić sobie sport w którym jest naprawdę bardzo dobry. Zdaje sobie sprawę iż nie będę mogła powiedzieć Markowi czego się dowiem ale przynajmniej ja będę wiedziała jaki jest powód jego odejścia. Natomiast skoro mowa o moim właścicielu, ten był nieco przybity faktem, że blondyn nie chciał z nim rozmawiać. Prędziutko podbiegłam do opony i trąciłam ją pyskiem, aby Mark ją zauważył.
- Masz rację, Luna. Nie będę stał i patrzył bezsensownie w dal. Pora na trening - podszedł do opony a ja udałam się do ławki, na którą z chęcią wskoczyłam i się na niej położyłam
Mark trenował z oponą kilka godzin. Przez ten czas wiernie mu towarzyszyłam i pomagałam, podając ręcznik oraz bidon z wodą. Dołączył do nas także Nathan Swift - lekkoatleta i chłopak chodzący razem z nami do klasy. Chłopcy usiedli obok mnie na ławce i chwilę ze sobą rozmawiali, natomiast ich rozmowa skończyła się pytaniem niebieskowłosego, czy mógłby dołączyć do szkolnej drużyny. Usłyszawszy to pytanie Markowi pojawił się szeroki uśmiech na twarzy a oczy zaświeciły się jak diamenty. Był wręcz wniebowzięty, że chłopak chce dołączyć do naszej drużyny. Okazało się także, że oprócz Nathana przyszła cała drużyna, która była zwarta i gotowa do wspólnego treningu piłki nożnej. Cieszyłam się całym swoim psim serduszkiem, że drużyna tak bardzo zaangażowała się w grę. W końcu najbliższy mecz gramy z Akademią Królewską i musimy pokazać kto tu tak naprawdę rządzi...
W następnej części:
* Czy Raimon sprosta wyzwaniu i pokona Królewskich?
* Czy Axel postanowi wtrącić się do meczu i pomóc Markowi i reszcie?
* Czy Lunie uda się odnaleźć prawdziwą przyczynę odejścia Axela od piłki nożnej?
❤️⚽❤️ ~~~~~~~ ❤️⚽❤️
6462 słowa
❤️⚽❤️ ~~~~~~~ ❤️⚽❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top