Prolog

-Mamo naprawdę nie chcę tam jechać. Eva pewnie już wymyśla nowe sposoby, żeby mi utrudnić życie. -Dziewczynka z niechęcią wymalowaną na jej małej ślicznej buzi szła w kierunku samochodu obok swojej matki. Kobieta nie pokazywała tego córce jednak tak jak ona nie chciała jechać.

-Wiem skarbie...-Westchnęła na samą myśl, że i na nią czeka ,,Eva,,. Tylko, że dorosła i bardziej denerwująca.- Posiedzisz chwilę obok mnie, wypiję kawę i wrócimy. Szybko ci minie. -Uśmiechnęła się wesoło do córki. Poprawiła lekko synka, którego trzymała na biodrze. Ciężar dziecka dawał się jej słabym mięśniom w kość.

-Bella!- Dziecięcy krzyk dotarł do nich z sąsiedniego podjazdu. Wszyscy obrócili się w tamtą stronę sprawdzając kto z taką rozpaczą krzyknął.

-Peter!- Dziewczynka natychmiast pobiegła w jego stronę. Jej kitki podskakiwały w rytmie stawianych przez nią kroków. Sukienka lekko zadarła jej się do góry ukazując skrawek majtek jednak żadna z obecnych tam osób nie zareagowała na to w jakiś konkretny sposób.

Kobieta uśmiechnęła się lekko widząc chłopca sąsiadów jednak szybko ten uśmiech zmienił się w lekki grymas bólu, kiedy trzymany przez nią synek poruszył się niespokojnie na jej biodrze. Kobieta ruszyła w stronę samochodu zostawiając córkę z małym Petem. Czuła, że tak powinna zrobić. Mały dziecięcy romans mógłby nie zakwitnąć, gdyby ona tam stałą i napawała ich jeszcze większym stresem.

-Gdzie jedziesz? Wrócisz tu? -Chłopiec patrzył na małą Belle niczym na najpiękniejszą księżniczkę. Jego mały i cichy głosik w tym momencie był jeszcze cichszy niż zazwyczaj, a wymowa, z którą miał problem stałą się jeszcze gorsza do zrozumienia.

Małej Belli jednak to nie przeszkadzało. Patrzyła na niego tak samo oczarowana.

-Jadę do tej wiedźmy, o której ci mówiłam. -Odpowiedziała spokojnie jednak, aby pokazać chłopcu jak bardzo jej się to nie podoba skrzywiła się teatralnie.

-Ale wrócisz tu? Wrócisz, prawda?-Pytał dociekliwie a dziewczynka zaśmiała się z jego przejęcia. Pokiwała głową na znak potwierdzenia. Jej już nie takie małe kitki zatrząsały się.

Kiedy kobieta zapięła w foteliku swojego małego synka odwróciła głowę w stronę dwójki rozmawiających dzieci. Nie chciała im przerywać. Wiedziała, ile radości chłopczyk wnosi do życia jej małej Belli. Ruszyła więc pewnym krokiem do domu, aby zawołać męża. Im szybciej się tam pojawią tym szybciej wrócą.

W połowie drogi z domu obok wybiegła starsza kobieta.

-Peter! Wielkie Nieba... Ja cię szukam, wołam a ciebie nigdzie nie ma.

Melanie uśmiechnęła się widząc swoją sąsiadkę.

-Dzień dobry May!- Krzyknęła do niej i zmieniając kierunek swojej podróży poszła w stronę trójki osób.

-Ciociu..-Jęknął Peter w reakcji na zachowanie starszej kobiety. Na jego policzkach pojawił się intensywny rumieniec. Uśmiech zmienił się w lekki grymas a włosy zaczęły mu wpadać do oczu przez tarmoszącą je kobietę. Mimo iż ledwo widział coś z pod kurtyny opadniętych włosów wzrok mimo wszystko miał jednak skierowany w stronę Belli.

Melanie mogła przysiąc, że gdzieś już te iskierki w oczach widziała.

-May na Boga! Daj chłopakowi spokój nie widzisz, że tu miała miejsce poważna rozmowa? - Z budynku obok wyszedł starszy mężczyzna, który zauważając Melanie uprzejmie się schylił na powitanie.

Chłopczyk spojrzał znacząco na kobietę pełniącą od jakiegoś czasu rolę jego rodzicielki po czym odsunął się z Bellą w bok. Kobieta przewróciła oczami po czym przeniosła wzrok z chłopca na Melanie. W tym samym czasie podszedł do nich Ben, który uśmiechnął się w stronę młodszej z kobiet.

-Witaj Melanie - Powiedział przyciągając May bliżej siebie i dając jej małego całusa w policzek. Kobieta odsunęła się od niego i ze śmiechem uderzyła go ścierką, którą od wyjścia z domu cały czas trzymała w ręce.

-Dzień dobry Ben.- Uśmiech nie schodził z twarzy kobiety.

-Jedziecie gdzieś? -Zapytała zaciekawiona May. Nic dziwnego ich bagaż jak na zwykłą kawę u rodziny był dość niecodzienny. Bagażnik samochodu był pełen toreb. -Wyprowadzka?

Melanie pokręciła głową z uśmiechem.

-Odwozimy ubrania Weronice. Tak szybko stąd wyjechała i nic nie wzięła ze sobą. -Kobieta skrzywiła się nieznacznie na myśl, o siostrzenicy która dowiadując się, że jej chłopak ją zdradza wyjechała od nich z płaczem nie zabierając nawet torebki czy kosmetyczki. Ten świat a bardziej te czasy są okropne. Na każdym kroku ktoś sprawia nam krzywdę.

-Ach... to byłby dla Petera cios gdybyście stąd wyjechali na stałe. - May szepnęła uważnie patrząc na dwójkę dzieci stojących nieopodal.

Widać było, że chłopczyk nieporadnie próbuje przytulić się do swojej koleżanki jednak coś go przed tym powstrzymywało.

Dziewczynka nie była głupia. Wiedziała co jej mały rozmówca chciał zrobić.
Uśmiechnęła się więc w jego stronę i mocno wtuliła.
Peter nie wiedział do końca co się stało. Z lekko uchylonymi ustami patrzył przed siebie nie wierząc w to co się dzieje. Ręce mimowolnie oplótł wokół jej ciała oddając przytulasa.
Czuł, że robi się cały czerwony.

Od zawsze Peter był cichym chłopcem. Miał problemy z komunikacją między rówieśnikami nie wspominając już o rozmowie z dziewczynami. Bella była jedyną dziewczynką, z którą Peter rozmawiał dłużej. Czuł, że Dziewczynka jest wyjątkowa. Była jego bratnią duszą, mimo iż jeszcze tego nie wiedział.

Ona zaś widziała w nim niesamowitego chłopca. Codziennie odpowiadała mamie o tym co robili z Parkerem. Dziewczynka w każdej wolnej chwili mówiła mamie o chłopcu sąsiadów. Jej głos wyrażał głęboką fascynację i zainteresowanie młodym kolegą.

- Czasem aż chciałby się wrócić do tych czasów. Młodych romansów, bezstresowych wypadów i braków zmartwień, prawda? - Pytanie wyleciało cicho z ust Melanie.

Od jakiegoś czasu zaczęła sobie uświadamiać, że żyje w ciągłym biegu. Pobudka z samego rana i odpoczynek dopiero koło północy. Chciałaby odpocząć raz a porządnie. Wyjechać, wiedzieć ze nie musi sprzątać cały dzień, nie musi gotować wymyślne obiady, bo proste przepisy już się wszystkim znudziły. Mogłaby puścić dzieci na plac zabaw i wiedzieć, że nie mają ograniczonego czasu. Chciałaby wrócić do czasów, kiedy była nastolatką a jej jedynym problemem było zdawanie testów i problem z wyborem szminki na pierwsze poważne spotkanie z chłopakiem.

Patrząc na córkę zapragnęła znów poczuć się jak dziecko.

Dzieci pragnął dorosnąć a dorośli wrócić do lat ich młodości.

-No to co Rodzinko, zbieramy się w drogę?- Z szarego budynku wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha mężczyzna. Granatowa koszula byłą rozpięta na dwóch pierwszych guzikach i wciśnięta w zwiewne eleganckie spodnie. May oraz Ben byli przyzwyczajenie do takiego widoku głowy rodziny Fricke. Młody mężczyzna w podobnym stroju wychodził do pracy. Jednak dziś jego twarz nie wyrażała zmęczenia a wręcz radość. Widać było jak bardzo ceni sobie czas spędzony z rodziną.

Państwo Parker nigdy nie słyszało krzyków w ich domu. Dzieci nigdy nie płakały, Melanie nigdy nie żaliła się swojej sąsiadce na temat problemów, bo nigdy ich u nich nie było.

-Zamknij drzwi kochanie. -Powiedziała szybko kobieta po czym skierowała swoją uwagę na młodą parę. -Bella Skarbie pożegnaj się z kolegą.-Uśmiech poszerzył się na jej twarzy widząc jak dziewczynka mocniej przytuliła chłopca. -Do zobaczenia May, Ben- Kiwnęła głową w ich stronę po czym trzymając Belle za rękę ruszyła do samochodu.

Oby dwie nie chciały tam jechać a Mały Tony jeszcze nie był w stanie zrozumieć co się tam dzieje więc z całej rodziny jako tako cieszył się na ten wyjazd tylko Alex.

Melanie podniosła dziewczynkę do góry po czym usadowiła ją na foteliku mocno przypinając pasami. Państwo Fricke zawsze dbali o bezpieczeństwo ich dzieci. O swoje już mniej jednak dzieci były ich całym światem i nie wyobrażali sobie bez nich życia.

Jedną z przyczyn takiej postawy wobec nich mogła być choroba Melanie.

Kobieta niestety od zawsze miała małe szanse na zajście w ciąże. Wszelkie próby kończyły się łzami kobiety siedzącej na krawędzi wanny oraz coraz bardziej zdenerwowanego Alexa. Nie krzyczeli na siebie, nie było ciężkiej atmosfery, chociaż były ciche dni po uzyskaniu wyników. Mijały dni a oni zapominali o sprawie jakby wymazując ją gumką i znów próbowali. Znów walczyli. Bo mieli o co.

Bella była niesamowicie ślicznym dzieckiem. Blond włosa księżniczka z jasnymi niczym niebo w słoneczny dzień oczami.

Tony był dla nich cudowną niespodzianką. W momencie urodzin Belli wiedzieli, że szansę na kolejne dziecko są znikome. Nie starali się o kolejne. W momencie odkrycia kolejnej ciąży Melanie zaczęła płakać ze szczęścia. Czułą się jakby na powrót dzieckiem, które otrzymało wymarzony prezent.

Tak też Alex i jego żona Melanie oddawali codziennie całe serce swoim dzieciom i dbali o ich bezpieczeństwo w każdym możliwym momencie.

-Mamo włącz radio.. Nudno mi.-Jęknęła na tyłach dziewczynka kopiąc lekko nogami w fotel przed nią. Kobieta westchnęła cicho, przekręciła oczami, ale wykonała prośbę. Do samochodu w tym samym czasie wsiadł jej mąż szybko zamykając drzwi i oglądając się za siebie, aby sprawdzić czy dzieci na pewno są bezpiecznie zapięte. Odpalił samochód nie dbając o swoje bezpieczeństwo po czym machając do starszej pary sąsiadów oraz małego Petera Wyjechał z posesji.
-Wróci tu prawda?-Pytanie wyleciało z ust małego chłopczyka chwilę po wyjeździe jego koleżanki.

-Wróci kochanie..-May i Ben odpowiedzieli mu w tym samym momencie. Uśmiech od razu wpłynął na ich twarze, a spojrzenie zleciało na małego Petera, który, gdyby tylko mógł pobiegłby za samochodem i upewnił się, że Bella Wróci.




Kawa zamieniła się w alkohol, pół godziny zmieniło się w kilka godzin, a zmęczenie całej rodziny Fricke dawało im o sobie znać już od dłuższego czasu.

Dzieci już od dawna leżały w samochodzie skrzętnie przykryte kocami śpiąc spokojnie w fotelikach. Ta dorosła część rodziny niestety musiała siedzieć przy stole, w wielkim gwarze, masie alkoholu i burzy nieodgadnionych krzyków czekając na dogodny moment do ucieczki. Oddanie ubrań i wypicie kawy zmieniło się w imprezę rodziną zakrapianą wodospadem alkoholu.

Melanie zasypiała na ramieniu partnera a ten bardzo chciał ulżyć kobiecie jednak nie miał odwagi przeciwstawić się swojej siostrze.

-Alex...-Jęczał ktoś po drugiej stronie stołu.- Czemu nie pijesz?- Słowa wylatywały z jego ust w tak niezrozumiały sposób, że Alex musiał chwilę pomyśleć nad usłyszaną wiązanką, żeby móc mu odpowiedzieć.

-Jestem kierowcą.-Uciął szybko nie chcąc się zbytnio tłumaczyć przed nieznanym do końca członkiem rodziny. Zmęczony odetchnął głęboko po czym setny tego wieczoru rozejrzał się po pomieszczeniu.

Pokój był mały i nie miał zbędnego umeblowania. Zwykła jadalnia. Stół, krzesła i dwie komody zapełnione po brzegi starą, potłuczoną, niekompletną porcelaną.

Na nich stały jakieś stare wazony i figurki Afrykańskich kobiet.

Style w tym małym mimo wszystko małym pomieszczeniu mieszały się na każdym kroku.

-Alex.. Naprawdę, nie dam rady i zasnę ci na kolanach za moment. -Mruknęła cicho Melanie nie wiedząc już co ze sobą zrobić.

Wiedziała, że jeżeli teraz nie wyjadą to rodzina Alexa każe im zostać na noc. Kobieta szczerze drżała na samą myśl o tym. Lubiła tych ludzi, ale do momentu aż nie przychodził alkohol. Wtedy każdy człowiek się zmienia. Zmienia się myślenie. Zmienia się postrzeganie pewnych rzeczy. Kłótnie robią się gorętsze, ludzie śmielsi a atmosfera tak gęsta, że czasem można ją kroić nożem i podawać z czekoladą.

W tym momencie przypominała sobie swoje myśli przed domem.

Im szybciej pojadą tym szybciej wrócą... Ta Jasne..

Życie nigdy nie idzie po naszej myśli. Myślisz, że jesz sernik bez rodzynek a w ustach nagle pojawia ci się jedna z wielu.

-Wiem Melanie.. Zróbmy to tak. -Zaczął wymyślać na miejscu. Umysł miał tak zmęczony, że stworzenie jakiegoś planu ucieczki było jeszcze trudniejsze niż przejście przez ulicę w Nowym Jorku. -Udawaj, że idziesz do łazienki. Tu masz klucze. Odpal samochód i czekaj na mnie. -Mruknął w jej włosy składając przy tym na czubku jej głowy małego całusa.

Kobieta nie mogła powiedzieć, że nigdy tak nie robił i teraz naglę popisuje się przed rodziną, bo Alex był naprawdę czułym mężczyzną i robił to już nie raz. Mimo to kobiecie zrobiło się ciepło na sercu. Była gotowa na to, że po upływie jakiegoś czasu Alex przestanie robić jej takie rzeczy, ewentualnie raz na jakiś czas przy okazji jakiejś prośby. On jednak uparcie dzień po dniu pokazywał jej jakby na nowo to jak bardzo ją kocha.

Bez zbędnych namówieni kobieta wstała z miejsca rozprostowując jednocześnie zbolałe nogi i ruszyła w kierunku wyjścia z pokoju. Musiała przeciskać się między następnymi ludźmi co i rusz odmawiając alkoholu wyciągniętemu w jej stronę. Zdeterminowana szła przed siebie wierząc, że jej mąż również to robi.

W głowie jak mantrę powtarzała, że nigdy więcej nie da się namówić na przyjazd do jego rodziny. Czuła się u nich najgorzej na świecie. Każdy skanował ją wzrokiem, panowie nie raz nie ukrywali swoich przemyśleń przed szerszą publiką przez co wiedziała co o niej uważają.

Alex uparcie patrzył czy żaden kuzyn nie próbuję się dobrać do Melanie. Walczył z samym sobą. Nie widział, czy da radę przeciwstawić się swojej siostrze. Wiedział za to, że naprawdę, jeśli przyjdzie co do czego to spróbuje myśleć o Melanie. Powiedział jej przecież że zaraz do niej dołączy. Sam ledwo trzymał się na nogach, nie musiał myśleć o Żonie i dzieciach by wiedzieć, że oni są w podobnym lub gorszym stanie.

Podniósł się leniwie z miejsca i ruszył tą samą drogą odmawiania alkoholu co chwilę temu jego żona. Miał wielką ochotę poczuć w ustach gorzki smak piwa. Mimo to chęci nie zawsze idą w parze z rozsądkiem. Alex wiedział, że nie skończy się na trzech piwach, nie bez Melanie. Ona potrafiła nim potrząsnąć we właściwym momencie. Coś było w jej oczach, coś czemu on nigdy nie mógł się przeciwstawić.

-Alex.. mój ty kochany kuzynie... Gdzie idziesz? Chyba nie uciekasz? - Mężczyzna zatrzymał się tuż w progu niewielkiego pokoju. Wziął głęboki wdech po czym przybrał wesoły uśmiech i odwrócił się w stronę pytającego.

-Idę się przewietrzyć tylko.. Zaraz wracam.-Kiwnął głową sam nie wiedząc do końca, dlaczego po czym ruszył szybkim ruchem do wyjścia. Nie widział po drodze swojej siostry więc i sumienie go tak bardzo nie gryzło. Martwił się w tym momencie tylko o żonę i dzieci.

Kiedy Alex otworzył drzwi buchnęło w jego stronę okropnie zimnym powietrzem. Temperatura na zewnątrz była dziwnie niska jak na środek sierpnia. Zwykle w tym czasie dzieci mogły biegać w krótkich szortach i bluzkach a teraz mężczyzna miał ochotę okryć się ciepłą bluzą i nie wychodzić spod koca.

Parędziesiąt kilometrów od niego na dużym parapecie okryty pościelą siedział chłopiec uparcie patrzący na podjazd sąsiadów. Jego oczy powoli zaczynały piec od zmęczenia jednak on zawzięcie siedział i myślał o pięknych niebieskich oczkach dziewczynki.

Bał się, że ciocia i wujek go okłamią. Martwił się, że Bella nie wróci.

Nie wiedział, jak zareaguje, kiedy jej nie będzie. Nie miał nawet bladego pojęcia co on bez niej zrobi. Nikt mu tego nie mówił, ale Peter nie był głupim dzieckiem. Dzieci z sąsiedztwa omijały go szerokim łukiem przez to jak chłopiec się zachowywał. Nie był pewny siebie więc stał się łatwym celem dla tych ,,lepszych,, dzieci. Tylko Bella go ratowała. Tylko ona i Harry chcieli z nim rozmawiać. Tylko oni potrafili się przebić i wydobyć z niego choć część pewności siebie. Potrafili mu pomóc.

Mały Peter nie chciał, aby Bella gdziekolwiek wyjeżdżała. Torby ustawione w samochodzie jeszcze bardziej zmartwiły chłopca i zasiały jeszcze więcej strachu i niepokoju o dziewczynkę.

Parker z powodu wieku nie potrafił rozróżnić uczuć jakie czuł do dziewczynki, ale wiedział, że to coś innego niż zwykła przyjaźń pomiędzy nim a Harrym.

Dlatego zmartwiony chłopczyk zasnął na parapecie okryty prześcieradłem z naszytym na nim super bohaterem.

Zasnął z głową pełną myśli i powtarzanej obietnicy powrotu.

Zasnął mając wrażenie, że dziewczynka znów oplata go ramionami.

Czuł ciepło na całym ciele, które nie było spowodowane kołdrą. Zasnął z głową opartą o okno czekając aż Bella wróci.

Zawiódł się na sobie. Walczył z całych sił jednak energia nie odnawia się tylko za pomocą chęci. Jego młodzieńczy upór miał się niestety nijak do zmęczenia, które ogarnęło go z potrójną siłą.

W tym samym czasie, kiedy Peter ostatkami sił próbował utrzymać powieki uchylone Alex wsiadał do odpalonego już samochodu. Ogrzewanie było włączone więc kiedy wsiadł spojrzał na żonę z wdzięcznością. Na ciele pojawiła mu się gęsia skórka spowodowana nagłą zmianą temperatury. Starszy Fricke wzdrygnął się lekko na uczucie, które przeszło po jego ciele. Obejrzał się za siebie i uważnie przyjrzał dzieciom.

Okryte szczelnie jednym z koców, które zawsze wożą w samochodzie, zapięte najszczelniej na świecie. Bezpieczne.

Alex ruszył, ponownie na patrząc na swoje bezpieczeństwo. Pas bujał się miarowo w rytm wyboi na piaszczystej wiejskiej drodze.

-Kochanie naprawdę nie chcę już tu przyjeżdżać. -Mruknęła sennie Melania. Jej głowa spoczywała oparta o szybę, ciepłe powietrze leciało na jej twarz ze źle ustawionego ogrzewania. Kobieta jednak nie miała ani siły, ani ochoty, aby go porządnie ustawić. - Evie specjalnie nas do siebie zaprasza, żeby móc mnie znów publicznie upokorzyć. - Fricke odwróciła się w jego stronę rzucając mężowi krótkie spojrzenie chcąc sprawdzić, jak zareagował na jej słowa. Ten tylko pokiwał głową głęboko zamyślony.

Widział jak jego żona reaguję na każdą wieść o spotkaniu z jego rodziną. Imprezy rodzinne to był temat tabu o który naprawdę nie powinien pytać.

Widział jak jego mały aniołek reaguje na spotkania z Evą. To była mądra dziewczynka jednak powoli nie dawała rady.

Widział jak jego siostra patrzy krzywym okiem na jego żonę.

Widział spojrzenia kuzynów.

Widział krzywdę małej belli.

Wszytko to kotłowało się w nim do tego stopnia, że nie widział najważniejszego.

Myśli o rodzinie zajęły pierwsze miejsce w jego umyśle. Nie przykuwał zbytniej uwagi na wykonywaną przez siebie czynność. Skręcał automatycznie, z pamięci. Przecież jeździł tędy za młodu. Znał to miejsce jak własną kieszeń.

Ta wiedza na nic się mu jednak zdała.

Bo przecież...rodzina Hudson nigdy nie miała kota, Prawda?

Rudy niczym niebo o letnim zachodzie słońca Hero chciał jak co noc zapolować na uciążliwe polne myszki i przynieść swojej właścicielce zdobycz. Wiedział, że pomimo krzyku Pani Alice dostanie od niej jakąś nagrodę.

Siedział więc zgarbiony przy płocie patrząc na jedną z myszek.

Z prawej strony słyszał narastający szum.

Mimo to Hero zignorował dziwny dźwięk i uparcie patrzył na małego gryzonia.

Kiedy miał na nią skoczyć wystraszył się.

Wybieg przed siebie na asfaltową drogę. Wystraszony głośnym dźwiękiem silnika samochodu nie wiedział co się dzieje.

Zdezorientowany rażącym go w oczy światłem przyśpieszył i skręcił w prawo.

Biegł przed siebie wzdłuż ulicy.

Nie wiedział, czy jest bezpieczny więc ile sił w nogach biegł przed siebie skręcając nagle w bok. Polna trawa wydawała mu się wtedy najbezpieczniejszą opcją.

Mały hero nie miał pojęcia co stało się za nim.

Nagłe wciągnięcie powietrza przez Alexa.

Ograniczony czas nie pozwalał mu na nic więcej.

Krzyk Melanie momentalnie został zagłuszony głośnym hukiem.

Trzasnęła szyba.

Poduszki powietrzne wystrzeliły przed siebie prawie łamiąc kark kierowcy i pasażerce.

Głowa kobiety bezwładnie pokiwała się na boki po czym poleciała w tył uderzając o zagłówek.

Mały Tony nawet nie zapłakał.

Jego maleńkie ciałko leżało gdzieś przed samochodem.

Krew naokoło chłopca moczyła jego nowy jasny sweterek.

Szelki, które miały go trzymać blisko fotelika odpięte zwisały po boku siedzenia.

Pisk opon odbijał się echem po okolicy jeszcze przez chwilę.




Starsze małżeństwo poderwało się z miejsca patrząc na siebie niezrozumiale.

Obydwoje usłyszało głośny pisk, prawdopodobnie wydobyty spod kół samochodu , jednak ani jedno, ani drugie nie wiedziało co się stało. Elias poderwał się pierwszy. Chwycił szlafrok i szybko oraz niedbale zawiązał go po czym wyjrzał przez okno. Widział światło i kontury samochodu.

-Alice biegnij i dzwoń na pogotowie. -Powiedział natychmiast. Spojrzał przelotnie na kobietę po czym wybiegł z pokoju.

Kobieta chwyciła wiszący na krześle szlafrok i narzuciła go nie dbale na siebie po czym pobiegła za mężem.

Telefon stał w przedpokoju. Na małym stoliczku, w którym Elias upodobał sobie chować różne narzędzia oraz klucze.

Alice wybrała numer po czym wychylając się w stronę okna patrzyła na poczynania męża z okna. Bała się. Była wrażliwą osobą. Nigdy nie lubiła widoku krwi nie mówiąc o głębszych ranach.

Mimo to teraz coś ciągnęło kobietę na zewnątrz. Chciała zobaczyć co się tam stało. Czy zna osobę, która się tam znajduję? Co spowodowało wypadek? Czy jest cały?

Alice bez chwili zastanowienia wybiegła z domu trzymając telefon przy uchu. Niezawiązany szlafrok zwiewał jej na boki ukazując jej piżamę.

Elias chciał wyciągać rannych i odciągać ich z miejsca zdarzenia. Widział ciało małego chłopca przed maską. Czy to on spowodował wypadek? Wybiegł na ulicę? Czy on wypadł z samochodu ? Nie słyszał nic prócz kapania płynów. Żadnych jęków. Chciał Działać, pomóc. Miał wrażenie, że trzeźwo myśli.

Prawie mu się to udało.

-Alex...-Szepnął widząc kierowcę rozbitego samochodu. Zaczął kręcić głową nie wierząc temu co się stało. Czy wzrok go okłamywał? Późna godzina i zmęczenie było przyczyną tego co widzi? Przecież Alex...

-Proszę szybko przyjechać...-Powiedziała starsza kobieta i wciąż z telefonem przy uchu stanęła obok męża.

Alice widząc kierowcę oraz samo miejsce wypadku aż straciła mowę. Ręka, w której miała telefon opadła jej bezwiednie na bok. Patrzyła na ciało chłopca, na krew mieszającą się na drodze z płynami zmasakrowanego samochodu.

Szkło z potłuczonej szyby odbijało nikłe promienie światła księżyca. Gwieździste niebo miało teraz swoje nieudane odbicie na małej wiejskiej drodze. Wśród krwi, łez i szkła.

Gdzieś oddalony o parędziesiąt kilometrów chłopczyk poderwał się nagle.

Nie krzyknął.

Nie płakał.

Mimo że w koszmarze, który go obudził po twarzy spływały mu łzy. Mimo że gardło chłopca bolało wtedy od krzyku.

On siedział cicho.

Wiedział, że to zły sen. Bo osoba, która grała w nim główną rolę nie wróciła jeszcze do niego.

Na podjeździe nie było jej samochodu. W domu nie paliły się światła.

-Wróci... Obiecała mi...

A dziecięca obietnica jest przecież tą która nigdy nie zostaje złamana.

Jest tą najtrwalszą.

Najsilniejszą.





























Publikację pierwszych rozdziałów planuję na wrzesień ale jest duże prawdopodobieństwo iż uda mi się to zrobić szybciej. ;)

Zapraszam do komentowania tego jakże interesującego prologu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top