Rozdział 9

Laura

  – Wybierasz się gdzieś? – Gdy wchodzę do kuchni, lustruje mnie wzorkiem od góry do dołu znad filiżanki kawy. Odkłada na bok telefon, w którym jeszcze przed chwilą był zatopiony jego wzrok i pociera dłonią zarost. Unosi znacząco brew ku górze, dając mi jasno do zrozumienia, iż czeka na odpowiedź.

– Tak. – odpowiadam, nalewając sobie do filiżanki herbaty. Kątem oka patrzę na jego reakcję i widzę, że nie takiej odpowiedzi się ode mnie spodziewał.

– Gdzie? – marszczy brwi.

– Nie twoja sprawa. – odpowiadam, przewracając oczami ku górze i bije sobie wewnętrzne brawo za swoją ciętą ripostę. Jego dłoń zaciska się na filiżance, a wyraz jego twarzy robi się od razu o wiele surowszy.

– Nie mów do mnie takim tonem. – odpowiada nad wyraz spokojnie, ale wciąż z mocno zaciśniętą dłonią na filiżance i napiętymi mięśniami na twarzy. Mimowolnie zwracam uwagę na jego wygląd. Granatowy garnitur i śnieżnobiała koszula niezwykle mocno kontrastuje się z jego śniadą cerą i hebanowymi włosami. W eleganckim garniturze wygląda oczywiście świetnie, ale nie mogę zaprzeczyć, że nawet w przepoconym dresie jak wczoraj wygląda bardzo dobrze.

Lauro, uspokój się do cholery!!! To dupek!!!

– Dobrze, już się tak nie denerwuj. Umówiłam się do kosmetyczki. Mam nadzieje, że nie przeszkadza ci, iż będę trwonić twoje pieniądze na kosmetyki. – mówię ironicznym głosem. Cóż, stwierdziłam, iż nie powinnam się wstydzić korzystać z jego pieniędzy. Tym bardziej widząc, jak pokaźną sumę przelał na moje konto. Nie ta suma tak właściwie nie jest pokaźna, ona jest ogromna. Nie wiem, ile on dziennie zarabia, ale przypuszczam, że krocie. Przecież jestem jego żoną mam prawo do jego majątku, uznajmy trwonienie jego pieniędzy za taką małą rekompensatę za ten cały ślub...

– Nie skarbie nie przeszkadza mi to. Wydawaj pieniądze na wszystko, czego zapragniesz. – mówi, biorąc do ust kawałek pieczywa, a ja już nie zwracam uwagi na to, jak do mnie mówi. Nie robi już na mnie wrażenia, czy powie do mnie skarbie bądź kochanie.

– Którym z samochodów mogłabym pojechać? – Jego kolekcja aut jest naprawdę okazała, ale najbardziej przypadł mi do gustu czarne terenowe bmw, którym z tego, co zauważyłam, zazwyczaj jeździ on.... Co prawda nie znam na tyle Bostonu, aby bez problemu trafić do salonu, ale od czego są nawigacje...

– Żadnym. – odpowiada stanowczo.

- Bruno chce pojechać sama, nie będę jeździć z Jasperm. Mówiłam ci już, że potrafię prowadzić samochód. Poradzę sobie.

– Skoro nie chcesz jechać z Jasperem to ja cię dziś zawiozę. Mam dziś dosyć spokojny dzień w pracy więc mogę cię też odebrać. – Coraz bardziej utwierdzam się w fakcie, że jego potrzeba kontrolowania nie jest normalna.

– Może jeszcze na mnie poczekasz albo potrzymasz mnie za rękę podczas nakładania maseczki. Nie jestem dzieckiem Bruno!

– Ale jesteś moją żoną, o którą się troszczę. Poznasz lepiej Boston, to będziesz jeździła sama. Zadbam również o samochód dla ciebie.

– Dobrze zawieź mnie, potem zadzwonię sobie po tego twojego goryla, żeby mnie odebrał. – mówię z przekąsem. Nie mam siły się z nim wykłócać, on i tak postawi na swoim.

– Grzeczna dziewczynka. – uśmiecha się tym swoim skurwysyńskim uśmiechem i dotyka mojej dłoni. Ohh darowałby sobie takie słowa. Niezwykle mocno mnie irytują. Biorę głębszy oddech i postanawiam zmienić trochę taktykę, która koniec końca wyjdzie mi na dobre...

– Jak będziesz miał kiedyś chwilę, to przejdź się ze mną po mieście parę razy, a potem daj mi poprowadzić. Zobaczysz jak sobie radze za kierownicą. Wtedy będziesz spokojniejszy? – Przyznaje się, że obawiam się trochę prowadzić samochód w tym mieście i poczuje się pewniej jeśli pierwszy raz Bruno będzie siedział obok mnie, ale oczywiście jemu się do tego nie przyznam. Wolę sprawiać wrażenie, iż robię to, aby on się uspokoił nie ja.

– Tak będę wtedy spokojniejszy. Mam nadzieje, że to nie będzie moja ostania przejażdżka. – mówi, a uśmiech niewiarygodnie mocno ciśnie mu się na usta. Jakiż ona zabawny myślałby kto. Dobrze, może nie jestem mistrzem kierownicy jak on, ale całkiem dobrze sobie radzę! Przekona się!

– Strasznie śmieszne. Pokaże ci w takim razie już dzisiaj. Do kosmetyczki ja poprowadzę. Daj kluczki. – wyciągam do niego dłoń, na co on w ogóle nie reaguje. Chowa telefon do kieszeni marynarki i poprawia mankiety koszuli, gdy wstaje od stołu.

– Za pół godziny mam spotkanie i nie chciałbym się na nie spóźnić. Więc prowadzę ja. – Zaczyna mi się wydawać, że w jego mniemaniu tylko faceci są dobrymi kierowcami... Jego cynizm w głosie doskonale mi to pokazuje.  

Bruno

  Dziś specjalnie wyszedłem wcześniej z pracy, odwołując jedno z wieczornych spotkań biznesowych. Chcę gdzieś w końcu zabrać Laurę, pokazać parę miejsc i zjeść kolacje w mojej ulubionej restauracji. Nie mogę jej tak zaniedbywać, choć jeszcze rano zastanawiałem się, czy aby nie przedłużyć jej kary również na dziś i znów skazać ją na samotny wieczór. Jednak nie mam sumienia jej tego robić, dziś przy śniadaniu jak na nią była dla mnie całkiem miła. W dodatku poprosiła mnie, abym potowarzyszył jej podczas pierwszej jazdy autem w Bostonie. Niby to nic szczególnego, ale po prostu zrobiło mi się z tego powodu niezwykle miło. Należy jej się nagroda. Chce sprawić jej przyjemność... naprawdę mi na tym zależy. Tym razem spróbuje przekonać ją do siebie dobrocią... choć obawiam się, że prędzej czy później Laura i tak będzie starała się mnie wyprowadzić z równowagi. Gdy wracam do domu i mówię jej o wyjściu, nie szczędzi sobie przy tym swoich ciętych odzywek, udając, że wcale nie ma ochoty wychodzić. Doskonale wiem, że chce i to bardzo, ale pozwalam jej myśleć inaczej. Zabieram ją na spacer przed Boston Public Library i ogrody w parku Boston Common. Chodzimy wzdłuż ogrodów, a Laura przez większość czasu, idzie co najmniej dwa korki przede mną. Jednakże tym razem nie przeszkadza mi to. Jej obcisłe niebieskie jeansy tak idealnie podkreślają jej seksowny i zgrabny tyłeczek, że nie mogę oderwać od niego wzroku. Laura siada na ławce wśród kwitnących drzew i poprawia przy tym włosy, aby delikatnie opadały na ramiona.

– Zrobisz mi zdjęcie? – Nie odpowiadam, tylko wyciągam telefon z kieszeni i robię jej kilka zdjęci. Wykorzystuje moment jej nie uwagi i zanim zdąża wstać, siadam przy niej, obejmuje ją ramieniem i robię nam wspólne zdjęcie.

– Pokaż. – bierze mój telefon do ręki i patrzy na zdjęcie. – Nie, Bruno wyszłam tu okropnie. Zrób jeszcze jedno. – Wcale nie uważam, jakoby wyszła źle, wyszła jak zwykle ślicznie, ale nie będę się z nią spierał w tej kwestii. Tym razem sama się do mnie przytula i uśmiecha się szeroko do obiektywu. – Jeszcze jedno. – mówi i tym razem siada na moich kolanach, a swoja delikatną dłoń kładzie na moim ramieniu. Moje usta wyginają się w wielki łuk. Dlaczego? Dlatego, że jest tak normalnie, zwyczajnie, a Laura nie traktuje mnie jak swojego wroga. Dalej siedzi na moich kolanach i uważnie ogląda przed chwilą zrobione zdjęcia, śmiejąc się, że na jednym ze zdjęć wyszedłem jak niewinny chłopczyk, co jest jej zdaniem niemożliwe. Śmieje się razem z nią i zaplatam dłonie na jej tali, opierając głowę na jej ramieniu. Chciałbym, żeby ta chwila trwała jak najdłużej... Laura, jak gdyby zrozumiała co właśnie robi, speszona oddaje mi telefon i schodzi z moich kolan. Ucieka ode mnie wzorkiem, a jej policzki momentalnie różowieją z zawstydzenia.

– Lauro, tak było dobrze. – łapię ją za rękę i znów sadzam na swoich kolanach.

– Nie, nie było. Możemy już iść coś zjeść? Jestem głodna. – gwałtownie schodzi z moich kolan i zaczyna uporczywie czegoś szukać w torebce. Jestem skłonny stwierdzić, że niczego w niej nie szuka, po prostu nie wie, jak ma się teraz zachować. Jest je głupio, że dało się ponieść emocjom... Wstaję z ławki, biorę jej dłoń w swoją i kieruje nas do samochodu. Laura chce ją jak zawsze wyrwać, ale karcący wzrok, jakim ją obdarzam, powoduje, że tego nie robi. Kiedy ona w końcu się nauczy, aby nie odtrącać mojego dotyku? Jedziemy do mojej ulubionej restauracji w całkowitym milczeniu. Mam wrażenie, że Laura w dalszym ciągu jest zawstydzona sytuacją z parku. Mnie osobiście ta sytuacja bardzo ucieszyła. Jej chwilowe zapomnienie pokazało mi, że jestem na coraz lepszej drodze do tego, aby mi zaufała. Parkuje na tylnym parkingu restauracji, na którym mogę parkować tylko ja. Czasem warto korzystać ze swoich przywilejów i pozycji społecznej. Pośpiesznie wychodzę z auta, aby otworzyć jej drzwi. Kelner prowadzi nas do wcześniej zarezerwowanego przeze mnie stolika. Nie przeglądając nawet menu, zamawiam dla nas obojga owoce morza. W tej restauracji naprawdę są pyszne. Widzę jak Laura, przegląda z zainteresowaniem kartę win. Zbieram jej ją z dłoni i proszę o kelnera o wodę. Na jej twarzy od razu pojawia się grymas niezadowolenia. Zagryza swoje różowe policzki i odwraca wzrok w drugą stronę, udając obrażoną.

Nasza kolacja mogłaby przebiegać w całkiem przyjemnej atmosferze, gdyby nie fakt, że jakiś mężczyzna cały czas wpatruje się w moją żonę! Nie wiem, czy nawet mogę go nazwać mężczyzną, na oko ma nieco ponad 20 lat, więc dla mnie to zwykły chłoptaś. Widząc, jak kątem oka Laura zerka w jego stronę, krew w moich żyłach zaczyna przepływać jeszcze szybciej. Uśmiecha się do niego!  

  –Znów testujesz moją cierpliwość Lauro? – warczę, pocierając dłonią zarost.

– Nie wiem, o co ci chodzi. – uśmiech się niewinnie, co jeszcze bardziej podnosi moje ciśnienie. Robi to specjalnie.

– Przestaniesz ze mną pogrywać, czy mam iść połamać temu chłoptasiowi szczękę? – Tak jestem cholernie zazdrosny o swoją żonę!

– Uspokój się. Nie wolno mi nawet uśmiechać się? – upija duży łyk wody i subtelnie przejeżdża dłonią po swoim nagim ramieniu. Zaczyna robić się coraz odważniejsza... Ohhh chce swoimi ruchami znów mnie sprowokować.

– Oczywiście, że wolno, ale do mnie!!! – podnoszę lekko głos, zaciskając dłoń na serwetce.

– Nie jestem twoją własnością! – odpowiada, mocniej podniesionym głosem niż ja.

– Nie podnoś na mnie głosu, to raz! A dwa, jesteś moją własnością i dobrze ci radzę, nigdy o tym nie zapominaj! – mówię gardłowym tonem. Ściskam jen dłoń i obdarowuje ją lodowatym spojrzeniem. Laura zagryza swoje zaróżowione wargi, a jej wzrok nie jest skierowany w moje oczy.

Zrozum Lauro, że to ja dominuje w tym małżeństwie im szybciej z własnej woli mi się podporządkujesz, tym lepiej dla ciebie!

Rozbrzmiewający dzwonek połączenia w telefonie zmusza mnie do wyjścia na zewnątrz. Wkurzam się jeszcze bardziej, gdyż moje wyjście z restauracji da temu gachowi pełny widok na moją żonę. Nie mam jednak innego wyjścia... interesy to interesy. Najszybciej jak mogę, załatwiam sprawę służbową z kontrahentem z Portland i szybkim krokiem wracam do restauracji. Gdy tylko do niej wchodzę, pięści mi się zaciskają, a gula w gardle rośnie do ogromnych rozmiarów. Ten chłoptaś w podrabianym garniturze siedzi na moim miejscu przy stoliku, szczerząc się bezczelnie do mojej żony! Z każdą sekundą moje ciśnienie podnosi się jeszcze bardziej, prowadząc do bolesnego skurczu żołądka. Widok również uśmiechającej się Laury do tego pajaca doprowadza mnie do szewskiej pasji... Laura dostrzega mnie u wejścia i jeszcze szerzej się do niego uśmiecha, dotykając jego ręki... Mój oddech tak gwałtownie przyśpiesza, że zaraz rozerwie na strzępy moją klatkę piersiową. Drugą dłonią przekręcę w dłoniach, jak mniemam jego wizytówkę i po chwili dotyka swoich włosów, odgarniając je za swoje odkryte oliwkowe ramię. On ją rozbiera wzrokiem, a ona jeszcze podsyca sytuacje. Widzi, jaki jestem wściekły, a mimo wszystko dalej to robi! Uwielbia wyprowadzać mnie z równowagi, ale tym razem przekroczyła moją granicę cierpliwości! Zagryzam szczękę i ruszam w ich stronę. Ostrzegałam ją wiele razy, aby tego nie robiła! Tym razem nie jej nie odpuszczę! Podchodzę do stolika i od razu łapę tego chłoptasia gwałtownie za marynarkę i podnoszę ze stołka, na co Laura wydaje lekki piśnięcie ze swoich ust. Stawiam go na równe nogi przed sobą, dalej trzymając go za marynarkę i naprawdę nie obchodzą mnie Ci wszyscy ludzie siedzący dookoła.

– Trzymaj łapy z dala od mojej żony, bo rozwalę ci mordę i połamię wszystkie kości. – trzymam go mocno za poły marynarki. Wykorzystuje całą swoją zdolność do samokontroli, żeby mu nie przywalić, choć wiem, że długo nie wytrzymam... Nienawidzę, gdy ktoś, chce dobrać się do czegoś mojego! A Laura jest tylko moja! Chłopak patrzy na mnie wielkimi oczami i próbuje mnie od siebie odepchnąć, oczywiście z marnym skutkiem.

– A może zapytamy co twoja żona o mnie myśli. Może jej się podobam? – Co za gnój! Puszczam jedną dłonią jego marynarkę i zamachuje się z całej siły, żeby przywalić mu w tę niewyparzoną gębę. Ten chłoptaś nawet nie wie, z kim zadziera... nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jednym kiwnięciem palca mogę go zniszczyć...

– Panie Watson, proszę to zostawić nam i nie brudzić sobie rąk. On już tu nie będzie miał wstępu. – Ochroniarze restauracji łapią mnie za rękę i biorą tego chłoptasia w swoje ręce, w mgnieniu oka wyprowadzając go z restauracji. Gdyby nie oni, nie zdołałbym utrzymać nerwów na wodzy, tylko porządnie bym mu wpieprzył! Przy czym moja reputacja z pewnością mogłaby ulec pogorszeniu... tym bardziej że zdarzyło mi się już parę razy nie utrzymać na wodzy swojej porywczości i pobić się z kimś w miejscu publicznym... Jednakże, jeśli chodzi o moją żonę, nie mam żadnych zahamowań... Próbuje uspokoić oddech i poprawiam mankiety koszuli, którą mam na sobie. Laura z przyśpieszonym oddechem ukradkiem mnie obserwuje. Nie patrzy mi w oczy, a tu znaczy, że doskonale wie, jak wściekły jestem tym momencie. Nerwowo przełyka ślinę i pociera dłonie. Chyba zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, co zrobiła i do czego mnie tym doprowadziła... Łapę ją za przedramię i gwałtownie podnoszę z krzesła, na co z jej ust wyrywa się lekkie piśnięcie.

– Skoro tak bardzo lubisz się ze mną bawić, to teraz ja się zabawię z tobą! – szarpię ją za przed ramię i kieruje stronę wyjścia.  

  – Bruno to boli. – Ledwo co nadarza za moim krokiem. Prowadzę ją na tylny parkingi, gdzie zostawiłem samochód i jednym gwałtownym ruchem, pociągam ją przed siebie i mocno opieram plecami o samochód. Jej nadgarstki chwytam w dłoń i biorę za jej plecy. Teraz nawet nie próbuje się wyszarpać, widząc malująca się na mojej twarzy wściekłość, robi się potulna jak baranek. Ohh uwielbiam, gdy jest mi tak posłuszna. Jej ciało delikatnie drży, a ja do cholery nie mogę przestań myśleć o tym, jak drży, kiedy dochodzi z moim imieniem na ustach... Zwariuje przez brak seksu! Rozglądam się dla pewności dookoła, czy na pewno nikogo tu nie ma. Na tylnym parkingu jest całkowicie ciemno, więc spokojnie mogę dać jej pożądaną lekcję sprowadzającą ją do porządku.

– Nikt nie ma prawa tak patrzeć na moją żonę! Jedynym mężczyzną, na którego możesz tak patrzeć jestem ja oraz jedynym mężczyzną, który może na ciebie tak patrzeć, również jestem ja! Tylko ja mogę cię dotykać, a ty możesz dotykać tylko mnie. I zapewniam cię, że każdemu facetowi, który będzie chciał się do ciebie zbliżyć, połamie wszystkie kości. Wiesz, że nie mam skrupułów i jestem zdolny do wielu rzeczy... – cedzę przez zaciśnięte zęby.

– Puść. – cicho szepce, próbując uniknąć mojego wzroku. Jej nerwowy oddech i wciąż zagryzane wargi pokazują mi, jak wystraszona jest w tym momencie. Nie interesuje mnie to teraz... sama się o to prosiła.

– Jeżeli będę chciał to cię puszczę, nie ty o tym będziesz decydować. – mówię złowrogo.

– Zostaw mnie Bruno. – próbuje wyszarpać nadgarstki z mojego uścisku, ale jej próby jak zawsze kończą się porażką... Kątek oka dostrzegam jak jej kolano, podnosi się ku górze. Ohh moja mała, tak nie pozwolę ci ze sobą pogrywać. Zatrzymuje dłonią jej kolano i brutalnym ruchem odwracam ją i kładę na masce mojego czarnego bmw. Dalej trzymam jaj nadgarstki za plecami. Widząc jej wypięty tyłek w obcisłych jeansach, nie myślę o niczym innym, jak o tym, by ją mieć... Jakie to cholerne uczucie mieć przy sobie takie cudo i nie móc go posmakować... Przywieram do niej całym ciałem, a usta przykładam do jej ucha.

– Nie poprawiasz swojej sytuacji kochanie. – gryzę płatek jej ucha, na co z jej ust wydobywa się cichy jęk.

– Mówiłam ci, to boli! – porusza rękoma w nadziei, że poluzuje uścisk.

– Zastanawia mnie, co będzie dla ciebie lepszą karą... co bardziej sprowadzi cię do porządku. – Jej szamotające drobne ciało, które mam pod sobą, jeszcze bardziej  potęguje moje uczucie podniecenia... Kieruje dłoń na jej pośladki i mocno ją nich zaciska. Jej pupa jest taka idealna...

– Puszczaj. – wykrzykuje, poruszając tyłkiem na prawo i lewo, abym zabrał z niego dłoń.

– Wolisz kochanie, żebym cię pieprzył, czy wolisz poczuć mój pasek od spodni na swoim nagim tyłku? – pytam beznamiętnym i bezwstydnym tonem głosu, znów przygryzając jej ucho i przejeżdżając po nim językiem. Doskonale wiem jak ten ton głosu, słowa i gesty na nią podziałają... Od razu czuje jak jej drobne ciało, zaczyna jeszcze bardziej drżeć pod moim.

– Bruno to nie jest zabawne. – skomle.

– A czy ja mówiłem, że to będzie zabawne? Odpowiedz na moje pytanie. Jeżeli nie wybierzesz jednej z kar, dostaniesz obie. – Nie słyszę z jej ust żadnej odpowiedzi... Wiem, że dla niej to żadne wybór... Ostrzegałem ja nie raz, aby nie testowała mojej cierpliwości, a mimo to dalej celowo to robiła. Musi w końcu spotkać ją jakaś kara. – Dobrze skoro nie umiesz sama wybrać kary to powiem ci, co z tobą zrobię... Najpierw zleje ci tyłek, a potem będę cię pieprzył, aż będziesz mnie błagać, abym przestał. – cedzę nad jej uchem, mocniej dociskając jej ciało do swojego. Laura na moje słowa wybucha płaczem i gwałtownie porusza całym ciałem. Jej płacz wyzwala we mnie litość i nieco koi moją wściekłość. Podnoszę ją z maski auta i obracam do siebie twarzą. Co ona ze mną wyprawia...

– Wolę dostać lanie. – łka, ledwo wypowiadając te słowa...

– Dobrze. – Po całym moim ciele rozpływa się niezwykle nieprzyjemne uczucie... Czuje się, jakbym dostał niewiarygodnie mocny policzek... Tak cholernie zabolały mnie wypowiedziane przez nią słowa... aż taki mnie nienawidzi, że woli znieść ból niż pozwolić mi się do siebie zbliżyć? Nie chciałem jej krzywdzić, ale za bardzo zabolało mnie to, co powiedziała... Po chwili mój ból przeradza się w jeszcze większą wściekłość. Nawet widok drobnej zapłakanej istotki nie jest w stanie go ukoić. Moja zdolność do samokontroli właśnie zanika...

– Bruno, nie proszę cię, nie rób mi tego. Przepraszam cię. Ja robiłam to specjalnie, żeby cię zdenerwować. Naprawdę przepraszam, masz racje, jestem twoją żoną i tylko ty masz do mnie prawo. – łka, łapiąc moje dłonie. Po jej policzkach spływają strugi łez... Kurwa mać! Strach, jaki teraz widzę, w jej oczach sprawia, że zaczynam odzyskiwać zdolność do samokontroli. Doskonale wiem, że to, co powiedziała, nie jest prawdą. Wiem, że tak nie myśli. Widzi, jak wściekły jestem... boi się mnie, a tymi słowami chce mnie jedynie uspokoić.

– Pocałuj mnie. – nakazuje. Muszę poczuć jej słodkie usta na swoich, chce poczuć, że to ona mnie całuje. Tylko to jest w stanie mnie uspokoić. Nie spuszczam z niej wzroku ani na moment. Wpatruję się w nią z nie cierpliwością czekając na dotyk jej ust. Laura ociera łzy z twarzy i drżące dłonie powoli kładzie na moich ramionach. Delikatnie unosi się na palcach i bardzo powoli zbliża swoje usta do moich. Tak jak by bała się ich dotknąć... Zamyka oczy, a jej równie drżące usta po chwili dotykają moich. Uczucie jej słodkich warg na swoich zaczyna jeszcze bardziej koić moją wściekłość. Całuje mnie bardzo powoli i delikatnie. Nie mogę dłużej tego znieść! Łapę ją w pasie i przyciągam mocno do siebie, trzymając jedną dłoń na jej biodrze, a druga wplatam w jej jak zawsze pachnące szamponem truskawkowym włosy. Przejeżdżam po jej spierzchniętych i suchych wargach językiem i rozchylam jej usta, pośpiesznie wdzierając się do środka. Całuje ją coraz bardziej żarliwie, coraz bardziej pochłaniając jej słodkie usta.

– Wsiadaj do samochodu. Wracamy do domu. – odrywam się od niej, czując niesamowitą pustkę. Pustkę, jaką czuje z powodu braku jej dotyku. Laura jedynie pokornie kiwa głową na to, co mówię i wsiada do samochodu.  

Laura

  Wracamy do domu, nie odzywając się do siebie ani słowem. Przyklejam twarz do bocznej szyby i choć chce, nie mogę zapanować nad spływającymi po moich policzkach łzami. Tego wszystkiego jest za dużo, dopiero teraz wszystkie kłębiące się we mnie emocje zaczynają powoli opadać. Łzy i skurcz żołądka są tego dowodem. Sama się o to wszystko prosiłam... Ostrzegał mnie wiele razy, abym z nim nie pogrywała, ale ja mimo to musiałam zrobić mu na złość! Ten chłopak w restauracji kompletnie mnie nie interesował, chciałam zdenerwować Bruna i udało mi się to, aż za bardzo. Widok tak wściekłego Bruna nie jest niczym przyjemnym... miałam wrażenie, jakby tracił nad sobą kontrolę, której nikt nie będzie w stanie powstrzymać. Kiedy trzymał mnie przyciśniętą do maski samochodu i mówił te wszystkie rzeczy, przez moje ciało przeszło milion dreszczy. Milion dreszczy strachu... Serce chciało wyskoczyć z piersi, a oddychanie stało się niemożliwym do przejścia wyczynem. Jego bezpośredniość słów, jakie do mnie mówił, złowrogi, nonszalancki ton i ta cholerna pewność siebie sprawiła, że kuliłam się pod jego każdym gestem, słowem i spojrzeniem. Mam wrażenie, że kiedy traci nad sobą kontrolę, jest zdolny do wszystkiego... Czy on mówił to wszystko poważnie? A może chciał tylko mnie wystraszyć? Mógłby być na tyle brutalny, aby to wszystko mi zrobić? Te myśli nie dają mi spokoju...

– Wysiądź. – rozkazuje chłodnym tonem, zatrzymując się nieopodal drzwi frontowych. Robię posłusznie, co mówi, nic nie odpowiadając. Bruno odjeżdża sprzed drzwi frontowych nawet nie patrząc w moją stronę. Otulam dłońmi moje odkryte ramiona, gdyż chłodny powiew wieczornego wiatru, powoduje na moim ciele gęsią skórkę. Biorę kilka głębokich oddechów świeżego powietrza i ocierając zapuchnięte od płaczu oczy, wchodzę do domu. Zdejmuje z nóg buty i skulam się jak mała dziewczynka w rogu kanapy w salonie. Niesamowicie walczę z chęcią napicia się brązowego trunku, który stoi na barku w salonie. Ale czy to tak naprawdę w jakikolwiek sposób mi pomoże? Alkohol niczego nie zmieni w mojej sytuacji. Mocne trzaśnięcie drzwiami sprawia, iż mimowolnie podskakuje na łóżku. Bruno ani na sekundę nie spoglądając w moją stronę, kieruje się do swojego gabinetu. Zauważyłam, że zawsze spędza tam czas, kiedy jest zły. Czyżby to miejsce było dla niego swego rodzaju oazą? W swoim domu też miałam taką swoją oazę. Mój pokój nią był. Ściany w błękitnym kolorze i ogromny drewniany parapetem przy oknie, na którym zawsze siadałam z kubkiem herbaty, pozwalały mi się wyciszyć.

Nie dosyć tych wszystkich myśli!

Muszę wziąć prysznic, zmyć z siebie te wszystkie wydarzenia dzisiejszego dni i w końcu się rozluźnić. Stoję pod gorącym strumieniem wody, a zapach kokosowego żelu pod prysznic przyjemnie unosi się w kabinie. Wychodzę spod prysznica, owijając jeszcze mokre ciało, w miękki śnieżnobiały ręcznik. Muszę z kimś o tym wszystkim porozmawiać, bo zwariuje. Wykręcam numer do Sofii, niecierpliwie czekając, aż zamiast sygnału połączenia usłyszę jej głos. Jednym tchem opowiadam jej wszystkie minione wydarzenia, a szczególnie tę sytuację z dzisiaj. Kiedy mówi mi praktycznie to samo co kiedyś Bruno, zaczynam odczuwać złość i irytacje. Twierdzi, że skoro już zgodziłam się na bycie żoną Bruna, to powinnam przestać z nim walczyć. Spróbować jakoś się z nim dogadać, a nie wiecznie starać się go wyprowadzić z równowagi. Spróbować go poznać, bo może się okazać, że wcale nie jest taki zły. Jak ona może tak mówić? Myślałam, że mnie zrozumie i wesprze, a nie stanie po jego stronie do cholery! Przecież jest moją przyjaciółką!!! Kończę z nią rozmowę, a natłok moich myśli w głowie jeszcze bardziej się zwiększa. Dopiero po chwili opanowuje emocje i na spokojnie zaczynam myśleć o tym, co mi powiedziała Sofii. Myślenie o tym wszystkim sprawia, że nawet nie orientuje się, kiedy jest już prawie pół noc, a Bruno w dalszym ciągu nie wrócił do sypialni... Nie chce mnie widzieć... pewnie wciąż jest na mnie wściekły. Mojej głowie pojawia się myśl, która początkowo od razu odrzucam... Jednak słowa Sofii biorą górę. Zakładam na siebie satynowy szlafrok i szczelnie obwiązuje wokoło niego pasek. Po cichu wychodzę z pokoju i na palcach idę do jego gabinetu. Zanim naciskam jego klamkę, biorę parę głębokich wdechów, między czasie trzy razy cofając dłoń z klamki.

Co ty robisz Lauro do cholery? - pytam sama siebie.

Naciskam klamkę, a moim oczom od razu ukazuje się postać Bruna w pół mroku siedzącego przy biurku ze szklanką brązowego trunku. Na biurku stoi, już do połowy pusta butelka whisky, a w powietrzu unosi się nuta alkoholu, dymu papierosowego i jego perfum. Choć w gabinecie panuje półmrok, dostrzegam jego hebanowe tęczówki wpatrzone we mnie. Mozolnym krokiem zbliżam się do niego i siadam na brzegu jego biurku, z nogami spuszczonymi w dół. Bruno siedzi przede mną w skórzanym fotelu, prawą dłonią pocierając zarost. Po chwili upija siarczysty łyk alkoholu ze szklanki, przy czym ani na moment nie spuszcza ze mnie wzorku. Wpatruje się we mnie niczym w obraz. Chce coś mu powiedzieć... ale kompletnie nie wiem co... Zaczyna mnie peszyć jego wzrok, o czym od razu dają mi znać moje policzki. Bruno odkłada pustą szklankę na biurko i płynnym ruchem znów ją zapełnia do połowy. Upija ze szklanki kolejny łyk brązowego trunku, a dłoń, która jeszcze przed chwilą pocierała jego brodę, teraz spoczywa na moim wystającym spod szlafroka nagim udzie. Mój oddech pod wpływem jego dotyku, na moim nagim ciele, od razu przyśpiesza.

– Masz niesamowicie gładkie nogi Lauro. – mówi zachrypniętym głosem, masując kciukiem moje udo. Wciąga gwałtownie powietrze i znów zatapia usta w alkoholu.

– Jesteś na mnie zły? – pytam z trudnością, przy tym przełykając ślinę i starając się nie zwracać uwagi na jego dotyk.

– Tak. – odpowiada bez zająknięcia, wpatrując się we mnie chłodnym wzrokiem i nie przestając zataczać kółek na moim udzie.

– Nie pij już. Jest późno, chodźmy spać. – zsuwam się z biurka, a moje prawie nagie pośladki stykają się z chłodnym drewnem dębowego biurka. Siłą powstrzymuje się, aby na to uczucie lekko nie syknąć. Bruno z hukiem odstawia szkło na biurko i łapiąc mnie w tali brutalnym i zdecydowanym ruchem sadza mnie na swoich kolanach. Wstrzymuje oddech, kiedy układa mnie bokiem na swoich kolanach jedną dłonią trzymając w talii, a drugą ponownie kładąc na moim udzie.

– Wiesz, jak piekielnie jestem o ciebie zazdrosny? Bardzo nie lubię, gdy ktoś zbliża się do mojej własności... wpadam wtedy w szał.

– Tak wiem. – przytakuje mu, nie chcąc wszczynać kolejnej kłótni.

– Dlaczego tak cholernie wielką satysfakcję sprawi ci wyprowadzanie mnie z równowagi? – pyta, zatapiając nos w moich włosach, a ton jego głosu zaczyna się zmienić na przygnębiony.

– Nie rozmawiajmy o tym...

– Aż, tak mnie, nienawidzisz, że wolałaś, abym zlał pasem twój tyłek niż pójść ze mną do łóżka? Wolałabyś znieść ból niż zbliżyć się do mnie? – Jego głos jest wręcz rozżalony...

– Nie wiem. – To jedyne co udaje mi się z siebie wydusić. Nie wiem co mam mu odpowiedzieć, bo sama tak naprawdę nie wiem, jaka jest prawda. Nie dam rady dłużej z nim w ten sposób rozmawiać... Delikatnie próbuje zsunąć się z jego kolan, na co on od razu gwałtownie znów mnie na nie przyciąga.

– Jeszcze nie skończyłem! – warczy, podnosząc głos i mocniej zaciska dłonie na mojej tali, zatrzymując mnie przy sobie. – Chciałbym się do ciebie zbliżyć i chciałbym, abyś ty zbliżyła się do mnie... żebyś poczuła do mnie to, co ja czuje do ciebie... ale ty mi wszystko utrudniasz. – słucham tego, co mówi, a całe moje ciało ogarnia dreszcz. Nigdy mi czegoś takiego nie powiedział... nigdy w ten sposób. Jego rozżalenie w głosie jest dla mnie niezwykle mocno wyczuwalne. W jego głosie często słyszałam złość, cynizm, a nawet troskę, ale nigdy nie słyszałam takiego rozżalenia... – Nienawidzę twojego sprzeciwu. Tak cholernie go nienawidzę, że za każdym razem, kiedy mi się sprzeciwiasz, jesteś mi nieposłuszna czy robisz mi, na złość mam ochotę przełożyć cię, wtedy przez kolano i porządnie zlać ci tyłek sprowadzając ten twój charakter i niewyparzony język do porządku. Nie wiesz, jak wiele wysiłku w to wkładam, aby tego nie zrobić. – zaciska mocno szczękę i choć w gabinecie panuje półmrok doskonale widzę jak z każdym wypowiedzianym przez niego słowem jego oczy ciemnieją coraz bardziej. – Tak cholernie mocno powstrzymuje się przed tym, żeby siłą nie zaciągnąć cię do łóżka, żeby nie rzucić się na ciebie jak zwierze, choć twój sprzeciw i niewinność tak, cholernie mnie do tego pobudzają. Nawet nie wiesz jak bardzo pożądam ciebie i twojego ciała. Jak bardzo bym chciał słyszeć twoje jęki rozkoszy... i wsłuchiwać się jak wykrzykujesz moje imię, kiedy dochodzisz... Doceń, że wciąż tego nie robię, choć, nieustanie mnie do tego prowokujesz. – Ostanie słowa cedzi przez zęby z goryczą w głosie i wściekłością na twarzy. Czuje mocny uścisk na biodrach, a po chwili gwałtowne szarpnięcie. Bruno jednym ruchem zdejmuje mnie ze swoich kolan, wstaje i niemalże rzuca mnie na fotel, na którym przed chwilą jeszcze siedział on. Nawet nie spoglądając na mnie, wychodzi z gabinetu zatrzaskując za sobą drzwi... zostawiając mnie w rozsypce z milionami myśli głowie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek jego słowa będą w stanie tak bardzo mnie poruszyć...

Witajcie kochani :* 

Dziś trochę dłuższy rozdział niż zwykle, ale mam nadzieje, że nie będzie to dla was wadą :) 

Oczywiście jeśli są jakieś błędy, proszę mówcie mi o tym :) 

Czekam na gwiazdki i komentarze:*

One naprawdę dla mnie wiele znaczą:* :*  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top