Rozdział 7

Laura

Kiedy wracamy do domu, Bruno oczywiście zachowuje wszystkie dobre maniery, jak na gentlemana przystało. Zawsze na mnie czeka, podaje dłoń i przepuszcza pierwszą w drzwiach. Wchodzimy do domu, a Bruno bez słowa kieruje się w stronę korytarza za salonem. Przez chwile moje myśli zajmuje pomieszczenie, do jakiego może się kierować. Pierwsza myśl, która mi przychodzi do głowy to ta, że kieruje się być może w stronę swojego gabinetu. Czuję się w tym momencie nieco zagubiona, bo tak naprawdę, nawet nie znam domu, w którym mam spędzić resztę życia. Takie myśli, jeszcze bardziej dobijają moje obecne samopoczucie. Nadeszła szara rzeczywistość, z którą chcę czy nie, muszę się zmierzyć. Ciężko wzdycham, na kłębiące się w mojej głowie myśli. Idę do kuchni, po drodze w końcu pozbywając się ze swoich nóg uciążliwych beżowych szpilek. Rozmasowuje obolałe stopy i siadam przy kuchennym blacie, jedną dłonią podpierając brodę, a drugą zajadając będące na nim, białe winogrona. Przyglądam się uważnie wnętrzu domu, które mam w zasięgu wzroku. W dalszym ciągu wszystko urządzone jest w takim samym stylu jak sypialnia. Chłód, nowoczesność i minimalizm króluje w tym domu na pierwszym miejscu. Z zamyślenia wyrywa mnie głośny odgłos kroków dochodzących z korytarza. Niespełna po chwili ukazuje mi się postać Bruna, zmierzającego ku drzwiom wyjściowym z jakimiś papierami w dłoni.

– Muszę załatwić ważną sprawę w firmie. – zatrzymuje się przy drzwiach.

– Rób, co chcesz. Nie interesuje mnie to. – rzucam obojętnie z całkowitą świadomością, jak na to zareaguje. Bruno nic nie odpowiada, bierze głęboki wdech, zaciska usta w cienką linię i wychodzi trzaskając drzwiami... Zdenerwował się i muszę przyznać, że bardzo dobrze mi z tym! Mimo woli jednak zanim wyszedł, lustruje go od góry do dołu... cóż czarny bawełniany sweter i granatowe spodnie świetnie na nim leżą. Pomimo całej mojej niechęci do Bruna, nie mogę zaprzeczyć, jakim jest przystojnym mężczyzną. Zawsze nienagannie ubrany w najdroższe ubrania, które w dodatku zawsze idealnie podkreślają jego wysportowane ciało, a w szczególności szerokie ramiona. Zawsze z nieładem czarnych jak heban włosów na głowie i pachnący intensywną męską wonią perfum. Oczywiście, co najważniejsze zawsze emanujący pewnością siebie, męskością i nonszalancją. Zagryzam mimowolnie wargi, gdy o nim myślę. '' Lauro przestań'' Karcę się sama za to, o czym myślałam. Moje myśli wracają do jego drogiej garderoby, która od razu przypomina mi o moich pieniądzach, a raczej o ich braku. W moim portfelu znajduje się zaledwie 50$, a konto bankowe jest puste... Ojciec niestety nie był skoro, do dawania mi, zbyt wysokich kwot pieniędzy na osobiste wydatki. Jak to zawsze mówił '' Nie chce, żebyś była rozpieszczoną dziewczynką, myślącą, że może mieć wszystko''. Doskonale wiem, że te słowa były jedynie przykrywką, jego zwyczajnego żałowania mi pieniędzy. Z Wiliamem oczywiście było inaczej. Miał pieniądze od ojca na wszystko, czego tylko zapragnął. Zawsze dostawał wszystko, co najlepsze, w przeciwieństwie do mnie. Miałam jednak nadzieje, że ojciec przed ślubem zlituje się nade mną i da mi jeszcze jakieś pieniądze. Po prostu, żebym miała cos swojego, ale oczywiście się przeliczyłam. Czego tak naprawdę się spodziewałam od samego początku. W końcu pozbył się mnie z domu, więc dawanie mi pieniędzy w jego mniemaniu już nie należy do niego, tylko do Bruna. Wszystkie te myśli, doprowadzają mnie do jeszcze bardziej przygnębiającego nastroju. Jak mam zacząć tu żyć, nie mając nikogo ani niczego i będąc zdana tylko na jego łaskę, na łaskę tak właściwie obcego mi mężczyzny.

Bruno

– Jeszcze podpis w tym miejscu Panie Watson. – Prawnik wskazuje mi miejsce, gdzie muszę złożyć ostatni podpis. Składam podpis w wyznaczonym miejscu i z ulgą wypuszczam powietrze z płuc. Pierwszą część planu bez większych trudności mam już za sobą...

– Gratuluje, jest Pan w prawnym posiadaniu 70% udziału Watson Company, przy czym w dalszym ciągu pana ojciec, posiada określone wpływy odnośnie działalności przedsiębiorstwa. Mam w obowiązku przypomnieć Panu, iż jeśli drugi punkt testamentu nie zostanie spełniony...

– Tak wiem, nie musi mi Pan przypominać. – Przerywam mu, gdyż coraz bardziej zaczyna mnie irytować jego oficjalna przemowa. Doskonale wiem, co jest drugim punktem testamentu, nie musi mi tego po raz kolejny przypominać. Na całe szczęście mam jeszcze sporo czasu, aby wykonać drugi punkt i przekonać Laurę do siebie. Oczywiście, jeżeli wcześniej nie trafi mnie przy tej dziewczynie jasny szlag, bo jak na razie mam wrażenie, iż robi dosłownie wszystko, aby wyprowadzić mnie z równowagi. Co zresztą bardzo często się jej udaje. Czasami zachowanie Laury działa na mnie jak czerwona płachta na byka. Naprawdę muszę wkładać w swoje zachowanie całą swoją zdolność do samokontroli, którą jeśli stracę mogę stać się bardzo nieprzyjemny... Zamiast wrócić do domu, decyduje się pojechać do firmy i nadrobić część zaległości. Może i powinienem wrócić od razu do domu i zająć się Laurą, ale nie sądzę, aby ona potrzebowała dziś mojej obecności. Zresztą bardzo jasno dała mi to do zrozumienia, gdy wychodziłem. Wiec na dziś odpuszczam, niech trochę ochłonie i o swoi się z domem. Poza tym myślę, iż jeśli spędzi resztę dnia i wieczoru w samotności, dobrze jej to zrobi, może choć trochę wtedy skruszeje. Ja również muszę ochłonąć i jakoś to sobie na spokojnie poukładać w głowie.

Mijają kolejne godziny i choć naprawdę staram się skupić na pracy, to kompletnie mi to nie wychodzi. Moje myśli wciąż są skupione wokoło Laury. Chciałbym wiedzieć, co robi. Najlepiej minuta po minucie... Tak przyznaje, potrzeba kontrolowania wszystkiego, co należy do mnie, to moje drugie imię... Jak dotąd wiem, że nigdzie nie wychodziła z domu. Dałem jasne polecenie Gerardowi naszemu ochroniarzowi, aby mnie poinformował, kiedy gdzieś wyjdzie, a jak na razie nie dostałem od niego żadnej wiadomości.

– Tak myślałam, że tu będziesz. – Do gabinetu wchodzi ojciec, a moje ciśnienie od razu znacząco podnosi się ku górze. Na jego widok dłonie same zaciskają mi się na oparciu skórzanego fotela. – Właśnie wychodzę. Coś ważnego, bo jeśli nie to porozmawiamy innym razem. – Próbuje go szybko zbyć, zaczynając zbierać papiery z biurka. – Bruno, doskonale wiesz, co mnie tu sprowadza. – Staje naprzeciw mnie, z założonymi rękoma na piersiach.

– Proponuje, abyśmy zaoszczędzili sobie tej rozmowy. Ta rozmowa nie ma najmniejszego sensu.– Doskonale wiem, co chce mi powiedzieć i naprawdę nie mam ochoty tego słuchać.

– Uważam, że podjąłeś złą decyzję. Po naszej wizycie w domu Andersonów ostrzegałam cię przed nią, ale ty nie chciałeś mnie słuchać. Synu, czy ty nie widzisz, jaka ona jest? – Czy on naprawdę myśli, że swoim gadaniem coś wskóra? Po jaką cholerę drąży temat, skoro Laura już jest moją żoną? Klamka zapadła, a ja niczego nie żałuje.

– Taką decyzję podjąłem i teraz konsekwentnie się jej trzymam. Chciałem, żeby to ona została moją żoną i tak też się stało, więc w czym problem? – Staram się w miarę spokojnie rozmawiać z ojcem, nie dając przy tym upustu swoim emocjom.

– W tym jaka jest młoda Anderson. To nie jest Twoja kolejna panienka, która padnie ci do stóp i zrobi wszystko, czego zechcesz. Ona najzwyczajniej cię nawet nie lubi. W dodatku jak ona się zachowuje? Ta kłótnia z ojcem na weselu. Nie uważasz, że Andersonówna mocno przesadziła? Przydałaby się jej porządna lekcja wychowania! – Chciałem być spokojny, naprawdę chciałem, ale jego gadanie wyprowadza mnie z równowagi.

– Padnie do moich stóp, szybciej niż myślisz. Nie martw się o rzeczy, o które nie powinieneś. Od samego początku wiedziałem, co robię i zapewniam cię, że zrobię z niej przykładną żonę. Poza tym doskonale wiesz, że tak samo jak ty nigdy nie zmieniam swoich decyzji. – Walę dłonią w blat biurka. Nie będzie mi prawił kazań. Jestem dorosły i nikomu nie pozwolę ani wtrącać się w moje życie, ani tym bardziej nim rządzić. Niech ojciec będzie spokojny o moje małżeństwo z Laurą i całą resztę. Minie trochę czasu, a Laura będzie mi całkowicie podporządkowana. Tak ją w sobie rozkocham, że zrobi dla mnie wszystko, czego tylko zechcę.

– Nie zapominaj synu, że nie tylko ciebie dotyczy ta sprawa, a całej naszej rodziny. – Ojciec również podnosi głos.

– Nie zapominam. – cedzę przez zęby gardłowym głosem. Gwałtownie wciągam powietrze i po chwili już spokojniej je wypuszczam.

– Jeżeli z Twojej winy... – Nie pozwalam mu dokończyć.

– Powiedziałem już coś. Temat uważam za skończony. – Mocno zaciskam szczękę i gwałtownie chwytam z biurka telefon i kluczę do samochodu. Ojciec już nic nie odpowiada, tylko teatralnie wzdycha i wychodzi z gabinetu. Czuje, że po raz kolejny stoję z nim na wojennej ścieżce, ale mało mnie to interesuje. Nie jest to pierwszy ani tym bardziej ostatni raz. Ojciec po wizycie w domu Andersonów, od razu próbował mnie odwieść od ślubu z Laurą. Twierdził, że z jej temperamentem będzie mi bardzo trudno ją sobie podporządkować, tym bardziej że wyraźnie pokazywała, swoją nie chęć w stosunku do mnie. Próbował mnie przekonać, abym wybrał Olivię, dyrektor PR w naszej firmie, która wpatrzona jest we mnie jak w obrazek. Owszem, z nią nie miałbym najmniejszego problemu. Zrobiłaby dla mnie wszystko, czego bym chciał, gdybym tylko pstryknął palcem. Tyle że nie wyobrażam sobie, tego, aby ona mogła być moją żoną. Cóż z Olivią łączyła mnie więź, taka sama jak z większością kobiet w moim życiu. Dokładniej mówiąc pieprzyłem ją, kiedy chciałem, z tym wyjątkiem, że zaspokajała wszystkie moje potrzeby również w pracy. Oprócz tego nic więcej mnie z nią nie łączyło, a to, że ona się we mnie zakochała, nie jest już moją winą. Od samego początku dawałem jej jasno do zrozumienia, że chodzi mi tylko o seks i za każdym razem wyraźnie podkreślałem tę kwestię. Jednakże odkąd dowiedziała się, że biorę ślub albo jest dla mnie opryskliwa, albo desperacko próbuje, aby nasze relacje powróciły na dawny tor. Bawi mnie to jej desperackie zachowanie w stosunku do mnie. Czy ona naprawdę myślała, że między nami może coś być? Olivia nie jest godną kobietą, aby móc stanąć u mego boku. Żadna z moich poprzednich kobiet nie mogłaby u niego stanąć. Tego warta jest tylko Laura. Laura jest całkowicie inną kobietą. Jest mądra, piękna i przepełniona klasą i wdziękiem. Choć jej temperament doprowadza mnie do wściekłości, jednocześnie sprawia, że pożądam jej jeszcze bardziej. Nie toleruje nieposłuszeństwa, więc nieposłuszeństwo Laury jest dla mnie cholernie pociągającym wyzwaniem. Jestem pewny, iż Laura jest kobietą, która idealnie pasuje, aby stać u mego boku przez resztę życia... Już nie długo sama tak będzie myśleć...

Po wyjściu ojca z gabinetu decyduje się zostać jednak jeszcze przez jakiś czas w biurze. Wychodzę na taras i odpalam papierosa, czując jak z każdym kolejny zaciągnięciem, po mojej klatce piersiowej rozchodzi się nikotyna. Zawsze papieros w takich sytuacjach pozwala mi lepiej zebrać myśli. Nikotyna i chłodne powietrze Bostonu pozwalają mi powrócić do równowagi. Wracam za biurko i w końcu udaje mi się skupić myśli na pracy. Wysyłam kilka ważnych e-maile do kontrahentów i podpisuje zaległe dokumenty, które sekretarka zostawiła mi na biurku. Przecieram oczy i widząc, która jest godzina, zbieram się do wyjścia. Jest już wystarczająco późno...

Zanim naciskam na klamkę domu, zerkam na zegarek. Jest 21. Czuje lekkie wyrzuty sumienia, zostawiając ją dzień po ślubie, na tak długo samom, no cóż, cel uświęca środki. Chciałbym, aby moja malutka się za mną stęskniła, choć jestem pewny, iż prędzej, zobaczę u niej złość spowodowaną moim powrotem, albo w ogóle zignoruje mój powrót. Jest jeszcze możliwość, z której byłbym najbardziej zadowolony, albowiem samotny wieczór ją trochę zmiękczy. Usta wyginają mi się w lekki łuk, gdy wchodzę do domu i widzę w salonie siedzącą na kanapie drobną istotkę zapatrzoną w telewizor i rozczesującą mokre włosy.

– Gdzie byłeś cały dzień? – Pyta nieśmiało, gdy siadam obok niej. Stara się, by przy tym jej głos był obojętny, choć ja od razu wyczuwam w nim nutkę złości. Wciągam powietrze, a do moich nozdrzy od razu dociera zapach jej truskawkowego szamponu do włosów. Widok jej ponętnych oliwkowych nóg spod satynowego szlafroku sprawia, że muszę gwałtowniej wypuścić powietrze, by móc spokojnie i bez jakich kol wiek emocji odpowiedzieć.

– Pracowałem.

– Mogłeś mnie uprzedzić, iż nie będzie cię tak długo.

– Lauro, równie dobrze, to ty mogłaś mnie o to zapytać, skoro tak bardzo interesowało cię, czym się zajmuje. Chociaż, szczerze w to wątpię. Nieustannie mi pokazujesz, jak drażni cię moja obecność.

– Zastanów się Bruno. Zostawiłeś mnie samą ... Nie znam Bostonu, co ja mówię. Ja nawet dobrze nie rozeznałam się w twoim domu i posiadłości, oprócz ciebie nie mam tu nikogo ani niczego, a ty mnie zostawiłeś, bez słowa. – Słucham uważnie, co mówi i mam wrażenie, że ostatnich słów nie chciała wypowiedzieć na głos. Znacząco się miesza i spuszcza wzrok, gdy orientuje się, co właśnie powiedziała.

– Dobrze, nie kłóćmy się. Powiedz mi, co chcesz robić w takim razie? Czego ode mnie oczekujesz? Chcesz, żebym pokazał ci miasto? Chcesz, żebym cię gdzieś zabrał, a może po prostu chcesz mnie lepiej poznać? – Biorę jej dłoń w swoją na, co ona od razu ją wyszarpuje. Och to jej nieposłuszeństwo naprawdę mnie drażni... Chwytam po raz kolejny jej dłoń w swoją i tym razem nie pozwalam jej wyrwać z mojego uścisku. Przykładam jej delikatną dłoń do swoich ust, składam na niej pocałunek i dopiero wtedy, luzuję uścisk pozwalając jej zabrać dłoń.

– Pamiętasz, co mi obiecałeś?

– Chodzi ci o seks?

– Bruno! Chodziło mi o studia nie o seks! Nie pozwolę, abyś odebrał mi marzenia o studiach.– Nie chce jej tego robić, ale jej studia na dłuższą metę, będą dla mnie przeszkodą. Sam zastanawiam się nad moim tokiem myślenia. Jeszcze jakiś czas temu, nie przejąłbym się w ogóle tym, co mówi... Jestem prawdziwym egoistą, przyznaje się do tego. W życiu kieruje się raczej własnym dobrem i dążeniem do własnych celów, nie zważając przy tym na innych. Zawsze ma być tak, jak ja sobie tego życzę. Dążę do tego, aby to każdy był podporządkowany do mnie, oraz aby każdy należycie mnie traktował. Jednakże w stosunku do tej kobiety nie potrafię być stuprocentowym egoistą... Jej pragnienia, znacząco się dla mnie liczą... Na razie muszę brnąć dalej w obietnicę studiów, nie mając tak naprawdę innego wyjścia. Zabraniając jej studiów, tylko bym ją do siebie zniechęcił, a na to, nie mogę sobie pozwolić.

– Pamiętam, spokojnie Lauro. Mam jeszcze trochę czasu. Co zatem zamierzasz robić w najbliższym czasie?

– Zamierzam leżeć i pachnieć, a i jeszcze chcę zmienić parę rzeczy w twoim domu. I nie waż się mi tego zabronić. Skoro już muszę tu mieszkać, chcę ożywić to wnętrze. – Postanawiam tym razem udać, że nie słyszałem jak mocno i wyraźnie akcentuje słowo muszę.

– Zmień, co tylko zechcesz, przecież to teraz również twój dom Lauro.

– W takim razie, wstawię drugie łóżko do sypialni. Zgadzasz się prawda? – Cynicznie się uśmiecha i trzepoce rzęsami. Och, skąd moja mała tak dobrze posługuje się cynizmem?

– A jak myślisz? – mówię opanowany.

– Myślę, że się zgodzisz. – Bardzo dobrze wie, że nie ma nawet takiej możliwości.

– Lauro, doskonale wiem, że starasz się wyprowadzić mnie z równowagi. Dobrze Ci radzę, nie testuj zbyt często mojej cierpliwości, gdyż może się to dla ciebie bardzo źle skończyć. – mówię ostrzegawczym tonem, powoli wypowiadając ostatnie słowa. Nie zwykle miesza się na to, co mówię, i od razu spuszcza wzrok w swoje smukłe dłonie. Znów mam przed sobą, słodką, niewinną Laurę.

– Jakie masz plany na jutrzejszy dzień? – pytam, przerywając naszą ciszę.

– Nie wiem. – Wzrusza ramionami, zagryzając wargę. Z wielką chęcią sam przygryzłbym jej wargę...

– Niestety ja mam jutro spotkanie zarządu, więc znów może mnie nie być przez dłuższy czas, ale powinienem wrócić wcześniej niż dziś. Jeżeli chcesz pojechać, na jakieś zakupy czy robić cokolwiek innego pod moją nieobecność Jasper jest do twojej dyspozycji. Zawiezie cię gdzie będziesz chciała.

– Potrafię prowadzić samochód, nie potrzebuje kierowcy.

– Nie wątpię, ale nie znasz Bostonu więc na razie będziesz jeździła z Jasperem. – mówię stanowczym tonem, dając jej do zrozumienia, że w tej kwestii nie wchodzi w grę jej sprzeciw. Poza tym jestem realistą i nie ulegam z reguły stereotypom, ale moim zdaniem mężczyźni są o wiele lepszymi kierowcami niżeli kobiety. Kobiety są zbyt chaotyczne za kierownicą, brakuje im opanowania. Więc dlatego będę spokojniejszy, jeśli na razie będzie jeździć z Jasperem. Będę musiał pomyśleć nad jakimś samochodem dla Laury, ale to jeszcze nie teraz. Na razie ma jeździć z Jasperem, dla swojego własnego bezpieczeństwa. Moje auta są zbyt podrasowane jak dla niej, znacznie lepszy będzie dla niej bardziej kobiecy samochód, o znacznie mniejszej liczbie koni.

– Dobrze. – Kiwa pokornie głową, co niezwykle mnie cieszy.

– Chciałbym również, abyś na przyszłość wiedziała, aby informować mnie o wszystkich swoich planach.

– Nie przesadzasz Bruno? – Unosi znacząco wzrok ku górze.

– Nie. – Krótko ucinam temat. Chcę wiedzieć o wszystkim, co moja żona robi, pod moją nieobecność. Oczywiście Gerard i Jasper będę mnie informować na bieżąco o tym, co robi, jednakże wolałbym, aby sama mi to mówiła. Co do jutrzejszego dnia znając logikę kobiet, przewiduje, że wybierze się na zakupy. Tylko najpierw musi mieć z czym na nie jechać. Eryk zostawił ją przecież bez grosza... Nie zabezpieczył ją w żadne pieniądze i doskonale wiem czemu... Od samego początku to było wiadome, iż tak postąpi. Oczywiście nie musiał i zresztą nie chciał tego robić. Ja mam wystarczająco dużo zer na koncie, aby Laura mogła mieć wszystko, czego zapragnie. Jednakże chodzi mi o sam fakt tego, jak czuje się Laura, będąc tu i nie mając tu właściwie nic swojego. Ona przecież nie wie o tym, jak jest naprawdę... Nie wie jak mogłoby teraz wyglądać jej życie, gdyby nie nasz ślub i wolałbym, aby nigdy nie dowiedziała się prawdy. Przypuszczam, iż będzie się wstydziła przyznać mi do braku pieniędzy, duma jej nie pozwoli prosić mnie o nie. Wstaję z kanapy i biorę z komody portfel, który położyłem na niej, za nim usiadłem obok Laury.

– Proszę, na razie korzystaj z mojej karty. Jutro zajmę się zleceniem stałych przelewów na twoje konto, co oczywiście nie oznacza, iż nie będziesz mogła korzystać z moich kart.

– Nie trzeba. – Ucieka wzrokiem i w okamgnieniu podrywa się z kanapy. Chwytam ją za nadgarstek i zatrzymuje.

– Wiem, że ojciec nie dał Ci żadnych pieniędzy, oraz że nie masz ani grosza. Masz korzystać z moich pieniędzy. – Wciskam jej kartę w dłoń, a skrępowana mina, jaka teraz maluje się na jej twarzy, jest naprawdę słodka.

– Nie musisz mi dawać swojej karty...

– Skarbie, tak samo, jak ja mam pełne prawo do ciebie, tak samo ty masz do mnie i do mojego konta bankowego.

Jak wam się podoba kolejny rozdział ?:)

Nie zawiodłam was?

Czekam na wasze komentarze, opinie i gwiazdki:) To naprawdę motywuje:)

Starałam się wyeliminować błędy, jeżeli ktoś jeszcze jakiś zauważy proszę powiedzcie mi o nich :) Na pewno je poprawię :)

Pozdrawiam kochani :*

P.S Nie wiem, co się dzieje, ale przestawia mi się tekst. Chyba, że tylko u mnie to widać . 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top