Rozdział 61!


Prawdopodobnie jeszcze będzie jeden rozdział max dwa. Jeszcze to muszę przemyśleć, ale już to rozdziały kończące. :)

Jestem mega ciekawa jak wasze wrażenia!

Buziaki kochani!

Laura

– Chciałam, żebyś wiedział o tym ode mnie. – jestem mu winna tą rozmowę i odwiedziny w szpitalu.

– Rozumiem. Zawsze wydawało mi się że małżeństwo wygląda trochę inaczej. Kiedy mąż leży po wypadku w szpitalu, żona jest przy nim, a nie wyjeżdża na inny kontynent, układać sobie życie. Najwidoczniej miałem błędne wyobrażenie, droga wolna Lauro.

– Bruno wiesz, że to nie tak! Ja umierałam ze strachu o ciebie i teraz też się martwię i to nawet nie wiesz jak bardzo, ale nie widzę innego wyjścia z sytuacji. Na pewno masz tu dobrą opiekę. A dobrze wiesz, że nikt z nas nie ułoży sobie życia, ani nie zazna spokoju, dopóki będziemy blisko siebie. – kładę swoją dłoń na dłoń Bruna i delikatnie ją gładzę, mimo zadrapań jakie ma na knykciach. Całe jego ciało jest pokryte zadrapaniami i rozcięciami. Jest mi go strasznie szkoda, szczególnie gdy patrzę na bladą buzię, fioletowe sińce pod oczami i rozciętą wargę i łuk brwiowy.

– Tak wiem. – stwierdza chłodnym tonem, ale już nie z tak dużym wyrzutem jak przed chwilą. – Proszę cię uważaj na siebie. I pamiętaj, że gdybyś potrzebowała pomocy to możesz na mnie liczyć. – mam wrażenie jak by Bruno mówił to przez zaciśnięte gardło i ledwo co był w stanie wypowiedzieć te słowa. Odwraca wzrok ode mnie i wbija w sufit. Wiem, że to co mówi jest naprawdę szczere. Gdyby cokolwiek się działo właśnie do niego pierwszego bym zadzwoniła o pomoc, bo on nigdy by nie pozwolił by stała mi się jakaś krzywda.

– Dziękuje, bardzo to doceniam. Ale może kiedyś przylecisz mnie odwiedzić, jak już uporządkujemy sprawy między nami? Zobaczysz jak się tam urządziłam, pokaże Ci miasto. – pytam nieśmiało, nerwowo gładząc materiał pościeli na łóżku Bruna. Chciałabym go jeszcze kiedyś zobaczyć, czasem porozmawiać, tak po prostu bez podtekstów. Stał mi się bliski przez ten cały czas i to się tak łatwo nie zmieni.

– Laura przestań. Ja mogę z Tobą być ale nie przyjaźnić się! U mnie jest wszystko albo nic, więc nie składaj mi takich przyjacielskich propozycji. – mąż się od razu denerwuje na moją propozycja a mi chociaż robi się przykro, wiem że ma racje. Łzy stają mi w oczach ale robię wszystko żeby się przy nim nie rozpłakać.

– W porządku. Muszę już jechać na lotnisko. Mam nadzieje że szybko dojdziesz do siebie. Pa Bruno. – staje na środku sali, przykładam sobie dłoń do ust i wysyłam w jego stronę całusa. Serce mi łomocze w klatce piersiowej i czuje że wcale nie chce tego robić. Ale podjęłam już decyzje i się z niej nie wycofam. Bruno patrzy na mnie wzrokiem pełnym żalu a tętno które pokazuje się na aparaturze od razu mu skacze do góry. Widzę w jego oczach zawód, smutek i złość. Nie mogę już dłużej patrzeć w ciemne oczy mojego męża. Muszę wyjść z jego sali bo inaczej kompletnie się przy nim rozsypie a nie mogę tego zrobić. Obiecałam sobie, że będę twarda. Odwracam się plecami i przez moment nie mogę zrobić kroku do przodu, paraliżuje mnie to co się właśnie dzieje.

– Laura... – kurwa serce niemal podchodzi mi do gardła a nogi zaczynają dygotać, kiedy mówi moje imię. Szybko się odwracam w jego stronę i mam wrażenie, że jego oczy teraz szklą się tak samo jak i moje.

– Tak?

– Jeśli Cię teraz poproszę to wrócisz do mnie i nie wyjedziesz? – mówi łamiącym się głosem, zaciskając pięści na pościeli. Nie jestem w stanie mu nawet odpowiedzieć, gardło mam całe ściśnięte. Przykładam sobie dłonie do ust i kiwam twierdząco głową, mówiąc mu nieme tak. – Więc cie proszę Laura wróć do mnie i nie wyjeżdżaj. Zostań ze mną i dajmy sobie jeszcze jedną szansę. Kocham cię Laura i Ty jesteś dla mnie ważniejsza niż moja pierdolona duma. Chce żebyś siedziała przy mnie i trzymała mnie w tym pieprzonym szpitalu za rękę. A kiedy wyjdę z niego, chce wrócić do domu w którym będziesz na mnie czekać. Gdzie razem pójdziemy spać w naszej sypialni, w naszym łóżku i w naszej różowej pościeli której ja nienawidzę a Ty tak bardzo uwielbiasz. Lauruś kochanie... – nie musi już nic więcej mówić. Podbiegam do łóżka i przytulam się do brzucha mojego męża. Płaczę w głos przytulając się do niego a Bruno czule głaszcze mnie po włosach. Tak bardzo chciałam w głębi duszy, żeby mnie zatrzymał. Cholera jak ja się modliłam, żeby to zrobił. Jak dobrze, że to mój mąż z nas dwojga umiał schować dumę do kieszeni i był tym mądrzejszy. Nawet teraz kiedy prawie otarł się o śmierć a ja umierałam ze strachu o niego, nie potrafiłam przezwyciężyć swojej domy.

– Bruno nawet nie wiesz jak ja cię kocham. Nigdzie nie wyjadę, wrócę do ciebie. I to ja powinnam cię prosić, żebyś do mnie wrócił! Byłam dla ciebie taka okropna, a ty dalej chcesz być ze mną.

– Chce bo cię kocham, uparciuchu mój cholerny! – wplata mocno rękę w moje włosy i przyciąga moją buzię do siebie, całując mnie delikatnie. Syczy głośno, kiedy nieświadomie zasysam bardziej w ustach jego rozciętą wargę. Od razu się od niego odsuwam i przepraszam, subtelnie dotykając palcem jego rozciętej wargi. – Gdybym ja nie wyciągnął teraz ręki,Ty byś tego nie zrobiła, prawda?

– Nie. Całe szczęście, że ty okazałeś się być ode mnie mądrzejszy. Tak bardzo się zawzięłam, że nie umiałam zwalczyć w sobie tego uczucia. A przyjechałam tutaj przed wylotem bo chyba podświadomie właśnie chciałam, żebyś mnie zatrzymał. – taka właśnie jest prawda. Moja duma i poczucie skrzywdzenia przez cały świat tak bardzo mną zawładnęła, że nie potrafiłam się przełamać. Mój mąż jest znacznie lepszym człowiekiem ode mnie. Teraz kiedy znów mogę być przy nim i trzymać za rękę, czuje w sobie ten spokój i ukojenie, które wiem, że tylko on może mi dać. Bruno wcale nie jest przyczyną wszystkiego złego co mnie spotkało, jak jeszcze nie dawno myślałam. On jest wszystkim najlepszym co mogło mnie spotkać!

– Niech będzie tak jak kiedyś. Przysięgam, że nie mam przed Tobą już żadnych tajemnic. – przyciąga moją dłoń do ust i składa na niej pocałunek.

– Wiem kochanie, ufam Ci. Bardzo za Tobą tęskniłam! Jeśli dalej będziesz chciał pójdziemy na terapię. W ogóle zrobię wszystko czego będziesz chciał, tylko wybacz mi to jaka byłam. – gładzę jego bladą buzie dłońmi a łez jakie spływają mi po policzkach nawet nie próbuje ocierać.

– Nie muszę ci nic wybaczać i nie rób wszystkiego czego będę chciał, bo ja nie z taką Laurą brałem ślub. Chce swoją dawną Laurę, mojego małego buldoga, który kłóci się ze mną kiedy coś jej nie pasuje i strzela fochami. – uśmiecha się szeroko, trącając mnie palcem wskazującym w nos. – Nie zakochałem się w posłusznej Laurze, bądź po prostu taka jak zawsze byłaś. Ostatnie co miałem przed oczami zanim uderzyłem w drzewo to Ty pięknie się do mnie uśmiechająca. Bardzo zabolało mnie to, że kiedy obudziłem się w szpitalu, ciebie jako pierwszej nie zobaczyłem przy moim łóżku. – Widzę jak ciężko przechodzą mu te słowa przez gardło, to nie jest zachowanie w jego stylu.

– Zmieniłeś się Bruno, jeszcze kiedyś nie umiałeś okazywać swoich słabości i uczuć.

– Ty mnie zmieniłaś. Ale okazywać słabości mogę tylko przy Tobie, żeby było jasne. Przy innych muszę dalej być twardzielem i sztywnym bucem. Także nie wydaj mnie przed światem. – unosi ostrzegająco palec wskazujący do góry. Uwielbiam jego poczucie humoru, chociaż z pewnością mówi teraz prawdę. Najważniejsze, że dla mnie taki będzie a cała reszta mnie nie obchodzi.

– Nie martw się, nikomu nie powiem, że w domu tak naprawdę jesteś moim czułym mysiem pysiem. – nie mogę się powstrzymać i znów delikatnie go całuje ale tym razem starając się nie urazić jego rozciętej wargi. – Dobrze, że jesteś cały. Nie wybaczyłabym sobie jakbym straciła jedyną osobę, która mnie tak bardzo kocha. Ja mam Bruno już tylko Ciebie.

– Już dobrze Laura, nie płacz. – przytulam się do niego, ale mąż syczy, kiedy robię to mocniej. Całkowicie zapominam o tym, że przecież jest cały obolały po wypadku. Podnoszę się z niego i starannie poprawiam pościel na łóżku.

– Przepraszam ale nie mogę się powstrzymać, żeby się do ciebie nie przytulić. Bardzo cię boli?

– Jestem twardzielem, mnie nic nie boli. – ale mu humor dopisuje, uwielbiam go takiego. – Ale nie możesz się tak mocno do mnie przytulać bo jak pielęgniarka to zauważy będzie się drzeć, straszna z niej żyleta.

– Uwielbiam Cię! Ale ja też Ci coś powiem dla jasności! – grożę mu palcem przed oczyma. – Nie pozwalam Ci więcej wsiadać na motor, drugi raz nie przeżyje takiego strachu o ciebie! – i naprawdę nie żartuje!

– No przestań. Gdybym miał wypadek samochodem to też byś mi zabroniła jeździć autem? Nie Laura. – jednak aż tak się nie zmienił.

– Bruno ale bez dyskusji, nie ma jeżdżenia motorem. Mi sam zabroniłeś jeździć i uprzedzam cie jak mnie nie posłuchasz i nie zrezygnujesz z motoru to ja też będę jeździć! – wiem, że to jedyny sposób, żeby nie jeździł motorem. Tylko strach o mnie może go przekonać.

– Dobrze wygrałaś! Przyjdziesz do mnie jutro?

–Jeśli Ci będzie raźniej to mogę nawet siedzieć tu z Tobą od rana do wieczora. Już nigdy Cię Bruno nie zostawię, obiecuje.

– No dobrze już dobrze. Nie słodźmy tak sobie to nie w naszym stylu. – oboje zaczynamy się śmiać. To naprawdę, aż do nas nie pasuje. Znacznie częściej się żarliśmy między sobą niż żyliśmy w zgodzie. Bruno śmieje się tylko przez chwilę, bo nawet śmiech przyprawia go o ból przez połamane żebra.

– Dzień dobry, ale odwiedziny się już kończą. Musi Pani już wyjść zaraz mamy wieczorny obchód. - do środka wchodzi pielęgniarka, która od razu mierzy mnie groźnym wzrokiem widząc jak wiszę nad nim. Odklejam się od Bruna i poprawia mu wszystko na łóżku.

– To teraz maszerujesz do domu i rozpakowujesz walizki! I jak Ci przyjdzie kiedyś jeszcze do głowy jakaś wyprowadzka to od razu mi o tym powiedz. Wezmę cie do sypialni i w monecie wybije ci te cyrki z głowy! – chwytam mnie za rękę i ostatnią część zdania mówi po cichu, żeby pielęgniarka nie usłyszała. Ewidentnie mój mąż wraca do formy! Nie dość, że żarty cały czas się go trzymają to już myśli o seksie.

– Nic mi nie będziesz już musiał wybijać z głowy ale do sypialni możesz mnie brać kiedy chcesz. – puszczam mu oczko.

– No i taka postawa mi się podoba. Przyniesiesz mi jutro coś dobrego do jedzenia? Słabe te porcje tu, trochę jestem głodny. – przyciąga mnie jeszcze raz do siebie za rękę i mówi cicho, żeby znów pielęgniarka nie usłyszała. Rozczula mnie to jak prawdziwy twardziel, czasem zachowuje się jak naprawdę mały chłopczyk, który chce żeby się nim opiekować. Siedzieć przy nim, trzymać za rękę i dawać ulubione jedzenie. Zgadzam się na jego prośbę ale i tak najpierw zapytam, lekarza czy mogę mu przynieść coś innego niż tu dostaje. Przypuszczam, że na razie musi jeść same lekko strawne potrawy. A Bruno lubi ostre jedzenie. I zawsze musi być kawałek mięcha na talerzu, bo inaczej mój mąż jest głodny. Bruno robi do mnie tą swoją rozbrajająca mnie, minę małego chłopca, a ja nie mogę się na niego napatrzeć. Jak ja mogłam chcieć się pozbawić takiego szczęścia jakim jest dla mnie Bruno? Wpatruje się w niego cały czas z uśmiechem na ustach ale pielęgniarka już tak natarczywie wpatruje się we mnie wypraszającym tonem, że nie mam innego wyjścia jak wyjść i pożegnać się z Brunem. Przysięgam, że już teraz o niczym innym nie mażę jak o tym, żeby był poranek a jak będę mogła do niego wrócić. Wychodzę przed szpital a uśmiech nie może zejść mi z twarzy. Cholera jestem szczęśliwa!

– Lauro zaraz nie zdążymy na lotnisko, musimy się pośpieszyć. – Jasper mówi poważnym tonem otwierając mi drzwi na tylne siedzenie.

– Jasper jedziemy teraz do moich teściów a potem do domu. Nigdzie nie wyjeżdżam.– szeroko się uśmiecham do Jaspera i najchętniej to wskoczyła bym mu na szyje i przytuliła się do niego. Taka jestem szczęśliwa.

– Ale jak to? – patrzy na mnie zdezorientowany.

– Pogodziliśmy się z Brunem.

– Cholera! Dobrze to słyszeć! Powiem Ci Lauro, że bardzo mi ulżyło, jesteś najlepszym co szefa spotkało w życiu.

– Jasper sztywniaku, wyluzuj! – zaczynam się śmiać. – Ale dzięki że tak mówisz. Żebyś tylko jeszcze tak na mnie nie donosił Brunowi na okrągło, to już by było cudownie. Konfidencie jeden. – uderzam go delikatnie w ramię dla rozluźnienia.

– To jest mój szef. To nie jest tak, że ja robię to specjalnie przeciw Tobie, tylko muszę być wobec niego lojalny, bo tego ode mnie wymaga. Poza tym on tylko wygląda na takiego buca, tak naprawdę jest w porządku gościem nie raz pomógł mi i mojej rodzinie. – pierwszy raz prowadzę taką rozmowę z Jasperem i jestem trochę zdziwiona jego słowami. Nigdy nie wchodził ze mną w jakiekolwiek głębsze rozmowy a tu takie słowa.

– Spokojnie Jasper, tylko żartuje. Nie mam o to pretensji, Bruno już mi to kiedyś tłumaczył. A żebyś widział jak mnie kiedyś opieprzył, że powiedziałam do Ciebie konfidencie. – zaczynam się znowu śmiać, żeby znów trochę rozluźnić atmosferę. Jasper przytakuje mi tylko głową i zamyka moje drzwi. To teraz jeszcze jedna poważna rozmowa przede mną...

Bruno

Nie zawsze opłaca się być zawziętym w sobie twardzielem, który nie pokazuje swoich słabości. Gdybym się dzisiaj tak zachował, moja Laura teraz już by siedziała w samolocie do Włoch a nasze kolejne spotkanie pewnie by było na sprawie rozwodowej. Ciężko mi było jak cholera ją zatrzymać i schować dumę do kieszeni ale nie miałem nic już nic do stracenia. Jak widać było warto, a Laura tylko czekała na to, żebym to zrobił. Moja żona jest bardziej zawzięta i dumna ode mnie, chociaż zawsze myślałem, że jest odwrotnie. Jak bym teraz nie spróbował jej zatrzymać, później bym sobie tego nie wybaczył. Chociaż myślę, że gdyby nie ten wypadek moja duma by ze mną wygrała. Kiedy życie przemija Ci przed oczami, zaczynasz myśleć trochę inaczej...

Nie wiem, może to tak właśnie miało być? A wypadek to takie szczęście w nieszczęściu? Gdyby nie on, nie wiadomo co by teraz było. Wkurza mnie tylko teraz to, że zamiast być z Laurą muszę leżeć w szpitalu, przykuty do łóżka! Chciałabym jak najszybciej wrócić do domu. Dalej wszystko mnie boli, ale nie jest już tak źle jak na początku. Lekarz już mi zapowiedział, że o ile do domu wyjdę za tydzień, do pracy będę mógł wrócić nie wcześniej niż za miesiąc. Będę musiał chodzić też na rehabilitacje z tym barkiem, żeby wrócić do pełnej sprawności. Muszę poprosić Laurę, żeby już teraz umówiła mnie do jakiegoś prywatnego ośrodka rehabilitacji. Nie wyobrażam sobie żebym w jakimkolwiek stopniu miał mieć niesprawną rękę. Mimo wszystko i tak szkoda mi mojego motoru ale trudno... Zrezygnuje z niego dla niej i dla siebie.

Jedyne co mnie jeszcze teraz martwi to przeszłość Laury z której pewnie w dalszym ciągu się jeszcze nie uporała. To co się wydarzyło ostatnio w jej życiu, już gdzieś zawsze będzie w niej siedzieć i chciałabym, stawiła czoła swojej przeszłości. Jeśli będę tylko w stanie jej sam pomóc to oczywiście to zrobię ale jeśli nie mam nadzieje, że pójdzie na terapię i nie będę musiał ją zmuszać do tego. Nasza terapia w sumie nie wiem czy jest dalej aktualna, jeśli nie będzie takiej potrzeby to wolałbym nie iść. W kwestii dziecka zrozumiałem, że ja też jeszcze go nie chce. Oczywiście jestem gotowy na bycie ojcem i to się nie zmieniło, ale chce się nacieszyć moją żoną. Przy dziecku już nie będę miał jej tylko dla siebie, a nawet jak już będzie w ciąży wiele się zmieni. Przyjdzie czas na dziecko ale jeszcze nie teraz.

****

– Dobry wieczór. Mogę wejść? – pytam teścia, który otwiera mi drzwi do domu. Mierzy mnie wzrokiem ale zaprasza gestem dłoni do środka. Z teściami tez powinnam sobie parę kwestii wyjaśnić, a w szczególności z teściem. Jaki by nie było to ojciec mojego męża. Oni między sobą nie mają dobrych relacji a ostatnio głównie nie mają ich prze ze mnie. Strach w jego oczach jaki widziałam w szpitalu dał mi do myślenia. Nawet jeżeli się nie lubią to ojcem z synem i jeśli któremuś z nich działaby się krzywda oboje skoczyli by za sobą w ogień. Po za tym Bruno kiedyś mi powiedział, że nie można rozpocząć nowego etapu w życiu nie zamykając starego. Chce sobie ze wszystkimi wszystko wyjaśnić i zacząć ze spokojem nowy etap w życiu. Teraz wiem, że będzie on najlepszy jaki do tej pory miałam. Oboje z Brunem mamy teraz czyste karty, a wszystkie stare błędy sobie wybaczyliśmy. ą!

– Laura, coś się stało? Coś z Brunem – mama Bruna patrzy na mnie z przerażeniem. Z pewnością nie spodziewali się mojej wizyty. Ja też się jej nie spodziewałam, ale skoro Bruno umiał schować swoją dumę ja też to zrobię. Dla niego.

– Nie z Brunem wszystko dobrze. Wracam właśnie od niego ze szpitala.

– Nawet nie wiesz jak się cieszę. On bardzo na ciebie czekał. Dzieci, pogódźcie się. Proszę.

– Claro już się pogodziliśmy. – uśmiecham się do niej ciepło. Clara oddycha z ulgą na moje słowa i podchodzi mnie przytulić do siebie. Za to teść widzę już po minie że jest nastawiony sceptycznie na nasze pogodzenie. – Wiem, że Pan jest niezadowolony z tego faktu, ale ja nie zrezygnuje z Bruna już nigdy. On ze mnie też nie. Teraz mamy do wyboru dwie opcje albo jakoś się będziemy tolerować, skoro zależy nam na tej samej osobie albo drzeć koty między sobą, co nic dobrego nie przyniesie. Widziałam w szpitalu jak Pan bardzo martwi się o syna, a ja nie chce go Panu odbierać, a wiem, że Bruno jest dla mnie gotowy na wszystko. – teść patrzy na mnie przez dłuższą chwilę nic nie mówiąc, tylko w charakterystyczny sposób pociera dłonią o zarost. Dokładnie w taki sam sposób jak robi to mój mąż. Mam nadzieje, że teść odpuści. Nagle nie zacznę go lubić ale chce jakoś załagodzić nasze stosunki dla Bruna.

– Doceniam Lauro to co teraz robisz i dobrze masz rację. Jego wypadek też uświadomił mi dużo rzeczy a szczególnie to, że to moje jedyne dziecko i powinienem poprawić z nim swoje relacje. – w końcu przyznaje skruchę, a naprawdę bałam się, że tego nie zrobi.

– To co zakopiemy topór wojenny między nami? – wyciągam do niego rękę.

– Tak. – teść również podaje mi rękę, a nawet obdarza mnie nie wielkim uśmiechem. Nie wiem czy jeszcze kiedyś nie wjedziemy na wojenną ścieżkę ale naprawdę szczerze wolałabym aby tak się nie stało. Przecież to najbliższa rodzina mojego męża, a skoro jego to moja też.

– Dziecko też się pojawi, tylko jeszcze nie teraz. To musi być nasza wspólna decyzja z Brunem. – postanawiam go uspokoić, bo na pewno martwi się tą kwestią.

– Mam taką nadzieję Lauro. Interesy, interesami ale my czekamy z Clarą po prostu na wnuka. – dobrze, że tu przyszłam. Jak widać nawet z ojcem Bruna można się dogadać.

– I będziecie go mieć.– rozmawiam jeszcze przez chwilę z teściami i wracam do domu. Chce mieć z nimi dobre relacje ale do przyjaźni między nami jeszcze daleka droga. Pół godziny w ich towarzystwie a już w szczególności teścia na początek wystarczy. Jasper zawozi mnie do domu a jak od razu po powrocie zabieram się za rozpakowywanie walizek. Jak sobie pomyślę, że teraz miałabym siedzieć w samolocie do Włoch, aż ciarki przechodzą mnie po ciele...

***

Chyba jesteście zadowoleni ? :D      

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top