Rozdział 31


Kochani!!!! 

Mam nadzieje, że tym rozdziałem wybaczycie mi wszytko. Jest tak długi, że obawiam się, że może wam sie go nie chcieć przeczytać całego. Jednak mam nadzieje że się mylę! :)

Uwielbiam was <3


Laura

Budzę się rano i wcale nie dziwi mnie brak obecności Bruna po drugiej stronie łóżka. Już przyzwyczaiłam się do tego, że rzadko kiedy budzę się przy nim, zazwyczaj wstaje wcześniej ode mnie.

Przeciągam się niechętnie na łóżku i sprawdzam godzinę na telefonie. Jest 10, znów sobie pospałam do późna... Przecieram jeszcze zaspane powieki i podnoszę się z łóżka od razu podchodząc do okna. Potrzebuje zaczerpnąć świeżego powietrza, więc kiedy otwieram okno na oścież, od razu zaczynam się rozkoszować rześkim powietrzem po nocnej burzy.

Wdychają poranne powietrze przymykam na chwile oczy i wracam w myślach do wczorajszej nocy... Bruno czasem potrafi być opiekuńczy i naprawdę uwielbiam go w takim wydaniu. On nawet chyba nie zdaje sobie sprawy, jak dobrze się czuje zasypiając w jego ramionach.

Gdy tylko przytulił mnie do siebie i czułam jego oddech na karku momentalnie poczułam się lepiej, tak bezpieczniej. Wiem, że strach przed burzą to dziecinada, ale nic na to nie poradzę.

Gdy byłam mała, wieczorem wymknęłam się do domku na drzewie a niedługo potem rozszalała się potworna burza. Jak przypomnę sobie jak strasznie się wtedy bałam, nawet teraz przechodzą mnie ciarki. Spędziłam tam godzinę bojąc się wyjść na zewnątrz, dopiero gdy burza ucichła z płaczem pobiegłam do domu, wylewając potok łez w ramiona mamy. Oczywiście ojciec zamiast po prostu mnie przytulić i dodać otuchy małemu dziecku, dał mi reprymendę na temat wieczornego wymykania się z domu...

Potrząsam głową i odganiam od siebie dawne myśli. Zostawiam uchylone okno i idę się ubrać do garderoby. Wchodząc tam od razu do moich nozdrzy dociera zapach perfum mojego męża. Ten cudowny zapach...

Naprawdę chciałabym, że wszystko wróciła między nami do normy i po prostu się zaczęło normalnie układać. Przecież jemu musi zależeć na mnie... wczoraj taki mały gest a jednak znaczył tak wiele. Pokazał, że nie jest mu obojętne to co się ze mną dzieje.

Wiem to! Tylko ten drań się do tego nie przyzna! Bo przecież duma mu na to nie pozwoli.

Nawet jeżeli uda nam się teraz dojść do jakiegoś porozumienia nasze małżeństwo nie będzie należało do najłatwiejszych... Mimo wszystko zdaje sobie sprawę, że nie mam najłatwiejszego charakteru i nie raz daje mu popalić. Z kolei Bruno jest chorobliwe zazdrosnym apodyktycznym egoistą, który zawsze bez względu na wszystko musi postawiać na swoim. Jednak i tak chciałabym spróbować stworzyć z nim normalny związek, bo nie jestem już w stanie wyobrazić sobie innego życia, niż to które mam teraz.

Ale doszłam do wniosku, że nie będę się przed nim w nieskończoność płaszczyć i błagać o wybaczenie za sytuacje z Rayanem... bo przecież go nie zdradziłam!

Dzisiejszy dzień zapowiada się mało ciekawiej niż poprzednie, ale na pewno dzisiaj czas zleci mi o wiele szybciej. Mam dziś umówioną wizytę w salonie piękności. Myślę, że te wszystkie maseczki, pilingi i cała reszta zabiegów dobrze mi zrobią. Może uda mi się trochę zrelaksować i odgonić od siebie na trochę wszystkie frustrujące myśli.

Bycie żoną Bruna ma wiele plusów... tak jak na przykład fakt korzystania bez ograniczeń z jego pieniędzy i pozwalania sobie na wszelkie przyjemności i oczywiście masa innych przywilejów.

Ale też sam fakt bycia jego żoną, coraz bardziej mi się podoba, bo on mi się podoba... Uwielbiam w nim to, że jest taki odpowiedzialny, profesjonalny, męski, zdecydowany, opiekuńczy i co chyba najważniejsze, że daje mi poczucie bezpieczeństwa, którego od zawsze pragnęłam. Czasem jest naprawdę straszliwym sztywniakiem, typowym Prezesem bez poczucia humoru, ale jak się postara potrafi być też zabawny i uroczy, a przy tym uśmiechać się chłopięco. Znacznie bardziej wolę jego chłopięcy uśmiech niż uśmiech wyrachowanego drania, którego zbyt często używa.

Nie wspominając już o tym jaki bardzo jest przystojny... o jego idealnie wykrojonych ustach, mocno zarysowanej szczęce, przeszywającym hebanowym spojrzeniu i kilku dniowym zaroście, który delikatnie kłuje podczas pocałunku...

Zniewalającym zapach, nawet gdy pomieszany jest z nutą dymy papierosowego i alkoholem. Szerokich umięśnionych ramionach, silnych zadbanych dłoniach i perfekcyjnym w każdym calu ciało, które cholernie seksownie wgląda w dopasowanej śnieżnobiałej koszuli.

Boże! Nawet sama nie wiem kiedy tak strasznie się rozmarzyłam...

***********

Wracam do domu o 16 i raczej nie spodziewam się zastać Bruna w domu. Naprawdę rzadko kiedy się zdarza, aby wracał wcześniej z pracy, a w szczególności w obecnej sytuacji. Teraz jestem wręcz skłonna stwierdzić, że robi praktycznie wszystko by jak najwięcej czasu spędzić poza domem...

Przyznaje z tego faktu nie jestem zadowolona. Mógłby spędzać w domu więcej czasu, a nie wiecznie zostawiać mnie samą.

Gdy wchodzę do domu od razu kieruje się do kuchni, masa zabiegów kosmetycznych naprawdę mnie odprężyła, ale nie pozwoliła zapomnieć o nasilającym się głodzie. Burczenie w moim brzuchu już od dłuższego czasu daje o sobie znać.

Wchodzę do kuchni i muszę przyznać, że jestem naprawdę zdziwiona widokiem, który mam przed oczyma. Dla pewności spoglądam jeszcze na zegarek na lewej dłoni i wręcz nie mogę wyjść z podziwu...

– Bruno ty o tej godzinie w domu? Przecież jest dopiero 16. Cos się stało? – nie mogę się powstrzymać, przed ironicznym tonem głosu. Bruno siedzi przy kuchennym blacie pochłaniając, wyładowany po brzegi talerz spaghetti.

Nie ma na sobie garnituru, tylko bordową rozsuwaną bluzę, spod której wyłania się biały T- shirt. Rzucam kątem oka pod blat i widzę, że na jego umięśnionych nogach widnieją sportowe szorty i buty.

– Wiem, że pewnie nie jesteś zadowolona z mojej obecności, ale nie martw się, zaraz i tak wychodzę. – w odwecie odpowiada mi tym samym tonem.

– Gdzie? – pytam, opierając się o futrynę.

– Nie przypominam sobie, żebym musiał ci się spowiadać. – odpowiada, nawet nie podnosząc wzroku znad talerza. Ciśnienie momentalnie podnosi mi się do góry, kiedy słyszę cos takiego. Po prostu krew mnie zalewa!

– Jestem twoją żoną i mam prawo wiedzieć! – rzucam wściekle. Podchodząc pod niego i odsuwam jego talerz z jedzeniem na bok, by przestał mnie ignorować. Bruno ciężko wzdycha na to co robię i podbiera brodę dłonią, a w drugiej kręci widelcem.

– I co nie oddasz mi talerza z jedzeniem, dopóki ci nie powiem? – nie... mam to gdzieś nie będę się denerwować. To nie ma sensu. Chwytam talerz z jedzeniem i ciskam nim o blat, stawiając mu go przed nosem. Z tego wszystkiego aż straciłam apetyt... Biorę z lodówki tylko butelkę zimnej wody i zamierzam wyjść z kuchni.

– Poczekaj. – słyszę za sobą zachrypnięty głos. Odwracam się w jego stronę i patrzę wyczekująco.

– Idę pograć z chłopakami przed jutrzejszym turniejem charytatywnym w piłkę nożną w którym moja firma jak co roku bierze udział. Więc jutro o 11 masz być gotowa, żeby iść tam razem ze mną. – oczywiście Bruno nie pyta... on rozkazuje.

– To ty w ogóle umiesz grać w piłkę? – prycham, zakładając dłonie na piersiach.

– Zobaczysz jutro. – posyła mi fałszywy uśmiech.

– Po co ja mam tam iść? – pytam, na co teraz on prycha powietrzem i upija łyk wody z cytryną ze szklanki.

– Po to aby siedzieć na trybunach, ładnie wyglądać i kibicować mężowi i jego drużynie, jak na żonę Prezesa przystało. – mówi, jak gdyby to była naturalna rzecz na świecie.

– Czyli po prostu mam robić za twoją ozdobę?

– Tak. Musisz zrobić dobre wrażenie. To bardzo ważna impreza charytatywna, ale też branżowa... – mówi dosadnie dając mi tym samym do zrozumienia, że mam się dobrze zaprezentować... W sumie nie powinno mnie to dziwić... Wszyscy bogaci Prezesi mają obok siebie swoje ozdóbki na takich imprezach, którą teraz jestem i ja...

Poczułam się jak gdyby Bruno postrzegał mnie tylko jako próżną żonę... która nic nie robi, korzysta z jego majątku a w razie potrzeby doskonale prezentuje się przy jego boku...

Tak zrobiło mi się przykro, ale nie mam ochoty roztrząsać tego tematu.

– Dobrze, skoro tego ode mnie wymagasz. – odpowiadam i nie marzę o niczym innym, żeby już stąd pójść. Nie chce mi się teraz nawet na niego patrzeć...

– Nie skończyłem jeszcze. – biorę głęboki oddech i znów odwracam się w jego stronę i czekam na to, co jeszcze ma mi do powiedzenia. – Wieczorem odbędzie się też bankiet charytatywny, na który również idziemy.– mówi i po raz kolejny wcale nie pyta mnie o zdania. Tylko już decyduje za mnie...

– Oczywiście. – odpowiadam mu oficjalnym tonem i obdarowuje sztucznym uśmiechem. Nie czekając na jego reakcje tym razem już wychodzę z kuchni. Bruno jest czasami naprawdę beznadziejny...

Nie zamierzam się z nim kłócić czy mówić, że z nim nie pójdę. To i tak nie ma najmniejszego sensu. Skoro Bruno mówi, że z nim pójdę to tak właśnie będzie.

Jednak prze całe popołudnie nie daje mi spokoju nasz rozmowa... Nie chce być postrzegana jak próżna żona Prezesa. Jak jakaś pieprzona ozdoba. Tym bardziej, że wiele osób, a szczególności kobiet uważa mnie za gówniarę, która usidliła milionera...

Wszystkim bardzo łatwo przychodzi ocenianie mnie, tylko szkoda, że nikt nie wie jak jest naprawdę...

Postanawiam się już dłużej nie zastanawiać nad tym, tylko zacząć działać. Zbiegam do salonu, gdzie zostawiłam laptopa i wystukuje w wyszukiwarkę hasło turniej charytatywny w Bostonie.

Wchodzę w pierwszy napotkany link i już sam tytuł artykułu przyprawia mnie o znacznie szybszy obieg krwi w żyłach.

Żony znanych prezesów jak co roku organizują turniej i bankiet charytatywny by wspomóc chore dzieci.

Dlaczego Bruno nic mi nie powiedział wcześniej? Doskonale wie, że nie mam co robić! Bardzo chętnie zaangażowałabym się w pomoc takiego wydarzenia. W Kanadzie nie raz pomagałam organizować imprezy charytatywne jako wolontariuszka.

Jestem naprawdę wściekła na Bruna, za to że nie powiedział mi o tym wcześniej. Widocznie nawet nie przyszło mi do głowy, że mogłabym być tym zainteresowana... a to złości mnie jeszcze bardziej.

Nie mogę tej sprawy tak zostawić. Muszę spróbować jeszcze coś zdziałać!

Znajduje numer kontaktowy do organizatorek turnieju i bez zastanowienie wybieram numer.

– Dzień dobry, z tej strony Laura Watson. Mąż dopiero dzisiaj raczył mnie powiadomić o odbywającym się imprezie charytatywnej, nie miałam wcześniej o niej zielonego pojęcia. Wiem, że to już jutro, ale czy może mogłabym wam jeszcze jakoś pomoc w przygotowaniach? Naprawdę chętnie się dołączę. – mówię, przygryzając wargę, stresując się tym co usłyszę po drugiej stronie słuchawki.

– Z nieba nam spadasz. Oczywiście, mamy masę pracy przed jutrzejszą imprezą. Jeśli możesz, przyjdź do hotelu Victoria dobrze, najlepiej od razu. Adres wyśle sms. – słyszę w słuchawce miły głos, jednak nie potrafię rozszyfrować w jakim wieku może być kobieta z którą rozmawiam.

– Dobrze, zaraz siadam w samochód. Do zobaczenia. – od razu na moje usta wkrada się uśmiech.


Bruno

Jest już późno i zaczynam się coraz bardziej denerwować, tym bardziej, że Laura nie odbiera moich telefonów. Widzę, że najwidoczniej, chce mi zrobić na złość...

Denerwuje się jej nieobecnością w domu, nie lubię gdy jej tu nie ma. Nie na widzę gdy nie wiem, co robi i co się z nią dzieje! Po za tym zwyczajnie się martwię o nią...

Nie ma jej samochodu i to jest dla mnie jedyny pocieszający fakt, skoro zabrała samochód nie wybrała się raczej na żadną imprezę.

Cholera, gdybym nie kazał Jasperowi pojechać do Portland teraz przynajmniej bym wiedział co moja zona robi... Zazwyczaj gdy niespodziewanie gdzieś wychodzi, każe Jasperowi to sprawdzić...

Pewnie teraz Laura chce mi pokazać, że ona też nie musi mi się spowiadać z niczego. Ten jej charakterek, kiedyś naprawdę doprowadzi mnie do szału. Gdyby tak nie pyskowała i była potulna jak baranek, nasze małżeństwo było by znacznie prostsze... ale też w sumie mniej ciekawe.

"Zaraz będę, już wracam do domu"

Dostaje sms od Laury i znacznie lżej robi mi się na żołądku, gdy czytam tą wiadomość. Swoją drogą dziwi mnie jej zachowanie, bo jest ni jakie...

Gdy mówiłem jej o turnieju i późniejszym bankiecie, przyjęła to wyjątkowo spokojnie, żadnych pytań, czy zbędnych komentarzy. To trochę do niej nie podobne. Tak samo teraz, wysyła mi normalną wiadomość, bez żadnych uszczypliwości. To zupełnie nie w jej stylu. Tym bardziej, że już przestała mi nadskakiwać na każdym kroku z racji tego co zrobiła tydzień temu w klubie...

Przerzucam w kółko kanały na telewizorze i nie znajduje kompletnie nic, co mogłoby mnie zainteresować i skrócić oczekiwanie na moją żonę. Koniec końców, robię sobie gorącą herbatę i zostawiam telewizor na kanale gdzie leci jakimś film sensacyjnym z Bondem, który o dziwo zaczyna mnie z każda minutą coraz bardziej wciągać. Nawet błysk świateł, podjeżdżającego jak mniemam samochodu Laury, niezbyt mnie od niego odrywa.

Nie mija parę minut, a Laura już pojawia się w domu i ku mojemu zaskoczeniu od razu przychodzi do salonu. Siada obok mnie na kanapie zakładając jedną nogę pod pośladki i chwyta w dłonie kubek z moją jeszcze ciepłą herbatą i upija z niego kilka łyków.

– Vet za vet? Teraz ty będziesz znikać z domu i nie odbierać moich telefonów? – pytam ze wzrokiem wciąż wpatrzonym w telewizor.

– Nie, nie odbierałam bo miałam telefonu w torebce i nie słyszałam, że dzwonisz. Nie zamierzam zachowywać się jak ty. – odpowiada, znów upijając łyk herbaty i odkłada kubek na stolik. Mam niesamowitą ochotę zapytać się gdzie była i naprawdę muszę gryźć się w język by tego nie zrobić.

– Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś mi o tym całej imprezie charytatywnej? – a co to teraz ma do rzeczy?

– Wyleciało mi z głowy, zresztą co by to zmieniło gdybym powiedział ci wcześniej? – spoglądam na nią, drapiąc się po ramieniu.

– Znalazłam w Internecie informacje, że organizują go żony Prezesów. – mówi zakładając kosmyk włosów za ucho i delikatnie przygryzając dolną wargę.

– I co w związku z tym? – nie rozumiem do czego pije.

– Masz racje... nic. – wzdycha i posyła mi wymuszony uśmiech. – Idę spać. Dobranoc. – mam nie odparte wrażenie, że coś jest nie tak. To nie jest dla niej normalne zachowanie. Jest jakaś przygnębiona.

– Gdzie byłaś? – pytam zanim odchodzi, nie mogąc się powstrzymać.

Tak przelatuje mi przez myśl, że mogła spotkać się z tym gówniarzem. Chyba zaczynam mieć jakąś obsesje...

– Spotkałam się z Emili. – odpowiada wzruszając ramionami. Coś nie pasuje mi w jej zachowaniu, tylko nie wiem co... Laura jest jakaś nie swoja. Naprawdę zdążyłem już ją dobrze poznać i widzę kiedy coś jest nie tak.

Laura

Jest już grubo po 10 a ja jeszcze nie jestem gotowa. Zaraz Bruno będzie mi jęczeć nad uchem, że nigdy nie mogę zdążyć na czas... Szybko przeciągam usta, ulubioną matową szminką w odcieniu bordo i dodaje trochę więcej różu na policzki. Idę do garderoby zakładam błękitną koszulową sukienkę do połowy ud w białe pasy z kwiatowym naszyciem na boku i przepasam się bordowym cieniutkim paskiem. Ubieram tego samego koloru szpilki, lecz niezbyt wysokie. W końcu to turniej, muszę wyglądać na luzie, ale z klasą.

– Laura – słyszę z dołu darcie Bruna. Zakładam jeszcze w pośpiechu na nadgarstek zegarek z czarnym paskiem i złotą bransoletkę. Odruchowo spoglądam na dwa złote kółeczka, które widnieją na moich palcach...

Przyzwyczaiłam się już do noszenia pierścionka zaręczynowego i obrączki... nigdy nawet nich nie zdejmuje....

Zbiegam na dół, chwytając jeszcze w biegu cienką czarną ramoneskę. Bruno już czeka w korytarzu oczywiście z zniesmaczoną miną, trzymając na ramieniu sportową torbę. Lustrujemy się nawzajem wzrokiem od góry do dołu, ale każde z nas milczy. Bruno w każdym wydaniu wygląda cholernie dobrze... Tez jest ubrany w bardziej luźnym stylu. Ma na sobie czarne mokasyny, materiałowe granatowe spodnie i jasną jeansową koszulę.

– Możemy już jechać. – mówię.

– To dobrze, nie chce się spóźnić na otwarcie. – odpowiada, otwierając drzwi wyjściowe i wskazując gestem dłoni, abym wyszła pierwsza. No tak Bruno jak zawsze jest gentlemeński. To też w nim uwielbiam...

Drogę do hali sportowej spędzamy w milczeniu, słuchając po drodze ulubionej muzyki Bruna. Jak zawsze, gdy jedziemy gdzieś razem, Bruno prowadzi a ja zajmuje miejsce pasażera.

Gdy podjeżdżamy pod hale, już jest pełno samochodów. Chwilę czasu zajmuje nam znalezienie wolnego miejsca parkingowego, ale kiedy już je znajdujemy Bruno z całkowita perfekcją wjeżdża w wyznaczone linie.

– Na początku będzie uroczyste otwarcie turnieju, a potem ja już pójdę z drużyną przygotować się do rozgrywek. – komunikuje mi, zamykając samochód.

– Dobrze. – odpowiadam.

– Więc ty przez dalszą część, masz grzecznie siedzieć na trybunach. – wydaje mi kolejny komunikat. No tak, cóż mogę innego robić. Według Bruna jestem tu tylko po to, aby siedzieć na trybunach i ładnie wyglądać. Nie zamierzam go wyprowadzać z błędu...

– Oczywiście. – kiwam głową nie mogą zdobyć się nawet na najmniejszy uśmiech.

– I skończ z tą smutną miną. Zaraz wchodzimy do środka, więc chociaż udawaj szczęśliwą i kochającą żonę. – przecież ta cała Bostońska śmietanka musi widzieć jak strasznie szczęśliwym małżeństwem jesteśmy. To jest dla niego jak widać najważniejsze. No i oczywiście muszę zachowywać się tak, aby nie musiał się za mnie wstydzić... Doskonale pamiętam gdy powiedział mi te słowa w dniu ślubu.

Nic nie odpowiadam na jego słowa, bo nawet nie chce mi się tego komentować i ruszam w stronę wejścia. Wchodzimy do środka hali, a Bruno od razu kieruje swoją dłoń na moją talię, przyciągając mnie bliżej siebie. Już u samego wejście witamy się z kilkunastoma osobami, których w większości, oczywiście nawet nie kojarzę.

Otwarcie turnieju o dziwo przebiega szybciej niż myślałam, więc kiedy Bruno znika mi z pola widzenia udając się na przygotowania, zanim skieruje się na trybuny udaje się do Carmen, która przeprowadzała otwarcie turnieju i tak samo będzie prowadziła wieczorny bankiet.

Carmen jest kobietą około pięćdziesiątki i na pierwszy rzut oka widać, ze to niesamowicie ciepła i uczynna kobieta, której naprawdę zależy na pomocy tym chorym maluchom. Wcale nie szuka rozgłosu, tylko po prostu umiejętnie wykorzystuje pozycję swoją i swojego męża.

– Dzień dobry Pani Anheles. – witam się z nią uprzejmym uściskiem dłoni.

– Lauro, prosiłam cię być mówiła mi po imieniu. – od razu mnie gani.

– Dobrze Carmen. – uśmiechem się do niej szeroko. – Wszystko wygląda doskonale, mam nadzieje, ze wieczorem też tak będzie.

– Musi! Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Mam nadzieje, że na licytacjach wyciągniemy z naszej Bostońskiej śmietanki ile się da. Wiesz jak to jest, jedni wylicytują coś za pokaźne sumy, bo naprawdę będą chcieli pomóc, a inni tylko i wyłącznie po to aby zrobić dobre wrażenie, ale w tym wypadku nie ma to żadnego znaczenia. – Carmen ma tu całkowitą racje.

– Też tak sądzę. – z pewnością większość z obecnych tutaj to zwykli snobowie, ale tak jak powiedziała Carmen, to nie ma znaczenia. Ważne, by pomóc tym dzieciaczkom.

– Lauro, wiem, że już to mówiłam, ale naprawdę z nieba mi spadłaś. Na początku tyle kobiet miało pomóc w organizacji a przyszło co do czego było ich znacznie mniej. Zresztą pewnie i tak większość z nich pomagała, tylko dlatego, że mężowie im kazali, aby zrobić dobre wrażenie. – mój mąż nawet nie wpadł na taki pomysł. Cóż jak widać uważa, że nawet nie nadaje się do udawania. A co dopiero, aby uważał, że cos takiego może mnie interesować. Istnieje jeszcze możliwość, że pomyślał, iż mogłabym mu przynieść wstyd... bo przecież jego zdaniem nadaje się tylko do tego aby ładnie wyglądać.

– Carmen to dla mnie sama przyjemność. W Kanadzie nie raz pomagałam w organizacji takich wydarzeń, może nie, na aż tak wielką skalę ale jak zdążyłaś się wczoraj przekonać mam dar przekonywania. – posyłam jej skromny uśmiech.

– Gdyby nie ty, nie wiem czy udało by nam się kogoś załatwić. W sumie wczoraj nie zdążyłam zapytać, ale czy byłabyś chętna w przyszłości do organizowania tego typu wydarzeń? Myślę, że działając razem możemy zdziałać o wiele więcej. – oczywiście, że będę chętna. Nie zamierzam uchodzić tylko za próżną żonę mojego męża! Chce by wszyscy zobaczyli i poznali mnie z całkiem innej strony, a nie z dopiskiem małolaty, która uwiodła Prezesa...

A po za tym, naprawdę, uśmiech chorych dzieci, który widzisz na ich twarzy, kiedy uda im się pomóc jest wart wszystkiego!

– Oczywiście, że tak. I w razie potrzeby też użyjemy wpływów mojego męża. – uśmiecham się do niej znacząco i puszczam do niej oczko.

– Nie będę ukrywać, że trochę na to liczyłam.

– Musimy się już na spokojnie umówić na spotkanie i porozmawiać, na razie uciekam na trybuny kibicować Brunowi. – spełnię jego polecenie, tak jak sobie życzył. Grzecznie będę siedzieć na trybunach i kibicować, a przy okazji przekonam się czy mój mąż potrafi dobrze strzelać gole.

Zanim udaję się na trybuny korzystam jeszcze z toalety i kupuję sok pomarańczowy. Wchodzę na nie równocześnie z pierwszym gwizdkiem i próbuje doszukać się na boisku Bruna. Niestety nigdzie go nie dostrzegam i dopiero po chwili orientuje się, że to nie jego drużyna teraz gra.

Czas mija, a Bruno w dalszym ciągu nie pojawia się na boisku. Nie jestem jakąś anty fanką piłki nożnej, jednak gdy gra ktoś, kogo nie znam, niezbyt mnie to interesuje. Nie widzę na trybunach nikogo, kogo chociażbym kojarzyła, a co dopiero mogła porozmawiać. Większość zebranych rozmawia ze sobą, żartuje... no cóż choć jest mi trochę przykro przyzwyczaiłam się już do tego, że mam tylko Bruna.

W końcu słyszę jak zostaje wyczytywana drużyna Watson Company, która zmierzy się z drużyna Adwokatury. Mocno klaszczę w dłonie, gdy widzę pojawiającą się na boisku drużynę mojego męża, której jak sadzę po charakterystycznej opasce na ramieniu jest kapitanem. Prezes w firmie, Prezes w domu to i Prezes na boisku, nic w tym dziwnego. Sama uśmiechem się do siebie, myśląc o tym.

Z uwagą obserwuje grę na boisku i naprawdę jestem pod wrażeniem tego co Bruno na nim wyprawia. Jest cholernie dobry! Nie mija pięć minut gry, a on już strzela pierwszą Bramkę dla swojej drużyny i pierwsze co robi, gdy ją zdobywa spogląda w moją stronę, a wtedy przyjemne ciepło, rozchodzi się po moim sercu. Niemalże podskakuje z krzesełka, klaszcząc w dłonie i właśnie teraz orientuje się, że wcale nie kibicuje mu tylko dlatego, że wydał mi taki rozkaz, tylko dlatego, że chce to robić i chwilowo postanawia zapomnieć o całej reszcie.

A jeżeli chodzi o sytuację z przed tygodnia, przestałam się nią przejmować i choć Bruno jeszcze się broni widzę, że on też powoli zaczyna mi odpuszczać. Nie jest już tak bardzo chłodny i obojętny w stosunku do mnie a to, że jest arogancki to żadna nowość. To jego cecha wrodzona.

Bruno

Jak zawszę muszę czekać na Laurę. Jeszcze chyba cholera nie zdarzyło się, aby było odwrotnie. Czekam na nią przy aucie i w między czasie wypalam jeszcze papierosa, choć pewnie mógłbym wypalić jeszcze co najmniej dwa, zanim moja kochana żoneczka się zjawi.

Jednak mimo wszystko jestem pewny, ze gdy się zjawi szczęka opadnie mi do samej ziemi i Laura będzie wyglądać zjawiskowo... To niesamowite uczucie widzieć te wszystkie zazdrosne spojrzenia facetów w stronę mojej żony i wiedzieć, że ta piękność jest tylko moja. Każdy inny facet, może o niej jedynie pomarzyć.

Kiedy Laura pojawia się przed drzwiami, jest dokładnie tak jak myślałem... Ma na sobie przylegającą do ciała czarną sukienkę przed kolano z delikatnym dekoltem i koronkowymi rękawami. Oczywiście zgrabne wysokie szpilki i odpowiednio dobrana biżuteria.

Skąd tak kobieta ma w sobie tyle klasy?

– Ta sukienka ci odpowiada? Czy zmoże jest zbyt seksowna. Jeśli tak to powiedz, tylko jej mi nie rozrywaj. – trzepocze rzęsami posyłając mi fałszywy uśmiech. Czyżby moja żona, ze mnie kpiła?

– Wsiadaj. – mówię niemiły tonem. Nie lubię gdy to robi...

Otwieram jej drzwi i patrzę jak z gracją wsiada na tylne siedzenie. Zamykam drzwi, okrążam samochód i wsiadam z drugiej strony, dając znak Jasperowi, że może już jechać. W drodze na bankiet nie rozmawiamy ze sobą. Sprawdzam w między czasie skrzynkę pocztową w telefonie i tak bardzo mnie to pochłania, że nawet nie wiem, kiedy znajdujemy się już pod hotelem.

Jasper zatrzymuje się prawie pod samymi drzwiami i kiedy tylko wychodzimy z auta nie unikamy z Laurą za pozowania do zdjęć dla dziennikarzy. Nienawidzę tego robić, ale niestety czasem muszę.

Obejmując Laurę w pasie, wchodzimy do środka i od razu udajemy się na główną salę, gdzie zaraz odbędzie się rozpoczęcie. Część oficjalna jak zawsze, przebiega w dosyć mozolnym tempie, sprawiając, że przez moment w ogóle nie słucham przemówienia Parker.

– Szczególne podziękowania należą się dla kobiety, która niezwykle mocno zaangażowała się w pomoc organizacji tego wydarzenia i to dzięki niej naszą gwiazdą wieczoru będzie Serhio Ventura! Wielkie brawa dla Laury Watson. – słyszę imię i nazwisko mojej żony, a moje usta automatycznie rozchylają się ze zdziwienia, a bicie serca przyspiesza. Nie wierzę w to co słyszę... jak to Laura? Kiedy? Jak? Od razu w mojej głowie pojawia się setka pytań. Spoglądam na nią, pytająco, podczas kiedy ona skromnie kłania się w stronę sceny.

Dlaczego Laura robi takie rzeczy za moimi plecami! Jestem zły, że nic o tym nie wiedziałem! Ale też cholernie dumny...

– Nie zapomniałaś mi o czymś powiedzieć? – pytam, gdy brawa cichną.

– Jak widać. – odpowiada, delikatnie się uśmiechając w moją stronę.

– Nie byłaś wczoraj u Emili?

– Nie. – teraz wszystko by się zgadzało i łączyło w jedną całość.

– Dlaczego robisz takie rzeczy za moimi plecami? W ogóle skąd ten pomysł? – dopytuje, przybliżając się do niej.

– Panie Watson, Pana żona to prawdziwy skarb. Musi ją Pan trzymać oburącz. – podchodzi do nas Carmen Parker i ukazując szeroki uśmiech, poklepuje mnie po ramieniu.

– Dziękuje. – to jedyne co mówię na jej słowa, ale cóż innego mógłbym powiedzieć w tej sytuacji.

– Jestem po prostu pod wrażeniem Laury. – ściska jej dłoń i coraz bardziej zaczyna irytować mnie fakt, mojej niewiedzy!

– Carmen nie przesadzaj. – moja żona obdarowuje ją uprzejmym uśmiechem.

– Gdyby nie Pańska żona, nie mielibyśmy dzisiaj gwiazdy wieczoru. Nie wiem, jakim cudem udało jej się namówić Venture na występ ale nie ważne, cel uświęca środki. – w mojej głowie od razu pojawia się czerwone światło, jak to zrobiła i do czego się mogła posunąć.

Nie! Bruno nie popadaj w paranoje! – karcę w myślach sam siebie.

– Moja żona posiada niezwykły dar przekonywania. – jedną ręką przytulam ją mocniej do siebie, a drugą wkładam do kieszeni garniturowych spodni.

– Tylko szkoda, że Pan nie powiedział jej o tym wcześniej, gdyby od samego początku organizowała z nami to wydarzenie, wszystko poszło by nam jeszcze sprawniej, chociaż nawet pomagając przez jeden, dzień zdziała niemożliwe rzeczy. – zaczynam mieć wyrzuty sumienia... Chyba nie doceniam swojej żony tak jak na to zasługuje.

– Po prostu nie pomyślałem, że chciałby się zaangażować w taką akcje. – mówię zgodnie z prawdą.

– Dobrze, że sama się do mnie odezwała, mam nadzieje, że kolejne takie wydarzenie zorganizujemy już razem. – duma rozrywa moją pierś, ale słysząc te wszystkie pochwały na temat Laury, fakt że o niczym nie wiedziałem, zaczyna mnie jeszcze bardziej denerwować. – Przepraszam, ale muszę podejść również do pozostałych gości, do zobaczenia. – Parker żegna się z nami ze swoim ciepłym uśmiechem na ustach i odchodzi do braci La Riva, stojących tuż obok.

– Nie podoba mi się to, że nic o tym nie wiedziałem. – nachylam się nad jej uchem i kończąc zdanie, delikatnie podnoszę głos.

– Mi też się wiele rzeczy nie podoba... Nie chce być postrzegana jako tylko twoja żona, tym bardziej, że większość i tak uważa mnie za małolatę, która cię uwiodła, bo leci ilość zer na twoim koncie. – mówi, stając na przeciw mnie.

– O czym ty mówisz? – co ona sobie znowu ubzdurała.

– O tym jak mnie postrzegasz. Sam powiedziałeś, że mam być dzisiaj twoją ozdobą. Mam ładnie wyglądać i robić dobre wrażenie. Nawet nie pomyślałeś, że mogłabym być tym zainteresowana. Wręcz byłeś zdziwiony, kiedy zapytałam, czemu mi nie powiedziałaś, że turniej organizują żony prezesów, uznałaś najwidoczniej, że ta wiedza nie jest mi do niczego potrzebna. A przypominam ci, że ja też jestem żoną Prezesa! – wygłasza mi przemówienie, które mówi z taką płynnością jakby już wcześniej je sobie ułożyła. Z każdą chwilą, zaczynam coraz bardziej wszystko rozumieć...

– Dobrze, może nie powinienem tak mówić, że masz być tylko i wyłącznie moją ozdobą, chociaż nie będę ukrywał, że tego od ciebie dzisiaj oczekiwałam. – zaczynam.

– Nawet nie kończ. – Laura wcina mi się w słowo. Odwraca się ode mnie w druga stronę i biorze od przechodzącego kelnera kliszek z białym winem. Muszę z nią porozmawiać, nie mogę tak tego zostawić.

Pociągam Laurę za rękę i kieruje się do wyjścia na taras. Chce z nią porozmawiać w cichszej atmosferze, niż tutaj i zaczerpnąć świeżego powietrza.

Gdy wychodzimy na taras, od razu wita nas chłodniejsze powietrze, przez co Laura odruchowo otula dłońmi, pokryte cieniutką koronką ramiona. Wyjmuje z wewnętrznej kieszeni marynarki papierosy z zapalniczką, zdejmuję z siebie marynarkę i okrywam nią Laurę.

– Naprawdę nie pomyślałem, że chciałabyś się w coś takiego zaangażować. – przyznaje ze skruchą.

– Zauważyłam. – odpowiada naburmuszona. Bierze głęboki wdech po czym wypuszcza powietrze. – Chcę, żeby inni szanowali mnie za to, kim jestem i co robię, a nie za to, że jestem twoją żoną. Po za tym nie pierwszy raz angażuje się w takie rzeczy, w Kanadzie robiłam to bardzo często, pomaganie takim maluchom to świetna sprawa. – przerywa na parę sekund i odwraca na chwilę wzrok w drugą stronę. Upija łyk wina z kieliszka i przygryza wargę, tak jakby zastanawiała się nad tym, co chce jeszcze powiedzieć. – I jeszcze jedno... nie chce też, żebyś i ty mnie tak postrzegał.. Nie jestem próżną panienką z dobrego domu... – Laura musiała naprawdę poczuć się dotknięta moimi słowami... Przez chwilę biję się z myślami, nad tym, co powinienem jej odpowiedzieć.

– Nie postrzegam cię jako próżnej panienki z dobrego domu i jedynie mojej ozdoby. Naprawdę mi zaimponowałaś swoim zachowaniem i tym co zrobiłaś. Jestem z ciebie bardzo dumny Lauro. – sumienie nie dało by mi spokoju, gdybym jej tego nie powiedział. Zasługuje na to.

– Naprawdę? – pyta nieśmiało.

– Naprawdę. Kiedy Parker dziękowała ci przy wszystkich za pomoc, duma rozpierała mnie od środka. Zresztą tak samo było, gdy do nas podeszła. Pomijając to co zrobiłaś ostatnio i twój charakter, mógłbym powiedzieć, że jesteś żoną idealną... – przyciągam ją do siebie i ostanie słowa, mówię ściszonym tonem głosem wprost do jej ucha.

– Nie mógłbyś mi już darować tamtej imprezy? – odchyla głowę od mojego ramienia i patrzy błagalnym wzorkiem.

– Nie wiem. Wracajmy do środka. – chwytam ja za dłoń i nie czekając na jej reakcje prowadzę nas do wejścia. Zaraz zaczynają się licytacje w których chce jak co roku uczestniczyć. – A jeszcze jedno. Nie okłamuj mnie więcej. – nawiązuje do tego, że nie powiedziała mi wczoraj prawdy gdzie była. Laura jedynie kiwa głową na moje słowa i oddaje mi marynarkę.

Przekraczamy próg i Laura zauważając kelnera, chce odstawić na tacę, pusty kieliszek po winie. Kelner się odwraca w naszą stronę, a moja jak dotychczas w miarę spokojna gula w gardle, obecnie chce rozerwać tchawice... Zaciskam z całej siły szczękę i mocno ściskam dłoń Laury. Choć nie patrzę na Laurę widzę kątem oka jak jej klatka piersiowa unosi się w zawrotnie szybkim tempie w górę i w dół, a jej drobne paluszki, równie mocno zaciskają się na mojej dłoni.

Patrzę na tą jego kurwa mordę i mam ochotę znów mu w nią przywalić! Wszystkich bym się tu spodziewał ale nie tego gówniarza, który miał czelność zbliżyć się do mojej żony.

Wyrywam z dłoni Laury kieliszek i sam z impetem i wywyższającym się wyrazem twarzy odkładam na tacę, którą trzyma w rękach, kieliszek. Patrzę na niego pogardliwie i tak chce mu tym pokazać, swoją wyższość nad nim. Stoimy wciąż naprzeciw siebie i nie zamierzam spuścić z niego wzroku. Gdy wzrok ze mnie przenosi na moją żonę wszystko od razu we mnie się zagotowuje. Pociągam Laurę przed siebie i obejmuje ją władczo w tali.

– Chcesz powtórki z przed tygodnia? – nie utrzymuje nerwów na wodzy i wypalam w jego stronę, udając przy tym zachować w miarę opanowany ton głosu. Czuje jak drobne ciało mojej żony w momencie wypowiedzianych przeze mnie słów, całe się spina, a drobne dłonie zaciskają się na moich.

– Przepraszam może Pan nam przynieść szampana? – starszy facet z siwizną na głowie zaczepia tego gówniarza, na co ten zanim spełnia jego prośbę posyła mi lekceważący uśmiech. Gdyby nie ci wszyscy ludzie na tym przyjęciu, z wielką chęcią jeszcze raz bym mu przyłożył, bo najwidoczniej jeszcze nie zrozumiał tego co ostatnio do niego mówiłem.

– Bruno... – Laura odwraca się w moją stronę wystraszona.

– Ostrzegam cię... chociażby spójrz na niego a pożałujesz. Możesz być tego pewna. – mówię nie przejednamy tonem z surowym wyrazem twarzy.

– Kochanie uspokój się. – mówi gładząc dłońmi moje barki.

– Ja na razie jeszcze jestem spokojny.

– Dobrze, ale wiesz, że ja nie ma wpływu na to, co Rayan może zrobić...

– Chcesz mnie teraz sprowokować, żebym nie czekał i od razu mu znów obił gębę? – ciśnienie automatycznie jeszcze bardziej podnosi mi się ku górze. Wiem że Laura ma racje i to mnie tak cholernie wkurwia. Nie odstąpię jej nawet na krok!

Laura

Przez cały czas modlę się w duchu, żebym nie musiała się przypadkiem natknąć ponownie z Brunem na Rayna, choć wiem, że ponowne nie spotkanie Rayana tutaj graniczy dosłownie z cudem. Spodziewałabym się tutaj dosłownie, każdego ale nie jego! Bruno od momenty, gdy się z nim spotkaliśmy, chociaż stara się to ukryć pod swoim wyrachowanym wyrazem twarzy, doskonale widzę, że jest wściekły i co chwile rozgląda się dookoła siebie...

Muszę skorzystać z toalety, ale nie chce, żeby Bruno szedł ze mną. Jak to będzie wyglądać... Wykorzystuje moment, podczas gdy wraz z Brunem stoimy w większym gronie i szepce mu do ucha, że zaraz wrócę. Nie mając innego wyjścia, kiwa głową na znak zgody, jednakże, zanim puszcza moją dłoń, obdarza mnie takim spojrzeniem, że mimowolny dreszcze przechodzi przez moje plecy.

Wychodzę dosłownie na chwilę do łazienki! Nie ma mnie zaledwie parę minut, pod czas których na całe szczęście nie spotykam Ryana, a gdy wracam na salę, widzę Bruna na parkiecie. Oczywiście jego partnerka to wyfiokowana blondyn w czerwonej obcisłej kiecce i z pewnością sztucznymi cyckami!

Na ich widok od razu czuje delikatne ukłucie w środku siebie. Z uwagą się im przyglądam i kiedy widzę z jakim uśmiechem na ustach Bruno z nią rozmawia, ukłucie w środku mnie z każdą sekundą powiększa się coraz bardziej.

Podchodzę do stolika barowego i zabieram z niego kieliszek z białym winem. Chłodna lekko cierpka ciecz, przyjemnie rozchodzi się po moim przełyku, ale ani trochę nie uspokaja. Kiedy jej ręka ląduje na Bruna karku, podczas tańca od razu mam ochotę wytargać ją za kudły. Zaciskam mocno dłoń na kieliszku i kompletnie nie wiem co mam zrobić. Przecież nie zrobię mu awantury na środku sali...

Zaraz po prostu trafi mnie jasny szlag!

Jakim prawem ta wywłoka kokietuje mojego męża?

– Pani Watson, czy będzie Pani tak uprzejma i poświęci mi ten taniec. – przed moimi oczami pojawia się trzydziestoparoletni brunet, włoski biznesmen, którego Bruno przedstawiał mi przed licytacją.

– Oczywiście. – odpowiadam bez większego namysłu. Uśmiecham się uprzejmie w jego stronę i odstawiam kieliszek z winem. Kładę dłoń, na jego dłoni i celowo próbuje sprawić, abyśmy znaleźli się na parkiecie jak najbliżej Bruna.

Bruno od razu zauważa mnie na parkiecie i posyła mi ostrzegawcze spojrzenie, które kompletnie ignoruje. Rozmawiam podczas tańca z Włochem i przesadnie cały czas uśmiecham się w jego stronę. Kątem oka cały czas obserwując Bruna, choć udaje teraz przed nim zachwyconą tańcem i rozmową z brunetem. Zresztą mam wrażenie, że on robi dokładnie to samo co ja.

Gdybym chciała naprawdę porządnie go wkurzyć, za ten taniec z tą blondyną mogłabym podejść do Rayna, jednak wiem, że to była by przesada... Bruno wpadłby w szał, a mi jeszcze życie miłe...

Taniec z Włochem, zaczyna dłużyć mi się coraz bardziej. Chciałabym, żeby piosenka dobiegła końca a Bruno przestał, grać mi na nerwach, bo mam wrażenie, że celowo właśnie teraz to robi!

Blondynka zaczyna coraz usilnej na moich oczach kokietować mojego męża, a on nic z tym nie robi, wręcz mogłabym stwierdzić, że jemu to się podoba!

Piosenka się kończy, a ja nim zdążam zareagować, Bruno wraz ze swoją tworzysz kim wychodzą z sali bankietowej, przy czym po drodze oboje zabierają szklanki z whisky. Ten widok sprawia, ze aż rozrywa mnie od środka a serce bije w zawrotnie szybkim tempie.

Chce wręcz pędem ruszyć za nimi, lecz Włoch usilnie wymaga na mnie kolejny taniec. Każda sekunda tańca z nimi trwa dla mnie jak godzina, więc kiedy tylko kolejna piosenka się kończy, od razu uprzejmie mu dziękuje za taniec i ruszam w stronę wyjścia z sali. Przez moją głowę teraz naprawdę przelatuje masa różnych scenariuszy...

Wychodzę tym samym wyjściem co oni. Wyjście prowadzi na recepcję, w której teraz jest całkowicie pusto... oprócz dwóch osób. Bruna i tej blondyny!

Bruno stoi opierając się o ladę z jedną dłonią włożoną do kieszeni a drugą trzymającą szklankę z whisky, za to ona stoi stanowczo zbyt blisko niego, a kiedy jej dłoń dotyka jego ramienia miarka się przebiera!

– Przeszkadzam? – podchodzę do nich, nawet nie próbując aby ton mojego głosu brzmiał przyjemnie. Ani Bruno ani ona nie są zbyt zaskoczeni moim przyjściem. Nawet nie specjalnie się nim przejmują, a ta wywłoka nawet nie raczy zabrać dłoni z ramienia mojego męża.

– Właśnie rozmawiamy. – blondynka odpowiada mi niezbyt przyjemnym tonem, dając mi odczuć, że przeszkadzam. Ja przeszkadzam? To już szczyt!

– Przykro mi, ale będę musiała przerwać tą rozmowę. – mówię i powstrzymuje się jak mogę, żeby nie ściągnąć jej tego łapska z ramienia mojego męża.

– Posłuchaj mnie... Lauro – zaczyna kładąc nacisk na moje imię. Skoro używa mojego imienia, jak widać wie, że jestem do cholery jego żoną.

– Po pierwsze nie przypomnianą sobie, żebyśmy przeszły na ty, więc proszę się do mnie zwracać Pani Watson, a po drugie proszę zabrać rękę z ramienia mojego męża. – mówię, niemalże przez zęby zaciśnięte zęby. Wlepiam wzrok w Bruna mając nadzieje, że jakoś zareaguje, ale nie. On stoi wyluzowany i w dalszym ciągu popija whisky.

– Bruno nie wiedziałam, że masz tak wrażliwą żonę, która jak widać, jeszcze mało wie o życiu. – zdejmuje z pogardliwą miną, dłoń z ramienia Bruna i wymownie na niego spogląda. Co za wstrętne babsko!

– Z pewnością z racji na wiek, Pani wie o wiele więcej, ale za to ja jedno wiem na pewno. To jest mój mąż i dobrze Pani radzę, trzymać się od niego z daleka. – wskazuję najpierw palcem na Bruno, a później na siebie. Mam gdzieś to, że może nie zachowałam się jak dama. Nie pozwolę na coś takiego!

Blondynka spogląda na mnie przez dłuższą chwilę, po czym unosi w geście poddania dłonie i odchodzi zabierając ze sobą swoją szklankę z brązowym trunkiem.

– Coś cię bawi? – syczę w jego stronę i uderzam w klatkę piersiową, widząc ten pieprzony uśmiech na jego twarzy.

– Tak, twoje zachowanie.

– Wyobraź sobie, że mnie to nie bawi. Trzymaj się z dala od niej i innych kobiet, bo wszystkie wyszarpię za kudły! – kiedyś wydawałoby mi się, że nie byłabym do tego zdolna, ale właśnie przed chwilą uświadomiłam sobie, że jednak się myliłam.

– Nie przypuszczałem, że będziesz o mnie kiedykolwiek tak zazdrosna. – ja zazdrosna? Teraz to ja zaczyna się śmiać.

– Chciałbyś. Nie jestem o ciebie zazdrosna – od razu stanowczo zaprzeczam.

– To jak inaczej określisz swoje zachowanie? – przejeżdża dłonią po swoim zaroście i odkłada na ladę, opróżnioną z whisky szklankę. Jestem zła sama na siebie, bo Bruno ma racje... Jestem o niego cholernie zazdrosna. Właśnie się o tym przekonałam.

– Dobrze, jestem o ciebie zazdrosna. Zadowolony? Nie zamierzam, stać spokojnie i patrzeć na to, jak jakaś blond wywłoka cię kokietuje i to w dodatku na moich oczach! – podnoszę głos i ponownie klepię go w klatkę piersiową.

– Przesadzasz. – wzrusza ramionami.

– Nie, nie przesadzam, ona się do ciebie łasiła jak tresowany piesek, a ty nawet nic z tym nie zrobiłeś a chyba nawet ci się to podobało! Powinieneś dostać ode mnie za to w pysk. – wykrzykuje mu w twarz i to z pewnością zbyt głośno niż powinnam.

– No to śmiało uderz. – szydzi, ze mnie i nadstawiam mi policzek. – Skoro ja za rozmowę z kobietą powinienem dostać w pysk, to co ja jeszcze powinienem zrobić tobie za to, co robiłaś z tym gówniarzem. – unosi brew ku górze i zakłada dłonie na piersiach, wlepiając we mnie swój wzrok.

Czy on nigdy mi nie odpuści? Będzie mi teraz przez całe życie to wypominał? Ciągle będzie do tego wracał? Przecież tak się nie da...

Wydzieraniem się na niego i robieniem mu awantury nic nie wskóram... Rozplatam jego dłonie, które ma założone na piersi i kładąc dłonie po bokach jego klatki piersiowej, przybliżam się.

– Jak długo jeszcze chcesz to ciągnąć? Nie może znów być normalnie? – pytam, całkowicie zmieniając swój ton. Zdążyłam już na tyle poznać Bruna, że wiem kiedy mogę wskórać coś krzykiem, a kiedy nie.

– Normalnie czyli jak? Tak, że ty w kółko wyprowadzasz mnie z równowagi i robisz wszystko, żeby doprowadzić do kłótni? – łapie za moje dłonie, zdejmuje je ze swojej klatki piersiowej i odpycha mnie od siebie. Dobrze... ma trochę racji, wiem.

– Nie. Chce żeby po prostu znowu było dobrze między nami. – po chwili odpowiadam i nie dając za wygraną znów, przybliżam się do niego.

– Laura, ale między nami nigdy nie było dobrze. – odpowiada gniewnym tonem.

– Bruno, jak długo zamierzasz mnie jeszcze karać swoim zachowaniem? Jak długo jeszcze moja kara będzie trwać? – pytam wprost, bo to właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Bruno chce mnie ukarać swoim zachowaniem i naprawdę świetnie mu to wychodzi. Doskonale wie, że jego obojętność drażni mnie zacznie bardziej niż gdyby krzyczał na mnie i robił mi awantury.

– Tyle ile potrzeba. – mówi beznamiętnym tonem głosu.

– Jak mam cię przekonać, żebyś mi uwierzył, że nic wtedy nie zrobiłam. – pytam zrezygnowana, przejeżdżając dłonią po jego policzku

– Nie wiem. – stoję przed nim, wciąż gładząc jego policzek i zastanawiam się co mam mu powiedzieć.

– Bruno pamiętasz jak bardzo wstydziłam się każdego twojego dotyku i swojej nagości? Jak po prostu bałam się twojej bliskości? Nawet najmniejszy gest powodował, że prawie drżałam. Pamiętasz jak przeżywałam swój pierwszy raz i jak się go bałam? Byłam przerażona na samą myśl, że miałabym iść z tobą do łóżka. – mówię.

– I co związku z tym?

– Zastanów się w takim razie, skoro tak bardzo bałam się oddać tobie, to mogłabym się oddać obcemu mężczyźnie? Pozwolić by inny mężczyzna, dotknął mojego ciała? Przecież to ty nauczyłeś mnie wszystkiego... Tego jak przyjmować przyjemność i jak ją sprawiać tobie... myślisz, że te wszystkie rzeczy mogłabym robić kimś innym? – jeśli to co teraz powiedziałam, nie przekona Bruna, ja już nie mam więcej pomysłów. – wpatruje się uważnie w moją twarz i mruży oczy.

– Dobrze... wierzę ci, ale to nie chodzi tylko o to. Zakpiłaś ze mnie i zawiodłaś moje zaufanie. – wzdycham ciężko i ujmuje jego twarz w dłonie.

– Więcej tego nie zrobię. Obiecuje.

– Laura i co ja mam teraz z tobą zrobić. – w końcu widzę, że Bruno zaczyna odpuszczać. Wyraz jego twarzy łagodnieje, a ton już nie jest taki surowy.

– Bardzo za tobą tęsknie...– staje na palcach i szepce mu do ucha, dotykając go ustami. Zarzucam mu dłonie na szyję i składam delikatny pocałunek na jego uchu, po chwili schodząc niżej. Całuje milimetr po milimetrze skórę jego szyi, rozkoszując się przy tym jego cudownym zapachem. Przenoszę usta na jego policzek, żuchwę aż docieram do ust. Dotykam jego ust swoimi i czekam na jakiś jego ruch... Kiedy jego usta ani drgną, ja zaczynam go całować. Delikatnie obejmuje ustami jego dolną wargę i chce wsunąć język między jego usta. Bruno w dalszym ciągu nie przejawia, żadnej inicjatyw, choć czuje jak zaczyna coraz szybciej oddychać.

– Nie udawaj, kotku że się za mną nie stęskniłeś... – jedną dłoń wsuwam w jego hebanowe włosy, a drugą sunę od szyi w dół. Przejeżdżam po jego wyrzeźbionym brzuchu ukrytym pod śnieżnobiałą koszulą, docierając do rozporka na którym chce zatrzymać dłoń. Bruno w ostatnim momencie łapie mój nadgarstek i odciąga go od swojego rozporka. Twardy zawodnik z mojego męża...

W recepcji nikogo nie ma a światło jest dosyć przyciemniono, jednak mimo to w każdej chwili ktoś może tu przechodzić, a ja nie potrzebuje jeszcze więcej plotek na swój temat. Wykorzystując to, ze Bruno wciąż trzyma mój nadgarstek, ciągnę go za sobą w zaciemnione przejście i popycham na drzwi. Bruno tak jakby bał się tego co zrobię, zapobiegawczo łapie oba moja nadgarstki, ale nie spodziewał się tego co zamierzam zrobić.

Kucam na obu nogach z dłońmi uniesionymi ku górze i językiem przejeżdżam bardzo ale to bardzo powoli od samego rozporka, aż do samych ust. Jego ciało momentalnie się spina, a klatka piersiowa zaczyna się szybciej unosić. Przywieram do niego, mocno całym ciałem, a szczególnie biodrami do jego bioder. Kiedy tylko moje ciało styka się z jego od razu czuje na swoim udzie jego twardą męskość.

– Przecież czuje, że masz ochotę na seks... nie kochaliśmy się już od tygodnia. Przecież ty kotku nie możesz wytrzymać dwóch dni bez seksu. – ocieram się całym swoim ciałem o jego ciało i kąsam zębami jego szyję. Bruno nagle gwałtownie zamienia nas miejscami i wręcz uderza mną o drzwi.

– Chodzę tak cholernie twardy przez cały czas, że napięcie i ból brzucha muszę wyładowywać na siłowi, aby móc w miarę spokojnie wieczorem położyć się koło ciebie w łóżku. Sama teraz czujesz, że nie musisz mnie nawet dotykać, żebym był gotowy. – warczy wściekle wprost w moje usta i chodź jest ciemno jak doskonalę widzę, jak jego oczy zaczynają błyszczeć.

– Więc na co jeszcze czekamy? Nie chcesz usłyszeć, gdy jęczę do ucha twoje imię gdy dochodzę. – próbuje otrzeć się swoim ciałem o jego, ale on mi to nie umożliwia, tak jakby wiedział, że gdy tylko go dotknę, nie będzie w stanie nad sobą zapanować.

– A jak myślisz? – pyta ale wcale nie czeka na odpowiedź. Wsuwa dłoń pod moją sukienkę i nim się orientuje jego dłoń jest po materiałem moich koronkowych majtek. Bez ostrzeżenie wsuwa we mnie cały palec powodując, że muszę zagryźć zęby na jego ramieniu, żeby głośno nie jęknąć.

– Jak zawsze ciasna i do granic możliwości mokra. – mówi z aprobatą, nie wyjmując ze mnie palca. Jego bezpośrednie i bezpruderyjne słowa działają na mnie podniecająco. Bezwarunkowo moje całe ciało ogarnia dreszcz.

– Kochaj się ze mną. – jęczę błagalnym tonem w jego szyję. Naprawdę tego chcę i wiem, że on jeszcze bardziej. Bruno wyjmuje ze mnie palec i chwyta w dłoń mój podbródek, tak abym spojrzała na niego.

– Kiedyś przez ciebie zwariuje. – mówi niemalże, przez zaciśnięte zęby.

–Potraktujmy to jako seks na zgodę. – szepce z uniesionym podbródkiem i subtelnie oblizuje wargi. Bruno wpatruje się we mnie przez dłuższą chwilę po czym nagle gwałtownie wbija się w moje usta, obdarzając mnie szaleńczo zachłannym pocałunkiem. Od razu rozchyla moja usta i zaczyna swoim językiem toczyć walk o dominacje z moim w której z góry jestem postawiona na przegranej pozycji.

Dopiero teraz czując jego idealnie zarysowane i miękkie wargi na swoich, czuje jak bardzo mi ich brakowało przez ten czas... Wplatam dłonie w jego kruczoczarne włosy i pociągam za nie, cicho pojękując, kiedy chwyta mnie za udo i zarzuca sobie moją nogę na biodro. Równie wplata dłoń w moje włosy i szarpie za nie, mocniej przyciskając mnie do drzwi, w dalszym ciągu tak zachłannie mnie całując, że nie mogę złapać tchu.

– Kurwa... nawet nie wiesz jak ja tęskniłem za tobą. – odrywa się na moment od moich ust i mówi gardłowym głosem do mojego ucha. Kładzie swoje silne dłonie na moich pośladkach i jednym ruchem podrzuca mnie sobie na biodra, znów przypierając do drzwi. W tej pozycji doskonale czuje, jego twardą męskość, która sprawia, wrażenie jak gdybym miała zaraz rozerwać materiał jego spodni.

– Bruno, ktoś może nas zobaczyć? – na chwilę odzyskuje resztki racjonalnego myślenie i ledwie słyszalnym głosem, mruczę w jego usta między pocałunkami, przez które brakuje mi tchu. Bruno odrywa nas od drzwi i dalej trzymając mnie na biodrach chwyta za klamkę drzwi na których byliśmy oparci. Na nasze szczęście drzwi się otwierają i Bruno wnosi mnie do ciemnego pomieszczenia, w którym nie mam bladego pojęcia co się znajduje.

Mocniej zaciskam w koło niego nogi i przylegam do jego ciała, składając mokre pocałunki na jego porośniętym zarostem policzku i szyi. Słyszę jak Bruno przekręca zamek u drzwi i doskonale wiem, że już tylko ułamki sekund dzielną nas od momentu, kiedy nasze ciała znów się połączą. Pochłaniamy wzajemnie swoje ust a dłoń Bruna która w dziki sposób zaciska się na moich piersiach powoduje nasilający się skurcz w dole brzucha.

Nie chcąc przedłużać, tej męczarni ani jemu ani sobie, chwytam dłońmi za jego pasek od spodni i staram się go rozpiąć jak najszybciej. Udaje mi się to w mgnieniu oka i już po sekundzie w mojej dłoni spoczywa do granic możliwości nabrzmiała i pulsująca męskość. Bruno wydaje z siebie gardłowy odgłos i odchylając głowę do tyłu wpija mocno palce w moje biodra.

Bruno wręcz siłą stawia mnie na ziemi i drapieżnym ruchem podciąga mi sukienkę i szarpie za koronkowe stringi, ściągając je do kostek i kucając przy mnie.

– Gdyby, nie to że musimy tu jeszcze zostać, rozerwał bym je na strzępy. – chrypi seksownym głosem, zaciskając dłonie na moich łydkach.

Szybko przestępuje z nogi na nogę, aby jak najszybciej się ich pozbyć. Bruno podnosi się na równe nogi i jednym ruchem unosi mnie na swoje biodra. Od razu mocno oplatam go nogami w pasie a dłonie zarzucam na jego szyję.

Nie mija sekunda a Bruno zdecydowanym i silnym ruchem wbija się we mnie do samego końca, sprawiając, że oboje z ulgą jęczymy sobie w usta na to uczucie. Każde z nas cholernie potrzebowało znów zjednoczyć nasze ciała. Poczuć tę bliskość do której zarówno on ja i ja się tak bardzo przyzwyczailiśmy. Bliskość, która pozwala nam cieszyć się sobą nawzajem, dać przyjemność i pozwolić się od stresować.

Raz za razem Bruno wbija się we mnie, dociskając mnie z hukiem do drzwi. Jednak teraz nie interesuje nas to, czy ktoś nas usłyszy.

Całuje i gryzie szaleńczo moja szyję, a ja zamkniętymi powiekami rozkoszuje się tym co robi... Z każdym jego ruchem ja jęczę coraz bardziej, a on sapie do mojego ucha napinając całe ciało. Jego ciało jeszcze mocniej przygwoździło mnie do drzwi, a dłoń spoczęła na moim karku i uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.

Odrywa usta od mojej szyi i płonącym wzrokiem patrzył na mnie, podczas gdy ja z rozkoszy jaką mi daje, ledwo jestem w stanie unieść powieki. Bruno wplata dłoń w moje włosy, zdecydowanym i mocnym ruchem pociągając mnie za nie, jednak nie sprawiając mi tym bólu, a jedynie pokazując mi swoją dominacje nade mną.

Moje ciało zaczyna się coraz bardziej spinać a skurcze w podbrzuszu stają się coraz częstsze i coraz bardziej nie do wytrzymania. Bezwładnie zwisam na jego ciele, dławiąc się powietrzem. Mrużę powieki i zagryzam wargi wiedząc, że zaraz nadejdzie ta wyczekiwana chwila.

– Nie waż się jeszcze dochodzić. – warczy, nieco zwalniając ruchy.

– Nie dam rady. – nie wiem, czy jestem w stanie spełnić jego prośbę, nie umiem zapanować nad uczuciem, które zaczyna ogarniać moje ciało.

– Dojdziesz wtedy, kiedy ci powiem. – rozkazuje, znów przyspieszając swoje ruchy...

– Yhm. – jęczę błagalnie i zbieram cała swoja siłę woli, aby go nie zawieść. Z każdą sekundą jego ruchy znów stają się coraz mocniejsze, coraz bardziej szaleńcze, a ciężki oddech staje się dla niego niemożliwy do opanowania.

– Teraz. – wydaje rozkaz i ostatni raz mocno wbija się we mnie. Mocno zaciskam usta i zaciskam zęby na jego ramieniu w końcu mogąc przestać się kontrolować, pozwolić ciału na przyjście upragnionej ulgi.

Oboje dochodzimy w jednym momencie, podczas czego ja wysapuję jego imię a on wydaje z siebie gardłowy ryk odchylając głowę do tyłu.

Orgazm jaki ogarnia moje ciało staje się czymś nie dopisania. Bezwiednie spoczywam na jego biodrach, a moje ciała wciąż drga, gdy jego ciepła ciecz, którą mnie wypełnił, zaczyna spływać po moich nogach...


*************

I jak kochani? Przeczytaliście całość?

Zadowoleni ? :D 

Czekam na na wasze opinie!

Buziaki :* 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top