Rozdział 29
Zaskoczeni, że tak szybko? I dokładnie o to mi chodziło :D
Mam nadzieję, że zrobiłam wam niespodziankę:)
Obiecałam poprawę i zgodnie z obietnicą nowy rozdział pojawia się znaczniej szybciej niż poprzedni :D
Dziękuje za wszystkie opinie i komentarze!
Jesteście wspaniali <3
Cóż mogę więcej powiedzieć. Miłego czytania!
Laura
Znów kolejny dzień jest taki sam jak ostanie... kiedy budzę się rano, Bruna już nie ma w domu, choć jest dopiero 8. Jestem niemalże pewna, że znów nie będzie go, przez cały dzień w domu i wróci bardzo późno. Najwidoczniej mój mąż nie zamierza przestać mnie traktować, tak jakbym zrobiła mu najgorszą rzecz na świecie.
Jak długo zamierza się jeszcze tak zachowywać? Przecież nie może być taki, przez cały czas. Musimy się w końcu jakoś dogadać. Tylko najgorszy problem jest w tym, że nie wiem jak. Dopóki on nie będzie chciał ze mną normalnie porozmawiać nic z tego nie wyjdzie. Ja naprawdę wiem, że to wszystko moja win, ale mam wrażenie, że dla niego w tym wszystkim liczy się tylko on. Zawsze wiedziałam, że straszny z niego egoista, ale przecież chyba mu na mnie zależy...
Ja naprawdę jestem przekonana, że pomimo ilości wypitego alkoholu i frustracji jaka mną wtedy ogarnęła, nic bym nie zrobiła. Po prostu, bym nie potrafiła go zdradzić, tym bardziej, że Rayan nie interesuje mnie jako mężczyzna. Zresztą żaden facet oprócz mojego męża...
Jak mogłabym pozwolić dotknąć się innemu mężczyźnie, skoro bałam się i wstydziłam własnego męża? Do dziś jego dotyk na moim ciele, nie raz sprawia, że moje policzki robią się do granic możliwości czerwone. I Bruno najlepiej wie, jak trudno było mi się przełamać w sprawach seksu...
Tylko jak ja mam do tego przekonać Bruna?
Mam nadzieje, że więcej nie spotkam Rayana, bo chyba wtedy, sama dawał bym mu w pysk. Nie spodziewałam się, że jest z niego taki dupek. Przecież on nigdy taki nie był, ale jak widać ludzie się zmieniają.
Przecież ja też się zmieniłam, już nie jestem dokładnie tą samą Laurą co kiedyś...
Idę do kuchni, włączam ekspres i czekam aż brązowy płyn wypełni moją ulubioną filiżankę. Siadam przy kuchennym blacie i rozkoszuje się zapachem porannej kawy. Uwielbiam czuć go rano. Wyciągam świeże rogaliki o które, jak zawsze kiedy nie ma Evy, dbają Gerard bądź Jasper. Szukam w lodówce dżemu z żurawiny ale niestety go nie znajduję, więc zadowalam się dżemem malinowym.
I co ja mam robić znów przez ten cały cholernie długi dzień... Do Egzaminów na studia zostało jeszcze trochę czasu. Zresztą wszystkie potrzebne projekty już mam zrobione. Cały materiał już dawno przerobiłam... bo przecież czego jak czego ale wolnego czasu, to ja mam tutaj pod dostatkiem. Myślę, że spokojnie mogę wszystko powtórzyć, przed samymi egzaminami i to wystarczy.
Przygotowałabym obiad ale to raczej nie ma większego sensu... nie chce mi się go robić dla jednej osoby. Mam w kółko sprzątać, chodzić na zakupy albo oglądać serial... Przecież to jest nie do wytrzymania.
Już po prostu odliczam dni, aż zaczną się moje studia... W końcu wyrwę się z tego domu, będę chodzić na zajęcia, poznawać nowych ludzi no i oczywiście zdobędę taki zawód o jakim zawsze marzyłam.
Bruno
Czekam na Nicka w naszym ulubionym barze. Musze z kimś o tym wszystkim pogadać bo inaczej zwariuje. Celowo chciałem się spotkać z nim w barze a nie u niego w domu. Emili pewnie chciała by wtrącić swoje trzy gorsze na temat mnie i Laury, a ja pomimo tego że uważam ją za świetną kobietę, naprawdę nie mam najmniejszej ochoty tego wysłuchiwać.
Nawet spędzanie całych dni w biurze i rzucanie się wir pracy nie zbyt mi pomaga, a na pewno źle odbija się na moich pracownikach. Cały czas chodzę wściekły i wyżywam się na wszystkich. Wszystko dookoła przeklinam a oni zbierają ochrzan praktycznie o nic. Potrafię być nie tylko wymagający wobec moich pracowników ale też wredny i doczepić się dosłownie do wszystkiego.
– Cześć. – wchodzi Nick i wita się ze mną uściskiem dłoni.
– Cześć, siadaj. – wskazuje mu na krzesło naprzeciw siebie.
– Co dziś pijemy? Piwo czy coś mocniejszego? – pyta, a dla mnie odpowiedź jest oczywista.
– Napijmy się po prostu wódki. – stwierdzam i ściągam z siebie marynarkę.
– Nie ma sprawy przyjacielu. – Nick od razu zamawia dla nas butelkę wódki, którą kelner przynosi nam zaledwie po chwili i od razu polewa nam ją do kieliszków. Zanim zaczniemy jakąkolwiek rozmowę, bierzemy kieliszki w dłoń i porozumiewawczo wznosimy toast. Palący smak alkoholu rozchodzi się po moim przełyku. Lekko zaciskam usta i po chwili wypuszczam powietrze z płuc. – Znów macie problemy z Laurą tak? – pyta i od razu nalewa nam drugą kolejkę do kieliszków.
– Skąd wiesz?
– Odkąd wziąłeś ślub z Laurą twoje problemy głownie dotyczą jej. – uśmiecha się rozkładając ręce i mówi jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Tutaj mój przyjaciel akurat ma rację. Chociaż problemy w firmie są na porządku dziennym, to nic nie równa się z Laurą.
– I tak jest tym razem.
– Chodzi o tą ostatnią imprezę dziewczyn? Emili mi mówiła, że Laura nagle zniknęła z klubu a potem tylko wysłała jej sms, że wraca z tobą do domu.
– Tak chodzi o tą imprezę. – przerywam na chwilę, biorąc głębszy oddech. Sam fakt mówienia o tym już mnie wkurwia. – Jeden ze znajomych ochroniarzy w Shine zadzwonił do mnie w nocy, że Laura świetnie się bawi z jakimś frajerem, który zaczyna się do niej coraz bardziej przystawiać i właśnie wychodzi z nim na zewnątrz. – kiedy tylko o tym mówię, wszystkie mięśnie w całym moim ciele niesamowicie się napinają.
– No to rzeczywiście, słabo. – stwierdza kiwając głową.
– Pojechałem od razu w nocy pod ten klub. Przyjeżdżam tam i widzę jak Laura siedzi cała wtulona w jakiegoś gówniarza a on ją głaszcze po włosach i całuje w czoło. – ostanie słowa wypowiadam niemalże przez zęby, a gula w moim gardle znacząco rośnie. Mam ochotę z całej siły przywalić w stół, ale koniec końców zbieram się w sobie i jedynie zaciskam pięści na oparciu krzesła. – A ten gówniarz doskonale wiedział, ze ona ma męża! – dopowiadam dla jasności.
– Gdybym ja zobaczył Emili w takiej sytuacji z jakimś gościem to od razu bym mu obił gębę. – w kwestii rozwiązywania spraw po męsku, akurat jesteśmy całkowicie zgodni.
– Myślisz, że co ja zrobiłem? Mało brakło a bym go chyba zatłukł, gdyby nie ochroniarze. Jeszcze mi skurwysyn mówi, że Laura nie jest szczęśliwa skoro szuka pocieszenia. No kurwa uwierz mi Nick, że chyba nigdy w życiu jeszcze nie wpadłem w taki szał jak wtedy! – przymykam na chwilę oczy, żeby się uspokoić i biorę w dłoń kieliszek.
– Nie dziwię ci się, na twoim miejscy też bym się tak samo wściekł. – dobrze, że chociaż on mnie rozumiem.
– A po wszystkim to Laura jego zapytała, czy wszystko jest w porządku, rozumiesz to? Stanęła za nim nie za mną! – Nick bez zbędnych słów nalewa nam do kieliszków przezroczystego trunku, który znika z nich w mgnieniu oka.
– To było jeszcze bardziej słabe, jeśli nie stanęła za tobą. – stwierdza, zaciskając usta. – Doszło do czegoś więcej między nimi? Kto to w ogóle był? – pyta odstawiając kieliszek.
– Jej znajomy z Kanady. Właśnie w tym jest cały problem, że nie wiem. Laura zapewnia mnie i przysięga, że do niczego nie doszło. Ale ja do cholery nie wiem czy mogę w to uwierzyć. Już sam nie wiem co mam ze sobą zrobić... aż mnie rozrywa od środka. – wiem, że upicie się nie jest żadnym wyjściem i nie rozwiąże moich problemów z Laurą, ale na chwile obecną nie przychodzi mi nic innego do głowy. Chce się upić i nie zastanawiać się w kółko co by było gdyby...
– Nie wiem Bruno, co ci powiedzieć. Nie znam tak dobrze Laury, nie mam pojęcia czy była by w stanie cię zdradzić, ale mimo wszystko jakoś mi to do niej nie pasuje... – mówi pocierając dłonią brwi.
– Szlag mnie trafia jak tylko o tym myślę... jestem tak wściekły na Laurę, że nawet nie umiem z nią porozmawiać, a co dopiero się pogodzić. Pozwoliła się obściskiwać temu skurwysynowi i zrobiła ze mnie idiotę przed wszystkimi! Wszystko się tak niesamowicie pieprzy, a czas ucieka... – szybkie tępo, jakie narzuciliśmy sobie z Nickiem w piciu zaczyna lekko dawać o sobie znać. Ale dokładnie o to mi chodziło.
Znów nie było mnie cały dzień w domu, wrócę późno wieczorem w dodatku jeszcze pijany. Robię to wszystko, żeby nie myśleć w kółko o Laurze, choć i tak to robię. Nie chce z nią przebywać, bo to też mi nie pomaga.. a po za tym, to co robię jest z mojej strony formą kary dla Laury.
– Jeżeli Laura nie zrobiła nic innego, niż to co zobaczyłeś, to powinieneś się z nią pogodzić i schować sobie ten honor i dumę do kieszeni. – spogląda na mnie znacząco.
– Ale na razie po prostu kurwa nie potrafię. A co by było, dalej między nimi gdybym nie przyjechał? – od tej myśli za nic w świecie nie mogę się uwolnić, nawet teraz po kilku kieliszkach wypitej wódki.
– Postaw sobie najpierw jedno najważniejsze pytanie. Czy jej ufasz i jak bardzo ci na niej zależy. Potem zastanów się dobrze czy ona czuje coś do ciebie, bo jeśli tak to nie była by w stanie ci tego zrobić. I jeszcze jedno, postaw się czasem w jej sytuacji Bruno, zmieniłeś całe jej życie, chociaż tego nie chciała i nawet mimo tego, że po części to było też dla jej dobra... – Jak zwykle Nick ma cholernie dużo racji...
– W tej chwili jestem pewny tylko tego, że Laura jest najważniejszą i jedyną kobietą w moim życiu i właśnie dlatego, nie mogę znieść tego co zrobiła! – końcówkę zdania, muszę wypowiedzieć, przez zaciśnięte zęby, żeby nie warknąć na cały bar...
Muszę się napić tak, żeby po prostu przestać myśleć!
Laura
Zaczynam się już denerwować... ile on jeszcze zamierza się tak zachowywać. Jest już grubo po pół nocy a on w dalszym ciągu nie wrócił do domu. Nie mam pojęcia gdzie jest i co robi. Naprawdę zaczynam się coraz bardziej o niego martwić. Czy on w ogóle nie zamierza wrócić na noc?
Kładę się do łóżka ale i tak wiem, że nie zmrużę oka do póki Bruno nie wróci do domu. Świecę lampkę nocną i biorę się za czytanie trzeciej części średniowiecznego romansu. Ale moje czytanie jest bez sensu i tak nie wiem co czytam...
Waham się przed tym co przychodzi do mojej głowy, ale już dłużej chyba nie wytrzymam. Jestem potwornie zła i chce wiedzieć gdzie on jest. Przecież jest jego żoną więc mam prawo!
Odblokowuje telefon i szybko na klikam na ikonkę Bruno. Dzwonię raz, drugi, trzeci, ale on oczywiście nie odbiera. No cóż mogłam się tego spodziewać. Przypuszczam, że on doskonale widzi i słyszy, że do niego dzwonię. Nie odbiera specjalnie, żeby zrobić mi na złość i pewnie po prostu nie ma ochoty ze mną rozmawiać.
Nie zastanawiając się dłużej piszę mu wiadomość „ Zamierzasz wrócić do domu? Gdzie jesteś?"
Wysłałam wiadomość, chociaż doskonale wiem, że i na to nie dostanę odzewu. Akurat Bruna poruszy moja wiadomość... Przecież on nie musi mi się z niczego tłumaczyć. Może robić co chce gdzie chce i z kim chce. Szkoda tylko, że to nie działa w dwie strony.
Wybija już pierwsza w nocy. Z jednej strony jestem wściekła na niego, ale z drugiej naprawdę zaczynam się coraz bardziej o niego martwić, a jeśli cos mu się stało?
Ile ja jeszcze będę musiała się tak męczyć? Mimo, że nie jest mi łatwo, chce się z nim pogodzić. Naprawdę tego chce, ale on mi na to nie pozwala... i on po prostu chyba nie chce mi uwierzyć w to co mówię.
Słyszę dźwięk nadchodzącego połączenia i od razu zrywam się na równe nogi, będąc przekonaną, że to Bruno.
– Tak Emili? – wzdycham z dezaprobatą, gdy nie widzę na wyświetlaczu telefonu imienia mojego męża. Swoją drogą czemu Emili dzwoni do mnie o tak później porze?
– Cześć Lauro, nie obudziłam cię?
– Nie, jeszcze nie śpię.
– Pomyślałam, że będziesz chciała wiedzieć. Przyjechałam po Nicka do baru... strasznie się upili we dwoje z Brunem. Chciałam odwiedź też Bruna do domu, ale on się uparł, że zostaje. Nie da się z nim dogadać. Powiedział, że nie zamierza wracać do domu. Przyjedź po niego, on naprawdę kiepsko wygląda. – zaciskam usta, gdy słyszę co mówi Emili. Po chwili jednak wzdycham z ulgą. Przynajmniej wiem, że nic mu nie jest.
Nawet tak bardzo mnie nie dziwi, że się upił... ale strasznie jest mi przykro, że nawet nie chce wrócić do mnie do domu...
– Dziękuje Emili... już po niego jadę. – mówię przez ściśnięte gardło.
– Przyjedź taksówką albo niech któryś z tych goryli Bruna cię tu przywiezie, bo Bruno jest tu samochodem, a raczej on nie będzie w stanie prowadzić. Adres wyślę ci sms.
– Tak zrobię. Jeszcze raz dziękuje ci Emili, że do mnie dzwonisz. Zadzwonię do ciebie jutro. Pa. – Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę musiała jeździć po pijanego Bruna w środku nocy. Ale oczywiście po niego pojadę. Nie pozwolę, żeby zachlał się w tym barze do nieprzytomności, a boje się że właśnie taki ma zamiar. Tylko pytanie, czy on będzie chciał w ogóle ze mną wrócić.
Idę na górę i ubieram pierwsze lepsze jeansy, zakładam bordowy sweterek i mokasyny. Jak na złość za cholerę nie mogę znaleźć jeszcze swojej torebki, gdzie mam wszystkie dokumenty.
Dzwonie do Jaspera, który nie śpi bądź tylko tak mówi. Nie muszę długo na niego, czekać. Mija zaledwie 10 minut a on już jest gotowy.
Jadąc z nim na miejsce, zaczynam się trochę stresować... skoro jest kompletnie pijany mogę usłyszeć od niego wiele nie przyjemnych słów... a tego bardzo bym nie chciała.
Już sama nie wiem czy jestem na niego wściekła o to wszystko czy nie... chce po prostu żeby już było dobrze. Nie będę się na niego wydzierać, tylko po prostu zabiorę go do domu. Skoro jest pijany i tak żadna rozmowa czy tłumaczenia nie mają sensu.
– Pani Watson, na pewno Pani sobie poradzi? – Jasper pyta gdy wychodzę z samochodu.
– Tak. – odpowiadam zdecydowanie.
– Pan Watson kiedy jest pijany, może się różnie zachowywać... – widać, że Jasper stara się użyć jak najłagodniejszych słów.
– Jedź Jasper, dam radę. – uśmiecham się blado w jego stronę. Odwracam się w stronę baru i biorę kilka głębokich wdechów po czym zdecydowanym krokiem ruszam do środka. Lustruje wnętrze baru, ale nie dostrzegam w nim Bruna... cholera jasna czyżbym się spóźniła? Gdzie ja mam go teraz niby szukać, przecież on mógł pójść wszędzie, tylko pewnie nie do domu.
– Przepraszam. Nie wie Pan czy dawno temu wyszedł z stąd wysoki, dobrze zbudowany brunet, za pewne w garniturze. Siedział tu z kolegą i chyba dosyć sporo tu wypili. – podchodzę do baru i pytam barmana, który już ma dosyć znużoną minę, pewnie po raz tysięczny przecierając kieliszek.
– O tego mężczyznę Pani chodzi? – pyta wychylając się zza baru i pokazując, żebym ja zrobiła to samo i wtedy właśnie dostrzegam w drugiej części baru za filarem mojego męża. Siedzi przy stoliku jedną dłonią podpierając brodę a drugą kręcąc kieliszkiem. Emili nie miała racji, on nie wygląda kiepsko, tylko tragicznie.
– Dziękuje. – zwracam się uprzejmie do barmana, na co ten tylko porozumiewawczo kiwa do mnie głową. Kiedy mam do niego podejść, aż coś powoduje, że przekręca mi się żołądek i zaczynam ciężej oddychać. Chyba po prostu boję się tego, co mogę zaraz od niego usłyszeć.
– Już ci przyjaciółeczka naskarżyła, gdzie jestem i co robię. – kiedy podchodzę unosi wzrok i mówi szyderczo w moją stronę. Bierze w dłoń kieliszek i z cynicznym wzrokiem unosi go w moją stronę. Wypija go, po czym ze świstem wypuszcza powietrze z płuc i głośno stuka nim o stolik. Jego włosy są rozmierzwione, kwart poluzowany do granic możliwości a mankiety od koszuli podwinięte. Chyba pierwszy raz Bruno nie wygląda dobrze.
– Bruno co ty wyprawiasz? – pytam spokojnie siadając naprzeciw niego. Jego mina nie wyraża żadnych uczuć, ani że jest zaskoczony moją osobą ani że nie... jedynie bezmyślnie kręci kieliszkiem w dłoni i wgapia się w niego. – Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?
– Bo nie miałem ochoty z tobą rozmawiać. – każde słowo wypowiada bardzo powolnie, tak jakby chciał mieć pewność, że na pewno zrozumiem co do mnie mówi.
– Martwiłam się o ciebie. – mówię dalej ze spokojem w głosie. Nie chce zaczynać kłótni w barze i robić scen. Chociaż, aż rozrywa mnie od środka!
– Proszę... moja żona się o mnie martwi, nie wiem gdzie mam to zapisać. – parska powietrzem i podnosząc na mnie wzrok, mówi ironicznym głosem, po czym znów przechyla napełniony po brzegi wódką kieliszek. Sam jego głos już świadczy o tym jaki jest pijany...
– Tak martwię się o ciebie. Nie będziesz już więcej pił, wracamy do domu. – mówię do niego twardym tonem, który on całkowicie lekceważy, dając znak barmanowi, aby przyniósł mu jeszcze dwie kolejki. Nie ma sensu prowadzić z nim teraz jakiejkolwiek rozmowy, bo w żaden sposób się z nim teraz nie dogadam.
– Nie będziesz mi mówić co mam robić, to raz, a dwa nigdzie z tobą nie wracam. – patrzy na mnie lodowatym wzrokiem, a wypowiedzenie tych słów z racji wypitego alkoholu zaczynają sprawiać mu coraz większą trudność. Staram się ze spokojem wypuścić powietrze i z racji tego, że jest pijany po prostu nie traktować poważnie, tego co mówi. Przecież go tu do cholery nie zostawię, żeby się upił do nieprzytomności.
– W takim razie proszę cię nie pij już i wróć ze mną do domu. –wymuszam na sobie spokojny ton, którym mam nadzieje koniec końców do niego dotrę.
–Nie. Ja też cię o coś ostatnio prosiłem i jakoś mnie nie posłuchałaś. – spogląda na mnie rozżalonym wzorkiem, po czym swój wzrok znów zatapia w stojącym na stoliku szkle.
– Proszę cię, ja chcę cię tylko zabrać do domu. – mimo, że wiele innych słów mam ochotę powiedzieć, gryzę się w język.
– Czego nie rozumiesz w słowie NIE? Nie potrzebnie się tu fatygowałaś, możesz już jechać. – podnosi na mnie głos. Odwracam się do niego tyłem i z zaciśniętymi zębami staram się opanować, żeby nie wybuchnąć. Cały czas powtarzam sobie w myślach, że muszę być spokojna... ale zaraz naprawdę nie wytrzymam!
– Kochanie jesteś pijany, jest już bardzo późno... – odwracam się po chwili i zaczynam mówić z wymuszonym uśmiechem, ale Bruno w połowie mi przerywa.
– Od kiedy tak chętnie zwracasz się do mnie kochanie ? – pyta, po czym jego linia szczęki mocno się zaciska. Teraz żałuje, że Jasper nie przyszedł tu ze mną. Mogłam go nie odsyłać do domu. Po prostu by go na siłę zgarnął do samochodu i było by po problemie!
Kelner przynosi kolejne dwa kieliszki na stół, a ja nim zdążę zareagować Bruno już wypija jeden z nich, nawet lekko się przy tym nie krzywiąc. Wstaję z krzesła zabieram ze stołu drugi pełny kieliszek i robiąc krok w przód wylewam go do donicy z kwiatkiem stojącej przy oknie. Podchodzę do niego, zabieram jego marynarkę z oparcia krzesła i portfel z telefonem ze stolika.
– Myślisz, że ja jak wylejesz mi kieliszek i zabierzesz portfel z telefonem to sobie nie poradzę? Nie bądź śmieszna Lauro. – znów szyderczo prycha powietrzem i po chwili dłonią rozmierzwia swoje włosy. Nienawidzę gdy taki dla mnie jest i w ten sposób do mnie mówi. Nienawidzę po prostu tej cynicznej i skurwysyńskiej wersji Bruna. Dosyć!
– Bruno do cholery jasnej wracamy do domu! Dawaj kluczki! Chcesz to się zachlaj w domu do nieprzytomności ale tutaj dłużej pić nie będziesz. – w końcu nie wytrzymuje i wydzieram się na niego i nie obchodzą mnie zupełnie pozostałe osoby w barze. Bruno patrzy na mnie ze zdziwieniem spod przymrużonych powiek i wykrzywia usta w niezadowoleniu.
Daje mu chwilę do namysłu i w tym czasie podchodzę do baru, wyciągam pierwszą lepszą z kart kredytowych Bruna i reguluje jego rachunek. Podchodzę z powrotem do stolika, gdzie Bruno dalej siedzi w tej samej pozycji. Gdy podchodzę bliżej, chwiejnym ruchem wstaję z krzesła i dłonią ociera usta. Wkłada dłoń do kieszeni i wyciąg z niej kluczki od Suva. Wyciągam w jego stronę otwarta dłoń i czekam, aż mi je na niej położy. W końcu to robi i nie czekając na mnie pierwszy wychodzi z baru, a mi kamień spada z serca, że zgodził się ze mną wrócić.
Wychodzę dosłownie parę chwil za nim, a on już stoi na dworze z odpalonym papierosem opary o auto i ledwo trzymający się na nogach.
– Nie pal już, będzie ci jeszcze gorzej. – zabieram mu z dłoni papierosa i rzucam na ziemie przydeptując go butem. – Wsiadaj. – otwieram mu drzwi od strony pasażera i stoję za nim dopóki nie wsiądzie do środka. Ku mojemu zaskoczeniu wsiada od razu do auta, chociaż jego ruchy są dosyć mozolne. Szybkim krokiem okrążam samochód i zajmuje miejsce kierowcy.
Pierwsze co zanim ruszę, muszę dopasować pod siebie fotel, siedząc w takiej odległości jak Bruno ledwo dosięgam pedałów. Zapinam pasy i kątem oka spoglądam na Bruna. Siedzi z założonymi na piersiach dłońmi i po linii jego szczęki widzę, że mocno zacisnął zęby. Zaczyna coraz ciężej wypuszczać powietrze z płuc. Lewą dłoń zakłada za głowę, bardziej rozkłada się na fotelu a oczy zamyka.
– Odpalisz dzisiaj ten samochód? – warczy na mnie nawet nie otwierając oczu. Nic mu nie odpowiadam, tylko po prostu w końcu ruszam. Przypuszczam, że droga do domu nie jest dla niego zbyt przyjemna, dlatego jadę dosyć powoli. Zresztą głownie robię to też dla tego, że nie wiem czy dokładnie pamiętam drogę do naszego domu. Starałam się uważać na drogę, gdy Jasper mnie przywoził, ale minęliśmy po drodze tyle świateł, że nie trudno będzie mi się pomylić. Nie chce włączać nawigacje w telefonie bo doskonale wiem, że Bruno mnie wyśmieje.
– Wolniej się nie da? Wiesz do czego służy pedał gazu? – rzuca kąśliwie, najwyraźniej zirytowany prędkością z jaką jadę.
– To może się zamienimy i poprowadzisz sobie szybciej? – rzucam równie kąśliwie jak on. Niech mnie jeszcze bardziej nie denerwuje, niż już jestem zdenerwowana. Zresztą ciekawe czy jak bym jechała tak szybko, czy czuł by się tak świetnie, czy może po ilości wypitego alkoholu, żołądek podchodził by mu do gardła...
Resztę drogi spędzamy już w milczeniu, a ja w dalszym ciągu jadę tak wolno jak jechałam, przez co droga nam się trochę wydłuża. Bruno niemiłosiernie wierci się cały czas na fotelu, ciężko oddycha i co chwilę odsuwa szybę. Najwidoczniej bardzo męczy go ta droga...
Kiedy w końcu udaje nam się dojechać pod posesje, gaszę Suva przed samymi drzwiami i wchodzę pierwsza z auta. Okrążam auto, otwieram mu drzwi i podaję rękę, żeby wyszedł.
– Poradzę sobie. – warczy wściekle w moją stronę i odpycha moja rękę. Dobrze proszę bardzo, niech radzi sobie sam... Szkoda tylko, że ledwo trzyma się na nogach, a jazda samochodem chyba jeszcze bardziej spotęgowała u niego uczucie alkoholu we krwi.
Bruno wychodzi z auta, a raczej się z niego wytacza. Wiele razy widziałam go pod wpływem alkoholu, ale jeszcze nigdy nie wiedziałam go tak pijanego jak dzisiaj... Sama nie wiem czy widząc jak bardzo jest pijany jest to dla mnie żałosny czy śmieszny widok... Zabieram z auta jego telefon, portfel i opieram się o samochód, patrząc co on wyprawia. Ledwo co udaje mu się zrobić pierwszy krok na schodach i niemalże od razu się potyka, mało co nie uderzając twarzą o schody.
Widząc to mam ochotę się zaśmiać, ale zasłaniam dłonią usta. Mozolnymi ruchami zbiera się ze schodów i kolejne stopnie już nieco łatwiej pokonuje. Idę za nim wolnym krokiem i zamykam za nami drzwi. Ciekawa jestem ile zajmie mu wejście po schodach do góry. No chyba, że dzisiaj znów nie zamierza spać ze mną w sypialni...
Ta myśl od razu mnie dobija i znów powoduje to dziwne ukłucie w klatce piersiowej...
Patrzę na niego jak wchodzi po schodach na górę i widząc, że jakoś sobie radzi, idę do kuchni po butelkę zimnej wody. Na pewno przyda mu się jutro rano kolo łóżka. Po takim piciu, czeka go niemiłosierny kac.
Stojąc na schodach jestem trochę w napięciu. Nie wiem gdzie Bruno zamierza iść spać, ale kiedy widzę, że prosto ze schodów od razu kieruje się do naszej sypialni, mimowolnie lekki uśmiech pojawia się na moich usta.
Wchodzę tuż za nim do sypialni. Bruno siedzi na łóżku i szarpię się z nogawkami od spodni. Pomogłabym mu się rozebrać, ale na pewno odtrąci moją pomoc, więc nawet nie podchodzę. Zabieram swoją koszulkę nocną i idę się przebrać do łazienki.
Kiedy z niej wracam, mój mąż już leży wygodnie w łóżku na wznak z rękoma założonymi za głowę. Rozebrał się do bokserek, nie zdjął zegarka i nie przykrył się nawet kołdrą.
Podchodzę w miarę cicho do łóżka od jego strony, łapę brzegi kołdry i delikatnie nasuwam na jego ciało, żeby nie zmarzł w nocy. Jego klatka piersiowa równomiernie unosi się w górę i w dół, a idealnie wykrojone usta delikatnie się rozchylają. Przyglądam mu się przez chwilę i nie mogąc się powstrzymać, przejeżdżam dłonią po jego włosach i całuję delikatnie czoło, zaciągając się jego zapachem...
Przechodzę na swoja stronę łóżka i kładę się na swojej połowie... strasznie chciałabym się do niego przytulić, nawet mimo to, że jest teraz cholernie pijany. Chciałabym poczuć trochę jego bliskości, ale nie mam odwagi tego zrobić. Odwracam się na bok, plecami do Bruna.
Nie patrząc na niego, będzie mi łatwiej zasnąć.
Materac pod nami zaczyna się uginać, co jest oznaką, że Bruno zaczyna się wiercić. Zawsze po alkoholu strasznie się wierzga po łóżku, nie mogąc znaleźć idealnej pozycji do spania.
Po chwili czuję, że Bruno znów się przekręca, ale oprócz tego czuje coś jeszcze... jego chłodną dłoń na moim udzie! Wstrzymuje oddech i jakikolwiek ruch.
Jego dłoń sunie od uda w górę, zatrzymując się na tali. Obejmuje mój brzuch i przyciąga mnie do siebie. Drugą dłoń wsuwa pod moją szyję i obejmuje mnie kładąc dłoń na moim przeciwnym ramieniu. Głowę kładzie w zagłębieniu mojej szyi i czuje jak zaciąga się moim zapachem.
– Moja słodka. – mamroczę, składając wilgotny pocałunek w zgłębieniu mojej szyi...
Błogie ciepło rozchodzi się w mojej klatce piersiowej a kąciki ust mimowolnie się unoszą. Jak dobrze znów zasnąć w jego ramionach. Poczuć jego ciało przy swoim i oddech na karku, w którym dzisiaj niestety wyraźnie czuć woń alkoholu.
Doskonalę zdaje sobie sprawę, że robi to nie świadomie i tylko dlatego, że jest pijany. Jutro nawet nie będzie tego pamiętał...
Jednak korzystam z chwili i splatam jego dłoń spoczywającą na moim brzuchu ze swoją. Chcę się nacieszyć, bo nie wiadomo kiedy znów przytuli mnie do siebie...
********
Bruno musi mieć dzisiaj niemiłosiernego kaca. Dochodzi już prawie 12 a on jeszcze nie wstał. Mój mąż zawsze dosyć wcześnie wstaje, nawet mimo tego, że ma wolny dzień, a dziś śpi jak zabity. Zresztą wcale mnie to nie dziwi. Po takiej ilości wypitego alkoholu, nie było innej możliwości, niż ta, że będzie się czuł tragicznie.
Nie chce go budzić, musi się porządnie wyspać, żeby dojść do siebie, więc kiedy jego telefon, dzwoni już któryś raz z kolei w końcu go odbieram.
– Panie Prezesie... – zaczyna Beatris, kiedy odbieram.
– Beatris, tu jego żona. – przerywam jej w połowie zdania, aby zbędnie się nie produkowała.
– Yyy, czy jest może gdzieś Pan Prezes w pobliżu? Cały czas próbuje się z nim skontaktować. O 14 ma zaplanowane spotkanie, oraz z takich ważniejszych rzeczy, miał dzisiaj podpisać kilka dokumentów, a jeszcze niestety nie pojawił się w firmie. – mówi nieco niepewnym głosem.
– Bruno dzisiaj, chyba nie przyjdzie do pracy... źle się czuje. Nie da się odwołać jakoś tego spotkania? – pytam dosyć uprzejmie. Co prawda jego asystentka nie przypadła mi do gustu, ale przecież wykonuje tylko swoją pracę.
– Oczywiście, jeżeli to konieczne wszystko z dnia dzisiejszego poprzesuwam na inne dni. Dziękuje bardzo za informacje. – Bruno miał rację, Beatris jest w pełni profesjonalna.
– Ja też ci dziękuje. Do widzenia. – staram się powiedzieć miło do telefonu. Rozłączam się i odkładam jego telefon na stolik w salonie. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, prosząc Beatris, żeby przesunęła wszystkie sprawy na kolejne dni, ale nie sądzę żeby Bruno dzisiaj był w stanie cokolwiek załatwiać... Zresztą mój mąż jest bardzo odpowiedzialny i konsekwentny, więc skoro miałby dziś jakieś bardzo ważne spotkanie, nie doprowadził by się do takiego stanu. Dopijam resztę kawy w filiżance i idę do sypialni, zobaczyć czy już wstał i jak się czuje.
Wchodzę do pokoju, a Bruno siedzi na łóżku dłońmi podpierając głowę. Spoglądam na butelkę koło łóżka i widzę, że niemalże większe pół butelki wody zniknęło. Podchodzę do niego, kucam przed jego kolanami i delikatnie opieram o nie dłonie.
– Jak się czujesz? – pytam unosząc na niego wzrok ale nie dostaje odpowiedzi... – Ej? – pytam po raz kolejny i próbuje delikatnie oderwać jego dłonie od twarzy.
– Bądź tak miła i zostaw mnie w spokoju. – syczy zły i odpycha moje dłonie. Kładzie się na brzuchu, przykrywając głowę poduszką i ciężko oddycha. Kiedy tylko otworzył usta, od razu poczułam od niego mocną woń alkoholu. Nie wyglądał dobrze, jego twarz była czerwona a oczy ledwo co się otwierały. Na pierwszy rzut oka widać, że ma kaca jak stąd do Vegas...
– Od rana dzwoni do ciebie Beatris, nie wiem czy dobrze zrobiłam, ale powiedziałam, że dziś nie przyjdziesz do pracy i poprosiłam ją, żeby przełożyła wszystkie twoje dzisiejsze sprawy. – mówię słabym głosem, podnosząc się z kolan. Gdzie się podział mój pewny siebie ton z wczoraj?
– Nie słyszałaś co powiedziałem? – warczy, lekko unosząc, poduszkę z nad głowy.
Wargi zaczynają mi drżeć, a oczy szklić. Jak długo jeszcze będzie mnie tak traktować?
Wiem, ma cholernego kaca, pewnie niemiłosiernie boli go głowa i nie chce mu się nawet słuchać tego co mówię, ale nie musi być, aż tak nie miły. No ale cóż jest dokładnie tak jak myślałam. Bruno w dalszym ciągu jest na mnie wściekły i dalej mu nie przeszło. To, że mnie wczoraj przytulił nic nie znaczyło, upił się więc nie myślał nad tym co robi. Gdyby był trzeźwy, pewnie nawet nie przyszedł by spać do sypialni...
No i jak wrażenia kochani ?
Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze!
P.S Przepraszam za błędy:(
Buziaki <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top