Rozdział 22
Wiem, wiem jak zwykle kazałam wam strasznie długo czekać na nowy rozdział:(
Jedyne, co mogę powiedzieć to przepraszam i życzę miłego czytania kochani:*
Buziaki:*
Laura
Wychodząc z galerii handlowej, dochodzę do wniosku, że jeżdżenie na zakupy razem z Jasperem, wcale nie było takie złe, jak mi się wydawało. Przynajmniej miał kto za mnie dźwigać torby z zakupami i nie musiałam się tak siłować z masą siat tak jak teraz.
Już dawno zbierałam się do zmienienia czegoś więcej w domu niż tylko zasłon. Chcę nadać trochę więcej ciepła temu domowi, niżeli zrobił to Bruno. Mam nadzieje, że nie będzie miał nic przeciwko, gdy wieczorem zamiast skórzanej czarnej kanapy w salonie zobaczy fotele i narożnik w kolorach ciepłego beżu i kilka innych dodatków.
Mam ochotę zmienić jeszcze kolory ścian w sypialni, kuchni i salonie... ale może na razie, dam sobie jeszcze spokój. Aczkolwiek wizja sypialni w białym i morskim kolorze niesamowicie mnie kusi.
Mam jeszcze trochę czasu, zanim przywiozą meble do domu, a w moje głowie pojawia się pewna myśl, która nie daje mi spokoju...
Nie zastanawiając się dłużej, szukam w telefonie adresu firmy Bruna i po chwili wystukuje go do GPS. Z wielką ostrożnością staram się wycofać z niezbyt komfortowego miejsca na parkingu. Gdybym choćby tylko delikatnie zarysowała swój samochód, Bruno nie szczędziłby od aluzji podważających moje umiejętności prowadzenia samochodu...
Parkuje na parkingu przed firmą na służbowym stanowisku, ale cóż nie mam wyjścia. Nie będę parkowała przecież dwie ulice dalej, a poza tym chyba żona właściciela może. Poprawiam w lusterka usta rubinową szminką, sznurowania na dekolcie a wygodne mokasyny zmieniam na awaryjne czarne szpilki, które na stałe wożę w samochodzie.
– Przepraszam panią, ale te miejsca parkingowe są dla szefostwa, proszę zmienić miejsce. – gdy tylko wysiadam z samochodu, uprzejmie zwraca się do mnie ochroniarz.
– A czy fakt, że jestem żoną prezesa Watsona, da mi taryfę ulgową? – uśmiechem się uroczo odgarniając kosmyk włosów za ucho.
– Ależ, oczywiście Pani Watson. Przepraszam bardzo. – mówi lekko speszony.
– Nic się nie stało. Powie mi pan, na którym piętrze mąż ma swój gabinet? Chcę mu zrobić niespodziankę. – mówię miłym głosem. Nie chce, żeby wziął mnie za naburmuszoną panienkę szefa, która myśli, że wszystko jej wolno.
– Pan Watson ma swój gabinet na 14 piętrze. Za głównymi drzwiami winda będzie po prawej stronie. Przekaże informacje do ochrony, żeby Panią wpuścili. – wskazuje dłonią na główne wejście.
– Dziękuję. – kiwam uprzejmie głową i z gracją podążam do windy. Jadąc windą, znów poprawiam włosy w lustrze i sprawdzam, czy aby na pewno moja szminka na ustach się nie rozmazała.
Poprawiam się dla niego jak jakaś małolata...
Winda po niespełna kilku chwilach zatrzymuje się na 14 piętrze i gdy tylko się rozsuwa na wprost moim oczu ukazują się wielkie brązowe drzwi, przy których widnieje równie wielka tabliczka z napisem '' Prezes Watson Comapny Bruno Watson", którą nie sposób nie zauważyć nawet z tej odległości. Kroczę w stronę drzwi jego gabinetu pewnym krokiem, a uśmiech nie może zejść mi z twarzy. Jednak mina od razu mi rzednie, kiedy za biurka ukazuje mi się blondynka z krwistoczerwoną szminką na ustach i jak na moje oko z o jednym za dużo rozpiętym guzikiem przy białej koszuli...
Jej widok wywołuje u mnie nieznane mi uczucie...
Czyżbym była zazdrosna?
No, ale która kobieta nie byłaby zazdrosny, kiedy przez cały dzień w pracy jej mąż ma koło siebie taką sekretarkę...
Sekretarkę? Przecież widziałam tu mesę takich kobiet, które na pewno ślinią się na jego widok... Już jedną Olivię miałam okazje poznać i miło tego nie wspominam. Teraz tylko utwierdzam się w tym, że Bruno słusznie postąpił, zwalniając ją z pracy. Jeśli wcześniej miałam z tego powodu jakieś wyrzuty sumienia, tak teraz całkowicie się ich pozbyłam. Wizja Olivii, która pracuje z Brunem i klei się do niego, na każdym kroku, zdecydowanie mi się nie podoba...
Zresztą, jaką ja mogę mieć pewność czy Bruno wobec mnie jest taki uczciwy? Czy mnie nie zdradza?
Lepiej nie będę sobie zaprzątała głowy takimi myślami...
– Nie wolno wchodzić do Pana Prezesa, jest zajęty. Była Pani umówiona? – pyta oficjalnym tonem, kiedy kieruje się do jego gabinetu, oczywiście nie omieszkując mnie przy tym zmierzyć wzrokiem od stóp do głów.
– Nie, nie byłam umówiona, ale myślę, że Pan Prezes nie będzie miał nic przeciw moim odwiedzinom. – tym razem już słodko się nie uśmiecham, jak do ochroniarza. Sam jej ton głosu tak cholernie mnie irytuje, że choćbym chciała być miła, nie umiałabym tego zrobić.
– Nie sądzę. Pan Prezes nie przyjmuje gości bez zapowiedzi. – po raz kolejny mierzy mnie wzorkiem. – Więc zapraszam do wyjścia. – blondynka już nawet nie stara się zachować uprzejmego tonu, a w jej oczach wręcz rażący jest jad, którym mnie teraz obdarza.
– Jest pani tego pewna? – pytam, unosząc brew ku górze.
– Nie zamierzam się powtarzać. Do widzenia! – sama tego chciałaś moja droga. Wyciągam telefon z torebki i dzwonię do Bruna. Blondynka bacznie mnie obserwuje, nie mrugając przy tym nawet powieką.
– Bruno mógłbyś wyjść przed gabinet? Twoja sekretarka nie chce mnie wpuścić... – mówię do telefonu, gdy Bruno odbiera. Jej mina w mgnieniu oka z pogardliwego wyrazu twarzy zmienia się w coraz bardziej zdezorientowaną i przestraszoną.
– Co ty tu robisz kochanie? – Bruno wychodzi z gabinetu bez marynarki, w mocno poluzowanym krawacie i z podwiniętymi rękawami przy błękitnej koszuli. Uśmiecha się szeroka na mój widok, a jego sekretarka ze zdziwieniem, co rusz spogląda to na mnie, to na niego.
– Przyszłam cię odwiedzić... ale twoja sekretarka nie chciała mnie wpuścić i kazała mi wyjść... – mówię głosem słodkiej, niewinnej żony. Gdy tylko bruno podchodzi do mnie, całuje jego usta na powitanie i wtulam się w jego klatkę piersiową.
Ohh widok jej miny jest dla mnie bezcenny.
– Beatris... – mierzy ją groźnym wzrokiem, pod którym od razu się kuli. – To jest moja żona i nie musi być umówiona, żeby do mnie przyjść. Może tu przychodzić, kiedy zechce i masz ją traktować z należytym jej szacunkiem. Zrozumiałaś? – mówi prezesowskim lodowatym tonem. Widok jej wystraszonej i zawstydzonej miny powoduje u mnie niesamowite uczucie satysfakcji.
– Nie wiedziałam, że to pańska żona. – tłumaczy się słabym głosem, na co Bruno piorunuje ją wzrokiem, aby zaprzestała swoich tłumaczeń. – Oczywiście Panie Prezesie. Zrozumiałam. – spuszcza głowę w dół i szybkim krokiem ulatnia się od nas.
Bruno chwyta moją dłoń i wprowadza mnie do swojego gabinetu. Moje źrenice ulegają znacznemu powiększeniu, gdy widzę jego wnętrze. Jego gabinet jest naprawdę ogromny, a przeszkolone ściany sprawiają, że wydaje się jeszcze większy. Urządzony jest oczywiście w minimalistyczny i chłodny sposób, typowy dla Bruna.
– Stęskniłaś się za mną? – pyta, obejmując mnie w pasie i wtulając nos w moją szyję.
– Wracałam z zakupów i po prostu chciałam zobaczyć, jak wygląda twoja firma. – mówię, wyrywając się z jego objęcia i obchodzę biurko dookoła, sunąc palcem po jego brzegu.
– I jak ci się podoba?
– Podoba mi się... ale tobie chyba jeszcze bardziej. A w szczególności sekretarka i stado innych śliniących się na twój widok panienek. – mówię, opierając się o jego fotel przed biurkiem. Cholera, mogłam się ugryź w język za nim to powiedziałam! Brawo Lauro!
– Co cię tak bawi? – pytam zirytowana, kiedy wybucham niepohamowanym śmiechem na moje słowa. Bruno podchodzi do mnie za biurko i łapiąc mnie w pasie, podnosi mnie sobie na biodra. Odgarnia z biurka jedną dłonią na bok papiery i przesuwa komputer. Sadza mnie na nim i opiera dłonie po moich bokach, nachylając się nade mną na wysokość mojej twarzy.
– Pani Watson jest zazdrosna... – chce to powiedzieć z powagą, ale uśmiech wkrada się na jego usta.
– Nie przeceniaj się... nie jestem o ciebie zazdrosna. – mówię z udawanym politowaniem, starając się odwrócić wzrok od jego hipnotyzujących tęczówek.
– I chcesz mi powiedzieć, że dzwoniąc po mnie nie chciałaś dać popalić Beatris? – pyta, unosząc brew ku górze.
– Po prostu chciałam wejść... – mówię już zawstydzona i zirytowana tą całą sytuacją.
– Zawsze wiem skarbie, kiedy kłamiesz... Podoba mi się, kiedy jesteś zazdrosna.– szepce mi do ucha, rozsuwając moje kolana. Brutalnie wchodzi pomiędzy nie i przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie, wbijając palce w moje biodra. Z trudem przełykam ślinę, a całe moje ciało przechodzi gorący prąd.
– Mówiłam ci już, żebyś się tak nie przeceniał. Poza tym puść mnie, bo nie mam ochoty na seks. – mówię niespokojnym głosem.
– Ale ja mam cholerną ochotę pieprzyć cię na tym biurku. – przygryza skórkę na mojej szyi i stanowczo łapię za pierś, powodując tym samym gęsią skórkę na całym moim ciele...
Bruno
– Zapomnij. Zapytaj sekretarki, na pewno z chęcią rozłoży ci nóżki na biurku. – zwraca się do mnie sarkastycznym tonem głosu... Oh chyba moja żona dawno nie dostała lania po tyłku, a mnie coraz bardziej świerzbi ręka, aby to zrobić.
– Jeszcze słowo, a zaraz zapiecze cię ten seksowny tyłeczek. – od dłuższego czasu mam na to cholerną ochotę...
– Skoro nie chcesz z sekretarką, to na pewno masz tu parę innych panienek do pieprzenia. – Laura nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo podjudza mnie swoimi słowami, sama daje mi pretekst, abym to zrobił. Ewidentnie chce zagrać mi na nerwach, a ja nie zamierzam dwa razy się powtarzać. Chwytam jej drobne ciało i odwracam do siebie tyłem. Pochylam Laurę na biurko, przyciskając dłonią jej plecy i jednocześnie pociągam za biodra, aby jeszcze bardziej wypięła swój śliczny tyłeczek.
– A ja mówiłem ci wiele razy, że jedyną panienką, jaką chcę pieprzyć, jesteś ty. I teraz postaram się, żebyś w końcu to sobie zapamiętała.Sądzę, że przyda ci się parę sprowadzających do porządku klapsów.– warczę, władczo nad jej uchem. Jedną dłonią łapię jej obie dłonie i umiejscawiam na plecach, a druga rozpinam pasek od jej jeansów wraz z rozporkiem. Ściągam jej obcisłe spodnie do kostek i przywieram dłonią do jej pośladków.
– Nawet nie próbuj, bo zacznę krzyczeć. – mówi wściekle, próbując się poruszyć.
– Beatris, dopóki jest u mnie moja żona, nie wpuszczaj nikogo i z nikim mnie nie łącz. Zrób sobie teraz przerwe na lunch. – wciskam przycisk interkomu i wydaje polecenie Beatris, które jak mniemam doskonale zrozumiała, kiedy dosadnie zaakcentowałem słow ''teraz''.
Pierwszy raz moja dłoń ląduje na jej jędrnych pośladkach, pozostawiając na nich czerwony ślad. Bez dłuższej przerwy od razu po raz kolejny wymierzam jej kolejnego klapsa. Laura syczy, a całe je ciało maksymalnie się spina.
– Śmiało krzycz. – drwię.
– Bruno, przestań. – prosi piskliwym głosem, kręcąc tyłkiem we wszystkie strony.
– Przestanę, gdy będę miał pewność, że zrozumiałaś, co powiedziałem. – mówię lodowatym tonem, a koleje uderzenie ląduje na jej pośladkach. Klapsy, które jej wymierzam nie są mocne... Wymierzam je z optymalną siłą, bardziej chcąc jej przestraszyć niżeli zadać ból. Nie wyprowadziła mnie na tyle z równowagi bym mógł zrobić to, do czego naprawdę jestem zdolny, jednak sprowadzające do porządku ukaranie jej tyłeczka jak najbardziej jej nie zaszkodzi...
Na moją żonę czasami naprawdę nic innego nie podziała niż lanie... I tak pobłażliwie ją traktuje, Laura za wieczne wyprowadzanie mnie z równowagi powinna znacznie częściej dostawać po tyłku!
– Zrozumiałam, już nie będę tak mówić. – mówi przez zaciśnięte zęby.
– Nie zapomniałaś czegoś dodać? – nachylam się nad nią, luzując uścisk jej nadgarstków.
– Przepraszam. – z wielkim trudem wypowiada to słowo, kurczowo zaciskając przy tym swoje drobne piąstki. Odwracam ją do siebie i ponownie sadzam ją na biurku, usadawiając się między jej kolanami, które zwinnie rozszerzam dłońmi. Laura absolutnie nie protestuje na to, co robię, zresztą, nawet gdyby spróbowała, jej protest na nic by się nie zdał...
– Piecze tyłeczek? – pytam, ściągając do końca z jej nóżek spodnie.
–Chyba, aż tak bardzo się na mnie nie zezłościłeś... bo jeśli by tak było, teraz nie byłabym w stanie siedzieć tyłkiem na biurku. – uwielbiam błyskotliwość mojej żony.
– Gratuluje błyskotliwości, a teraz wrócimy do pieprzenia. – przywieram zachłannie do jej ust i całuje je zaborczo, ledwo pozwalając przy tym Laurze złapać oddech. Jestem teraz na nią cholernie napalony... wczorajszy dzień bez seksu chyba tak na mnie na nią nakręcił. Dzień bez seksu z moją żoną, absolutnie nie zalicza się do udanych dni... Jestem w podziwie, jak mogłem wcześniej tak długo wytrzymać bez seksu z Laurą, tym bardziej że teraz ciężko jest mi wytrzymać, chociażby jeden dzień.
Laura
Jego dłonie zwinnymi ruchami wsuwają się pod moją bluzkę, usilnie zaciskając się na piersiach. Wsuwa place pod miseczkę stanika i ściska moje stwardniałe od podniecenia sutki.
Wystarczy dosłownie kilka chwil, kilka jego ruchów... a ja od razu do granic robię się dla niego mokra. Chwyta zaborczo moje uda, przesuwając dłońmi do samych pachwin, a ukłucie w moim podbrzuszu z każdą sekundą coraz boleśniej narasta, wołając o spełnienie...
Fakt, że zrobimy to na biurku w jego gabinecie, jeszcze bardziej podsyca moje pożądanie... Przechodzi mi przez myśl, że moje pożądanie jeszcze bardziej wzrosło przez klapsy, jakie Bruno wymierzył mi w tyłek... To nie były takie klapsy jak kiedyś, kiedy był na mnie wściekły...
Zaczynam usilnie ocierać się, o jego rozporek i pojękiwać, wręcz wołając tymi ruchami o zaspokojenie. Ocierając się o niego czuje przez materiał jego spodni potężną erekcję... jeszcze chwila i sama zacznę go prosić, aby kochał się ze mną...
– Ależ się niecierpliwisz...– mówi triumfalnie, tłumiąc oddech co jednoznacznie pokazuje mi, że jemu też to się podoba. – Chcesz, żebym cię przeleciał w moim gabinecie?– pyta wręcz ociekającym od pożądania głosem, co niemalże echem odbija się po całym moim ciele, powodując kolejny skurcz w podbrzuszu, tym razem znacznie silniej niż poprzednio.
– Chcę. – wyjękuje prosto w jego usta.
Nie chce już dłużej czekać, chwytam za pasek od jego spodni i pewnymi ruchami go rozpinam wraz z guzikiem i rozporkiem. Spoglądam w dół, a moim oczom ukazują się pękające w szwach od nabrzmiałej erekcji bokserki...
Bruno bez zahamowań łapie za moje koronkowe figi i zdecydowanym ruchem szarpie za nie rozrywając na dwa kawałki. Wciągam głośno powietrze, a moja kobiecość wręcz rozpływa się na to, co robi...
– Uwielbiam, gdy robisz się dla mnie od razu taka morka... – jego seksowny zachrypnięty głos i dotyk dłoni na mojej pulsującej kobiecości, samoistnie wydobywa ze mnie niekontrolowany jęk i zaciśnięcie ud...
– Nie będę pierwszą, którą przelecisz na tym biurku prawda? – dyszę ciężko przy jego uchu. Nie wiem, po co chce to od niego usłyszeć, skoro znam odpowiedź...
– Ale będziesz ostatnią. – mówi, a jego hebanowe tęczówki skierowane w moje, przenikają mnie na wylot... Kiedy kończy wypowiadać ostatnie słowo, zdecydowanym ruchem wchodzi we mnie. Moje ciało na błogie uczucie wypełnienie wygina się w potężny łuk, a paznokcie wbijają się w jego ramiona.
Wpija swoje smukłe palce w moje biodra i sapiąc przy moim uchu, raz za razem daje mi kolejne uczucie wypełnienia, które ogarnia całe moje ciało... Każde pchniecie, jest coraz bardziej gwałtowne, a momentami wręcz burtualne...
– Wisisz mi kolejne figi Bruno... – mówię, biorąc w dłonie swoje roztargane koronkowe figi. Wciąż jestem cała rozpalona po seksie, jaki zafundował mi przed chwilą Bruno... Seks z Brunem wciąż mnie zaskakuje. Czasami potrafi być czuły i delikatny a czasami wręcz odwrotnie...
Jeszcze niedawno nie była bym w stanie wyobrazić sobie tak wyzywającego i agresywnego seksu, a teraz ?
Dzisiaj był tak władczy i despotyczny w seksie, że momentami chciałam go prosić, aby przestał. Brakowało mi sił na doznania, które mi fundował... Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, a dłonie jedynie bezwładnie opadły na jego umięśnione ramiona. Bruno zazwyczaj tak cholernie długo dochodzi, że ja w tym czasie wielokrotnie doznaje spełnienia, choć dzisiaj nadzwyczaj długo musiałam się wysilać, aby on również mógł tego doświadczyć.
Bruno naprawdę potrafi mnie cholernie mocno wymęczyć...
Bruno
– Kupię ci nowe i osobiście sprawdzę, czy pasują... – uśmiecham się do niej lubieżnie, zapinając pasek od spodni. Nic bardziej nie mogło polepszyć mojego nastroju jak seks w środku dnia z Laurą na moim biurku w gabinecie... Laura miała racje, na tym biurku przeleciałem nie jedną panienkę, ale z żadną z nich na tym biurku nie było mi tak dobrze, jak z nią. Czułem, jak w trakcie opadała kompletnie z sił, jak jej nogi nie były w stanie same utrzymać się na moich biodrach, a zabójczo szybki oddech prawie rozrywał jej klatkę piersiową. Miałem gdzieś z tyłu głowy, że być może taka wersja seksu będzie dla niej zbyt agresywna, jednak nie potrafiłem się już pohamować...
Czasem naprawdę potrafię ją wymęczyć tak jak dziś...
Nigdy nie byłem przekonany, że seks z uczucia jest o wiele lepszy niż bez ale teraz zaczynam się do tego przekonywać...
–Przez ciebie muszę wracać do domu w samych jeansach. – mówi z wyraźnym grymasem na twarzy i stając do mnie tyłem, naciąga na swój cudowny tyłek jeansy. Zakłada ponownie na stopy szpilki, poprawia rozmierzwione włosy i rozmazaną szminkę w lustrze po drugiej stronie gabinetu.
– Dasz radę. – puszczam do niej oczko, opierając się biodrem o kant biurka. Zakładam dłonie na klatce piersiowej i z uwagą obserwuje, jak Laura poprawia również sznurowanie na dekolcie swojej bluzki.
– Jak wrócisz do domu, czeka cię niespodzianka. – Laura podchodzi pod biurko i staje po przeciwnej stronie niż ja.
– Kolacja i ty w koronkowej bieliźnie? – już widzę w myślach, jak rozbieram ją z tej bielizny...
– Nie, nowe meble w salonie. – cała moja wizja powrotu właśnie legła w gruzach. – Mam nadzieje, że nie jesteś zły? – uśmiecha się słodko w moją stronę, wygładzając materiał bluzki. Owszem lubiłem moje meble i wystrój domu, ale najważniejsze jest to, aby to Laura się w nim dobrze czuła.
– Nie jestem zły, powiedziałem ci kiedyś, że możesz zmienić wszystko, co chcesz, z wyjątkiem mojego gabinetu. – taka zmiana absolutnie nie wchodzi w grę.
– O gabinet nie musisz się martwić. Nic w nim nie zmienię.
– Gdybyś potrzebowała więcej pieniędzy, nie krępuj się mnie o nie poprosić. – przelałem na jej konto dosyć pokaźną kwotę, jednak nie wiem do końca, jak rozrzutna potrafi być moja żona. Zresztą nie zamierzam absolutnie wyliczać jej pieniędzy. Ma do nich pełne prawo tak samo, jak ja.
– Dobrze.
– Wrócę dziś wcześniej, przygotuj mi coś dobrego na kolacje. – uśmiecham się szeroko w jej stronę. Uwielbiam, gdy Laura gotuje, wychodzi jej to nawet lepiej niż Ewie.
– Mam inne plany na wieczór, niż stanie przy garach i robienie ci kolacji. – oświadcza z bojowym nastawieniem.
– Niby jakie? – pytam, unosząc brew ku górze i siadam na fotelu, opierając łokcie na oparciach.
– Chciałabym się spotkać z Emili.
– Więc zmień swoje plany. Chciałem dziś spędzić z tobą wieczór. – Nie lubię zmieniać swoich planów i tym bardziej dzisiaj nie zamierzam tego robić. Laura wiecznie narzeka, że późno wracam do domu... więc teraz kiedy staram się wszystko zrobić tak, aby wrócić wcześniej, ona wyskakuje ze spotkaniem z Emili.
– Dlaczego ja mam zmieniać swoje plany, kiedy ty pstrykniesz palcem? – robi minę naburmuszonej małej dziewczynki, wydymając przy tym swoje zaróżowione policzki.
– Bo jestem twoim mężem. Będę o 18, a teraz zmykaj już, za 20 minut mam ważne spotkanie. Muszę przejrzeć jeszcze parę dokumentów przed nim.– odwijam zawinięte mankiety od koszuli i zapinam guziki na nadgarstkach.
– Zastanowię się. – odpowiada wciąż z wydętymi policzkami i chwytając torebkę z biurka, chce udać się do wyjścia z mojego gabinetu.
– Zapomniałaś o czymś kochanie. – wstaje pośpiesznie z fotela i zatrzymuje ją przed samymi drzwiami.
– Nie, nie zapomniałam, ale nie mam ochoty cię całować i nie zdziw się, jak wieczorem nie zastaniesz w domu, ani mnie, ani kolacji. – uśmiecha się w moją stronę cynicznie i z prędkością światła trzepocze rzęsami. Mojej żonie znów zachciało się ze mną pogrywać...
– Nie mów tak. – grożę jej palcem, a moja twarz nabiera kamiennego wyrazu twarzy. Nie wiem, dlaczego jej słowa, tak bardzo mnie uderzają... Dlaczego odbieram je tak, jak gdybym miał już nigdy jej nie zastać w swoim domu...
Skoro do tej pory ode mnie nie uciekła, to już tego nie zrobi. Jednak sama myśl, że mógłbym już nigdy nie zastać jej w domu, kiedy wrócę z pracy, jest dla mnie nie do zniesienia...
Jak wasze wrażenia kochani? :)
Z niecierpliwością czekam na wasze gwiazdki i komentarze:*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top