Rozdział 18
Witajcie <3
Wiem, że tym razem was zawiodłam.
Strasznie długo nie pojawiał się nowy rozdział i przepraszam was za to.
Wasze komentarze z pytaniem kiedy pojawi się nowy rozdział są naprawdę motywujące, jest mi wtedy bardzo miło bo wiem, że naprawdę wam się podoba to co piszę :)
Także mam dla was kolejną dawkę czytania :D
Liczę na wasze gwiazdki i opinie:) Mam nadzieje, że i tym razem treść rozdziału się wam spodoba.
Pozdrawiam i całuje :*
Bruno
Zupełnie odzwyczaiłem się od spania w samotności. Brakowało mi jej ciepłego rozkosznego ciała przy sobie... Brakowało mi jej hipnotyzującego zapachu, który sprawiał moje odprężenie i słodkiego pomrukiwania przez sen.
Kiedy dziś w nocy znów poczułem, jak to jest zasypiać samemu, wiem na pewno, że już nigdy więcej nie chce tak zasypiać, ani się budzić. Ja po prostu, chyba uzależniłem się od bliskości Laury przy sobie...
Długo kręciłem się na łóżku, nie mogąc zasnąć, natłok kłębiących się myśli w mojej głowie jeszcze bardziej mi to uniemożliwiał. Doskonale wiedziałem, że jest dosłownie za ścianą i wylewa potok łez do poduszki. Nawet sama myśl o tym, powodowała nieprzyjemne uczucie rozchodzące się po całym moim ciele. Kilka razy naprawdę miałam już pójść do niej i czy tego chce, czy nie mocno przytulić ją do siebie.
Podnoszę się do pozycji siedzącej i zaraz bardzo szybko tego żałuje. Potworny ból głowy z każdą sekundą i nawet najmniejszych ruchem nasila się coraz bardziej.Moje dzisiejsze objawy, absolutnie mnie nie zaskakują. Nasze wypady z chłopakami zawsze kończą się cholernym kacem na drugi dzień. Dzisiaj więc chyba daruje sobie pójście do biura, nie mam siły użerać się z tym wszystkim. Świat się nie zawali, jeśli się nie pojawię w firmie. Będą musieli sobie jakoś poradzić beze mnie. Najwyżej później popracuje w domu... o ile będę miał na to siłę.
Biorę telefon z szafki i szybko wystukuje sms do Beatris, aby odwołała wszystkie moje spotkania na dziś. Resztę dyspozycji wyślę mejlowo, kiedy już ten cholerny ból głowy przestanie nade mną ciążyć.
Nie muszę długo czekać na odpowiedź. Już po chwili dostaje krótką i zwięzłą odpowiedź jak na Beatris przystało.
Dobrze Panie Prezesie
Choć ból głowy wcale się nie zmniejsza, niechętnie podnoszę się z łóżka. Przeciągam barki słysząc strzelanie kości i w samych bokserkach idę do naszej sypialni. Najciszej jak się da, wchodzę do środka, aby w razie, gdyby Laura jeszcze spała, nie obudzić jej.
Mój wzrok od razu kieruje na nasze łóżko, ale Laury w nim nie ma... Widnieje na nim jedynie delikatnie zmięta pościel na mojej połowie. Czyżby spała po mojej stronie? Przeprowadzam szybką analizę, w głowię, a mój oddech momentalnie staje się niespokojny.
Uciekła ode mnie?
Bruno uspokój się! Skoro do tej pory nie uciekła od ciebie, to już nie ucieknie!
Jednak dla pewności sprawdzam, czy wszystko jest w jej szafce koło łóżka. Oddycham z ulgą widząc wszystkie rzeczy na swoim miejscu i słysząc szum odkręcanej wody w łazience.Kładę się wygodnie na naszym łóżku, zaciągając się jej zapachem, którym pachnie pościel. Ten zapach naprawdę jest dla mnie niemalże kojący...
Czekam na nią, zaczynając się niecierpliwić. Mam wielką nadzieję, że dziś już będzie lepiej między nami. Dałem jej wczoraj spokój, tak jak prosiła, miała czas, żeby jakoś to wszystko sobie poukładać w głowie, więc dzisiaj musi być lepiej.
Mam sobie za złe, że wczoraj jej to wszystko powiedziałem... naprawdę mam wyrzuty sumienia... ale teraz już nic nie mogę zrobić, mogę mieć jedynie nadzieje, że Laura nie zaprzepaści tych kilku kroków w moim kierunku, jakich zrobiła i po raz kolejny nie cofnie się w tył. Obawiam się również, że po tym, co jej powiedziałem, nie będzie chciała znów pójść ze mną do łóżka. Będzie się bała i wszystko znów szlag trafi...
Kurwa mać mogłem się dwa razy zastanowić, zanim coś powiedziałem... teraz dostanę za swoje!!!
– Czemu tak wcześnie wstałaś? – pytam jeszcze zachrypniętym głosem, gdy wychodzi z łazienki w samym szlafroku, wycierając mokre włosy biały puchaty ręcznik. Wraz z przyjściem Laury po całej sypialni roznosi się zapach moje cytrusowego żelu pod prysznic.
– Jakoś tak. – odpowiada zdawkowo, nawet nie spoglądając w moją stronę. Stoi do mnie tyłem i staranie opatula swoje włosy ręcznikiem. Podchodzi do szafki nocnej i sięga z niej swój kokosowy krem do rąk, rozpościerając go na dłoniach.
– Źle mi się spało bez ciebie... – Laura kompletnie ignoruje to, co powiedziałem, przewracając przy tym oczami. Biorę głębszy oddech i staram się udać, że tego nie widziałem.
– Jak się czujesz? – pytam po chwili troskliwie. Nadal nie czuje się dobrze z tym, jak wczoraj ją zraniłem, choć tak naprawdę po prostu powiedziałem jej tylko prawdę. Właściwie to pytanie z mojej strony jest zbędne. Po jej zachowaniu mogę się domyślić, jaka jest odpowiedź.
– Świetnie. Jak inaczej mogę się czuć, wiedząc, że jestem dla własnej rodziny problemem, którego w pierwszy możliwy sposób się pozbyli, oddając mnie w ręce obcego człowieka. – mówi do cna przesiąkniętym ironią i rozżalaniem tonem głosu. Choć jej ton głosu nie wskazuje na łzy, ja doskonale wiem, że w jej ślicznych oczkach właśnie teraz się one zbierają, a Laura zrobi wszystko, aby tylko nie spłynęły po jej policzkach.
– Nie potrzebnie wczoraj ci o tym powiedziałem... – wzdycham z rezygnacją. Kolejne dni będą trudniejsze, niż myślałem.
– Bruno nie przejmuj się, ja o tym wiedziałam, tylko starałam się w to nie wierzyć, łudzić się, że to nie prawda... Od ślubu ojciec zadzwonił do mnie tylko raz i to jedynie po to, aby przypomnieć mi, że mam się zachowywać jak na żonę przystało, aby nie musiał się za mnie wstydzić. Nawet nie zapytał co u mnie... Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jestem zdana tylko na ciebie. Więc możesz być zadowolony. – Ukradkiem przejeżdża drobnymi paluszkami po policzku, aby zetrzeć spływającą łzę. Każde kolejne płynące z jej ust słowo jeszcze bardziej wypowiedziane jest przez nią drżącym głosem.
– Wiem, że teraz nie jest ci z tym łatwo. – wstaję z łóżka i powolnym krokiem zbliżam się do niej.
– Gówno wiesz. – wypala podniesionym głosem. Zaciskam mocniej szczękę, aby nie powiedzieć czegoś nieprzemyślanego. Cofam się od niej na bezpieczną odległość. Choć nie podoba mi się jej ton, tym razem lepiej będzie jeśli odpuszczę... jej zachowanie w tej sytuacji jest usprawiedliwiające.
– Lauro chyba wczoraj kompletnie nie słuchałaś tego, co do ciebie mówiłem. Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem twoim wrogiem? Chcę dla ciebie jak najlepiej, bo cholernie mocno mi na tobie zależy. Uwierz mi. – znów się do niej przybliżam i chce pogłaskać jej policzek, ale tym razem to ona robi krok w tył.
– Przestań, z tymi swoimi wyznaniami. Całe życie rządził mną ojciec, a teraz ty chcesz to robić i taka jest prawda! – warczy, wychodząc z pokoju, a raczej uciekając z niego, abym nie widział jak potok łez znów zalewa jej policzki.
Laura
Koniec tego! Dość tej bezczynności, tego pieprzonego tkwienia w tym domu! Nie wytrzymam już tak, po prostu nie wytrzymam! Ja wiem, że Bruno najchętniej by chciał, abym była cały czas w domu, a najlepiej, abym czekała jeszcze na niego co dzień z ciepłym obiadkiem, ale ja tak nie chce i nie umiem.
Po tym wszystkim, czego się wczoraj dowiedziałam, jeszcze bardziej utwierdziłam się w tym, co chciałam już od dawna zrobić. Koniec wylewania potoku łez przez Bruna... przez ojca... Wystarczy, że przepłakałam całą dzisiejszą noc... Nie chcę już więcej przez nich cierpieć!
Bruno pozbawił mnie wszelkich złudzeń co do mojej rodziny... mają mnie kompletnie gdzieś i tylko czekali na okazje, aby się mnie pozbyć... Tylko, co ja ojcu takiego zrobiłam, że tak mnie nienawidzi? Kiedy byłam młodsza starałam się, być dla niego idealna, byle by tylko był ze mnie zadowolony, ale kiedy zrozumiałam, że to na nic, odpuściłam sobie. Wiliam zawsze był, jest i będzie oczkiem w głowie tatusia w przeciwieństwie do mnie i nic nie da się z tym zrobić. Teraz mam zupełnie inne życie i nie chce go tracić na użalanie się nad moją rodziną. O ile w ogóle mogę ją tak nazywać. Ile ja bym dała, aby mama żyła... To wszystko teraz mogło by wyglądać zupełnie inaczej...
Mam teraz tak naprawdę tylko Bruna, w którego intencje nie wiem czy mogę uwierzyć. Naprawdę jestem skołowana, boje mu się zaufać, aby potem gorzko się nie rozczarować... Drań zawsze będzie draniem...
Poza tym, jeżeli Bruno myśli, że wpędzi mnie w pieluchy, to jest w cholernie dużym błędzie! Nie pozwolę zaprzepaścić swoich marzeń o studiach, dlatego nigdy mu się nie przyznam do brania tabletek. Gdyby się tylko o tym dowiedział, wściekł by znacznie bardziej niż zazwyczaj. Bruno nie jest przyzwyczajony do tego, aby coś nie szło po jego myśli.
Jak zawsze po zejściu rano do kuchni, przygotowuje sobie świeżo zaparzoną kawę, której zapach o poranku uwielbiam. Jednak tym razem parzę ją tylko dla siebie...
Bezmyślnie obracam w dłoni pomarańczę.... Dzisiaj nawet, choć bym chciała, nic nie przełknę, mój żołądek jest od wczoraj boleśnie skurczony.
Słyszę za sobą kroki Bruna, który przychodzi do kuchni i widząc brak drugiej filiżanki kawy na stole, sam sobie przygotowuje i siada na przeciw mnie.
– Nie zamierzasz nic zjeść? – pyta lekko podenerwowanym głosem.
– Nie mam apetytu. – odpowiadam, odwracając głowę w drugą stronę.
– Długo zamierzasz się tak zachowywać i gniewać się na mnie? – pyta niespokojnie stukając palcami o blat stołu.
– Nie gnie wam się, po prostu nie mam ochoty z tobą gadać. – mówię już lekko zirytowana. Bruno opiera kciuk o policzek i palcem wskazującym pociera usta, tak jak by, chciał się powstrzymać, aby czegoś nie powiedzieć. Czy on nie może mi choć na chwilę dać świętego spokoju od siebie? Chwytam filiżankę z kawą w dłoń i wychodzę do salonu.
Nieustanie mój wzrok w salonie przykuwają leżące na komodzie papierosy Bruna... zagryzam wargi nerwowo walcząc z pokusą zapalenia. Na ogół nie palę... czasem zapaliłam od Sofii przy alkoholu... nie wiem akurat czemu teraz mam tak nieodpartą chęć zapalenia.
Pieprzyć to.
Odstawiam filiżankę z kawą na stolik i podrywam się z kanapy. Wyciągam z paczki jednego papierosa i zabieram ze sobą srebrną zapalniczkę leżąco tuż obok. Otwieram drzwi tarasowe, a świeżę powietrze, od razu wlatuje do moich płuc. Biorę do ust papierosa i odpalam go, mocno się przy tym zaciągając. Mało co się nie krztuszę wraz z pierwszym pociągnięciem. .
– Oddaj mi to. – zaciągam się zaledwie trzeci raz, kiedy Bruno wyciąga z mojej dłoni papierosa i zaciąga się nim o wiele mocniej ode mnie.
– Dlaczego mi zabrałeś papierosa? – pytam odważnie kierując na niego wzrok.
– Bo nie chcę widzieć mojej żony z papierosem. – odpowiada.
– Ty możesz palić, a ja już nie? – pytam z miną naburmuszonej, wściekłej dziewczynki.
– Kochanie nie chce, żebyś paliła i tego się trzymajmy. – jego zdanie jak zawsze jest najważniejsze. Skoro on tak chce to przecież dokładnie tak musi być. Dupek!
– Jeśli będę chciała, to będę paliła, a tobie nic do tego. – stwierdzam rozzłoszczona i nim zdąży mi coś odpowiedzieć, znikam z tarasu. Nie będę tracić czasu na jego '' sprowadzające mnie do porządku pogawędki'' Mam do załatwienia dziś bardzo ważną rzecz, która pozwoli mi w końcu coś zrobić ze swoim życiem i zamierzam sama wszystko załatwić! Nie będę się po raz setny o to prosić Bruna!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Stoję jako jedenasta w kolejce do dziekanatu i powoli zaczynam już tracić cierpliwość. Cierpliwość nie jest moją mocną stroną... Każda osoba, która wchodzi do środka spędza tam, co najmniej 15 minut! Jak tak dalej pójdzie, będę tu siedzieć do wieczora. Zresztą nieważne będę tu siedzieć choćby do wieczora, byle by tylko udało mi się wszystko załatwić.
Kiedy zbliża się moja kolejka już po raz kolejny sprawdzam, czy aby na pewno mam wszystkie potrzebne mi dokumenty przy sobie i powtarzam w myślach wyuczoną regułkę.
– Proszę. –słyszę kobiecy głos dobiegający do drzwi, gdy kolejna osoba opuszcza pokój. Moja kolej... oby się tylko udało. Biorę kilka głębokich oddechów i przekraczam próg dziekanatu.
Do dzieła Lauro!
– Dzień dobry. – chociaż gdy widzę miny tych pań zaczynam wątpić, czy ten dzień będzie taki dobry. Wchodzę do środka z pełnym uśmiechem na ustach. W końcu uśmiech to podstawa...
– O co chodzi? – pyta jedna z dwóch pań w dodatku ta wyglądającą na bardziej wredną i bezduszną.
– Czy jest jeszcze możliwość przyjęcia na pierwszy rok architektury krajobrazu? – pytam niemalże dziecinnym głosem.
– Proszę Pani... przyjęcia były ponad miesiąc temu. Teraz się Pani obudziła? Do widzenia. Proszę przyjść za rok i nie zajmować naszego czasu. – odpowiada gardząc upijając łyk kawy z błękitniej filiżanki z logiem uczelni.
– Naprawdę nie da się nic zrobić? Bardzo mi na tym zależy. – pomimo, iż najchętniej starłabym ten jej wredny uśmieszek z twarzy i powiedziała kilka słów, biorę jedynie głęboki oddech i postanawiam się ukorzyć...
– A co to Pani jest królową angielską. – parska śmiechem. – Powiedziałam, proszę wyjść i nie zajmować naszego cennego czasu. – podnosi nieprzyjemny ton głosu. Byłam przygotowana na to, że w ten sposób tego nie załatwię. Ale skoro nie załatwię go w ten, to załatwię w inny i jestem pewna, że poskutkuje.
– Nie, nie jestem królową angielską. Nazywam się Laura Watson i jestem żoną Pana Bruna Watsona. – teraz to ja mówię pogardliwym tonem głosu, dumnie unosząc podbródek do góry... Pogardliwy uśmieszek w mgnieniu oka zmywa się z ich twarzy, na co mam ochotę zacząć bić sobie brawo.
– Przepraszam bardzo Pani Watson. Mogła nam Pani od razu się przedstawić, wtedy obyłoby się z naszej strony bez tej nieprzyjemnej sytuacji... – szatynka pośpiesznie wstaje z fotela i mówi nieco podenerwowana wygładzając ołówkową spódnicę.
– W porządku. Czy w takim razie teraz da się coś zrobić? – nie zamierzam zachowywać się teraz jak rozkapryszona żona milionera... myślę, że już osiągnęłam swój cel.
– Ależ naturalnie Pani Lauro, proszę usiąść. – uśmiecha się uprzejmie ,wskazując na krzesło na przeciw swojego biurka.
Jednak bycie żoną Bruna czasem ma jakieś zalety...
_______________________________________________________________________________
– Pozwól do mnie. – słyszę z salonu niemiły i chłodny ton głosu Bruna. Na jego słowa od razu cała się spinam... Bez przyczyny nie zwracałby się do mnie takim tonem, tym bardziej po wczorajszej nocy.
Czyżby te babska z uczelni o wszystkim mu doniosły?
– Źle się czuje, później porozmawiamy. – próbuje na szybko wymyślić jakąś wymówkę, choć doskonale wiem, że Bruno nie da się nią przekonać... Nim zdążę pokonać pierwszy stopień w kierunku schodów, jego warczący głos od razu mnie zatrzymuje.
– Nie interesuje mnie to. Masz dwie sekundy, aby do mnie podjeść. – wręcz syczy przez zaciśnięte zęby. Nie mam już żadnych wątpliwości, że wie o wszystkim. Jego głos stał się bardziej agresywny i mniej spokojny, a to oznacza tylko jedno. Spokojnym i naturalnym krokiem starem się do niego podejść, nie dając nic po sobie poznać. Staję naprzeciw jego czarnych jak heban tęczówek i niepewnie unoszę podbródek. Zbieram całą swoją odwagę w sobie i patrzę mu w oczy.
– Tak? – uśmiecham się nad wyraz słodko, co na pewno zdenerwuje go o stokroć bardziej.
– Nie rób słodkiej minki i nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi. – warczy, a linia jego szczęki od razu wyraźniej się zarysowuje.
– Wiesz o wszystkim? – pytam zrezygnowana, wiedząc, że ta taktyka w niczym mi nie pomoże, a jedynie może pogorszyć sytuacje. Zatapiam wzrok w dłoniach i znów przez chwile jestem bezbronną Laurą... Laurą, której nie lubię.
– Naprawdę jesteś, aż tak naiwna, myśląc, że o niczym się nie dowiem? – pyta z wyższością w głosie idealnie pasując do jego nieprzejedanego charakteru.
– Skąd się dowiedziałeś? – myślę, że to pytanie mogłam sobie darować.
–Lauro... powołałaś się na moje nazwisko... – cynizm jeszcze bardziej wkrada się w jego głos.
– Myślałam, że teraz również jest ono moje. – burczę pod nosem, przerywając mu.
– Tak masz racje, teraz jest również twoje. – przyznaje mi race. – Ale naprawdę myślałaś, że uczelnia, na której studiowałem, a teraz jestem jednym z głównych sponsorów, nie powie mi o wizycie mojej żony, która chcąc dostać się na studia, poza terminami i egzaminami powołuje się na mnie? Minutę po twoim wyjściu dostałem telefon... i dokładnie wiem, jak przebiegała twoja rozmowa... – kończy zdanie, mocniej zaciskając dłoń u uwydatnionych kłykciach, na oparciu fotela.
– Za to ty masz mnie najwidoczniej za idiotkę. Chyba to oczywiste, że skoro jesteś tak ważną osobą dla tej uczelni, nie będę miała problemu z tym, abym została na nią przyjęta. – Brawo Lauro. 1:0 dla ciebie!
– Cóż za dedukcja, jestem pod wrażeniem. – stwierdza lekceważaco z typowym dla niego, cynicznym wyrazem twarzy. Poodnosi znacząco brew ku górze i uśmiecha się z udawanym podziwem.
– Dobrze oszczędźmy sobie takiej rozmowy. Powiedz mi wprost, jak wygląda moja sytuacja. – pytam, nerwowo przebierając nogami. Boję się, że już teraz znam odpowiedź na to pytanie.
– A jak myślisz? Proszę, masz okazję wykazać się błyskotliwością... – jak ja cholernie nienawidzę tego przepełnionego cynizmem i wyższością jego tonu głosu, który sprawia, że cała moja pewność siebie i odwaga znika nie wiadomo gdzie. Jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Wstaje z fotela i staję naprzeciw mnie wyczekując na odpowiedź.
– Przyjmą mnie na studia, jeśli ty się na to zgodzisz. – nie pytam, od razu stwierdzam coś, co jest wręcz oczywiste.
– Gratuluje dedukcji. – Mam ochotę wykrzyczeć w jego stronę stertę obelg i wybuchnąć głośnym szlochem, ale to w żaden sposób to mi nie pomoże... Muszę się uspokoić i przestać kierować się buzującymi emocjami. Zależy mi na tych studiach i muszę zrobić wszystko, aby się zgodził, nawet, choćbym miała się teraz przed nim płaszczyć!
– Bruno, błagam cię, nie rób mi tego. Proszę cię, zgódź się i nie odbieraj mi tego, co jest dla mnie tak ważne. – mówię rozpaczliwym głosem, chwytając jego dłoń.
– Wydaje mi się, że inaczej umawialiśmy się co do twoich studiów! Dlaczego robisz takie rzeczy za moimi plecami? – podnosi głos i wyrwa swoją dłoń z mojego uścisku.
– Przecież ja widzę, że moje studia nie są ci na rękę, tylko nie rozumiem dlaczego. Ja naprawdę już dłużej nie wytrzymam ciągłego siedzenia samej w domu... Ty masz swoją pracę, znajomych, ciągle coś robisz, a ja? Ja mam tu tylko ciebie. Zresztą ciebie i tak ciągle nie ma. Ja muszę coś robić, bo zwariuje. Bruno, jeśli chcesz to będę cię błagać, ale zgódź się i nie blokuj mojego przyjęcia na studia. Proszę cię. – łzy spływają po moich policzkach, a ja nie nadarzam ich ocierać. Przez dłuższą chwilę Buno nic nie odpowiada, tylko przygląda mi się, z wielkim grymasem niezadowolenia na twarzy.
– Nie zablokowałem twojego przyjęcia. Zgodziłem się. – nie wierzę w to, co powiedział...
– Naprawdę? – wskakuje na jego biodra i całuje raz za razem jego usta. – dziękuje, dziękuje dziękuje. – wykrzykuje w oszalałym tempie, nie przestając go ściskać i całować. On naprawdę się zgodził!!!
– Nigdy więcej nie rób nic za moimi plecami. – patrzy na mnie ostrzegawczym wzrokiem i odgarnia z mojego czoła kosmyki włosów.
– Jak sobie życzysz kochanie. – jestem tak szczęśliwa, że nie zastanawiam się nad tym, co mówię i robię. Pierwszy raz tak czule się do niego zwracam, ale nie zamierzam teraz na to zwracać uwagi czy pluć sobie w brodę. Bruno nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mnie uszczęśliwił swoją decyzją. Doskonale wiem, że jeśli by się uparł to nie pozwoliłby mi studiować, a nie zrobił tego.
Może naprawdę mu na mnie zależy i liczy się z tym, czego ja chcę... Zresztą nieważne. Ważne jest to, że się zgodził.
Ani na moment nie odrywam od jego ust. Mam ochotę go zacałować z radości i nie tylko... Zatapiam się wraz z nim w szaleńczym pocałunku i sama zaczynam pocierać się, o niego wywołując już po chwili, wyraźnie wyczuwalne wybrzuszenie pod rozporkiem i tłumiony oddech.
– Naprawdę ci na tym zależało. – stwierdza, kiedy obsypuje pocałunkami jego policzek i żuchwę.
– Nawet nie wiesz jak bardzo. – patrzę na niego i przeczesuję dłonią jego miękkie włosy. W dalszym ciągu odkąd wskoczyłam na niego, mocno trzyma moje biodra, a nasze ciała pod wpływem bliskości unoszą się niemalże w równoczesnym tempie.
– To teraz ładnie podziękuj. – chrypi seksownym głosem wprost do mojego ucha, mocniej zaciskając dłonie na moich biodrach. Na jego słowa mimowolnie próbuje zacisnąć uda, a doskonale znany mi dreszcz przebiega przez moje ciało.
– Będzie tak, jak zechcesz mężu. – teraz to ja chrypie seksownym głosem do jego ucha, mocniej pocierając biodrami o jego rozporek... Pomrukuje jeszcze bardziej, mocniej dociskając moje biodra do swoich.Jestem tak szczęśliwa, że zupełnie nad sobą nie panuje. Jednakże celowo dobieram takich słów. Bruno uwielbia, gdy jestem mu posłuszna, a dziś zasłużył, abym właśnie taka wobec niego była. Nigdy nie zwracałam się do niego w ten sposób... ale nie czuje się teraz z tym źle.
– Odkąd zrobiłaś się tak posłuszną żoną? – mruczy w moją szyję podczas składania pocałunków.
– Wiem, że gdybyś chciał postawić na swoim, to byś to zrobił... mimo to, tego nie zrobiłeś. – unoszę jego twarz, aby spojrzał na mnie i gładzę skronie. Chcąc znów poczuć smak jego miękkich ust, przyciskam swoje usta do jego, językiem wdzierając się do środka. Całuje jego usta, jednocześnie rozpinając guziki przy jego koszuli. Wsuwam dłonie pod chłodny materiał i sunę dłońmi po jego nagim torsie, rozkoszując się dotykiem napiętych mięśni.
Nie chce się napawać jedynie dotykiem jego ciała, ale również widokiem. Zdejmuje z niego błękitną luźną koszulę i niedbale odrzucam ją za siebie. Bruno pewnie stawia kilka kroków w tył i siada na sofie ani na moment nie luzując uścisku swoich dłoni na moich biodrach. Siedzę na nim okrakiem, coraz mniej spokojniej oddychając, tak samo jak on. Ta pozycja pozwala mi jeszcze figlarniej ocierać się o niego, choć znacznie mniej swobodniej.
– Zaskakujesz mnie. – patrzy na mnie, przejeżdżając dłonią od mojego mostka, aż po sam pasek u spodni. Łapię jego sprzączkę i agresywnie mnie do siebie przyciąga. Moja klatka piersiowa styka się z jego nagim torem, a materiał mojej bluzki zaczyna mi niewiarygodnie przeszkadzać w tym, że nie mogę czuć jego skóry na swojej. – Podnieś ręce. – w mgnieniu oka spełniam jego rozkaz i już po chwili moja bluzka spoczywa na podłodze przy jego koszuli. Przejeżdża dłoni mi po bokach mojego ciała, co wywołuje gęsią skórkę na całym moim ciele ii przyjemny skurcz między udami. Jego dłonie zatrzymują się na zapięciu mojego czerwonego koronkowego stanika, którego pozbywa się jednym zwinnym ruchem. Przymykam powieki i spragniona czekam jego dotyku.
Tak pragnę tego dotyku...
– Nie mam dziś ochoty bawić się w grę wstępną... Kurewsko mnie rozpaliłaś... – chrypi, przygryzając moją szyję i łapiąc mnie mocno w pasie, rzuca mnie na sofę i sam kładzie się nade mną. Drapieżnie całuje moje piersi i szarpie za pasek od spodni. Cichy jęk wydobywa się z moich ust, a roztrzęsione dłonie próbują znaleźć jego klamerkę od paska. Łapę za sprzączkę i ku mojemu zaskoczeniu odraz udaje mi się ją rozpiąć, tak samo, jak guzik i rozporek do jeansów. Nie mija kilka sekund, a Bruno pozbywa się reszty naszych ubrań. Ciężko dyszy nad moich uchem, a kolanem rozszerza mocniej moje uda, które całe aż drżą na to, co się za chwile stanie. Bruno zachowuje się inaczej niż ostatnio... jest drapieżny jak dzikie wygłodniałe zwierzę, którego się już nie boje...
– Bruno a zabezpieczenie, ostatnio też go nie było. – kładę dłoń na jego torsie i powstrzymuje przed ostatecznym ruchem. Nie boję się seksu z nim, nawet bez zabezpieczenia, ale chce wiedzieć, jak zareaguje.
–I teraz również go nie będzie. Nie będę się z tobą kochał w gumce skarbie. Muszę cię czuć. – odpowiada i mocno zanurza się we mnie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, uniemożliwiając mi dalsze racjonalne myślenie. Wyginam się w łuk i jęczę na uczucie cudownego wypełnienia, które znów zawładnęło moim ciałem. Obejmuje jego ramiona i nie mogąc się powstrzymać, wbijam paznokcie w jego ramiona przyjmując z jękiem na ustach, każde jego kolejne pchnięcie. Łapię moje nadgarstki i unosi je nad głowę, mocno przyszpilając do łóżka. Mam wrażenia, że robi to po to, aby nieco ustabilizować moje szaleńczo falujące ciało, rozpływające się z rozkoszy jaką mi daje.
Próbuje wyrwać nadgarstki z jego uścisku i wyswobodzić się spod jego ciała... też chciałabym spróbować jak to jest kontrolować sytuacje... Szarpię się z nim z całych sił, ale nadaremnie.
– Bruno pozwól mi być na górze. – podnoszę głowę, przygryzając i oblizując drapieżnie płatek jego ucha.
– Nie dasz rady. – kwituje krótko i daje mi kolejną dawkę rozkoszy.
– Pozwól... – kwilę.
– Skarbie, ja nie dochodzę po pięciu minutach... – sam jego głos i wypowiedziane przez niego słowa sprawiają, że szaleńczo zaczynam pod nim drżeć...
– Proszę. – skomlę wypychając subtelnie biodra do przodu. Stłumiony pomruk wydobywa się z jego usta i niespełna po sekundzie odwraca nas do poprzedniej pozycji. Bruno mocno trzyma moje biodra, ale nie stymuluje nimi, tylko pozwala mi samej się poruszać. Mocny rozkrok, w jakim na nim siedzę, przez jego masywne uda, niemalże od razu sprawia mi dyskomfort i trudność poruszania się na nim. Przymrużam oczy, kładę dłonie na jego torsie i instynktownie zaczynam się poruszać, raz za razem głośniej jęcząc i czując jak wszystkie mięśnie jednocześnie zaczynają się spinać i drżeć. Każdy kolejny ruch wykonuje niemalże ostatkiem sił, Bruno, wyczuwając jak tracę możność ruszania się, stymuluje moimi biodrami znaczniej mocniej do ciskając mnie do siebie, niż ja potrafiłam będąc na górze. Moje ciało odmawia posłuszeństwa, nogi mam zwiotczałe, a ciało pragnie błogiego ukojenia i odpoczynku.
– Bruno nie potrafię... – nim zdążę dokończyć zdanie, Bruno zdecydowanie znów przewraca mnie na plecy i zaledwie jedynym ruchem doprowadza mnie na samym szczyt rozkoszy. Sapie z urywanym oddechem nade mną, a ja wiję się i jęczę niespokojnie pod jego ciałem... czekając na moment, kiedy i on doznana spełnienia...
I jak wrażenia :D ?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top