Rozdział 14
W końcu się udało!!!
Jest nowy rozdział:D
Naprawdę z całego serca was przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Ale ten sajgon, który teraz miałam uniemożliwił mi dopracowanie tego rozdziału.
Dziękuje za waszą cierpliwość i wytrwałość w czekaniu na kolejny rozdział <3 <3 Jesteście cudowni:*
Mam nadzieje, że was nie zawiodłam i dalsze losy naszych bohaterów również i w tej części wam się spodobają :)
Z niecierpliwością czekam na wasze gwiazdki i komentarze :) To dla mnie naprawdę bardzo, ale to bardzo ważne, aby znać waszą opinie :*
Więc to by było na tyle:* Miłego czytania:*
Buziaki :*
P.S mogę pojawić się błędy :(:(:(
Laura
O dziwo wstałam dziś wcześniej od Bruna, co naprawdę zdarza się bardzo rzadko. Z reguły raczej lubię sobie pospać. Zabieram satynowy szlafrok z rampy łóżka i w miarę cicho staram się wyjść z sypialni, aby nie budzić Bruna. Przeciągam ramiona na korytarzu i ziewam, rozchylając szeroko usta. Kieruje się prosto do kuchni i włączam ekspres do kawy. Kofeina na pewno intensywniej pobudzi mnie tego poranka. Na stole leży już jak zawsze świeże pieczywo, które jak mniemam, skoro dziś nie ma Evy, przyniósł jeden z goryli mojego męża. Wiem, może niezbyt subtelnie ich określam, ale nie zbytnio przypadają mi do gustu sztywniacy...Zaraz, zaraz czy ja właśnie powiedziałam mojego męża?
Lauro spokojnie, przecież jest twoim mężem więc jak inaczej masz o nim mówić... – tłumaczę sobie w myślach. Jednak naprawdę, nie jestem zwykła nazywać go swoim mężem... a teraz te słowa wyszła z moich ust samoczynnie. Tak po prostu naturalnie...
Szybko odganiam od siebie powstające w mojej głowie myśli i zaczynam szykować sobie śniadanie. Kroje chrupkie pieczywo i aż podskakuję, upuszczając nóż na podłogę czując, czyjeś dłonie na biodrach. Do moich nozdrzy po sekundzie dociera niezwykle znajomych zapach, który teraz już wszędzie rozpoznam.
– Zwariowałeś? Wystraszyłam się. – mówię, podnosząc nóż z podłogi.
– To tylko ja, spokojnie Lauro. – śmieje się chłopięco i całuje mój policzek.
– Chcesz kawy? – pytam, gdy siada za kuchennym blatem.
– Chce. – odpowiada, a w jego głosie słychać niesamowitą radość. Z czego on się tak cieszy od samego rana? Nie zamierzam się nad tym dłużej zastanawiać, tylko kończę przygotowywać śniadanie w znacznie większej ilości, niżeli tylko dla siebie... Och przecież jak raz przygotuje mu śniadanie, to korona mi z głowy nie spadnie... Odwracam się w jego stronę z talerzem pokrojonych pomidorów i wędlin i od razu napotykam się z jego rozpromienioną twarzą.
– Możesz mi powiedzieć, z czego się tak cieszysz? - naprawdę zastanawia mnie czym jest spowodowany jego świetny nastrój.
– Z widoku mojej żony przygotowującej mi śniadanie. – wyszczerza swoje śnieżnobiałe zęby.
– Skąd wiesz, że to dla ciebie? Zapytałam tylko, czy chcesz kawy. – wzruszam ramionami i unoszę brwi.
– I chcesz mi powiedzieć, że sama tyle zjesz? – no tak, to nie było zbyt dobre posunięcie.
– A ty teraz siedzisz zadowolony jak pan i władca i czekasz, aż ci podam pod nos? – dalej stoję w miejscu, trzymając talerze z jedzeniem.
– Tak. – odpowiada triumfalnie.
– Proszę. – mówię sarkastycznie, kładąc przed nim talerze. – Radzę ci się nie przyzwyczajać do mojego widoku robiącej ci śniadanie, bo to nie będzie częsty widok. – mówię kąśliwie, przewracając oczami.
– Ależ jesteś pyskata od samego rana... – kręci głową i pociera dłonią swój zarost. Kładę na stolę resztę jedzenia, którą przygotowałam na śniadanie i świeżo zaparzoną kawę, której aromat unosi się po całym wnętrzu kuchni. Siadam naprzeciw Bruna i zaczynam pałaszować pachnące pomidory ze szczypiorkiem. Nie spoglądam na niego, raczej staram się unikać jego wzroku.
Swoją drogą trochę dziwnie się czuję, zawsze zarówno początek dnia, jak i koniec przepełniony był naszymi kłótniami... Od dwóch dni jest między nami dziwnie spokojnie. W dłużej mierze to moja zasługa, bo nie skaczę mu do gardła przy każdej nadarzającej się okazji... a wręcz przeciwnie szykuje mu śniadanie...
Czasami sama siebie nie rozumiem i tego, co robię...
– Nie śpieszy mi się dziś szczególnie do firmy, więc jeśli chcesz to dam ci poprowadzić samochód. Zawieziesz mnie do biura, a potem Jasper cię odbierze. – Bruno przerywa panującą pomiędzy nami ciszę.
– Jasne... cieszę się, że pamiętałeś o tym. – mówię zaskoczona.
– Wiele razy ci mówiłem, że zawsze dotrzymuje słowa. – resztę śniadania spędzamy w milczeniu. Bruno zresztą jest pochłonięty przeglądaniem czegoś na tablecie. Chyba przegląda coś związanego z firmą, bo co chwilę na jego twarzy pojawia się lekki grymas niezadowolenia.
Kończę jeść i zaczynam zbierać brudne naczynia ze stołu, wstawiając je do zmywarki. Widząc, że Bruno również już nie je, zbieram talerze z jedzeniem i chowam je do lodówki.
– Wezmę prysznic i za pół godziny możemy jechać. – Bruno wstaję od stołu i podchodzi do mnie, kiedy chowam ostatni talerz do lodówki.
– Dobrze.
– Uwielbiam, kiedy jesteś taka posłuszna. – uśmiecha się szelmowsko, a na mnie takie słowa działają czerwona płachta na byka. Tak samo, jak ja potrafię wyprowadzić jego z równowagi w ciągu sekundy, tak samo on mnie. Kiedy już mam mu się zamiar porządnie odgryźć, on jak by wyczuwając moją rekcję wpija się namiętnie w moje usta rozchylając je językiem, a ja nie wykazuje ani cienia protestu na to co robi... Jeżeli pocałunek jest jego sposobem na zamknięcie mi ust, to muszę przyznać, że jest to skuteczny sposób.
– Prosiłaś mnie kiedyś, abym nie informował cię o swoich wieczornych planach, choć tak naprawdę ta prośba nie działa na twoją korzyść. Jednak z racji tego, że ostatnio jesteś taka grzeczna, to powiem ci już teraz o swoich planach, a nie godzinę przed wyjściem tak jak zamierzałem. – mówi, bawiąc się końcówkami moich włosów.
– Naprawdę? Nie musisz być dla mnie tak łaskawy. – fukam na niego głosem przesyconym sarkazmem, który jak mniemam, doskonale wyczuwa. Łaskę będzie mi wielką robił. Jak on mnie czasami denerwuje! Musi mi pokazywać, że dominuje inaczej to nie byłby Bruno!
– Nie dziękuj. – równie sarkastycznie odpowiada. – Nick z żoną zaprosili nas wieczorem na kolacje. Bądź gotowa na 20.
– Może najpierw zapytałbyś mnie o zdanie czy chce iść, a nie decydował od razu za mnie. – Czy on naprawdę nie może zrozumieć tego, że ktoś może mieć inne zdanie? Naprawdę nie mam pięciu lat i potrafię sama podejmować decyzje. Oczywiście, że zgodziłabym się na tę kolację. Chętnie się spotkam z Emili, bo naprawdę ją polubiłam, ale mógł zapytać mnie, chociaż o zdanie.
– Nie zaczynaj kłótni kochanie... – grozi mi palcem i ignorując mój dalszy wywód, kieruje się na piętro. Niedługo po nim ja również idę na górę i nie śpiesząc się szczególnie, szykuje się do wyjścia
– Laura pół godziny już minęło... jedziesz mnie tylko zawieźć do firmy, a nie na bal. – Bruno podnosi głos, w którym słyszę lekką irytację. Już od dobrych dziesięciu minut czeka na mnie w salonie. Szybko przeczesuje włosy i zbiegam do niego na dół.
– Nie denerwuj się tak. – nabijam się z niego.
– Kochanie, do tego, żebym był zdenerwowany, to mi jeszcze dużo brakuje. – odgryza mi się, poprawiając mankiety koszuli. – Chodź, samochód już czeka przed wejściem. – Oboje wychodzimy z domu, przy czym Bruno oczywiście przepuszcza mnie w drzwiach. To naprawdę miłe, że zawsze, nawet jak jest na mnie zły, zachowuje się jak dżentelmen. Teraz to naprawdę rzadkość.
– Kluczyki. – mówię po wejściu do auta i zapięciu pasów.
– Proszę. – podaje mi kluczyki, nie przypadkowo intensywniej muskając dotykiem moją dłoń. Rozeznaje się w całym układzie samochodu, lustruje jego wnętrze i odpalam silnik.
– Wolniej dodawaj gazu przy ruszaniu. – od razu komentuje, gdy dosyć gwałtownie ruszam z miejsca, nieco przy tym szarpiąc. Jeżeli zamierza całą drogę tak komentować moją jazdę, to względny spokój między nami skończy się, szybciej niż myślałam. Postanawiam jednak na razie ten komentarz zignorować...
– Tylko mów mi gdzie mam jechać. – mówię, wyjeżdżając z posesji.
– Dobrze. Skręć w prawo na pierwszej krzyżówce – nie mogę się powstrzymać, muszę to powiedzieć.
– Ohhh uwielbiam, gdy jesteś taki posłuszny. – myślałam, że wypowiedzenie ironicznym tonem zdania, które on przy śniadaniu powiedział do mnie, pozwoli mi, mu nieco dopiec. Oczywiście myliłam się... Bruno wybucham jedynie głośnym śmiechem... wręcz niepohamowanym.
– Nie rozśmieszaj mnie kochanie, tylko patrz na drogę i pilnuj się bardziej lewej strony. – mówi, gdy w końcu przestaje się śmiać.
– Przecież się trzymam. – furczę na niego, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy.
– Nie, nie trzymasz się i zmień w końcu ten bieg. – oczywiście on wie wszystko lepiej. – widzę skarbię, że muszę cię jednak nieco podszkolić z jazdy...
– Sam się podszkol. – naciskam mocno, na padał gazu i chce wykonać sprawny manewr wyprzedzania, udowadniając mu, że nie jestem złym kierowcą. Niestety koniec końców ten manewr nie wychodzi mi zbyt dobrze...
– Jak tak będziesz jeździć, to na razie możesz zapomnieć o prowadzeniu... – przewraca oczami i podpiera dłonią czoło. Jego mina jednoznacznie daje mi do zrozumienia, że jest załamany moją jazdą... Cholera... nie miałam się nigdy za aż tak złego kierowcę. Nie wiem, czy moja dzisiejsza jazda spowodowana jest, faktem, że niezbyt dobrze znam Boston... czy tymi jego ciągłymi uwagami!!! A można naprawdę beznadziejny ze mnie kierowca.
– Bo mnie stresujesz tymi ciągłymi komentarzami. – warczę na niego, uderzając dłońmi o kierownicę. Już odechciało mi się prowadzenia auta w jego obecności. Chce jak najszybciej dojechać pod tą jego firmę i wysiąść z tego samochodu.
Bruno niech nie myśli, że to on będzie decydował czy mogę prowadzić samochód, czy nie. Dosyć tego. Jeśli będę chciała, to sobie będę jeździła samochodem i wcale nie zamierzam mu się z tego tłumaczyć. Nawet jeśli nie jestem świetnym kierowcą...
Bruno
Jak zawsze, czekam na Laurę... czy ta kobieta nigdy nie może wyszykować się na czas? Siedzę już lekko zniecierpliwiony na fotelu w salonie i co chwilę spoglądam na zegarek. Z reguły jestem punktualny i cenię sobie również tę cechę u innych... Niestety punktualność nie jest mocną stroną mojej żony.
Jednak muszę przyznać, że opłacało się chwilę dłużej poczekać na Laurę... gdy schodzi po schodach, muszę gwałtowniej wciągnąć powietrze do płuc. Wygląda zjawiskowo... jak zawsze elegancka, a jednocześnie seksowna. Perłowy odcień jej sukienki idealnie kontrastuje się z jej oliwkową cerą i ciemnymi włosami, które zwiewnie opadają na jej ramiona. W dodatku jej długie smukłe nogi nie pozwalają mi ani na moment spuścić z niej wzroku.
– Muszę chyba nauczyć cię punktualności skarbie. – mówię, wplatając dłoń w jej włosy.
– Chciałam dobrze wyglądać... w końcu w restauracji mogę spotkać dużo przystojnych mężczyzn. – moja żona znów pokazuje rogi... doskonale wiem, że mówi to specjalnie i tylko po to, aby wyprowadzić mnie z równowagi, ale mimowolnie na te słowa mocniej zaciskam szczękę. Nawet sama myśl kontaktu Laury z innym mężczyzną niesamowicie podnosi moje ciśnienie. Mocniej wplatam dłoń w jej włosy i składam na jej ustach pocałunek. Wkładam w niego całą swoją zaborczość, dając jej do zrozumienia tym samym, że jednym mężczyzną w jej życiu jestem ja.
– Masz męża skarbie i nigdy o tym nie zapominaj. – patrzę w jej oczy, które pod wpływem moich słów znacznie bardziej się rozszerzają. Akcentuje je na tyle mocno, aby dokładnie je sobie zapamiętała.
Laura
– Znam tu naprawdę kilka fajnych klubów. Lauro musimy się umówić na jakąś imprezkę, tylko bez Bruna i Nicka. Bo z tym naszymi mężczyznami trudno nam się będzie dobrze zabawić. – Emili, żona przyjaciela Bruna z każdym naszym kolejnym spotkaniem wzbudza we mnie jeszcze większą sympatię. Możemy rozmawiać o wszystkim, czuje w niej bratnią duszę, a propozycja imprezy w babskim gronie jak najbardziej mi się podoba. Marzę o wyjściu do klubu... o tym, aby się pobawić i nie myśleć o niczym. Tak jak to zawsze robiłyśmy z Sofii. Oczywiście bez Bruna... już sobie wyobrażam, jakby wyglądało moje wyjście do klubu z Brunem u boku. Nie odstępowałby mnie na krok, alkohol jedynie w ograniczonych ilościach a gdym spojrzała na jakiegoś mężczyznę, albo on na mnie to chyba by się zapienił ze złości.
– Tego właśnie mi potrzeba, imprezy w babskim gronie. Bez ciągłego słuchania o meczach i samochodach. – wzdycham z rezygnacją, słysząc rozmowę Bruna i Nicka. Panowie są całkiem pochłonięci rozmową i nie zwracają obecnie na nas szczególnej uwagi. – Z resztą przy Brunie, nie mogłabym się dobrze bawić. – szepce jej do ucha.
– Oj wiem, twój mąż jest dosyć zaborczy... całe szczęście, że Nick taki nie jest. – Zaborczość to jedna z cech idealnie opisujących Bruna. Nawet teraz będąc w restauracji, przez większość czasu jego dłoń spoczywa na moim kolanie, tak jakby chciała pokazać wszystkim dookoła, że jestem tylko jego. Trzyma dłoń na moim kolanie nawet mimo to, że całkowicie jest pogrążony w rozmowie ze swoim przyjacielem. A ja nie zamierzam jej odtrącać. Mój protest nic by tu nie dał. Jeśli Bruno czegoś chce to, to robi. Więc jeśli teraz ma ochotę trzymać dłoń na moim kolanie, to tak właśnie będzie.
Ciężko mi jest się do tego przyznać i w gruncie rzeczy sama nie wiem, jak to się stało, ale mimo wszystkich jego wad, pomimo jego podłego i aroganckiego charakteru, zaczynam się do niego przekonywać... Naprawdę nie wiem, jak to się stało... jeszcze niedawno był moim największym wrogiem... a teraz?
Ten cholerny drań ma w sobie coś przyciągającego... ma swój urok, któremu nie potrafię się oprzeć. W dodatku jego przystojna twarz pokryta kilkudniowym zarostem, umięśnione ciało, silne dłonie i zniewalający zapach, niczego mi nie ułatwiają. Jest przystojnym mężczyzną, więc w gruncie rzeczy nie powinno być w tym nic dziwnego, ze mnie pociąga.
Muszę również przyznać, że Bruno daje mi coś, co jest dla mnie bardzo ważne. Daje mi poczucie bezpieczeństwa, którego tak mocno potrzebuje. Potrzebuje mieć w kimś oparcie...Jednak momentami zaczynam się bać tego co się ze mną dzieje pod jego wpływem
Bruno
Wracamy do domu i od razu oboje bez słowa kierujemy się do sypialni. Kolacja z Nickiem i jego żoną wydaje mi się, że zarówno dla mnie jak dla Laury była naprawdę udana. Tym bardziej że dziewczyny złapały ze sobą świetny kontakt. Dobrze, żeby miała tu jakąś bratnią duszę. Wtedy na pewno będzie jej łatwiej to wszystko zaakceptować. Choć sądzę, że po części już zaakceptowała swoje obecne życie...
Zdejmuję marynarkę i odpinam mankiety przy koszuli, patrząc przy tym jak Laura próbuje uporać się z tylnym zamkiem od sukienki, który przechodzi wzdłuż jej pleców. Jedna myśl, która pojawia się w mojej głowie, od razu przyprawie mnie, o szybszy przepływ krwi w moim ciele. Podchodzę do niej, jedną dłonią łapiąc za górę suwaka, a drugą kładą na jego końcu.
– Ja to zrobię. – mówię za jej uchem głosem nietolerującym jakiegokolwiek sprzeciwu i jednym płynnym ruchem rozsuwam jej sukienkę. Moim oczom ukazują się jej nagie plecy i początek czarnych koronkowych fig... Zaciskam mocno szczękę na ten widok i tłumie głębszy oddech. Laura nieruchomieje na to, co robię i podtrzymuje dłońmi sukienkę, aby nie upadała na ziemię...
Oplatam ją ramionami wokoło tali i kładę swoje dłonie na jej. Dotykam ustami płatka jej ucha i chwytam jej dłonie w swoje. Jej oddech pod wpływem mojego dotyku z sekundy na sekundę staje się szybszy.
– Puść. – wydaję komendę i kiedy zdejmuje jej dłonie z sukienki, nie protestuje. Jej perłowa sukienka opada na ziemię, a ona teraz stoi przede mną w samej koronkowej bieliźnie... cholernie seksownej koronkowej bieliźnie. Dokładnie w takiej jakiej chciałbym ją zobaczyć... Napięcie, jakie z każdą sekundą we mnie narasta, jest nie do zniesienia, tym bardziej że narasta ona już od dawna, z każdym dniem ze zdwojoną siłą... Najchętniej rzuciłbym ją na to łóżku i zaspokoił swoje pragnienia, ale wiem, że z pewnego względu nie mogę jej tego zrobić...
– Nie mam ochoty ani cierpliwości dłużej czekać... chcę mieć cię dzisiaj całą. – szepce do jej ucha, głosem ociekającym pożądaniem.
– ale ja tego nie chce. – płytko oddycha i cała się spina.
– Czyżby? – mówię, do jej ucha, palcem wskazującym przejeżdżając pod miseczką jej stanika, a drugą dłonią przywieram do jej bioder i dociskam je do swoich, na co z jej ust wydobywa się ciche syknięcie. – Nie wstydź się przyznać się do tego, czego naprawdę chcesz... Czuje i widzę, jak twoje ciało reaguje na mój dotyk.
– Po prostu nie. – ta kobieta kiedyś doprowadzi mnie do szału...
– Boisz się mnie prawda? – znów powraca do mojej głowy pewna myśl... którą ostatnio wielokrotnie rozważałem... a jej obecne zachowanie jeszcze bardziej utwierdza mnie w tym, że moja żona to potworna kłamczucha.
– nie. – absolutnie nie zabrzmiało to przekonująco.
– Przestań się ze mną bawić w kotka i myszkę, bo tego nie lubię. Boisz się mnie i tego, że zorientuje się, że mnie okłamałaś. Głos ci się łamię, oddech gwałtownie przyśpieszył, a całe ciało drży... nie wmówisz mi, że ta reakcja nie jest spowodowana obawą przed pójściem ze mną do łóżka i tym, co wyjdzie w nim na jaw...
– to nie prawda... ja tak zawsze mam. – Dlaczego ona dalej idzie w zaparte...? Błądzę dłońmi po jej ciele, a ustami przygryzam jej szyję.
– Nie kłam. – po chwili warczę do jej ucha.
– Bruno daj już spokój. – próbuje uspokoić oddech... jednak na marne.
Przykro mi skarbie, ale dziś raz na zawsze zakończymy twoją gierkę.
– Powiedzmy, że jeżeli sama się teraz przyznasz, nie będę dla ciebie tak bardzo nie przyjemny, jaki mógłbym być, jeśli tego nie zrobisz. Odwróć się do mnie. – wydaje jej komendę, którą spełnia od razu i ku mojemu zaskoczeniu nie spuszcza przede mną wzroku. Gorączkowo zagryza wargi, a na jej twarzy maluje się zagubienie...
– Ale do czego mam się przyznać? – pyta lękliwie. Swoją drogą podziwiam jej upór.
– Lauro zaraz stracę cierpliwość... doskonale wiesz, jaki nieprzyjemny potrafię być i jak może zaboleć kara za twoje złe zachowanie... – podnoszę głos, mając już dość tych dziecinnych zagrywek. W tej sytuacji jedynie moja groźba może sprawić, że w końcu mi to powie...
– Dobrze przyznaje się ... – mówi z rezygnacją wypuszczając powietrze z ust, a dłońmi niespokojnie pociera ramiona, zasłaniając tym samym piersi. Znów na mnie nie patrzy... ucieka wzrokiem w głąb pokoju.
– Ile razy mam ci powtarzać, abyś patrzyła na mnie, gdy do ciebie mówię? - biorę głębszy wdech, abym teraz to ja, nieco się uspokoił. – Do czego się przyznajesz? – chce usłyszeć całą prawdę z jej kłamliwych usteczek i mało mnie teraz interesuje jak skrępowana i zlękniona teraz się czuje... Okłamała mnie, a ja tego nie zamierzam tolerować!
– Do tego, że cię okłamałam. – jej odwaga chyba zaczęła powracać, skoro teatralnie przewróciła oczami.
– Laura. – warczę, naprawdę tracąc już cierpliwość. Wystarczy, że wykrzykuje jej imię. Laura od razu w popłochu uzupełnia swoją wypowiedź.
– Okłamałam cię, mówiąc, że spałam już z jakimś mężczyzną... – widzę, jak w jej oczach zbierają się łzy... ale kompletnie to na mnie nie działa.
– a jaka jest prawda? – wiem, że jestem dla niej bezlitosny. Jednak nie odpuszczę jej tak łatwo kłamstwa, które sprawiło, że wpadłem w szał. Kłamstwa, które rozlało we mnie falę goryczy z którą tak bardzo ciężko, było mi się pogodzić... Myśląc o Laurze marzyłem, aby być jej pierwszym mężczyzną... więc to, co powiedziała mi tamtego wieczora, było dla mnie jak nóż w plecy.
– Prawda jest taka, że nigdy nie spałam z żadnym mężczyzną. Zadowolony? – mówi z zaczerwionymi policzkami i nierównomiernie unosząca się klatką piersiową. Łzy, które zbierają się w jej oczach, już ledwo co utrzymują się na jej źrenicach. Kiedy w końcu słyszę z jej ust jaka jest prawda, po moim ciele tym razem rozlewa się fala kurewskiego zadowolenia...
– Dlaczego mnie okłamałaś? - nie daję jej spokoju.
– Bruno, błagam cię, przestań. Już i tak czuję się wystarczająco beznadziejnie. – jej ton jest błagalny, ale mój surowy wzrok daje jej jasno do zrozumienia, że w dalszym ciągu czekam na odpowiedź i nie odpuszczę. – Bo chciałam cię zdenerwować... – bierze głęboki oddech. – i wstyd było mi się do tego przyznać... do tego, że nigdy z nikim nie spałam, że nie mam żadnego doświadczenia... w przeciwieństwie do ciebie. – choć z wielkim trudem, w końcu wyrzuca to z siebie. Pomimo wszytko, to naprawdę słodkie, że wstydziła mi się przyznać do swojego braku doświadczenia...
– To za karę. – odwracam ją do siebie tyłem za ramiona, popycham na komodę i wymierzam siarczystego klapsa w pośladki, na co, od razu z jej ust wyrywa się pisk. Nim zdąży coś powiedzieć, ja wykonuje kolejny ruch. – a to w nagrodę. – pociągam ją za nadgarstek, tak by znów stanęłam do mnie przodem i namiętnie całuje... wkładając w ten pocałunek nie tylko namiętność, ale i uczucie... Odrywam się od niej po chwili i głaszcze delikatnie jej włosy ani na sekundę nie spuszczając z niej wzorku.
– Nie możesz się mnie wstydzić, czasami jest to słodkie, ale na dłuższą metę to naprawdę robię się strasznie irytujące. – mówię znacznie subtelniejszym głosem niż wcześniej. Jej oddech znów staje się płytki i nierównomierny. Wpatruję się teraz w stojącą przede mną bogini, na którą reaguje niemalże boleśnie. Dokładnie lustruje każdy centymetr jej oliwkowego ciała i mimo zawstydzenia pojawiającego się na jej twarzy nie zamierzam przestać.
Pewność, że Laura nigdy nie spała z żadnym mężczyzną, wyzwala we mnie niedopisania uczucie kurewskiego zadowolenia... To ja będę pierwszym i ostatnim mężczyzną, który skosztuje jej cudownego ciała. Ta dziewczyna nawet nie zdaje sobie sprawy ile to dla mnie znaczy...
– Wiem. – krótko odpowiada na moje słowa.
– Nie wstydź się tego, że nie spałaś z żadnym mężczyzną. Nawet nie wiesz jak cholernie nie mocno cieszy mnie, że tylko ja, będę miał cię w swoi łóżku i że tylko ja mogę mieć cię całą. – Nie czekając na odpowiedź, kładę dłonie po bokach jej klatki piersiowej, powoli sunę nimi w dół i kieruje je na jej zgrabne pośladki. Zwinnym ruchem podnoszę ją sobie na biodra, zmuszając tym samym, aby skierowała swoje dłonie na moje ramiona. Zatapiam się w jej miękkich ustach i w miarę delikatnie staram się położyć nas na łóżku, aby jej nie wystraszyć. Choć tak naprawdę mam ochotę na całkiem inny seks... zmuszam się do pohamowania swojego zwierzęcego instynktu. Kładę Laurę pod sobą, dłonie umieszczam po obu stronach jej głowy i znów rozkoszuje się smakiem jej ust. Wsuwam kolano między jej uda i gdy chce je rozszerzyć, Laura usilnie próbuje je zacisnąć...
– Bruno ja nie wiem, czy tego chce. – próbuje zatrzymać mnie słabym głosem i mocno zaciśniętymi udami. Nie rozumiem jej oporu... Wiem, że tego chce... widzę to po niej, jej ciało samo ją zdrada, nawet podczas mojego subtelnego dotyku. Zresztą nie będę tkwił wiecznie w tym celibacie! Jak każdy normalny facet potrzebuje seksu do normalnego funkcjonowania. A sypianie ze mną należy do obowiązków mojej żony... choć wolałbym i mam nadzieje, że nie będzie to dla niej obowiązkiem.
Wypuszczam powietrze z płuc, dotykam delikatnie jej policzka i składam pocałunek na jej czole. Akurat w tej sytuacji wiem, że bycie niedelikatnym i apodyktycznym nie pomoże...
– Nie skrzywdzę cię. Ufasz mi? – pytam, obejmując dłonią twarz Laury, umożliwiając jej tym samym wtulenie się w nią. Patrzy na mnie swoimi pełnymi obaw oczętami z trudem łapiąc przy tym oddech. Niespokojnie przygryza wargi, a ja doskonale widzę jak bardzo bije się z myślami...
c.d.n.... :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top