Rozdział 12

Niestety musiałam usunąć przed chwilą dodany rozdział i dodać go ponownie, gdyż miałam problem z tekstem. Myślę że teraz wszystko jest w porządku :) MajaGoratowska dziękuje za oddanie głosu w wersji przed kilkoma minutami :)

Laura

Odstawiam pustą szklankę na blat, ale strach przed Brunem nie pozwala mi wykonać żadnego innego ruchu. Jego wściekły wzrok wręcz wypala dziurę w moim ciele, a widok jego zaciśniętej szczęki przyprawia o nieprzyjemny dreszcz na plecach.

Wprawianie go w złość zazwyczaj przynosiło mi satysfakcje, niestety nie tym razem. Czuje mocniejszy uścisk na moim przedramieniu i zniecierpliwione spojrzenie. Rozumiem, co chce mi przez to powiedzieć, biorę głęboki wdech i powolnym krokiem ruszam w stronę schodów. Wiem, że wolne kroki i tak nie odwloką tego, co mnie zaraz czeka, ale nie potrafię ich przyśpieszyć. Niemalże czuje jego lodowaty oddech na karku, gdy idzie za mną, zaborczo przy tym trzymając dłoń na moich plecach. Jest tak wściekły, że chociaż go nie widzę, czuje emanującą od niego złość, która wypełnia całą przestrzeń wkoło nas.

Stoimy u drzwi pokoju, a Bruno gwałtownie znów łapie moje przedramię. Drzwi się otwierają, a strach znów paraliżuje mnie przed zrobieniem kroku w przód. Niemalże brutalnie szarpie za moje przedramię i wprowadza mnie do środka. Drzwi mocno się zatrzaskują, a ja zaczynam czuć się jak w klatce, z której nie mam możliwości ucieczki... Czuje, że stanę oko w oko z lwem, z którym nie mam najmniejszych szans.

Nerwowo zagryzam wargę, a całe moje ciało momentalnie się spina, czując ponownie oddechu Bruna na karku. Po chwili nie czuje już jego oddechu... okrąża mnie dookoła, siadając naprzeciw mnie w skórzanym czarnym fotelu. Nie patrzę na niego. Nie chce? Nie umiem? Boje się? Nie wiem...

Serce zaraz wyskoczy mi z piersi!!!

– Po pierwsze, patrz na mnie jak do ciebie mówię. – cedzi przez zęby i choć w dalszym ciągu nie patrzę na niego, czuje, jak wyczekująco patrzy na mnie, bym to zrobiła. Nierównomierny oddech i uginająca się kolana niczego mi nie ułatwiają... Znam ten ton, jego głosu. Ten ton nie toleruje żadnego sprzeciwu.

Choć to trudne, biorę głęboki oddech i podnoszę na niego wzrok. Jego mięśnie twarzy są napięte, a lodowaty wzrok sprawia, że moje ciało jeszcze bardziej się napina.

– Nie zamierzam więcej razy tolerować twojego nieposłuszeństwa i braku szacunku do mnie. – Mimo, że nie krzyczy doskonale wiem, że dalej jest wściekły. Ton jego głosu jednoznacznie daje mi do zrozumienia, iż mogę być pewna, że nie rzuca słów na wiatr... Zresztą nigdy tego nie robi.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś? – Nie potrafię nic z siebie wydusić, jedyne, na co mnie stać w tym momencie to patrzenie na niego, co i to przychodzi mi z wielkim trudem.Zaciska dłonie na brzegach fotelu i powolnie wciąga powietrze do płuc...

– Widzę, że nie zdajesz sobie sprawy. Podejdź. – nakazuje.

Nie, nie chce do niego podchodzić ani drgnę na jego rozkaz.

– Raz, dwa – syczy złowieszczo... a ja wiem, że gdy nie podejdę, będzie tylko gorzej. Mimo lęku, jaki mnie ogarnia, podchodzę i staję przed nim z dygotającymi kolanami. Staję przed nim tak blisko, że dzielą nas zaledwie milimetry. Niespodziewanie jednym ruchem, agresywnie łapie mnie w pasie i przerzuca mnie przez swoje kolana, uniemożliwiając mi, jakkolwiek ruch.

– Bruno co ty robisz? – Mimowolny pisk wyrywa się z moich strun głosowych, a nad całym moim ciałem zapanowało drżenie mięśni, których w żaden sposób nie mogę powstrzymać.
Kładzie rękę na moich plecach, mocniej przyciskają mnie do swoich kolan. Bezceremonialnie łapie za moją sukienkę i podciąga ją do samych pleców. Gdy tylko czuje jego palce na brzegach moich fig, piszczę, z całych sił próbują wyrywać się z jego uścisku, co nie daje mi żadnego rezultatu. Zsuwa moje figi do samych kolan i ponownie kładzie dłoń na moich plecach, sunąc nią aż do karku, na którym bezwzględnie się zaciska.

– Skoro nie chcesz po dobroci okazywać mi szacunku, nauczę cię go okazywać w inny sposób.

Bruno

Czuje, jak cała drży ze strachu na moich kolana, ale to nic nie zmienia. Nie mogę za każdym razem tolerować jej wybryków. Żadna kobieta, nawet Laura nie będzie się wobec mnie tak zachowywać. Moja dłoń pierwszy raz ląduje na jej pośladkach, a ciche syknięcie wydobywa się z ust.
– Bruno to nie jest śmieszne. – głośno piszczy, czując z pewnością piekące pierwsze uderzenie.

– A czy ja się śmieje? – warczę przepełnionym wściekłością tonem głosu.

– Bruno, proszę cię, przestań.– Nie reaguje na jej słowa. Kolejny klaps loduję na jej pośladkach. Z jej ust wydobywa się głośne kwilenie, a ciało na odczuwany ból odruchowo chce wyrwać się spod mojego uścisku.

– Jestem twoim mężem i masz okazywać mi należyty szacunek. Zrozumiałaś? – syczę do jej ucha i robię to kolejny raz. Nie uderzam tak mocno, jakbym mógł, ale wystarczająco mocno, aby coś do niej w końcu dotarło. Nie słyszę od niej odpowiedzi, tylko ciche skomlenie. Jej płacz nie jest dla mnie przyjemny, ale konsekwentnie będę trzymał się kary, na jaką zasłużyła. Kolejny raz moja dłoń ląduje na jej pośladkach, które zaczynają się coraz bardziej czerwienieć.

– Zrozumiałam. – niemalże wykrzykuje przy kolejnym uderzeniu.

– Nie do końca mnie zrozumiałaś skarbie. – mówię mocnym gardłowym głosem, wymierzając jej klapsa mocniejszego od poprzednich...Choć nie mogę już znieść widoku wijącej się pode mną Laury, tę lekcję szacunku musi na długo zapamiętać...

– Przepraszam cię Bruno. – Jej łkanie hamuje kolejne uderzenie...

– Nigdy więcej nie waż się tak zachować, bo dostaniesz dwa razy mocniej. – warczę nieprzejednanie do jej ucha, mocniej dociskając dłoń do jej pleców. Muszę ją jakoś utemperować, nawet jeżeli przełożenie ją przez kolano i danie porządnego lania jest na to jedynym sposobem.

Naciągam jej figi na biodra i z powrotem obciągam jej sukienkę do kostek. Łapę ją w pasie i podnoszę ze swoich kolan, teraz delikatnie sadzając ją na łóżku. Nie mogę teraz na nią patrzeć, nie chce... Jej płaczący widok, zbyt bardzo mnie dotyka, chociaż, wiem, że klapsy nie były tak mocne, jakie naprawdę mógłbym jej wymierzyć... Ściągam z siebie poplamioną od whisky koszulę i wyciągam z szafy inną, pośpiesznie zakładając ją na siebie, aby jak najszybciej stąd wyjść.

– To, że jesteś moim mężem, nie oznacza, że możesz mnie traktować jak małą dziewczynkę, którą za karę będziesz przerzucał sobie przez kolano.– mówi łamiącym się głosem, ocierając łzy.

– Będę robił z tobą, co mi się żyw nie podoba. Wracam na przyjęcie, a ty grzecznie resztę nocy spędzisz w pokoju i radzę ci już dzisiaj nie testować mojej cierpliwości. – wiem, że jestem surowy i bezlitosny, ale na nią nic innego nie działa. Jeśli teraz bym jej odpuścił zachowywałaby się jeszcze gorzej...

Laura

Budzę się, ale nie chce otwierać oczu. Moje powieki są całe zapuchnięte od wczorajszego potoku łez, jaki wylałam... To wszystko, co się wczoraj wydarzyło, nie mieści mi się w głowie. Najpierw kłótnia z Brunem, później te wszystkie ździry, a na sam koniec jeszcze wściekły Bruno i lanie, które od niego dostałam... Nigdy nie brałam na poważnie, jego gróźb w stylu '' przełożę cię przez kolano i dam porządne lanie'' Teraz wiem, że powinnam je była brać na poważnie...

Teraz również wiem, że jeżeli każde przyjęcie ma taka wyglądać, to już nigdy na żadne nie pójdę... Nie dość, że zostałam zmieszana z błotem, to jeszcze dostałam lanie od Bruna... Na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru i nocy mój żołądek boleśnie się zaciska, a łzy znów napływają pod zapuchnięte powieki. Czuje się po tym wszystkim, jak ktoś z kim wszyscy mogą robić co chcą... Czuje się jak nikt...

Podnoszę się delikatnie do góry i powoli otwieram powieki, sycząc z powodu jeszcze obolałych pośladków... Modlę się, aby go tu nie było... ale on tu jest. Siedzi przede mną w fotelu, opierając rękę o oparcie fotela. W tym samym fotelu, na którym wczoraj dostałam od niego lanie... Gładzi dłonią zarost i uważnie mi się przygląda. Wyraz jego twarzy, nie jest już taki jak wczoraj, ale dalej chłodny i surowy. Podnoszę się do pozycji siedzącej, naciągając na siebie kołdrę pod samą brodę, uważając przy tym na piekące od klapsów pośladki. Muszę mu stawić czoła...

– Masz mi coś do powiedzenia. – mówi szorstkim głosem, dalej gładząc dłonią swój zarost.

– Nie. – odpowiadam, z trudem przełykając ślinę.

– Za godzinę jest lunch. Pójdziesz tam razem ze mną i przeprosisz za swoje zachowanie. – Nie będę nikogo za nic przepraszała! Gdzieś mam tych wszystkich ludzi i to, co zobaczyli.

– Nie zejdę i nie będę nikogo przepraszać. Choć by nie wiem co, nie zmusisz mnie do tego Bruno. – mówię śmiertelnie poważnym tonem głosu.

– Ale ja cię nie pytałem zdanie. – mówi i kompletnie nie zwracając na mnie uwagi, zaczyna przeglądać coś w telefonie. Widzę, że teraz Bruno zamierza być dla mnie surowy i oschły... zamierza teraz swoim zachowaniem mnie karać. Nie wie, jak było, więc nie ma prawa mnie tak traktować!

– Nie pójdę, chyba że zaciągniesz mnie tam siłą. – wyskakuje wściekła z łóżka, nie zwracając uwagi na piekące pośladki i staje przed nim z bojową postawą.

– Widzę, że wczorajsza kara niczego cię nie nauczyła. Mam ją powtórzyć? – ton jego głosu sprawie, że momentalnie moja odwaga maleje do zera...

– Znów dostanę od ciebie lanie? Za to, że ci się przeciwstawiam? – mój drżący głos, nie pozwala mi spokojnie wypowiedzieć tych dwóch krótkich zdań. Nie chce, by po raz kolejny widział moje łzy, ale to jest silniejsze ode mnie. Oczy mimowolnie zaczynają mi się szklić.

– Ukarałem cię, bo na to zasłużyłaś. W przeciwnym razie bym tego nie zrobił i uwierz mi, nie sprawia mi przyjemności zadawanie ci bólu. Zejdziesz tam ze mną i nie zmienię zdania. – Nie mogę tego słuchać, zachowuje się, jakby posiadał nade mną całkowitą władzę i tak jakbym ja tu nie miała nic do powiedzenia. Nie jest małym dzieckiem, żeby mnie karać i ignorować moje zdanie!

– Mam iść i znów wysłuchiwać tych obelg na swój temat? – krzyczę, nie uginając się tym razem przed jego surowym wzrokiem.

– Zamierzasz ponownie testować moją cierpliwość Lauro? – mówi nad wyraz opanowanie, mocniej przy tym zaciskając długie palce na oparciu fotela.

– Dobrze nie potrzebnie tak się zachowałam, nie musiałam na ciebie krzyczeć przy wszystkich i wylewać na ciebie drinka, ale miałam już dość tego wszystkiego!

– Czego do cholery miałaś dość? – Jego mięśnie sztywnieją, robiąc się bardziej wyraziste pod materiałem koszuli, a ton głosu znacznie się podnosi, pokazując swoją irytację.

– Najpierw usłyszałam rozmowę dwóch kobiet, że jestem gówniarą i na pewno poleciałam na twoją kasę. Niedługo po tym na korytarzu, jakaś blond ździra mnie zaczepiła i z pogardą mi oznajmiła, że grubo się mylę, myśląc, że cię usidliłam A chwilę przed tym, jak wylałam na ciebie drinka w łazience kolejna ździra stwierdziła, że muszę się dobrze kurwić, skoro się ze mną ożeniłeś i to, że mam dostęp do twojego konta i twoje nazwisko to o niczym nie świadczy i tak będziesz mnie zdradzał. Ahh no i jeszcze się dowiedziałam, że spałeś z połową kobiet na tym przyjęciu. Wystarczy??? Mam znowu iść i tego wysłuchiwać? – wykrzykuje mu prosto w twarz jednym tchem i po prostu zaczynam wyć. Chowam twarz w dłonie i mocno zaciskam powieki, próbując zahamować spływające strumieniem z moich oczu łzy. W sekundzie staje przy mnie i chce mnie przytulić. Mimo iż protestuje, mocno oplata mnie ramionami i przyciska do swojej piersi. Głaszcze delikatnie moje włosy i składa na nich pocałunek. Mimowolnie zaciągam się jego zapachem, kiedy próbuje złapać oddech. Jego zapach i czuły dotyk, dają mi niesamowite poczucie bezpieczeństwa i sama nie rozumiem jak to możliwe...

– Puść! – warczę przez łzy, kiedy moje myśli znów wracają do tych wszystkich zdarzeń.

– Lauro uspokój się. – trzyma mocno moje nadgarstki, nie dając mi się wyrwać z jego uścisku.

– Bo co znowu zrobisz mi lanie? Szkoda, że żadna z twoich byłych panienek nie wie, że ja wcale nie chciałam zostać twoją żoną. – patrzę na niego przez załzawione oczy. Wciąga gwałtownie powietrze zaciskając po chwili usta w cienką linię... Choć uwalnia moje nadgarstki z żelaznego uścisku, nie odsuwa się ode mnie nawet na milimetr.

– Dlaczego wczoraj mi o tym nie powiedziałaś? – pyta spokojnie, odpinając górny guzik od nienagannie wyprasowanej koszuli.

– Miałam przylecieć do ciebie na skargę, że panienki, które pieprzysz obrażają mnie, bo nie mogę się pogodzić z tym, że masz żonę?

– Laura mimo wszystko zważaj na słowa. – syczy przez zaciśnięte zęby. – Poza tym tak powinnaś była mi od razu o tym powiedzieć, nikt nie ma prawa obrażać mojej żony. I jeszcze jedno najważniejsze, odkąd jestem żonaty nie pieprze żadnych panienek! – mocno uderza dłonią w stolik, na co moje ciało od razu reaguje wzdrygnięciem i spięciem wszystkich mięśni.

– Spokojnie Bruno możesz dalej je sobie pieprzyć, nie interesuje mnie to. Ze mną sypiać i tak nie będziesz. – ocieram zamglone od łez oczy, i nim się orientuje, Bruno znów stoi przy mnie, emanując wściekłym spojrzeniem.

–Jedyną panienką, jaką zamierzam pieprzyć w najbliższym czasie, jesteś ty. – cedzi mi do ucha, a dreszcze jeszcze silniej przechodzi przez moje plecy.

– Nie Bruno.– mówię, choć wiem, że głos mi drży i wcale nie brzmi to stanowczo.

– Nie mów o czymś, w co sama nie wierzysz. – mówi już spokojniejszym tonem i mówi to tak, jak gdyby był o tym całkowicie przekonany.

Powoli to wszystko zaczyna mnie przerastać, a szczególnie kłębiące się we mnie uczucia, których sama nie jestem w stanie określić. Jeszcze parę tygodni temu byłam świecie przekonana, że go nienawidzę, a teraz? Sama nie wiem co mam o nim myśleć. Dlaczego ten facet wzbudza we mnie tak cholernie skrajne emocje? Z jednej strony go nienawidzę, a z drugiej strony nie potrafię się mu oprzeć. Z jeden strony jest cholernym dupkiem, ale z drugiej strony czuje się przy nim cholernie bezpieczna. Z jednej strony drażni mnie jego obecność, ale z drugiej, gdy go zbyt długo nie ma, zaczyna mi go brakować...

– Chcę wracać do domu. – mówię cicho, osuszając mokre od łez policzki.

– Dobrze, ale za nim wrócimy, zejdziemy na lunch i pokażesz mi z którą kobietą rozmawiałaś przed tym, jak wylałaś na mnie drinka.– mówi, odgarniając moje włosy za ucho.

– Nie chce tam wracać, nie po tym wszystkim, co stało się wczoraj.

– Wiem, ale musisz. Musisz stawić temu czoła, ja będę cały czas przy tobie i nie pozwolę nikomu powiedzieć na ciebie złego słowa. – patrzy wprost w moje oczy, a ja nie wiem czemu, ale wieżę w to, co mówi. Na samą myśl pojawienia się znów pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi wszystko się we mnie zaciska, ale wiem, że on ma racje. Powinnam temu stawić czoła i nie pokazywać swojej słabości. Bruno pakuje nasze rzeczy, a ja w tym czasie próbuję się doprowadzić do porządku. Zakładam obcisłą skórzaną spódniczkę, wydekoltowaną bluzkę i wysokie czarne szpilki. Włosy upinam w luźnego koka, a twarz pokrywam klasycznym makijażem z krwisto czerwoną szminką na ustach. Niech te wszystkie ździry dalej trafia szlag! Będę się do niego łasić jak kocica tylko po to, aby im pokazać, że to one są nikim nie ja!

– Normalnie nie wypuściłbym cię w takim stroju między ludzi, ale wiem, co chcesz tym strojem pokazać, więc tym razem się zgodzę. – Gdy wychodzę z łazienki, mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu, powolnie przy tym wciągając powietrze.

– Chodźmy. – ignoruje to, co powiedział i kieruję się w stronę drzwi, aby nie zobaczył moich czerwieniących się policzków.

– Lauro poczekaj.- zatrzymuje mnie. – Rozumiem, jak wczoraj mogłaś się poczuć, ale to nie usprawiedliwia twojego późniejszego zachowania. Zamiast robić to całe przedstawienie, trzeba było po prostu od razu przyjść do mnie i o wszystkim mi powiedzieć. – wlepiam wzrok w dłonie, bo wiem, że po części ma racje. Wczoraj po prostu mnie to wszystko przerosło, czy to takie dziwne?

Kiedy schodzimy na lunch Bruno mocno obejmuje mnie w talii, a to dodaje mi odrobinę otuchy przy tych wszystkich spojrzeniach, które są teraz na mnie skierowane. Zatrzymujemy się przy jednym ze stolików, biorąc sok. Nie wiem, czy będę w stanie go wypić, moje gardło jest tak ściśnięte, że mam nawet problem z przełknięciem śliny. Rozglądam się pewnym wzrokiem po sali i dostrzegam tę brązowowłosą sukę, która bezwstydnie lustruje mnie wzrokiem z szyderczym uśmiechem.

Tak się nie będziemy bawić, moja droga!

Wtulam się w Bruna i najpierw udaje, że coś szepce do jego ucha, a później go całuje, nie spuszczając przy tym z niej wzroku. Z jej parszywej gęby od razu schodzi ten uśmieszek.

– Która to kobieta? – pyta jak gdyby rozpoznał cel mojej nagłej czułości ku jego osobie.

– Ta w kremowej sukience, stojąca z tymi dwoma mężczyznami przy filarze. – wskazuje na nią wzrokiem, na co Bruno, dostrzegając ją zaciska usta i patrzy na nią, wściekłym wzrokiem w ogóle tego nie kryjąc.

– To teraz ja sobie z nią porozmawiam.

Bruno

Kurwa mać! Dlaczego ja od razu nie domyśliłem się, że to może być Olivia. Całe wczorajsze przyjęcie próbowała złapać ze mną jakiś kontakt szczególnie w tych momentach, kiedy nie było przy mnie Laury. Czy ona naprawdę myślała, że przyjdzie pokręci przede mną tyłkiem, a ja się z nią prześpię? Jej zachowanie staje się coraz bardziej żałosne. Ona w ogóle nie przyjmuje do wiadomości, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. Mam jej dość i nie zamierzam więcej jej tolerować tym bardziej po tym, jak potraktowała Laurę. Laura to wyjątkowa kobieta czego nie można powiedzieć o Olivii. Ostrzegałem ją, że nasze stosunki mają się ograniczyć tylko do spraw służbowych, ale skoro nie posłuchała, dostanie za swoje.

– Witaj Bruno. – wita się ze mną Prezes Multiplexu i jego zastępca. Ich firma jest naszym partnerem więc siłą rzeczy Olivia będąc dyrektor PR w mojej firmie, stale z nimi współpracuje. Ohhh właśnie jej świetna reputacja zaraz legnie w gruzach.

– Olivio, jutro chciałbym mieć na swoim biurku twoje wypowiedzenie. – Jej źrenice znacznie się powiększają, a usta układają się w literkę o.

– Jakie wypowiedzenie, o czym ty mówisz? – pyta i widzę, jak bardzo zaczyna się denerwować. Zaciska dłonie na szklance z wodą i nerwowo spogląda raz na mnie, a raz na prezesów Multiplexu.

– Doskonale wiesz o czym. Zwalniam cię. – odpowiadam niewzruszony.

– Bruno nie możesz mi tego zrobić. – widzę przerażenie w jej oczach, które mam kompletnie gdzieś... nie powinno jej dziwić moje zachowanie, przecież doskonale wie, że nie mam żadnych skrupułów...

– Ależ oczywiście, że mogę.

– Ty... – kieruje swoją złość w stronę Laury, ale ja od razu jej przerywam i nie pozwalam dokończyć tego, co chce powiedzieć. Laura mocniej ściska moją dłoń i przybliża się do mojego boku.

– Nie waż się podnosić głosu na moją żonę! Jeszcze raz dowiem się, że ją obraziłaś, to gwarantuje ci, że w całym Bostonie nie znajdziesz pracy. Aaaa i tak dla wyjaśnienia słów, którymi wczoraj obraziłaś moją żonę. Nie została nią bo się dobrze kurwi tylko jest wyjątkową kobietą, czego nie mogę powiedzieć o tobie. – mówię, cynicznym tonem, akcentując każde słowo, tak aby to w końcu do niej dotarło. W jej oczach pojawiają się łzy, a usta drżą. Chwyta torebkę i wybiega z sali bankietowej. Wiem, jestem dla niej bezlitosny, ale nie mam ochoty dłużej znosić tej kobiety w moim otoczeniu. Ostrzegałem ją po dobroci, ale skoro to nie podziało, musiałem w inny sposób to zakończyć. Poza tym nie pozwolę, aby ktokolwiek tak odnosił się do mojej żoną tym bardziej Olivia.

Całą drogę powrotną do Bostonu spędzamy z Laurą w ciszy. Siedzi skulona na fotelu samochodu i zapatrzona jest w widoki za szybką. Choć nie sądzę, aby je podziwiała, po prostu bezmyślnie się w nie wgapia, aby nie patrzeć na mnie. Zawożę Laurę do domu i jadę jeszcze do firmy. Naprawdę nie mam najmniejszej ochoty tam jechać, ale muszę podpisać stertę dokumentów i wydać kilka dyspozycji. Kiedy tylko przekraczam próg firmy, ciśnienie skacze mi ku górze. Ojciec stoi przy sekretariacie, popijając kawę wraz z dyrektorem ekonomicznym. Doskonale wiem, że na pewno nie przyszedł tu, aby sobie z nim pogawędzić.

– Czekałem na ciebie. – stwierdza oschle, podchodząc do mnie z filiżanką kawy w dłoni.

– Zapewne ktoś przyleciał do ciebie na skargę i powiedział o tym, co się wydarzyło. – stwierdzam ironicznie, przeglądając podaną mi przez sekretarkę pocztę.

– W takim razie skoro wiesz, co mnie ty sprowadza, raczysz mi wytłumaczyć co miało znaczyć wczorajsze przedstawienie, zrobione przez Laurę?

– Wybacz tato, ale to nie jest twoja sprawa. – staram się odpowiedzieć w miarę normalnym tonem. Jego wieczne wtrącanie się zawsze wyprowadza mnie z równowagi.

– Bruno czy ty jesteś ślepy? Nie widzisz jaka ta dziewczyna jest? Nie wychowana gówniara, która tylko jak na razie przynosi wstyd naszej rodzinie swoim zachowaniem.– uderza dłonią w futrynę.
– Nie mów tak o mojej żonie! – warczę na niego, ciskając papierami o blat.

– A jak to inaczej nazwiesz? Zapewniałeś, że wszystko będzie szło po naszej myśli, a z tego, co widzę, to nie idzie.

– Mówiłem ci już coś. To nie jest twoja sprawa, nie każ mi się powtarzać. – stwierdzam i zatapiam wzrok w pierwszym lepszym liście.

– Owszem synu moja. Masz sprowadzić tę dziewuchę do porządku i spełnić to, co jest w tym pieprzonym testamencie.

–Nie będziesz mówił mi co mam robić z moją żoną. A o testament się nie martw.

– Jeszcze jedno synu. Masz przywróćić Olivę do pracy! – kochanemu tatusiowi donieśli o wszytskim, choć jestem skłonny stwierdzieć, że o tej sprawie doniosła mu sama Oliva...

– Nie ty już decydujesz w tej firmie. Zwolniłem Olivię nieodwracalnie. Koniec rozmowy. –odchodzę od niego i nie reaguje na jego wołanie za mną. Kiedy mu się w końcu znudzi to wieczne wtrącanie. Czy on nie widzi, że ja nie biorę jego zdania pod uwagę? Nie może się w końcu pogodzić z tym, że nie ma wpływu na moje decyzje? Więc po co psuje nerwy i mnie i sobie? Poza tym nie musi mi w kółko pieprzyć o tym testamencie. Doskonale wiem,co robię... przecież jeżeli bym chciał, już bym dawno mógł to rozegrać może w brutalny sposób, ale bym mógł. Tyle że nie chce... i nie umiem jej tak potraktować.

W firmie oczywiście spędzam znacznie więcej czasu niż przypuszczałem, z czego znów mam wyrzuty sumienia względem Laury. Przekraczam próg domu i niemalże od razu spostrzegam Laurę wtuloną w poduszkę na kanapie. Śpi tak słodko i niewinnie, że przez moment nie mogę oderwać od niej wzroku. Zdejmuję po cichu kurtkę, okładam portfel i telefon na komodę i staram się bezszelestnie podejść do niej i zanieść ją do sypialni. Kiedy delikatnie wsuwam dłonie pod jej talię,od razu otwiera oczy.

– Myślałem, że spisz. Chciałem cię zanieść do sypialni. – głaskam jej miękkie włosy, kucając przed kanapą.

– Nie spałam. – odpowiada cicho, przecierając oczy. Spogląda na mnie niepewnym wzrokiem,zagryzając wargi i mam wrażenie, że próbuje zebrać myśli, aby coś powiedzieć.

– Chcesz mnie o coś zapytać? – postanawiam skrócić jej zakłopotanie.

– Nie sądzisz, że zbyt surowo potraktowałeś tę całą Olivię? W gruncie rzeczy nic, aż tak wielkiego się nie stało, aby traciła przez to pracę. – pyta,nie śmiało wlepiając wzrok w zaciśnięte dłonie. Moja mała ma wyrzuty sumienia... niestety ja ich nie mam.

– Stało się i zapamiętaj sobie skarbie jedną rzecz. – przesuwam kciukiem po jej jedwabny policzku. – Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. Nikomu też nie pozwolę cię tak traktować, jesteś moją żoną i każdy ma cię traktować z należytym ci szacunkiem. Nie rozmawiajmy więcej na ten temat. – jedynie blado się uśmiecha na moje słowa.

– Powiesz mi coś szczerze? – Doskonale wiem, o co chce mnie zapytać, więc po raz kolejny postanawiam zaoszczędzić jej trudu związanego z zadaniem mi tego pytania.

– Tak Lauro odpowiem. Tak przez moje łóżko przewinęło się wiele kobiet, ale odkąd przyleciałaś przed ślubem do Bostonu,nie spałem z żadną kobietą.Uprzedzając również twoje kolejne pytanie nie, nie zamierzam cię zdradzać. Chce tylko ciebie mieć swoim łóżku i chce, żebyś ty również tego pragnęła. Mam swoje potrzeby, nad którymi kurewsko ciężko jest mi zapanować, więc może dokończę dziś to, co zacząłem ostatnio – Ton mojego głosu wskazuje bardziej na stwierdzenie niż pytanie. Każde kolejne słowo wypowiadam coraz bardziej się do niej zbliżając.

Biorę jej dłoń w swoją i ani na sekundę nie spuszczam z niej wzroku. Zagryza swoją pełną wargę, policzki oblewają się rumieńcem, a jej klatka piersiowa zaczyna znacznie szybciej się poruszać. Jeśli zaraz nie wezmę jej warg w swoje, to zwariuje. Powoli dotykam jej warg swoimi, chcąc wyczuć jej reakcje. Nie czując żadnego oporu z jej strony, bardziej zatapiam się w jej miękkich wargach, językiem rozchylając jej usta. Podnoszę się z kolan i siadam obok niej całując ją coraz bardziej namiętnie i zachłannie. Dłonie zatapiam w jej pachnących włosach przysuwając się tak blisko, aby nawet milimetr nie dzielił nas od siebie. Nie czuje z jej strony żadnego protestu, wręcz odwrotnie oddaje mi każdy pocałunek. Kładę dłonie na jej biodrach i jednym ruchem sadzam ją sobie okrakiem na kolanach, dociskając jej biodra do siebie.

– Nie Bruno. Zaczekaj. – chce od razu zeskoczyć z moich kolan, gdy ją na nich sadzam. Za każdym razem tak wzdryga się na mój śmielszy dotyk, to naprawdę staje się coraz bardziej irytujące. Czego ona do cholery się wstydzi? W końcu będzie się musiała przełamać, tylko nie może wiecznie protestować i jak mi się wydaje wbrew temu, czego naprawdę chce... Może jej kompletny brak doświadczenia na temat seksu jest dla niej krępujący... Jej brak doświadczenia jest dla mnie naprawdę bardzo wyraźnie widoczne, ale absolutnie mi to nie przeszkadza. Jestem cholernie zadowolony z tego faktu. Świadomość, że moja mała będzie tylko moja, niesamowicie mnie podnieca...

– Lauro błagam cię, przestań już. Zaufaj mi, a pokaże ci jakie to przyjemne. Obiecuje, że nie rzucę się na ciebie jak zwierze... Nie wstydź się tego, że z nikim wcześniej nie spałaś... Ja jestem z tego faktu cholernie zadowolony – masuje delikatnie dłonią jej udo i składam pocałunek na szyi.

– Nie musisz mi niczego pokazywać. Jeżeli myślisz, że z nikim nie spałam to jesteś w dużym błędzie – szczebiocze podniesionym głosem, zeskakując z moich kolana, na co mnie w momencie wypowiedzianych przez nią słów trafia jasny szlag... moje opanowanie poszło w diabły...

– Słucham? – podnoszę się z kanapy i krzyczę z niedowierzaniem. Kurwa mać! Byłem pewny, że jest dziewicą. Jest taka młoda i już zdążyła pójść do łóżka nie wiadomo z kim? To ja jestem jej mężem i to ja powinienem być jej pierwszym mężczyzną do jasnej cholery!!! To z moim imieniem na ustach miała pierwszy raz dojść! Przecież jej zachowanie jest kompletnie sprzeczne z tym, co mówi!

– To, co słyszałeś, ale to w dalszym ciągu niczego nie zmienia i tak nie zamierzam z tobą pójść do łóżka. – wściekłość zaczyna coraz bardziej we mnie narastać, a ja czuje, jak powoli tracę kontrolę.

– Skoro mogłaś pójść do łóżka z jakimś gachem przed ślubem, to tym bardziej teraz możesz pójść ze swoim mężem. Żałuje tylko, że od razu pierwszej nocy porządnie cię nie przeleciałem. – łapę jej nadgarstki i pcham na ścianę, mocno ją do niej przyszpilając. Z pewnością zbyt mocno, bo ciche syknięcie wydobywa się z jej ust. Wbrew wcześniejszym obietnicą rzucam się na nią niemalże jak wygłodniałe zwierzę. Napieram na nią całym ciałem, nie dając możliwości ucieczki. Jestem tak wściekły, że od razu wpijam się w jej usta w nadziei, że to pomoże zahamować impuls, którego bardzo mógłbym żałować.

– Bruno proszę cię, uspokój się. – skomle, gdy odrywam się od niej, by złapać oddech. Zaczynam tracić nad sobą kontrolę... jej błagania jeszcze bardziej potęgują moje pożądanie. Znów zaborczo napieram na nią ustami i chwytam w dłonie materiał jej bluzki, aby jak najszybciej ją rozerwać. Coś jednak sprawia, że przed tym spoglądam na nią... Patrzę na nią z niepohamowanie szybkim oddechem, chcącym rozerwać moją klatkę piersiową na strzępy. Przerażenie, jakie zobaczyłem właśnie w jej oczach i drżące ciało nie pozwala mi tego zrobić...

– Kurwa! – wykrzykuje uwalniając ją z uścisku. Z całej siły uderzam w komodę i jednym ruchem wszystko z niej rzucam, słysząc dźwięk tłuczonego o podłogę szkła. Najchętniej bym wszystko rozpieprzył co stanie mi na drodze. Muszę stąd jak najszybciej wyjść i ochłonąć... zanim wpadnę we wściekłość, której nikt nie będzie w stanie pohamować...



Kochani :*

Udało się!!! Jest nowy rozdział ;D Miał być na początku tygodnia i jest :D

4515 słów myślę, że całkiem nie najgorzej :D

Dziękuje za poprzednio oddane gwiazdki i komentarze :* :*

Oczywiście teraz również liczę na wasze oddane głosy i wyrażanie opinii oraz waszych wrażeń po przeczytaniu rozdziału :*

Pozdrawiam was gorąco :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top