Rozdział 10
Laura
Z trudem otwieram zaspane powieki i w ogóle nie mam ochoty wstać z łóżka. Uderzający o szyby głośny deszcz, ani trochę nie zmienia mojego nastawienia, a wręcz pogłębia mój melancholijny nastrój. Czuję ulgę, wiedząc, że Bruno już nie leży obok mnie na łóżku. Kiedy tylko rozbudzam się na dobre, znów w mojej głowie cały czas pojawia się wczorajsza sytuacja. Nie mogę zapomnieć o słowach, które wczoraj do niego usłyszałam... cały czas słyszę w swojej głowie jego rozżalony głos. Nigdy nie myślałam, że Bruno może coś do mnie czuć... Ja przez cały czas myślałam, że Bruno po prostu wymyślił sobie, że to ja będę jego żoną i jak zawsze postawił na swoim... Zresztą od początku mówił jedynie, że potrzebuje żony, która będzie ładnie prezentowała się u jego boku... nie mówił przy tym nic o uczuciach...
Nad czym ja się w ogóle do cholery zastanawiam?
To, co powiedział mi wczoraj, jest pewnie kolejnym elementem jego pieprzonej gry... Kolejnym środkiem do jego celu. Taki ktoś jak Bruno nie ma uczuć, dla niego nie liczą się inni. Tylko liczy się on i jego zdanie, a ja zaczynam się nad nim rozczulać jak skończona idiotka...
Wstaję powolnie z łóżka i zabieram się za rozczesanie zmierzwionych przez sen włosów. Szoruję zęby i staranie wklepuje krem w lekko podkrążone oczy. Zdejmuje koszulkę nocną i zanim założę ubranie, wklepuje w całe ciało kokosowy balsam. Uwielbiam jego subtelny i egzotyczny zapach, który teraz unosi się po całej sypialni.
Spoglądam na zegarek i z ulgą, wypuszczam powietrze widząc, która jest godzina. Jest już prawie 11, więc Bruno już dawno wyszedł do pracy. Korzystając z faktu, iż Bruna już nie ma w domu, a balsam jeszcze nie wchłonął się w moje ciało, w samej koronkowej bieliźnie schodzę na dół, przygotować sobie coś do zjedzenia. Mój żołądek coraz bardziej daje mi o sobie znać, wydając z siebie ciche odgłosy. Mam nadzieje, że Bruno nie zjadł wszystkiego i zostało jeszcze coś z tego, co przygotowała nam Eva. Swoją drogą straszny z niego żarłok, czego absolutnie nie widać po jego ciele. Otwieram lodówkę i nachylam się, szukając bananowych placuszków, które pomagałam ostatnio przygotować Evie.
– Oczywiście musiał wszystkie zjeść... jak zawsze myśli tylko o sobie. Pieprzony dupek. – syczę do lodówki z niezadowolenia, gdy nie znajduje w niej bananowych placuszków. Naprawdę miałam ochotę na te placuszki, a z tego, co pamiętam, wczoraj był ich pełen talerz. Po dłuższym wpatrywaniu się we wnętrze lodówki postanawiam zadowolić się mlekiem i owsianką. Wyjmuje z lodówki dzbanek mleka i kiedy tylko się odwracam od lodówki, krew zaczyna dramatycznie wolno przepływać mi w żyłach... wręcz w nich zastyga. Wraz z wydobywającym się z moich ust piśnięciem, dzbanek z mlekiem upada z na podłogę, z wielkim hukiem roztrzaskując się na miliony kawałeczków i zalewając białą cieczą podłogę.
Co on tu u diaska robi! Powinien być w pracy!!!
– Wbrew pozorom, to, że zjadłem wszystkie placki, nie oznacza, że myślę tylko o sobie, gwarantuje ci, że o tobie również. – jego niski gardłowy głos sprawia, że cała nieruchomieje. Wpatruje się we mnie bezwstydnym wzrokiem z opartym biodrem o kuchenny blat i z niewielkim uśmiechem na ustach. Mam wrażenie, że nieco bawi go moje zachowanie, a raczej szok i panika, jakiej doznałam na jego widok. Zaczynam nerwowo zagryzać wargi i choć bardzo chce, nie potrafię w tym momencie racjonalnie myśleć...
Przyglądam mu się kątem oka i dochodzę do wniosku, że nie wygląda, jak by miał zamiar wyjść do pracy... jego ciało pokrywają czarne dresy i bieluteńki podkoszulek. Oczy ma podkrążone, a włosy bardziej rozmierzwione niż zwykle.
– Co nie oznacza, że nie jesteś pieprzonym dupkiem. – cedzę w jego stronę, próbując zasłonić ciało rękoma. Czuje, jak policzki mi różowieją, a serce zaczyna dygotać, kiedy tylko zdaje sobie sprawę, że stoję przed nim samej bieliźnie.... W dodatku koronkowej! Nie wiem gdzie mam podziać wzrok. Nie wiem co mam zrobić! Bruno robi krok w moją stronę, a wszystkie szare komórki, krzyczą w mojej głowie UCIEKAJ!!!
– Musisz od samego rana być dla mnie taka niemiła? – choć ton jego głosu jest spokojny, jego wzrok, który spoczywa na mnie znacznie mniej... Widzę, jak walczy ze sobą, jak próbuje mimo wszystko zachować spokój. Jestem niemalże zdziwiona jego zachowaniem, normalnie na słowa pieprzony dupek z moich ust zareagowałby co najmniej furią...
– Oooo coś nowego! Nie wściekasz się za to, jak się do ciebie odzywam? Niesamowite... Już nie jesteś na mnie zły za wczorajszy wieczór? Wczoraj mało nie sprałeś mi tyłka pasem, a dzisiaj już wszystko jest porządku? – Z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem, przesiąkniętym do cna ironicznym tonem, jego szczęka zaciska się, mocniej uwydatniając przy tym jego kości policzkowe. Jego i tak ciemne tęczówki zaczynają ciemnieć jeszcze bardziej. Widzę na jego twarzy malującą się irytację. Ja chyba nie potrafię nie wyprowadzać go z równowagi... stało się to chyba naturalną częścią mojego dnia. Swego rodzaju karą dla niego, za to, że zmusił mnie do bycia swoją żoną...
– Uwierz mi, że twoje obecne zachowanie nie zwykle mnie wkurwia i irytuje, ale może po prostu nie chce i nie umiem się na ciebie długo gniewać. – przy pierwszych słowach jego ton jest surowy, ale przy kolejnych zaczyna już łagodnieć.
– Świetnie. Możesz przestać się tak we mnie wgapiać? – pytam, kierując wzrok wszędzie, tylko nie na niego. Moja twarz zaraz zapłonie, ze skrępowania, jakie teraz odczuwam... dlaczego musiałam akurat dzisiaj założyć koronkową bieliznę?
– Nie. – odpowiada zdecydowanie. Robi krok w tył i staje przy drzwiach, tym samym blokując mi wyjście z kuchni. Jego wzrok sunie po moim ciele od góry do dołu w towarzystwie nonszalanckiego uśmiechu.
– Nie powinieneś być w firmie? – pytam, choć sama nie wiem po co, chyba tylko po to, aby odwrócić jego uwagę od mojego spiętego ciała. Na moje słowa z jego strun głosowych rozbrzmiewa śmiech, a ja nie wiem, co do cholery go tak bawi!
– Lauro to moja firma, nie miałam ochoty dziś do niej pójść, więc nie poszedłem. – mówi, patrząc swoimi przenikliwymi tęczówkami wprost w moje oczy. I nie wiem, dlaczego ja tak naprawdę słyszę:
Lauro mam nad Tobą władzę
– Może źle się czułeś po wczorajszym whisky... – odpowiadam kąśliwie.
– Może. – przeciąga ostatnią sylabę, unosząc brew ku górze. Jego wzrok znów przesuwa się po moim ciele, zatrzymując się na piersiach. Jak on może być tak bezwstydny? Jego wzrok na moim ciele niezwykle mnie pali... i czuje, że już dłużej go nie zniosę. Biorę głęboki oddech i staram się spokojnie wypuścić powietrze.
– Przepuść mnie. – podchodzę pod Bruna, uważając, aby nie nadepnąć na szkła i rozlane mleko. Choć staram się podejść do niego pewnie, moje nogi zaczynają dygotać, a ja nie jestem w stanie nad tym zapanować.
– Skąd wiedziałaś, że lubię, gdy kobieta nosi koronkową bieliznę? – ignoruje moje słowa i pyta z lubieżnym uśmiechem, wkładając kciuk za ramiączko stanika. Jego dotyk na mojej skórze sprawia, że mimowolnie się wzdrygam i mocno wgryzam się zębami w dolną wargę.
– Nie wiedziałam! Myślałam, że cię nie ma. Gdybym wiedziała, że jesteś w domu nie paradowałabym w samej bieliźnie! – cedzę przez zęby, odrzucając jego rękę z ramiączka od stanika i krzyżuje dłonie na piersiach.
– Jeśli chodzi o mnie, możesz całymi dniami, chodzić po domu w takiej bieliźnie, a najlepiej bez niej... – Czy on chce, żebym spłonęła tu żywcem? Następnym razem trzy razy się zastanowię, zanim zajdę na dół w samej bieliźnie. Od teraz mam nauczkę! Łapę jego dłoń, która zastawia mi wyjście i próbuje ją oderwać od futryny drzwi. Mam ochotę tupnąć nogą jak mała dziewczynka, kiedy moja starania idą na marne.
– Lauro, dlaczego wstydzisz się przede mną? – kładzie dłoń na moim nagim ramieniu, a ja znów się wzdrygam... Nie potrafię w żaden sposób opisać, co czuję, gdy w taki sposób na mnie patrzy i dotyka... Nawet poprzez dotyk pokazuje mi jak z silną osobowością mam do czynienia.
– Nie wstydzę się! Przepuścisz mnie? – głos drży mi coraz bardziej, a nogi wcale nie przestają dygotać.
– Nie. – odpowiada nieprzejednanym głosem. Zanim z moich ust wydobywa się potok przekleństw pod jego adresem, łapię mocno dłońmi za moje biodra i sadza mnie na stole. Syczę, czując chłód stołu na nagich pośladach i udach. Przez moje ciało przechodzi dziwny prąd, kiedy, pomimo iż mocno zaciskam uda, Bruno drapieżnie rozszerza je dłońmi i wchodzi pomiędzy nie. Blokuje mi, jaki kol wiek ruch opierając dłonie po obu moich bokach i wlepia we mnie swój skurwysyński wzrok, kolejny raz pokazując mi, że nie mam z nim najmniejszych szans.
Nie pozwolę mu się tak traktować, nie będzie robił ze mną, co mu się żyw nie podoba.
Niewiele myśląc, delikatnie wyślizguje dłoń z jego blokady i zamachując się z całej siły, wymierzam mu siarczysty policzek. Dopiero po sekundzie dochodzi do mnie, co zrobiłam... i dochodzie do mnie jaka reakcja z jego strony mnie czeka... Bruno łapie się za policzek i syczy przez zęby. Wszystkie mięśnie jego ciała niezwykle mocno się napinają i stają się bardziej wyraziste pod materiałem białej koszulki. Jego klatka piersiowa szybko unosi się w przód i w tył, a surowy wyraz twarzy przyprawia mnie niemalże o przerażający dreszcz na całym ciele. Czekam z obawami na jego reakcje, wyobrażając sobie różny scenariusz jego furii. Bruno zdejmuje dłoń ze swojego zaczerwionego policzka i wręcz brutalnie wpija się w moje usta, jak zawsze przy tym, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Jakaś część mnie nie chce tego przerywać, ale druga część cały czas mi mówi, że nie mogę pozwolić mu znów się zdominować... Kiedy po zaborczym pocałunku, odrywa się od moich ust i przestaje blokować moje ruchy, znów zamachuję się prawą dłonią, aby wymierzyć mu kolejny policzek.
– Nie radzę! – warczy i zanim zdążam go uderzyć, łapię w stalowym uścisku mój nadgarstek i zatrzymuje przed swoją twarzą. – Nie wyprowadzaj mnie skarbie z równowagi. – mówi przez zaciśnięte zęby ze złowrogim wyrazem twarzy. Bierze głęboki wdech i na moment przymyka powieki. Po chwili jego mięśnie twarzy znów się rozluźniają i mam wrażenia, że udaje mu się nieco uspokoić. Nie mogę nic powiedzieć... gardło mam ściśnięte, a w mojej głowie panuje jeden wielki mętlik, który tak naprawdę nie wiem, czym jest spowodowany. Bruno pochyla się i twarzą dotyka mojej szyi, zaciągając się jej zapachem.
– Nie przeginaj Bruno... – mówię słabym głosem, kiedy jego dłonie zaczynają subtelnie błądzić po moich, prawie że nagich plecach.
– Lauro, nie masz czego się wstydzić... twoje ciało jest idealne. – wraz z ostaniem wypowiedzianym przez niego słowem, jego dłoń dojeżdża do karku i stanowczo się na nim zaciska... Na uścisk jego dłoni na karku, mimowolnie z ust wydostaje mi się lekkie syknięcie.
– Ile razy mam ci powtarzać, że niczego się nie wstydzę! – podnoszę głos, sfrustrowana tą całą niezręczną sytuacją.
– Nie kłam. – nakazuje mi. – Jedna rzecz z wczoraj nie daje mi spokoju... Powiedz mi, aż tak się mnie boisz? Naprawdę nie chcesz pójść ze mną do łóżka? Wstydzisz się oddać mi swoje ciało? Boisz się to zrobić, a może po prostu boisz się kontaktu z mężczyzną... – wlepia we mnie ten hebanowy wzrok, a ja nie mogąc dłużej go znieść, spuszczam swój wzrok na kolana. Jego słowa sprawiają, że mam ochotę uciec stąd jak najdalej i zapaść się pod ziemie. – Nie spuszczaj przede mną wzorku. – tym razem nakazuje groźniejszym tonem. Wielokrotnie daje mi do zrozumienia, iż nie chce, żebym spuszczała przed nim wzrok, ale w taki sytuacjach nie potrafię inaczej...
– Nie zadawaj mi takich pytań... – sama jestem w podziwie, że udało mi się wydusić z siebie kilka słów. Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie... nie dawno jeszcze myślałam, że znam... ale w obecnej chwili nie znam... albo znam, tylko nawet sama przed sobą, nie chcę się do niej przyznać. Bruno kładzie dłonie na moich nogach i sunie nimi od kolan aż po biodra. Jego dotyk sprawia, że całe moje ciało pokrywa gęsia skóra, którą z pewności wyczuł pod swoimi dłońmi.
– Nie reagowałabyś tak na mój dotyk, gdyby ci się nie podobało to, co robię... – mówi z wyraźną aprobatą w głosie, tuż nad moim uchem.
– Bruno skończmy tę gierkę, puść mnie i pozwól iść do pokoju. – Zaczynam stanowczo, ale kiedy jego dłonie znów suną po moich udach, głos mi mięknie.
– Jeżeli nie spodoba ci się coś, co będę robił, powiesz mi, a przestane. – jego usta lądują na mojej szyi, która cała pokryta jest nadal gęsią skórką. Przejeżdża po niej wzdłuż językiem, zostawiając mokry ślad. Zaciskam z całych sił usta, aby tylko nie pisnąć.
Co ja robię?
Czując jego dłonie na biodrach, które powoli suną do góry, zagryzam wewnętrzną stronę policzka. Powinnam zaprotestować. Wiem, że powinna! Ale czy chce?
– To nie jest dobry pomysł – ostatkiem silnej woli chce jakoś przerwać tę sytuację.
– Zaufaj mi i chociaż raz przestań mi się sprzeciwiać... – mówi zachrypniętym głosem, delikatnie dotykając kciukiem moich ust, tak delikatnie, jak by się bał, aby mnie nie wystraszyć. Bierze moje dłonie w swoje i kieruje na swoje barki, tak abym go objęła. – Jesteś taka ponętna Lauro... – mówi i po niemalże sekundzie namiętnie całuje moje usta, na co ja nie potrafię zaprotestować... nie potrafię odeprzeć jego pocałunku. Zachłannie oplata ustami moje i wdziera się do nich językiem, zaczynając namiętną grę z moim. Z każdą sekundą pogrążam się w tym pocałunku coraz bardziej i czuje, że chce więcej. Brakowało mi tak fizycznego kontaktu mężczyzną... teraz czuje to bardzo wyraźnie.
Bruno wplata dłoń w moje włosy i delikatnie, lecz stanowczo pociąga za nie, na co z moich ust wyrywa się cichy jęk. Czuje jak na moją reakcję uśmiecha się wprost w moje usta, przerywając tym pocałunek. Zaczyna całować moją żuchwę, policzki i zjeżdża do szyi, obsypując ją wilgotnymi i namiętnymi pocałunkami. Nie powinnam tego czuć, ale tak cholernie podoba mi się to co robi ten drań...
Błądzi po moim ciele, rękoma wywołując tym miliony dreszczy, na moich plecach i nie tylko... Kiedy zaciska dłoń na mojej piersi, nieruchomieje, niemalże boleśnie zagryzając przy tym usta. Jedną dłonią trzyma mój kark, a kiedy drugą wsuwa pod miseczkę stanika i ściska w palcach sutek, nie jestem w stanie powstrzymać jęknięcia...
– Zostaw. – protestuje wbrew sobie, kiedy chce rozpiąć zapięcie mojego stanika.
Muszę zacząć nad sobą panować!
Biorę dłonie za plecy i próbuje z całych sił oderwać jego ręce od mojego stanika. Bruno podnosi wzrok znad moich piersi i kieruje go prosto w moje oczy. Unosi lekceważąco kąciki ust ku górze i nim się orientuje łapie mocno za miseczki mojego stanika i mocno za nie szarpie, tym samym jednym płynnym ruchem go rozrywając. Otwieram usta ze zdziwienia, a oddech chce rozerwać moją klatkę piersiową. Odruchowa chce zasłonić piersi, co od razu Bruno uniemożliwia mi, łapiąc mnie za nadgarstki i przyszpilając do stołu.
– Przyzwyczaj się do mojego dotyku i przestań go odpychać. Ja i tak zrobię, co zechce... A ty kochanie powinnaś się już nauczyć, że zawsze jest tak, jak ja tego chcę. – szepce, do mojego ucha, subtelnie je przy tym przygryzając.
– Wisisz mi nowy stanik. – cedzę przez zęby i sama nie jestem pewna czy jestem o to zła, czy wręcz przeciwnie... Bruno znów szeroko się uśmiecha, ukazując przy tym jeszcze wyraźniej swoje pełne usta. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo podoba mi się to, co ze mną robi... dlaczego tak bardzo mnie podnieca... przecież jak go nienawidzę...
– Nie ma sprawy kochanie. – kładzie dłonie na moich biodrach, mocniej rozchyla moja kolana i przyciąga mnie do siebie bardzo blisko... tak blisko, że nasze ciała się stykają, wytwarzając przy tym między nami nieopisane dla mnie napięcie...
– Ohh – Głowę mimowolnie odchylam do tyłu, kiedy czuje między nogami jego twarde przyrodzenie. To uczucie... niemiłosiernie mnie krępuje, ale...
– Czujesz, jak mocno na mnie działasz... jak bardzo cię pragnę? – chwyta moją dłoń i kładzie na swoim przyrodzeniu... krew w moich żyłach zaczyna przepływać z prędkością światła, a policzki rozpalają się do czerwoności. Boje się wykonać jakikolwiek ruch... moja dłoń na jego przyrodzeniu zaczyna drżeć... Zamykam oczy i próbując z całych sił zahamować to drżenie... –Dopóki mi nie odpowiesz i nie spojrzysz na mnie nie puszcze twojej dłoni. – stawia przede mną proste żądanie i wiem, że jeśli go nie spełnię, Bruno nie odpuści.
– Czuję. Proszę cię Bruno, już wystarczy. – mówię błagalnym tonem. Choć to mówię, to nie znaczy, że tego chcę. Staram się mimo wszystko zachować zdrowy rozsądek i nie dawać się ponieść emocjom. Nie chce zrobić czegoś, czego mogę potem bardzo żałować... Nie ufam mu na tyle... Poza tym tak intymny kontakt z mężczyzną nie jest mi bliski, więc każdy jego dotyk sprawia, wyzwala we mnie uczucia, których nie jestem w stanie określić...
– Yhm – mruczy i kompletnie nie reaguje na to, co mówię. Dotyka moich ust swoimi, a ja w niecierpliwości czekam na jakiś jego ruch... na ruch jego zwinnego języka, ale on nic nie robi... zastyga w bezruchu, jedynie dotykając moich ust. Oddycham ciężko z niecierpliwości. Znów robi to specjalnie! Chce zmusić mnie, abym to ja go pocałowała.
Nie, nie mogę tego zrobić!
Powtarzam sobie w głowie te słowa jak mantrę.
Bruno
Czekam, aż moja mała oplecie moje usta, swoimi i kiedy w końcu niepewnie to robi, moje usta od razu się rozszerzają z zadowolenia. Sunę dłońmi po jej szyi i kiedy zjeżdżam do mostka, stanowczym ruchem popycham ją do tyłu zmuszając, aby plecami położyła się na stole. Z jej ust wydobywa się syknięcie, kiedy jej rozpalone ciało styka się z chłodnym blatem stołu. Widok prawie nagiej Laury leżącej przede mną na stole doprowadza moje ciało do wrzenia... Staram panować się nad sobą, jak mogę, wiem, że każdy intensywniejszy ruch może ją wystraszyć. Laura dłońmi zasłania piersi, a mnie już przestaje bawić jej zawstydzenie, a wręcz zaczyna irytować... Odrywam jej ręce z piersi i mocno, może nawet zbyt mocno, dociskam je do stołu po obu stornach jej głowy.
Ohh ten widok zapiera mi dech w piersiach. Patrzę na nią i wiem, że ta piękność jest cała moja! To naprawdę fenomenalne uczucie.
Przywieram ustami do jej szyi, całując jej ciało coraz to niżej i kiedy moje usta lądują na jej piersi, zaczyna rozkosznie pojękiwać. Mógłbym słuchać i rozkoszować się tymi jękami przez całe dnie.
Biorę jej dłonie w jedną i tym razem przykuwam je do stołu nad jej głową. Usta kieruje na jej sutek, a wolną dłonią ugniatam jej pierś, która wręcz idealnie pasuje do mojej dłoni. Tak długo czekałam, na tę chwilę, że nie wiem, czy zdążę nacieszyć się jej ciałem. Nie mogę już dłużej wytrzymać i zaczynam pocałunkami schodzić jeszcze niżej... przygryzam okolicie jej pępka i zataczam na nim kółka. Puszczam jej dłonie i wsuwam kciuki za brzegi jej fig...
– Nie! – wręcz piszczy na to, co robię i kładzie swoje drobne rączki na moich, z nadzieją, że uda jej się mnie powstrzymać.
– Uspokój się – po raz kolejny lekceważę jej protest i kiedy jeżykiem przejeżdżam po materiale jej fig, już nie drżą tylko jej dłonie, drży całe jej ciało.
– Bruno powiedziałam nie. Powiedziałeś, że wtedy przestaniesz. – skomle łamiącym się głosem i wierci się pod moim żelaznym uściskiem... a mnie tak cholernie to pociąga... Zdaje sobie sprawę, jak mój ruch na nią podziałał oraz z tego, jak peszy ją to, co robię, pomimo, że tego chce.
– Powiedziałem, że przestane, jeśli coś ci się nie spodoba, a teraz jest wręcz przeciwnie. – Dlaczego cały czas protestuje, choć doskonale widzę, jak jej ciało na mnie reaguje... Czyżby moje wcześniejsze domysły się potwierdziły i moja żona nie była w tak bliskim kontakcie z mężczyzną?
– Nie podoba mi się. – mówi płytkim głosem, przymrużając powieki.
– Mówiłem ci już skarbie, abyś nie kłamała...
– Skąd to możesz wiedzieć?!
– Po tym, jak mokra jesteś... – wsuwam palec za jej figi i przejeżdżam wzdłuż jej kobiecości. Odruchowo porusza biodrami i widzę jak z całych sił zaciska szczękę, aby tylko nie wydać z siebie jakiegoś dźwięku. Czując jej wilgoć odczuwam silny skurcz w dole brzucha... Moja mała jest dla mnie tak mokra, że z cały sił muszę powstrzymywać się, aby nie rzucić się na nią jak zwierze... Najchętniej zerżnął bym ją, nawet nie zważając przy tym, aby być czułym czy delikatnym...
– Proszę... – mówi błagalnym tonem, znów łapiąc moje dłonie.
– Zabierz dłonie. – Nakazuje... na co ona jedynie z zaciśniętymi ustami przecząco kiwa głową.
– Powiedziałem, żebyś zabrała dłonie! – podnoszę głos. Wnikliwie ją obserwuje i widzę, jak walczy ze sobą... wiem, że tego chce, ale cały czas się czegoś boi, a ja coraz bardziej utwierdzam się w tym, czego... moja mała najwidoczniej nie spała jeszcze z żadnym mężczyzną. Swoim zachowaniem właśnie to pokazuje i kurewsko jestem z tego powodu zadowolony.
Po kilku sekundach bardzo powolnym i niepewnym ruchem Laura zaczyna podnosić swoje dłonie z moich.
– Kurwa mać! – syczę z wściekłości, kiedy słyszę nieustanne dzwonienie do drzwi. Laura na dźwięk dzwonka zrywa się ze stołu i w pośpiechu szuka swojego rozerwanego stanika, zasłaniając dłońmi piersi. Ogarnia mnie niesamowita złość... a nabrzmiała erekcja w spodniach nie pomaga w jej pohamowaniu... akurat teraz musiał ktoś przyjść! Widzę zakłopotanie Laury na widok swojego porwanego stanika. Zdejmuje z siebie koszulkę i wyciągam do niej rękę wraz z koszulką, zmuszając ją tym samym, aby do mnie podeszła. Nie chcąc, abym dłużej oglądał ją prawie nagą, szybciutko podchodzi i chwyta ją w mgnieniu oka w swoje drobne palce. Odwraca się do mnie plecami i zwinnie przeciągając ją przez głowę i barki zakłada ją na siebie. Laura w moje koszulce, która sięga jej prawie do połowy ud to naprawdę uroczy widok...
– Idź na górę, ja otworzę. – Rozkazuje jej. Nie chce, żeby ktoś widział moją żonę w takim negliżu. Ten widok jest zarezerwowany tylko dla mnie. Laura z wielkim zawstydzeniem na twarzy znika w korytarzu, a ja próbuje wziąć parę głębszych oddechów, aby choć minimalnie się uspokoić. Byłem tak blisko, aby mieć moją kruszynkę... udało mi się choć trochę przełamać jej wstyd i przyzwyczaić do mojego dotyku, ale w jednej sekundzie wszystko szlag trafił. W samych spodniach dresowych udaję się do drzwi, wcześniej je nieco poprawiając, aby nie było znać mojej erekcji... Znów muszę stłumić moje napięcie... ile ja do cholery jeszcze mam się męczyć? Jestem tylko facetem i jak każdy facet potrzebuje seksu!!!
– Witaj synu. – Mama z szerokim uśmiechem dotyka mojej dłoni. Widząc rodziców w drzwiach, a szczególnie ojca mam ochotę zatrzasnąć przed nimi drzwi. Akurat teraz zebrało się im na odwiedziny.
– Dzień dobry. – nie mając innego wyjścia, zapraszam ich gestem dłoni do domu. Całuje mamę w policzek i podaje dłoń ojcu.
– Nie przeszkadzamy? – pyta mama, poprawiając swoją garsonkę.
– Nie. – sądzę, że nie zbyt przekonująco to zabrzmiało.
– Byliśmy w okolicy i namówiłam tatę, abyśmy wpadli do Laury, na pewno czuje się tu samotna. – Tak i na pewno Laura ma niesamowitą ochotę na wypełnienie swojego czasu na pogawędki z moimi rodzicami. Na pewno ma wielką ochotę wysłuchiwać rozczulania się mojej matki nad naszym małżeństwem...
– Nie czuje się samotna, jest ze mną. – mówię nieprzyjemnym głosem, na co na twarzy mamy od razu maluje się zakłopotanie. Chyba trochę przesadzam, nie powinienem być dla niej taki, przecież chciała dobrze.
– Myśleliśmy, że jesteś w pracy. – Ojciec odzywa się równie nieprzyjemnym głosem co ja.
– Nie dziś nie jestem. Poczekajcie, pójdę na górę po Laurę i ubiorę coś na siebie. – kierując się do sypialni, mam ochotę w cos uderzyć z całej siły... Byłem już tak blisko, aby w końcu ją mieć! Wszystko wskazywało na to, że spędzę upojny dzień ze swoją żoną... Nie wiem, czy Laura podziela moje zdanie, co do spędzenia upojnego dnia, ale jedno wiem na pewno. Teraz będzie wszystkiemu zaprzeczać... Wchodzę do sypialni i nie widząc nigdzie mojej żony, jak podpowiada mi intuicja, kieruje się do garderoby.
– Koniec paradowania w bieliźnie. – podchodzę do Laury i daj jej klapsa w ten oliwkowy wypięty tyłeczek. Moja mała stoi w białej bluzce na ramiączka i wciąż w czarnych koronkowych figach. Widząc jej tyłeczek, który idealnie opina czarna koronka, moja krew znów zaczyna wrzeć, a danie jej klapsa stanowi niepohamowany odruch.
– Zwariowałeś? – syknęła, łapiąc się za pośladek. – Sam się klepnij - piorunuje mnie wzrokiem i szybko naciąga na nogi niebieskie jeansy.
– Moi rodzice przyszli, musimy do nich zejść. – Mam ochotę wybuchnąć śmiechem na jej reakcje, ale się powstrzymuje. Wyciągam z szafy granatową bluzkę i szybko zakładam ją na siebie.
– Co? Nie mam ochoty znów wysłuchiwać jakim świetnym małżeństwem jesteśmy... – mówi z załamaną miną.
– Doskonale cię rozumiem. Porozmawiamy z nimi trochę, a ja w międzyczasie cos wymyślę, żeby to spotkanie nie trwało zbyt długo.
– W porządku. Poczekaj na mnie, tylko wejdę na chwilę do łazienki. – odpowiada zrezygnowana i kieruje swoje kroki do wyjścia z garderoby. Chwytam ją w pasie i przyciągam mocno jej drobne ciało do swojego, czując jej pośladki na swoim przyrodzeniu. Odgarniam włosy z jej szyi i drapieżnym tonem mówię nad jej uchem.
– Nie martw się kochanie, dokończę z tobą to, co zacząłem. – mówię ociekającym od pożądania głosem, na co Laura od razu gwałtownie wyszarpuje się z moich objęć.
– Zapomnij, że to się kiedykolwiek powtórzy. Dałam się chwilowo ponieść emocjom, więc nie wyobrażaj sobie od razu, że pójdę z tobą do łóżka. W dalszym ciągu jesteś dla mnie pieprzonym dupkiem. – uśmiecha się sarkastycznie i z wielkim impetem wychodzi z garderoby.
Przysięgam, że moja cierpliwość naprawdę z każdym dniem kończy się coraz szybciej do tej dziewczyny... Nawet jeżeli choć przez chwile jest dobrze, ona zaraz musi znów zacząć mi pyskować... Z wielką chęcią przygryzłbym ten jej niewyparzony języczek... Czy nie może być dla mnie dalej taka uległa jak jeszcze przed chwilą? Kiedy tylko przed moimi oczami znów pojawia się prawie naga Laura leżąca na kuchennym stole, wszystkie moje mięśnie znów się napinają. Tak cholernie jej pragnę, że zaczyna się to robić niemalże moją obsesją...
Po prawie godzinnej rozmowie z rodzicami zbywam ich, tłumacząc nas umówionym spotkaniem na mieście. Mama podczas rozmowy zamęcza Laurę różnorodnymi pytaniami i naprawdę jestem w podziwie, jak moja żona cały czas z pełnym uśmiechem na ustach, prowadzi z nią rozmowę. Może i nie ma ochoty na tego typu rozmowy z moją mamą, ale przypuszczam, iż zachowuje się tak ze względy na dawną przyjaźń naszych matek. Ja swój udział w tej rozmowie wraz z ojcem ograniczamy do minimum, bardziej odgrywamy rolę słuchaczy.
– Choć zabiorę cię gdzieś na lunch, póki jeszcze mam trochę czasu. Późnym popołudniem mam spotkanie służbowe i pewnie bardzo późno wrócę. – mówię po tym, jak żegnamy rodziców i zamykam za nimi drzwi, gdy opuszczają nasz dom.
– Nie mam ochoty. – stwierdza oschle.
– Przecież byłaś taka głodna. – znów się zaczyna...
– Ale już nie jestem. Chcesz, to jedź sobie sam, a i na marginesie nie interesują mnie twoje wieczorne plany, więc nie musisz mnie o nich informować. – odwraca się w moją stronę i teatralnie wywraca oczami. Gula w moim gardle zaczynać rosnąć w rekordowym tempie.
– Zachowujesz się jak dziecko Lauro. Jeszcze przed chwilą jęczałaś pod moim dotykiem i byłaś gotowa oddać mi swoje ciało, a teraz...
– Przestań już dobrze? – Przerywa mi i znów wywraca oczami, udając obojętność i znużenie.
– Nie przestane. Wstydzisz się, że okazałaś mi swoją słabość i mi uległaś. Zachowując się teraz, jak rozkapryszona gówniara masz nadzieje, że poczujesz się choć trochę lepiej po tym, co zrobiłaś. Tłumaczyłem ci już kiedyś, że jesteśmy dorosłymi ludźmi, a w dodatku małżeństwem i uwierz mi, że nawet jeśli przeleciałbym cię na tym stole nie byłoby w tym nic złego.
– Jeżeli myślisz, że pozwoliłabym ci na to, to się grubo mylisz!
– Oczywiście, że byś na to pozwoliła. Doprowadziłem cię do takiego stanu, że zrobiłabyś wszystko, o co bym poprosił. Ale spokojnie, gdyby nie rodzicie przeleciałbym cię pierwszy raz w nieco wygodniejszym miejscu niż stół. – mówię cynicznie, może nawet zbyt... ale jej zachowanie mnie do tego zmusza.
– Jesteś kawałem skurwiela, wiesz? – zaciska swoje drobne piąstki.
– Wiem. A i jeszcze jedno. Skoro tak bardzo chcesz, to nie będę cię więcej informował o swoich planach, zobaczymy, jak szybko pożałujesz swojej decyzji.
Witajcie kochani :*
Przepraszam, że długo nic nie dodawała, ale naprawdę nie miałam kiedy :(
Dziś rozdział ponownie nieco dłuższy niż zazwyczaj, ale mam nadzieje, że to będzie dla was na plus:)
Jeżeli zauważycie jakieś błędy, śmiało mi o tym piszcie :)
Z niecierpliwością czekam na wasze gwiazdki i komentarze :)
Buziaki:*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top