Część 37!


No to was zaskoczę kochani ;D

Tak to nie jest żart, jest nowy rozdział ;D Może znów nie za długi ale jest ;D

Cieszycie się?

Przepraszam, że nie odpisuje na wasze komentarze, ale naprawdę nie mam ostatnio czasu:( wolałam ten czas poświęcić na danie wam radochy i napisanie kolejnego rozdziału;D

Wszystkie wasze opinie jednak za każdym razem czytam z wypiekami na policzkach;D Bardzo mi na nich zależy, nawet nie wiecie jak bardzo. 

W miarę możliwości będę na nie odpowiadać :) 

Także miłego czytania kochani :*


Laura

Przepłakałam całą noc... całą cholernie długą noc przepłakałam mocząc całą poduszkę. Czuje jak bardzo mam zapuchnięte powieki od płaczu i nawet delikatny ruch powiekami sprawi mi ból. Leżę w sypialni i praktycznie się nie ruszam, leżę po prostu jak szmaciana lalka, której jest wszystko jedno, która przecież i tak nie ma wpływu na swój los.

Bruno nie pozostawił mi żadnego wyboru... On już podjął decyzje za mnie, za nas oboje. On chce mieć teraz dziecko i nic innego się dla niego nie liczy. Nie interesuje go zupełnie, że ja tego nie chce.

Przecież zaraz miałam zacząć studia, w końcu zacząć normalnie żyć a nie wciąż siedzieć w tym domu. Wciąż sama, bo jego wiecznie nie ma...

Ja nie jestem gotowa na bycie matką. Ja kompletnie nie wyobrażam sobie siebie w tej roli... Nie mam nic przeciwko dzieciom, uwielbiam te małe słodkie kruszynki ale to jeszcze nie jest ten czas. Kiedyś tak, kiedyś pewnie zdecydowałabym się na dziecko z Brunem, przecież w końcu to mój mąż i wbrew pozorom naprawdę już nie wyobrażam sobie życia bez niego. Ale chce być na to gotowa i być w pełni świadoma tej decyzji, nie chce być do niej zmuszona tak jak teraz.

Tak zmuszona. Bruno mnie teraz po prostu zmusi do tego, żebym zaszła w ciążę. Dla niego to bez znaczenia czy doprowadzi do tego siłą czy nie, on i tak to zrobi.

Jaki ja mam teraz wybór? Dobrowolnie mu się oddać wbrew sobie? Wbrew sobie zgodzić się na ciąże? Czy nie zgodzić się? A wtedy on to zrobi siłą. To nie jest do cholery żaden wybór.

On mnie naprawdę przeraża...

Wiem miał prawo się na mnie wściec, za to, że tak go oszukiwałam przez cały czas. Nie dziwię się mu... ale gdyby choć raz spróbował zrozumieć mnie w tej kwestii to wcale nie musiałabym go oszukiwać. Nie musiałabym ukrywać się z braniem tabletek.

Jeśli chciał, żeby zabolały mnie jego słowa o tym, że jestem rozwydrzoną gówniarą i że żałuje to mu się w stu procentach udało. Bruno ma racje on jest bardziej cwańszy ode mnie i doskonale wiedział jak uderzyć, żeby cholernie mocno zabolało...

– Już wyspałaś się słońce, podjęłaś decyzje czy ja mam to zrobić? – słyszę dźwięk otwieranych drzwi do sypialni i szyderczy głos mojego męża. Ten cholernie szyderczy i skurwysyński ton.

I wtedy nagle coś we mnie pęka...

– Nie traktuj mnie tak! – zrywam się na równe nogi z łóżka i staje przed nim.

– Ale ja cię traktuje tylko tak jak na to zasługujesz. Po co te nerwy kochanie? – zakłada ręce na piersi i odpowiada jak gdyby nigdy nic.

– Wiem, źle zrobiłam. Nie powinnam cię oszukiwać, ale zrozum, że nie dałeś mi wyboru. – zmieniam ton. Krzykiem wiem, że i tak nic nie ugram.

– Ja Ci nie dałem wyboru?

– Tyle razy powtarzałam ci, że nie chce jeszcze dziecka. Tyle razy. Ale ty absolutnie nic sobie z tego nie robiłeś. W ogóle nie interesuje cię moje zdanie. Ty chcesz mieć teraz dziecko i koniec. Nawet nie próbujesz mnie zrozumieć.

– I nie zamierzam. Wychodząc za mnie powinnaś była się od razu liczyć z tym, że będę chciał mieć dziecko. Nie sądzisz, że to zupełnie normalne, że w małżeństwach po ślubie pojawiają się dzieci ?

– A czy ktoś mnie zapytał o zdanie czy jak chce wychodzić za mąż? Nie!!!!! – wykrzykuje z całych sił. – Najpierw zmusiłeś mnie do ślubu w brew mojej woli a teraz zmusisz mnie do dziecko też w brew mojej woli? Chcesz już całkowicie zniszczyć mi życie?

– Ale o czym ty mówisz skarbie, właśnie ja chcę cię uszczęśliwić. Podobnież nic tak nie uszczęśliwia kobietę jak macierzyństwo. – nie mogę słuchać jego sarkastycznego tonu!!!!

– Może masz rację ale nie sądzę, żeby każda dwudziestolatka nie marzyła o niczym innym niż o ciąży. Jestem za młoda. Bruno jak ja mam cię prosić, żebyś mi tego nie robił? – wiem, że się przed nim poniżam, ale chwytam się po prostu już ostatniej deski ratunku.

– Nie proś mnie, bo ja nie zmienię zdania. Gdybyś mnie nie oszukała i przez cały czas nie robiła ze mnie idioty może bym był w stanie iść na kompromis, ale po tym co zrobiłaś nie zamierzam. Oswój się skarbie z myślą ciążowego brzuszka. – kiedy się do mnie przybliża wręcz cała się spinam. Jego dłonie na moich ramionach, paraliżują moje ciało, a gardło się zaciska, sprawiając, że nie mogę przełknąć nawet śliny. – Idę do pracy słońce, do wieczora. – wyraźnie akcentuje słowo do wieczora i nad wyraz delikatnie całuję mnie w czoło.

Specjalnie ten sukinsyn się tak zachowuje... specjalnie, żeby mnie jeszcze bardziej ukarać.

– Teraz dopiero doszedłeś do wniosku, że żałujesz ślubu ze mną? No powiedz, żałujesz? Mówiłam Ci trzeba było sobie wziąć jedną ze swoich panienek do pieprzenia za żonę, a nie gówniarę. Każda z nich z pocałowaniem ręki urodziła by ci dziecko. Pamiętaj, że jeszcze nic straconego, zawsze możemy się rozwieść. – wykrzykuje uderzając go w pierś. Bruno łapie mocno za mój nadgarstek, znacznie za mocno. Jego uścisk na sprawia mi ból, przez który muszę aż syknąć.

– Nigdy więcej nie waż się mówić do mnie w ten sposób. Nigdy nie dam ci rozwodu. Zapamiętaj to sobie. – odpowiada wściekle z chęcią mordu w oczach. Dopiero po chwili odrobinę się uspokaja i puszcza mój nadgarstek. – Czasem bym może chciał, ale nie potrafię tego żałować i nawet mimo tego, że jesteś rozwydrzoną gówniarą, która nie chce spełnić swojego małżeńskiego obowiązku. – na początku jego głos przybiera całkiem inną barwę, taką spokojniejszą, ale już w drugiej połowie zdania przybiera znów ten sam ton.

– Nikt ci nie kazał brać ślubu z rozwydrzoną gówniarą. Nikt cię do tego nie zmuszał tak jak mnie do ślubu z tobą. Od samego początku wiedziałeś kogo brałeś za żonę więc tez mogłeś liczyć się z tym, że nie będę chciała jeszcze mieć dzieci.

– Jakoś nie miałem w planach brać twojego zdania pod uwagę. – no tak... czego ja się spodziewałam. Przecież od samego początku wiedziałam, że biorę za męża despotę i egoistę. Nie mam siły już dłużej z nim rozmawiać, nie chce. Ocieram z policzka pojedynczą łzę, która cudem wydostała się spod moich powiek. Myślałam, że po całej przepłakanej nocy już ani jedna łza nie będzie w stanie spłynąć mi po policzkach jednak myliłam się. Bez słowa nawet na niego nie spoglądając idę w stronę łazienki. Nie chce na razie na niego patrzeć, muszę jakoś sobie to wszystko poukładać w głowie... zdecydować co ja mam teraz zrobić.

A może po prostu powinnam się z tym wszystkim pogodzić i jakoś to zaakceptować?


Bruno

– Rozumiesz, że przez cały czas ta gówniara mnie oszukiwała? Przez cały czas robiła ze mnie pieprzonego idiotę? – tłumaczę Nickowi całą wczorajszą sytuacje. Musiałem z kimś o tym pogadać inaczej chyba bym kurwa zwariował. Upijam siarczysty łyk whiski i ocieram dłonią usta. Wiem, że przesadzam z alkoholem ostatnio i pije zbyt dużo, ale muszę jakoś trzymać nerwy na wodzy a alkohol choć trochę mi w tym pomaga.

– Nie wkurwiaj się ale ona ma po części trochę racji. – nie wierzę w to co słyszę.

– Co?

– Nie dałeś jej wyboru. Pewnie nie oszukiwałaby cię gdyby nie musiała. Ty powiedziałeś, że chcesz mieć dziecko i koniec kropka, nawet nie chcesz jej zrozumieć. 

– Po czyjej ty stary stoisz stronie? – mocno zaciskam dłoń na brzegu stolika i pytam z wyrzutem.

– Wiesz, że po twojej, ale Bruno do cholery! Ona od początku powtarzała, że nie chce mieć dziecka ale ty tego nie przyjmowałeś do wiadomości. Wiedziała, że z tobą i tak nie wygra, więc to było jej jedyne wyjście.

– Mam to gdzieś, nie podaruje jej tego, że przez cały czas robiła ze mnie idiotę i nawet jeśli będę miał ją zmusić do urodzenia mi dziecka teraz to, to zrobię! – uderzam dłonią w stolik i to zdecydowanie zbyt mocno, bo reszta ludzi zgromadzonych w barze odwraca się w naszą stronę.

– A co jeśli cię zostawi? Albo znienawidzi?

– Nie zostawi mnie bo po pierwsze nigdy nie odważy się tego zrobić, po drugie ja jej na to nie pozwolę a po trzecie za bardzo się do mnie przyzwyczaiła. Urządzę jej teraz takie piekło, że w końcu sama dobrowolnie się zgodzi. – wypijam jednym łykiem resztę zawartości szklanki i daję znak barmanowi, żeby przyniósł mi kolejną.

– Przeginasz... zrozum chłopie to, że nie zawsze musi być po twojemu! Jak nie będziesz jej szanował, to ona przestanie ciebie. – Nick i jego rady... i choć gdzieś tam z tyłu głowy wiem, ze ma racje nie potrafię przyjąć tego do wiadomości.

– Nick do cholery wiesz, że nie mam innego wyjścia. Musi mi urodzić to dziecko! – niestety ale taka jest prawda... Ale to nie jest też tak, że tylko z tego powodu, chce żeby Laura dała mi potomka. Mi naprawdę zaczęło zależeć, na tym aby mieć dziecko i choć moja żona nie jest na to gotowa ja już jestem.

– Rozmawiałeś z prawnikami w jaki inny sposób można obejść testament?

– Tak pracują nad tym. Zresztą jeśli jej na mnie zależy, jeśli mnie pokochała to powinna się zgodzić z samego faktu, że ja tego chce. – w końcu stwierdzam coś co od dawna siedziała mi w głowie.

– A pokochała? – Nick zadał mi właśnie jedno z najtrudniejszych pytań jakie dostałem w życiu...

*****

Staje w progu domu i to wcale nie sprawia, że mój nastrój się poprawia tak jak kiedyś. Doskonale wiem, że nie zobaczę w progu uśmiechniętej twarzyczki mojej żony mówiącej, ze kolacja już czeka...

Zaciskam z cały sił usta i przymykam na chwilę powieki opierając się o framugę drzwi. Kurwa było tak dobrze między nami i wszystko w jednej chwili trafił szlag!

Uderzam z całej siły pięścią w framugę drzwi, a siarczyste pieczenie od razu rozchodzi się po całej dłoni. Jednak ból nie jest na tyle mocny abym przestał myśleć o tym wszystkim.

– Czekałam na ciebie. – światło w salonie się zapala i moim oczą ukazuje się postać Laury opatulonej ciepłym szlafrokiem.

– No to się doczekałaś. A teraz słucham, co wybrałaś? – na jej widok od razu przybieram pozę zimne skurwysyna. Staje pewnie przed nią z rękoma założonymi na piersiach i kamiennym wyrazem twarzy.

– Nie zgodzę się dobrowolnie na dziecko! – niemalże wykrzykuje w moją stronę. No cóż spodziewałem się trochę innej reakcji.

– Jak śmiesz jeszcze na mnie podnosić głos? – warczę w jej stronę, mocniej zaciskając dłonie.

– Tak samo jak ty ciągle śmiesz na mnie! Wiem, zrobiłam źle. Ale gdybyś spróbował chociaż raz mnie zrozumieć nie musiałabym cię oszukiwać! – krzyczy rozpaczliwym tonem.

– Czyli mam rozumieć, że wybierasz drugą opcje? Mam zrobić ci dziecko siłą tak? – pytam nie wzruszony.

– Bruno nie możemy spróbować się jakoś dogadać? Pójść na kompromis? Pozwól mi chociaż normalnie studiować przez pierwszy rok. Po pierwszym roku obiecuje, że wrócimy do tej rozmowy. Będę miała czas żeby jakoś się oswoić, wszystko przemyśleć. Ja chce, żeby to była moja świadoma decyzja... to ja mam nosić pod sercem dziecko nie ty. – tym razem Laura całkowicie zmienia ton, teraz jej ton jest wręcz błagalny.

– Nie. Nie będę tyle czekał. – gdyby nie ten pieprzony testament, był bym skłony przystać na jej propozycje. Jej argumenty są sensowne... ale nie mogę.

– Dobrze. Ty i tak zrobisz co zechcesz. Ty już podjąłeś decyzje. Ale teraz to ja dam ci wybór.

– Ty będziesz mi dawać wybór? – prycham lekceważąco.

– Tak. Albo uszanujesz to, że nie chce na razie dziecka, albo nie. Ale ostrzegam Cię Bruno. – staje o krok od mojej twarzy i patrzy wprost w moje oczy machając palcem wskazującym. – Licz się z tym, że jeżeli zrobisz to siłą to cię znienawidzę, stracę do ciebie cały szacunek który mam! Będziesz mnie oglądał dzień w dzień zapłakaną... Nie będziemy już takim małżeństwem jak teraz, będziemy tylko i wyłącznie małżeństwem na papierze a jedyne co będzie nas łączyć to dziecko, którego nie wiem czy będę w stanie pokochać skoro narodzi się we mnie wbrew mojej woli... – bardzo powoli wypowiada każde kolejne słowo a jej twarz pozostaje bez wzruszenia. Wpatruje się jeszcze przez chwilę we mnie, a kiedy pojedyncza łza spływa po jej policzku, wychodzi z salonu.

Stoję bez ruchu i jestem kompletnie zdezorientowany jej słowami... Przez to co powiedziała żołądek boleśnie zaczął mi się zaciskać a serce cholernie mocno zaczęło kłuć. Tak serce...

Cholera jasna, przecież ja nie chce żeby nasze życie tak wyglądało! Nie zniósł bym tego!

Tak chce mieć normalną rodzinę, zwyczajną. Kochającą żonę przy boku i słodkiego malucha biegającego po domu... Chciałbym, aby Laura dała mi syna. Chciałbym go uczyć grać w piłkę, pomagać rozwiązywać zadania z matematyki i wychować na twardo stąpającego po ziemiami faceta, prawdziwego twardziela. Jak tata...

Córeczkę też chciałbym mieć... małą śliczną, słodką czarnulkę, dokładnie taką jak mama, której co dzień rano plotła by warkoczyki. A ja chroniłbym tą małą księżniczkę przed wszystkim złym.

Jestem skurwysynem, ale o swojej dzieci dbał bym najlepiej jak umiem i nie pozwoliłbym, aby stała im się jakaś krzywda.

Chciałbym, co dzień rano budzić się wtulony w Laurę. Witać ją buziakiem w jej malinowe usta... a potem czekać na moment aż te małe szkraby wpadną do nas do pokoju by nas obudzić.

Chciałbym jeść wspólne śniadania i w drodze do pracy odwozić ich do szkoły.

Tak właśnie tego bym chciał! Nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałem... ale teraz łzy cholernie mocno cisną mi się do oczu...

Mogę to wszystko mieć, ale nie teraz i jednocześnie nie spełnić warunków testamentu...

Albo mogę tego wszystkiego nie mieć i jedynie liczyć, że wszystko się jakoś ułoży i jednocześnie spełnić warunki testamentu...



I jak ;D ?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top