Rozdział 50!

Cześć! :)

Sama nie wierzę, że udało mi się wrócić tu po prawie roku. Ale cieszę się bardzo, że jednak mi się udało! 

Was wszystkich bardzo przepraszam za moje milczenie... 

Bardzo Bardzo Bardzo Przepraszam. 

Po prostu nie mogłam.

Dziękuje, że ciągle ze mną byliście i z moim opowiadaniem!

Dziękuje za wszystkie wiadomości i komentarze.  

Mam nadzieje, że wciąż jesteście! 

Mam coś dla was!

P.S błędów nie sprawdziłam:(


Dla przypomnienia  najpierw dodaje koniec ostatniego rozdziału. 

Bruno

Parkuje z piskiem opon przed domem Andersona i modlę się w duchu, żebym zdążył na czas. Kurwa jak on jej o tym powie to Laura się załamie... już wystarczająco się w życiu na cierpiała po co ma cierpieć jeszcze bardziej. Wiem, może i powinna znać prawdę, ale ona jej do cholery w niczym nie pomoże! A ja po prostu chce ją chronić. Po za tym boje się, że jeśli dowie się prawdy, do mnie również będzie mieć żal i wtedy jeszcze trudniej będzie jej mi wybaczyć.

Koniec tego. Zabieram ją choćby siłą z powrotem do Bostonu. Nie zostawię jej tutaj. Biegiem pokonuje drogę od bramy wjazdowej do drzwi i kiedy chwytam za klamkę od razu ogarnia mnie złe przeczucie.

– No odpowiedź! – wpadam do środka i widzę Laurę która krzyczy w stronę ojca zapłakana. Staje przez moment za jej plecami zdezorientowany a spojrzenie, które rzuca mi Eryk jednoznacznie mówi co chce zrobić.

– Ani słowa więcej Eryk! Laura zabieram cię stąd, bez dyskusji. – mówię ostrym tonem i chwytam Laurę za łokieć.

– Puść mnie! No mów! – Laura z impetem wyrwa mi łokieć z uścisku i znów zwraca się do ojca.

– Dość tego! – Eryk uderza szklaną z whisky w stolik. – Nie interesuje mnie to, bo nie jesteś do cholery moją córką! – Ja pierdole.

– Co? – Laura ledwo co jest w stanie wydusić z siebie słowo i zasłania sobie dłonią usta.

– To! Nie jesteś moją córką i nie zamierzam się o ciebie martwić. Twoja matka zaszła w ciąże z innym kiedy przez rok nie było mnie w kraju. Nie mogłem się z nią rozwieść, w naszej rodzinie nigdy nie było rozwodów, mieliśmy zbyt dużo wspólnych powiązań... ale ciebie nie byłem i nie jestem w stanie zaakceptować. Zajmowałem się tobą wcześniej bo musiałam. Twoja matka przed śmiercią to na mnie wymogła w zamian za zniszczenie pewnych nie korzystnych dla mnie dokumentów. Miałem się zająć tobą do 20 roku życia... a Twoje 20 urodziny były kilka miesięcy temu... – po tych słowach będzie jeszcze gorzej niż mogłem sobie to wyobrazić.

– Ale...– Laura osuwa się na kolana. Nie mogąc złapać oddechu.

– Kochanie spokojnie, proszę cię. – nachylam się do niej i dotykam delikatnie jej ramion.

– Powinnaś być wdzięczna ojcu, że jeszcze cię ustawił na resztę życia a nie wykopał za drzwi bez niczego tak jak to powinien zrobić, wystarczająco się poświęcił dla benkarta. – Wiliam się odzywa a ja momentalnie wpadam w szał. Odrywam się od Laury i rzucam się na niego z pięściami. Nie pozwolę mu tak mówić do niej! Nigdy!

– Ty skurwysynu. – rzucam go na podłogę i okładam pięściami, nie patrząc gdzie uderzam. – Jeszcze raz tak odezwij się do mojej żony a cię zabije. – William próbuje się bronić ale jest ode mnie słabszy. Zapłaci mi za każdą obelgę w kierunku mojej żony. Czuje na plecach ręce Eryka, ale sprawnie odpycham go od siebie. Charlotte krzyczy mi nad uchem, żebym puścił Williama ale to też nie jest w stanie mnie powstrzymać.

– Panie Bruno, Laura. –jedynie na te słowa reaguje. Odwracam się i widzę postać przerażonej Merry przy otwartych drzwiach wyjściowych i spostrzegam się, że mojej żony już tu nie ma. Od razu podrywam się z William.

– Gdyby nie ona to bym cię tu chyba zapierdolił. Mieliśmy inną umowę. Oboje tego pożałujecie. – cedzę wściekle każde słowo w ich stronę i rzucam się pędem do drzwi za Laurą.

– Laura, Laura!!! – krzyczę za nią i biegnę ile sił, aby ją dogonić zanim wybieganie za posesje. Dobiegam do niej i łapiąc za ramiona, zatrzymuje ją i obracam do siebie przodem. Jest cała zapłakana i ledwo co oddycha.

– Kochanie spokojnie, oddychaj. – mówię obluzowując uścisk na jej ramionach, widząc jak ciężko złapać jej oddech.

– Wiedziałeś... Ty o wszystkim od początku wiedziałeś? – mówi niemalże sylabami, nie mogąc w całości wypowiedzieć całego słowa. I co ja mam jej teraz kurwa powiedzieć!? Nie będę jej kolejny raz okłamywał. Zresztą to nie było pytanie, ona się sama domyśliła, o tym że ja wiem o wszystkim.

– Wiedziałem. – odpowiadam i teraz to ja mam opory przed tym aby spojrzeć jej w oczy.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś. Dlaczego przez cały czas mnie oszukiwałeś, znowu? – łka, wpatrując mi się prosto w oczy.

– Chciałem cię chronić. Nie chciałem żebyś cierpiała. Zrobiłem to dla twojego dobra. – wątpie aby Laura myślała tak samo. To było kolejne kłamstwo z mojej strony. Tego również nie będzie chciała mi wybaczyć.

– Wy mnie kurwa wszyscy chcecie chronić, ja nie jestem małym dzieckiem! Powinnam była znać prawdę od samego początku a wy mnie wszyscy oszukiwaliście nawet mama! – Laura nagle wpada w szła i zaczyna mnie raz za razem okładać pięściami po klatce a ja nawet nie próbuje ją powstrzymać, żeby przestała.

– Laura już. – po chwili łapię jej dłonie i przyciskając je sobie do klatki piersiowej, próbuje ją uspokoić. Serce mi się kraje, gdy na nią patrzę. Kiedy już była nadzieje, na to że wszystko będzie dobrze, znów wszystko się spieprzyło. Laura dowiedziała się najstraszniejszej prawdy... Ma prawo być zresztą teraz wściekła i rozżalona. To zdecydowanie za dużo jak na moją drobną istotkę.

– Dlaczego wy mi to wszyscy robicie? Co ja wam takiego zrobiłam, powiedz mi? Wszystkim tylko przeszkadzam... – co ja mam jej powiedzieć? Przecież ja naprawdę nie chciałem jej już krzywdzić. Chciałem ją po prostu przed tym chronić.

– Kochanie mi przeszkadzasz? Mi? Przecież ja Cię kocham najmocniej na świecie i dla mnie nie ma nikogo ważniejszego od ciebie! – biorę jej twarz w dłonie ale to i tak nie sprawia, że na mnie spogląda.

– To moja wina, że się urodziłam? Przecież to nie jest moja wina, że nie jestem jego córką...

– Laura Eryk to kawał skurwysyna a William jeszcze gorszy i przysięgam ci, że ostatni raz powiedzieli na ciebie złe słowo! Nie pozwolę im więcej na to! Nikt nie ma prawa krzywdzić mojej żony. – Laura uspokoja się odrobinę i pozwala mi się przytulić, cicho szlochając mi w klatkę piersiową. – Już spokojnie, kochanie. – mówię czulę głaszcząc ją po włosach.

– Ale w takim razie William to w dalszym ciągu mój brat, przyrodni ale brat. – podnosi na mnie zapłakany wzrok, a mi samemu chce się płakać patrząc na nią. No co ja mam jej do cholery powiedzieć?

– Lepiej będzie dla ciebie jak uznasz, że nie masz brata... Zresztą on i tak nie chce nim dla ciebie być. Laura nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo boli się cię prawda, której się teraz dowiedziałaś, ale... niestety taka jest prawda i musisz się z nią pogodzić. Pieprzyć ich! Zapomnij o nich raz na zawsze. Teraz to ja jestem twoją jedyną rodziną i dla mnie jesteś najważniejsza. Nic tu po nas wracamy do domu. Do naszego domu. – mówię łagodnym głosem i kiedy biorę dłoń Laury w swoją, ona nie protestuje. Prowadzę ją powoli do samochodu, otwieram drzwi od strony pasażera i pomagam jej wściąć do środka. Laura jednak wciąż sprawia wrażenie lekko oszołomionej. Tak jak by tak właściwie nie wiedziała co się tak naprawdę stało przed chwilą... Siedzi na przednim siedzeniu i po prostu bezmyślnie patrzy przed siebie.

– Poczekaj tu na mnie chwilę. Mam im jeszcze do powiedzenia parę słów... Nigdzie się nie ruszaj ja zaraz wracam, jeszcze dziś wieczorem wylecimy stąd. – mówię ale nie doczekuje się żadnej odpowiedzi ani znaku... Delikatnie zamykam drzwi Ida jeszcze rozmówić się z tymi skurwysynami. Wszystkie interesy jakie między sobą mamy przestają właśnie istnieć!


Rozdział 50!!!!!

Laura

Po raz kolejny całe moje życie rozsypało się na kawałki. Po raz kolejny. Wszystko w co wierzyłam okazało się być jednym wielkim kłamstwem. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo. Wszyscy dookoła okłamują mnie, decydują za mnie i wiedzą co dla mnie jest najlepsze.

Mój ociec nie jest moim ojcem... Dlaczego oni wszyscy to przede mną ukryli? Przez całe życie czułam się gorsza, wciąż nie doskonała dla ojca, a właściwie dla Eryka i teraz w końcu wiem dlaczego. Nie raz zadawałam sobie pytanie dlaczego on mnie tak nienawidzi. Co ja mu takiego zrobiłam, ale teraz już wiem. Ja po prostu nie jestem jego dzieckiem i za to mnie tak przez całe życie nienawidził. Po śmierci mamy opiekował się mną bo musiał, aby jego ciemne interesy nie wyszły na jaw a tak naprawdę najchętniej by mnie wyrzucił od razu ze swojego domu i życia. Bo byłam dla niego bękartem...

Mamo dlaczego?

Pytam unosząc wzrok do nieba i czuje jak z pod moich powiek zaczyna wylewać się kolejna fala łez. Dlaczego mi to zrobiłaś? Gdybym wiedziała o wszystkim sama bym odeszła z domu. Nie starałabym się o jego atencje i nie zadręczała wiecznie myślami co ze mną jest nie tak.

A William? Przecież na to wychodzi, że mimo wszystko to mój brat... przyrodni ale brat, a traktował mnie tak samo jak ojciec bądź jeszcze gorzej. Przecież to, że nie jestem córką Eryka to nie jest moja wina, a tylko ja za to wszystko cierpię. Nigdy w życiu nie dostałam większego policzka niż teraz...

Kto jest moim ojcem do jasnej cholery, kim on był? Kim on był dla mamy? Dlaczego zdradziła Eryka? Dlaczego nie została z tym facetem tylko wciąż została panią Andersen?

Myśli i pytania w mojej głowie zaczynają przesuwać się jak w kalejdoskopie a ja czuje, że zaraz rozniesie mi głowę. Każda myśl, każde pytanie boli coraz bardziej. Oddech znów mi przyspiesza i nie jestem w stanie normalnie zaczerpnąć powietrza. Cichy płacz znów zamienia się w rozpaczliwy szloch, a ręce zaczynają drżeć.

Nic tu po mnie. Nikt mnie tu nie chce... Wszystkim tylko przeszkadzam i wiecznie sprawiam kłopot, albo upatrują sobie we mnie korzyści... ja sama nikogo nie interesuje.

Nie zastanawiam się długo nad tym co właśnie robię, właściwie to w ogóle się nad tym nie zastanawiam, tylko po prostu to robię. Chce uciec od tego wszystkiego i mieć w końcu święty spokój, choć na chwilę.

Ocierając zamglone od łez oczy, przesiadam się na miejsce kierowcy i dziękuje w duchu, że Bruno zostawił kluczki w aucie. Nie zapinam pasów tylko odpalam samochód i po cichutku zaczynam wycofywać się z posesji. Jeśli zrobiłabym to szybko, od razu wszyscy by się zorientowali. Jednak jednym zainteresowanym pewnie był by tylko Bruno... Dla innych mogłabym właściwie nie istnieć. Może i zaczęłam wierzyć w to, że Bruno mnie kocha, ale on znów mnie okłamał. Wiedział o wszystkim i patrzył jak cierpię, kiedy zastanawiałam się dlaczego ojciec z bratem mnie tak nienawidzą i nic z tym nie zrobił!

Teraz dopiero wszystko ułożyło się w idealną całość... Eryk wepchnął mnie w ręce Bruna i za jednym posunięciem pozbył się mnie, tym samym nie musząc się dzielić ze mną majątkiem i skorzystał na robieniu interesów z Brunem. Za to Bruno zyskał żoną i majątek, który dzięki mnie dostał. Ja byłam tylko kukiełką w tym wszystkim i dla wszystkich.

Pieprzcie się wszyscy!

Uderzam w całych sił w kierownicę i gdy tylko wyjeżdżam z posesji dodaje gazu.

Nie wiem gdzie mam jechać i co robić, po prostu jadę przed siebie...


Bruno

– Ostrzegałem, że tego pożałujecie i dotrzymam słowa skurwysyny! – uderzam pięścią w stół po tym jak przed chwilą kolejny raz nie wytrzymałem i tym razem przyłożyłem Williamowi w ryj. Za każde złe słowo jakie usłyszę od nich na Laurę muszą zapłacić! Kiedy patrzę na nich po prostu rzygać mi się chce. Co ona im takiego zrobiła? Nic!

Nie chce mi się dłużej patrzeć na ten żałosny widok jaki widzę przed sobą i ostatni raz spoglądając na ich z pogardą wychodzę.

– Kurwa mac! – widok jaki zastaje przed domem sprawia, że mam ochotę rozpieprzyć wszystko i wszystkich dookoła. Na jaką cholerę zostawiłem ją tu samą i wróciłem się z nimi dochodzić? Musiałem przywalić im w ryj bo inaczej nie byłbym sobą! Zamiast nie opuszczać jej na krok ja musiałam zaspokoić swoją dumę i im wpieprzyć. Musiałem wyrzucić swoją złość.

Kurwa mogłem to przewidzieć!

Nie ma ani Laury ani samochodu...

Myśl Bruno myśl! Krzyczę sam na siebie niemalże boleśnie szarpiąc się za włosy.

Muszę się jakoś uspokoić i spokojnie pomyśleć co robić. Przecież nie uciekła w pięć minut nie wiadomo gdzie. Ona pewnie sama nie wie, co tak naprawdę teraz ma zrobić.

Tylko dlaczego po raz kolejny ode mnie ucieka!?

Odpalam papierosa i zaczynam iść w stronę wyjścia z posesji. Dzwonie pod pierwszy lepszy adres taxi i zamawiam taksówkę.

Mój plan działania z pewnością w przeciwieństwie do planu działania Laury jest prosty. Wypożyczam kolejne auto i jej szukam!

Tylko gdzie?

W przeciągu godziny jestem już wypożyczonym autem pod mieszkania przyjaciółki Laury. Nie liczę, że ją tam zastanę, ale muszę to sprawdzić. Podczas drogi wciąż usilnie próbuje się do niej dodzwonić ale to na nic. Cały czas odzywa się automatyczna sekretarka.

Zatrzymuje się pod blokiem i na moje szczęście Olivia właśnie wpisuje kod do wejścia.

– Olivia. – Wykrzykuje pospiesznie wychodząc z auta.

– Co sie dzieje ? Laury nie ma z Tobą? – pyta szczerze zdziwiona, kierując swój wzrok na auto aby upewnić się czy na pewno jej w nim nie ma.

– Ze mną? Jak to ze mną? – nie rozumiem.

– Bruno... Laura była tu godzinę temu zabrała rzeczy i powiedziała, że wraca z Tobą do Bostonu, że zaraz macie samolot. O co tu chodzi Bruno!? – Załamuje twarz w dłoniach i czuje jak ból w skroniach pulsuje przez całą głowę. Przez chwilę nawet nie umiem skupić się, aby cokolwiek jej odpowiedzieć na to. Skoro okłamała nawet Olivię to naprawdę nie jest dobrze...

– Nie zwróciło Twojej uwagi, że jest zapłakana, roztrzęsiona i sama po rzeczy? – pytam z wyrzutem po chwili.

– Wiesz Bruno nie specjalnie zwróciło bo od jakiegoś tygodnia ciągle jest zapłakana!- warczy wściekle w moją stronę.

– Laura zabrała mój samochód, który wypożyczyłem i uciekła... Nie wiem gdzie jest i co zamierza zrobić. – mówię niemalże na jednym wdechu.

– Ja pierdole! Coś Ty jej znowu zrobił!? – rzuca się na mnie z pięściami.

– Nic! – łapię ją za nadgarstki i odpycham od siebie. – Nie wiem czy powinienem Ci o tym mówić... Powiem Ci ale przysięgnij, że jeśli się do Ciebie odezwie to mnie o tym poinformujesz. – mierzę ją groźnym wzrokiem, na co ona nieco uspokajać się kiwa twierdząco głową. – Laura dowiedziała się u Eryka o tym, że nie jest jego córką... a ja o tym wiedziałem... – mówię odpalając w między czasie papierosa. Olivia zasłania usta dłonią i usiada na murku przed blokiem. Wyciąga z torebki telefon i jak mniemam się domyślić, próbuje zadzwonić do Laury, co oczywiście również kończy się nie powodzeniem. U Laury cały czas odzywa się automatyczna sekretarka.

– Ale jak to Bruno, jak to nie jest jego córką? Co Ty w ogóle wygadujesz? – nie może uwierzyć w to co przed chwilą powiedziałem.

– Normalnie... mama Laury zdradziła Eryka. – mówię jak by to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

– Bruno, proszę Cię znajdź ją. Ona całe życie chciała dorównać Wiliamowi aby ojciec traktował ją na równo z nim. Ciągle zastanawiała się dlaczego ojciec tak ją traktuje, co z nią jest nie tak... to wszystko co się ostatnio wydarzyło między wami i teraz jeszcze to... to jest dla niej za dużo. Bruno skoro okłamała już nawet mnie ja się boje co może się stać. – widzę łzy w jej oczach i szczerze ja po chwili w swoich oczach również je czuje.

– Nie mów tak, nic sobie Laura nie zrobi! Ona jest bardziej twarda niż wam się wszystkim wydaje! Znajdę ją, choćbym miał ją wykopać spod ziemi. – mówię zdecydowanym głosem... Nie wyobrażam sobie nawet innej opcji. A boje się nawet pomyśleć o tym co chciała powiedzieć Oliviia.


Laura

Wyciągnęłam większą ilość pieniędzy z bankomatu, nie chcąć płacić za hotel kartą, żeby Bruno nie wiedział gdzie jestem. Dam sobie rękę uciąć, że sprawdza gdzie i za co płacę. Samochód za to odstawiłam do wypożyczalni z której Bruno go wypożyczył.

Dobrze, że ulotka z adresem była wsadzona w schowek. Doskonale wiem, że auta z wypożyczalni mają wgrany nadajnik GPS, Bruno wtedy od razu miał by mnie jak na widelcu. Wzięłam taksówkę i nie wiedziałam gdzie jechać.... Cholera jasna, gdzie ja mam jechać?

– Przepraszam bardzo Panią, ale musi się Pani na cos zdecydować. Będziemy tak jeździć bez celu? – głos taksówkarza wyrywa mnie z zamyślenia.

– A z na Pan jakiś spokojny hotel na uboczu bądź cokolwiek takiego?

– Moja siostra prowadzi Agroturystykę nad jeziorem ale to jakieś 50 kilometrów stąd. – tak to jest to!

– Bez znaczenia. Zapłacę nawet podwójnie. Proszę mnie tam zawieźć. – mówię do taksówkarza i drżącymi dłońmi wyciągam starą kartę sim z telefonu i przełamując ją na pół. Teraz już Bruno mnie tak łatwo nie namierzy.

– Tylko zaznaczam to nie jest luksusowy hotel, tylko agroturystyka nad jeziorem. – widzę jak taksówkarz patrzy w lusterko i mierzy mnie wzrokiem.

– I bardzo dobrze takiego miejsca właśnie szukam, tylko proszę wcześniej stanąć gdzieś do sklepu gdzie mogę kupić alkohol. – Podciągam nogi pod brodę i wlepiam wzrok w szybę. Wiem, że nie uciekam na zawsze... wiem, że to nie jest wyjście z sytuacji i wiem, że Bruno prędzej czy później i tak mnie znajdzie, ale wierzę, że jadąc właśnie tam będzie to później. On znajdzie mnie wszędzie...

Muszę pobyć sama ze sobą. Sama to wszystko jakoś przetrawić i się z tym pogodzić, bo jakie mam inne wyjście? Mi już zaczyna być po prostu wszystko jedno, ja już nie mam siły z tym wszystkim walczyć. Życie i tak cały czas decyduje za mnie i ja naprawdę nie wiem co dalej...

Zaczynam sobie uświadamiać, że moje życie nie ma sensu...

Czy Bruno jest warty tego, żeby był jedynym powodem, który trzyma mnie przy życiu?

Tak mam cholernie za złe Brunowi, że o niczym mi nie powiedział, już dawno nie łudziłabym się na miłość ojca i brata. Już dawno przestała bym żyć w tym pieprzonym kłamstwie.


Bruno

Jadę do wypożyczalni samochodowej, z której wzięłam samochód, a który teraz zabrała Laura. Przecież wszystkie auta tam mają nadajnik. Po tym dojdę do niej jak po sznurku, że też od razu na to nie wpadałem. Ta cała złość sprawia, że nie potrafię do końca racjonalnie myśleć.

Wpadam z impetem do salony samochodowego i szukam kogoś z obsługi.

– Dzień dobry, nazywam się Bruno Waston i parę dni temu wypożyczałem od Państwa samochód, zabrała go moja żona i nie mam z nią teraz kontaktu, boje że coś się stało, proszę mi podać lokalizacja, przecież wszystkie wasze auta mają nadajniki. – mówię z prędkością światła, dostrzegając kogoś z obsługi.

– Oczywiście ma Pan rację z tym, że Pańska żona jakieś 2 godziny temu zwróciła samochód razem z dokumentami i uregulowała płatność. – no nie... Ja pierdole. Nic już nie mówię tylko po prostu wychodzę. Gardło mi się zaciska i mam ochotę się drzeć na cały głos. Laura doskonale wiedziała co robi i dlaczego... przewidziała mój ruch.

Wychodzę na zewnątrz i wyładowuje całą swoją kopiąc w kosz tak mocno, że przez moment noga mi sztywnieje.

Wyciągam telefon i dzwonię do mojego działu IT, żeby ponownie namierzyli numer mojej żony, tak jak to zrobili poprzednim razem. Wydzieram się do telefonu pokazując całą swoją złość. Oczekiwanie na odpowiedź trwa dla mnie jak wieczność. Każda sekunda zaczyna trwać dla mnie jak godzina. Kiedy w końcu telefon dzwoni po 10 minutach czuje jak powoli kamień spada mi z serca.

– W końcu! Gdzie jest moja żona! . – wydzieram się do telefonu.

– Panie Watson przykro mi... karta sim jest nie aktywna. Pańska żona musiała ją wyciągnąć z telefonu i zniszczyć, innej możliwości nie ma. – wszystko od razu momentalnie podchodzi mi do gardła i chce rozerwać mi tchawicę. Wiedziała, że będą ją tak chciał namierzyć. Przewidziała dokładnie każdy mój ruch...

– Dobra a gdzie było ostanie logowanie mojej żony!?

– Adres wyślę sms. – rozłączam się i czekam z niecierpliwością na wiadomość. Kiedy widzę adres mimo tego wszystkiego naprawdę jestem w podziwie. Laura skorzystała z bankomatu 500 metrów dalej od wypożyczalni samochodowej. To również zrobiła specjalnie, żebym nie mógł jej namierzyć po płatności kartą.

Wchodzę szybko na jej konto, żeby zobaczyć ile pieniędzy wypłaciła i kiedy widzę ile zabrała z konta cholera mnie strzelała, że ustawiłem jej taki duży limit wypłacalności pieniędzy. Za taką kwotę będzie miała szerokie możliwości do ucieczki.

Kurwa mać i co ja mam teraz zrobić!?

Jak i gdzie ją szukać skoro zaciera za sobą wszystkie swoje ślady.

Ona naprawdę nie chce, żebym ją znalazł.

Boję się nawet pomyśleć, że to co chciała powiedzieć Olivia mogło by okazać się prawdą...

Sama myśl o tym sprawia, że cały sztywnieje nie mogąc nawet złapać oddechu.

Jeśli coś jej się stanie przysięgam, że zabije Eryka...

Przysięgam. 


***********************

Czeka na was jeszcze jeden rozdział :) 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top