Rozdział 47!
Kochani!
Standardowo przepraszam za czas oczekiwania na nowy rozdział:(
Za to nowy rozdział jest dosyć długi i myślę że dla wielu z was będzie bardzo zaskakujący.
Z góry uprzedzam, że akurat w tym rozdziale może pojawić się bardzo dużo błędów, ale nie mam siły juz tego sprawdzać, a nie chciałam już dłużej trzymać was w nie pewności!
Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego czytania! <3
Bruno
Nie próbowałem się nawet kontaktować z Laura już dzisiaj. Dałem jej spokój... zresztą nie tylko jej ale też sobie. Oboje musimy ochłonąć po naszej rozmowie a raczej próbie rozmowy... Nie można nazwać rozmową tego co między nami zaszło. Musze jej dać chwilę wytchnienia, ale to nie oznacza, że odpuszczam. Nie odpuszczę nigdy!
Przesadziłem. Stanowczo przesadziłem. Ta rozmowa nie miała tak wygląda, a ja dałem się ponieść emocją i uniosłem się nie potrzebnie dumą.
Brawo Bruno!
Jak będę tak dalej robił, to nigdy jej nie odzyskam.
Nie wyjadę stąd choćbym miał miesiąc siedzieć w tej pieprzonej Kanadzie, a chyba posiedzę. Nie popisałem się dziś... Pogorszyłem tylko całą sytuacji i na chwile obecną nie mam zielonego pojęcia jak mam odbudować zaufanie Laury do mnie, a właśnie od tego muszę zacząć. Nie od wybaczenia, bo na to za wcześnie. Laura jest piekielnie wściekła na mnie i czuje się bardzo skrzywdzona prze ze mnie, więc o wybaczeniu nie ma mowy. Zaufanie jest podstawą do tego, żeby mi wybaczyła. Musi znów zacząć mi ufać... wtedy jakoś to poskładamy wszystko. Tylko jak ja mam teraz jej zaufanie odzyskać... Tym bardziej, że tak trudno było mi go zdobyć.
Nie wiem co mam ze sobą zrobić... nosi mnie przez cały dzień, najgorzej jest wieczorem. Roznosi mnie od środka. Postanowiłem, już wcześniej, że dam Laurze odetchnąć od siebie ale nie wytrzymuje i jadę pod blok jej przyjaciółki. Szarpię się z emocjami bo nie wiem co mam robić... Iść do niej czy nie?
Stoje tu już chyba godzinę pod tym blokiem... Ale i tak wolę być tu niż w tym pustym pokoju hotelowym, tam mnie po prostu jasny szlag trafia!
– Laury tu nie ma. – słyszę za sobą głos, który już słyszałem. Który słyszałem dziś rano.
– Wiem, że jest. – odwracam się do przyjaciółki mojej żony i zakładając dłonie na klatce piersiowej, opieram się o samochód.
– Nie ma jej do cholery i to przez ciebie wszystko! – podnosi głos poddenerwowana i wymachuję w moją stronę dłońmi.
– Jak nie ma!? To gdzie jest!?
– Zniknęła! Nie ma je od momentu jak przyjechałeś tu rano. Nie wiem gdzie jest! Nie odbiera telefonu, nie odpisuje na moje wiadomości. Szukałam jej we wszystkich miejscach do których wydawało mi się, że mogła pójść i nigdzie jej nie ma! – Cholera jasna! Jeszcze tego brakowało.
– Nie kłamiesz? – upewniam się, wlepiając w nią przeszywające spojrzenie.
– Nie kłamie! Zaczynam się coraz bardziej o nią martwić! Jak przez ciebie gnoju jej się coś stanie to nie daruje ci tego. – zaciskam usta w wąską linie i czuje jak serce w mojej klatce piersiowej zaczyna bić znacznie mocniej niż wcześniej. Gdyby cos jej się stało, sam bym sobie tego nigdy nie darował. Wyciągam telefon z kieszenie i w żaden sposób tego nie komentując przykładam telefon do ucha. W sumie to mogłem to już wcześniej zrobić, ale miałem pewność, że tu jest więc tego nie wykorzystywałem. A teraz tej pewności nie mam! Kurwa, przecież jeżeli coś jej się stało... nawet nie chce sobie tego wyobrażać.
– Namierz mi telefon mojej żony. Wyślę ci numer sms. – mówię do pracownika IT w moim dziale o którym doskonale wiem, że potrafi zrobić takie rzeczy i w dupie mam to czy to będzie legalnie czy nie.
– Ale szefie to nie jest łatwe... może długo potrwać i może w ogóle okazać się nie możliwe. – zaczyna dukać do telefonu co szybko mu przerywam.
– Nie rozumiesz kurwa co powiedziałem? Namierz telefon mojej żony! Masz kurwa 15 minut, jeśli nie to wypierdalaj z mojej firmy i więcej się w niej nie pokazuj i nie licz na odprawę. – nerwy mi puszczają i wydzieram się do telefonu na co po sekundzie, słyszę jedynie ciche „ oczywiście" . Za co ja im kurwa wszystkim płacę do jasnej cholery! Za wykonywanie moich poleceń! Szczerze gówno mnie to obchodzi jak on to zrobi ma zrobić i już.
Oboje razem z Sofii czekamy na wiadomość od mojego pracownika. Przyjaciółka mojej żony niemalże co chwile nerwowo spogląda na zegarek patrząc czy minęło już 15 minut. Ja tego nie robię tylko w spokoju czekam na wiadomość, odpalając papierosa. Moje nerwy w niczym tu nie pomogą.
Już po 10 minutach słyszę dźwięk wiadomości na moim mejlu. Od razu go otwieram i widzę dokładną lokalizacje w której znajduje się moja żona.
– I co, gdzie ona jest? – pyta poddenerwowana.
– Z tego co widzę, jest nad jakąś rzeką około 10 kilometrów stąd. Jadę po nią. – mówię i nie zastanawiając się dłużej ruszam w stronę auta.
– Jadę z tobą! Jezus jeśli ona sobie coś zrobiła? Zabije cię gnoju, jeśli cos jej się stało! – rzuca się za mną pędem do drzwi pasażera.
– Przestań nic się jej nie stało. Jej telefon ma aktywny sygnał, a ty ze mną nie jedziesz. Pojadę po nią sam. – rzucam w jej stronę ostre spojrzenie.
– Ona nie chce na ciebie patrzeć a ty chcesz po nią jechać? Nie ma mowy!
– Posłuchaj mnie. Laura to moja żona i sam do niej pojadę, a ty nie masz tu nic do gadania! – podnoszę głos. – Nie bój się, przecież nic jej nie zrobię...Jestem ostaniom osobą która chciałaby, żeby jej się cos stało. Jeśli będzie chciała tu wrócić, to ją tu przywiozę. – spuszczam z tonu po chwili. – Wpisz mi swój numer. Odezwę się do ciebie jak już ją znajdę. – wyciągam do niej dłoń z telefonem. Przez chwilę mierzy mnie podejrzliwym wzorkiem i nerwowo przygryza wargi, tak jakby biła się z myślami. Jakby nie wiedziała czy może mi zaufać. – Wpisujesz ten numer czy nie? Nie będę tu stał w nieskończoność. – po chwili oczekiwania jednak tracę cierpliwość. Jej telefon ma aktywny sygnał... ale fakt, że jej obecna lokalizacja jest nad jakąś pieprzoną rzeką, jednak sprawia, że przychodzą mi pewne myśli do głowy... Tego bym sobie nie wybaczył. Nie zniósł bym, gdyby coś jej się stało prze ze mnie...
W końcu Soffi wpisuje mi swój numer w telefon i podaje mi go do ręki. Zabieram telefon i rzucając jej szybkie ''odezwę się '' wsiadam do auta, włączam nawigacje i od razu ruszam spod bloku z piskiem opon.
Jezu, żeby tylko nic jej nie było...
Laura
Próbuje sobie jakoś to wszystko poukładać w głowie. Poukładać na spokojnie bez emocji... Ale tego co się dzieje pomiędzy mną a Brunem nie da się poukładać na spokojnie, bez emocji. Tego chyba się nie da poukładać... Zresztą on chciałby to poukładać, ale nie dlatego, że mnie kocha. Tylko i wyłącznie dlatego, że chce swojego spadku, a świadomość tego tak strasznie boli...
Wyłączyłam telefon i przyszłam tu nad rzekę bo chce po prostu być sama! Nie chce z nikim rozmawiać. Po prostu muszę to wszystko przetrawić sama ze sobą. Ja wiem, że Sofii chce da mnie dobrze, ale naprawdę nie chce mi się już słuchać w kółko, że muszę się wziąć w garść. Ja naprawdę o tym, wiem ale nie umiem na razie... Każdemu jest łatwo powiedzieć, ale nikt nie jest w mojej sytuacji i nikt teraz nie czuje się tak jak ja!
Dzisiejsze spotkanie z Brunem dało mi jeszcze więcej domyślenia, a wręcz jeszcze bardziej mnie dobiło, ostatnie głęboko schowane we mnie resztki nadziei właśnie zgasły.
Nie kocha cię.
Powtarzam sobie te słowa przez cały czas i już sama nie wiem czy tak jest, czy po prostu chce sobie to wmówić, żeby było mi lepiej.
Jego dzisiejsze zachowanie zbiło mnie z tropu... byłam niemalże pewna, że wrzuci mnie do tego samochodu a on od tak sobie po prostu odjechał. Biorę telefon w dłoń i po raz kolejny dzisiejszego dnia i chce wejść w galerię zdjęć w telefonie i naprawdę nie wiem po co to robię... Patrzenie na moje wspólne zdjęcia z Brunem wcale nie przynoszą mi ulgi.
Szlag!
Klnę pod nosem, kiedy orientuje się, że komórka mi się rozładowała. Nawet nie wiem, która jest godzina, ale z pewnością jest już dosyć późno. Zaczyna robić się szarówka a powietrze jest coraz chłodniejsze przez co na moim ciele pojawia się gęsia skórka. Wzdycham ciężko i otulam ramiona dłońmi.
– Laura co ty wyprawiasz? – słyszę za sobą męski głos. Ten głos, który poznałabym wszędzie. Głos mojego męża. Serca od razu zaczyna mi bić mocniej, przez co zaczynam znacznie szybciej oddychać.
Co on tu robi?Jak on mnie tu znalazł? O tym miejscu nikt nie wiedział, nawet Sofii.
Chociaż siedzę do niego plecami doskonale czuje jego obecność za sobą. Czuje, że kuca za mną i nachyla się do mojego ucha, przez co czuje na nim jego oddech. Jego dłonie delikatnie dotykają moich rąk a ja mam problem z przełknięciem śliny przez jego dotyk. – Martwiłem się o ciebie. – szepta mi do ucha i delikatnie gładzi dłońmi ramiona. Przymykam na sekundę oczy i po prostu delektuje się jego dotykiem. Niemalże milion ciarek przechodzi przez moje plecy, kiedy delikatnie ustami dotyka mojego ucha. – Kochanie zmarzłaś . – zaczyna a mi po tym jednym słowie wraca zdolność do racjonalnego myślenia. Odskakuje od niego jak oparzona i staje naprzeciw niego z morderczym wzrokiem.
– Nie masz prawa już tak do mnie mówić! Jak mnie tu znalazłeś!? – staję z nim twarzą w twarz z bojowym nastawieniem.
– Kochanie... nie ma takiego miejsca w którym bym cię nie znalazł. Nie uciekniesz przede mną choćbyś się zaszyła na końcu świata. – mówi spokojnie, kładąc duży nacisk na słowo kochanie.
– Pytam się, jak mnie tu znalazłeś? Nikt nie wiedział o tym miejscu! – rzucam wściekle w jego stronę, na co Bruno wciąga głośno powietrze i przejeżdża kciukiem po swojej dolnej wardze.
– Mój pracownik z IT namierzył mi cię po numerze telefonu... – no tak... dlaczego mnie to nie dziwi? Bruno pewnie moją lokalizacje dostał po pstryknięciu palca. On mnie i tak zawsze znajdzie, choćbym się zaszyła pod ziemię. Więc może to już ten czas? I tak muszę z nim porozmawiać... Nie ucieknę przed tą rozmową.
– A dlaczego mnie szukałeś? – pytam zakładając dłonie na przedramiona i pocieram nimi lekko o zziębniętą skórę.
– Byłem u twojej przyjaciółki pod blokiem. To ona mi powiedziała, że zniknęłaś, nie odbierasz telefonu, nie odpisujesz na wiadomości. Martwiła się o ciebie, zresztą kiedy mi powiedziała, że zniknęłaś bez słowa, ja również zacząłem. Naprawdę się wystraszyłem. – wystraszył się jedynie o to, że nie będzie mógł mnie znaleźć i z jego spadku nici!
– Nie kłam, że się o mnie martwiłeś! Po za tym chciałam pobyć sama w spokoju, czy ja wiecznie musze się wszystkim tłumaczyć z tego co robię? Wiecznie mam być od kogoś uzależniona? Myślicie sobie wszyscy, że trzeba mnie kontrolować na każdym kroku? Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! – wtrącam mu się w zdanie i już wcale nie zamierzam z nim rozmawiać, w przeciągu sekundy zmieniam zdanie. Czy ja do jasnej cholery nie mogę spędzić trochę czasu sama nie tłumacząc się nikomu z tego!? Wykrzykuje mu potok słów prosto w twarz i napięcie odwracam się od niego i odchodzę. Nie mogę nawet na niego patrzeć!
– Zatrzymaj się! – słyszę za sobą głos Bruna, ale nie reaguje na jego wołanie. Szybkim ruchem ocieram spływające łzy z policzków i kroczę dalej przed siebie ani na moment nie zwalniając kroku.
– Zatrzymaj się do cholery! – podnosi głos i czuje na ramionach jego dłonie, które sprawnie mnie zatrzymują. Zaciska dłonie na moich ramionach i odwraca mnie do siebie przodem, wlepiając w moją twarz swój świdrujący wzrok.
– Puść mnie! – zaczynam mu się wyrwać z uścisku. Nie mogę sobie pozwolić na chwilę słabości przy nim, bo mimo wszystko, tak bardzo chciałabym się do niego przytulić i po prostu na chwilę zapomnieć o tym wszystkim.
– Proszę cię Laura... uspokój się. Musimy porozmawiać. Porozmawiać spokojnie, nie tak jak rano. – łapie mnie za nadgarstki i spokojnie wypowiada każde kolejne słowo, patrząc mi prosto w oczy. – Laura naprawdę myślisz, że się o ciebie nie martwię? Popatrz mi prosto w oczy i to powiedz. – wpatruje się w niego i nagle czuje się jakbym straciła głos. Otwieram usta, ale nie wypływa z nich żaden dźwięk. Sama już nie wiem co mam myśleć, czasem wydaje mi się, że przecież on nie mógł tego wszystkiego co było między nami tak udawać...
– Nie wiem... – w końcu się odzywam i teraz delikatnie poruszam nadgarstkami, żeby mnie puścił, co ku mojemu zdziwieniu robi. Puszcza moje nadgarstki i pociera dłonią zarost. Patrzy na mnie i nic nie mówi, a ja robię dokładnie to samo. Jedyny ruch jaki wykonuje do pocieranie dłońmi przedramion.
– Chodź do auta, tam porozmawiamy spokojnie. – wskazuje na stojące nieopodal auto.
– Nie wsiądę z tobą do auta! – myśli, że jestem aż taka naiwna?
– Laura cholera przecież nic ci nie zrobię, ani nie porwę cię siłą do Bostonu! Chce, żebyśmy poszli do auta, bo widzę, że jest ci zimno. Nie chce, żebyś zmarzła jeszcze bardziej.
– Nie Bruno, nie ufam ci. – Bruno zaciska usta i widzę jak jego dłonie zaciskają się w pięści. Bierze głęboki oddech i po chwili ze spokojem wypuszcza powietrze z płuc.
– Dobrze, ale włóż moją bluzę bo nie mogę patrzeć na twoją gęsią skórkę jaką masz z zimna! – ściąga z siebie czarną bluzę z kapturem i mi ją podaje.
– Nie chce twojej bluzy, obejdzie się. – prycham w jego stronę obojętnie.
– Laura załóż tą pieprzoną bluzę i chociaż raz nie dyskutuj ze mną! – Bruno podnosi na mnie głos a w jego oczach widzę doskonale mi znaną, narastając złość! Złość świadczącą o tym, że wyprowadzałam go z równowagi.
Chwilę się waham, ale w końcu biorę od niego tą bluzę i zakładam ją na siebie. Przecież to tylko bluza. Kiedy tylko ją ubieram na siebie od razu robi mi się ciepło i przyjemnie. Przyjemnie bo mając jego bluzę na sobie doskonale czuje jego zapach... i był chyba jednak błąd. Jego zapach to moja słabość. Bruno skupia na mnie wzrok, kiedy ubieram jego bluzę na siebie po czym siada na piasku i pokazuje mi miejsce koło siebie, abym też to zrobiła, a ja to oczywiście robię. Lecę jak ćma do ognia...
– Czego ty ode mnie chcesz? – pytam siadając obok niego i tłamsząc w dłoniach rękawy jego bluzy.
– Przecież dobrze, wiesz czego... Chce, żebyś do mnie wróciła, żebyś wróciła ze mną do domu. – mówi, a ja prycham powietrzem.
– Chyba do twojego domu. Przecież w Bostonie wszystko jest twoje, ja tam nie mam nic swojego.
– Nie Lauro, nie do mojego. Do naszego domu. Wszystko co mam, dom, samochody, pieniądze firmę, jest tak samo moje jak i twoje... Jesteś moją żoną i masz do wszystkiego pełne prawo. Czy kiedyś dałem ci odczuć, że jest inaczej? Wydzielałem ci kiedyś na cos pieniądze? Powiedz? – w tym wypadku ma racje. Nigdy nie dał mi tego odczuć, że wszystko jest jego.
– Nie nie dałeś... ale cóż firma jeszcze nie jest twoja i jeśli nie dam ci dziecka to nie będzie twoja. – mówię z żalem w głosie. Znów przed oczyma staje mi rozmowa Bruna z ojcem. Nawet samo wspomnienie wywołuje u mnie piekący ból na sercu. Wtedy wszystkie moje przekonania legły w gruzach... Wszystko w co wierzyłam okazało się jednym wielkim kłamstwem. I przynajmniej w końcu się dowiedziałam, dlaczego ojciec Bruna pała do mnie taką niechęcią.
– Lauro teraz wysłuchaj mnie, proszę. Daj mi to wszystko wytłumaczyć, chce żebyś wiedziała jak było, żebyś zrozumiała to wszystko. Dobrze? – mówi spokojnie i dotyka mojej dłoni, którą od razu wyrywam spod jego uścisku.
– Ale ja wiem jak było, byłam przez cały czas marionetką w twoich rękach. Naiwną kretynką, która uwierzyła w wielką miłość. Tak naprawdę byłam ci potrzebna tylko i wyłącznie do spadku i pieprzenia. – do seksu zawsze był pierwszy.
– Nie mów tak! Cholera jasna Laura to nie prawda!
– A co nie było tak!? Od samego początku dążyłeś do tego żeby mnie przelecieć!
– A co w tym takiego dziwnego? Powiedz mi. Takie to dziwne, że chciałem sypiać z moja własną żoną? Co miałem dążyć do tego żeby inną przelecieć? Jestem facetem i seks jest dla mnie bardzo ważne! Mam swoje potrzeby i ciężko mi czasem nad nimi zapanować! Po prostu lubię seks i go potrzebuje do normalnego funkcjonowania! Więc jak mógłbym nie chcieć chodzić z tobą do łóżka? Jak mógłbym nie chcieć sypiać z tak piękną i kurewsko seksowną kobietą Laura jak ty. Każdy seks z tobą jest najlepszym seksem w moim życiu... a fakt, że byłem tym pierwszym nawet nie wiesz ile dla mnie znaczył. – Co on wygaduje! Myśli, że ja mu teraz we wszystko uwierzę!?
– Bruno nie kłam, przypuszczam, że wcale nie było ci dobrze ze mną w łóżku. Ty miałeś swoje potrzeby a ja byłam kompletnie nie doświadczona. Pewnie zdradzałeś mnie przy każdej możliwej okazji! – zaciskam zęby i wstrzymuje oddech. Nie chce znów przy nim płakać...
– Co ty pieprzysz Laura? Wmawiasz sobie coś czego nie ma. Nigdy cię nie zdradziłem! Rozumiesz? Nigdy i akurat ty nie powinnaś w to nigdy wątpić. Co zmusiłem się do seksu? Czekałem kurwa tyle ile było trzeba aż w końcu mi się oddałaś, chociaż momentami przy tobie chciał mi rozerwać spodnie z napięcia! – wykrzykuje uderzając dłonią w piasek. Sama już nie wiem, może powinnam mu uwierzyć, ale chyba nie umiem. Ja się boję uwierzyć my w cokolwiek... – Dobrze przyznaje na samym początku nie byłaś doświadczona i może nie do końca spełniałaś moje łóżkowe oczekiwania ale przecież później wszystkiego cię nauczyłem. Nauczyłem cie swoich potrzeb i pokazałem tobie jak przyjmować przyjemność. Wydawało mi się że akurat w łóżku byliśmy idealnie zgrani, Naprawdę myślisz, że było mi z tobą źle w łóżku? Nie wiem kurwa nie doszedłem kiedyś przy tobie, czy co że tak mówisz? – nie wiem co mam mu na to odpowiedzieć, wiec po prostu milczę, jeszcze bardziej usilnie tłamsząc rękawy jego bluzy. – Tłumaczyłem ci już to kiedyś. Każdy seks z tobą dla mnie jest najlepszy w życiu a to dlatego, że cię kocham... żadna inna kobieta nie będzie dla mnie lepsza od ciebie. Zrozum to w końcu. – nie wytrzymuje i choć bardzo tego nie chce, łza spływa mi po policzku.
– Nie kłam... nie kochasz mnie. – mówię ledwo słyszalnie, pociągając nosem.
– Kocham cię. Laura i ty dobrze wiesz, że to prawda. Nie wmawiaj sobie, że jest inaczej.
– Gówno prawda! Wiesz jaka jest prawda? Prawda jest taka, że mnie wykorzystałeś i okłamałeś, niszcząc mi przy tym życie! – zrywam się na równe nogi i wykrzykuje rozpaczliwie w jego stronę.
– Na początku myślałaś, że zniszczyłem ci życie, ale później już nie. Później kiedy zakochałaś się we mnie przestałaś tak myśleć. Kochasz mnie i jesteś ze mną szczęśliwa! Sama przyznałaś, że nie chciałabyś już innego życia niż to które masz teraz. Nie mów że tak nie było!
– No właśnie Bruno! BYŁO! Nie potrzebnie się trudzisz. Ja ci tego nie wybaczę. Przykro mi bardzo, że przeze mnie stracisz spadek, ale nie pozwolę siebie tak traktować. Pozwól mi odejść w spokoju i ułożyć sobie życie z kimś kto mnie pokocha. Kto pokocha mnie szczerze tak jak ja pokochałam ciebie. Chce być z kimś kto będzie mnie szanował i liczył się z moim zdaniem. Dla kogo będę najważniejsza... Dla kogo nie będę zabawką tak jak dla ciebie. – Kurwa! Wcale tego nie chce! Ale nie umiem inaczej postąpić.
– O czym ty mówisz? Jakie odejść, jakie ułożyć sobie życie z kimś innym! Ja cię kocham szczerze! Nikogo nigdy nie kochałem tak jak ciebie. Laura ja zrobię dla ciebie wszystko! Nie możesz mnie zostawić. Nie pozwolę ci nigdy w życiu odejść! Albo będziesz ze mną albo z nikim innym! – wydziera się na mnie, zrywając się z miejsca a jego twarz aż czerwienieje ze złości. Cały Bruno...
– Nie będę z tobą. Nie dam sobą manipulować i szczerze gówno mnie obchodzi twój spadek. Jednego mnie nauczyłeś. Jak nie mieć skrupułów, teraz już ich nie mam i nie zamierzam mieć wobec nikogo a tym bardziej wobec ciebie! Teraz ja będę traktować wszystkich tak jak wszyscy traktują mnie. – sama nie wierzę chyba w to, że taka się stanę.
– Przestań w kółko gadać jedno i to samo! W dupie mam ten spadek nie rozumiesz tego!? Chce ciebie i tylko ciebie! Nie będę nalegał na dziecko. Chcesz dziecko za 10 lat to będziemy je mieć za 10 lat, ale bądź ze mną. – spuszcza z tonu i próbuje się do mnie zbliżyć, ale ja mu na to nie pozwalam. W jego głosie jest coś takiego, że nie potrafię tego opisać... jego oczy przybierają całkiem inny wyraz niż zazwyczaj. Gdzieś coś z tyłu głowy mi mówię, że on nie kłamie. Ale to nie zmienia faktu, tego co mi zrobił a ja tego nie zapomnę! Po prostu nie umiem tego zapomnieć.
– Nie. Podjęłam już decyzje. Nie chce być z kimś takim jak ty... Jeśli ci to ułatwi sprawy spadkowe możemy się jeszcze nie rozwodzić, ale nie dalej jak za pół roku chce żebyśmy byli już po rozwodzie i żeby było jasne. Nic od ciebie nie chce, żadnych pieniędzy... – biorę głęboki oddech i staram się powiedzieć ze spokojem to co ułożyłam sobie w głowię. Jednak Bruno nie pozwala mi dokończyć tego, co chce mu powiedzieć. Rzuca się na mnie i mocno do siebie przyciska atakując moje usta swoimi. Trzymam mnie tak mocno, że nie mam możliwości jakiegokolwiek ruchu. Próbuje się wyrwać, ale im bardziej on napiera na moje usta tym bardziej mimowolnie ja mięknę. Nie chce tego, nie chce tego pocałunku. Nie chce po raz kolejny dać mu nad sobą przewagi, ale to jest silniejsze ode mnie. Przestaje się wyszarpywać i poddaje się jemu pocałunkowi. Temu cholernie zaborczemu i przepełnionego żalem pocałunkowi... Ten pocałunek jest taki, jak gdyby Bruno chciał mi pokazać jak bardzo za mną tęskni i udowodnić mi, że ja czuje to samo...
Bruno nagle przerywa pocałunek a ja czuje się kompletnie oszołomiona. Zaciskam usta i przymykam oczy. Znów to zrobiłam, znów przejął nade mną panowanie. Znów mu się poddałam.
– Nawet nie umiesz się powstrzymać, przed pocałunkiem ze mną i ty mówisz, że chcesz się ze mną rozwieść? Musiałabyś mnie zabić, żeby się ode mnie uwolnić. Jesteś moją żoną i twoje miejsce jest przy mnie czy tego chcesz czy nie! Kochasz mnie i tęsknisz za mną, wiem to. Spójrz mi w oczy i powiedz, że tak nie jest. . – Bruno ma racje... ja wciąż mimo wszystko go kocham i bardzo za nim tęsknie on nawet nie zdaje sobie nawet sprawy z tego jak bardzo. Ale ja nie mogę do niego wrócić... nie po tym wszystkim. Nie mogę być wiecznie od kogoś zależna. Nie chce tak żyć, po prostu.
– Tak kocham cię i nawet nie wiesz jak za tobą tęsknie, ale już nie potrafię być z tobą. Nie po tym wszystkim. Proszę cię zostaw mnie w spokoju i pozwól mi o tobie zapomnieć. Nie chce żebyś mnie znowu skrzywdził.
– Nie, nie zostawię cie w spokoju. Laura wybacz mi to wszystko co zrobiłem... Nie skrzywdzę cię. Przecież mi zależy tylko na tym, żebyś była szczęśliwa przy mnie. Zaufaj mi na nowo i wybacz. – nawet nie wiesz jak bym chciała to zrobić.
– Boję się ci zaufać a tym bardziej wybaczyć. Poza tym, tobie nie zależy, na tym, żebym ci wybaczyła, tylko na tym, żebym do ciebie wróciła, żebyś mógł dostać spadek. Chcesz, żebym znów ci zaufała, tylko po to, abyś mógł mną manipulować tak jak do tej pory. Nie pozwolę ci na to. Nie chce całe życie żyć myślą, że nie jesteś ze mną z miłości...
– Laura jak ma cię przekonać do tego, że to nie prawda? Kocham cię i nikogo nigdy nie kochałem tak jak ciebie. Nie ma ani jednej godziny, żebym o tobie nie myślał. Wolę nie mieć spadku niż ciebie. Przecież skoro słyszałaś moją rozmowę z ojcem to słyszałaś, co mówiłem. Mówiłem mu, że ty nie chcesz dziecka a ja cię do niego nie zmuszę, skro nie chcesz! – powiedział tak... pamiętam to, jednak to nic nie zmienia.
– Odwieź mnie do Sofi... – nie mam siły dłużej na wyrzucanie sobie z Brunem wszystkiego.Nie chce już tego słuchać. Mam dość. Chce się położyć i zasnąć. Nie czekając na jego rekcję idę w górę po wzniesieniu przy rzece i od razu widzę czarny samochód stający przy drzewach.
– Nie odwiozę cie dopóki nie wysłuchasz tego co mam ci do powiedzenia. – Bruno mnie dogania i staje przodem przede mną.
– Wydaje mi się, że wszystko już zostało powiedziane. Ja już nie chce tego słuchać.
– Nie nie zostało! Nie miałem w planach brać żadnego ślubu w najbliższym czasie. W ogóle nawet nie myślałem o czymś takim. Dobrze mi było tak jak było. Byłem niezależny, zawsze dostawałem to czego chciałem, niezależnie czy to chodziło o interesy czy kobiety. Zresztą kobiety zawsze skakały w koło mnie jak tresowane pieski... każda na pstryknięcie palca wskakiwała mi do łóżka.
– Co pewnie byłeś zadowolony, że ja też zaczęłam to robić.
– Owszem bardzo mi się to podobało... Ale imponowałaś mi tym, że wszystkie w koło skały w koło mnie jak tresowane pieski a ty miałaś odwagę skakać w koło mnie jak rozwścieczony buldog.
– Bruno do czego ty zmierzasz. – nie wiem co on chce ugrać tą gadką.
– Zmierzam do tego, ze tak nie chciałem się żenić, a mój dziadek tradycjonalista nie mógł tego przeżyć. Bardzo go szanowałem ale nawet on nie miał wpływu na to jak sobie ułożę, życie i na moje decyzje. Sama się przekonałaś, że nikomu nie daje sobą rządzić i żyje tak jak chce. W takim razie cwaniak zaszedł mnie z innej strony... Tak samo jak dziadek wiedział, że nie chce się żenić tak samo wiedział, że na niczym mi bardziej nie zależy jak na rodzinnej firmie i też doskonale wiedziała, że nadaje się do tego aby nią kierować, nawet lepiej niż mój ojciec. Dlatego zapisał w swoim testamencie, że firma przejdzie na mnie w 70% jeśli się ożenię, a 100 % udziałów firmy przejdzie na mnie jeśli będę mieć dziecko... oczywiście to wszystko w określonym czasie. Wiedział, jak ważna jest dla mnie firma i tym samym wiedział, że tym zapisem w testamencie zmusi mnie do ustatkowania się.
– Tak Bruno wiem, że wziąłeś ze mną ślub bo musiałeś. Nie musisz mi tego tłumaczyć. – Bruno całkowicie ignoruje moją wypowiedź i mówi dalej.
– Skoro i tak musiałem to zrobić, wtedy od razu ty pojawiłaś się przed moimi oczami w białej sukni przy moim boku. – na jego słowa po prostu zaczynam się śmiać, czy on myśli, że jestem aż tak naiwna, że urobi mnie taką gadką?
– Nie bądź smieszny. – mówię do niego z pogardą, a on dalej ignoruje moją wypowiedź i kontynuuje swój wywód.
– Tak owszem każda panienka z którą miałem tu do czynienia z pocałowaniem ręki stanęła by ze mną na ślubny kobiercu ale ja tego nie chciałem. Chciałem ciebie! Zawsze uważałem cię za rozwydrzoną gówniarę, córkę przyjaciół moich rodziców, ale kiedy zobaczyłem cię kiedy skończyłaś 18 lat... dopiero wtedy zauważyłem, że ty już nie jesteś gówniarą. Tylko cudowną piękną kobieta pełną klasy i wdzięku... Nie wiem co mi się do cholery wtedy stało, ale kompletnie mnie oczarowałaś. Za nic w świecie nie mogłem zapomnieć twojego widoku w tej obcisłej przylegającej do ciała czerwonej sukni... Kurwa ile razy ja sobie wyobrażałem, że ją z ciebie ściągam w moim gabinecie i pieprzę do utraty tchu na moim biurku. – On pamięta w co byłam ubrana dwa lata temu? O czym on do mnie mówi teraz? Nie pewnie to jego kolejne zagranie względem mnie.
– Przestań. – mówię stanowczo, ale znów z jego strony nie doczekuje się jakiejkolwiek reakcji.
– Nie myślałam o tobie co dzień, ale bardzo często... Urzekłaś mnie jako kobieta nie tylko seksownym ciałem i uroda ale stylem bycia... elegancją, skromnością i tym swoim charakterkiem. Żadna kobieta wcześniej nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak ty i nie jestem tego w stanie wytłumaczyć dlaczego. Więc kiedy zostałem przyparty do muru, stwierdziłem, ze albo ty będziesz moją żoną albo żadna... Ja musiałem cię mieć dla siebie. To było silniejsze ode mnie. Myślałem, że nie będę miał problemu z podporządkowaniem sobie takiej młodej gąski jak ty. Od razu byłem nastawiony na to, że podporządkuje cię sobie, uzależnię od siebie,sprawie, że bez granicznie mi zaufasz, owinę w koło palca i rozkocham w sobie, bo wiedziałem, że wtedy zrobisz dla mnie wszystko. Po za tym doskonale wiedziałem jaki wpływ miał na ciebie twój ociec i jak bardzo byłaś od niego zależna. Kiedyś ci mówiłem, że moją propozycję przyjął z pocałowaniem ręki...
– Nie chce tego słuchać! Rozumiesz? Nie chce!
– Ale będziesz słuchać! Nie kochałem cię na początku, to była taka dziwna siła przyciągania do ciebie... chęć posiadania cię na wyłączność. Cholernie silne pożądanie ciebie i twojego ciała i ta cholerna zazdrość o ciebie. Nawet sama myśl, że jakiś facet kręci się koło ciebie, doprowadzała mnie do kurwicy. Ale z drugiej strony była to też chęć chronienia cię, opiekowania tobą, zapewnienia bezpieczeństwa, zapewnienia tego żebyś miała wszystko czego zapragniesz. Lubiłem widzieć, że się uśmiechasz i chciałem, być powodem tego twojego pięknego uśmiechu. Z każdym dniem chciałem się do ciebie zbliżyć coraz bardziej, z każdym dniem zdawałem sobie sprawę ze ty nie pociągasz mnie tylko fizycznie. Próbowałem się do ciebie zbliżyć jak mogłem, ale ty skutecznie mi to utrudniałaś. Kurwa jak mnie irytowało twoje zachowanie! Nikt nie potrafił mnie i zresztą dalej nie potrafił wyprowadzić z równowagi tak jak ty. Nie raz aż ręka mnie swędziła żeby dać ci porządne lanie po tyłku i nauczyć cię okazywania mi szacunku.
– Przecież Bruno dostałam od ciebie lanie po tyłku! A moje zachowanie względem ciebie? Wywróciłeś mi życie do góry nogami, zmusiłeś do bycia twoją żoną a ja miałam jeszcze być na każde twoje skinienie? Być ci posłuszna? Zastanów się! – moje zachowanie względem niego to była swego rodzaju taka otoczka w której chciałam się zamknąć, przed nim. Często nawet wyprowadzanie go z równowagi sprawiało mi przyjemność, ale tylko do czasu i tylko w błahych sprawach. Zawsze kiedy naprawdę przesadziłam, wcale nie było mi dobrze z tym, że jest na mnie zły.
– Uwierz mi kochanie, ze tez wiele razy nie zrobiłem ci lania, nawet jeśli miałem naprawdę na to cholerną ochotę. Musiałem na ciebie znaleźć jakiś sposób, żebyś nabrała do mnie szacunku, bo twoje zachowanie było nie do przyjęcia! Ale dążyłem też ciągle do tego, żebyś mi zaufała. Chciałem, żebyś mi zaufała bezgranicznie. – jak zawsze dopiął swego. Dążył, żebym nabrała do niego szacunku i bezgranicznie mu zaufała. W stu procentach mu się to udało, jednak nie potrwało to zbyt długo. W monecie kiedy przekonałam się o tym, jak mocno go kocham, jak bardzo mu ufam i że nie wyobrażam sobie życia bez niego, bo jestem z nim szczęśliwa... wszystko szlag trafił!
– To, że ci zaufałam Bruno, to był mój największy błąd!
– To nie był błąd! Żona musi bezgranicznie ufać mężowi inaczej to nie jest małżeństwo! Myślałem, że łatwiej mi pójdzie z podporządkowaniem sobie ciebie... Myślałem, że parę razy krzyknę na ciebie, dam po tyłku, postawię jasne zasady i od razu mi się podporządkujesz, ale nie z tobą się tak nie dało! Jednak twój charakter jednocześnie mnie wkurwiał i pociągał co ciężko mi wytłumaczyć... Jesteś niepowtarzalną i jedyną kobietą w swoim rodzaju, najważniejszą w moim życiu, dlatego z każdym kolejnym dniem spędzonym z tobą zakochiwałem się w tobie coraz bardziej, aż zakochałem się na zabój... Owszem chciałem mieć z tobą dziecko bo tego wymagał testament, ale tylko na początku. Później zapragnąłem mieć z tobą dziecko, bo sam tego chciałem. Czy to dziwne, że chciałem aby kobieta którą kocham, która jest moją żoną dała mi dziecko? Tak miałaś racje z moim wiekiem. Mam już swoje lata i zbliżam się do trzydziestki, a mając tak cudowną kobietę przy boku zacząłem pragnąć dziecka z własnej woli... Poczułem przy tobie, że chcę mieć prawdziwą rodzinę. Kochającą zonę i małego szkraba biegającego po domu. – Bruno bierze głęboki oddech a mnie aż ściska w żołądku na jego słowa. Chciałabym, żeby to była prawda, chciałabym uwierzyć w jego słowa... – Chce mieć z tobą dziecko bo cię kocham, chce żebyś była matką moich dzieci, ale nie zmuszę cię do tego, żebyś mi dała dziecko teraz. Przysięgam, będziemy mieć dziecko, dopiero wtedy kiedy ty będziesz na to gotowa. – chwyta moją dłoń i kładzie ją sobie na sercu...
Bruno
Laura wyciąga dłoń z mojego uścisku, którą położyłem sobie na sercu i odwraca się do mnie tyłem. Opiera dłonie o samochód, chowając w nich twarz... nie chce mi spojrzeć w oczy po tym co jej powiedziałem, czy nie chce, żebym widział, że płacze? Bo z pewnością właśnie, łzy ciurkiem płyną po jej policzkach. Czy ona naprawdę myśli, że ja nic do niej nie czuje, że mogłem to wszystko co było między nami udawać? Tego nie da się udawać! Chciałabym, żeby uwierzyła w moje słowa, bo nigdy nie byłem bardziej szczery niż teraz. Nie kłamię, naprawdę ją kocham do jasnej cholery i wszystko co powiedziałem jest prawdą, może pominąłem jeden fakt, ale akurat o nim nigdy nie powinna się dowiedzieć. Ta wiedza w niczym by jej nie pomogła i muszę ją za wszelką cenę przed nią chronić.
Staje za nią tak, że nie dzielą nas nawet milimetry... Kładę dłonie na jej biodrach i wiem ze to nie sytuacja ani nie miejsce, ale nic na to nie poradzę, że kiedy czuje jej cudowny tyłek na moim rozporku, zaczynam myśleć całkowicie inną częścią ciała niż powinienem... Brakuje mi mojej żony. Sam nawet nie zdawałem sobie do końca sprawy, że można aż tak się od kogoś uzależnić. Wtulam twarz w jej włosy i zaciągam się jej zapachem. Mimowolnie nieco mocniej ściskam jej biodra dłońmi i przyciągam ją do siebie. Ciało mojej żony zaczyna drżeć mi w rękach i choć nie widzę jej twarzy czuje i słyszę ze płacze... Przykładam usta do jej ucha, składam na nim delikatny pocałunek i zaczynam cicho szeptać.
– Laura... kochanie. Przepraszam cię. Proszę cię wybacz mi... Błagam. Ja nie potrafię bez ciebie żyć. – szeptam jej do ucha a ona nie spodziewanie odwraca się do mnie i wpija się namiętnie w moje usta. Całuje mnie żarliwie, ani na chwilę się ode mnie nie odrywając. Mocno ją obejmuje i odwzajemniam pocałunek. Laura ociera się o mnie biodrami a ja to traktuje za jasny przekaz... Chwytam ją za uda i podnoszę sobie na biodra. Nie zastanawiając się ani sekundy łapię za klamkę od tylnych drzwi auta i najpierw ją kładę na tylnym siedzeniu, po czym sam wchodzę do auta i zamykając za sobą drzwi kładę się niej. Całuje ją żarliwie i namiętnie, tak jak bym całował ją pierwszy raz w życiu. Laura zatapia dłonie w moich włosach i obejmuje mnie mocno nogami. Tak strasznie mocno jej teraz pragnę. Laura z pewnością też to czuje, bo w moich spodniach momentalnie pojawia się wybrzuszenie.
– Chcesz tego? – pytam, patrząc jej prosto w oczy i chwytając za pasek przy jej jeansach. Chociaż najchętniej nie pytał bym jej o to, tylko po prostu od razu ją wziął! Jednak nie potrafię inaczej, nie chce, żeby Laura czegokolwiek żałowała co jest związane ze mną.
– Chce. – odpowiada i kładąc dłonie po obu stronach mojej twarzy, przyciąga moją twarz do swojej i mocno całuje, wręcz rozpaczliwie. Po chwili chwyta w zęby moją dolną wargę i delikatnie ją przygryza, na co ja cicho wciągam powietrze. Laura robi dokładnie to, co tak bardzo lubię. Zawsze uwielbiałem kiedy przygryzała moje wargi. Jej odpowiedź i to co robi dają mi jeszcze bardziej wyraźny znak, że ona tego chce. Tylko nie do końca rozumiem dlaczego, nagle po tym wszystkim ona chce się ze mną kochać? Nie zachowuje się teraz racjonalnie tylko pod wpływem emocji. Ale nie chce się nad tym zastanawiać. Liczy się to co tu i teraz, a ja teraz cholernie mocno chce ją mieć. Znów poczuć jej gorące delikatne ciało, słyszeć jej słodkie jęki i drżenie ciała kiedy dochodzi.
Nic więcej już nie mówię, tylko ponownie wpijam się w jej usta i robię to nad wyraz delikatnie i czule. Przenoszę usta na jej szyje, wodzę po niej językiem, co chwilę delikatnie ją przygryzając, jednocześnie dłonie wsuwając pod materiał mojej bluzy i koszulki która ma na sobie. Szybko pozbywam się jej górnych części garderoby i przenoszę usta na piersi. Na te piersi które tak idealnie pasują do moich dłoni. Całuje powoli jej piersi, schodząc coraz niżej pocałunkami, ale Laura jak zawsze wykazuję się wielką niecierpliwością. Chwyta za mój pasek przy spodniach i z uporem próbuje go rozpiąć.
Też nie chce tego przedłużać. Ściągam z siebie spodnie wraz z bokserkami i to samo robię z jej spodniami i bielizną. Rozszerzam jej uda jeszcze bardziej, choć tylne siedzenie w samochodzie nie sprzyja tej pozycji. Jedną dłonią trzymam Laurę za biodro a drugą wsuwam w jej włosy i wchodzę w nią zdecydowanie, łącząc nasze usta w pocałunku. Nie odczekując ani chwili, zaczynam się w niej poruszać, a ona chicho jęczy mi w usta. Ohh moja kochana Laura...
– Uwielbiam cię. Ubóstwiam... – dyszę jej do ucha, poruszając się w niej raz za razem. Mam nadzieje usłyszeć jakieś słowo z ust Laury, jednak nie doczekuje się tego. Laura na moje słowa odwraca wzrok i choć chce ją zmusić, żeby na mnie spojrzała nie robi tego. Nie podoba mi się, że nie chce na mnie spojrzeć. – Skarbie? – pytam delikatnie i próbuje przekręcić ponownie jej twarz, w taki sposób aby na mnie spojrzała. Zwalniam tempo i poruszam się teraz bardzo delikatnie w niej, aby móc przez cały czas na nią patrzeć i naprawdę boli mnie to, że ona tego nie robi.
– Chce być na górze. – unosi głowę i szpecę do mojego ucha. Jednak jej szept nie jest taki jak kiedyś podczas seksu. Jej ton głosu jest teraz zimny, obojętny... Nie protestuje, odpowiadam jej skinieniem głowy i podnoszę się z nad niej. Wciąż trzymając za biodra siadam na siedzeniu i pozwalam aby Laura sama na mnie usiadała... Moja mała trzyma głowę w dół i nie patrząc na mnie, opiera dłonie na moich kolanach i powoli się na mnie nabija. Głośno wypuszczam powietrze z płuc, czując jak jej ciasne wnętrze otula się w koło mnie. Zaczyna się poruszać na mnie, przenosząc dłonie na moje ramiona. Jednak wciąż na mnie nie patrzy. Ponownie chce to zmieniać, ale ona wtedy całą sobą przytula się do mnie i mocno obejmując mnie dłońmi, porusza na mnie swoim tyłeczkiem. Czuje, że zarówno ona jak i ja zbliżamy się ku końcowi. Pomagam mojej żonie i mocniej zaciskając dłonie na jej biodrach zaczynam narzucać własne tempo jej ruchom.
– Kochanie... zaraz dojdę w tobie. – ostrzegam ją ciężko dysząc. Nie zabezpieczyliśmy się a ona pewnie przez te dni nie brała tabletek. Nie chce wykorzystywać sytuacji. Nie będę jej więcej krzywdził, a wiem, że teraz nie postępuje racjonalnie i może tego bardzo mocno żałować. Przecież przysięgałem jej, że nie będziemy mieć dziecka dopóki ona tego nie będzie chcieć
– Tabletki jeszcze powinny działać. – wyjękuje, słabym głosem, pogłębiając ruch swoich bioder.
– Jesteś pewna? – pytam, siłą odciągając jej głowę z mojego ramienia i zmuszając tym samym, żeby na mnie spojrzała. Ja naprawdę nie chce je krzywdzić, nie po tym wszystkim.
– Bruno! – warczy przez zęby i jeszcze bardziej przyśpiesza ruchy swoich bioder. Zaczyna w szaleńczym tempie się na mnie poruszać, wbijając paznokcie w moje ramiona. Nie zamierzam dłużej z nią dyskutować, pomagam jej i jeszcze bardziej pogłębiam ruchy, a moment naszego spełnienia przychodzi niemalże od razu. Laura zaczyna drżeć i wszystkie jej mięśnie się napinają. Jęczy mi przeciągle w usta, a jej ciało przechodzą drgawki. Trzymając ją mocno za biodra, nabijam ją na siebie jeszcze dwa razy.
– Kocham cię. – wysapuje gardłowym głosem i ciężko dysząc złączam nasze usta w pocałunku dochodząc w niej. Odgarniam kosmyki włosów z jej twarzy, gładząc kciukami policzki. – Tak cholernie mocno cię kocham. Proszę powiedz mi to samo... – ja wręcz ją o to błagam. Tak bardzo chce to samo usłyszeć od niej. Przecież ja wiem, że ona mnie kocha, tylko błagam niech ona mi to powiem.
Ale ona tego nie mówi. Patrzy na mnie a jej wargi zaczynają drzeć i wiem dokładnie co to oznacza. Walczy ze sobą, aby się nie rozpłakać. Nie chce jej do niczego zmuszać, więc po prostu puszczam jej twarz i kładę dłonie po bokach naszych nóg. Nie muszę długo czekać na to, aż Laura schodzi ze mnie i w pośpiechu zaczyna się ubierać, nawet na mnie przy tym nie patrząc. Robię to samo co ona, też zaczynam się ubierać. Nie zakłada już na siebie mojej bluzy tylko składa ją w pół i starannie odkładając ją na oparcie fotela wychodzi z auta. Szybko wyskakuje za nią z samochodu i łapię ją za nadgarstek.
– Co się dzieje? Przecież chciałaś tego. – mówię trzymając jej nadgarstek, ale po raz kolejny nie doczekuje się od niej odpowiedzi. Mam już dość jej zachowania i tego milczenia. Otwieram przednie drzwi pasażera i wskazuje dłonią na siedzenie. – Wsiadaj. – mówię a ona ku mojemu zdziwieniu bez słowa spełnia moje żądanie. Wsiada do środka i zapina pasy. Wlepia wzrok w swoje dłonie i nerwowo przebiera palcami. Patrzę na nią przez chwilę po czym zamykam drzwi i okrążając samochód dookoła, siadam na miejscu kierowcy.
– Zawieź mnie do Sofii... – mówi, dalej wlepiając wzrok w dłonie.
– Nie... wracasz ze mną do hotelu i jutro wracamy do Bostonu. – To nie może wszystko tak dłużej trwać. Wrócimy razem do Bostonu i z czasem jakoś to wszystko się ułoży. Nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji. Laura tak samo kocha mocno mnie jak ja ją. Pewnie nie będzie chciała jeszcze teraz ze mną wracać, ale to wyjdzie nam na dobre. A tym seksem tylko udowodniła jak bardzo za mną tęskni. Ona po prostu boi mi się wybaczyć, ale przestanie. Już ja o to zadbam.
– Dobrze, ale i tak musimy tam jechać żeby zabrać moje rzeczy. – odpowiada nad wyraz spokojnie, wręcz obojętnie. Nie podoba mi się jej ton, takie zachowanie nie jest do niej podobne, za szybko mi uległa, ale dobrze nie będę drążyć tematu.
– W porządku. – mówię i odpalam silnik samochodu. Droga do mieszkania jej przyjaciółki chwilę nam zajmuje. Atmosfera między nami jest tak gęsta, że spokojnie można by w samochodzie zawiesić między nami siekierę. Waham się przez chwilę, ale kładę na jej kolanie swoją dłoń. Jednak zaraz ją zdejmuje, z jej kolana. Na mój dotyk Laura nie reaguje zbyt dobrze, wręcz cała się spina.
Ja pierdole o co chodzi! Co miała znaczyć ten cały seks? Nie wiem co mam o tym myśleć, ale to wszystko mi się nie podoba. Mam złe przeczucie.
Podjeżdżamy pod blok, gaszę silnik i oboje wychodzimy bez słowa z auta.
– Pójdę z tobą, nie będziesz sama nosić walizek. – mówię, stając naprzeciw niej.
– Nie. – Laura kładzie mi ręka na klatce piersiowej i mnie zatrzymuje.
– Idę z tobą! – mówię dobitniej.
– Bruno... kocham cię ale my nie poskładamy już tego. Nie po tym wszystkim. Pewnie nigdy o tobie nie zapomnę, ale będę musiała nauczyć się żyć bez ciebie. Zostaw mnie w spokoju. Wracaj do Bostonu. – stoję przed nią i momentalnie zaczyna mi brakować powietrza w płucach. Każdy mięsień mojego ciała się napina. Co ona wygaduje?
– Chryste Laura o czym ty mówisz? – ledwo wypowiadam te kilka słów, serce szaleńczo łomocze mi w klatce piersiowej. Nie... ona nie mówi tego poważnie.
– Ten seks... ten seks był na pożegnanie. Chciałam ostatni raz cię poczuć... ostatni raz poczuć twoją bliskość, poczuć się ta jak kiedyś. – mówi, ocierając pojedyncze łzy ze swoich policzków a mnie niemalże paraliżuje. Czuje się tak jakbym zapomniał jak się oddycha. Jaki kurwa seks na pożegnanie!? – Bruno to koniec. To koniec nas i naszego małżeństwa. Proszę pozwól mi odejść od ciebie w spokoju. – nie jestem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa, wszystko rozrywa mnie od środka. – Najpierw doprowadziłeś do tego że cię znienawidziłam, potem sprawiłeś ze pokochałam cie najmocniej na świecie... a teraz? Teraz nawet nie potrafię cie nie nienawidzić... ale być z tobą po tym wszystkim też nie potrafię. Życzę ci szczęścia Bruno. – głos jej się łamie a dłonie nie nadążają wycierać płynących po policzkach łez. Staje na palcach, delikatnie całuje moje usta, po czym ściąga z palca obrączkę wraz z pierścionkiem zaręczynowym.
Nie, kurwa nie! To się nie dzieje naprawdę. Przecież to nie może być koniec.To musi być jakiś pieprzony sen!
Laura chwyta moją dłoń i rozprostowując ją, kładzie mi w niej swoją obrączkę i pierścionek zaręczynowy. Delikatnie się uśmiecha i po prostu odchodzi.
Nie biegnę za nią, nie wołam jej... nie robię nic. Nie potrafię się ruszyć z miejsca ani wydusić z siebie słowa, oczy zaczynają mi się szklić, a ja nie mogę uwierzyć w to co się właśnie stało. Ona mnie naprawdę zostawiła.
Chryste...
I jak wrażenia? Zaskoczeni?
Buziaki:*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top