Rozdział 45


Kochani znów się udało! Jest kolejny rozdział!  Udało mi się nie kazać wam długo czekać jak niekiedy. 

Mam nadzieje, że będziecie zadowoleni :)

Czekam na wasze wrażenia! :)

Jesteście cudowni!


Laura

– Widzisz jaki on jest? Widzisz to?! Jak może jeszcze mówić mi takie rzeczy. Pieprzony egoista... ja go kompletnie nie obchodzę, nie interesuje go co się ze mną dzieje... Tylko jeszcze mnie opieprza i obwinia o wszystko. – czytam Sofii drżącym głosem treść sms od Bruna i pokazuje jej wyświetlacz po czym niemalże z całej siły ciskam telefonem o blat. Chwytam butelkę wina i uzupełniam sobie niemalże do pełna kieliszek. Chociaż oczy mam całe zapuchnięte, łzy mimowolnie dalej spływają mi po policzkach.

– Laura... ja nie wiem co mam ci powiedzieć. Kawał skurwysyna z niego i tyle. Dobrze, że od niego uciekłaś, a te pieniądze niech sobie w dupę wsadzi. Jak on mógł cię odciąć od kasy... On nawet nie jest skurwysynem to skończony skurwiel! – Sofii głaszcze mnie po dłoni i sama sięga po swój kieliszek z winem.

– Przez cały czas mnie okłamywał, obwinął mnie sobie w około palca i manipulował mną jak chciał... wmówił mi ze mnie kocha a tak naprawdę byłam mu tylko potrzebna do zyskania majątku i do pieprzenia... A ja idiotka, jeszcze miałam wyrzuty sumienia, że mimo, że jemu zależy na dziecku ja się na nie, nie zgadzam. – mówię a rozdzierający serce ból, staram się ukoić alkoholem, który pije niemalże duszkiem z wielkiego kieliszka. Ten ból jest nie do zniesienia a ukojenie go alkoholem jest tylko złudną nadzieją.

– Kochasz go prawda?

–Tak kocham go.... I to jest w tym wszystkim najgorsze... zakochałam się w nim bez pamięci i byłam jego pewna jak nikogo na świecie, a on mnie tylko wykorzystał... A ta wiadomość? Tylko to potwierdza... nawet mnie nie przeprosił, nie poprosił o wybaczenie. Nic! Tylko odciął od pieniędzy, wmawiając mi, że to ja źle postępuje a w dodatku jeszcze mnie straszy... – zakochałam się w kimś kogo okazało się, że w ogóle nie znam... Jak on mógł przez cały czas tak udawać? Przez cały czas tak się mną bawić. Jak ja mogłam być tak ślepa, żeby tego nie widzieć?

– Jak bym go spotkała to bym mu chyba przyjebała! I pod żadnym wypadkiem nie przejmuj się jego spadkiem! Słyszysz!? Niech go nawet straci! Dostanie wtedy za swoje. – Sofii podnosi głos, po czym sama duszkiem wypija resztkę swojego wina w kieliszku. Wiem, że ma racje... Nie powinnam w ogóle się tym przejmować. Nie chce się tym przejmować...

– Co ja mam teraz zrobić? Powiedz mi?

– Musisz zacząć wszystko od nowa... nie możesz dać sobie wmówić, że bez niego sobie nie poradzisz! Nie wiem jeszcze jak... ale damy radę.

– A poradzę? Jak sobie poradzę. Nie mam ani grosza... nie mam nic. Nie mam gdzie mieszkać, nic nie mam! Nie chce wracać do ojca... Zresztą, on mi nie pomoże, tylko będzie mi kazała wrócić do Bruna, z podkulonym ogonem. – tego akurat jestem pewna.

– Ale, może warto, żebyś poszła do niego, opowiedziała wszystko przecież, w końcu to twój ojciec. – Sofii próbuje mnie przekonać.

– Sofii ja wiem doskonale jak będzie. Ja go nic nie obchodzę... chciał się mnie od samego początku pozbyć i to zrobił. Ja nie mam teraz już nikogo, każdy ma mnie gdzieś i ojciec i brat i własny mąż. – wargi mi drżą a łzy zalewają moje policzki jedna po drugiej. Nie wytrzymam tego... po prostu nie wytrzymam!

– Laura spokojnie, wszystko na spokojnie. Na razie o tym nie myśl. Możesz zostać u mnie ile będzie trzeba. Kasę też ci pożyczę mam trochę odłożonych pieniędzy, a potem nie wiem co będzie. Na razie musisz sama dojść do siebie i wszystko na spokojnie sobie poukładać. – Nie wiem co ja zrobiłabym bez Sofii, wtedy już kompletnie nie wiedziałabym co robić... Mam tylko ją, nikogo innego. Zresztą tak naprawdę ja nie wiem co teraz będzie. Na razie działam pod wpływem emocji... Nie wiem czy podejmuje dobre decyzję, ale na razie nie widzę żadnych innych możliwości.

– Sofii, ale Bruno prędzej czy później mnie znajdzie i będzie chciał mnie zmusić, żebym wróciła do niego...

– Laura ale ty też prędzej czy później będziesz musiała się z nim spotkać i porozmawiać. Jesteście małżeństwem... nie może być tak, że uciekłaś i nigdy więcej się z nim nie zobaczysz. Tak się nie da. – doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że Sofii ma rację... Wiecznie nie będę mogła przed nim uciekać... Ale na razie nie mogę inaczej.

Bruno mnie znajdzie i o niczym nie jestem bardziej przekonana niż o tym. Zjawi się tu prędzej czy później, on nigdy nie rzuca słów na wiatr, tylko że ja nie chce go widzieć. Tak wiem w końcu będę musiała z nim porozmawiać, ale przed długi czas nie zamierzam tego robić. Dopóki sama ze sobą się z tym wszystkim nie pogodzę...

Myślał, że zawsze mimo wszystko będę przy nim, co by nie zrobił, ale w takim razie się grubo mylił. Ja nie wybaczę mu tego... Nie jestem w stanie... Nie zapomnę mu tego nigdy w życiu!

Nie wrócę do tamtego życia... Chociaż tak naprawdę cholernie mi szkoda tamtego życia... To było moje nowe życie i czułam, że to właśnie tam jest moje miejsca. Czułam, że to dobre miejsce...

Miałam wszystko... Męża, dom, studia, znajomych i wszystko czego tylko zapragnęłam. A teraz? Teraz nie mam nic. Straciłam wszystko. Kiedyś to Bruno wbrew mojej woli postawił moje życie na jedną kartę, zmieniając je o 180 stopni. Teraz ja ponownie je zmieniłam o 180 stopni... zostawiłam wszystko i teraz muszę zacząć wszystko od nowa. Muszę nauczyć się żyć na nowo bez Bruna...

Sama myśl, że muszę nauczyć się żyć bez Bruna sprawia, że żołądek wywraca mi się do góry nogami a piekący ból rozchodzi się po całej klatce piersiowej... Ja go tak strasznie kocham... Tak cholernie mimo wszystko go kocham, a on nawet nie przeprosił... Nie zapytał co się ze mną dzieje, nie poprosił o wybaczenie... kompletnie nic...

Dlaczego on mnie tak potraktował ? Dlaczego! Dlaczego ja nic dla niego nie znaczę? Przecież starałam się być dla niego dobra... Teraz kiedy już zaczęło mi na nim zależeć, przecież ja tak strasznie się dla niego starałam... Robiłam wszystko czego chciał, jak chciał... Wszystko, żeby był zadowolony. Spełniałam wszystkie jego zachcianki...

Dlaczego on mnie nie pokochał? A sprawił, że ja pokochałam jego?


Bruno

– Gdzie ojciec? – wpadam z hukiem do domu rodziców i pytam mamy siedzącej z gazetą w ręku na kanapie. Wyglądam jak by mnie walec przejechał... ale nie mogłem wytrzymać musiałem od razu z samego rana tu przyjechać. Choć może jeszcze nie powinienem wsiadać za kółko...

– Synku co się stało? – mama podnosi się z kanapy i widząc mój stan podbiega do mnie.

– Gdzie jest ojciec!? – podnoszę głos, choć mama nie jest niczemu wina, emocje biorą górę.

– Nie podnoś głosu na mamę! – do salonu wchodzi ojciec i od razu mnie gani groźnym wzrokiem, wkładając dłonie do kieszeni garniturowych spodni.

– Wiesz co teraz będzie ze spadkiem? Powiedzieć Ci? Nic! Majątek nie przejdzie na mnie. Możesz być kurwa z siebie zadowolony. – wrzeszczę niemal pieniąc się ze złości.

– O czym ty mówisz?

– Po jaką cholerę wiecznie się musisz wtrącać? Od samego początku ci mówiłem, żebyś dał sobie spokój! Mówiłem ci że załatwię tak, aby spadek był w całości mój! A ciebie nie powinno interesować w jaki sposób to zrobię!

– O co ci chodzi Bruno!? Jak mam się nie wtrącać, skoro czasu zostaje coraz mniej, a ty zamiast zabrać się za robienie dzieciaka, załatwiasz lewe papiery. – zaraz gul wyskoczy mi z gardła. Nie mogę go kurwa słuchać!

– Dzięki tobie, teraz nawet sfałszowane badania nic nie dadzą! Laura mnie zostawiła i uciekała ode mnie. Teraz jesteś kurwa z siebie zadowolony? No powiedz?! – krzyczę i uderzam z całej siły w stół.

– Jezus Maria... Bruno co się stało? Dlaczego Laura od ciebie uciekła?. Co jej zrobiłeś? – mama pyta z przejęciem zasłaniać dłonią usta. Chyba naprawdę muszę być uważany za skończonego skurwysyna skoro od razu własna matka zakłada, że to ja jej coś zrobiłem... Klatka piersiowa unosi mi się w zawrotnym tempie w górę i w dół... Zaraz chyba mnie rozniesie od środka. Przymykam na chwilę oczy i próbuje się uspokoić... Ale żeby to było wszystko takie proste.

– Ojciec przyszedł do mnie do biura po raz kolejny prawić mi morały na temat tego jak mam traktować moją żonę... – zwracam się do mamy.

– Powiesz w końcu co się wydarzyło do jasnej cholery? – teraz to ojciec podnosi głos.

– Laura usłyszała naszą rozmowę wczoraj w biurze! Była tam wtedy. Słyszała wszystko! Wie, że wziąłem z nią ślub i chciałem dziecka dla spadku... Wszystko się wydało! – zaciskam z całych sił szczękę i zakrywam dłonią usta, mam ochotę wręcz drzeć się w niebogłosy.

– Pieprzona gówniara... Mówiłem ci kurwa, żebyś się z nią nie żenił! – komentuje wściekle ojciec, a ja wpadam w szał. Dopadam do niego i przyciskam go z całych sił do ściany, a pieść sama mi się zaciska.

– Jeszcze raz tak kurwa o niej powiedz, jeszcze raz! Nigdy więcej nie waż się obrażać mojej żony, bo nie ręczę za siebie! – ojciec stara się mnie odepchnąć, ale jestem w takim szale, że ani drgnę.

– Bruno, błagam Cię. – mama podbiega do mnie i łapie mnie za dłoń. Biorę głęboki oddech i wyrajać dłoń z uścisku mamy puszczam ojca...

– Jeszcze jej bronisz? – pyta ojciec z wyrzutem, kiedy go puszczam.

– Bronię, bo to moja żona i nikomu nie pozwolę jej obrażać! Spadek będzie mój i nie wpieprzaj się więcej w jaki sposób go zdobędę. A Laurę sprowadzę tu z powrotem, ale wcale nie dla tego pieprzonego spadku!

– To ciekawe dlaczego. – ojciec prycha z ironią.

– Bo ją kocham! – warczę przez zęby i rzucam się do wyjścia... Trzaskam za sobą drzwiami i odpalam papierosa zanim wsiadam do auta. Zaraz pęknie mi od tego wszystkiego głowa!!!

Obudziłem się rano z wielkim bólem głowy... ale nie tylko bólem głowy. Wypiłem wczoraj chyba dwie butelki, nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Alkohol jednak ani trochę nie sprawił, że ból i wściekłość jaką czuje zelżała, a dziś jest wręcz jeszcze gorzej. Nie wiem gdzie ona jest, co się z nią dzieje... Nie wytrzymam kurwa tej nie wiedzy!

Do ojca nie poszła... już dzwoniłem do Eryka. W sumie mogłem się domyślić, że od razu do niego nie pójdzie, ale pewnie i tak do niego przyjdzie. Odciąłem ją od kasy, nie będzie miała innego wyjścia. Nie wiem, może jest u tej swojej koleżanki, ale jeśli nie, nie będzie mi tak łatwo jej znaleźć. Ale choćbym miał ją wyciągnąć spod ziemi to ją znajdę! Miałem jej założyć lokalizator w telefonie ale oczywiście tego nie zrobiłem! Gdym to zrobił od razu bym wiedział gdzie jest! Ale trudno, mam trochę znajomości, ktoś namierzy ją po numerze telefonu w razie gdyby nie pojawiła się u ojca.

W dalszym ciągu nie odezwała się do mnie... telefonów moich dalej też nie odbiera... Nie mam innego wyjścia. Lecę do Kanady jeszcze dzisiaj. Muszę pojechać tylko do firmy dać dyspozycje i wylatuje...

Gaszę papierosa i jadę do firmy. Beatrice chce od razu do mnie podejść z toną papierów, ale widząc moją wściekłość nawet do mnie nie podchodzi, tylko spokojnie się wycofuje.

Nawet mój gabinet kojarzy mi się z Laurą... wszystko mi się z nią kojarzy...

Cholera jasna!

Ciskam o biurko leżącymi na nim papierami. Wszystko przez ten pieprzony majątek, jednak z drugiej strony, gdyby nie to, Laura pewnie nie zostałaby moją żoną... Może powinienem był ją próbować normalnie zdobyć? Ale czas gonił.... Zresztą nie ma co teraz nad tym gdybać. Muszę działać, jeśli nie chce jej stracić.

Wyciągam telefon i piszę do Laury sms. Nie mam żadnej pewności czy go odczyta, ale doskonale wiem, że telefonu na pewno ode mnie nie odbierze.

Kochanie, martwię się o Ciebie... Proszę daj mi tylko znać, czy nic ci nie jest. Nic więcej na razie nie chce.

Przepraszam. Wiem, nie chcesz mnie widzieć, ale ja nie odpuszczę...

Kocham Cię.

Wieczorem siedzę już w samolocie do Kanady... W miarę możliwości załatwiłem najpotrzebniejsze rzeczy w firmie. W razie gdybym nie mógł przez dłuższy czas wrócić do Bostonu, trudno ojciec się zajmie firmą... Robił to przede mną prawie dwadzieścia lat. Chociaż różnimy się od siebie w wielu kwestiach co do prowadzenia firmy, on równie doskonale się na tym zna i jednak wciąż ma w niej wiele do powiedzenia.

Zamierzam zostać tak długo w Kanadzie aż nie skłonię Laurę do powrotu. Tym razem nie mogę tego zrobić w brew jej woli... Muszę teraz z nią całkowicie inaczej postępować. Muszę zrobić wszystko, żeby mi wybaczyła...

Tylko najpierw muszę ja znaleźć... A fakt, że dalej nie daje mi znaku życia, sprawia, że naprawdę zaczynam się coraz bardziej martwić o moją Laurę...

Może powinienem jej odblokować karty? Może choć jedną, żeby miała jakiekolwiek pieniądze... Jeśli nie poszła do tej swojej koleżanki to gdzie się podziewa jeśli nie ma pieniędzy. Cholera zaraz nie wytrzymam tej niewiedzy.

Wchodzę na stronę banku i odblokowuje jej dostęp do jednej z kart. Zresztą jeśli będzie miała cokolwiek na koncie, ja będę mógł zobaczyć wtedy w jakim miejscu płaciła... Szybciej ją znajdę.

Wystukuje kolejnego sms.

Odblokowałem ci kartę.

Laura do cholery proszę cię odezwij się do mnie


Laura

– Laura... proszę cię wstań. Zjedz coś... nie możesz cały czas leżeć. – Sofii klęczy przy kanapie i czule głaszcze mnie po dłoni. Ale ja nie mam ani siły ani ochoty wstawać... Chce znów zasnąć i nie myśleć.

– Sofii proszę cie... daj mi spokój. – wtulam się w wilgotną poduszkę.

– Ja muszę wychodzić już na uczelnię, ale jeśli chcesz to zostanę z tobą.

– Nie. Idź, chce pobyć trochę sama... Dziękuje ci. Ale naprawdę tego potrzebuje. – mówię ocierając dłonią twarz. Naprawdę tego potrzebuje. Po prostu poleżeć... spokojnie pomyśleć. Przecież ja muszę to jakoś sama ze sobą przetrawić.

– Dobrze, ale w razie gdyby coś się działo od razu do mnie dzwoń. Przyjadę. – zapewnia mnie.

– Masz jakieś papierosy? – pytam zanim wychodzi i ociężale podnoszę się do pozycji siedzącej na łóżku. Czuję się okropnie... boli mnie głowa, a oczy wciąż mam zapuchnięte. Przecieram dłońmi twarz i przejeżdżam nimi po splątanych włosach. Muszę wziąć prysznic...

– Może wstań, ubierz się wyjdź na zewnątrz, nawet do sklepu po te papierosy, ale wyjdź chodź na chwilę. Dobrze ci to zrobi. – przekonuje mnie, ale raczej na marne. Nie mam ochoty się nigdzie ruszać...

– Tak i za co je kupię skoro nie mam ani grosza? – nie potrzebnie podnoszę głos na Sofii.

– Dobrze, w kuchni są moje papierosy. Laura, ja wiem, że jest ci ciężko ale nie możesz wiecznie leżeć na kanapie i płakać w poduszkę. Trzymaj się, w razie czego dzwoń. – nachyla się do mnie i całuje mój policzek. Wiem, że ma racje... w końcu musze podjąć jakąś decyzje, coś postanowić, ale jeszcze nie teraz...

Na razie nie mam na to siły. Sofii wychodzi a ja sięgam po telefon, chwilę się waham, ale jednak go włączam. Wyłączyłam go wczoraj i od tamtej pory jeszcze go nie włączałam... Czekając, aż się włączy klatka piersiowa zaczyna mi się coraz szybciej unosić w górę i w dół... Niecierpliwie się przed tym co zobaczę na ekranie i kiedy tylko widzę na wyświetlaczu nieodebrane połączenie i ikonkę sms, serce zaczyna mi bić mocniej a oddech przyśpiesza.

Mam kilka nieodebranych połączeń. Proszę, proszę... Bruno uruchomił chyba wszystkich, żeby się ze mną skontaktować. Emili... teściowa, moja bratowa, a nawet ojciec...

Jest też sms od Bruna...

Biorę głęboki oddech i naciskam na ikonkę sms odczytując pierwszą wiadomość.

Kochanie, martwię się o Ciebie... Proszę daj mi tylko znać, czy nic ci nie jest. Nic więcej na razie nie chce.

Przepraszam. Wiem, nie chcesz mnie widzieć, ale ja nie odpuszczę...

Kocham Cię.

Myślałam, że nie mam już siły płakać. Myliłam się. Czytam wiadomość od niego i wybucham głośnym szlochem. Zasłaniam dłonią usta, nie mogąc pohamować płaczu.

Czy choć jedno zdanie z tego co mi napisał jest prawdziwe? Kocham mnie ? On mnie do cholery kocha? To czemu mi to wszytko zrobił...

Nie kocha mnie i wcale się o mnie nie martwi... martwi się o swój spadek. Ja się tu kompletnie nie liczę...

Przesuwam palcem po ekranie i odczytuje kolejną wiadomość.

Odblokowałem ci kartę.

Laura do cholery proszę cię odezwij się do mnie!

Proszę... sumienie go ruszyło. Mam gdzieś jego pieniądze, nie zamierzam z nich korzystać. Nigdy więcej nie będę na jego łasce! Łaskawca pieprzony się znalazł.

Ale dobrze... dam znać, że nic mi nie jest. Ale nie jemu. Wystukuje szybko sms do Emili, żony przyjaciela Nicka. Dowie się, że nic mi nie jest ale nie ode mnie. Mam nadzieje, że go to zaboli.

Nic mi nie jest, wszystko w porządku.

Piszę i znów wyłączam telefon...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top