Rozdział 11

Bruno

  Wracam z pracy do domu i stojąc w korku, już wyobrażam sobie reakcje mojej żony, na to, co jej powiem. Ale cóż... ostrzegałem ją, że bardzo szybko pożałuje swojej decyzji, a ja zawsze dotrzymuje słowa. Już mam przed oczami widok jej pieklących się policzków, rozchylonych zaróżowionych warg i masy przekleństw w moim kierunku.

Inna kobieta na jej miejscu, nie wiem, czy nawet odważyłaby się podnieść na mnie głos, ale moja Laura jest całkiem inna. Zawsze każdą kobietę, miałem na pstryknięcie palca... towarzyszek od łóżka, również mi nie brakowało... Może właśnie to mi w niej imponuje? To, że jest inna niż wszystkie kobiety i nie skacze wokoło mnie jak tresowany piesek. Ta jej wroga postawa wobec mnie, to ciągłe pyskowanie i chęć bycia niezależną...

Chociaż, mam nieodparte wrażenie, że tak naprawdę ona doskonale wie o tym, że ze mną nie wygra, tylko ten jej charakterek nie pozwala jej, od razu stanąć na przegranej pozycji. Doskonale wie, że mam przewagę. Kiedy tylko wpadam w złość, ona od razu kuli się nawet pod moim wzrokiem.

W dodatku to jej skrępowanie, zawstydzanie się i reakcja na mój dotyk, są naprawdę słodkie... ale już momentami irytujące. Jest moją żoną i mój dotyk powinien być dla niej czymś naturalnym! Jestem przekonany, że moja mała nie miała nikogo przede mną i wczoraj mi to udowodniła. Nie ma dla mnie lepszej rzeczy niż fakt, że moja żona odda się tylko mnie...

Między mną a Laurą widzę jakiś postęp, do którego sama Laura nie chce się przyznać... nie sprzeciwia się na moje pocałunki. To, że przytulam ją do siebie w nocy, uznała najwidoczniej za normalność... Swoją drogą może to i dobrze, że wczoraj rodzice nam przerwali. Wyzwoliłem w niej pewne uczucia, które jak widać, dotąd nie były jej zbyt znane... Mam nadzieje, że będzie odczuwała niedosyt z powodu iż nie skończyłem tego, co zacząłem...

Parkuje czarne terenowe BMW tym razem przed domem. Nie opłaca mi się wjeżdżać do podziemnego garażu, ze względu, iż nie dalej niż za godzinę, wyjeżdżamy. Wchodzę do domu i od razu zaczynam poszukiwanie Laury, nawołując klika razy jej imię. Chodzę i szukam jej po całym domu, zaczynając już lekko irytować się faktem, iż nie mogę jej znaleźć. Przecież nie wyszła... gdyby tak było, Gerard zaraz by mi o tym powiedział.

–  Bruno!!! – piszczy, gdy tylko widzi mnie w drzwiach łazienki. Moja mała wygodnie leży w wannie okryta pianą, wraz z unoszącym się po całej łazience zapachem olejków kaszmirowych. Widząc jej ponętne ciało, smukłe ramiona i zgrabne nogi, moje ciało znów zaczyna wrzeć, sprawiając, iż moja klatka piersiowa porusz się znacznie szybciej.

– Nie piszcz. – mierzę ją wzrokiem i przymrużam powieki. Podchodzę do wanny, nachylam się i składam pocałunek na jej delikatnym policzku.

– Wynocha. – syczy i zamiera w bez ruchu, bojąc się, że piana się rozstąpi, a ja zobaczę jej piękne ciało.

– Lauro, za godzinę wyjeżdżamy... – luzuje krawat, zdejmuje go i zabieram się za rozpinanie koszuli.

– Gdzie wyjeżdżamy? – przerywa mi w pół zdania.

– Do Portland. Mam bardzo ważne przyjęcie branżowe. Zostaniemy na noc w hotelu, gdzie odbywa się przyjęcie.

– Słucham? Dopiero teraz mi o tym mówisz? – Jej policzki pieklą się ze złości.

– Ależ skarbię, o co masz do mnie pretensje? Wczoraj prosiłaś mnie, abym nie informował cię o swoich wieczornych planach, bo cię nie interesują. – Laura przymyka powieki i szeroko otwiera swoje zaróżowione wargi.

– Bruno nie uważasz... – zaczyna podniesionym głosem, ale tym razem to ja jej przerywam.  

– Nie, nie uważam. Ostrzegałem, że bardzo szybko pożałujesz swojej decyzji, więc trzeba było mnie posłuchać. Idę wziąć prysznic. Przygotuj się, bo nie mamy za wiele czasu. – szybko wychodzę z łazienki, aby ukryć cisnący się uśmiech na moje usta. Przypuszczam, że teraz z jej słodkich usteczek wydobywa się potok przekleństw pod moim adresem... mam nadzieje, że będzie to dla niej nauczką, i następnym razem dwa razy się zastanowi, zanim coś powie.

Laura

Nie doczekania jego!!! Jak jest taki mądry, to niech sobie sam jedzie. I wcale mnie to nie obchodzi, że będzie na mnie wściekły, on co dzień jest na mnie wściekły i jakoś mu to przechodzi. Dobrze przyznaje, nie chciałam, aby informował mnie o swoich wieczornych planach... znaczy,nie do końca tak było... po prostu chciałam mu dopiec. Ale do cholery to chyba co innego, jeśli te wieczorne plany mają dotyczyć nie tylko jego, ale i mnie. Doskonale wiem, dlaczego mówi i o tym dopiero teraz... chce po raz kolejny udowodnić mi, że z nim nie wygram. Ale nie tym razem... nie pojadę tam!

Zakładam ciepły szlafrok na ciało i jak gdyby nigdy nic kładę się na łóżku w sypialni, rozczesując mokre po kąpieli włosy. Na dźwięk jego kroków po schodach, oddech mi przyśpiesza. Wiem, co zaraz będzie... Wchodzi do sypialni jedynie w dżinsach, a ja, choć jestem sama zła na siebie, nie mogę wytrzymać i choć na chwilę wbijam wzrok w jego nagą klatkę piersiową i tatuaż na lewej ręce. Dlaczego ja muszę mieć taką słabość do mężczyzn z tatuażami? Bruno, widząc, że nie jestem w ogóle przygotowana, wciąga gwałtownie powietrze i mocno zaciska szczękę.

– Laura żarty sobie ze mnie robisz? – Jego ton jest surowszy niż zwykle.

– Nie, czemu? – robię minę niewiniątka. Doskonale wiem, jak bardzo swoim zachowaniem dolewam oliwy do ognia.

– Za 20 minut widzę cię na dole!!! – warczy na mnie.

– Nigdzie nie jadę. Trzeba było mnie uprzedzić wcześniej. – odwracam głowę w stronę okna i udaje, jak bardzo pochłonięta jestem, rozczesywaniem swoich włosów.

– Nie denerwuj mnie!

– Jedź sobie sam! Ja nie jadę, powiedziałam już! – krzyczę na niego, ciskając szczotką do włosów o kant łóżka.

– Jedziesz! – wykrzykuje o wiele głośniej niż ja, a mięśnie jego twarzy, jak i całego ciała napinają się jeszcze bardziej.

– Nie. – mówię stanowczo, ale wzrok wbijam w dłonie. Nie umiem patrzeć w te jego lodowate oczy.

–Posłuchaj mnie słońce. – syczy jak jadowity wąż i podchodzi bliżej mnie. Łapie mój podbródek, zmuszając mnie tym samym, abym spojrzała mu w oczy. Chce się odwrócić od jego lodowatego wzroku, ale mi to uniemożliwia. Wręcz zmusza mnie, żebym patrzyła mu w oczy, przed czym tak bardzo się bronię. – To bardzo ważne przyjęcie biznesowe, na którym muszę być. A ty, będąc moją żoną również. Nie interesuje mnie to, czy ty chcesz jechać, czy nie. Za 20 minut widzę cię gotową na dole. Koniec tematu! – mówi wolno i dosadnie niezłomnym tonem głosu.

– Nie... – choć tracę swoją pewność siebie, ostatkiem sił próbuj ponownie zaprotestować, ale od razu mi przerywa.

– Nie dyskutuj ze mną. Nie będę dwa razy powtarzał. - podnosi głos i wychodzi z sypialni, mocno przy tym ciskając drzwiami. Jest zły.To już jest ten moment, kiedy wiem, że nie mam wyboru. Wstyd mi się przyznać, że po raz kolejny się przed nim złamałam. Tylko w tej sytuacji mój opór tylko pogorszy całą sprawę. On nigdy nie zmienia zdania, więc gdybym nie pojechała z nim tam po dobroci, jestem skłonna stwierdzić, że zaciągnąłby mnie tam siłą... Po co to wszystko utrudniać? W jego mniemaniu nie wchodzi w grę inna decyzja niż ta, jaką on podejmie...

Droga mija nam dość szybko. Bruno choć przemierza każdy kolejny kilometr ,z aż nadto wysoką prędkością, nie czuje żadnych obaw. Jadąc z nim, naprawdę czuję się pewnie. Kiedy z milimetrową precyzją parkuje pod zabytkowym hotelem, koronę mistrza kierownicy po tym wyczynie bez dwóch zdań przyznaje jemu.

Jeszcze dobrze nie zdążyliśmy wejść do hotelu, a już u progu wita nas dwóch lokajów, zabierając od nas rzeczy. Rozmowa między mną a Brunem ogranicza się do minimum. Odpowiadam na jego pytania, jeżeli naprawdę muszę. Zresztą teraz muszę zrobić, się na bóstwo za nim zacznie się przyjęcie, wiec nie mam czasu na rozmowy. Moja ukochana czarna długa suknia z rozcięciem do uda jest idealna na taki przyjęcie, kosztowała naprawdę wiele, ale jest cudowna. Ach no i oczywiście moja ukochane śliwkowe szpilki. Poprawiam przed lustrem włosy, które teraz opadają zwiewnie na piersi i tak jestem zadowolona ze swojego wyglądu. W końcu jestem żoną milionera, muszę dobrze wyglądać...

– Laura od 5 minut powinniśmy być na dole. – słyszę jego marudny głos zza drzwi... Ostanie pociągnięcie wpadającą w fiolet podobnie jak moje buty szminką i dumnym krokiem wychodzę z łazienki. A co niech mu szczęka opadnie!

Gdy wychodzę z łazienki, lustruje mnie od stóp do głów. Czuje na sobie jego przeszywający wzrok, ale staram się nie zwracać ku temu, większej uwagi. W przeciwnym razie moje policzki znów zaczną się czerwienić.

Dlaczego on mnie tak zawstydza?

– Już. – Chce przejść koło niego obojętnie, udając się do drzwi, ale jego dłonie łapią mnie w pasie i przyciągają mocno do siebie.

– Takim wyglądem, nie ułatwiasz mi trzymania rąk przy sobie. Mmm kochanie widzę, że znów założyłaś koronkę. – szepcze do mojego ucha, kciukiem rozchylając mój dekolt. Jego usta zaczynają obsypywać mokrymi pocałunkami moją szyję, a jego kilkudniowy zarost przyjemnie drażni moją skórę. Oddech mi przyśpiesza... 

Co się ze mną dzieje?

– Jesteśmy już spóźnieni 5 minut. – Staram się powiedzieć, jak najnormalniejszym głosem jak potrafię.

– To spóźnimy się 10. – mocno akcentuje każde słowo. Odrywa się od mojej szyi, ale tylko po to, by jego usta spoczęły teraz na moich. Nie wiem do cholery co on ma w sobie, ale gdy czuję jego usta na swoich, nie potrafię się oprzeć, chce się wyrwać z jego pocałunku, ale nie umiem. Całuje mnie zachłannie i namiętnie, wplatając jedną dłoń w moje włosy, a drugą błądząc po odsłoniętym przez materiał sukni udzie. Całuje mnie, co dzień, a ja chyba po prostu już się do tego przyzwyczaiłam. Tak sobie to tłumaczę...

Zaczyna napierać na mnie, zmuszając mnie, aby zrobiła kilka kroków do tyłu. Doprowadza nas do ściany i nie przerywając pocałunku, stanowczo mnie do niej przyciska. Mimo szczerych chęci, aby przerwać to wszystko, ja zaczynam coraz bardziej się w tym pogrążać. Obejmuje jego ramiona i zanurzam dłonie w jego hebanowych włosach. Bruno sunie dłonią po mojej nodze i zarzuca sobie ją na swoje udo. Dłonią ściska moje biodra i przyciska mnie mocniej do siebie, na co od razu z moich ust, wydobywa się ciche syknięcie. Przerywa pocałunek, a ja czuje, jak bardzo spierzchnięte są moje wargi, od jego namiętnych pocałunków.

– Pognieciesz mi, całują sukienkę. – mówię z urywanym oddechem.

– Mało mnie to teraz interesuje. – łapię, za moje uda i podrzuca mnie sobie na biodra, dalej zaborczo przygniatając do ściany. – Opleć mnie mocno nogami. – wydaje komendę, a ja bez chwili namysłu, robię to, co mówi. Czując jego przyrodzenie między nogami i już wiem, po co kazał mi to zrobić. Przesuwa dłonie pod materiał sukni i zaciska dłonie na moich pośladkach. Przymykam oczy i nie chce myśleć o tym, że źle robię, pozwalając mu na to... Wpija palce w moje pośladki i zaczyna pocierać mną o swoje nabrzmiałe przyrodzenia. Nie chce wydawać z siebie jęku, ale to silniejsze ode mnie... Czuje ogromne ukłucie w podbrzuszu, a jego ciężki oddech, nad moim uchem między pocałunkami, wcale nie pomaga mi go zwalczyć.

Zacznij myśleć Lauro!!!

– Wystarczy. – mówię, kiedy jego usta zaczynają obsypywać pocałunkami moje ramie. Nie może to wszystko zajść tak daleko... już i tak na za dużo sobie pozwoliłam... wyrzuty sumienia nie dadzą mi spokoju przez kolejne dni...

– Robię to tylko dlatego, że naprawdę musimy już schodzić. – stwierdza przenikliwym tonem, ostatni raz składając pocałunek na moich ustach i delikatnie stawia mnie na podłodze. Próbuje uspokoić oddech i dojść do siebie... Poprawiam materiał sukienki i rozburzone włosy. Moje wargi są całe napuchnięte i nie ma na nich już ani grama mojej szminki. Wyciągam szminkę z torebki i dwoma płynnymi ruchami nakładam ją ponownie.

Jak można jednocześnie kogoś nienawidzić i pozwolić robić mu z sobą takie rzeczy???

Nie znam odpowiedzi na to pytanie...

Bruno zakłada idealnie skrojoną granatową marynarkę, która doskonale podkreśla jego szerokie ramiona. Poprawia mankiety śnieżnobiałej koszuli i zapięcie spodni... Bierze moją dłoń w swoją i prowadzi nas do wyjścia.

– Znów się zaczerwieniłaś kochanie. – dotyka mojego policzka z szelmowskim uśmiechem. Widzę, że niezwykle bawi go moje zawstydzenie...

– Zajmij się lepiej swoją erekcją w spodniach. – wypalam i sama jestem zdziwiona, że z moich ust wypłynęły takie słowa. Zagryzam wargi i wlepiam wzrok przed siebie.

– Cóż za cięta riposta. – zaczyna się śmiać. – Brawo kochanie. Aczkolwiek myślę, że najlepiej moją erekcją zajęłyby się twoje usta. – otwieram szeroko buzię i nie wierzę w to, co słyszę. Jak on może być takie bezpośredni i bezwstydny... Bruno wlepia we mnie wzrok, a kąciki jego ust znacząco wyginają się ku górze. Czuje jak na moje policzki, wypływa ognista czerwień... z trudem przełykam ślinę i gdyby nie mijająca nas grupka eleganckich panów po 40 z wielkim impetem wyrwałabym dłoń z jego uścisku...

Bruno z każdym z panów wita się uściskiem dłoni i z uśmiechem na ustach przedstawia mnie im, jako swoją żonę. Kierując się do sali bankietowej, podobna sytuacja zdarza się jeszcze kilka razy, a ja znów muszę silić się na wymuszone uśmiechy. Jak przez cały wieczór będę musiała wymieniać, ze wszystkimi te sztuczne uśmiechy, to naprawdę tu nie wytrzymam.

Bruno rozmawia z różnymi ludźmi głównie o interesach, popijając przy tym whisky. Moja rola ogranicza się do ładnego uśmiechu i udawania szczęśliwej żony. Cóż sam mi kiedyś powiedział, że będę się ładnie prezentować u jego boku. Więc się prezentuje...

– Mam wrażenie, że wszyscy mężczyźni pożerają cię wzrokiem. – mówi cicho, gdy choć przez chwile stoimy sami. To dziwne, bo ja mam wrażenia, że to większość kobiet dziwnie na mnie spogląda i pożera wzrokiem jego...

– To pewnie przez to rozcięcie. – mówię słodkim głosem i rozchylam rozcięcie na nodze. Zaraz po tym ganię się w myślach za to, co zrobiłam... Jego szczęka od razu mocno się zaciska, a wzrok robi się przeszywający... Igram z ogniem, choć wiem doskonale. jak to się skończy i ostatnio miałam tego dowód.

– Nie pogrywaj sobie, tak zemną kotku... a jeżeli ktoś cię choćby dotknie nie, ręczę za siebie. Drugi raz nie będę ostrzegał. - mocniej ściska moją dłoń i składa, zaborczy pocałunek na mojej szyi.

– Mógłbyś mi przynieść coś do picia?- Postanawiam zmienić temat i nie zaczynać kolejnej kłótni. Muszę napić się wina, może choć trochę przyniesie mi ulgę w przetrwaniu na tym nudnym bankiecie.

– Wodę? – Sam niech się napije wody. Doskonale wie, że nie o wodę mi chodziło. Mam wrażenie, że moja ochota na alkohol niezbyt przypadła mu do gustu...

– Białe wino. – piorunuje go wzrokiem. Zaciska usta w wąską linię i bez odpowiedzi kieruje się w stronę baru. Robię parę kroków w przód, by lepiej przyjrzeć się widniejącym na ścianach dziełom sztuki. Nigdy nie byłam jakąś wielką fanką sztuki, ale te obrazy naprawdę przyciągają moją uwagę.

'' Żona Watsona to jakaś gówniara, ile ona może mieć lat 20? Jakim cudem Watson dał się złapać takiej młodej harpii?''.

'' Za to ona, na pewno złapała się, na jego miliony na koncie''

Słysząc, dochodzącą za filara rozmowę, czuje jak mój żołądek na te słowa, boleśnie się zaciska... Cała się spinam i ze złości wydymam policzki. Jak ktoś ma czelność tak o mnie mówić, skoro mnie nawet nie zna? Co te wyfiokowane babska mogą o mnie wiedzieć! Biorę parę głębokich oddechów i czuje się gotowa na starcie! Zaraz im powiem parę słów na ten temat. Dumnym krokiem przechodzę na drugą stronę filara, z przygotowanym przemówieniem w ich kierunku, ale tam już nikogo nie ma...

– Proszę. Coś się stało? – Bruno podchodzi do mnie i wręcza mi kieliszek białego wina, oczywiście z jego minimalną ilością.

– Nie, nic. – Ucinam, krótko. Nie będę mu się skarżyć jak mała dziewczynka...

– Witaj Bruno, witaj Lauro.– Emili żona przyjaciela Bruna podchodzi do nas wraz ze swoim mężem. Od razu zaczynam rozmowę z Emili... nie chce myśleć o tych oszczerstwach o sobie, które przed chwilą usłyszałam...

Może mam mylne wrażenia, ale Emili wydaję się normalną dziewczyną, z którą mogłabym znaleźć wspólny język i bliżej się poznać. To ona pierwsza na naszym weselu przyszła do mnie i starała się dodać mi ulgi w tym koszmarnym dla mnie dniu, chociaż nie wiedziała o prawdziwych przyczynach mojego ślubu z Brunem. Panowie pogrążają się w swoich tematach, a konkretnie najnowszego modelu BMW i chwilowo to staję się dla nich najważniejsze.

– Nie przejmuj się, tymi krzywymi spojrzeniami. – mówi Emilli, wodząc wzrokiem po sali.

– Też to zauważyłaś?

– Lauro, one wszystkie sikają po nogach na widok twojego męża, więc nie mogą znieść twojego widoku przy nim, bo chciałby być na twoim miejscu. - uśmiecham się blado na jej słowa i nie wiem, czy mnie choć trochę mnie one pocieszają. Nie zaprzeczę, Bruno jest przystojny... i to bardzo więc nie dziwie się, że sikają na jego widok, tylko nie rozumiem jak, może odpowiadać im jego podły charakter? Poza tym, dlaczego ja mam być poddawana takim obelga jak przed chwilą, z powodu ich zazdrości? Niech rzucają obelgi w stronę Bruna, a nie w moją!

Czuje, jak torebka zaczyna wibrować mi w dłoniach. Szybko wyciągam telefon. To Sofii!
Przepraszam wszystkich słodko się uśmiechając i szukam jakiegoś ustronnego miejsca, by z nią porozmawiać. Na rozmowę z nią zawsze jest dobra pora. Staram się najszybciej jak mogę, streścić ostatnie wydarzenia i dowiedzieć się co u niej słychać. Choć jest daleko, wiem, że w dalszym ciągu zawsze mogę na nią liczyć!

Sofii uświadamia mi, że rozmawiamy już 15 minut, więc muszę już kończyć rozmowę. Jestem pewna, że Bruno zaraz zacznie mnie szukać... Ta jego mania kontroli jest irytująca...

– Pewnie masz satysfakcje. – podchodzi do mnie typowa blond suka, z wielkim dekoltem u krwisto czerwonej sukienki.

– Słucham? – powtarzam z szeroko rozchylonymi źrenicami.

– Myślisz, że udało ci się usidlić Watsona? Ohh moja droga, jesteś w takim razie w błędzie. – biorę głęboki oddech i zaciskam szczękę, abym nie powiedziała coś, czego nie powinna... Nie będę się zniżać do jej poziomu.

– Pozwoli Pani, że nie będę się zniżać do Pani poziomu, damie to nie przystoi. – Dosadnie przeciągam słowo Pani, podkreślając jej wiek. Nie dam po sobie poznać, jakoby jej słowa miały jakoś na mnie wpłynąć. Odchodzę od niej, patrząc z politowaniem. Choć mam niewzruszoną minę tak naprawdę, mam ochotę wybuchnąć płaczem... Jakim prawem mnie obrażają?!

Wracam na salę bankietową i nerwowo szukam po niej Bruna. Gdy tylko go spostrzegam przy w prawej części sali, spokojnym, ale przyśpieszonym krokiem idę w jego stronę, gdzie dalej rozmawia ze swoim przyjacielem Nikiem. Staje przodem do schodów i widzę schodzącą po nich blond zdzirę... specjalnie wplatam swoją dłoń w dłoń Bruna, przytulam się do niego i całuje w usta nie spuszczając wzroku z blond zdziry... Nie dam sobą pomiatać! Mina rzednie jej jeszcze bardziej niż po mojej ciętej ripoście i bardzo dobrze mi z tym! Za to na twarzy Bruna maluje się wyraźne zaskoczenie moim zachowaniem. Cóż, nie jest do mnie podobne, żebym okazywała mu jakąś kol wiek czułość. Ale o tym, co spotkało mnie przed chwilą, również nie zamierzam mu mówić... Przecież w ogóle nie powinnam się tym przejmować. Tylko szkoda, że wszyscy mnie oskarżają i oceniają, a nawet nie wiedzą, że ja wcale nie chciałam być jego żoną!!!

– Już miałem iść cię szukać? Gdzie byłaś? – pyta.

– Rozmawiałam przez telefon. – odpowiadam, jedynym łykiem dopijając wino. Nie widząc w zasięgu wzroku blond ździry, wyślizguje swoją dłoń z jego.

Znużona spoglądam na zegarek i widząc, że jest już północ, o niczym innym nie marzę, aby stąd wyjść. Chce już wracać do pokoju. Stwierdzam, że bycie żona milionera to nie prosta sprawa. Stanie u jego boku, wieczne uśmiechanie się i grzecznościowe rozmowy strasznie męczą... i w dodatku te wredne spojrzenia tych kobiet, doprowadzają mnie do szału!

Zostawiam Bruna samego, muszę odpocząć od ciągłego uśmiechania się, a poza tym na pewno przyda mi się lekko poprawić makijaż. Będąc w łazience, delikatnie pociągam twarz pudrem i poprawiam szminkę. Drzwi się otwierają, a ja kontem oka w lustrze widzę kolejną ździrę tylko tym razem brązowowłosą, której dekolt u czarnej sukienki sięga prawie pępka. Widzę jak lustruję mnie wzorkiem od góry do dołu, bardzo powoli za mną przechodząc...

– Żona Bruna. Nie prawdopodobne... – wzdycha.

– Masz jakiś problem? – mówię podniesionym głosem. Wiem, że nie powinnam się tak odezwać, ale nie dam sobą do cholery pomiatać!  

– Po prostu zastawiam się, co skłoniło Bruna, żeby wziąć za żonę taką małolatę... pewnie musisz się dobrze kurwić. – mówi z lekceważącym uśmiechem na usta. Mój przełyk boleśnie się zaciska, a do oczu napływają łzy... – Ahh moja droga to, że nosisz jego nazwisko i masz dostęp do jego zer na koncie, o niczym nie świadczy. Bruno i tak będzie cię zdradzał, więc dobrze ci radzę, nie wyobrażaj sobie za wiele. – syczy jak jadowita jaszczurka... nie tego już za wiele! Z cały sił próbuje powstrzymać nachodzące do moich oczu łzy. Nie mogę pokazać, jak słaba jestem.

Cholera Laura nie rozpłacz się!

Biorę głęboki wdech i wkładam całą siłę woli, żeby to powiedzieć.

– Rozumie jak strasznie ci szkoda, że nie jesteś na moim miejscu, ale cóż Bruno jest moim mężem, a twoim nigdy nie będzie, więc ja również dam ci dobrą radę. Pogódź się z tym. Aaa i następnym razem proponuje trochę więcej make- up. Ten niestety nie ukrywa twojego wieku... – uśmiecham się równie szyderczo, jak ona i jestem cholernie z siebie dumna. Od razu z jej wymalowanej twarzy znika ten uśmieszek... Wlepiam w nią wzrok i zachowuje opanowanie, choć, tak naprawdę cała w środku dygocze... Chce jak najszybciej wyjść z tej łazienki, nie chce już dłużej jej słuchać i patrzeć na nią. Ale nie robię tego, to by oznaczało, że uciekam. Nie dam satysfakcji tej suce!

–Ohhh mam nadzieje, że wiesz, że połowa kobiet z tego przyjęcia nie raz przewinęła się przez łóżko Bruna. On żadnej nie przepuści... – patrzy na mnie z politowaniem, a ja mam ochotę wyszarpać ją za te jej okropne kudły.

– Wolne? – Do łazienki wchodzi rozweselona kobieta koło trzydziestki, a mi spada kamień z serca.

– Tak. – Brązowowłosa ździra odpowiada, słodko się uśmiechając i już po sekundzie znika za drzwiami. Trzydziestoletnia kobieta wchodzi do jednej z kabin, a ja opieram dłonie o umywalkę i z całym sił powstrzymuje się, aby z moich oczu nie popłynęły łzy. Próbuje złapać głębszy oddech, żeby się uspokoić, ale po moich po liczkach i tak spływa kilka pojedynczych łez, które szybko odgarniam.

Najgorsze jest to, że ta ździra ma racje. Znając jego, pieprzył się z każdą napotkaną panienką. Może teraz też to robi? Jak ma tak wyglądać, każde kolejne przyjęcie to choć by nie wiem co, Bruno nie zmusi mnie, abym na nie poszła. Nie będę po raz kolejny wysłuchiwać tylu obelg na swój temat. Mam ochotę wykrzyczeć im wszystkim, że nie chciałam być jego żoną!!! I jemu tak samo! Pieprzony Casanova się znalazł... niech zapomni o tym, że będzie ze mną spał!
Kiedy już wydaje mi się, że jestem spokojna i mogę znów stawić czoła, tym wszystkim zazdrosnym panienką, znów moje oczy zaczynają się szklić. Dopiero teraz to wszystko do mnie dochodzi, dopiero teraz to zrozumiałam.

Jestem żoną Bruna, z którym nie chce być i z którego nie kocham. Żoną podłego egoistycznego skurwysyna, który będzie zdradzał mnie na każdym kroku Przez całe życie, będę udawać szczęśliwą żonę, a nikt tak naprawdę nie będzie wiedział, jak nasze życie wygląda naprawdę. Ocieram z policzków kolejne łzy i zaciśniętymi zębami wracam na salę bankietową, od razu kierując się do baru. Siadam przy barze i proszę barmana o podwójną szkocką.

– Chyba za dużo sobie pozwalasz. – Ktoś wyrywa mi szklankę z rąk. Nie ktoś, tylko Bruno. Jego widok i wyrwanie z rąk drinka, jeszcze bardziej potęguje moją złość. Nienawidzę go!

– To nie twoja sprawa! – warczę na niego, dając znak barmanowi, aby nalał mi kolejnego drinka.
– Owszem moja. Laura co się dzieje? – Nie potrzebuje jego troski!

– Wracam do pokoju, daj mi kartę. – rezygnuje z drinka, lodówka w naszym apartamencie zaopatrzona jest pewnie w masę różnorakich alkoholi. Nie zostanę tu ani chwili dłużej!

– Nie. Jeszcze musisz ze mną tu zostać.– mówi chłodnym oficjalnym tonem, a moja krew w żyłach zaczyna niesamowicie mocno wrzeć.

– A po cholerę jestem ci tu potrzebna, mało masz panienek dookoła? – podnoszę głos. Nie mogę, zapanować nad swoją złością. Nie dam rady udawać, że wszystko jest w porządku, skoro nie jest i wcale nie obchodzą mnie w tym momencie ci wszyscy otaczający nas ludzie.

– Po pierwsze nie przeklinaj, a po drugie licz się ze słowami i nie mów do mnie takim tonem! - Choć karci mnie wzrokiem, nie zamierzam reagować na jego słowa.

– Wszystkie panienki tu pieprzyłeś, czy tylko co drugą? – pytam z udawanym zaciekawieniem, jeszcze bardziej podnosząc głos. Jestem pewna, że wszyscy dookoła to słyszeli, ale teraz kompletnie mnie to nie interesuje.

– Jeszcze słowo i dostaniesz takie lanie, że przez tydzień nie usiądziesz na tyłku. – cedzi ściszonym, ostrzegawczym tonem, ściskając moje przedramię.

– Pieprz się! – wykrzykuje. Chwytam w dłoń stojącą szkocką i chlustam mu nią prosto w twarz, dopiero po sekundzie orientując się, co zrobiłam. Mój oddech gwałtownie zaczyna przyśpieszać, chcąc rozerwać klatkę piersiową. Nie patrzę na ludzi dookoła nas. Patrzę na niego. Jego surowy wzrok pali mnie po całym ciele. Mocniej zaciska dłoń na moim przedramieniu, a jego tors porusza się, zacznie szybciej niż dotychczas. Niesamowicie mocno zaciska szczękę, tak jak by chciał się przed czymś powstrzymać... Jest zły... co ja mówię, on jest wściekły.

– W tej chwili idziemy na górę! – ociera dłonią mokrą twarz i nachyla się nade mną, wściekle sycząc do ucha...



Witajcie kochani:* 

Oczywiście liczę na gwiazdki i  komentarze od was :) Wasze komentarze nie zwykle motywują mnie do dalszego pisania :) 

Mam nadzieje, że nie zawiodłam was kolejnym rozdziałem i przypadnie on wam do gustu :) 

Buziaki :* 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top