dubel rozdziału 44
Z racji, iż nie wszystkim sie wyświetla rozdział 44 dodaje go jeszcze raz :)
Kochani pewnie was zaskoczę!
Ale tak to nie żart to nowy rozdział!
Nie jest za długi ale własnie w tym momencie chciałam go skończyć :)
Cieszycie się?? :)
No to zapraszam do dalszych losów naszej dwójki.
P.S Uwielbiam was!!! Pisać dla was to sama przyjemność! Dla takich fanów! <3
Laura
W jednej chwili zawalił mi się cały świat... W jednej pieprzonej chwili straciłam wszystko w co wierzyłam.
Chce, żeby to był tylko sen. Chce się z niego obudzić... ale z każdą chwilą dociera do mnie że to nie jest żaden sen. To wszystko co przed chwilą się stało to rzeczywistość...
Wracam do domu i nawet nie pamiętam jak do niego dotarłam. Jestem cała otępiała... Czuje się jak w amoku... To wszystko dopiero zaczyna do mnie dochodzić.
Przechodzę przez korytarz, a klucze po prostu wypadają mi z dłoni, uderzając o podłogę z wielkim hukiem. Nie płacze...
Wchodzę na górę do naszej sypialni i podchodzę do komody na której stoją nasze zdjęcia z Brunem w ramkach. Ze ślubu i z pomostu na który zabrał mnie na motorze...
Nie mogę patrzeć na te zdjęcia krzyczę i rzucam nimi o ścianę tak że szkło rozsypuje się w drobny mak... Dopiero teraz wybucham płaczem. Choć nie to nie jest płacz. Wybucham szlochem... krzyczę zalewając się łzami i raz po raz uderzając w oparcie fotela na który upadam.
Dlaczego on mi to zrobił? Jeszcze dziś rano obiecał mi patrząc prosto w oczy, że mnie nie skrzywdzi. Obiecał mi!!!
Pokocham go z całych sił, całą sobą. Stał się dla mnie wszystkim, jedynym mężczyzną w moim życiu. Jedynym którego tak cholernie mocno pokochałam, któremu się całkowicie oddałam. Który stał się dla mnie wszystkim, całym życiem. Bez którego nie umiałam sobie wyobrazić nawet jednego dnia swojego życia. O którym myślę kiedy się budzę, kiedy zasypiam... Nikogo w życiu nie byłam tak bardzo pewna jak jego... nikomu w życiu nie zaufałam tak bezgranicznie jak jemu. Bruno cały czas dążył, żebym go pokochała i bezgranicznie mu zaufała i jak zawsze dopiął swego.
Tylko ze to wszystko okazało się jednym wielkim pieprzonym kłamstwem... Cały czas mnie oszukiwał. Od samego początku mnie oszukiwał... bawił się mną i manipulował. Wmawiał, że jest mi potrzebny, że mnie kocha...
Wszystko to nie jest prawdą... ożenił się ze mną tylko dlatego, żeby dostać spadek... Tylko i wyłącznie dlatego... dziecko też ze mną chciał mieć dlatego. Dlatego tak strasznie nalegał żebym zaszła w ciąże i wpadł w szał gdy znalazł u mnie pigułki. Pewnie dlatego też nie chciał zgodzić się na moje studia. Zawsze wiedziałam ze jest egoistycznym skurwielem.... ale nigdy nie podejrzewałam, że aż takim.
A ja naiwna kretynka we wszystko mu uwierzyłam... A on przez cały czas bezczelnie kłamał mi oczy. Wykorzystał mnie i manipulował mną jak tylko chciał... Potraktował jak rzecz potrzebną do dostania spadku... Bawił się mną na każdym kroku, obwijając w około palca, a ja wszystko robiłam jak chciał.
On mnie nie kocha... Nie kocha mnie... Dlatego tak się wystraszył gdy chciałam odejść. Nie dlatego, że mu na mnie zależy, tylko wtedy stracił by spadek... Pieprzony skurwiel! Tylko dlatego powiedział mi wtedy, że mnie kocha. Doskonale wiedział, że tylko tak mnie zatrzyma. Pewnie zdradzał mnie na prawo i lewo kiedy tylko nadarzyła mu się okazja.
Jak ja mogłam mu tak zaufać? Jak mogłam się w nim tak zatracić...
Nie! Nie! Nie!
Nie chce tu być... nie chce go znać! Nie chce go nigdy więcej widzieć na oczy... Nie!
Nigdy więcej nie pozwolę, żeby ktoś mnie oszukiwał i manipulował nigdy więcej. Skoro i tak uważają że jestem gówniarą i tylko są ze mną problemy to ja ich tylko w tym utwierdzę. Mam w dupie ich pieprzony spadek. W dupie mam to wszystko a najbardziej jego... Ja go nie prosiłam, żeby się ze mną żenił! To on mnie do tego zmusił, przecież. Dlaczego to akurat mnie sobie wybrał no dlaczego!? Dlaczego mnie akurat wykorzystał??? Co ja mu takiego zrobiłam.
Nie wytrzymam tu ani sekundy dłużej. Wylatuje! Wracam do Kanady!
To koniec. Koniec wszystkiego... Koniec mojego małżeństwa. Pieprzę to wszystko! A Bruna nie chce znać i nigdy mu tego nie wybaczę...
Zresztą pewnie nawet nie będzie zabiegał o moje wybaczenie... Jego też nie obchodzę, jak wszystkich. Byłam mu potrzebna tylko do interesów i łóżka...
Ocieram łzy i wymuszając normalny głos dzwonię do Gerarda, żeby odebrał Garnitury Bruna z pralni bo muszę jechać jeszcze na uczelnie i nie zdążę tego zrobić. Muszę się go pozbyć z domu... inaczej zaraz doniesie Brunowi, że gdzieś pojechałam... A on nie może się dowiedzieć, że gdzieś zniknęłam dopóki nie wylecę z Bostonu...
Będzie chciał mnie zatrzymać i nie pozwoli mi wyjechać choćby siłą miał to zrobić... Doskonale o tym wiem. Bo zawsze musi być tak jak on tego chce... Chociaż mnie nie kocha i tak nie pozwoli mi wyjechać... Przecież dobrze go znam! On nigdy nie odpuszcza, zawsze musi być po jego.
Zamawiam taksówkę i pakuje wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do walizek z garderoby.
Taksówka podjeżdża... a ja ostatni raz patrzę na naszą sypialnie... na jego dom, na dom w którym wypłakałam wiele łez.. ale w którym byłam mimo wszystko szczęśliwa...
Wyciągam z szuflady kartkę i drżącą dłonią zaczynam pisać.
Nie szukaj mnie. Odchodzę od Ciebie. To koniec Bruno. Wiem o wszystkim, słyszałam Twoją rozmowę z ojcem. Nie chce cię znać...
Nie mogę powstrzymać łez... kiedy to piszę po prostu nie mogę... Dłonie mi się trzęsą... a serce łomocze nie pozwalając normalnie oddychać. Sięgam leżącą na fotelu bluzę Bruno i zaciągam się ostatni raz jej zapachem. Zapachem który co dzień dawał mi ukojenie.
Wybucham znów płaczem i ledwo jestem w stanie utrzymać się na nogach.... Odrzucam jego bluzę od siebie...
Naprawdę cię kochałam
Dopisuje na końcu kartki i wybiegam razem z walizkami z domu...
Bruno
Kurwa! Ojciec dzisiaj tak podniósł mi ciśnienie, że przez cały czas chodzę wściekły! Nie zmuszę ją siłą do tego dziecka, nie zrobię jej tego... Obiecałem jej że ją nie skrzywdzę i nie chce tego zrobić. Będę miał z Laurą dziecko, ale jak przyjdzie na to czas... Ojciec nie zmieni mojego zdania i wybacz dziadku ale dla ciebie też tego nie zrobię...
Mam ochotę pieprznąć to wszystko w cholerę nie mam siły siedzieć w tym biurze już ani minuty dłużej. Chce wrócić już do domu i przytulić drobne ciałko mojej żony do siebie. Tylko jej dotyk jest w stanie choć trochę mnie uspokoić. Chrzanię, że mam dzisiaj kupę roboty wychodzę już przed szesnastą z biura.
– Beatrice wychodzę, dzisiaj mnie już nie będzie w firmie. – rzucam na odchodne wychodząc ze swojego gabinetu.
– Oczywiście.
– Księgowy zostawił zestawienia? Miał je przynieść w południe? – pytam.
– Zostawił je zaraz po tym jak Pana żona wychodziła z firmy. – Co? Jak to Laura tu była? Przecież nie była u mnie w gabinecie.
– Laura tu była?
– Tak... Minęłam się z pańską żoną przy widzie ale chyba mnie nawet nie zauważyła. – Beatrice odpowiada trochę zmieszana. Przecież do cholery jej u mnie nie było to po co miała by przychodzić do firmy.
– O której to było godzinie? – pytam się a żołądek zaczyna mi się wywracać na samą myśl... Nie Bruno spokojnie. Nie popadaj w paranoje.
– Było dokładnie piętnaście po 12, wracałam wtedy z lunchu.
– Kurwa! – rzucam się pędem do windy... Dokładnie o tej godzinie był u mnie ojciec. Nie kurwa ona nie mogła słyszeć naszej rozmowy... To nie możliwe!
Ja pierdole! Wszystko w środku na samą myśl zaczyna się we mnie skręcać. Zjeżdżam windą na sam dół i w między czasie od razu dzwonię do Laury. Raz, drugi, trzeci... czwarty...
Nie odbiera!
Wsiadam w auto i jadę do domu najszybciej jak się tylko da łamiąc przy tym chyba wszystkie możliwe przepisy drogowe. Jeśli ona dowiedziała się wszystkiego przecież mi tego nie wybaczy...
Walę dłońmi w kierownice z całej siły i czuje, że zaraz coś rozniesie mnie od środka. Dlaczego ona nie odbiera tego telefonu!
Zatrzymuje z piskiem opon samochód przed samymi drzwiami domu i wbiegam do środka wciąż nawołując jej imię...
Cisza...
Wbiegam do sypialni i od razu wchodzę do garderoby.
Kurwa!
Nie ma jej rzeczy.
– Sprawdź na monitoringu kiedy Laura wychodziła ostatni raz z domu. Już! –Dzwonie do Jaspera i kiedy czekam na jego odpowiedz każda sekunda dłuży się jak godzina.
–Panie Watson... trzy godziny temu Pani Laura wsiadała do taksówki z dwiema walizkami.
–To gdzie Ty kurwa wtedy byłeś? Że dopiero teraz mi o tym mówisz... – wydzieram się do słuchawki telefonu uderzając z całej siły dłonią w ścianę garderoby.
–Dokładnie wtedy Pani Laura wysłała mnie żebym odebrał Pana garnitury z pralni bo ona musi jechać na uczelnie... – Laura jest sprytniejsza niż myślałem... Wiedziała, że jeśli Gerard ją zobacz z walizkami wsiadającą do taksówki od razu mi o tym powiem.
Nic nie odpowiadam... Rozłączam się. Serce bije mi jak oszalałe... Próbuje jakoś skupić myśli ale nie mogę tego w żaden sposób zrobić. Muszę się uspokoić i zacząć działać... Muszę jej szukać... ale gdzie????
Wracam do sypialni i dopiero teraz moim oczom ukazują się potłuczone w drobny mak ramki z naszymi zdjęciami... A na komodzie kartka.
Czytam ją... a klatka piersiowa cholernie mocno mi się zaciska. Niemal uniemożliwiając mi oddychanie...
Zostawiła mnie... Laura mnie zostawiła.
Nie szukaj mnie. Odchodzę. To koniec Bruno. Wiem o wszystkim. Słyszałam Twoją rozmowę z ojcem. Nie chce cię znać...
Naprawdę Cie kochałam
Cały czas czytam te kilka słów... Cały czas słyszę w głowie jak Laura je wypowiada... Zostawiła mnie. Odeszła ode mnie... i wcale jej się nie dziwie. Najpierw sprawiłem, że mnie pokochała a teraz, że mnie znienawidziła...
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia bez mojej Laury... Serce rozrywa mi się na drobne kawałki na samą myśl. Co ja mam teraz robić?
Schodzę na dół otępiały, trzymając w ręku podniesione z podłogi nasze zdjęcie i kartkę napisaną przez Laurę. Czuje się bez silny... pierwszy raz w życiu czuje się tak cholernie bez silny...
Biorę butelkę i siadam na kanapie w salonie... Chce się uchlać do nie przytomności inaczej nie zniosę tego bólu.. Moja Laura mnie zostawiła...
Nie! Bruno zacznij myśleć a nie chlaj!
Rzucam o podłogę butelkę alkoholu, która rozpryskuje się w drobny mak i wyciągam telefon. Laura rzadko kiedy płaci za cokolwiek gotówką. Zawsze płaci kartą. Sprawdzam jej konto i szybko pobieram historię płatności.
Kurwa!
Ostatnia transakcja na jej karcie była dokonana na lotnisku za bilet do Kanady...
–Jasper jedziemy na lotnisko. Już. – dzwonię po Jaspera, który niespełna po minucie już stoi przed drzwiami. Wbiegam do auta i każę mu jechać na lotnisko najszybciej jak się da. Modle się w duchu, żeby samolot do Kanady jeszcze nie odleciał... żebym zdążył na to pieprzone lotnisko zanim wyleci. Nawet już do niej nie dzwonię to nie ma sensu..
W między czasie blokuje wszystkie karty Laury. Muszę to zrobić... Nie jestem skurwysynem, ale jeśli tego nie zrobię a jej samolot już odleciał, potem ucieknie nawet i z Kanady przede mną a ja nawet nie będę wiedział gdzie... Bo przecież może wyciągnąć gotówkę z banku. Bez pieniędzy nic nie zrobi. Będzie musiała iść do ojca... a on ją zatrzyma u siebie... dopóki ja tam nie przylecę.
Jasper zatrzymuje się przed wejściem do lotniska a ja wbiegam na nie taranując prawie przy tym ludzi. Biegam w koło... rozglądam się wszędzie ale jej nie widzę!
Dostrzegam na tablicy, że samolot do Kanady odlatywał 15 minut temu...
Błagam, błagam do cholery żeby to nie był jej samolot! Podbiegam do bramek, po drodze znajdując zdjęcie Laury w telefonie.
– Samolot do Kanady odleciał? – pytam zdyszany ochroniarza przy bramce, kiedy tylko do niego podbiegam.
– Tak. 15 minut, temu. – wyciągam przed jego oczy telefon ze zdjęciem Laury.
– Czy ta kobieta wsiadała na pokład? – błagam... błagam do cholery!
– Tak wsiadała... pamiętam dokładnie, gdyż ta Pani była bardzo roztrzęsiona – ochroniarz kontynuuje swoją wypowiedź, ale ja już go nie słucham, tylko odchodzę. Dowiedziałem się już tego co chciałem... Wyleciała. Nie ma jej!
Ale ja nie odpuszczę tak łatwo... w ogóle nie odpuszczę. Nigdy w życiu nie pozwolę jej odejść!
Wracam do Jaspera do auta i każę się zawieźć do domu... Muszę to wszytko jakoś poukładać. Obrać jakiś plan działania... Spokojnie się nad wszystkim zastanowić...
Jednak wiem jedno na pewno. Lecę za nią do Kandy i nie wiem jeszcze jak ale ona tu ze mną wróci!
Tym razem gdy już jestem w domu nie roztrzaskuje butelki z alkoholem tylko zabieram butelkę i papierosy na taras. Siadam w fotelu i od razu pociągam siarczysty łyk brązowego trunku. Odpalam papierosa i załamuje twarz w dłoniach... Czuje cholerną pustkę, sama myśl o tym, że jej przy mnie nie ma kurewsko boli. Jestem wściekły na siebie na ojca na Laurę na wszystko! Kocham ją i jednocześnie krzywdzę... Ona ma rację jestem skurwysynem... ale ostatnie czego bym chciał to ją skrzywdzić. Tak okłamywałem ją manipulowałem jej życiem, ale chciałem dla niej dobrze... Przecież ona jest dla mnie wszystkim... Ja ją kocham!
Pociągam znów brązowy trunek z butelki tym razem znaczniej więcej opróżniając jej zawartości i kolejny łyk... i kolejny...
Nie wytrzymam tego pieprzonego bólu! Z każdą chwilą zaczynam czuć się coraz bardziej pijany, a ból nie ustępuje a wręcz nasila się.
– Kup mi na jutro wieczór bilet do Kanday. – dzwonię do Jaspera bełkocząc i od razu po swojej wypowiedzi się rozłączam, nie czekając na jego odpowiedź. Trzymając telefon w dłoni wchodzę w galerię i oglądam zdjęcia mojej Laury. Mojej żony... Jest taka piękna taka delikatna... i do cholery moja! Jak ona mogła mnie zostawić! Przecież ja nie mogłem powiedzieć jej prawdy. Ta prawda nie była jej do niczego potrzebna... Dobrze było jak było. Przecież załatwiłem sprawę tego dziecka! Wszystko zaczęło się układać i od razu musiało się spieprzyć! Dlaczego akurat wtedy musiała przyjść do firmy! Łzy zbierają mi się w oczach... Tak łzy!
Czuje niesamowity żal i wkurwienia i sam nie wiem na kogo... na siebie na pewno ale na nią też!
Rzucam już pusta butelką o taras i zaczynam pisać do niej wiadomość...
Laura
Wysiadam na lotnisku w Kanadzie... i sama nie wiem co mam teraz robić. Gdzie mam iść? Co zrobić ze swoim życiem... To wszystko nie będzie takie prostu. Ale ja musiałam od niego odejść, po prostu musiałam! Nie mogłam po tym wszystkim z nim zostać... Nikomu już nigdy więcej nie dam sobą manipulować nikomu!
Mam teraz pójść do ojca? Wrócić do niego z podkulonym ogonem? Prosić żeby mnie przyjął do domu... Ale czy to w ogóle ma sens? Przecież ja go nie obchodzę. Pewnie będzie kazał mi wrócić Bruna i kompletnie nie będzie go obchodziło to co mi zrobił. Mój ojciec przecież chciał tylko jednego. Chciał, żebym zniknęła z jego życia i mieć ode mnie święty spokój...
Prawie cały lot w samolocie przepłakałam... a teraz już nawet nie mam siły aby uronić chociaż jedną łzę... Wsiadam do taksówki i podaje kierowcy adres Sofii. Na razie nie mam żadnego innego pomysłu gdzie mogę pójść... Ja tak cholernie mocno potrzebuje komuś o tym wszystkim powiedzieć, wyrzucić to wszystko z siebie a potem zasnąć i przespać to wszystko ten ból jaki teraz czuje.
Podjeżdżamy pod dom Sofii i kiedy chce zapłacić kartą za kurs odrzuca moją transakcje... Nie mam siły zastanawiać się dlaczego. Wyciągam kolejną kartę z którą dzieje się to samo. Wyciągam ostatnią kartę i znów to samo... Co się dzieje do cholery. Przecież to nie możliwie, żebym nie miała pieniędzy na kartach...
Na całe szczęście znajduje w portfelu trochę gotówki, która wystarcza mi na zapłacenie za kurs. Dziękuje kierowcy i odbierając od niego swoje walizki staje na krawężniku przed domem Sofii i sprawdzam w telefonie stan kont. To naprawdę nie możliwe, żebym nie miała pieniędzy...
Na koncie jest tyle samo pieniędzy co wcześniej do cholery... W między czasie znów odrzucam już chyba setne połączenie od Bruna. Nie będę z nim rozmawiać... Nie chce. Może za jakiś czas tak, pewnie i tak będę musiała ale ani nie teraz ani nie w najbliższym czasie.
No tak! Dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłam! Dopiero teraz uświadamiam sobie dlaczego nie mogłam zapłacić żadną z kart. Bruno! To pieprzony skurwiel... uciekłam więc odciął mnie od pieniędzy, żebym nie mogła nic zrobić. Mogłam się tego po nim spodziewać...
Zauważam ikonkę wiadomości na telefonie... To Bruno. Patrzę na godzinę i widzę, że wysłała ją znacznie wcześniej tylko ja jej nie zauważyłam. Serce zaczyna mi bić mocniej, oddech staje się nie spokojny a dłonie niesamowicie pocą. Boję się odczytać od niego wiadomości... boje się tego co tam jest napisane. Gardło mi się zaciska ale klikam na wiadomość...
Zablokowałem wszystkie Twoje karty... Sama dobrze wiesz, że beze mnie sobie nie poradzisz... Oboje dobrze wiemy, że uzależniłaś się ode mnie. Kochasz mnie do cholery! Zastanów się nad decyzją którą podjęłaś, będziesz jej żałować, bo kolejny raz zachowujesz się jak gówniara. Kolejny raz! Zamiast porozmawiać uciekasz! Pojawia się problem a ty mnie zostawiasz zamiast go ze mną wyjaśnić. Nawet jeśli poznałaś prawdę i słyszałaś moją rozmowę z ojcem nie wszystko jest takie jak cie się wydaje i muszę cię zmartwię kochana żono. Nie uciekniesz przede mną ja i tak cię znajdę. Nigdy nie pozwolę ci ode mnie odejść. W końcu będziesz musiała ze mną porozmawiać i do mnie wrócić. Jestem Twoim mężem do cholery i tak już zawsze zostanie.
O mój boże... telefon wypada mi z rąk.
I jak wrażenia kochani? Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy?
Spodziewaliście się że Laura zostawi Bruna?
Pozdrawiam <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top