Część 38
Witajcie kochani:*
Może nie za długo ale coś tam mi się udało wyskrobać :*
Dziękuje wszystkim za komentarze i nie raz te zaciekłe dyskusje. Ja po prostu uwielbiam je czytać ;D Czytać wasze odczucia i wrażenia. :*
Także liczę na dawkę komentarzy.
Wiem nie odpisuje ostatnio ale po prostu nie mam czasu:(
Buziaki <3
Bruno
Chyba po raz pierwszy raz od dawna nie wiem co mam robić... Naprawdę nie wiem! Nie wiem jaką decyzję powinienem podjąć. Jakiej bym nie podjął, każda będzie zła.
Jednak coraz bardziej zaczynam sobie uświadamiać, że nie jestem w stanie aż tak skrzywdzić mojej żony. Nie był bym w stanie jej tego zrobić, nawet jeśli bardzo bym tego chciał. Nawet jeśli jestem na nią cholernie wściekły nie umiałbym aż tak jej skrzywdzić.
I co ja mam teraz zrobić? Jak ja mam na nią wpłynąć? Bo przecież jakoś muszę...
I tak dalej jestem na nią cholernie wściekły i dalej nie zamierzam jej podarować, tego że mnie oszukiwała, ale jej słowa które powiedziała mi co się stanie gdy zrobię jej dziecko siłą wciąż odbijają się echem w mojej głowie.
Nawet choćbym bardzo chciał nie mogę przestać wciąż ich słyszeć w swojej głowie.
Przez ostanie dwa dni w ogóle nie rozmawiamy ze sobą. Nie wiem jak Laura ale ja staram się jej unikać jak tylko mogę. Nie chce dopuścić do sytuacji w której będę musiał powiedzieć co zamierzam dalej zrobić, bo kurwa tego nie wiem!
Potrzebuje trochę czasu, żeby jakoś to wszystko przetrawić i poukładać sobie w głowie. Muszę jeszcze bardziej przycisnąć prawników, żeby znaleźli jakąś lukę w tym pieprzonym testamencie. A jeśli jej rzeczywiście nie będzie nie obchodzi mnie to jak ale muszą jakoś go obejść nawet jeżeli to będzie niezgodne z prawem, za te pieniądze co im płacę mają dosłownie zrobić wszystko.
Jeżeli to by się udało, było by to jedyne najlepsze wyjście z tej sytuacji. Laura pod żadnym pozorem nigdy nie może się dowiedzieć prawdy... Wiem jest to nie porządku wobec niej, że wszystko dzieje się za jej plecami i wbrew jej woli. Najpierw Eryk nią manipulował, teraz robię to ja... ale ja w przeciwieństwie do niego robię to dla jej dobra. Jednak mimo wszystko gdyby dowiedziała się prawdy nie sądzę żeby mi za to podziękowała... Zresztą Laura jest za delikatna na taką prawdę... mogłaby sobie z nią nie poradzić...
Z zamyślenia przy porannej kawie przed praca wybija mnie siarczyste „ cholera jasna" wypływające z ust Laury. Po chwili zbiega z prędkością światła na dół i wpada do kuchni. Jak zawsze wygląda przepięknie... Ma na sobie skromny a zarazem elegancki zestaw. Grantowe spodnie w kant sięgające do kostki, zgrabne różowe sandałki na obcasie i koszulę w delikatne kwiatki z odpowiednią jak na moje oko ilością rozpiętych guzików przy dekolcie. Przyglądam się jej z nad filiżanki kawy i zastanawiam się gdzie wybiera się w tak oficjalnym stroju z samego rana.
Cholera... kompletnie o tym zapomniałem.
Przecież dzisiaj Laura ma pierwszy dzień na uczelni... Teraz wszystko jasne. To tłumaczy jej oficjalny strój i podenerwowanie z tego co zauważam. Biega po kuchni i chyba sama do końca nie wie za czym.
Widzę, że bardzo się stresuje przed pierwszym dniem. Na pewno chce dobrze wypaść.
– Cholera nie zdążę. – burczy pod nosem włączając ekspres do kawy. Nagle odbiega od niego i sięga po telefon który nie dbale rzuciła na blat stołu. Odblokowuje go i szybko wybierając jakiś numer przykłada telefon do słuchawki.
– Jasper jesteś na posesji? – dzwoni do Jaspera?!!!
– Super musisz mnie podwieźć, ja już wychodzę przed dom. – mówi z ulgą, równie szybko się rozłączając jak i wybierając numer. A ja gdy słyszę jej słowa cholernie mocno ściska mnie w żołądku a gula w gardle mimowolnie podskakuj. Zaciskam szczękę, żeby mocno nie syknąć i pod stołem zaciskam cholernie mocno dłoń na oparciu krzesła...
Naprawdę? Znów to robi... To, że jesteśmy pokłóceni i ja jestem na nią wściekły to wcale do cholery nie znaczy że nie może mnie poprosić o pomoc, bo tego jej nigdy nie odmówię bez względu na wszystko. I tak cholernie zabolało mnie to, że prosi o pomoc Jaspera a nie mnie...
Pewnie zdała sobie sprawę, że sama w tak szybkim czasie nie dojedzie na uczelnie i wspominając już o parkowaniu pod nią. A przypuszczam też, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ja dowiózł bym ją tam 10 minut jeśli była by taka potrzeba, ale skoro woli Jaspera to dobrze...
Jej kawa się jeszcze robi a ona słysząc, dźwięk samochodu, wręcz wyrywa mi z dłoni filiżankę kawy, wypija jej całą zawartość i z hukiem odstawia na stół, po czym bez słowa wybiega z kuchni w biegu chwytając torebkę i telefon...
Cholernie mnie denerwuje ta dziewczyna... ale mimo wszystko chciałbym aby dobrze jej poszło pierwszego dnia.
Laura
Całe szczęście, że już zaczęły się moje studia... bo w innym wypadku zwariowała bym w tym domu. Bruno nie odzywa się do mnie ani słowem, wręcz unika mnie jak się tylko da... A ja już naprawdę coraz bardziej nie daje rady tego znieść. Ale nie ugnę się choćby nie wiem co nie zgodzę się teraz na dziecko. Bo on tak chce to tak musi być i koniec. Nie! Nie tym razem!
Powiedziałam mu jak będzie wyglądać nasze życie, gdy zrobi to siłą i mam nadzieje, że w jakiś sposób to na niego wpłynęło...
Czasem się zastanawiam czy ja pop prostu nie powinnam tego wszystkiego rzucić w cholerę i najzwyczajniej w świecie uciec od niego i zostawić to wszystko za sobą, zacząć inne życie, ale ja chyba nie potrafię już tego zrobić. Nie potrafię go zostawić, odejść od niego. Nie wiem jak to się stało, że pomimo wszystko tak cholernie mi na nim zależy. Ale tak jest i tego nie zmienię. Uzależnił mnie od siebie... inaczej nie potrafię tego nazwać. Daje mi to pieprzone poczucie bezpieczeństwa na którym zawsze mi tak bardzo zależało... i choć nie zawsze to okazuje ja wiem, że on się naprawdę o mnie troszczy.
Dziś specjalnie zadzwoniłam przy nim po Jaspera, żeby zawiózł mnie na uczelnię. Wiedziałam, że go to zaboli, że to jego poprosiłam o pomoc a nie jego. Ale dokładnie taki miałam zamiar. On nawet nie zapytał czy się denerwuje przed pierwszym dniem, nawet nie powiedziała powodzenia! No ale cóż Bruno pierwszy się nie złamie, o tym akurat już zdążyłam się przekonać. On nigdy nie wyciąga ręki pierwszy...
A prawda jest taka, że naprawdę potrzebowałam dzisiaj choć odrobinę otuchy tego żeby mnie przytulił i powiedział, że wszystko będzie dobrze, no ale niestety.
Wbrew mojemu zdenerwowaniu pierwszy dzień wcale nie minął mi źle. Trochę się obawiałam, że będę stała przez cały czas sama i nawet nie będę miała z kim porozmawiać, bo przecież nikogo tu nie znam. Jednak takich osób jak ja było trochę więcej. Co prawda było to tylko luźne rozmowy bez większych zażyłości ale zawsze to coś.
Pierwsze zajęcia były typowo organizacyjne więc na razie jeszcze nie do końca wiem jak to wszytko będzie wyglądać, ale po wypowiedziach niektórych wykładowców zaczynam mieć złe przeczucia. Chyba nie będzie zbyt lekko... Po za tym obawiam się, że Bruno celowo jeszcze zrobi tak, że będę miała sto razy gorzej niż pozostali...
Wracam do domu po godzinie 17 i jestem totalnie padnięta, cały dzień na uczelni i w dodatku ten stres kompletnie mnie wykończył. Nie mażę w tej chwili o niczym innym niż gorącej kąpieli w olejkach i lampce białego wina. Tak to jest doskonały pomysł.
Nie spodziewam się Bruna zastać w domu... teraz znów wraca bardzo późno do domu, zresztą nawet gdyby był pewnie robił by wszystko by nie stanąć ze mną oko w oko.
A ja mimo wszystko chciałabym z nim porozmawiać... opowiedzieć mu jak było pierwszego dnia i w ogóle. Ale on pewnie nawet o to nie zapyta...
Biorę długą kąpiel i zanim doprowadzam się do porządku jest już po 19. Ubieram na siebie już koszulkę nocną i puchowy szlafrok. Siadam na łóżku w sypialni i kompletnie nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie chce mi się po raz kolejny oglądać filmu czy czytać książki...
Wiem jestem chyba skończoną idiotką ale chciałabym po prostu posiedzieć z Brunem... brakuje mi go, więc gdy słyszę odgłosy telewizora na dole w salonie nie mogę się powstrzymać i schodzę na dół.
Bruno siedzi wygodnie rozłożony na kanapie z piwem w ręku i tępo wpatruje się w lecący w telewizorze mecz. Najchętniej wskoczyłabym obok niego na kanapę i mocno się przytuliła ale duma mi jednak na to nie pozwala...
Siadam więc obok i bez pytania chwytam za pilot i przełączam na inny kanał.
Bruno bierze głęboki oddech i po chwili w moich rękach już nie ma pilota. Jednym gwałtownym ruchem zabiera mi go z rąk.
– Oglądam. – rzuca nie miło w moją stronę i znów przełącza na mecz.
– Długo chcesz jeszcze to ciągnąć? Nie lepiej, żebyśmy porozmawiali? – po chwili zbieram się w sobie i niemalże dygoczącym głosem zadaje mu pytanie.
– Nie sądzę aby było o czym. – krótko odpowiada nie opuszając wzorku z ekranu telewizora.
– Więc co teraz będzie?
– Powiedziałem ci już.
– To długo jeszcze mam czekać, aż siłą zrobisz mi dziecko? Skoro i tak masz to zrobić to chce mieć tak gwałt już za sobą. – nie wytrzymuje i podrywając się z kanapy wykrzykuje w jego stronę. Pieprzony dupek!
Czekam na odpowiedź z jego strony a dłonie aż drżą mi z nerwów. Czekam na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony ale nie doczekuje się jej... Bruno mocno ciska kuflem z piwem o stolik przez co jasno brązowa ciecz się wylewa i bez słowa mocno trzaskając przy tym drzwiami wychodzi z domu...
Bruno
Nie koniec... daje prawnikom jeszcze góra pare dni na znalezienie jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Sytuacja pomiędzy mną a Laurą staje się jeszcze coraz bardziej nie do wytrzymania... Muszę w końcu coś postanowić im dłużej będę z tym zwlekał tym gorzej.
Kiedy wrócę do domu będę musiał porozmawiać w końcu z Laurą... to nie będzie łatwa rozmowa ale musze, bo dłużej już tego nie wytrzymam. Widzę, że ona przecież też ma już tego dość i próbuje jakoś ze mną porozmawiać. Nie wiem, może powiem jej, że jeszcze na razie, odłożymy temat dziecka, a kiedy będę miał już jasną sytuacje ze strony prawnej podejmę ostateczną decyzje.
Jednak to wszystko wcale nie znaczy, że nie jestem zły na moją żonę o to jak przez cały czas mnie oszukiwała... Tego tak łatwo jej nie zapomnę.
Kiedy wracam z pracy jest prawie 20 i jestem pewien, że już od dawna moja żona będzie w domu. Jednak wracając zastaje dom pusty...
Może kogoś poznała na uczelni i poszła na miasto na zapoznawczego drinka...
Kurwa na samą myśl, że to mógłby być jakiś facet, krew od razu mnie zalewa... Już widzę miny tych wszystkich gówniarzy śliniących się na widok mojej żony... A jej nawet nie ma prawa nikt tknąć oprócz mnie!!! Jest tylko moja!
Chwytam od razu za telefon i chce zadzwonić do niej pytając gdzie ona do cholery jest!
Jednak biorę kilka głębszych wdechów i powstrzymuje się od tego... nie mogę popadać w paranoje. Może zwyczajnie poszła na zakupy i dlatego jeszcze jej nie ma.
Standardowo muszę wyrzucić z siebie jakoś te emocje bo dłużej już nie wytrzyma. Szybko przebieram się z garnitury i wskakując w sportowe ciuchy idę pobiegać... Jakoś musze się uspokoić, a nie chce robić tego znów alkoholem. Ostatnio zbyt często się nim uspokajam.
Wracając z biegania nie czuje, aby to jeszcze było wystarczający poziom zmęczenia, więc maksymalnie jeszcze wyładowuje się na worku treningowym w swojej siłowni.
Biorę szybki prysznic a zegarek w sypialni pokazuje 21.30 a to mimo porządnego treningu nie sprawia, że czuje się spokojniejszy. Wciągam na siebie dresy, biały t – shirt i schodzę na dół sprawdzić, czy może jednak nie wróciła.
Zerkam na telefon tam też nie ma od niej żadnej wiadomości... Cholera, coraz mniej przestaje mi się to wszystko podobać. Gdzie ona do cholery jasnej jest?!
Jeszcze się nie nauczyła, że nie lubię kiedy tak znika bez słowa i nie informuje mnie co robi? Gdyby chociaż pojechała autem wiedziałbym gdzie jest bo zadbałem o to aby w jej samochodzie była funkcja namierzania... Widzę, że to samo będę musiał zrobić z jej telefonem. Może gówniara robi to specjalnie, żeby mnie celowo wyprowadzić z równowagi...
Telefon zaczyna wibrować w mojej kieszeni a niemalże w sekundzie go wyciągam i kiedy widzę na wyświetlaczu, zdjęcie mojej żony czuje swego rodzaju ulgę.
– Co już nawet nie interesuje cię gdzie jestem? Czemu nie ma mnie jeszcze w domu? – słyszę w słuchawce niewyraźny i rozżalony głos mojej żony. Jej ton głosu nie jest normalny... nie mówi płynnie i wyraźnie tylko bełkocze. Ona jest kompletnie pijana!
– Jesteś kompletnie pijana! Gdzie ty kurwa jesteś? – warczę do słuchawki.
– A czy ciebie w ogóle interesuje co się ze mną dzieje? – słysząc jej pijany głos, krew zalewa mnie od środka.
– Pytałem kurwa o coś!
– Kochanie proszę cię przyjedź po mnie. – ja się na nią wydzieram, a ona wybucha płaczem i wręcz błagalnie prosi mnie, żebym przyjechał. Serce mi się kraje, gdy słyszę jej głos i płacz... Nie mam zielonego pojęcia co się z nią dzieje, gdzie jest, co się stało... ale za to wiem, że jest kompletnie pijana i jeśli zaraz jej nie znajdę to chyba rozpieprzę wszystko w tym domu!
– Zaraz przyjadę, tylko do cholery powiedz mi gdzie mam przyjechać. – krzyczę, nie mogąc utrzymać nerwów na wodzy.
– W tym barze, w którym ty piłeś z Nickiem. – ledwo udaje jej się powiedzieć przez towarzyszący jej wypowiedzi szloch.
– Nigdzie się stamtąd nie ruszaj! Zaraz po ciebie przyjadę. – odpowiadam i nie czekając na jej odpowiedź kończę połączenie. Od razy zrywam się do wyjścia szybko zakładając buty i czarną bluzę wiszącą w przedpokoju. Zgarniam portfel wraz z kluczykami i po niespełna paru chwilach już siedzę w Suvie kierując się w stronę NoMade...
Nie wiem co się z nią dzieje, może po prostu się upiła i dlatego się tak zachowuje ale jeżeli zobaczę ją tam w towarzystwie jakiś facetów, to nie chce być w jej skórze! Jednak najpierw będzie musiała mi się solidnie ze wszystkiego wytłumaczyć. Dobrze wie gówniara, że powinna najpierw mnie zapytać o zdanie czy w ogóle może gdziekolwiek wychodzić... a nie dopiero dzwonić do mnie wieczorem w dodatku kompletnie pijana!
No i jak wrażenia kochani ;D ?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top