❄︎ 5 ❄︎
Następnego dnia zaczęły się ferie, a stanowcza większość uczniów wróciła na ten czas do domów. W Hogwarcie została tylko nieliczna garstka osób, bo nikt nie chciał spędzać świąt w szkole, w której panowała dyktatura Umbridge.
Do tej drugiej grupy zaliczali się Harry, Ron i Hermiona, którzy zdecydowali nie zostawiać huncwotów i Lily samych w zamku. Nie mogli wspólnie spędzić świat na Grimmauld Place, bo Dumbledore upierał się, żeby nie wynosić tej sprawy poza mury szkoły i że im mniej osób o tym wie, tym lepiej.
Tego przedpołudnia Harry szedł jednym z korytarzy Hogwartu, na którym tej nocy pojawiły się świąteczne łańcuchy i świecidełka. W tym momencie wyjątkowo nie towarzyszyli mu ani Ron, ani Hermiona. Nie zdążył się jednak zbyt długo nacieszyć swoją samotnością.
- Harry! - usłyszał wołanie, dochodzące zza jego pleców. Natychmiastowo się odwrócił, widząc jak Syriusz z zawrotną prędkością szarżuje w jego stronę. Dyrektor zezwolił jemu i pozostałej trójce na swobodne poruszanie się po zamku, pod warunkiem, że nie będą się rzucać w oczy i powodować kolejnych pytań.
- Cześć, Syriuszu - powiedział, pozwalając mu zrównać z nim krok. - Coś się stało?
- Nie, nic takiego. Ale czy to nie dziwne, że ani razu nie mieliśmy okazji aby pogadać sam na sam? Myślę, że teraz jest co do tego idealna okazja.
Harry popatrzył na niego podejrzliwie, ale Syriusz nie wyglądał jakby coś kombinował.
- Niech będzie - odparł niepewnie. - Więc o czym chciałeś porozmawiać?
Nagle usta Syriusza wykrzywiły się w iście huncwockim uśmiechu, co raczej nie zwiastowało nic dobrego.
- Jak to o czym? O dziewczynach - rzekł, patrząc na niego porozumiewawczo.
- Co? - spytał Harry, czując jak zażenowanie wzrasta w nim do niewyobrażalnego poziomu.
- No, więc masz już jakąś panienkę na oku? Nie musisz się martwić, z moimi radami wyrwiesz każdą - powiedział łagodnie, obejmując Harry'ego ramieniem. - A może już z kimś chodzisz?
- Syriuszu... - Harry zamknął oczy, zastanawiając się czym zasłużył sobie na taką rozmowę.
- Łapa? Harry? - rozległ się jeszcze jeden głos, a Harry spojrzał na swojego wybawcę.
Był to Remus Lupin, idący do nich z naprzeciwka. Jego widok jeszcze nigdy nie sprawił Harry'emu tak wielkiej ulgi.
- Co tu robicie?
- Rozmawiamy sobie. A ty jesteś nam tu teraz potrzebny, jak psu kaganiec - westchnął Syriusz, kręcąc z zawiedzeniem głową.
- Tobie by się czasem przydał - stwierdził Remus. - Jeśli ładnie poprosisz, to co najwyżej zgodzę się sprawić ci taki na święta.
I zaśmiał się perfidnie, unikając ciosu zadanego mu przez Syriusza.
- Gdzie byłeś, Remusie? - spytał Harry, kiedy pozostała dwójka w końcu przestała się naparzać.
- Ah, no tak. Byłem w bibliotece - powiedział, a Łapa przewrócił teatralnie oczami. - Przez te piętnaście lat naprawdę wiele się zmieniło. Wiedzieliście, że wynaleziono eliksir na likantropię?
- To wspaniale, Luniu! - ucieszył się szczerze Syriusz, patrząc z radością na przyjaciela.
Kilka minut później dotarli na piąte piętro, gdzie mieli się rozdzielić. Zatrzymali się niedaleko wejścia do ich komnaty.
- Nie martw się, Harry, dokończymy naszą rozmowę - obiecał Syriusz, a Remus parsknął śmiechem.
- A może chcielibyście wpaść później do naszego pokoju wspólnego? - zaproponował Harry, wiedząc że huncwoci i tak nie mają kompletnie nic do zajęcia.
Momentalnie zaświeciły im się oczy na wspomnienia kolejnego, tak dobrze kojarzącego im się miejsca.
- Jasne, że przyjdziemy. Ale na razie lepiej chodźmy sprawdzić, czy Rogacz i Lily się tam nie pozabijali - zaśmiał się Remus, wskazując na drzwi wykonane z jasnego drewna.
- Śmiem twierdzić, że żyją. I pewnie całkiem nieźle się tam bawią - odparł Syriusz, uśmiechając się znacząco, przez co Remus strzelił sobie głośnego plaskacza w czoło.
❄︎❄︎❄︎
- Fred, George!
To było pierwsze co powiedzieli huncwoci, gdy niespodziewanie wparowali dwójce bliźniaków do ich dormitorium.
Wczorajszego popołudnia Dumbledore postanowił poinformować Freda, George'e i Ginny o prawdziwej tożsamości czwórki "absolwentów". Wszystko dlatego, że przez całe lato siedzieli oni w siedzibie Zakonu Feniksa, a co za tym idzie, bardzo dobrze znali starszą wersję Syriusza i Remusa. Prędzej czy później i tak zauważyliby, że coś jest nie tak.
Huncwoci i bliźniacy pierwszy raz rozmawiali na wczorajszej kolacji i wtedy nikt jeszcze się nie spodziewał, że złapią ze sobą aż tak dobre relacje. Nie znali się jeszcze za dobrze, a mimo to tak idealnie się dopełniali, że żałowali iż nie chodzili do Hogwartu w jednym czasie - wtedy dopiero nauczyciele by ich popamiętali.
- Co to jest? - spytał Remus, wyjmując z jakiegoś kartonu coś wyglądającego jak zwykły dysk. Natychmiast jednak poczuł zęby wbijające mu się w palce, więc instynktownie wypuścił krążek. Zatoczył on łuk po dormitorium, uderzając Jamesa w tył głowy.
- Zębate frisbee, jak pewnie zdążyliście zauważyć - zaśmiał się George, podchwycając frisbee zanim zdążyłoby ono wyrwać wszystkie włosy z głowy Jamesa.
- Jak chcecie możecie obejrzeć resztę, ale nie gwarantujemy że wszystko jest bezpieczne i możliwe do poskromienia - dodał Fred, podsuwając im nogą kolejne kilka kartonów z różnymi dziwnymi przedmiotami.
- Uau - westchnął Syriusz z zachwytem. - Skąd wy to wszystko macie?
- Sami robimy. Spójrzcie na to - Fred wyjął z pudełka wielki kapelusz i wsadził go sobie na głowę. Momentalnie górna część ciała rudzielca zniknęła, zostawiając na widoku tylko nieporadny tułów. Całość prezentowała się trochę dziwnie, ale biorąc pod uwagę że taki był zamysł, huncwoci byli zachwyceni.
- Jak to robicie sami? Naprawdę?! - zapytał podekscytowany James, patrząc na to wszystko z podziwem. Za ich czasów nie było tak wiele wynalazków do robienia psikusów, więc musieli się wykazać przede wszystkim kreatywnością. A jednak, te wszystkie rzeczy robiły tak wielkie wrażenie, że aż mieli ochotę wypróbować je własnymi żartami.
- No tak. Po szkole chcielibyśmy otworzyć swój sklep - rzekł George, masując sobie kark.
- To jest dopiero pomysł! - zawołał Syriusz. - Gdyby otworzono taki sklep kiedy my byliśmy w Hogwarcie, bylibyśmy stałymi klientami.
- Z tego co zauważyliśmy, to i tak sobie dobrze radziliście - zaśmiał się Fred. Rzuciwszy porozumiewawcze spojrzenie swojemu bliźniakowi, podszedł do swojego kufra i zaczął wyrzucać z niego rzeczy, póki nie znalazł niepozornie wyglądającego kawałku pergaminu. Podał go Remusowi. - Poznajecie, czy trzeba wam przypomnieć?
Huncwoci zastygli z lekko uchylonymi ustami, wpatrując się w trzymany przez Lupina pergamin. Wyglądał całkowicie zwyczajnie, ale to właśnie w tym tkwił jego fenomen.
- Widzę że pamięć już nie ta. Pozwólcie zaprezentować - George odchrząknął, przykładając końcówkę różdżki do pożółkłej powierzchni. - Uroczyście przysięgam że knuję coś niedobrego.
Nie musieli się nawet patrzeć na arkusz, żeby wiedzieć co się na nim znajduje. Jak można było któremukolwiek z nich przedstawiać Mapę Huncwotów, którą znali lepiej, niż własną kieszeń?
Teoretycznie oddali mapę Harry'emu, jednak robienie żartów bez pomocy tego kawałka starego pergaminu okazało się trudniejsze niż się spodziewali. Dlatego też często wędrował on między nimi a Harrym, w zależności od tego, komu był akurat potrzebny.
James zaśmiał się radośnie, wyrywając przyjacielowi pergamin i gładząc jego wierzch pieszczotliwie.
- Tęskniłem za nią, jest nie zastąpiona.
- Muszę się zgodzić. Tworząc ją niezwykle ułatwiliście nam wszystkie z naszych żartów - przyznał Fred, patrząc na Jamesa z rozbawieniem błyskających w czekoladowych oczach.
- Jakim cudem ją macie? - spytał Syriusz. - Filch skonfiskował nam ją na siódmym roku...
- Więc można powiedzieć, że my skonfiskowaliśmy ją Filchowi - rzekł George, ku rozbawieniu trójki huncwotów. - To było w pierwszej klasie, byliśmy wtedy tacy młodzi i niewinni...
- Tacy niewinni, że aż kradliście biednemu dziadowi jedyne pamiątki po naszej czwórce. Co on musiał przeżywać, przecież tak nas uwielbiał - zaśmiał się Lunatyk, powodując też niewinny chichot u Jamesa i Syriusza.
- Cieszę się, że mapa trafiła akurat w wasze ręce. Tym bardziej, że nie otwiera się przed byle kim - stwierdził Syriusz, klepiąc bliźniaków po ramionach. - Najwidoczniej potraficie uprzykrzać nauczycielom życie na podobnym poziomie, co my.
Po tych słowach Remus uśmiechnął się, mimowolnie wracając myślami do tych wszystkich niezapomnianych chwil spędzonych w tym miejscu ze swoimi przyjaciółmi. Doszedł do wniosku, że gdyby nie oni, z pewnością nawet nie miałby teraz czego wspominać.
Z tego powodu też nagle natchnęło go, aby zrobić coś więcej.
- Macie jakiś nowy produkt do przetestowania? - spytał, a bliźniacy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Coś się znajdzie. A co?
- W takim razie co powiecie na jakiś wspólny żart? Oczywiście w ramach testu - zaproponował Lunatyk, mając tak huncwocki wyraz twarzy, jak rzadko można było u niego zobaczyć.
Syriusz spojrzał na niego, będąc pod wrażeniem. Klepnął go w plecy tak mocno, że Remus aż zgiął się w pół, a chwilę po tym z drugiej strony objął go James.
Takim sposobem mieli już plan na kolejny dzień.
❄︎❄︎❄︎
Od tamtego dnia Lily, James, Syriusz i Remus coraz częściej przesiadywali w pokoju wspólnym Gryffindoru, spędzając z Harrym, Hermioną i Weasleyami niemal całe dnie. Zniknęła pomiędzy nimi jakaś dziwna granica, teraz po prostu wszyscy zachowywali się, jakby znali się od dawna. Pomimo różnicy wieku, przebywało im się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze.
- Jak to chcecie mi powiedzieć, że Dumbledore zrobił siedzibę Zakonu Feniksa w tej ruderze? - spytał Syriusz w trakcie jednej z ich rozmów. - Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie poszedł by tam celowo, nie mówiąc już o przebywaniu tam całymi dniami...
- Z drugiej strony Grimmauld Place ma też sporo plusów - stwierdziła Hermiona, a Syriusz spojrzał na nią jak na wariatkę. - Nie patrz tak na mnie, chodzi mi o praktyczne plusy. Jest otoczone Fideliusem i jest niewidoczne dla mugoli.
- Masz rację, Hermiono. Chociaż z tego co wiem, nie wygląda zbyt przytulnie - wtrącił Remus.
- Myślę, że piwnica w twoim domu jest dwa razy przytulniejsza - prychnął Łapa.
- Swoją drogą, chcielibyście poznać wasze starsze wersje? - Ron spytał Remusa i Syriusza.
Oczywiście Dumbledore stanowczo nie chciał dopuścić do takiego spotkania, w czym nie było nic dziwnego. Mimo to okazja do spotkanie siebie z przyszłości zdawała im się dość kusząca.
- No jasne. Nie wyobrażam sobie jak będę wyglądać za te kilkanaście lat - powiedział Łapa.
James kaszlnął coś, co zabrzmiało podejrzanie podobnie do emerytowany dziad.
- Chociaż pewnie wciąż będę nieziemsko przystojny. Ale może ty mi powiesz jak jest naprawdę, Hermiono? - zażartował, puszczając jej uwodzicielsko oczko.
Ron jakoś dziwnie się spiął, ale Hermiona tylko parsknęła śmiechem.
- Będziesz wyglądał lepiej niż aktualnie. Blond ci nie leży, Syriuszu.
James i Remus ryknęli śmiechem, a Fred, George i Ron spojrzeli na nią zszokowani.
- Czy ty właśnie zażartowałaś? - upewniał się George.
- Prawdziwy bożonarodzeniowy cud! - zawołał Fred, przesadnie się przy tym ekscytując.
Hermiona prychnęła, ale wciąż uśmiechała się lekko. Ron popatrzył na nią z jakimś dziwnym błyskiem w oczach, a gdy spostrzegł jej radosną minę, na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju czułości.
- Jak się czujesz pociśnięty przez Hermionę, Łapo? - spytał James, obejmując go ramieniem w ramach pocieszenia.
Syriusz zrzucił jego ramię tak gwałtownie, że James przywalił dłonią w stolik.
W drugim kacie pomieszczenia stała wielka choinka, której czub dotykał do samego sufitu. Była przyozdobiona w odcieniach czerwieni i złota, lecz mimo to jej rozmiar wciąż powodował, że nie wyglądała zbyt dobrze w przytulnym salonie. Na suficie rozwieszone były ozdobne girlandy z ostrokrzewu, a w niektórych miejscach wisiała jemioła.
Dodano też wiele drobnych akcentów, na przykład świątecznych skarpet na prezenty, dzięki czemu od pokoju wspólnego Gryffinodru wręcz biła świąteczna atmosfera.
Tym czasem Lily i Ginny siedziały koło kominka, bawiąc się z Krzywołapem, kotem Hermiony. Nie były zbyt daleko od pozostałych, więc raz co jakiś czas dopowiadały coś do ich rozmowy, ale ogólnie w niej nie uczestniczyły.
Zamiast tego obserwowały uważnie Rona i Hermionę, którzy zwyczajnie rozmawiali kilkanaście stóp dalej. Ku ich zaskoczeniu, w pewnym momencie na policzkach dziewczyny wykwitły dwie czerwone plamy.
- Wyglądają razem uroczo - stwierdziła Lily, tak cicho aby tylko Ginny ją dosłyszała.
- Widać że Ron się w niej buja od dawna, a mimo to jest tak głupi, że nic z tym nie robi. Zresztą Hermionę też najwidoczniej złapało - rzekła. W tym momencie Hermiona spojrzała w ich stronę, więc rudowłosa przerzuciła wzrok na twarz Lily.
- Oni muszą być razem - stwierdziła Lily, uśmiechając się ciepło.
- Będą. Dopilnuję tego - powiedziała Ginny, jednak w tym momencie musiała przerwać, gdyż w ich stronę zmierzała Hermiona. To był dziwny widok, zważając na to że jej usta były wykrzywione w dość głupim uśmiechu, czyli minie jaką Hermiona Granger na pewno nie przybrałaby celowo.
- Cześć - przywiała się, siadając obok nich. Ron natomiast przyłączył się do śmiejących się głośno huncwotów, bliźniaków i Harry'ego. - O czym rozmawiacie?
- O twoich pięknych rumieńcach podczas rozmowy z moim głupim bratem - odgryzła się Ginny.
- Kto to mówi - Z ust Hermiony wydobyło się głośne prychnięcie.
- Co?
- Cztery lata temu uciekałaś na sam widok Harry'ego, sama wtedy wyglądałaś jak pomidor. A teraz... - Hermiona przerwała gwałtownie, przypominając sobie o obecności Lily. Jej dziarski uśmiech szybko zmył się z jej ust, zamiast z tego popatrzyła przepraszająco na Ginny.
Za to wyraz twarzy Lily pokazywał radosne zszokowanie, zmieszane z nutką podekscytowania. Popatrzyła na Ginny z szerokim uśmiechem.
- Podoba ci się Harry? - spytała, a Ginny jedynie ukryła twarz w dłoniach, przeklinając w myślach najlepszą przyjaciółkę. Lily uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Podoba ci się Harry.
Objęła Ginny przyjacielsko, posyłając Hermionie porozumiewawczy uśmiech.
- Witamy u Potterów, droga synowo.
❄︎❄︎❄︎
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top