56. Opisówka
*Hermiona pov*
Post Teo okropnie mną wstrząsnął. Nasza historia była dość toksyczna i trudna, ale przez lata wszystkie moje drogi prowadziły do niego.
Czy to podczas wojny, gdy wpakowaliśmy się w krótki i zakazany romans, czy później w dorosłym życiu, gdy juz panował pokój. Jeden pijacki wyskok sprawił, że zostaliśmy połączeni juz na zawsze, a ja zapragnęłam dać synkowi chociaż namiastkę prawdziwej rodziny. Kłamać też nie będę, od lat darzyłam Teodora uczuciem trudnym, ale prawdziwym. Dlatego też jeszcze w Stanach podjęłam szaloną decyzję. Jednak każdy pokonany samolotem kilometr niszczył mój zapał.
***
Gdy samolot podchodził do lądowania, moja pewność całkowicie się ulotniła, dotarło do mnie na jak wariacki pomysł wpadłam, ale...
- Jak się leciało? - zapytał z uśmiechem brunet.
- Ożeń się ze mną - w tym momencie byłam przekonana, że udławi się własną śliną. Dopiero po upływie kilkunastu minut odnalazł zdolność mówienia.
- Czy Ciebie Merlin opuścił? Co to za głupie żarty ze mnie? Nagle stałaś się taka zabawna?
- Ale to nie żart - zaprotestowałam - wiem, że głupie jest to co robie, ale przemyślne - kolejne kilka minut ciszy...
- A pomyślałaś, że to słabe jak laska się oświadcza?
- Jaki ty jesteś stereotypowy, nie jestem dzieckiem, a silną i niezależną feministką. Dla mnie to nie był problem - wzruszyłam ramionami, a on wytrzeszczył na mnie oczy ze zdziwienia.
- Ale dla mnie jest, ty oszalałaś, czy co Cie trafiło?
- A ten post na Instagramie?
- Aha, czyli to litość tak? - no nie przemyślałam tego, ja tak tego nie widzę, ale on...
- Nie! - krzyknęłam trochę zbyt głośno, aż kilka osób się obejrzało - wiem, że to wariackie, ale uświadomiłeś mi, że życie jest zbyt krótkie, żeby się zastanawiać i czekać w nieskończoność.
- Ty oszalałaś, jakiś wyciek gazu był w samolocie czy coś?
- Bardzo zabawne, no pomyśl moglibyśmy stworzyć normalną rodzinę, chociaż na jakiś czas.
- Czy ty słyszysz co mówisz? To jest taka głupota, nie myśl, że bym nie chciał, bo od lat marzyłem o Tobie, ale ja nie widzę sensu, biorąc pod uwagę mój stan zdrowia - coś we mnie pękło.
- Wzięłam to pod uwagę, też przez lata myślałam o założeniu rodziny właśnie z Tobą, to co zrobiliśmy Blaise'owi, czułam się jak ostatnia szmata, dlatego zwiałam. Później dowiedziałam się o ciąży, chciałam wrócić, ale zatraciłam swoje odpowiedzialne podejście do życia. Każdy popełnia błędy, w szkole byłam inna później coś się zmieniło, pogubiłam się, ale to nie tak, że wymyślam to z litości. Nie próbuj mi przerywać - szepnęłam widząc jego chęć wtrącenia się - Zawsze żyłam według jakiegoś planu i mam już tego dość, jestem świadoma co Cię czeka i chcę w tym uczestniczyć. Robię to też z samolubnych pobudek, zawsze marzyłam o białej sukni i weselu, tak może to myślenie głupiej nastolatki, ale chcę tego. I chcę tego z Tobą kretynie. - byłam kompletnie zapłakana kończąc swój wywód, a Teo wyraźnie złagodniał.
- Przecież to szalone i nie podobne do Ciebie.
- Zmieniłam się, mówiłam. Koniec z racjonalnym myśleniem, nie zamierzam marnować czasu - nie myślałam zbyt dużo po prostu podeszłam i złączyłam nasze usta w gorącym pocałunku. Chyba go kupiłam.
- To szalone i podoba mi się, ale nie tak, jeśli już zrobimy to po mojemu.
- No i to rozumiem... - lotnisko opuściliśmy już z uśmiechem i co najważniejsze... razem z planami na przyszłość.
***
Mnie ta opisowa śmieszy, ale jest haha
Nudzę się właśnie na zajęciach jak mops i znów zrobię maraton XD a co tam u was?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top