XX. Zresetować się

    Zimne powietrze Finlandii uderzyło w moje płuca, kiedy tylko opuściliśmy samolot i w szybkim tempie zaczęliśmy przedostawać się do busa. Opatuliłem się szczelniej kurtką, licząc na przynajmniej odrobinę ciepła, ale i tak się cieszyłem. Nie mogłem uwierzyć, że tu wracałem, że z każdym krokiem wracają drobne urywki wspomnień, i że na nowo stałem się częścią drużyny.
    Już wcześniej nie posiadałem się z radości, kiedy Kamil zawiózł mnie i Gregora do Warszawy, gdzie powiedział nam o wszystkim. Austriak też ucieszył się, że będzie mógł być znowu z kolegami. Jednak skoczkowie potrzebują siebie nawzajem, bo każda drużyna jest jak mała rodzina.
   Poczułem, że się uśmiecham, kiedy przez okno zobaczyłem znajome domki w środku lasu. Z nimi wiązałem wyjątkowo miłe i szczęśliwe wspomnienia. Nie mogłem się doczekać, aż przestąpię ich próg.
- To skoro nie ma z nami Janka, to ja zajmę się kominkiem - zadekralował się Tomek i przeciągnął się.
- Mogę parzyć herbatkę - Stefan szedł na przodzie z Dawidem, więc odwrócił się do nas.
- Jako mistrz, tylko dyryguję - Kamil był w doskonałym humorze, w końcu jechał jako faworyt kwalifikacji i obu konkursów oraz wszystkich sesji treningowych, jakie tylko zaplanowali organizatorzy. Czasami zastanawiałem się, dlaczego inni skoczkowie już sobie po prostu nie odpuszczą...
- Czyli Maciek sprząta i gotuje - ucieszył się Piotrek i zabrał mi czapkę. - Jak będziemy wracać zziębnięci i zmęczeni ze skoczni...
    Wszyscy się roześmiali. A mi zrobiło się jakoś tak ciepło na sercu. Powoli wracałem do swojego świata. Zmarnowałem jeden sezon, ale... Może dzięki temu kolejne będą jeszcze lepsze.

- Maciek nie będzie miał na to czasu - nasz kochany trener, który już świetnie rozumiał po polsku, powiedział do mnie w moim ojczystym języku, trochę go tylko kalecząc. - Załatwiłem ci rolę przed skoczka i... Pomyślałem, że wystartujesz w sobotę w drużynie.
- Słucham? - nie wierzyłem w to. Było to zbyt niezwykłe, abym mógł sobie pozwolić w to uwierzyć.
- Mamy dużą przewagę w Pucharze Narodów - spojrzał na mnie Stefan z lekkim uśmiechem. - Zastąpisz mnie.
- A zamiast Tomka skoczy Piotrek - poinformował mnie Dawid.
- Wszystko ma być, tak jak zwykle, jak zaczynaliśmy - Kamil powiedział to z powagą i nostalgią. Myślałem, że akurat on nie przywiązuje do tych spraw większej uwagi, ale najwidoczniej się myliłem.
- Dobrze ci to zrobi - zakończył trener, klepiąc mnie po plecach. Dochodziliśmy już do domków. Coś czułem, że czeka mnie bezsenna noc.

***

    Mijały kolejne godziny i sen nie nadchodził. Miałem ochotę zacząć chodzić po pokoju, ale dzieliłem go z Piotrkiem. Mężczyzna musiał się wyspać. Mnie czekały tylko treningi, jego także kwalifikacje.
   W końcu wyciągnąłem telefon, który uparcie milczał. Sam nie wiedziałem na co czekam bardziej. Na telefon od Jagody, czy ze szpitala od Kuby. Wiedziałem, że teraz mnie nie chce wiedzieć, ale przecież taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie.
   Nadszedł wreszcie ten moment, kiedy odważyłem się, zacząć pisać wiadomość do Jagody. Podejrzewałem, że wie gdzie jestem, więc pisanie na ten temat, było pozbawione jakiegokolwiek sensu. Przygryzłem wargę. Nigdy nie potrafiłem dobrze zacząć, w tamtym momencie nie miałem nawet pomysłu.
   Chcąc, nie chcąc musiałem przyznać do czego to zmierza, więc dosłownie na palcach wyszedłem na balkon, narzucając na siebie tylko bluzę. Miałem dziwne wrażenie, że rozmowa nie będzie długa, chociaż z drugiej strony...
   Wybrałem jej numer. Idealnie w dźwięki sygnału oczekiwania wygrało się moje serce. Denerwowałem się, bo oprócz własnego przeczucia, nie miałem gwarancji, że kobieta jeszcze nie śpi i czeka na mój telefon.
- Halo - w jej głosie wyczuwałem delikatne napięcie, ale i tak zachwyciłem się nim. Niby tylko parę dni, ale już zdążyłem się za nią stęsknić.
- Jagoda... Przepraszam. Za wszystko, jeszcze raz, ja... Nie jestem jeszcze gotowy wrócić - wydukałem.
- Maciek - moje imię, w jej usta zabrzmiało wyjątkowo słodko. - Wiem, że nie wszystko poszło mi tak, jak powinno, ale..
- Nie ma żadnego ,,ale", Jaguś - przycisnąłem słuchawkę jeszcze mocniej, jakby to miało sprawić, że będę bliżej niej. - Nie mogę wrócić, to co się wtedy wydarzyło było moją winą... Nie miałem prawa tak zareagować, przymuszać cię do czegokolwiek, a ty nie miałaś prawa, tego przede mną ukrywać.
- Tak było lepiej - powoedziała twardo. - Stwierdziłam, że to jest znak od losu, że może, teraz... Będzie łatwiej.
- Jaki miałaś plan, na wypadek, gdybym sobie jednak przypomniał? - w momencie, kiedy wypowiadałem te słowa, sam siebie gryzłem w język, ganiąc się, że choć raz nie mogę odpuścić.
- Sam przestałeś wierzyć, że wróci ci całkowita pamięć - wypowiedziane przez nią zdanie, było aż zbyt wymowne.
- Chcesz przez to coś powiedzieć? - staram się, aby głos mi nie zadrżał.
- Tylko tyle, że twój wyjazd jest teraz bardzo nie w porę, ale oczywiście będę trzymała za ciebie skoki w sobotę, ale kiedy wrócisz, oczekuję, że przyjdziesz i pójdziesz ze mną do lekarza - wyrecytowała to bez emocji, ale wyczuwałem, że się denerwowała.
- Nie wiem - powiedziałem szczerze i po oschłym pożegnaniu rozłączyłem się.
  Usiadłem na drewnianej podłodze i schowałem twarz w dłoniach, dlaczego nic nie mogło być takie jak wcześniej, kiedy błądziłem i po omacku szukałem wspomnień. Teraz wszystko wracało na stare tory. Niby osiągnąłem to, do czego dążyłem po upadku. Naprawdę wracałem do skoków, moje marzenie zaczęło się spełniać. Ale nie tak to sobie wyobrażałem. Świadomość tego, co wydarzyło się przed wybudzeniem stała się ciężarem.
- Kładź się - usłyszałem obok siebie trenera. - Przyjechałeś tutaj jako zawodnik, reprezentant, a nie osoba prywatna. To co w Polsce, tam zostaje. Tutaj nie jesteś czyimś chłopakiem, ojcem, twoim zadaniem jest dobrze wykonywać swoją pracę, a nie zrobisz tego bez odpowiedniego wypoczynku.
- Wiem - kiwnąłem głową i chwyciłem wyciągniętą w moją stronę rękę. Wstałem i spojrzałem na Stefana. Chciałem sobie o nim przypomnieć coś więcej, ale jak zwykle w najważniejszych momentach, moja pamięć mnie zawodziła.
- Maciek, przyznam, że nie wiem o co chodzi. Powiesz, jeżeli będziesz chciał. Zdaję sobie sprawę, że ciężko ci jest poukładać to sobie na nowo. Wrócić do dawnego siebie i od nowa poznawać wszystko dookoła, jednakże postaraj się o tym nie myśleć, zresetuj się i jutro pokaż mi, że nie zrobiłem błędu zabierając cię tutaj.
- Oczywiście, trenerze.
- A jeżeli chcesz ze mną porozmawiać, to możemy zrobić nawet teraz, o ile potem, grzecznie pójdziesz spać.
- Dobrze - ucieszyłem się. Trener zawsze budził moje zaufanie. Biła od niego szczerość i dało się wyczuć i aż Austriak jest człowiekiem obdarzonym empatią, dlatego ruszyłem za nim do jego pokoju i opowiedziałem mu o wszystkim...

***

      Rozmowa ze Stefanem była przede wszystkim wyciszająca. Bez problemu potem zasnąłem, aby następnego dać z siebie wszystko na treningu.
    Zagraniczni skoczkowie witali mnie z uśmiechem na twarzy, nie pytali o nic, zachowywali się tak, jakby nic się nie stało, gdyby wszystko było tak, jak zwykle. Parę razy udało mi się nawet zapomnieć, że jest inaczej. W każdej chwili przekonywałem się, że przyjazd do Lahti był mi potrzebny, zrestowałem się i z czystą głową wystartowałem w sobotę.

    Skakałem jako pierwszy i kiedy siadałem na belce w żółtym plastronie, na który nawet nie zapracowałem, to zadałem sobie po raz pierwszy pytanie: ,,Co ja tutaj do cholery robię?". Wiedziałem, że czekała mnie tylko międzynarodowa kompromitacja. No niestety, wraz z zielonym światłem, przyszło mi wziąć to na siebie.
   Ten lot był wspaniały. Może i nie dał nam prowadzenia, ale dostarczył mi wiele radości. Miło się leciało. Był delikatny wiatr pod narty, idealne warunki. Ucieszyłem się także z tego, że strata do pierwszego miejsca nie była znowu taka duża i mogłem optymistycznie patrzeć w przyszłość.
  Nie zawiodłem się. Po pierwszej serii byliśmy na prowadzeniu, bo Piotrek, Dawid i Kamil zagrali w: ,,Pobij mój rekord" i nadrobili to co ja utraciłem. Cieszyłem się razem z nimi.
     Jednak w pewnym momencie coś się stało. Nie potrafiłem tego opisać, ale przeszył mnie nie opisany ból, kiedy oddawałem po raz drugi swoją próbę. Przyćmił mi umysł i straciłem panowanie nad całym sprzętem. Ostatnim spojrzeniem było zderzenie z ziemią, po tym jak Ikar runąłem w dół, pozbawiony skrzydeł...

  Co prawda nie było Kuby, ale obiecuję, jeszcze nie raz się pojawi i to w takim obszerniejszym rozmiarze...
  A tak to przepraszam za takie, a nie inne zakończenie tej części i za przejściową formę tego rozdziału. 💕💕💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top