XVIII. Niezapomniane
***
Było niby zwykłe ciche popołudnie. Adaś bawił się samochodzikami w swoim pokoiku. Jagoda i ja, każde w swojej części kuchni, przygotowywało obiad. Panowało między nami niezręczne milczenie, bo obydwoje zdawaliśmy sobie sprawę, że teraz każde słowo jest powodem do kłótni.
W pewnym momencie usłyszałem dźwięk powiadomienia w jej telefonie. Podniosłem wzrok. Na jej twarzy na chwilę zagościł uśmiech.
- Kto to? - zapytałem. Niby, aby przerwać ciszę, ale równocześnie chciałem wiedzieć, kto to był.
- Nikt ważny - odpowiedziała i odłożyła urządzenie.
- Chyba jednak, bo uśmiechnęłaś się - naciskałem, mimo że doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie powinienem naciskać, szczególnie teraz, kiedy panował między nami, tymczasowy pokój.
- Znowu zaczynasz?
- Rzadko się uśmiechasz.
- Bo może nie dajesz mi powodu - odpowiedziała wściekła i oparła się plecami o parapet.
- Czekasz, aż po raz kolejny cię przeproszę? - zapytałem. Nie miałem humoru. Sezon letni nie do końca ułożył się po mojej myśli, a głowę zaprzątały już zawody inauguracyjne Pucharu Świata. Byłem rozdrażniony.
- Czekam, aż mnie zaskoczysz i zaczniesz się zachowywać normalnie. Kontrolujesz mnie na każdym kroku. Nie mogę odebrać smsa od kolegi, bo...
- Kolegi. Rozumiem - mruknąłem i wrzuciłem pokrojone warzywa do zupy.
- No właśnie nic nie rozumiesz. Jak zwykle. Łatwiej ocenić niż zapytać.
- O co ja mam ciebie pytać? Kto to jest? Czy go znam? Ile nocy tutaj spędził? Czy...
- Przesadzasz - pokręciła głową. - Nie masz rzadnych podstaw, aby myśleć, że cię zdradzam.
- Nie ma mnie w domu przez większą część roku.
- A ja nie mam co robić, tylko umawiać się z innymi kretynami. Oczywiście. Wciskam to w grafik pomiędzy opieką nad Adasiem i pracą. Czyli mniej więcej po północy - prychnęła i objęła się ramionami.
- Nie wiem - pokręciłem głową i stanąłem parę centymetrów przed nią. - Przepraszam, ale ja naprawdę cię kocham i...
- Powtarzasz to cały czas, ale dla mnie miłość oznacza wolność i zaufanie. Nie dajesz mi tego - w jej oczach zalśniły łzy. - Kiedyś byłeś taki niewinny, chłopięcy, uroczy. Byłeś moim przyjacielem. Dałam ci więcej, tak jak chciałeś, a ty... Ograniczasz mnie.
- Nie no oczywiście. Kula u nogi - dotknąłem jej ramienia, które, jak zawsze było zimne, mimo że na dworze był upał.
- Maciek - pacnęła mnie po dłoni. - Brakuje mi po prostu dawnego ciebie, przyjaciela.
- Chciałabyś to wszystko cofnąć? - zapytałem i poczułem, jak w gardle rośnie mi olbrzymia gula. Nie obawiałem się, jaka będzie odpowiedź, bo wiedziałem, co za chwilę usłyszę. Przerażało mnie tylko to, że nie mogłem już na to nic poradzić.
- Chyba tak - zgadłem jej słowa. Upadłem przed nią na kolana.
- To nie miało tak wyglądać - zacząłem i w tym momencie głos mi się złamał. Przy niej nie musiałem się wstydzić okazywania słabości. I tak znała mnie zbyt dobrze.
- Przestań - ona też już cała drżała. Jeszcze chwila i zacznie płakać. Po raz kolejny przeze mnie.
- Wyjdź za mnie. Błagam. Zmienię się. Staję się twoim ideałem. Zrobię wszystko, abyś...- mówiłem jak litanię. Z wiarą i pasją, że może tym razem nam się uda.
- Maciek...- rozpłakała się, a ja wyjąłem z kieszeni wszystkie trzy pierścionki.
- Trzy lata minęły, a ja mam ciągle jedno marzenie - wyszeptałam.
- Jedyne, którego nie mogę spełnić - chwyciła mnie za nadgarstki i pociągnęła do góry.
- Nie możesz, czy nie chcesz? - naparłem na nią swoimi biodrami i dwoma palcami uniosłem jej brodę. Jęknęła cicho, ale w tym momencie nie zwracałem na to uwagi.
- To... - chciała coś powiedzieć, ale złość przysłoniła mi jasność umysłu.
- Dlaczego mnie nie kochasz? Czemu nie możesz po prostu traktować mnie, jak kogoś więcej niż tylko przyjaciela, kochanka czy ojca swojego niechcianego dziecka. - na jej policzku położyłem swoją drugą dłoń, tę w której trzymałem pierścionki. - Tyle lat, tyle czasu razem, a ty nie jest w stanie dać mi tego, na co czekam dziewiętnaście lat. Zawsze mi się podobałaś. Byłaś moją gwiazdeczką na niebie i...
- Zmieniłeś się - podkręciła głową. Łzy swobodnie płynęły po policzkach. Jej i moich. Jagoda starała się ode mnie odsunąć, ale ja przyciskałem coraz mocniej. Dłoń z policzka zjechała na jej szyję. Jeden z kamieniem i wbił się w jej skórę.
- Puść - pisnęła, ale ja byłem coraz bliżej niej. Czułem, jak ją tracę. Przecież nie mogłem pozwolić jej odejść. Dziewczyna odchyliła, jednym mocnym szarpnięciem głowę. Pierścionek pozostawił głęboką ranę.
- Boję się ciebie - szepnęła.
Dopiero wtedy zrozumiałem. Odskoczyłem od niej. Nie mogłem jej dotknąć. Musiałem pozwolić jej zaczerpnąć powietrza i odsunąć się.
- Przepraszam - bąknąłem, ale ona uciekła. Zachaczyła biodrem o kuchenny stół i nóż. Jęknęła, ale wybiegła jak najszybciej. - Jagoda, posłuchaj, ja nie wiem co się stało, dlaczego...
Przerwały mi zatrzaskujące się drzwi...
***
Jedno wspomnienie stało się odpowiedzią na wszystkie pytania. Spojrzałem w oczy Jagody, która chyba także zaczynała pojmować, co się właściwie przed chwilą stało. Chyba chciała coś powiedzieć, ale ja podkręciłem głową. Praktycznie odskoczyłem od niej i rzuciłem się biegiem w stronę przyszpitalnego parku.
- Poczekaj, musimy porozmawiać, wszystko sobie wyjaśnić! - krzyknęła za mną, ale ja nie chciałem tego słyszeć.
Wreszcie się dowiedziałem, co przede mną ukrywali. To, że byłem potworem. Nie miałem prawa jej dotknąć, tak jak tego nie chciała. Czemu, ja to wtedy zrobiłem? Czy oni wszyscy myśleli, że jak to przede mną zataią, to się zmienię, będę innym człowiekiem. A może wiedziała tylko Jaga i pani Zofia?
Było zimno, zaczął padać śnieg, a ja biegłem. Nie chciałem, aby Jagoda do mnie podeszła. Nie mógłbym jej spojrzeć w oczy. Czemu nie powiedziała mi prawdy? Zrozumiałbym, dlaczego nie pozwala mi się do siebie zbliżać, czemu tamtej pierwszej nocy nie chciała ze mną spać.
Sam bym stworzył między nami barierę, aby już nigdy jej nie skrzywdzić. Nie zasługiwałem na tyle ciepła, miłości i dobroci. Nie zasługiwałem na taką przyjaciółkę, a co dopiero dziewczynę. Na Adasia. Przecież jemu też mogło się coś stać... Przeze mnie, teraz w szpitalu leżał Kuba z szęścioma, zmarnowanymi miesiącami. Ojciec miał rację. To wszystko było moją winą. Przez miłość, która potem stała się, prawie że obsesyjną zazdrością, doprowadziłem do tragedii wielu ludzi. To ja powinienem leżeć na miejscu brata.
W końcu stanąłem przy jakimś drzewie. Kucnąłem przy nim i schowałem twarz w dłoniach. Nie wiedziałem co mam dalej robić. Jeszcze chwila i bym pozwolił łzom popłynąć, ale wpadłem na pewien pomysł. Wyjąłem telefon i wybrałem numer Kamila.
- Przyjedź po mnie - powiedziałem do słuchawki. On jak zwykle on nic nie pytał. Rzucił tylko:
- Będę za chwilę.
I się rozłączył.
***
Jechałem z Warszawy do Zakopanego. Dziękowałem Bogu, że było tuż po sezonie i na ten dzień, trener nie zaplanował rzadnych treningów. Mimo to,chciałem, jak najszybciej znaleźć się w domu i wybrałem, dobrze mi znaną, drogę na skróty.
Zapomniałem tylko o jednym małym szczególe. Śniegu w tym roku było więcej niż zazwyczaj i utknąłem już po kilku kilometrach.
Samochód mi zgasł. Wszystko wskazywało na to, że za nic nie ruszy. Może i powinienem wezwać pomoc drogową, ale zdawałem sobie sprawę, że to będzie wiązało się z całą masą dziennikarzy, dlatego sięgnąłem po telefon i spojrzałem na zapisane kontakty.
Niby najlepiej znałem Piotrka. Byliśmy przyjaciółmi od początku, ale jakoś dziwnie by mi się dzwoniło, do niego w tej sprawie. Patrzyłem dalej. W końcu zobaczyłem numer Kamila. Nie znaliśmy się zbyt dobrze. Zawsze wydawał mi się... Taki trochę inny. Taki lepszy. Za dobry, jak na nasze standardy. Jednak z drugiej strony był nie tylko moim liderem, ale także kolegą. Chyba zgodziłby mi się pomóc.
Rozmowa z nim nie trwała długo. Jedyne pytanie, jakie wtedy zadał, dotyczyło lokalizacji, a po półgodzinie siedziałem już u niego w domu, przykryty ciepłym kocem i z herbatą w ręku, pilnowany przez Ewę.
***
- Maciek - Kamil stał na nade mną. Kucnął i położył mi rękę na ramieniu. - Słyszałem, że Kuba...
Podniosłem głowę i spojrzałem mu w oczy.
- Ale to chyba będzie musiało zaczekać - powiedział i podniósł mnie. Zaprowadził do samochodu. A ja powróciłem do punktu wyjścia. Co dalej?
No i jest kolejny rozdział. Który miał być perełką, ale chyba mi się nie udało. W każdym razie piszcie co myślicie i dziękuję za dotychczas ukazane wsparcie. Bez tego, tego ff by nie było💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top