Rozdział VI Pod nocnym niebem
- Mamo? –szepnąłem i podszedłem do kobiety. Była ode mnie sporo niższa, ubrana w elegancki biały sweter i długą, sztywną granatową spódnicę wyglądała tak, jak ją pamiętałam, albo przynajmniej przed chwilą sobie przypomniałem. Była piękna, cicha, spokojna. Nic nie mówiła, tylko po jej policzkach płynęły łzy. Podszedłem do niej i przytuliłem ją. Zawsze była mi bliska, a teraz obecność matki była mi potrzebna.
- Maćku – jej głos był drżący. – Przepraszam... powinnam przyjechać wcześniej, ale... Kuba. On mnie potrzebował.
Ani słowa o ojcu, przygryzłem wargę, dlaczego go tutaj nie było?
- Nie mamy wiele czasu, za godzinę mam pociąg, chciałabym, abyśmy się przeszli – powiedziała i spojrzała na Jagodę, która tylko kiwnęła głową i usiadła na jednym z krzeseł.
- Dobrze – zgodziłem się i poszedłem za nią. Narzuciłem ciepłą kurtkę, w pośpiechu założyłem buty i wyszedłem za nią na dwór.
Śnieg już nie padał, pierwsza, wypatrzona wcześniej przez Adasia gwiazdka gdzieś zniknęła, pośród tysiąca innych. Szliśmy w milczeniu, nie wiedziałem dokąd, ale idąc obok mamy, czułem dziwny spokój i ukojenie. Pragnąłem jej bliskości i uwagi...
***
Na około było zupełnie biało. Siedziałem na śniegu, wzrokiem śledziłem kolegów Kuby.
- Co się stało? – Mama siedziała obok i przytulała mnie mocno. – Dobrze wiedziałeś, jak ojciec na to zareaguje.
- Kuba może... - zacząłem, ale jej ciepły lecz surowy spowodował, że urwałem. – Zawsze miałem pod górę. Jestem młodszy, nie pierworodny. Słabiej skaczę, mam gorszych kolegów. Nie stop, moją jedyną przyjaciółką jest Jagoda, a ojciec...
- Przyjaciółką? – Mama uniosła brwi, ale oczy jej się śmiały.
- No tak... no bo, wtedy pamiętasz? – zacząłem się mieszać.
- Maciuś – potargała mi włosy i przewróciła mnie na śnieg. Przez chwilę leżeliśmy obok siebie w zupełnej ciszy. Przysunąłem się do niej. Było mi tak dobrze, wygodnie.
- Kochasz mnie? – mruknąłem i wpatrzyłem się w jej oczy.
- A przestaniesz zarywać trening? – dała mi kuksańca i rzuciła we mnie śnieżką.
- Ja...
- Nawet dla Jagody?
***
- Co u Kuby? – zapytałem. Patrzyłem na mamę. Poprawiła włosy, w podobny sposób, w jaki robiła to Jagoda.
- Ty już wiesz? – szepnęła i spojrzała na mnie. W jej oczach malowała się rozpacz i ból. Nic nie mówiła, jakby nie usłyszała mojego pytania, nie chciałem naciskać, ale mama sama zaczęła mówić:
- Nic się nie zmienia, on tam leży, taki blady..., ale ja sama nie wiem czy to może nie lepiej, bo gdy się obudzi...
Nie płakała, tylko łzy spływały po jej policzkach jedna po drugiej. Dopiero teraz zauważyłem, jaka jest krucha. Stąpała po krawędzi. To, co się wydarzyło w ostatnim czasie... Los odebrał jej dwóch synów, ja prawie nic nie pamiętałem, każdego dnia poznawałem wszystko od nowa, Kuba nie wybudził się od paru miesięcy...
- Może mógłbym go odwiedzić? – zapytałem i objąłem mamę.
- To nie jest dobry pomysł - pogładziła mnie po plecach. – Jeszcze za wcześnie.
- Przez ojca?
- Maciek, nie zaczynaj, proszę.
- Nie zaczynam, chcę znać prawdę – wzruszyłem ramionami, kiedy kobieta odsunęła się trochę. Denerwuje mnie to, że niczego nie pamiętam. Mam pustkę w głowie, te pojedyncze wspomnienia, nie pozwalają mi stworzyć jednolitej całości.
- Czasami lepiej jest czegoś nie pamiętać – głos mamy był wyjątkowo spokojny. – Może to dla was lepiej, dla ciebie i dla Jagody. Wszystko możecie zacząć od nowa.
- Między nami było aż tak źle?
- Każda para przeżywa kryzys, to normalne, ale... nie rozmawiajmy o tym teraz – poprosiła, a i ja, gdzieś w głębi siebie bałem się poznać prawdę, dlatego nie protestowałem, gdy mama zmieniła temat.
Nie mówiła o niczym konkretnym, pytała się o Adasia, Jagodę, o moją rehabilitację. O sobie, Kubie i tacie mówiła niewiele.
- Chciałabym tylko, abyśmy te najbliższe święta wielkanocne spędzili razem, wszyscy – powiedziała i uśmiechnęła się słabo. – Mam nadzieję, że do tego czasu wszystko się ułoży.
***
I znowu nie mogłem zasnąć. Minęło już parę godzin, od wyjazdu mojej mamy. Nie zasypiałem, bo się bałem, że zapomnę, jak wygląda jej cudowny uśmiech, jak ciepłe potrafią być jej dłonie. Obawiałem się także, że we śnie pojawi się jej obraz z ostatnich paru minut naszego spotkania, kiedy to mama zaczęła płakać, mówić coś o mnie i Kubie, jej słowa nie składały się w logiczną całość. Nie rozumiałem, o co jej chodzi. Jagoda i Ewa starały się jakoś pomóc, Kamil wziął na ręce Adasia, razem opuścili pokój. Tylko znowu ja nie mogłem się odnaleźć. Nic nie mówiłem, nie poszedłem przytulić mamy, chociaż krzyczała moje imię. Stałem i patrzyłem na nią. Nie rozumiałem, co się dzieje. Czułem się pusty i bezwartościowy. Czułem, że powinienem o czymś sobie przypomnieć, ale... znowu nic.
Ująłem rękę Jagody, nawet nie drgnęła. Musiała być bardzo zmęczona. Już jutro miała wrócić do pracy, abyśmy razem mogli powitać Nowy Rok. Oczywiście w domu. Chociaż zaproponowana przez Ewę sesja miała być krokiem do tego, abym wyszedł do ludzi, to nie chciałem jeszcze iść na żadne bale, organizowane przez sponsorów, nie miałem zamiaru spędzać czasu z ludźmi, których nie znałem, a powinienem. Czułem, że to by wszystko tylko pogorszyło. Tam nie będzie paru uśmiechniętych skoczków, którzy i tak wiedzą o mnie wszystko. Nie będzie pani Zofii, która szczerze powie, co myśli, zamiast nich miałbym szansę spotkać paru głodnych sensacji dziennikarzy, inwestorów, przedstawicieli film, dla których będzie to idealny czas na załatwianie swoich interesów. Wolałem w ciszy przeżyć sylwestra z Adasiem i Jagodą. Taka sytuacja już mogła się nie powtórzyć. Jeżeli sprawdziłyby się przypuszczenie lekarza naszej reprezentacji, za rok o tej porze będę latał.
Przytuliłem się do Jagody, ona cicho mruknęła i wtuliła we mnie.
***
Kończyliśmy ostatnią klasę gimnazjum. Byliśmy na pożegnalnej klasowej wycieczce. Bardzo długo musiałem przekonywać rodziców, aby mnie tutaj puścili. Był początek czerwca, akurat tydzień, który i tak miałem spędzać na odpoczynku w domu, bez treningów.
Nagle coś wyrwało mnie ze snu. Niechętnie otworzyłem oczy. Leżałem na łóżku obok jakieś dziewczyny. Jej włosy opadały mi na twarz. Jagoda. W pokoju było dosyć głośno. Czyjś podniesiony głos nie pozwalał mi się skupić. Bolała mnie głowa. Dopiero po paru chwilach zacząłem rejestrować głos wychowawcy.
- Myślisz, że jak jesteś w kadrze to możesz wskakiwać koleżankom do łóżka! A z drugiej strony, to panno Jagodo, myślałem, że panna się będzie dbała o swoją godność...
- Do niczego nie doszło – jęknęła Jagoda odsunęła się ode mnie. Zrobiło się zimniej, mimowolnie się do niej przysunąłem.
- Ja tylko zmarzłem – mruknąłem.
- I musiałeś poszukać ciepła w ramionach panny Jagody? – wychowawca spojrzał na mnie z nienawiścią. – Co ty tu jeszcze robisz? Do swojego pokoju. Wasi rodzice nie będą szczęśliwi!
- Ale on się tylko przyszedł przytulić – głos dziewczyny był trochę drżący.
- Tak to się zaczyna – warknął mężczyzna.
- Oni się znają od siedmiu lat, gdyby Maciek chciał, już dawno by ją przeleciał – odezwała się któraś z dziewczyn.
- Dzięki Alu, bardzo nam to pomogło – wymamrotałem i uniosłem głowę. – Niech mi pan pozwoli jeszcze chwilę poleżeć. Tu jest lodowato.
- Jak sprintem pobiegniesz do swojego pokoju to się rozgrzejesz – wychowawca był nieugięty i palcem wskazał drzwi.
- Ale Jagoda jest... - zacząłem, ale Jaga zasłoniła mi buzię ręką.
- My naprawdę... -dziewczyna spróbowała jeszcze raz, ale on mężczyzna pokręcił głową.
- Ale ja się boję wracać po ciemku – poskarżyłem się. – Trenerzy powiedzieli, że mam się nie stresować.
- Ja cię odstresuję. Zapraszam na spacer panie Kot.
- Czy Jagoda może mnie odprowadzić. Tak jak już mówiłem jest ciemno i...
- Obiecuję, że będzie romantycznie – dokończył wychowawca i wyciągnął mnie z łóżka Jagi.
***
Dokładnie pamiętałem, co było później. Telefon do trenerów, związku i ojca. O ile trenerzy po prostu się ze mnie śmiali, związek wzruszył ramionami i zrobił mi wykład, to ojciec zrobił mnie najdłuższe kazanie. Krople jadu, które dodawał w każde słowo, powodowało, że czułem się przy nim nikim. Nie pamiętałem, jakich słów wtedy użył. W jaki sposób ja się broniłem, ale pamiętałem strach i gniew. To wszystko się wtedy we mnie skumulowało. To wszystko wydarzyło się pod nocnym niebem, ileś lat temu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top