Rozdział III Deszcz
Włosy przyczepiły się jej do twarzy, elegancki sweter przyległ do jej ciała, pędziliśmy przez ,,mokre" Zakopane. Dziewczyna trzymała mnie za rękę prowadziła przez kręte uliczki miasta. W biegu przyglądałem się mijanym ludziom. Nie było ich wielu, większość ukryła się w bramach, albo w kawiarniach i czekała aż ulewa przejdzie.
- Poczekaj – poprosiłem. Nie wróciłem jeszcze do formy i mimo że starałem się, nie byłem w stanie długo utrzymywać jej szybkiego tempa.
- Przepraszam. Kiedyś to ty mnie ciągałeś po mieście...
***
- Masz słabą kondycję – zaśmiałem się, gdy wbiegłem na szczyt Krupówek. – W tym tempie to my nie zdążymy.
- Mam wodę w butach – mruknęła i zrównała się ze mną. – W przeciwieństwie do ciebie nie mam adidasów.
- Nadal nie wiem jakim cudem, udało się pani Zofii namówić, abyś założyła coś innego niż trampki.
- Nienawidzę balerinek – warknęła.
- Wiem – wyszczerzyłem zęby. – To je zdejmij.
- Bardzo śmieszne – Jagoda odgarnęła mokre włosy i spojrzała w niebo. Od godziny deszcz nieprzerwanie padał, a my musieliśmy dostać się na drugi koniec miasta w ciągu piętnastu minut. Nie cierpiałem ograniczeń czasowych.
- Pieprzyć to – mruknąłem i zrzuciłem buty. Wskoczyłem do najbliższej kałuży. Woda sięgała mi do kostek. – No choć!
- Idiota – dziewczyna pokręciła głową, ale zerknęła w kierunku kałuży.
- Od kiedy to ty jesteś taka sztywna – westchnąłem i wyciągnąłem w jej kierunku dłoń. Od przeszło siedmiu lat robiliśmy wszystko razem. Nie widziałem powodu, aby to zmieniać.
- Twój ojciec cię zabiję – powiedziała, ale wręcz z radością pozbyła się obuwia i skarpetek.
- To już nie twój problem – powiedziałem.
- Tak? To powiedz mi proszę, dlaczego biegnie za tobą od szkoły?
- No dobra, dobra. W ramach przeprosin zabieram cię na colę.
- Nie będziesz potem klepał buli? – uśmiechnęła się złośliwie, brodząc w kałuży.
- Jesteś wredna.
- A ty brzydki.
- Wiedźma.
- Puszek.
- Przegięłaś.
***
Spojrzałem na jej buty. Na nogach miała balerinki.
- Polubiłaś te buty? – zapytałem się i wskazałem na jej nogi.
- Nie, ale na spotkania z agencją muszę się elegancko się ubierać.
- Pani Zofia nie przekonała cię do szpilek?
- Pamiętasz ją ? – przyjrzała mi się uważnie.
- Pamiętam imię – sprecyzowałem. Nie potrafiłem dopasować twarzy.
- Aha – zmarkotniała. Na jej czole pojawiły się zmarszczki.
- To ktoś ważny?
- Dla mnie tak. W sumie dla ciebie też powinna – odpowiedziała, ale widząc moja minę szybko dodała. – Nie przejmuj się na pewno wszystko sobie przypomnisz. Odwiedzimy ją. Ale chodź już!
Powiedziawszy to, pocałowała mnie w policzek i pociągnęła za rękę.
***
Dotarliśmy na skocznię szybciej, niż się spodziewałem. Jagoda zaprowadziła mnie do wioski skoczków. Otworzyła jeden z domków. W środku kłębiła się masa zawodników. Większość z nich odwróciła się, kiedy tylko przestąpiliśmy próg.
- Przecież bym pod was podjechał – jęknął Kamil na nasz widok.
- Z kim zostawiliście młodego? – zapytał Piotrek, rzucając w nas styropianowe kubki. – Napijecie się herbaty?
- Podrzuciłam go do Agnieszki – odpowiedziała Jagoda i spojrzała na Klimka.
- Trzeba było powiedzieć. Poczekałbym – mruknął chłopak i podszedł do nas z pełnym dzbankiem.
- Chciałam mu pokazać Zakopane – dziewczyna wzruszyła ramionami.
- W deszczu? – Stefan zrobił nam miejsce na ławce. – On się przeziębi.
- Gdzie są koce? – Dawid szukał czegoś w szafce. Po chwili podał mi ciemnobrązowe zawiniątko. – Okryj się.
- Nie jestem dzieckiem! – zawołałem.
***
Stałem przed lotniskiem, na moją głowę padał śnieg z deszczem. Nie był to dobry prognostyk. Trzymałem kurczowo dłoń Jagody. Dziewczyna ciągnęła mnie za rękę.
- No chodź! Spóźnisz się! – krzyknęła na mnie.
- Nie, ja...
- Nie jesteś dzieckiem, aby bać się, że cię nie zaakceptują. Co ja gadam, przecież ty z nimi trenujesz kilka razy w tygodniu – westchnęła i stanęła przede mną. – Maciek, co jest?
- No bo to jest za granicą – zacząłem. – To będzie mój pierwszy raz na...
- Jesteś męczący - mruknęła i szarpnęła za moją rękę. – Jak zaraz nie ruszysz swoich chudych czterech liter to...
- Poleć ze mną – poprosiłem.
- Chciałabym – powiedziała. – Ale nie jestem skakajcem.
- Oj tam, no chodź proszę. Będę czuć się pewniej, kiedy będziesz obok.
- Przesłodziłeś – poinformowała mnie.
- Wiem, bo ty... – wyszczerzyłem zęby.
- Dokończ, a polecisz na swój pierwszy Puchar Świata bez zębów.
- Wiesz, że to nie ładnie nie przyjmować komplementów -minęliśmy kolejny zakręt i zobaczyłem trenera.
- To ja może... - puściła moją dłoń.
Niewiele myśląc przytuliłem ją. Zmusiłem ją, aby przyległa swoim ciałem do mojego. Po chwili zarzuciła mi ręce na szyje.
- Uduszę cię – szepnęła i spróbowała wyswobodzić się z uścisku.
- Nie tak szybko. Przecież ze mną lecisz – powiedziałem.
- Nie mogę – powiedziała, ale już się nie szamotała. Uniosłem ją trochę do góry.
- Polecisz – mruknąłem.
- Przegiąłeś – warknęła i kopnęła mnie w piszczel. – To na szczęście.
Puściłem ją. Jeszcze przez chwilę patrzyła mi w oczy.
- To na razie.
- Na razie – odpowiedziałem. Miałem szczęście, że była moją przyjaciółką.
***
-Wszystko ok? – zapytał Kamil i położył mi dłoń na ramieniu.
- Tak – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się. – Szkoda, że pada, chciałbym popatrzeć , jak skaczecie.
- Już ci się śpieszy, he he – uśmiechnął się Piotrek. Ale na igielicie nie ma takiej zabawy. Zobaczysz co będzie zimą. Bo ty do nas wracasz, prawda?
- Ja... nie – spojrzałem na Jagodę, ale ona tylko wzruszyła ramionami,
- Lekarz zdecyduje, nie wiadomo na jaką skalę została uszkodzona jego pamięć. Szybko odzyskuje wspomnienia. Tempo w jakim to się dzieje, jest wręcz zatrważające. Potem może być gorzej... - odpowiedziała i utkwiła wzrok w jednej z szafek.
Zapanowało nieprzyjemne milczenie. Nikt nie chciał się odezwać pierwszy. Bali się mnie zranić, ale czy można zranić kogoś, kto praktycznie jest jak biała kartka. Oni obchodzili się ze mną jak z dzieckiem. Nie chcieli mnie obić, byłem według nich za delikatny. Czy mój wygląd, tak ich przerażał? Przecież ja tylko schudłem. A może sam fakt, że nie pamiętałem prawie niczego. Wiedziałem, że byliśmy drużyną, Jaga na nowo nauczyła mnie ich imion, ale może to, że nie byłbym wstanie o żadnym z nich powiedzieć nic więcej niż wyrecytować suchą formułkę z Wikipedii, powodowało to, że traktowali mnie z dystansem. Czy to się zmieni, gdy wróci mi pamięć.
Obserwowali mnie. Czułem, że się na mnie patrzą, śledzą każdy ruch, czego się bali, dlaczego tylko na twarzy Kamila było coś na kształt uśmiechu? Miliard pytań, zero odpowiedzi, żadnych kolejnych, ważnych wspomnień.
- Przepraszam – ciszę przerwał jakiś nieznany mi głos. – To może ja...
- Nie, Tomek, właź – Dawid pokazał chłopakowi wolny skrawek ławki, aby usiadł.
- Nie ma jeszcze Pawła? – zapytał i oparł się o framugę. Starał się na mnie nie patrzeć.
- Lepsze pytanie, gdzie się podział Olek? – mruknął Piotrek.
- Utonął – burknął Kamil.
Wszyscy się roześmieli, ciężka atmosfera uleciała i nie pozostało po niej śladu.
- No właśnie, Maciek – zaczął Dawid. – Jak ci się pływało po Zakopanym z Jagodą?
- Genialnie.
- Ej, no powiedz. Próbowała cię utopić? – zapytał Piotrek.
- Nie...
- No wiesz. Ty kiedyś chciałeś – zaśmiał się podwójny mistrz olimpijski.
***
- Pójdziesz ze mną w czwartek na trening? – zapytałem.
- Nie mogę – trochę posmutniała, gdybym jej nie znał, mógłbym przysiąść, że się zarumieniła.
- Dlaczego? – podpłynąłem do niej. Zimny, rzeczny prąd opływał moje ciało.
- Bo nie – odpowiedziała i zanurkowała.
- Jesteś obrażona za tamtą dyskotekę? – zapytałem.
- Myślisz, że wszystko kręci się wokół ciebie? – warknęła, ale po chwili się uspokoiła. – Nie. To ty zrobiłeś z siebie idiotę.
- Nie musisz mi przypominać – uśmiechnąłem się i podszedłem bliżej niej.
- To ty narzuciłeś temat – mruknęła.
- No właśnie, powiesz mi wreszcie czemu, akurat jutro nie możesz ze mną iść?
- Nie – odpowiedziała i chlusnęła w moją stronę wodą.
- Jaga, jesteśmy dorośli – spróbowałem.
- Ty jesteś.
- Jagódko, kochanie, moja najsłodsza... - zacząłem, ale ona mi przerwała.
- Jestem umówiona.
- Z kim?
Nie odpowiedziała.
- No nie z tym facetem od gazet? – zapytałem. Spojrzała na mnie. – Żartujesz. Przecież jest od ciebie o... ponad dziesięć lat starszy.
- Liczyć nie umiesz – uśmiechnęła się. I zaczęła chlapać wodą.
- Ale... dlaczego? Jestem tak rzadko w domu, a kiedy już wreszcie mam czas...
- Nie mogę podporządkowywać swojego życia pod ciebie.
- Ale... czemu on? – nie rozumiałem.- Wiesz, jest dużo fajnych chłopaków w twoim wieku.
- Przestań – mruknęła.
- Przyjdźcie razem na trening – poprosiłem. – Ten jeden raz. Skoro i tak muszę się tobą dzielić...
- Maciek! – wrzasnęła, bo chwyciłem ją pod pośladkami i przełożyłem przez ramię.
- Przyjdziesz?
- Zostaw mnie! – zaczęła się szarpać, a ja się śmiałem. Z każdym rokiem zyskiwałem coraz większą przewagę. Jej obkładanie mnie pięściami, nie robiło na mnie wrażenia. Zacząłem iść w głąb rzeki. Nagle zahaczyłem o wystający korzeń. Upadłem do przodu, przygniatając ją swoim ciężarem. Przestraszyłem się. Nie tym, że znajdowałem się pod wodą, ale dlatego, że bałem się zrobić jej krzywdę. Poderwałem się i zacząłem ciągnąć ją do góry za ręce.
- Jeśli chciałeś mnie utopić, mogłeś to zrobić w bardziej cywilizowany sposób – warknęła, a ja odetchnąłem z ulgą. Miałem stuprocentową pewność, że nic jej nie było.
***
- Co się stało z tym Konradem? – zapytałem Jagodę.
- Nie spotkałam się z nim – wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego?
- Bo po wyjściu z rzeki zabrałeś mi ciuchy i zacząłeś uciekać, nagle się rozpadało, zrobiło się zimno. Przeziębiłam się – wyjaśniła.
- O matko! Przepraszam – chwyciłem ją za ręce.
- Wtedy też tak powiedziałeś – zaśmiała się.
- I po zawodach w Zakopanym biegłeś do niej tuż po zakończeniu konkursu. Przez cały tydzień latałeś do niej w każdej chwili wolnej chwili – dodał Kamil.
- Byliście taką uroczą parą... przyjaciół – uśmiechnął się Stefan.
- Przyjaciół? – zapytałem.
- Parą jesteśmy od ponad czterech lat – wyjaśniła Jaga.
- Ale cała Małopolska plotkowała dużo wcześniej – zaśmiał się Piotrek i dolał mi herbaty.
- Nawet jedna gazeta o tym napisała – dodał Klimek. – Pamiętam, jak Jagoda tu wpadła i kazała ci to tłumaczyć.
- A ty z uroczym uśmiechem stwierdziłeś, że to przecież to nic złego – dodał Kuba Wolny.
- Prawie cię udusiła – Janek spojrzał na Jagodę. – Zacząłem wtedy wierzyć w czarownicę.
Wszyscy się roześmieli. Jedna z barier została przełamana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top