Pierwszy raz
Zamknąłem oczy, bałem się, ale jednocześnie ciąż ciągnęło mnie w dół. Przez moje plecy przebiegł zimny dreszczyk ekscytacji. Poczułem mrowienie w palcach u rąk, zacząłem się wiercić.
- Spokojnie! – Kamil stał parę metrów ode mnie. Jego ciepły uśmiech dodawał mi odwagi i jednocześnie, jeszcze bardziej motywował mnie do skoku. – Trener chce, aby to wszystko wyszło, jak najbardziej profesjonalnie. Liczy, że przynajmniej skakać nie zapomniałeś, ale moim zdaniem to jak z jazdą na rowerze.
- Dzięki – kiwnąłem głową i skupiłem się na gnieździe trenerskim. Byłem im wszystkim, tak bardzo wdzięczny, że dali mi możliwość, wszyscy byli tu po godzinach; serwismeni, trenerzy, masażyści, fizjoterapeuta i psycholog. Oni wierzyli w mój powrót.
- Gotowy? – zapytał Kamil, a ja tylko kiwnąłem głową. Mężczyzna dał znak, a Stefan* machnął chorągiewką.
Ruszyłem. Prędkość była niewyobrażalna, ale mi to nie wystarczało, chciałem więcej, ale coś mi podpowiadało, że dopiero w czasie lotu poczuję się spełniony. Ale zanim to, czekało mnie jeszcze wybicie. Musiałem być maksymalnie skupiony, aby nie spóźnić i wystarczająco opanowany, aby nie wyskoczyć zbyt szybko. Miałem tylko setne sekundy, aby przypomnieć mięśniom, jak mają się układać. Zbliżałem się do progu... mój pierwszy wyskok, skok, a zaraz potem lot i lądowanie po wypadku. Pierwszy raz...
***
- Wygraliśmy! Po raz pierwszy w historii! – krzyk Kamila, kiedy oplótł nogami moje biodra, odruchowo złapałem go.
***
- Maciek, kto jest Mistrzem Świata? – zapytał Piotrek i tanecznym krokiem zbliżył się do mnie.
- Jeszcze Kamil – powiedziałem to tylko dla formalności. Nasza przewaga była zbyt duża.
- Właśnie skacze! – krzyknął Dawid. Podbiegliśmy do monitora, zanim nasz lider wylądował, już byliśmy na zeskoku.
- Po raz pierwszy, Maciek! – nie wiedziałem, dlaczego, akurat do mnie krzyknął Kamil, ale nie obchodziło mnie to. Byliśmy pierwsi...
***
- Puchar Narodów, to nie przypadek – zaczął trener, ale doskonale wiedział, że nikt go nie słucha. – No dobra, w skrócie powiem skromnie, po prostu zdobyłem to jako pierwszy trener polskiej reprezentacji...
***
- Polski hymn w czasie Igrzysk zawsze ładnie brzmi, szczególnie ten pierwszy raz – zawołałem do mikrofonu.
***
Przeraziłem się. Nie spodziewałem się, że ten skok tak wiele mi przypomni, że jeden lot obudzi tyle wspomnień. Jednak nic się nie stało. Nie spadłem, leciałem nad bulą, czułem wiatr pod nartami, czyli jednak mogłem mieć szczęcie do warunków. Kolejne metry zostawały za mną, a ja nadal nie lądowałem. Pierwsza czerwona linia była już za mną. Mogłem sobie pogratulować. W sumie, czysto teoretycznie, mógłbym się już zbierać do lądowania, ale taka odległość mi nie wystarczała. Byłem stworzony do wyższych celów. Jak powrót to z przytupem... może rekord?
Jednak wiatr podjął decyzję za mnie. Popchnął w dół i przycisnął do ziemi. W mojej głowie panował zamęt. Część mnie chciała walczyć dalej, ale rozsądek kazał lądować. Przecież to nawet nie były zawody... Posłuchałem i wylądowałem. Może nie był to perfekcyjny telemark, może mogłem to jeszcze doszlifować, ale jak na pierwszy raz...
- Zwariowałeś! – obok mnie pojawił się Piotrek i trzepnął w ramię. – Dalej się nie dało? W takich warunkach na rekord? A może chciałeś od razu się wywrócić. Nie ma to jak pierwszy skok zakończyć upadkiem.
- Do końca ci się w głowie po przewracało! – Dawid też nie wyglądał na zadowolonego. – Miała to być spokojna próba i tylko pod takim warunkiem trener pozwolił ci dziś skoczyć. Tak trudno skoczyć normalnie.
- Myślisz, że masz jakieś specjalne względy, panie Kot – nie wiadomo skąd pojawił się także Grzesiu Sobczak. – Jeżeli się na coś umawiamy...
- On po prostu nie zna znaczenia słowa ,,spokojny" - Maciusiak pokręcił głową.
- Ale... - nawet nie wiedziałem z czego mam się tłumaczyć. Przecież ja tylko walczyłem do końca. Co było w tym złego?
- Nie tłumacz się – Wiewiór wyglądał na bardzo przejętego, ale w jego oczach lśniły iskierki.
- Po prostu chciałem sobie przypomnieć, jak się skacze – powiedziałem cicho.
- Palcem mam ci pokazać, gdzie jest punkt K. To ta pierwsza czerwona linia, nie druga – trener Sobczak wskazał zeskok. – Nie wiem co na to Stefan, ale jak dla mnie to powinieneś mieć zakaz skakania na najbliższy miesiąc. Żadnemu z nas nie wolno się denerwować więcej...
- Maciek, to było niesamowite, to wybicie... - Kamil skoczył mi na plecy. – Kurde, na korepetycje będę przychodził, a jak walczyłeś. Z trenerem staliśmy i zastanawialiśmy się czy dasz radę i czy będziesz grzecznym chłopczykiem, który wyląduje tam, gdzie się umawialiśmy...
- Skracanie skoku jest niebezpiecznie – mruknąłem.
- Wydłużanie jeszcze bardziej – trener Maciusiak podparł się pod boki.
- O Jezu – lider naszej drużyny łaskawie zeskoczył z moich pleców. – Myślałem, że zawału dostanę, kiedy tak leciałeś, leciałeś. Byliśmy pewni, że zapomniałeś, jak się ląduje...
Kamil jeszcze mówił i mówił, reszta od czasu do czasu dodawała coś od siebie. Jednak ja czekałem na Stefana Horngahera, którego decyzja po raz kolejny miała zaważyć na mojej karierze.
***
Od trenera dostałem pochwałę, a także miałem przyjemność wysłuchania monologu, o mojej nieodpowiedzialności. Pozwolił mi jednak oddać jeszcze parę prób, a następnie udaliśmy się do domków w wiosce skoczków, gdzie czekała Jagoda. Włosy miała związane w krótki warkocz, dzięki czemu wyglądała bardziej dziewczęco niż zazwyczaj. W ogóle była piękna... tylko jej podkrążone oczy przypominały o tym, że jeszcze niedawno była chora.
- I jak? – zapytała.
- Jak idealnie się dobrali – mruknął Dawid. – Jedno i drugie gdzieś ma nasze prośby... Jaguś, tak trudno wyleżeć?
- Nudziło mi się - uśmiechnęła się słodko, ale nie ruszyła się z miejsca. Była jeszcze słaba.
- Biedactwo – blondyn westchnął, ale widać było, że się po prostu o nas martwi. – To skoro i tak nikt mnie nigdy nie słucha, to pójdę zrobić herbatę.
- Pomogę ci – Kubuś Wolny ruszył za nim, nieśmiało się do nas uśmiechając.
- To się dowiem, jak poszło Maćkowi? – dziewczyna wydęła usteczka w zabawny sposób.
- Za dobrze – zaczął Kamil. – Musisz go na nowo nauczyć liczyć do dwóch, najlepiej na czerwonych kreskach. Jedną oznaczysz jako ,,K", drugą, jako ,,H", może wtedy...
- Miałem wiatr pod narty – uniosłem ręce do góry.
- Jasne, tłumacz się – mruknął Piotrek.
Na chwilę zapanowała cisza. Widziałem po minie Kamila, że chce coś jeszcze powiedzieć. Nie pomyliłem się. To on jako pierwszy przerwał ciszę.
- Maciek, ja... chciałbym z tobą porozmawiać o jeszcze jednej rzeczy. Teraz.
Spojrzałem pytająco na Jagę, ona tylko kiwnęła głową.
***
Przeszliśmy do innego domku. Kamil postawił mnie przed jednym z trochę już postrzępionego plakatu, promującego markę 4F.
- Co widzisz? – zapytał.
- Słucham?
- Przypatrz się... co widzisz? – powtórzył pytanie.
Westchnąłem i skupiłem się na zdjęciu.
- Kogo ci brakuję? – też zerknął na plakat.
- No... nie ma mnie i Dawida.
- Zobacz na rok.
- 2015... Mistrzostwa Świata w Falun... zajęliście wtedy trzecie miejsce...
- Pierwszy raz, kiedy nasza złota czwórka, nie wystartowała razem na ważnej imprezie i pozostali osiągnęli sukces...
- Coś sugerujesz? – zmarszczyłem brwi i spojrzałem pytająco. Rzeczywiście, tamtego czasu prawie w ogóle nie pamiętałem.
- Wszyscy przedstawiają ci naszą drużynę, jako idealną ,,rodzinę", ale jak w każdej familii...
- Bywały rozłamy – kiwnąłem głową.
- Jestem pewny, że pamiętasz Łukasza Kruczka – zaczął i usiadł pod ścianą.
- Pamiętam tylko... ten konkurs drużynowy w 2013r. na Mistrzostwach Świata. Ten stres... W sumie to to uczucie, tej niepewności, strachu i swojego rodzaju rozczarowania jest gdzieś w mojej głowie. Pamiętam, że ty cały czas powtarzałeś, że my po prostu musimy mieć ten medal...
- Tak... jeden z najbardziej emocjonalnych momentów w mojej karierze, ale mi bardziej chodziło na początek o trochę starsze wspomnienie.
- Stanęliśmy w jego obronie przed dziennikarzami.
- Ty to zacząłeś.
- Ty zagroziłeś, że skończysz karierę, ale to chyba pokazuje, jak bardzo byliśmy zżyci – zdziwiłem się. Zaczynałem się trochę gubić, samo wspomnienie byłego trenera sprawiło, że atakowały mnie mieszane uczucia. Nie potrafiłem się skupić na jednym.
- Tak. W trudnych chwilach, każdy z nas, za drugiego skoczył by w ogień, ale czasami... my nie potrafiliśmy się zgodzić najprostszych sprawach. Sezon po Igrzyskach... coś się zaczęło sypać. Nie szło ci... teraz naprawdę rozumiem, dlaczego miałeś żal do Łukasza, ale wtedy...
- Miałeś kontuzję, to dlatego nam nie szło. Nie potrafiliśmy sobie bez ciebie poradzić. Piotrek robił co mógł, ja pocieszałem młodszych chłopaków, ale trudno to robić, kiedy samemu klepie się bulę. Frustracja narastała we mnie z każdym dniem, a on nie potrafił nam pomóc. Psychologa nie było, bo ty powiedziałeś, że sobie poradzimy. Przez sezon dawaliśmy radę, bo ty z nami byłeś, ale kiedy nie mogłeś przez miesiąc skakać, to wszystko się rozwaliło, jak domek z kart. Upadałem coraz niżej. Pokłóciłem się z Łukaszem. Chciałem psychologa, wiedziałem, że tylko to jest mi wstanie pomóc. On nie zgadzał się. Nie wziął mnie na Mistrzostwa Świata w Falun. Wiedziałem, że moje próby nie są wystarczające, ale zabolał brak zaufania. Nie dawał mi szans na rehabilitację. Mój konflikt z nim pogłębiał się. W szatni też nie było za wesoło. Praktycznie od połowy lutego nie było mnie z wami. Moje miejsce zajęli moje miejsce. Myślałem, że to koniec. Wyleciałem z kadry A. Straciłem to miejsce, zdawało mi się to końcem tego wszystkiego. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Po cichu chciałem zmiany trenera, ale wy utrzymywaliście, że w następnym sezonie będzie lepiej.
- Ale nie było. To znaczy... ty wróciłeś, drużyna regularnie, ale słabo punktowała, raz stanęła na podium, ale problemy w szatni przytłaczały nas wszystkich. Nagle ty i Dawid byliście obcy. Trenowaliście pod okiem innego trenera, który na dodatek nie zgadzał się z naszym.
- Horngaher scalił naszą drużynę.
- Albo my uwierzyliśmy, że ktoś obcy, kto chłodnym okiem spojrzy na naszą zbieraninę będzie umiał to naprawić.
- Pewnie tak było.
Zapanowało między nami milczenie.
- Boże, jaki ty musisz być zmęczony po takim dniu – szepnął w końcu chłopak.
- Wcale nie – pokręciłem głową i wstałem. On wyciągnął do mnie rękę chwycił ją i wstał. Bez słów ruszyliśmy do drzwi.
***
Kiedy byliśmy z Jagodą już w domu od razu udaliśmy się do sypialni. To miała być nasza ostatnia noc bez Adasia. Dziewczyna usiadła na krześle i okryła się kocem. Zacząłem ścielić nam łóżko.
- Jaga... - zacząłem. – Tak teraz do mnie doszło, że zaczęliśmy ze sobą być, w sensie tak oficjalnym, po tym moim najgorszym sezonie. Czy...
- Czy to było z litości? – dokończyła za mnie.
- No – kiwnąłem głową. Bałem się odpowiedzi.
- Może tak było na początku – przyznała po chwili milczenia. – Chciałam cię pocieszyć.
- Pewnie ci się wtedy udało – odparłem smutno. Podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. – Tylko wolałbym, aby następnym razem wszystko budowało się na szczerości.
- Dlatego zaczynamy od przyjaźni.
- To mnie pocieszyłaś – rzuciłem ją na posłanie, zacząłem ją całować, po szyi, włożyłem jej ręce pod bluzkę.
- Przestań – poprosiła. – Nie jestem gotowa na nasz drugi pierwszy raz. – Proszę.
- Oczywiście – odsunąłem się od niej. Położyłem obok i spojrzałem na sufit. Sam nie wiedziałem co się ze mną działo. Może jej szczere wyznanie spowodowało, że potrzebowałem udowodnić jej, sobie, że... no właśnie co. W mojej głowie panował zamęt.
- Maciek, to nie jest tak, że ja nie chcę, ale ostatnie miesiące przed wypadkiem... nie było między nami zbyt różowo. Czasami widzę w tobie tego wesołego chłopca, w którym się zakochałam, ale w takich chwilach, jak ta przed chwilą widzę ciebie dorosłego, zaborczego. Może to ja zbyt wolno dojrzewałam do związku. Byłeś typem chłopaka, który mógł mi się podobać fizycznie, ale nigdy nie widziałam siebie w białej sukni z gromadką dzieci. Kiedy zgodziłam się zostać twoją dziewczyną, to wyobrażałam to sobie trochę inaczej...
- To znaczy?
- Maciek, kiedy odnosiłeś sukcesy było koło ciebie pełno pięknych dziewczyn, modelek, które tylko czekały, aż poświęcisz którejś z nich uwagę. Myślałam, że kiedy wrócisz już do swojej dobrej formy to rozstaniemy się i wszystko będzie po staremu. Nie wyobrażałam sobie wtedy naszej przyszłości.
- Ale ja tak – wyrwało mi się i odwróciłem się do niej plecami. Nie tylko nie pamiętałem zdarzeń z przeszłości, ale nie pamiętałem siebie. Po raz pierwszy zrozumiałem, że chodzi w tym wszystkim o coś więcej.
***
W pokoju było ciemno, ale doskonale wiedziałem, że nie jestem sam. Nie musiałem zapalać światła, aby czuć jej obecność. Naraz czułem dwa sprzeczne uczucia. Jednocześnie chciałem, aby była ze mną, ale także wstydziłem się i wizja nocy spędzonej samotnie nie wydawała mi się najgorszym rozwiązaniem.
- Maciek, przyszłam tak jak mnie prosiłeś – powiedziała jakoś drętwo. Od ponad roku trudno nam się rozmawiało. Nasze studia była pożeraczem czasu, nie wspominając już o moich konkursach, chociaż to ostatnie... pewnie i tak niedługo nie będzie miało znaczenia.
- Tylko, że znając życie znowu się śpieszyć – mruknąłem i usiadłem obok niego. Położyłem dłoń na jej. Chciałem chociaż przez chwilę tak naprawdę poczuć jej obecność.
- Dzisiaj mogę zostać na noc – odpowiedziała. Ścisnęła moje palce. Odwzajemniłem gest.
- Na jedną?– serce waliło mi coraz mocniej.
- Na więcej – przysunęła się trochę. Wstałem i kucnąłem naprzeciw niej. Nie wierzyłem we własne szczęście. Marzyłem o tym od wielu lat. I chociaż nie miał być to nasz pierwszy raz, to chciałem, aby był dla niej niezapomniany...
Hej, dzisiaj tak trochę późno, ale mam nadzieję, że nie mniej miło się czytało. Dziękuję, za dotąd, pozytywny odzew i za motywacje do dalszego pisania. Mam nadzieję, że długość rozdziału was nie przestraszyła. Jeszcze raz dziękuję i dobranoc:*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top