13. Forelsket
Forelsket
Euforia, która towarzyszy ci,
gdy zakochujesz się
po raz pierwszy.
Chandler miał dwadzieścia lat, gdy bez pamięci zakochał się w Corze.
Mieszkał jeszcze wówczas z rodzicami i bez przerwy zastanawiał się co dalej. Nigdy nie planował pójścia na studia. Nieraz przypuszczał nawet, że nie da rady skończyć szkoły średniej, ale dzięki starszemu bratu (który z pewnością nie odziedziczył swoich wygórowanych ambicji po beztroskich rodzicach) znalazł jakieś resztki motywacji, aby trochę się pouczyć.
Ukończenie liceum wiele Chandlerowi jednak nie dało. W końcu i tak nie miał żadnych planów ani chęci, aby kształcić się dalej, dlatego kolejne dwa lata kręcił się po wyspie od jednej pracy do drugiej i zastanawiał, co przyniesie dla niego przyszłość. Robił to całkiem spokojnie i beztrosko, ponieważ już w wieku siedemnastu lat umiał żyć tylko dniem obecnym.
Shane – ten starszy, idealny brat – zamieszkał po ukończeniu liceum w Malbourne, jak wszystkie mądre i ambitne dzieciaki, ale Chandler nigdy nie zamierzał się wyprowadzać. Phillip Island było jego jedynym domem i nie wyobrażał sobie życia w innym miejscu, dlatego pozostał na wyspie. Nie zrobił tego jako jedyny – jego co poniektórzy przyjaciele również zdecydowali się pozostać w Cowes i tak, jak on, powoli zbierali pieniądze, aby móc wyprowadzić się od rodziców.
Chandler zastanawiał się, jaka czeka na niego przyszłość, ale nie przypuszczał, iż drzwi do niej mogą otworzyć się przed nim w chwili roztrzaskania pingwina, jakkolwiek osobliwie to brzmiało.
Wszystko zaczęło zmieniać się na lepsze w dniu, w którym – o ironio – Chandler stracił pracę w restauracji. Spodziewał się tego, ponieważ nigdy nie potrafił skupić się w stu procentach. Często odlatywał myślami, a jeszcze częściej mylił zamówienia i rzadko kiedy zdążał do pracy na czas. Zwolnienie od dawna było kwestią tygodni, z którego Chandler zdawał sobie sprawę, ale którego wcale nie przyjął z uśmiechem.
Wtedy po raz pierwszy od dawna pomyślał, że może w jego beztroskości tkwiły jakieś wady, z których nigdy nie chciał zdawać sobie sprawy. Wracając do domu (już jako bezrobotny), zaczął się poważnie zastanawiać nad swoim życiem.
Zrozumiał, jak niewiele posiadał na swoim koncie osiągnięć, którymi mógłby się pochwalić. Ledwo skończył liceum. Nie dał rady znaleźć tej jednej rzeczy, której mógłby spróbować oddać całe swoje serce. Lubił surfować, jeździć na desce, grać w kosza, w nogę, nawet w siatkówkę był niczego sobie, ale żadne z tych zainteresowań nie górowało nad innymi.
Nigdy nie był nawet w związku! W liceum zdarzały się dziewczyny, za którymi lubił się oglądać (w dziesiątej klasie poznał nawet chłopaka, od którego nie potrafił oderwać wzroku), ale od jakiejkolwiek relacji romantycznej zawsze dzieliły go kilometry.
Zastanawiał się nad pracą również kolejnego dnia i następnego, a w przyszłym tygodniu wciąż wracał do tych rozmyślań i ciągle dochodził do wniosku, że być może stał na idealnej drodze do przegrania swojego życia. Chciał znaleźć pracę, której oddałby się w pełni, ale jak miał to zrobić, jeśli nie wiedział, czym było oddanie?
— Minął już ponad tydzień — przypomniała mu pewnego wieczoru mama.
— Wciąż myślę. Chcę znaleźć coś, co będzie sprawiać mi przyjemność.
— Przecież jest masa takich rzeczy.
— No właśnie nie! — wybuchnął od irytacji powstrzymywanej tygodniami. — Jestem dobry w wielu rzeczach, ale w niczym nie jestem świetny! Gdy zbyt się w coś angażuje, zaczynam się nudzić!
Jego mama uśmiechnęła się uprzejmie i tajemniczo, jakby wybuch syna tylko ją rozbawił, a ona miała pewność, że już następnego dnia wszystko zmierzy w lepszą stronę.
— Wydaje mi się, że nie masz racji — powiedziała. — Zastanów się, Chandler. Dlaczego nie poszedłeś na studia i nie spróbowałeś znaleźć czegoś, co mógłbyś pokochać?
— Na studia? — prychnął. — Błagam. Ledwo skończyłem liceum. To wszystko jest za nudne. Cała wiedza. Uczenie się. Nuda.
— Jesteś pewien? — Znów ten uśmiech; dziwnie uprzejmy i tajemniczy.
— Czy jestem pewien, że nauka mnie nudzi? Yy tak? Całkiem pewien.
Ona pokręciła tylko głową.
— Nie — rzuciła z rozbawieniem. — Dlaczego w ogóle nie rozważałeś pójścia na studia?
Chandler spojrzał na nią głupio.
— Bo są daleko...? — odparł nieprzekonany.
Mama tylko zaśmiała się pod nosem.
Chandler rozmyślał nad jej pytaniami przed snem całkowicie skonsternowany.
Następnego poranka obudził się z gotowymi odpowiedzi. Gdy tylko otworzył oczy, już wiedział, dlaczego nie poszedł na studia, czemu oddał całe swoje serce i jakiej pracy mógł nieświadomie pragnąć całe życie.
To uderzyło w niego znienacka. Usiadł na łóżku i nie potrafił się otrząsnąć. Nagle wiedział. Wszystko. Znał odpowiedzi. Poznał siebie. Wreszcie.
Wyskoczył z łóżka jak oparzony i pognał w kierunku, w którym zmierzało jego serce przez całe życie.
Nie minął miesiąc, a Chandler stał się pracownikiem na terenie rezerwatu przyrody, z którego słynęło całe Phillip Island. Nie obchodziło go, czy będzie sprzedawał bilety, stał na kasie w sklepie z pamiątkami, czy może oprowadzał turystów podczas parady pingwinów. Mógł robić cokolwiek – i tak wiedziałby, że jest na swoim miejscu.
Nie poszedł na studia, ponieważ nie chciał opuszczać wyspy. W dzieciństwie parał się wieloma dyscyplinami sportowymi, ale nigdy specjalnie nie dał rady pokochać żadnej z nich, ponieważ żyjąc życiem, jakie posiadał, czuł się zbyt beztrosko, aby się w coś zaangażować.
A pingwiny – które były największą wizytówką Phillip Island – pokochał z dnia na dzień, gdy uświadomił sobie, że praca w parku sprawia, iż czuje tylko i wyłącznie spokój.
Początkowo pracował na kasie w sklepiku z pamiątkami. Polubił rozmawianie z turystami, którzy w większości okazywali się Australijczykami, a mimo to przyznawali, iż przez długi czas nie mieli pojęcia o żyjących nieopodal pingwinach. Im częściej Chandler z nimi gawędził, tym większą czuł dumę z bycia mieszkańcem tak wspaniałej wyspy.
Pracując w rezerwacie, myślał, że znalazł się w miejscu, do którego dążył; że odnalazł przyszłość, o której tak długo ostatnimi miesiącami rozmyślał.
Dźwięk tłuczonego szkła – choć jeszcze nie wtedy, dopiero później – uświadomił Chandlerowi, że praca była tylko prologiem, zwykłym wstępem do upragnionej przyszłości.
Dziewczyna, która przegubem dłoni strąciła z półki niewielkiego, szklanego pingwina, miała czarne, ścięte na krótko włosy, wielki plecak załadowany czymś po brzegi i spokojny wyraz twarzy, na którym Chandler nie dostrzegł śladu paniki.
Kucnęła, aby pozbierać odłamki pingwina, i już chwilę później podeszła do kasy, przy której stał przyjaźnie uśmiechający się Chandler.
Wystawiła dłonie, w których Chandler naliczył pięć niewielkich, szklanych części.
— Ile za niego? — zapytała.
— Siedem dolarów.
Przerzuciła wszystkie odłamki do lewej dłoni, a prawą włożyła do kieszeni spodni w poszukiwaniu drobnych. Gdy zapłaciła, uśmiechnęła się krzywo.
— Mieszkasz tutaj?
— Masz na myśli sklep z pamiątkami czy rezerwat?
— Sklep oczywiście — rzuciła, wywróciwszy oczami.
Chandlerowi spodobał się sposób, w jaki mówiła – wydawał się lekki i pełen beztroski.
— Mieszkam w Cowes — odparł.
Dziewczyna pokiwała głową.
— Fajnie. Czyli wiesz, co ciekawego można zobaczyć jeszcze na tej wyspie?
— Mamy tor wyścigowy. Kiedyś odbywało się na nim Grand Prix, ale teraz ścigają się już tam tylko motocykliści — zaczął wymieniać z uśmiechem na twarzy. Właśnie przez takie rozmowy pokochał tę pracę. — Oczywiście są tu jeszcze zoo, ale do nich chodzą raczej turyści, którzy przylecieli zza granicy. Jest tu także wiele rezerwatów, ale nie wiem właściwie który z nich poleciłbym najbardziej. A jeśli chodzi o punkty widokowe, to przede wszystkim zalecam pojechanie do Ventnor — wymieniał, wiedząc, że mógłby wymieniać tak bez końca. — Mamy jeszcze plaże...
— Poważnie? Na wyspie?
— ...które są jednymi z najlepszych w całej Australii na surfing — dokończył, niezrażony uwagą dziewczyny, i zauważył, że ożywiła się przy słowie „surfing".
— Hm. Brzmi interesująco. Dzięki za pomoc — powiedziała i uniosła dłoń z częściami pamiątki do góry. — I pingwina. Chociaż chyba przydałoby mu się jakieś pudełko, nie uważasz?
— Zobaczę, co da się zrobić — odparł rozbawiony Chandler i odwrócił się do dziewczyny tyłem.
Gdy pudełko się znalazło, a pingwin został zapakowany, jego właścicielka podziękowała po raz drugi i odeszła – choć Chandler jeszcze wtedy tego nie wiedział – ze spokojem, który podpowiadał jej, że chyba właśnie znalazła miejsce godne nazwania domem.
Do następnego spotkania sprzedawcy w sklepiku z pamiątkami i turystki (niebędącej właściwie turystką) doszło trzy tygodnie później na plaży.
Chandler spotkał się w kawiarni z przyjacielem, wiatr rozwiewał mu włosy, a życie było tak piękne, jak tylko potrafiło. Gdy zauważył dziewczynę od potłuczonego pingwina w progu, przypadkiem strącił kubek z kawą na ziemię, a gdy ona to zauważyła, roześmiała się bezwstydnie na cały głos.
— Jeśli to nie pech albo przeznaczenie, to nie wiem, co innego — powiedziała z szerokim uśmiechem.
Jeszcze wtedy nie wiedzieli, że po prostu przyszli na ten świat dla siebie.
— Obawiam się, że to po prostu niezdarność — odpowiedział wówczas, nie wiedząc, czy właśnie go obrażano, czy może próbowano z nim flirtować.
— Jestem Cora tak swoją drogę — przedstawiła się nagle, wyciągnąwszy w jego kierunku dłoń. — Przyszłam posurfować. Może zechcesz się przyłączyć? — zapytała, a zauważywszy siedzącego obok Chandlera mężczyznę, dodała: — Albo dołączyć później?
Chandler zaczął mamrotać pod nosem niewyraźną odpowiedź, której znaczenie nie było znane nawet jemu.
Cora roześmiała się ponownie.
— Okej, widzę, że jesteś zajęty. W takim razie daj mi swój numer, umówimy się na kiedy indziej.
Chandler, nie wiedząc, co należy zrobić w takiej sytuacji, podał Corze swój telefon, a potem, gdy już poszła, kupiwszy coś na wynos, siedział otumaniony i zdezorientowany.
— Czy umówiłem się właśnie na randkę z dziewczyną od pingwina? — zapytał pod nosem.
— Tak właściwie to powiedziałeś tylko jedno zdanie, które nawiązywało do niezdarności — usłyszał od przyjaciela. — Nie licz, że powiem ci, jak wyniknęła z tego randka.
Chandler pokiwał głową, podniósł kubek z podłogi i zaczął się zastanawiać. Za miesiąc kończył dwadzieścia lat, a jeszcze nigdy dotąd nie był w związku. Nie myślał o takiej możliwości nawet za wiele. Żył z dnia na dzień i przestał wybiegać w przyszłość z myślami oraz pytaniami „z kim ją spędzi?" i „czy wreszcie kogoś znajdzie?".
Uznał, że będzie, co ma być.
Po pierwszej randce z Corą stwierdził, że to chyba nie powinno tak wyglądać. Czas, który wspólnie spędzili, był cudowny, choć ich rozmowy okazały się aż do bólu przesiąknięte sarkazmem. Chandler nie miał przez to pewności, czy randka powinna wyglądać w ten sposób. Czuł się jak na zwykłym spotkaniu z kumplem. Nie było żadnych fajerwerków, motyli w brzuchu ani palącego pragnienia.
Było po prostu miło.
I zabawnie.
I do tego stopnia błogo, że powtórzyli to raz, potem drugi, i jeszcze następny. Powtarzali to tak długo, aż Chandler dowiedział się, na czym polegały randki, i na jaką miłość czekał całe życie.
Bywały momenty, gdy dziwił się swoim niewielkim zainteresowaniem do randkowania i jeszcze mniejszym doświadczeniem w tych sprawach. Myślał, że to przyjdzie z czasem; że po prostu nie spotkał jeszcze odpowiedniej osoby.
Ale nie.
Okazało się, że Chandlerowi całe życie chodziło o coś innego. Zrozumiał, że najbardziej liczyła się dla niego przyjaźń. Pokochał Corę w momencie, w którym zrozumiał, że w przeciągu tak krótkiego czasu znajomości stała się jego najbliższą przyjaciółką.
Znali się osiem miesięcy, gdy oficjalnie zaczęli ze sobą chodzić. Zachowanie Cory nie uległo wtedy wielkiej zmianie, jednak Chandler nie potrafił się przestawić. Odkrył, że czuje się w takiej relacji niezręcznie i coraz częściej łapał się na myśleniu, że może lepiej zrobiliby, zostając przyjaciółmi, ale zanim się obejrzał, zrozumiał, że jego myślenie było niedorzeczne.
Wiedział, co czuł, a z czasem dał radę w pełni pojąć, że przyjaźń i związek łączyły się nierozerwalnie; że wszystkie relacje różniły się od siebie i że nie istniał żaden wzór, do którego musieliby się stosować.
Wystarczyło, że byli sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top