4. Historyjka

Razem przemierzaliśmy drogi stolicy, oglądając przy okazji miejsce. Od razu widać tą ogromną różnicę między naszą wioską, a miastem. Mnóstwo ładnie ubranych ludzi, którzy nie znają ciężkiej pracy, szlachty, która pięknie wygląda i żołnierzy, którzy mają na ich wszystkich uważać i ich chronić. Ciekawe jakby wyglądało moje życie, gdybym to tutaj się pojawiła i została przez kogoś przygarnięta? Na początku bym nie poznała tych wszystkich ludzi, którzy są mi teraz rodziną i jest dla mnie wystarczającym powodem, by już dłużej o tym nie myśleć i cieszyć się tym co mam. Rozglądaliśmy się niepozornie, starając się zobaczyć jakąś dziewczynę choć odrobinę podobną do Mak Moon'a. Nie możemy się jednak za bardzo rzucać w oczy, inaczej skończymy o głowę krótsi. Chociaż przeze mnie i tak przyciągamy nie potrzebną uwagę mieszkańców. Za bardzo rzucam się w oczy tym, że nie mam na sobie pięknie zdobionej sukni, makijażu, upiętych włosów i mnóstwa błyskotek na sobie. Zamiast tego mam typowy strój jak reszta chłopaków, za makijaż służy mi jagoda, którą wcześniej posmarowałam sobie usta i zjadłam, moje proste włosy nie są uwięzione pod spinkami i nie wiem czym jeszcze i za błyskotkę służy mi miecz przy moim pasie. Do typowej damy mam przed sobą długą drogę. Nawet jeśli nie chcę nią być. Lubię siebie taką jaka jestem. Do tego bracia lubią, kiedy jestem sobą i nikogo nie muszę udawać.

- To gdzie powinniśmy zacząć? - zapytałam, patrząc na stragany, ludzi i nie wiadomo co jeszcze dookoła nas.

Błądziliśmy tymi uliczkami jakiś czas i ani śladu po naszej zgubie. Pora na zmianę taktyki.

- Na razie będziemy dalej się rozglądać. - spojrzałam na Dog-Bird z podniesioną brwią.

Serio? No niech mu będzie. Jak sobie nasz książę życzy.

- Tak jest, orabeoni. - wzruszyłam ramionami, słuchając się starszego brata.

- Nie mogę się doczekać, aż znowu będę mógł ją przytulić. - rozmarzył się, uśmiechając szeroko.

- Ja nie mogę się doczekać obiadu. - mruknęłam, w ostatniej chwili robiąc unik przed ręką Dog-Bird.

Idiota chciał mnie uderzyć w tył głowy.

- A ty jak zwykle swoje. - zacmokał, zakładając ręce.

Szliśmy głównie przed siebie, a ja czułam na sobie spojrzenia innych. Dziwnie się z tym czuję, jakby obserwowali każdy mój krok. Mam wrażenie bycia ich kolacją, przez co usłyszałam jak mój brzuch wydaje typowe swoje dźwięki. Uśmiechnęłam się, idąc dalej między moimi braćmi, starając sobie nic nie robić z tych spojrzeń. Mam swoją obstawę, więc nikt nie przyjdzie.

Po jakimś czasie chodzenia bez celu po całym mieście, zobaczyłam dość sporo ludzi przy jednym z domów, albo restauracji. Nie jestem pewna, tutaj nie jestem w stanie rozpoznać co jest czym i w większości strzelam na oślep. Ci wszyscy ludzie najwyraźniej czegoś lub kogoś słuchało, a przynajmniej tak to wyglądało. Zwolniłam trochę kroku, co moja obstawa też zrobiła, patrząc na mnie dziwnie. W tej masie ludzi w kolorowych ubraniach, jedna przykuła moją uwagę - Ji Dwi lub Król Silli. Nie pamiętam jak ma na prawdę na imię, ale wystarczy, że znam jego teraźniejsze imię i którym będzie się posługiwał. Za dużo czasu minęło, od kiedy ostatni raz obejrzałam Hwarang i wiele rzeczy jest teraz nie pewna. Siedział, prawie leżąc, na ławce dalej od innych słuchaczy i widać jak sam się przysłuchuje tej mówiącej dziewczynie. Jego wzrok jednak plątał się między przechodniami, w tym i na nas zawiesił go na dłuższą chwilę. Nie wiem czy mi się wydawało, ale czy on mi się przygląda? Szybko spojrzał w innym kierunku, kiedy sama na niego zerknęłam bardziej bezpośrednio. On nie jest teraz ważny, a dziewczyna która opowiada teraz kolejne romansidło. Tyle mi wystarczy, by wiedzieć, że to musi być ona! Muszę zabrać do niej Mak... nie. Nie mogę tego zrobić. Wtedy Dog-Bird nie zostanie Seon Woo, nie pójdzie do Hwarang, nie uratuje wielu ludzi i nie zakocha się w Ah Ro. Te wszystkie i jeszcze więcej rzeczy się nie wydarzą, co zniszczy całą historię i zmieni jej całkowity bieg wydarzeń. Nie mogę do tego dopuścić. Gdyby to się stało, pewnie ja i Dog-Bird wrócimy do naszej wioski i będziemy żyć jak wcześniej. Nie miałabym nic przeciwko, ale chcę też coś dla drugiego z moich braci. Chcę by dowiedział się prawdy, znalazł rodzinę, przyjaciół i miłość swojego życia. Może dlatego przez te wszystkie lata starałam się nie przywiązać do Mak Moon'a? Pewnie tak, choć nie dałam rady. Wiedziałam przecież, że to się stanie już wcześniej i mimo to nic nie zrobiłam. Uśmiechnęłam się, by niczego nie podejrzewali i stanęłam w miejscu. Kłam Jin, musisz kłamać.

- Idę posłuchać historyjki, a wy macie mi nie narobić kłopotów i wrócić w jednym kawałku! - spojrzałam na nich poważnie i, niestety, z lekkim rozbawieniem.

Dog-Bird podszedł do mnie i złożył delikatny pocałunek na moim czole. Według niego to znaczy, że chce bym też na siebie uważała. Nauczyłam się tego gestu, kiedy robi to za każdym razem, kiedy jestem wysyłana do innej wioski na rozmowę lub kiedy idziemy na polowania.

- Tylko na siebie uważaj. Jesteś ładną i młodą dziewczyną, co może skończyć się twoim porwaniem. - powiedział poważnie Mak Moon, stojąc z założonymi rękami na biodrach.

- Prędzej urwę im ich... - nie mogłam kończyć, czując jak drugi z tych idiotów zamyka mi usta swoją ręką. Jak dobrze, że jest czysta.

- Nie kończ. Rozumiemy.

Po tym rozczochrał mi włosy i poszedł dalej z Mak Moon'em, który kilka razy się obracał, by na mnie spojrzeć. Uwielbiam tych idiotów. Szybko znalazłam się przy tłumie i zaczęłam słuchać jej kolejnej, według mnie, niby romantycznej historii. Nie są to moje klimaty, ale przynajmniej posłucham czegoś interesującego. Jednak cały czas czułam na sobie czyjś wzrok. Pewnie to Mak Moon dalej za mną patrzy i sprawdza czy wszystko dobrze. Kiedy wszyscy przeżywali jej historie, ja nie wiedziałam po co. Przecież to zwykła historyjka, którą każdy mógłby wymyślić na poczekaniu i opowiedzieć. Jej może i jest dość ciekawa, ale nie żeby aż tak reagować! No ludzie, ogarnijcie się! Rozumiem, że ona umie je opowiadać i robi to też dość szczegółowo, to i tak według mnie przesadzają. Nie rozumiem czasami ludzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top