34. Lekcja

Ubrana w ten sam strój co wczoraj, wyszłam ze swojego nowego pokoju i poszłam w stronę stołówki, by zjeść tam w spokoju. A przynajmniej mam nadzieję na spokój. Od kiedy tylko się obudziłam, mam ból głowy, słysząc już teraz krzyki Dog-Bird i pewnie kilku innych osób. Na prawdę wolałabym tego uniknąć, ale nie jest to niestety możliwe. Po prostu niech będę swoją gorszą wersją siebie i ich przyduszę trochę, by ruszyli się i bym mogła jak najszybciej stąd się wynieść. Miałam zamiar jedynie uważać na brata i trochę też na innych, by nic sobie nie zrobili i by kilka mniejszych zdarzeń nie miało miejsca, ale niestety mój plan poszedł się kochać. Wzięłam głęboki wdech, wchodząc do stołówki i idąc od razu do okien, gdzie są wydawane posiłki. Starałam się ignorować zdziwione i przeszywające mnie spojrzenia, tak samo ich szepty na mój temat. Wzięłam jedynie miskę z ryżem i pałeczki i stanęłam pod ścianą, patrząc na nich uważnie i jedząc w spokoju. Nie mam zamiaru siadać blisko nich i w ogóle z nimi. Nie mam zamiaru być też miłą dla nich na naszych zajęciach, więc niech się nawet nie przystawiają.

- Jin, nie jedz sama i usiądź z nami, mamy jedno wolne miejsce. - usłyszałam głos Ji Dwi, więc na niego spojrzałam.

- Zamknij się. - warknęłam zimno, jedząc po tym dalej.

- Dlaczego jesteś taka nie miła? Jeszcze nie dawno tak nam pomagałaś i się o nas troszczyłaś! - zauważył trafnie Han Seong, pokazując na mnie pałeczkami i robiąc przybity wyraz twarzy.

- Jedz, albo zaraz wszystko wepchnę ci do gardła. - skończyłam jeść i odniosłam wszystko. - Jeżeli jeden z was, wy nędzne kanalie królestwa, się spóźni na nasze lekcje, będzie wszystko powtarzać potrójnie! - ostrzegłam, idąc po tym między nimi.

- Tak jest, Choi Jin Soo! - usłyszałam zaraz po tym.

W ich krzyku było słychać też od niektórych zdziwienie, kpinę, rozbawienie lub po prostu odrazę. Zobaczą jeszcze, by nie denerwować kobiety. Szczególnie, jeśli ma prawo mieć przy sobie broń i jest od nich wyżej postawiona w tej placówce. Stanęłam za Dog-Bird, kładąc mu rękę na ramieniu i nachylając się nad nim.

- Pogadamy po zajęciach. - szepnęłam, idąc od razu w stronę wyjścia.

Jedyne co jest dobre w tej denerwującej sytuacji, to to, że mam jedzenie za darmo. Więcej do życia mi nie trzeba. Z tego co pamiętam, to wczoraj mieli cały dzień ze swoimi nowymi pomocnikami, czemu się przyglądałam siedząc na drzewie. Ten idiota musi się poprawić w strzelaniu z łuku, kiedy jedzie na koniu. Może i strzelać potrafi, jednak kiedy stoi twardo na ziemi lub wisi na drzewie, a nie kiedy jego gurd mu się rusza pod nogami. Dan Se mu pomoże i będzie spokój. Teraz jednak to ja mam ich zająć na kilka godzin, by wrócili po tym z powrotem do Nangdoo. Usiadłam na schodkach, patrząc na główny plac przed sobą. Mają jeszcze trochę czasu, więc nie będę wyczekiwać, że przyjdą po pięciu sekundach. Aż taka zła nie będę. Rozciągnęłam się wystarczająco w swoim pokoju, przed pójściem do stołówki, więc nie będę tego robić sama teraz, tylko na nich poczekam. Po naszym treningu nogi będą im odpadać, mogą wypluć płuca i nie podniosą się przez najbliższy czas. Jedyny który może to przetrwać to Dog-Bird, bo akurat z nim kiedyś tak prawie codziennie trenowałam.

Czekałam na nich następne minuty, patrząc jak powoli się zbierają przede mną i większość nawet nie wzięła mnie na serio. Biedacy, nawet nie wiedzą co ich czeka. Pierwszymi byli Dog-Bird, Ji Dwi i Ban Ryu, co w ostatnim przypadku mnie zdziwiło. W sumie to sama nazwałam go przyjacielem, więc nie powinnam się dziwić, że się teraz lubimy. Spojrzałam na chwilę na niebo, czekając aż wszyscy się zjawią i licząc po tym spóźnialskich. Było ich jedenastu. Kiedy wszyscy się zebrali, wstałam na równe nogi i wyprostowałam się, patrząc na nich zimno.

- Jesteście szambem stolicy, nie wykonując najprostszego rozkazu. - warknęłam na przywitanie, głównie mając na myśli spóźnionych. - Nie będę tutaj się produkować, wiedząc, że wasze małe móżdżki i tak tego nie zrozumieją. Biegać dwadzieścia okrążeń wokół całej placówki! Jeżeli ktoś nie da rady, biegnie kolejne dziesięć! Jeżeli ktoś się nie posłuchał, dostanie karę i uwierzcie, jestem w tym bardzo kreatywna. - podniosłam głowę, widząc nadal wiele kpiących min, jednak zaczęli biec.

Jestem jeszcze łaskawa. Dwadzieścia rund nie jest dużo, ale wiem jak różny grunt pod stopami wpływa na bieg. Zobaczymy ile wytrzymują.

Oglądałam ich bieg już od prawie godziny, przydzielając już kilka dodatkowych rund, kiedy kilku z nich postanowiło zrobić sobie przerwę na moich oczach. Nic nie działa, więc pora na karę. Spojrzałam na śmiejącego się ze mnie Hwarang, podchodząc do niego spokojnie. Kątem oka widziałam jak wszyscy dookoła nas stają i się nam przyglądają. Niech zobaczą co znaczy zdenerwowanie mnie, kiedy to ja mam władzę. Stanęłam przed nim, szybko podcinając mu nogi i kiedy upadł, wzięłam go za włosy. Ciągnęłam go za sobą, nie dając mu szansy się podnieść lub się wyrwać z mojego silnego uścisku. Zaczęłam iść do tego samego budynku, w którym jeszcze wczoraj zostałam przedstawiona. Szłam na górę, by tam pokazać wszystkim dokładnie co z nim zrobię. Mimo tego, że ten dureń dalej się szarpał i to widać jak się powstrzymuje przed uderzeniem mnie. Bycie kobietą ma swoje plusy. Będąc przy balustradzie, drugą ręką zdjęłam jego opaskę z czoła i go puściłam. Nim się podniósł, wyjęłam miecz i przystawiłam mu go do gardła.

- Mam pozwolenie, by robić z wami co mi się podoba, tak długo, jak da to efekty. Zabicie jednego z was na pokaz również da efekt. - warknęłam, chowając miecz i wykorzystując jego chwilę szoku.

Szybko związałam jego stopy razem wcześniej zabraną opaską i pociągnęłam go z nią, by dobrze ją zacisnąć. Otrząsł się zaraz po tym, chcąc wstać, ale dostał ode mnie z pięści w brzuch. Skulił się, co wykorzystałam i przerzuciłam go przez balustradę i trzymając jedynie za zawiązaną opaskę, patrzyłam jak wisi. Zahaczyłam go o część dekoracji kolumn i odeszłam od niego, by podziwiać miny innych.

- Wspomniałam wcześniej, że jestem kreatywna, więc moje kary będą różne! Ktoś chce się przekonać na własnej skórze, do czego jestem zdolna?! - krzyknęłam, opierając się rękoma o balustradę i patrząc na nich nadal zimno. Widząc ich miny i nie słysząc żadnej odpowiedzi, wiedziałam już, że zaczynają pękać. - Na co się patrzycie?! Robicie sobie przerwę tak jak on?! - po tych słowach odzyskali kontakt ze światem i zaczęli biec dalej. Spojrzałam z powrotem na wiszącego Hwarang. - Zdejmę cię, kiedy ostatnia osoba ukończy swoje kółka. - zaczęłam odchodzić, ignorując jego błagania i krzyki na innych by się pospieszyli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top