30. Klub

Nie zdążył odpowiedzieć, dostając moją nogą w szczękę. Właśnie dla takich chwil warto było ćwiczyć gimnastykę. Na wskutek uderzenia też mnie puścił, na co zaczęłam się chwilę rozciągać.

- Wkurzyłeś mnie i zraniłeś mojego przyjaciela, dlatego nie puszczę cię żywego. - wzięłam krzesło, na którym jeszcze chwilę temu siedziałam z Ban Ryu, i uderzyłam go nim. - Jesteś słabszy niż myślałam.

Nagle ktoś objął mnie od tyłu, ubrany w inne ubranie niż to, które nosi brunet. Nadepnęłam mu mocno na stopę, rzucając się z nim na ścianę, by to on wziął na swoje plecy cały cios. Puścił mnie, na co dwóch innych dziadów zaczęło się do mnie zbliżać. Teraz żałuję, że mam na sobie akurat to nie poręczne ubranie. Kątem oka widziałam ozdobny bambus, który szybko wyrwałam. Jednego uderzyłam nim w brzuch, drugiego kilka razy po twarzy i na koniec podcięłam mu nogi. By na pewno nie wstał, kopnęłam go mocno w twarz, na co zemdlał. Wróciłam wzrokiem do drugiego, który się podniósł i biegł w moją stronę. Podniosłam nogę i robiąc szybki piruet, uderzyłam go stopą w bok głowy. Na skutek tego, poleciał na ścianę obok, uderzając o nią, na co też padł na ziemię. Zauważyłam jak wszystkie kobiety chowają się w jednym kącie, tak samo dwóch dziadków. Została tylko dwójka. Obróciłam się, widząc jak pozostała dwójka walczy z Ban Ryu. Mieli przewagę, patrząc, że mieli oni miecze, o czym ten drań zapomniał. Westchnęłam, biegnąc do niego i moim rzuconym kijem ratując go od cięcia na ramieniu. W ostatniej chwili trafiłam sprawcę w oko, na co zatoczył się do tyłu. Będąc przy nim wyrwałam mu miecz, korzystając z jego chwili nie uwagi i rzuciłam go Ban Ryu. Na szczęście go złapał i mógł na równi walczyć z chyba ich szefem. Nie mam pojęcia kim on jest i co tu się dzieje, ale nie lubię gościa. Wróciłam wzrokiem do mojego przeciwnika, który się wyprostował, jedną rękę trzymając na zranionym oku. Zimno na niego spojrzałam, omijając jego cios i wskakując na stół. Złapałam go za włosy i zaczęłam jego głową uderzać w drewniany blat, widząc jak po jego twarzy sączy się coraz więcej krwi. Tak długo jak nie znajdzie się na moich ubraniach, mam to gdzieś. Patrząc na jego minę, zaczął już odlatywać, więc zeszłam ze stołu i przerzuciłam mężczyznę sobie przez ramię. Leżał teraz na blacie, na co uderzyłam go mocno z łokcia w głowę. Teraz odleciał na pewno. Spojrzałam z ciężkim oddechem w stronę mojego towarzysza, który najwyraźniej już dawno skończył z szefem ich bandy. Podeszłam do niego, patrząc na poharatanego mężczyznę na podłodze, który wydawał mi się teraz bardziej skóry do rozmowy.

- Towar ma być jeszcze dzisiaj. - przyłożył mu końcówkę miecza do gardła, patrząc na niego z góry.

- Ta... ak... - wydusił ledwo z siebie, plując krwią.

Oparłam przy okazji rękę o ramię bruneta, starając się uspokoić oddech. Takie zabawy to ja lubię.

- Trzeba było tak na początku. - poprawiłam włosy, patrząc na Ban Ryu z lekkim uśmiechem. - Dług spłacony?

Odwrócił się w moją stronę, zaczynając się rozglądać po całym pomieszczeniu. Patrzył na nieprzytomnych mężczyzn, na przestraszonych ludzi w kącie i na końcu na mnie. Wyrzucił miecz, obracając się do mnie przodem z założonymi rękami.

- Spłacony. Chcesz coś zjeść lub się napić? - zaczął się kierować do wyjścia, a ja szłam na nim.

- Chętnie, o ile tym razem mogę usiąść na krześle. - zaśmiałam się.

- Nawet lepiej jeśli będziesz miała własne miejsce do siedzenia. - wyszliśmy z pokoju, kierując się spokojnie z powrotem do reszty ludzi, którzy dobrze się bawili.

W tym samym czasie zaczęłam poprawiać jego włosy i ubranie, by nikt niczego się nie domyślił. Marudził bym go nie dotykała, ale ja nie przestawałam. Jeszcze mi podziękuje. Usiedliśmy przy wolnym stoliku, na co on ruchem ręki kogoś do siebie przywołał. Zaczął zamawiać, kiedy ja rozglądałam się po wnętrzu klubu, przypominając sobie jak spotkaliśmy się tutaj pierwszy raz. Jego przyjaciel źle traktował Mak Moon' i dostał za to.

- Jin Soo, kim był ten chłopak, którego broniłaś? - zapytał, na co się obróciłam w jego stronę.

- Wychowaliśmy się razem i był mi bratem. - smutno się uśmiechnęłam, spuszczając wzrok.

- Z nim też się pokłóciłaś? - lekko zdziwiona na niego spojrzałam. - Wiem, że to byłaś ty, Jin, mnie nie oszukasz. To, że ten idiota Soo Ho myśli, że to musiał być twój brat, ja wiem jaka jest prawda. Dwa razy widziałem twoją kłótnię z Seon Woo, nawet jeśli za drugim razem był to przypadek. - zmarszczył brwi, spuszczając na chwilę wzrok.

- Przypadek? - zapytałam, starając się zmienić temat.

- Tak, miałem... dziwne spotkanie z pewną siostrą pewnego głupiego idioty. - odchrząknął, a ja miałam już w głowie obraz tego zajścia.

- Niech zgadnę, złapała cię za tyłek, ale powiedziała, że to ty ją dotknąłeś? - uśmiechnęłam się, widząc jak przed nami są stawiane dwie potrawy, dwie szklani i duży dzbanek, który pewnie jest wypełniony alkoholem.

- Nawet ty o tym słyszałaś? - westchnął, nalewając nam i pijąc od razu.

- Soo Ho nadal nic nie pamięta? - zaczęłam jeść, upijając jedynie niewielki łyk alkoholu.

- Wolę nie wiedzieć skąd to wiesz, ale nie, nadal nic nie pamięta. I dobrze. - mruknął, zaczynając jeść.

- A jak tam twoja Soo Yeon? - uśmiechnęłam się chytrze.

- Ona nie jest moja i nie wiem. - warknął, nawet na mnie nie patrząc.

- Myślałam, że wysyłacie sobie listy. Nie wspomniała nic o tym, jak się czuje lub co się u niej dzieje?

- Chyba nawet nie chcę wiedzieć, skąd wiesz o naszych listach i o ich zawartości. Przynajmniej mam pewność, że ich nie czytałaś. - jadł dalej, pijąc coraz więcej. Czyżby starał się utopić smutki w alkoholu? - Pisała o tym, co pewnie wiesz. Dzisiaj miała zamiar mu powiedzieć, ale skończyło się na tym, że znowu ten dureń skończył nieprzytomny. Jestem ciekaw, czy powiedziała mu jak się obudził.

- Na pewno. - uśmiechnęłam się, kładąc policzek na ręku i mu się przyglądając. - Zakochałeś się. - w tym momencie wypluł alkohol jaki pił.

- Co?!

Zaśmiałam się jedynie na jego reakcję, jedząc dalej darmowy posiłek, bo to on płaci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top