3. Stolica

Jakiś czas później, kiedy ta dwójka odbyła swoją karę, przygotowywaliśmy się do naszej misji odnalezienia rodziny Mak Moon'a. Mamy mnóstwo przygotowań, które są bardzo istotne, jak nasz wygląd. Ludzie ze stolic nie są brudni i zawsze muszą dobrze wyglądać. Dlatego musimy się na prawdę dobrze umyć, by ten cały kurz i brud opadł doszczętnie. Za nim sama mogłam się umyć, najpierw pomogłam tym idiotom, bo dobrze wiem, że się zbytnio nie przyłożą. Wyszorowałam ich tak porządnie, że wyglądali w końcu jak ludzie. Nawet natarłam ich ziołami i kwiatami, by nie było od nich czuć smrodu ryb i bagna. Dopiero potem sama się wyszorowałam jak nigdy dotąd, by nie być gorsza. Mimo wszystko, taka porządna kąpiel dobrze nam zrobiła i czuliśmy się dobrze w nowym wydaniu. Czyści zjedliśmy nasz posiłek w wiosce w naszym domu. Miejmy nadzieję, że nie jest to ostatni nasz posiłek razem. Nigdy nic nie wiadomo, ale mimo to nie chcę ich tracić. Nawet jeśli wiem, że jednego już nigdy nie zobaczę, to jakoś jeszcze nie czuję się źle. Zawsze możemy zostać wszyscy złapani i zabici po przez odcięcie głowy. Wszystko może się zdarzyć.

Stanęliśmy niedaleko muru i najpierw upewniliśmy się czy nikogo nie ma. Na nasze szczęście nikogo nie było, więc mogliśmy przejść do dalszej części. Szybko zarzuciliśmy linę i na pierwszy ogień ruszył Dog-Bird, jako ten silniejszy. W razie czego mógłby przytrzymać linę, gdyby nie była po nim stabilna, albo obezwładnić wartowników. Szybko się uporał z wejściem, wskakując na drugą stronę muru. Nie słychać żadnych odgłosów walki i nie wydaje się nic złego z liną, więc pewnie zaraz będziemy mogli i my wejść. Już nie mogę się doczekać zobaczenia świata z tamtej strony. Po tylu latach będzie spędzenia w lesie i wiosce, miasto będzie czymś niesamowitym. Dog-Bird spojrzał na nas i dał znak, byśmy zaczęli wchodzić. Poszłam jako druga i gdybym nie wiedziała jak się wspina po linie, miałabym problem. Prawie na końcu brunet wystawił do mnie rękę i pomógł mi wejść. Na szczęście. Od tego szorowania nas moje ręce zaczęły mnie boleć i mogłam się nie utrzymać. Zaraz za mną wspiął się Mak Moon, który potrzebował trochę dłużej od nas. Całą trójką stanęliśmy razem u uśmiechami, patrząc na siebie na zmianę. Ucieszeni, że w końcu nam się udało przytuliliśmy się i zaczęliśmy się cieszyć jak dzieci. Pierwsza część już za nami, teraz tylko pozostałe. Jednak wszyscy byliśmy na prawdę szczęśliwi z tymczasowego powodzenia naszego planu.

- Teraz trzeba znaleźć lepsze ubrania i możemy ruszyć dalej. - powiedziałam i powoli się od nich oderwałam.

- Masz rację, lepiej się nie pokazywać w tych szmatach. - zaczął się sobie przyglądać Mak Moon, oglądając swoje ubrania.

- Od razu by nas rozpoznali i w najgorszym wypadku odcięli głowy. - mruknął drugi, krzyżując ramiona i patrząc się na naszą trójkę.

Razem opuściliśmy miejsce muru, chowając linę, by nie wzbudzić podejrzeń. Gdyby tylko ją zobaczyli, od razu zaczęliby poszukiwania włamywaczy. Wolimy tego uniknąć. Wyszliśmy na ulicę stolicy, widząc od razu różnice tych dwóch miejsc, jakimi jest miasto i nasza wioska. Spodziewaliśmy się takich rzeczy, jak duże i bogate domy lub mnóstwo miejsc gdzie można coś zjeść lub się zabawić, jednak to miejsce wygląda lepiej. Mimo pory, jest tu pięknie. Przeszliśmy kilka uliczek, szukając jakichś ubrań na zewnątrz domów. Mieliśmy to szczęście, że nadal panuje noc i większość mieszkańców śpi, co daje nam możliwość łatwego łupu. Znaleźliśmy jakieś stroje wiszące i wyprane na sznurku, przy jakimś dużym domu, trochę dalej od muru. Widząc je, wiedzieliśmy jak to rozegrać, by na pewno nikt nas nie wykrył. Od takich zadań mamy naszego przyczajonego tygrysa, który jest zwinny i cichy w akcji. Mak Moon szybko zabrał ubrania, będąc ostrożnym i cichym, i wrócił z nimi do nas. Schowaliśmy się w miejscu, gdzie nikogo nie było i było pusto, by się na spokojnie przebrać. Weszliśmy do środka i na spokojnie zaczęliśmy się rozbierać. Mieszkamy razem, więc nic sobie nie robię z tego, że zobaczą mnie jedynie w bieliźnie lub prawie nago. Znamy się od dziecka i jesteśmy rodziną, więc nie wstydzimy się przed sobą. Nie raz się przebieraliśmy przed sobą, patrząc znowu na fakt mieszkania razem i w jednym pokoju. Założyłam swoje ubranie, które było trochę luźne i najprawdopodobniej męskie, patrząc na krój. Ubrani spojrzeliśmy po sobie, widząc jak wszyscy byliśmy ubrani prawie tak samo, tylko kolorystyka się trochę różniła. Dog-Bird w typowym szarym, Mak Moon w niebieskim, a ja w czerwonym. Można powiedzieć, że w ulubione kolory się ubraliśmy, co do tej pory nie było możliwe. Nasze stroje były raczej kolorowe i zwiewne. Nie polecam na zimę, kiedy starasz się upolować jakąś zwierzynę na obiad.

- Pasuje ci. - spojrzałam na Mak Moon'a, który uśmiechał się miło i patrzył na mnie ciepło.

Uwielbiam tego gościa i na prawdę nie chcę, żeby umierał, ale wtedy historia potoczyłaby się całkowicie inaczej. Będę za nim tęsknić i będę go kochać, ale nie mogę się do niego przywiązać. Wracając do planu, to już wiem jak trudna będzie następna jego część. Znalezienie Ah Ro może potrwać, bo nie mogę sobie przypomnieć gdzie jej szukać. Oby coś mi się odświeżyło, kiedy będziemy przechadzać się po mieście. Chcę ją odnaleźć, ale chcę też by Mak Moon ją zobaczył. To będzie trudna misja i pewnie nie wykonalna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top