27. Przyłapana

Kolejnego dnia szłam w stronę siedziby Hwarang, gdzie mam im pomagać w tańcu. Szczerze, to lubię to zajęcie. Mogę znowu się dobrze bawić i nie muszę się tutaj wkradać. Idealne zajęcie, nawet jeśli muszę oglądać Dog-Bird. Nadal się z nim nie pogodziłam i nie spieszy mi się. Czekam aż on się przełamie i sam do mnie przyjdzie. Tym razem będę czekać, nawet jeśli będę musiała spędzić tak kilka dnia, jak nie tygodni lub miesięcy.

Otworzyłam drzwi do sali, gdzie się uczą, widząc ich już w środku. Dobrze, że już są, nie będę musiała na nich czekać. Zaczęłam iść na dół schodami pomiędzy nimi, czując ich spojrzenia na sobie.

- Dzień dobry, Pani Jin Soo. - powiedzieli razem, uśmiechając się.

Co im się stało, że nagle są tacy weseli i mili? Lepiej jeśli nie będę wiedzieć. Skinęłam najpierw jedynie głową, stając przed nimi na środku sali.

- Nie będę przedłużać, dlatego zaczynamy. - zaklaskałam w ręce, na co od razu wszyscy się ustawili. - Jeżeli ktoś z was się pogorszył od wczoraj, nie będę już taka miła. Czasy klepania po plecach się skończyły. - założyłam ręce na piersi, czując miękki materiał pod rękami.

Uwielbiam moje nowe ubrania i dzisiaj założyłam drugie z nich, w fioletowym kolorze. Hwarang szybko skinęli głowami, na co poszłam na górę, gdzie nadal stały instrumenty staruszka. Stanęłam przed bębnami, zaczynając grać wczorajszą melodię, która była łatwa do zapamiętania. Grając nie mogłam się tak skupić na nich jak wczoraj, ale czułam jak się starają i kiedy na nich patrzyłam, widziałam, że dobrze im idzie. Czuję do nich dumę, jakbym na prawdę była ich nauczycielką, choć jestem tutaj tylko chwilowo. Skończyłam grać, schodząc do nich na dół. Uśmiechnęłam się, znowu zakładając ręce na piersi.

- Kiedy was oglądam, czuję się dumna. - zaśmiałam się, widząc ich zadowolone uśmiechy.

- Będziesz nas dzisiaj wieczorem oglądać? - zapytał jeden z nich, będący w przednim rzędzie.

- Raczej nie, unikam takich wydarzeń. - przyznałam, chcąc się jakoś wymigać.

- Jak tak możesz? Pomagasz nam, mówisz jak dobrzy jesteśmy i nas chwalisz, ale nie przyjdziesz na występ? Jesteś samolubna, Jin Soo. - powiedział Ji Dwi, wychodząc na przód z założonymi rękami i wysoko uniesioną głową.

- Jestem samolubna. - zaczęliśmy mierzyć się wzrokiem.

- Jako nasz nauczyciel i osoba, która nam pomogła, powinnaś się zjawić, by poprawić morale występującym. Te kilka minut cię nie zabiją. - uśmiechnął się zachęcająco, ale nadal z wyższością.

Zagryzłam policzki od środka, zastanawiając się chwilę. Ma w sumie rację, powinnam się zjawić. Muszę przecież przed występem sprawdzić jak się mają i czy są wystarczająco wyluzowani. Odetchnęłam głęboko, opuszczając ręce.

- Postaram się zjawić, ale jeśli zobaczę jak ktoś rusza się jak kłoda, to wychodzę. - zagroziłam palcem w stronę Ji Dwi, uważając go teraz za mówiącego za wszystkich Hwarang.

- Będziesz nami zadowolona. - uśmiechnął się zwycięsko, a dookoła nas usłyszeliśmy szczęśliwe krzyki reszty.

Drzwi od sali otworzyły się nagle, a przez nie wszedł nie kto inny jak Peong Wol Ju. Stanął na górze schodów, patrząc na mnie. Nie wiedziałam co się dzieje. Nie mogę tutaj przebywać, czy coś podobnego? Przecież już tutaj byłam wcześniej, więc to musi być co innego. Przełknęłam ślinę, czekając na to, co ma się stać.

- Choi Jin Soo. - powiedział moje imię spokojnie, pnie przestając na mnie patrzeć. - Proszę za mną. - powoli obrócił się i zaczął kierować się do wyjścia.

Nie patrząc na nikogo czy coś mówiąc, pobiegłam za nim, wychodząc z sali. Stał kilka metrów dalej, patrząc przez niewielkie okno w korytarzu. Chciałam do niego podejść, jednak on wskazał mi palcem na drzwi. Zrozumiałam o co mu chodzi, zamykając je szybko i dopiero do niego idąc. Stanęłam jakiś metr od niego, patrząc w przód nie wskazującym na nic wyrazem twarzy.

- Macie te same oczy, widać je nawet z dachu budynku. - zaśmiał się, nie obracając się w moją stronę.

Przełknęłam ślinę, a w mojej głowie już zaczęłam wymyślać plan ucieczki. On już coś podejrzewa, on mnie widział. Starałam się mimo to zachować spokój na zewnątrz, w środku widząc już jak szybko mogę uciec i jaką drogą.

- Byłaś w stanie jednym uderzeniem powalić jednego z moich najzdolniejszych żołnierzy. - obrócił się w moją stronę z kamienną twarzą. - Jesteś silniejsza niż na jaką wyglądasz. - uśmiechnął się, na co przeszedł mnie dreszcz. - Możesz mi się przydać.

Coś czuję, że nie będzie to nic miłego. Skoro wie kim jestem i zna część moich zdolności, to moje przypuszczenia muszą być słuszne. Wzięłam szybki wdech, stając przodem do okna z zimnym wyrazem twarzy, patrząc przed siebie.

- Co jeśli nie mam ochoty? - powiedziałam spokojnie, nie patrząc na niego.

- Najpierw powinnaś usłyszeć to, co mam do powiedzenia.

Kątem oka widziałam jak staje obok mnie i również patrzy przed siebie. Nie mając ochoty by coś mu powiedzieć, skinęłam jedynie głową, czekając na jego odpowiedź.

- Ci durnie cię lubią i już zaczęli ci ufać. Czasami się zastanawiam, czy oni w ogóle przeżyją z takim zachowaniem. Chciałbym im pokazać, jak to się może skończyć i ty się do tego idealnie nadajesz. - zaśmiał się, patrząc w górę. - Chcę, żebyś im pomogła przygotować się do życia i dodała coś od siebie do treningu. Ja byłem w stanie cię zobaczyć, ale nie zawsze i wiem też, że oni cię w cale nie mogli wykryć. To jest talent. Chodziłaś sobie po całej placówce, bawiąc się i ich obserwując, nie będąc widzianą. Wolę ich przygotować na wszystko, dlatego chcę, żebyś im pomogła. - odwrócił się w moją stronę, patrząc poważnie, kiedy ja też na niego patrzyłam.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie byłam w szoku. Spodziewałam się wszystkiego, od zwykłego upomnienia o nie zbliżaniu się do tej placówki do odcięcia głowy przez królową. Ale nie tego. Wzięłam głębszy wdech, musząc sobie to przemyśleć. Uczenie przez kobietę byłoby pewnie wzięte za coś gorszego od zostania przez nią zabitym. To nie te czasy, by coś takiego uszło bez rozdźwięku. Już widzę jak się mnie nie słuchają i nie szanują, uważając mnie za zwykłą, słabą kobietę, która nie poradzi sobie sama. Nie wytrzymaliby ze mną, choć ja i tak robiłabym wszystko po swojemu.

- Twoja odmowa skończy się audiencją u królowej i jej wyrok, który może się skończyć odcięciem twojej głowy. W końcu włamałaś się tutaj i pewnie nie należysz do stolicy. - uśmiechnął się zwycięsko, patrząc na mnie z wyższością.

- Zgadzam się. - powiedziałam szybko, nie chcąc jeszcze umierać.

- Idealnie. Widzimy się za dwa dni w moim gabinecie. - odszedł ze swoim zwycięskim uśmiechem, zostawiając mnie.

Super, po prostu idealnie. Uderzyłam w kolumnę, by się trochę uspokoić. Nie pomogło, dlatego zaczęłam iść w stronę wyjścia, by na zewnątrz się jakoś uspokoić. To będzie trudny czas. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top