23. Rozdzieleni

Razem wracaliśmy po prawie dwóch godzinach z powrotem do siedziby Hwarang, idąc w ciszy. Powiedziałam mu o większości już wcześniej, więc teraz tylko cieszyliśmy się spokojem. Jednak on nawet nie wie, od jakich problemów i nieprzyjemności go uratowałam, kiedy chciałam wyjść po krótkiej rozmowie po ceremonii. Nie musi wiedzieć, jakby się zbłaźnił w oczach Ah Ro, gdyby nie wiedział, że jej matka była niema. Wiem jak bardzo jest to ważne dla fabuły, ale chciałam mu tego oszczędzić. Byliśmy już blisko naszego celu, więc założyłam z powrotem chustę i poprawiłam kaptur.

- Pozdrów ode mnie Han Seong'a i Ji Dwi. - mruknęłam, chcąc zaraz odejść od niego.

- Skąd ich znasz? Nie przypominam sobie byś poznała Han Seong'a. Ji Dwi mogę sobie wyobrazić dlaczego. - skrzywił się przy ostatnim zdaniu, co mnie uświadomiło w fakcie, że nadal się nie lubią.

- Jak wybyłeś z miasta, to pomagałam w pewnej sprawie Ah Ro i tak jakoś się poznaliśmy. - wzruszyłam ramionami i odwróciłam wzrok na mur odgradzający resztę stolicy od Hwarang.

- Rozumiem. - powiedział, przyglądając mi się.

Widziałam pod murem jedną osobę, którą nawet z tej odległości rozpoznam. Mimo ubrań, które noszą Hwarang i ich identycznych fryzur, wiem kto to. Jego postawa go zdradza. Stał oparty o mur za sobą z założonymi rękami, rozglądając się co jakiś czas.

- Idziemy. - pociągnęłam go za sobą, byśmy szybciej do niego doszli.

Bardzo polubiłam Ji Dwi, bo w dramie wydawał się być głównie arogancki i zbyt pewny siebie, ale jak się go pozna na prawdę, to widzi się jego różne strony. W jednej chwili może być najlepszym przyjacielem, w innej dupkiem, a w jeszcze innej twoim wybawcą. Ji Dwi jak na zawołanie na nas spojrzał, na co się lekko uśmiechnął i zaczął iść w naszą stronę.

- Szybko wróciliście. - powiedział prychając i spojrzał na mnie. - Co ty tu nadal robisz? Nie boisz się, że ktoś cię przyłapie lub rozpozna? - podszedł bliżej z tym swoim uśmieszkiem.

- Mogłabym cię o to samo zapytać. - założyłam ręce na piersi, mierząc się z nim wzrokiem.

Jego mina się zaostrzyła i spojrzał na Dog-Bird. Wydawał się chcieć wygrać nasze zaczepki za wszelką cenę. Nie podoba mi się w tym to, jak patrzy na mojego brata.

- A powiedziałaś już Seon Woo o swoim wypadku? - zapytał niewinnie, głosem pełnym troski. - Paskudnie wyglądała twoja rana. Ciekawe kto ją zrobił? Strażnicy? Złodzieje? Bandyci? Może jeden z Hwarang? - zastanawiał się i wymieniał, doprowadzając Dog-Bird do szału.

Posłałam mu wściekłe spojrzenie i zwróciłam się do Dog-Bird, który z kamienną twarzą zwrócił swój wzrok powoli na mnie. Widziałam w nich złość i strach. Nienawidzi widzieć mojego cierpienia, a co dopiero ran, które na pewno zostawią blizny. Przełknęłam ślinę, chcąc zrobić pierwszy krok i uciec, puki jeszcze mam szansę. Niestety spóźniłam się i Dog-Bird przyciągnął mnie do siebie, mocno trzymając za obie ręce. Nie miałam tyle odwagi, by spojrzeć mu w oczy.

- Gdzie? - zapytał twardo i przełykając ciężko ślinę.

- Mam pokazać? - zdziwiona na niego spojrzałam.

- Ten jeden raz pozwolę ci się do niej zbliżyć. - warknął, nie puszczając moich nadgarstków.

- Obróć ją, ma to na plecach. - podszedł do mnie bliżej, uśmiechając się teraz zwycięsko.

Bez słowa Dog-Bird mnie obrócił, przyciskając mocno do swojego ciała. Nie widząc co robić, po prostu się poddałam i schowałam twarz w ramieniu brata. Poczułam jak czyjś palec jeździ chwilę po moich plecach z góry na dół i chwilę na dole, szukając odpowiedniego miejsca. Zatrzymał się w dokładnie tym miejscu, gdzie była moja nowa rana i nacisną na nią palcem, co poczułam. Syknęłam z bólu, co dało Dog-Bird wystarczający dowód na rację Ji Dwi. Nie miałam nawet sił na niego teraz spojrzeć, wiedząc jak jest mną rozczarowany. Zaczął podwijać i odchylać warstwy mojego stroju, natrafiając na nowy bandaż, który pewnie nasiąkł już moją krwią. Zagryzłam wargę, czując jak powoli mnie puszcza.

- Wracasz do domu. - powiedział poważnie, głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Natychmiast. - patrzył na mnie tym swoim wzrokiem, dając mi do zrozumienia, że lepiej dla mnie, jeśli się go posłucham.

Spojrzałam za siebie, na nadal uśmiechającego się Ji Dwi, jednak jego uśmiech lekko zbladł. Czyli pewnie nie poszło tak jak myślał.

- Żyję, Dog-Bird, i to jest najważniejsze. Nic mi nie jest, nie jestem tak słaba. - założyłam ręce na piersi, starając się uniknąć na razie jego wzroku.

- Czy ty siebie słyszysz? Mogłaś przez to zginąć! Wiem doskonale jak silna jesteś, ale wiem też, że nie jesteś nieśmiertelna. Martwię się o ciebie, bo tylko Ty mi jeszcze zostałaś. - podniósł głos, a ja wzrok na niego.

- Rozumiem, ale poradzę sobie sama! Jestem już dorosła i nie musisz się mną zajmować! Poza tym, masz teraz Ah Ro, swoją siostrę! - zaczęłam machać rękami, mówiąc tym samym tonem co on.

- Ona nie ma z tą sprawą nic wspólnego, więc trzymaj ją od tego z daleka! Mam ciebie teraz na prawdę dość! Czemu w ogóle wziąłem cię ze sobą? Mogłaś od początku zostać w wiosce, wtedy byłabyś cała i zdrowa! Miałbym spokój od ciebie i twoich głupich mądrości! Zawsze mówiłaś, że to ja sprawiam problemy, ale z tego co widzę, to jest na odwrót! Ty jesteś problemem! Cały czas musisz się nie słuchać i przez to lądujesz w tarapatach i ranna! Nauczysz się kiedyś dbać o siebie?! - wykrzyczał mi prosto w twarz.

Jego słowa zabolały mnie bardzo. Były jak miecz w moje serce, który powoli tnie mnie na kawałki. W końcu powiedział co mu na sercu leży. Wzięłam głęboki wdech, czując jak moje oczy stają się mokre i widok zamazuje. Zrobiłam krok w tył, nie chcąc być blisko niego. Moje serce mnie bolało, rozbite przez własnego brata, który uważał mnie od początku za problem. Może on ma rację? Co jeśli na prawdę jestem tylko problemem? Nie powinnam tutaj przychodzić, nie powinnam też najlepiej się do nich odzywać. Mogłam już na początku ich zostawić i znaleźć kogoś innego. Oszczędziłabym sobie wtedy wiele zmartwień, problemów, kłopotów, kłótni i złamanego serca.

- Zrozumiałam. - z moich oczu zaczęły cieknąć łzy. - Już mnie nie ma. - nie patrząc już na nikogo, zaczęłam się oddalać.

- Jin, ja nie... - usłyszałam jeszcze nim zaczęłam biec.

Mam go dość! Mógł mi to wszystko powiedzieć wcześniej! Czemu ciebie teraz nie ma, Mak Moon? Teraz kiedy cię tak potrzebuję. Obyś był z siebie zadowolony, Ji Dwi, bo ja ci tego już nigdy nie zapomnę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top