22. Rocznica
Jin Soo
Tym razem nie byłam w tej ciemności, co mnie uszczęśliwiło. To znak, że tym razem nie umarłam i tylko zemdlałam. Jest do dość nowe przeżycie i trochę lepsze. Nie czuję bólu wszędzie, tylko w miejscu dźgnięcia. Chciałam wziąć głęboki wdech, co szybko zrobiłam, czując się w końcu odrobinę lepiej. Moja rana zaczęła dawać o sobie znak, na co syknęłam z bólu i zmarszczyłam brwi. Cholera, spodziewałam się mniejszego bólu po opatrzeniu. Czyżby Ah Ro mi nie pomogła? Wątpię, przyjaźnimy się i na pewno zrobiłaby wszystko co w jej mocy, by choć w części mnie uleczyć. Nie poddaje się, jest zbyt zaciekła. Przez ból zaczęłam brać coraz częściej nabierać porządnych wdechów, by jakoś przyzwyczaić się do niego.
- Jin?! - usłyszałam jakby przez ścianę jej głos i poczułam zimne ręce przy swojej ranie.
Tak przyjemnie zimne. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak gorąco tu jest i duszno. Coraz ciężej się łapie oddech. Jednak z czasem ból ustawał, znikając pod czymś lepkim i zimnym. Czyżby Ah Ro czymś mnie posmarowała? Pewnie tak, skoro zna się na medycynie tych czasów i ma za ojca najlepszego medyka w królestwie, od którego się uczy. Musi wiedzieć, jakie zioła lub inne rośliny są w stanie zneutralizować lub zmniejszyć ból. Powoli zaczęłam otwierać moje oczy, od razu widząc na sekundę palące słońce. Zaczęłam szybko mrugać, starając się przyzwyczaić i wyostrzyć obraz. Mruknęłam nie zadowolona nie mogąc nic rozpoznać.
- Obudziłaś się. - usłyszałam jej ciepły i miły głos obok.
- Nie będę spać wieczność. - ledwo z siebie wydusiłam, przełykając z trudem ślinę.
Zaczęłam się powoli podnosić na rękach, leżąc na brzuchu. Ah Ro pomogła mi w tym, trzymając mnie i asekurując. Usiadłam z jej pomocą na łóżku z przymkniętymi oczami, rozglądając się. Musiałam sobie przypomnieć co się stało, zanim tutaj przyszłam. Wiem, że zostałam dźgnięta przez nowych bandytów w wiosce i przyszłam tutaj, tylko czy dostałam się do jej gabinetu sama czy nie, już nie pamiętam. Możliwe, że ktoś mnie znalazł gdzieś pod murem i tu przyprowadził widząc, że jestem ranna. Zniknę stąd zanim ktoś po mnie przyjdzie.
- Chyba nie powinnaś się przemęczać z taką raną. - patrzyła na mnie smutno i zatroskana.
- Jestem wystarczająco wytrzymała, więc dam radę sama. Ale ty, moja droga, powinnaś się zbierać. - uśmiechałam się teraz do niej normalnie. - Dziś jest rocznica śmierci twojej matki. - złapałam się za ranę, czując coś lepkiego.
Spojrzałam w dół, dopiero teraz zauważając, że mam tylko bandaż na klatce piersiowej i części brzucha. Miałam go, kiedy musiałem go nosić przez tą większą ranę na plecach.
- Skąd ty... ale... - była bardzo zdziwiona, co mnie lekko rozbawiło.
- Ja wiem wszystko. - widziałam swoje ubrania poskładane obok, za które od razu chwyciłam.
- Zaczekaj, założę ci najlepiej opatrunek. - pomogła mi wstać.
Trzymając mnie jedną ręką, wzięła ze stolika zawinięty bandaż, którym zaczęła mnie obwiązywać pod moim starym. Miałam problem ze staniem, dlatego musiałam się podtrzymać jej i stolika. Kiedy skończyła, ubrałam się w swoje rzeczy z jej pomocą, bym nie pogorszyła przez przypadek mojej rany. Stanęłam gotowa pod oknem, opierając się o ścianę.
- Zaczekam do nocy, wtedy do was przyjdę. - zakryłam twarz chustą, obserwując ukradkiem widoki.
- Przyjdziesz? - zapytała zdziwiona, na co się do niej odwróciłam.
- Jak mogłabym nie przyjść? Wychowałam się z twoim bratem i chcę złożyć jego matce cześć.
W odpowiedzi dała mi swój uroczy uśmiech, siadając na łóżku obok. Ah Ro wyszła przed zmrokiem, zostawiając mnie samą. Rozumie, że nie chcę się narażać na kontakt z Hwarang, kiedy nie jest to wskazane. Tylko, że dzisiaj nie jest taki dzień. Wyszłam z jej gabinetu, kiedy na zewnątrz był już wieczór. Zgaduję, że jeszcze chwila i Hwarang zaczną się wymykać, by pójść do miasta. Jest już ciemno i wszędzie są pogaszone światła, co znaczy, że powinni spać. Zaczęłam się przemieszczać do miejsca gdzie jest jeden z ich nauczycieli i ochroniarz tej placówki. Chodził w tę i z powrotem, patrolując teren. Schowałam się za ścianą, czekając na odpowiedni moment, który nastąpi zaraz. Wspięłam się szybko i cicho na dach, idąc w najbliższą do niego stronę. Przyglądałam mu się, będąc na przeciwko kryjówki Hwarang, którzy właśnie co przybiegli. Jestem miłą osobą, dlatego im pomagam się wymknąć. Widząc jak skręca, zeskoczyłam z dachu, lądując za nim. Nim zdążył się obejrzeć za siebie, leżał nie przytomny powalony mocnym ciosem w kark. Zbierając siłę w sobie, pociągnęłam go pod jedną z kolumn i tam zostawiłam siedzącego. Z lekkim bólem zaczęłam iść w stronę ściany, za którą chowają się Hwarang. Przeszłam przez przejście i stanęłam do nich przodem. Nie mówiąc nic stałam z założonymi rękami, czekając na ich reakcję. Przestraszyli się najpierw, widząc skąd przyszłam i patrzyli w szoku. Wstali i wyjrzeli przez otwór w ścianie, widząc nieprzytomnego mężczyznę pod kolumną.
- Jak długo tak poleży? - zapytał na razie spokojny Dog-Bird, stając przede mną. Ręką pokazałam trzy palce, co zrozumiał. - Trzy godziny. Tyle powinno nam wystarczyć. - zamyślił się, odwracając do reszty.
- Seon Woo, kto to jest? - zapytał Soo Ho, wskazując na mnie palcem.
Dog-Bird spojrzał na mnie z niemym pytaniem, na co pokręciłam głową. Westchnął, odwracając się z powrotem do nich. Widać jak się zastanawia nad tym, co powiedzieć.
- To jest nasz dobry przyjaciel. - wyręczył go Ji Dwi, stając obok mnie. - Często nam pomaga lub po prostu spędza z nami czas. - odchrząknął, zakładając ręce i nie patrząc na nich.
Bez słowa poszłam przodem, kierując się w stronę muru. Nie wydają się kupić jego historyjkę. Słychać jak szepczą coś na mój temat, ale trudno usłyszeć co. Nie interesowałam się tym, by przyspieszyć i wskoczyć na mur. Rozejrzałam się, szukając strażników lub kogoś, kto mógłby nas wydać. Na szczęście nikogo nie było. Pomachałam im ręką, na znak, że mogą iść. Sama zeskoczyłam, czując przy lądowaniu mój nowy nabytek. Warknęłam i chciałam się złapać za bolące miejsce, ale się w porę opamiętałam. Tylko kiedy Dog-Bird znalazł się po drugiej stronie, chwyciłam go za ramię i zaczęłam ciągnąć w stronę domu naszego zmarłego przyjaciela. Oboje będziemy na rocznicy śmierci jego matki, zastępując go w jakiejś części.
- Posłuchaj mnie teraz. - spojrzałam na niego, musząc coś wyjaśnić. - Staraj się zachować i traktuj Ah Ro jak młodszą siostrę, czyli jak mnie. - patrzyłam na niego poważnie i takie również były moje słowa.
- Postaram się, ale pod jednym warunkiem. - objął mnie ramieniem, idąc dalej. - Masz mi wszystko wytłumaczyć. Co się ostatnio działo, co robiłaś, skąd wiedziałaś gdzie jestem i wiele więcej. Zrozumiano? - słyszałam jego powagę i troskę, na co westchnęłam.
- Oczywiście.
Słysząc moją odpowiedź stanął i zdjął kawałek mojego kaptura. Wziął moją twarz w swoje dłonie i pocałował mnie w czoło, dając tak taki sam znak co zwykle. Dalej szliśmy szybciej i rozmawialiśmy. Starałam się mu powiedzieć w drodze do domu Ah Ro wszystko czego chciał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top