20. Pani Doktor
Ji Dwi patrzył na nas zdenerwowany, zaczynając szybko iść w naszą stronę. Zdziwiona nie wiedziałam co się dzieje, kiedy tak reagował. Będąc blisko, złapał mnie jedną ręką, przyciągając do siebie, drugą rozdzielił mnie od Ban Ryu. Patrząc na minę siedzącego chłopaka widać jak mu się to nie spodobało. Wstał szybko i stanął przed nami, marszcząca brwi i zaciskając zęby.
- Na prawdę nienawidzisz Seon Woo, prawda? - warknął wściekle, chowając mnie za sobą.
- To nie ma z nią nic wspólnego. - wyprostował się i chciał mnie złapać, wymijając Ji Dwi.
Ji Dwi obrócił się, znowu mnie zasłaniając. Na prawdę nie rozumiem co tu się dzieje. Ja tylko chciałam pomóc Ban Ryu, bo mimo jego aroganckiego i denerwującego czasem zachowania, jest on w przyszłości bardzo ważną osobą. Westchnęłam i oparłam się czołem o plecy Ji Dwi, który skamieniał.
- Najpierw obrażasz siostrę Seon Woo, a teraz osobę mu tak bliską jak siostrę. - zacmokał, zakładając ręce na piersi.
Wyjrzałam głową zza jego ramienia, trzymając się jego. Stoję na palcach w nie moich butach, więc obawiam się, że mogę upaść. Mina Ban Ryu wyrażała nawet więcej niż szok.
- Nienawidzisz mnie? - zapytałam, stając obok Ji Dwi.
Otworzył tylko usta, by zaraz je zamknąć i mocno zagryźć zęby. Prychnął jedynie i szybkim krokiem odszedł.
- Ban Ryu! Nie skończyłam cię...! - urwałam, widząc jak się oddala jeszcze szybciej.
- Skoro teraz masz czas, to może i mi pomożesz? - objął mnie ramieniem, zaczynając mi się przyglądać.
- Nie wydajesz się ranny. - założyłam ręce, nic sobie nie robiąc z jego dotyku.
- Mój kark mnie strasznie boli i policzek. - zaczął się masować po karku robiąc minę jakby bolało go tam najbardziej.
- Siadaj.
Zabrałam jego rękę i pociągnęłam na to samo miejsce, gdzie przed chwilą siedział Ban Ryu. Grzecznie usiadł i z uśmiechem mi się przyglądał. Dostał za mocno w głowę, czy jak? Strasznie wesoły się zrobił. Wzięłam jego twarz w ręce i zaczęłam delikatnie oglądać te kilka niewielkich zadrapań. Nie widziałam niczego poważnego, dlatego zabrałam się za inne części ciała. Mówił, że kark go boli, więc odwinęłam kawałek jego ubrania i przyjrzałam mu się, nie widząc tam nic specjalnego. Wzięłam się za jego ręce, gdzie na pięściach było też kilka zadrapać.
- Teraz rozumiem Ban Ryu. - odchrząknął, kiedy wzięłam jedną z maści.
Delikatnie zaczęłam smarować jego twarz w miejscach zadrapań. Czułam na sobie cały czas jego wzrok, więc na niego spojrzałam. Nie wiem czy był to dobrym pomysłem czy nie. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się i objął mnie w talii i przyciągnął bliżej. Byłam nawet bardzo zaskoczona, szczególnie kiedy przytulił swoją głowę do mojej piersi. Jeżeli mam być szczera, to się nawet przestraszyłam. Jednak tylko westchnęłam i delikatnie zaczęłam go głaskać po głowie i plecach.
- Dziwny jesteś. - mruknęłam.
- A ty milsza niż myślałem. - zaśmiał się, co poczułam na sobie.
- Łaskoczesz.
Zabrał głowę i spojrzał na mnie z chytrym uśmiechem. Już wiem co planuje i na pewno na to nie pozwolę.
- Zapomnij o tym. Nadal mnie wszystko boli, a śmiech by wszystko pogorszył. - zabrałam z niego ręce, zakładając na biodra.
- Wiem, że słowa niczego nie zmienią, to i tak na prawdę cię przepraszam. - spuścił wzrok, puszczając mnie.
Nie podoba mi się taki widok. Smutny i przygnębiony Ji Dwi jest straszny. Kucnęłam przed nim kładąc ręce na jego kolana. Podniósł zdziwiony głowę i patrzył na mnie.
- Rozumiem cię. Nie chcesz się ujawnić, bo nie jesteś gotowy i możliwe, że nawet nie wiedziałeś, że coś takiego się dzieje. Nie jesteś w stanie zmienić przeszłości. - wstałam i podałam mu rękę, którą od razu chwycił i wstał ze swojego miejsca. - Ale możesz zmienić przyszłość. - uśmiechnęłam się, biorąc jego drugą rękę.
- Powinnaś się częściej uśmiechać. - powiedział, zanim wziął mnie w swoje ramiona i mocno przytulił.
Najwyraźniej lubi się przytulać, skoro cały czas to robi. Bez problemu odwzajemniłam jego gesty i też go objęłam. Położyłam głowę na jego ramieniu, czując się dobrze. Jest bardzo ciepły.
- Jin! - słysząc swoje imię, gdzieś z oddali, odeszłam od Ji Dwi.
Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu głosu, widząc po chwili jego właściciela. Han Seong machał do mnie i skakał, zwracając tak na siebie uwagę wszystkich. Też zaczęłam machać do niego, na co zaczął biec w moją stronę. Będąc coraz bliżej nie zatrzymywał się, by wpaść we mnie z mocnym uściskiem. Nie spodziewałam się tego, dlatego w szoku nie byłam na początku w stanie tego odwzajemnić.
- Ey, ey, nie pozwalaj sobie. Nie dotykaj jej. - Ji Dwi pociągnął Han Seong'a do tyłu, odrywając go ode mnie.
- Dlaczego? - patrzył na niego zmieszany.
- Jesteś zboczeńcem? - zastanowił się Ji Dwi, przyglądając mu się.
- Han Seong, twoja ręka. - pokazałam na wspomnianą część ciała.
Pozostała dwójka też na nią spojrzała, widząc krew i rozcięcie na przedramieniu. Właściciel kończyny przestraszył się na jej widok, kiedy Ji Dwi jedynie odszedł na krok. Westchnęłam i zaczęłam kręcić głową. On na prawdę jest idiotą.
- Siadaj. - szybko zaczęłam wyjmować potrzebne mi rzeczy.
Zaczęłam od odsłonięcia rany i oczyszczenia jej, w tym samym czasie zauważając kolejnego Hwarang, który się zjawił. Yeo Wool wydawał się biec, patrząc na jego szybki oddech. Nie zwracałam już na niego uwagi, zajmując się już tylko raną mojego pacjenta. Jednak z tego co widać, będę musiała ją zaszyć.
- Będę musiała ją zaszyć, Han Seong. - zerknęłam na niego i odwróciłam się z powrotem do moich rzeczy.
- Co?
Wyjęłam igłę i nić, odwracając się do niego z powrotem. Przełknął głośno ślinę na jej widok.
- Tylko bądź grzeczne, orabeoni. - lekko się uśmiechnęłam, zaczynając zszywać.
- Orabeoni. - usłyszałam jego śmiech i zadowolony głos.
Wiedziałam, że to zadziała. Ostrożnie zaszyłam jego ranę i za nim owinęłam ją bandażem, posmarowałam jedną z maści. Zadowolona wstałam i zaczęłam sprzątać po sobie.
- Dziękuję, Pani doktor! - przytulił mnie od tyłu, szybko po tym znikając razem z Yeo Wool.
- W końcu sobie poszedł. - usłyszałam za sobą zadowolony głos Ji Dwi. - Teraz to ja potrzebuję pomocy medyka. - znowu zaczął się masować po karku.
- To co ci jeszcze dolega?
Uśmiechnął się i jedynie pociągną mnie na ławkę obok. Posadził na niej i sam się położył na całej długości siedzenia, kładąc swoją głowę a moich kolanach.
- Nie mogłem się wyspać w nocy, potrzebuję snu. - zamknął oczy, zakładając ręce na piersi.
Nie odezwałam się, zaczynając mu pleść małego warkocza z pasma włosów.
___________________________________
Na życzenie weronikawirkowska1
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top