18. Pranie

Przyglądałam się im, kiedy słuchali Peong Wol Ju, jak im tłumaczył co będą też robić, poza uczeniem się walk i nowych technik. Lekko się uśmiechnęłam, jedząc swoje jabłko. Ci z tej tak zwanej "dobrej kości" lub po prostu szlachta, w końcu się nauczą samemu pracować. Już się nie mogę doczekać, kiedy będę się im przyglądać i rozkoszować się ich cierpieniem. Zasłużyli, by pobrudzić sobie ręce i ruszyć się do pracy. Nic im się nie stanie od robienia prania lub sprzątania. Odetchnęłam głęboko, zauważając rozglądającego się niepozornie Ji Dwi. Leżałam na boku, głowę mając opartą na ręku i tylko ją było widać, gdyby ktoś mnie zauważył. Byłoby to dość trudne, patrząc na czerwone dachówki i mój czerwony strój. Dobry kolor wybrałam. Przyglądając mu się, nasze spojrzenia nagle się spotkały, co nawet stąd widziałam. Cholera, jak to możliwe? Uśmiechnął się i ręka mu lekko zadrżała. Co znaczy, że albo chciał mi pomachać, albo chce mnie później uderzyć i nie może się tego doczekać. W jego wypadku, zgaduję, że raczej to pierwsze. Z westchnięciem położyłam się na plecach, rzucając ogryzek gdzieś, gdzie nikogo nie powinno być. Zaraz zacznę za nimi chodzić, ale najpierw muszę się dobrze rozciągnąć. Leniwa zaczęłam się robić od kiedy przyszłam do stolicy.

Przemierzając niezauważona po dachach całego ośrodka, starałam się dostać nad rzekę, gdzie mogę ukryć się w lesie.

Siedząc na drzewie i jedząc maliny, które po drodze znalazłam, przyglądałam im się. Tak jak się spodziewałam, szlachta niezbyt sobie radzi. Niektórzy nawet porządnie nie tarli ubrań, dziwiąc się później, że nic nie schodzi. Prychnęłam na ich głupotę. Przeniosłam wzrok na brata, który idealnie wykonywał swoje zadanie. Już dawno nauczyłam go prać ubrania, kiedy odechciało mi się to robić samej. Dog-Bird i Mak Moon byli w tym dobrzy, przez co oni i ja czasami robiliśmy pranie dla całej wioski. Wiedziałam, że ta umiejętności się mu kiedyś przyda i proszę, jakbym przewidziała przyszłość. Zauważyłam na gałęzi obok gniazdo z jajkami, które zaraz spadnie na ziemię. Jesteśmy dość wysoko, więc pewnie będzie tam na dole niezła jajecznica. Podtrzymując się innych gałęzi, chwyciłam za gniazdo i postawiłam w bardziej bezpieczne miejsce. Stojąc tak, już z pustymi rękami, obróciłam się z powrotem do Hwarang, gdzie ktoś mi się zaczął przyglądać. Nie był to tylko Ji Dwi, który znowu zaczął się uśmiechać i dyskretnie pokazywać mi kciuk w górę, ale też Ban Ryu. Patrzył na mnie chwilę zdziwiony, jednak kiedy i ja zaczęłam mu się przyglądać, wstał ze swojego miejsca.

- Ban Ryu, coś się stało? Tak szybko odpuszczasz, czy co? - zaśmiał się obok niego jakiś mi nie znany chłopak.

- Pewnie zobaczył wiewiórkę i się wystraszył. - zaśmiał się Soo Ho, co zdenerwowało Ban Ryu na tyle, by przestać mi się przyglądać.

Korzystając z chwili, schowałam się za grubym pniem drzewa, schodząc z niego, mając tak jeszcze osłonę z krzaków.

- Nie porównuj mnie do siebie, Soo Ho! - warknął wściekły, chcąc zacząć bójkę, jednak przypomniał sobie co to znaczy.

Tyle dobrego. Lepiej jeśli już pójdę, inaczej ktoś inny mnie zobaczy i od razu to zgłosi. Nie śpieszy mi się być poszukiwaną lub by zaczęły się na mnie polowania. Wrócę najlepiej do ich głównej siedziby i tam będę na nich czekać. Jeżeli dobrze pamiętam, to będę później sprzątać stajnie dla konia. Nie jest to ciekawe i wiem, że mój brat ma mocny żołądek i taki smród mu nic nie zrobi, więc nie muszę tam być. Chociaż chętnie bym podziwiała miny innych.

Wszyscy zebrali się w sali do nauk i dokładnie widziałam ich z mojego miejsca, czyli sufitu. Są tu wielkie, drewniane belki, podtrzymujące dach i są dość porządne i wytrzymałe, że aż można na nich siedzieć. Ciężko było znaleźć odpowiednie miejsce, by widzieć ich dobrze, ale samej nie będąc widzianą. Najlepsze było prawie na środku, gdzie żaden by nie spojrzał, bo musiał patrzeć na Peong Wol Ju, który by zaczął ich lekcje. Jak na razie jeszcze nie przyszedł, dlatego siedziałam na razie przy wejściu. Puki on nie przyjdzie, lepiej jeśli będę w tym miejscu, gdzie raczej nikt nie patrzy. Obserwowałam ich wszystkich, szczególną uwagę poświęcając trzem osobom teraz.

- Chyba nie masz bladego pojęcia czym jest duma. Jeśli się dowiesz, kim jestem, to zrozumiesz, że nie rzucam słów na wiatr. - zaczął jak na razie spokojnie Ban Ryu, siedząc obok Dog-Bird. - Zacznę, kiedy ty zaczniesz. Głupi jesteś?

- Nie jestem głupi, po prostu staram się nie reagować na twoje zaczepki. - westchnął Dog-Bird i nawet na niego nie spojrzał, zachowując spokój.

- Nie wytrzymasz długo. Zniszczę ciebie i tego drugiego Hwarang. - spojrzał na niego z wyzwaniem w oczach.

- Dlaczego ja?

Ban Ryu zaczął prowokować Dog-Bird, który tym razem siedział cicho i starała się go ignorować. Niestety on też ma swoje limity i właśnie jeden z nich został naruszony. Jeżeli dalej tak pójdzie, to rozpęta się walka między nimi. Chciałabym to powstrzymać, ale wtedy by Ah Ro tutaj nie przyszła jako medyk i mogłabym tak pogorszyć jej i Dog-Bird relacje. Ma to wiele innych powodów, dlatego zostanę tu na górze i będę dalej wszystko obserwować.

- Po pierwsze, nie przepadam za tobą, bo jesteś Hwarang królowej. - podniósł wysoko głowę, pokazując swoją wyższość. Sama prychnęłam na ten widok. - Po drugie, jeśli zacznę bójkę z jednym z tych chłopków, ich rodziny się zaangażują i wyniknie z tego wielki problem. A ty nie jesteś jednym z nich. - spojrzał przed siebie, kiedy ja słyszałam warknięcie lub prychnięcie innych Hwarang pode mną. - Po trzecie, twoja siostra ma ładną buzię i nie jeden chciałby mieć taką kochankę. - uśmiechnął się podle, patrząc prosto w oczy mojego brata.

Sama mogłabym mu przywalić, kiedy mówił, że Ah Ro byłaby świetną kochanką. Myślałam, że zacznę go lubić, ale to była przesada i jego gwóźdź do trumny ze strony Dog-Bird. Ja wiem, że się w przyszłości zmieni, ale teraz jestem na niego zła. Zasłuż sobie na ten cios od Dog-Bird i na te następne od innych Hwarang też. Sama chętnie z nim porozmawiam na osobności.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top