17. Pogodzeni
Siedziałam na murku odgradzającym siedzibę Hwarang od reszty miasta i obserwowałam ludzi w środku. Możliwe, że jest już pora przed śniadaniem, ale nie jestem pewna. Nie znam ich planu, więc mogę jedynie zgadywać. Odetchnęłam, kładąc się wzdłuż dachówek, patrząc w niebo. Pewnie to trochę zajmie, zanim pewien idiota wyjdzie i na mnie wpadnie. Jetem zmuszona tutaj siedzieć i na niego czekać, by w spokoju z nim porozmawiać i wyjaśnić sobie kilka spraw. Potrzebuję się z nim pogodzić. Nie wytrzymam dłużej bez niego i naszych kłótni, które ten idiota sam wywołuje bez mojej pomocy.
Podniosłam się, słysząc kroki w pobliżu. Spojrzałam w ich kierunku, starając się dostrzec twarz tej osoby. Jego ubranie było takie samo jak wszystkich Hwarang, co dużo mi nie mówi. Jednak kiedy się zbliżył, byłam w stanie go w końcu rozpoznać. Szybko zeskoczyłam z muru, poprawiając jeszcze chustę na twarzy i zaczęłam iść w jego stronę.
- Dog-Bird. - przywitałam się, stając przed nim po kilku metrach.
Najpierw spojrzał na mnie zdziwiony, zaraz jednak odetchnął z ulgą, podchodząc do mnie bliżej. W jednej chwili wziął mnie w swoje ramiona i mocno do siebie przytulił. Zabrakło mi słów na początku i nie wiedziałam jak zareagować, ale czy to nie to czego chciałam? Położyłam swoje dłonie na nim, chowając twarz w jego ramieniu. Chwyciłam mocniej jego ubranie w swoje pięści, ciesząc się, że znów mogę go przytulić.
- Przepraszam. Przepraszam cię za wszystko co powiedziałem i jak cię traktowałem. Nie chciałem, po prostu się bałem. - spuścił głowę, nie puszczając mnie nawet na sekundę.
Słyszałam jego zmartwienie w głosie, jakby na prawdę się czegoś bał. Prychnęłam na jego wyznanie, słuchając jego szybko bijącego serca. Jego bębnienie uspokajało mnie, dając mi znak, że w końcu wrócimy do normalności.
- Nie chcę i ciebie stracić. Nie moją małą Jin Soo. - zaczął się lekko trząść, mocniej mnie trzymając i co najważniejsze, uważał na miejsce mojej rany.
- Wiem, idioto. - odsunęłam się, czując łzy w oczach. - Między nami w końcu spokój?
- Tak. - zaczął mi się przyglądać z uśmiechem.
Pociągnął mnie z powrotem w swoje objęcia, śmiejąc się cicho. Spędziliśmy tak chwilę, robiąc po tym krok odstępu. Poprawiłam swoje ubranie, które było już zaszyte w miejscach rozcięć, a rany opatrzone przeze mnie samą.
- Co ty tu tak właściwie robisz? To nie jest miejsce dla ciebie, powinnaś wrócić. - zaczęliśmy iść wzdłuż ścieżki.
- Tak przeczuwałam, że coś ci się stanie. Nie mogłam cię zostawić samego, znając twój talent do kłopotów. - lekko szturchnęłam go w ramię, denerwując trochę.
- Jak się dowiedzą kim jesteś... - przerwałam mu, wiedząc do czego zmierza.
- To co? Zabiją mnie? Wątpię. Przecież nic nie zrobiłam.
Dog-Bird zaczął na mnie patrzeć zatroskany i ze strachem o mnie. Stanął przede mną, łapiąc moje ręce w swoje.
- Masz rację, ale proszę, nie pokazuj się zbyt często. - pogłaskał mnie po zakrytym przez maskę policzku. - Tylko ty mi zostałaś. - wyszeptał troskliwie.
- Postaram się, Seon Woo. - uśmiechnęłam się pod maską, co mógł rozpoznać dzięki moim oczom.
Uśmiechał się teraz do mnie strasznie podobnie jak Mak Moon. Lekko dotknęłam jego policzek, jeżdżąc kciukiem po nim. Położył swoją dłoń na mojej i zdjął, nie puszczając jej.
- Mam coś dla ciebie. - drugą ręką wyjęłam złotą bransoletkę i założyłam mu ją. - Znalazłam ją i nie wiem do kogo należy. - skłamałam.
- Wiem do kogo należy. - przyglądał się jej uważnie, marszcząc brwi. Spojrzał na mnie poważnie, biorąc moją rękę z powrotem w swoje. - Powinienem już iść. Uważaj na siebie. - pocałował mnie w czoło, trzymając moją twarz w swoich ciepłych dłoniach.
Pożegnaliśmy się i Dog-Bird odszedł, prosząc mnie, bym i ja poszła w bezpieczne miejsce. Nie wykonałam jego prośby całkowicie, tylko w połowie. Z powrotem miałam zamiar usiąść gdzieś na dachu, gdzie nikt normalnie nie powinien mnie dostrzec i tam spędzić resztę czasu, obserwując Hwarang.
- Jin. - spojrzałam w stronę znanego mi głosu. - Możemy porozmawiać? - odchrząknął i podszedł bliżej mnie, kiedy miałam zamiar wspiąć się na dach.
Puściłam się drewnianej belki, której się trzymałam i wylądowałam przy nim. Westchnęłam i poprawiłam ubranie, które będę musiała jeszcze raz niedługo wyprać.
- Co się stało? Problemy miłosne? - zapytałam, opierając się ramieniem o ścianę obok, krzyżując ręce na piersi.
Ji Dwi spojrzał na mnie chwilę zszokowany, ale zaraz odchrząknął i spojrzał w bok.
- Skąd wiedziałaś? - powiedział ciszej.
- Tak coś podejrzewałam. - zaczęłam mu się przyglądać, widząc, że nadal na mnie nie spojrzał i unikał mojego wzroku. - To teraz mów, która to? - zadałam kolejne pytanie, którego się najwyraźniej nie spodziewał.
Co się z nim dzieje? W dramie nie był taki w stosunku do Ah Ro i cały czas ją denerwował. W ogóle wydawał się być strasznie denerwujący i arogancki, teraz jednak przy mnie jest raczej nieśmiały i strachliwy. Czy to możliwe, że moja obecność zmienia ten świat aż tak? Nie zdziwiłabym się, w końcu w dramie nie było kogoś takiego jak ja. Dodatkowy bohater najwyraźniej zmienia historię swoją obecnością, a nie czynami. Byłoby lepiej, gdybym już na początku o tym widziała.
- Nie powiem ci jej imienia, w obawie, że jej to powiesz. Jednak jest ona bardzo ładna, mądrą, ciepła, nietypowa, waleczna i jedyna taka na świecie. - oparł się przede mną tak samo jak ja, patrząc na mnie z góry, będąc trochę wyższy.
Jego słowa od razu na myśl przysunęły mi obraz Ah Ro. Przecież ona jest piękna i wyróżnia się spośród innych kobiet swoim bojowym charakterem. To robi z niej czasem bardzo nietypową osobę. Wspomniał jeszcze, że jest ciepła, a taka też jest Ah Ro. Troszczy się o innych, jest miła, kochana i pomaga nawet obcym. Jest prawie jak wojowniczy anioł na ziemi.
- Wiem o kogo ci chodzi. - lekko się uśmiechnęłam pod maską, którą postanowiłam zdjąć na czas naszej rozmowy.
Ze zmarszczonymi brwiami przypatrywał mi się, swoimi oczami jeżdżąc po całej mojej twarzy. Nie wiem czy zdaje sobie z tego sprawę, że ja to widzę. Jednak się uśmiechnął, prostując się i odpychając od ściany.
- Słucham więc.
- Ah Ro, córka Ahn Ji Gong i siostra Seon Woo. - powiedziałam dumnie, widząc, że dobrze trafiłam.
- Ah... Ro? - był zdziwiony i przełknął głośno ślinę. - Tak, masz mnie. Zgadłaś. - zaśmiał się sztucznie, co mnie zdziwiło. Co mu jest? Nie zgadłam czy sam jeszcze nie wie? - Może innym razem porozmawiamy. Zaraz się wszyscy zaczną schodzić i lepiej, by cię nie zobaczyli. - odchrząknął i zaczął się szybkim krokiem oddalać.
Ciekawe co mu jest, bo dziwnie się zachowywał. Wzruszyłam jedynie ramionami i założyłam z powrotem moją chustę i zaczęłam się wspinać na dach. Na górze się wygodnie ułożyłam i czekałam na coś ciekawego, oglądając ich z tej wysokości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top