12. Ban Ryu
Nie chciałam dłużej stać w tamtym miejscu, więc zasugerowałam wyjście i wrócenie z powrotem do kliniki Ahn Ji Gong'a. Kiedy mieliśmy zamiar już wyjść, na podłodze w sianie zauważyłam coś błyszczącego. Uklękłam przed tym i wyjęłam, oglądając przedmiot w ręce. Była to bransoletka ze złotym smokiem. Ji Dwi musiał ją upuścić, kiedy szarpał się z Dog-Bird. Szybko ją założyłam i poszłam do innych. Wyszliśmy na zewnątrz, kierując się w stronę domu Ah Ro.
- Jin, co ty tu robisz? Nie powinnaś być martwa? - stanęłam w miejscu słysząc co powiedział.
Patrzyłam na ziemię, mocniej zaciskając ręce na materiale sukienki. Rozumiem, że Dog-Bird jest bardzo nie taktowny i zdarzy mu się powiedzieć coś nie odpowiedniego w złym momencie. Znam go wystarczająco długo, by nie raz mu to wybaczyć. Jednak to ma swoje granice. Podniosłam powoli głowę, patrząc na niego z lekko uchylonymi ustami. Może i nie miał tego na myśli, ale dla mnie brzmiało to tak, jakby chciał, żebym umarła razem z Mak Moon'em. Brunet zatrzymał się przede mną i patrzył zmieszany, jakby nie wiedział o co mi chodzi. Jak zwykle. Patrzyłam mu w oczy, czując jak łzy znowu napływają mi do oczu, jednak jeszcze nie wyleciały. Najwyraźniej zaczął w swojej głowie realizować, co właśnie powiedział i jak można to odebrać.
- Zamiast się cieszyć, że udało mi się przeżyć... życzysz mi śmierci? - mruknęłam słabo, czując gulę w gardle.
- Jin, ja nie... - przerwałam mu, nie chcąc na ten czas słyszeć go lub widzieć.
- Skończ. - wytarłam łzę z policzka i pobiegłam sama, zostawiając ich w tyle.
Dałam się w końcu ponieść emocjom, pozwalając moim łzom lecieć przez cały mój bieg. Jeszcze nigdy nie musiałam płakać z jego powodu, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Szkoda tylko, że dopiero teraz, kiedy nie mam nikogo, komu mogłabym się wyżalić i wypłakać. W takich momentach brakuje mi mojego kochanego idioty. Chciałabym by wrócił, by znowu był przy mnie. Chcę znowu słyszeć jego miły głos, mówiący jaka jestem silna i że dam radę. Teraz znowu sobie o nim przypomniałam i znowu czuję, jak moje poczucie winy ściska mnie od środka. Moje serce bolało nie tylko od biegu, ale i tych wszystkich negatywnych emocji. Już wcześniej się o nich martwiłam i bałam, ale teraz jest gorzej. Biegnąc tak, nie zważałam na innych ludzi, chcąc po prostu uciec. Nagle wpadłam na kogoś, odbijając się od niego i gdyby mnie nie złapał, możliwe, że bym upadła na ziemię. Podniosłam wzrok na niego, rozpoznając Ban Ryu.
- Przepraszam. - wymruczałam i chciałam go wyminąć, jednak nadal mnie trzymał.
- Zaczekaj. Nie spotkaliśmy się już wcześniej? - przyglądał mi się uważnie, zatrzymując się dłużej na moich spuchniętych i czerwonych oczach. - Tych oczu nie ma nikt inny w całym królestwie. Jesteś tą waleczną dziewczyną z Okty. - uśmiechnął się złośliwie, prychając.
Wolną ręką wytarłam łzy, starając się doprowadzić do porządku. Wzięłam głęboki wdech, by nie brzmieć na słabą.
- Chcesz rewanżu czy zemsty? - mruknęłam zimno.
Połowicznie się uśmiechną, kręcąc głową. Zaczął mi się przyglądać, puszczając moją rękę.
- Nie biję dziewczynek.
- Chciałabym to samo powiedzieć o tobie.
Staliśmy na przeciwko siebie z założonymi rękami, mierząc się zimnym spojrzeniem. Żadne z nas nie miało zamiaru odpuścić. Zaczęliśmy się stykać już ramionami, będąc tak blisko siebie, co najwyraźniej wzbudziło zainteresowanie gapiów.
- Czemu płaczesz, dziewczynko? Czyżby twój kolega cię zostawił? - zaśmiał mi się w twarz, niestety trafiając w punkt.
Do moich oczu znowu nalały się łzy, które od razu wypłynęły. Opuściłam ramiona, przypominając sobie znowu całe zdarzenie sprzed kilku dni, kiedy widziałam jak Mak Moon umiera. Potem przypomniały mi się słowa Dog-Bird i jak też mnie zraniły. Najwyraźniej go tym zdziwiłam, bo zmieszany zrobił delikatny krok w tył i patrzył na mnie wielkimi oczami. Wokół nas było słychać osąd tłumu, że to Ban Ryu mnie doprowadził do takiego stanu i że jak tak można. Pod wpływem emocji oparłam się o jego ramię, mocząc jego ubranie łzami. Pewnie w przyszłości będę tego żałować, ale teraz potrzebuję chociaż odrobinę ludzkiego ciepła. Może on nie jest dobrym wyborem, jeśli chodzi o ciepło, jednak jest człowiekiem. Poczułam nagle jego rękę na moich włosach i jak delikatnie po nich jeździ. Sama się lekko zmieszałam, ale w tym stanie było mi wszystko obojętne. Poczułam jego drugą rękę na plecach, która okazała się być ciepła.
- Przestań beczeć jak dziecko. - cicho warknął do mojego ucha, co zabrzmiało strasznie żałośnie i w ogóle nie przekonująco.
- Chciałabym, ale nie jestem z lodu. - wyjąkałam pomiędzy moim szlochem, a jego zagłuszającym ramieniem.
- Ludzie się patrzą. - westchnął, klepiąc mnie po plecach, nie przestają jednak głaskać moich włosów.
- Już idę, spokojnie. - odsunęłam się, szybko wycierając łzy w rękawy.
Spojrzałam na sukienkę, którą będę musiała zwrócić Ah Ro później. Na dole spódnicy był kurz z mojego biegu, a rękawy były całe mokre. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zła. Podniosłam wzrok na Ban Ryu, który nadal mi się przyglądał, jednak odwrócił szybko wzrok, kiedy i ja na niego spojrzałam. Skłoniłam się lekko i wyminęłam go, chcąc już stąd pójść. Przepychałam się między ludźmi, którzy jeszcze sekundę temu obserwowali mnie i Ban Ryu. Tym razem nie biegłam, tylko szybkim krokiem szłam tam, gdzie mnie nogi poniosą. Poczułam jak coś mnie ciągnie gdzieś w bok, na co spojrzałam na tę osobę. Ten Ban Ryu nie chce mnie zostawić w spokoju. Stanął przede mną i trzymał za moje ramiona. Niestety zaczęłam czuć jak moje plecy zaczynają bardzo boleć, co pewnie jest spowodowane moim biegiem. Jeszcze tego mi brakowało.
- Ty... Co ci jest? - patrzył centralnie na mnie, choć czasami spuszczał wzrok.
- Nie zrozumiesz i daj mi odejść. - chciałam pójść, ale zaczął mnie jeszcze mocniej trzymać.
Syknęłam i spojrzałam na niego zimno. Byliśmy gdzieś na uboczu ulicy, zdala od większości ludzi. Idealne miejsce by kogoś zabić, bez świadków. Jeżeli jednak chce zemsty, to nikt by go nie zauważył.
- Jeszcze nie dawno byłaś taka waleczna. Nie uwierzę w twoje głupie historyjki. - powiedział już głośniej, wywyższając się.
- Chcesz prawdy? No dobrze. Mój brat został zamordowany, a drugi chciał, żebym też zdechła! - warknęłam, czując znowu łzy w oczach.
Spuściłam wzrok, szybko je wycierając. Czuję się zawstydzona, patrząc na to, co przy nim robiłam. Najpierw go przytulam, płaczę i znowu płaczę. Cholera, nienawidzę tego dnia.
- Ja... Przepraszam... za wcześniej. - odchrząknął kilka razy i mnie puścił, błądząc gdzieś swoim wzrokiem.
Zdziwiona patrzyłam na niego, nie wierząc w jego słowa. Ban Ryu... przeprasza? Mój kącik ust lekko się podniósł w górę, na co prychnęłam żałośnie ze śmiechu, którego nie dałam radę powstrzymać.
- Z czego się śmiejesz?! - lekko uderzył mnie w ramię, zaskoczony mną.
- Bez powodu. Może ja już pójdę? - szybko go wyminęłam i chciałam uciec.
Ban Ryu znowu mnie złapał, ale tym razem przycisnął mnie do ściany jakiegoś budynku. To było za wiele dla mojej rany. Okropny ból przeszedł wzdłuż moich pleców, na co syknęłam głośno i z bólu zamknęłam oczy.
- Oi, co ci się dzieje? - puścił mnie na co prawie upadłam na kolana.
Złapał mnie w ostatniej chwili, na co byłam mu wdzięczna. Trzymałam go mocno, oddychając szybko. Mogłam zostać u Ahn Ji Gong'a. Po co mi było wychodzić?
- To krew. - usłyszałam jego szept.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top