Rozdział XX
Rozdział XX
Olinka, OIimpia czy Oliwia?
Uśmiech może dużo powiedzieć o człowieku. To język ciała, za pomocą którego ludzie najczęściej wyrażają swoje zadowolenie lub radość. Uśmiech kojarzy się z czymś pozytywnym. Informuje, czy jesteśmy lubiani i akceptowani przez innych. Z drugiej strony brak uśmiechu daje nam przekaz, że nasze zachowanie komuś nie odpowiada. Mogą być też fałszywe uśmiechy, które skrywają czyjeś złe intencje, chęć manipulacji lub wykorzystania. Najbardziej jednak zastanawiają nas osoby, z których twarzy nigdy nie schodzi uśmiech. Gdzie się nie pojawią, zawsze wprowadzają przyjazną atmosferę i potrafią rozbawić wszystkich do łez swoim poczuciem humoru. Co w tym dziwnego? Otóż, może się okazać, że ich uśmiech to tylko maska, która ukrywa przygnębienie i smutek. Nikt nie lubi osób, które płaczą. „ Przestań dramatyzować! Ogarnij się! ". Brzmi znajomo? To dlatego niektórzy ludzie tak dobrze nauczyli się maskować swoje emocje. To cena, jaką zgodzili się zapłacić za akceptację i poczucie bezpieczeństwa.
~ 2001~
Największą chlubą miasta Narewna była żeńska szkoła podstawowa prowadzona przez siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Mieściła się nieopodal centrum miasta w sąsiedztwie domu zakonnego i kościoła pod wezwaniem Świętej Rodziny. Szkoła została założona przez siostry wraz z ich przybiciem w latach dwudziestych XX w. i mimo upływu lat dalej cieszyła się renomą wśród mieszkańców Narewna. W szczególności zapisywali do niej swoje córki tutejsi dorobkiewicze i zamożniejsi ludzie, licząc na wysoki poziom nauki i dyscyplinę.
- Cześć, jestem nowa w klasie. Nazywam się Ania, a ty jak się nazywasz? – Obok siedmiolatki pojawiła się dziewczynka o dużych, zielonych oczach. Uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła rękę na przywitanie.
- Olinka – odparła jasnowłosa osóbka, wyciągając swoją rękę w stronę postaci, która zagadała do niej podczas przerwy na szkolnym korytarzu.
- Olinka? – zaśmiała się tamta, patrząc na swoją rozmówczynię z niedowierzeniem. – A naprawdę to pewnie jesteś Ola, co nie?
- Oli...
- Poszła Ola do przedszkola, zapomniała parasola, a parasol był zepsuty, połamane wszystkie druty – zanuciła radośnie zielonooka.
- To jest Oliwia! – Do rozmowy włączyła się druga jasnowłosa dziewczynka o błękitnych oczach. – Oliwia Ogrodzińska to kłamczucha i najbardziej niegrzeczna dziewczynka w naszej klasie. Nie baw się z nią – szepnęła po chwili na ucho do Ani.
- Oliwia, kłamczucha... - szepnęła nowa uczennica. – A ty, jak się nazywasz? – dodała.
- Lilka. Jestem szóstkową uczennicą, siostra Maria zawsze mnie chwali, bo nie kłamię jak Oliwia. Przyniosłam dzisiaj moją lalkę Barbie, chcesz się ze mną pobawić?
- Tak! – odparła z entuzjazmem Ania. Uwielbiam lalki Barbie!!!
- Oliwa sprawiedliwa i na wierzch wypływa – załkała Olinka.
- Nie jesteś Olinką, tylko Oliwią. Tak mówi mama. Mam się nie bawić z kłamczuchami, a ty mówisz same bzdury! – dodała Lilka, udając się z Anią w stronę innych dziewczynek, które bawiły się lalkami pod drzwiami klasy na szkolnym korytarzu.
- Nie kłamię! – odpowiedziała siedmiolatka, tupiąc nogą.
- Nie przejmuj się, Olinko. – Usłyszała za sobą nieśmiały głos. – Lilka zawsze jest taka niemiła.
- Rozalka! – rozpromieniła się ośmiolatka. – Dlaczego nie mogę mówić, że jestem Olinką? To przecież moje imię!
- Mamie nie podoba się Olinka, mówi, że to dziwne imię i wszyscy się z ciebie śmieją, gdy tak się przedstawiasz. Mama powtarza, że musimy utrzymać dobre imię naszej rodziny. Pewnie Oliwia to właśnie jest dobre imię.
Olinka zastanowiła się przez chwilę, po czym skuliła głowę w swoich chudych ramionach.
- Mam kolegę Iwo, ale on tak się nie nazywa. Na imię ma Iwanek. Chciałam dać mu ksywkę, takie krótsze imię, bo Iwanek brzmiało dziwnie. Zupełnie tak jak Olinka... - wypowiedziała ostatnie słowo wzdychając. – Byłam niemiła dla Iwanka, ale nie było mu przykro, nie był na mnie zły... Nawet polubił to swoje nowe imię.
- To może też polubisz Oliwię? – Rozalka spróbowała dodać otuchy siedmiolatce i przytuliła ją przyjaźnie. – W książce, którą mama ma na półce znalazłam, że jest bohaterka o imieniu Oliwia. Nie wiem, o czym jest ta książka, ale kiedyś ją przeczytam i ci powiem. Skoro mama ma książkę, gdzie jest Oliwia to pewnie ma rację i to imię jest dobre i ładne.
- Dobrze, polubię Oliwię – odparła cicho Olinka. – Może wtedy wasza mama pozwoli mi zobaczyć ciocię i wujka. Tęsknię za nimi... i chcę mieć znów moje włosy. Nie lubię jasnych włosów, bo to nie ja – Olinka zaczęła płakać. – Wiktoś miał mnie znaleźć. Gdzie on jest? W tej szkole są same dziewczynki...
- Ci! – Rozalka przyłożyła wskazujący palec do swoich drobnych, koralowych ust. - Nie możesz mówić o Wiktosiu, mama tego nie lubi, a Lilka może jej naskarżyć...
- Brakuje mi go...
Po chwili rozbrzmiał dzwonek kończący przerwę. Uczennice w białych, identycznych bluzeczkach z koronkowym kołnierzykiem i granatowych, plisowanych spódnicach zaczęły biec w stronę swoich klas. Rozalka jeszcze raz uścisnęła Olinkę i szepnęła jej na ucho:
- Nie martw się. Lubię cię bardziej niż Lilkę. Jak będzie ci smutno, możesz mi o tak, na uszko, jak teraz, opowiadać o Wiktosiu. Nie powiem nic mamie. Teraz muszę wracać do swojej klasy, zobaczymy się potem.
- Dziękuję, Rozalko – uśmiechnęła się Olinka, machając do niej rękę na pożegnanie.
- Roza, nie rozmawiaj z kłamczuchą! – syknęła Lilka, minąwszy swoją starszą siostrę, po czym śmiejąc się do swoich koleżanek wróciła do sali, gdzie klasa 1 „c" miała mieć kolejne zajęcia.
~ 2024 ~
Sylwia trzymała w drżących dłoniach kawałek niewielkiej kartki. Przez kilka chwil przyglądała się jej błędnym wzrokiem, jakby liczyła na to, że mogłaby ukazać się na niej zupełnie inna treść, jednak po kilku sekundach westchnęła ciężko i zmięła kartkę w dłoni. Gdy jej oczy powędrowały w stronę Iwo, który dopalał papierosa, zauważyła, że mężczyzna przygląda jej się już od pewnej chwili z zaciekawieniem. Uśmiechnął się cierpko, po czym przybliżył się do stoliku kawowego, który znajdował się obok kanapy, gdzie siedziała jego narzeczona. Chudy blondyn chciał zgasić niedopałek w popielniczce. Przygarbiona postać Sylwii momentalnie wyprostowała się. Po chwili kobieta skinęła dłonią na Iwo, aby usiadł tuż obok. Gdy to uczynił, umieściła zgniecioną kartkę w kryształowej popielniczce i podpaliła ją niedopałkiem papierosa.
- Dlaczego to robisz? – spytał ją spokojnym, aczkolwiek nieco zdziwionym głosem Iwo, marszcząc brwi. – Ta kartka zawiera ważne informacje!
- Nie chcę na nią patrzeć...
- To nie oznacza, że masz ją od razu niszczyć. – Iwo sięgnął po kartkę, próbując ocalić ją od płomieni, które właśnie zaczęły ją obejmować. – Bez dowodów, nie pomożemy Wiktorowi.
- To nie jest żaden dowód! To jeszcze bardziej wszystko komplikuje, a Wiktor... - zawiesiła głos, po czym spojrzała prosto w oczy narzeczonego - Cóż... Szkoda, że sam nam nie może nic powiedzieć.
- Mógł o tym nie wiedzieć...
- Chodził z Lilką... mogła mu powiedzieć? Może to właśnie to było powodem ich zerwania. Przestali być parą zaraz po pogrzebie Rozalii Kwiecińskiej.
- Sylwia! – Iwo wszedł jej w słowo. – Tym zajmiemy się później... Skup się teraz na tym, co wiesz o Oliwi. Czy byłaś kiedyś w domu Kwiecińskich, gdy przyjaźniłaś się z Lilką?
Rudowłosa zastanowiła się przez chwilę. Próbowała wydobyć ze swojej pamięci wspomnienia z dnia, gdy zapytała Lilkę, czy może pożyczyć od niej zeszyt z angielskiego. Chciała przepisać opuszczone lekcje. Na początku grudnia w pierwszej klasie liceum zaraziła się ospą od córki swojej kuzynki. Sylwia nie przechodziła w dzieciństwie ospy, więc pech chciał, że rozchorowała się na kilka tygodni.
- Tak – szepnęła. – Pytałam ją o zeszyt z angielskiego. Miała dobre notatki, a ja musiałam napisać zaległe dwie kartkówki. Chciałam pójść do niej, ale powiedziała mi, że ma korki z zaraz po lekcjach. Gdy zaproponowałam weekend, wymigała się nauką do sprawdzianu z matematyki. Kiedy miałyśmy się spotkać, zawsze przychodziłyśmy do mnie. Kilka razy szła w naszym kierunku Oliwia... Tak, teraz sobie przypominam. Lilka śmiała się, że to jej sąsiadka, więc czasem jest skazana na towarzystwo Oliwki. Jednak ani razu nie rozmawiała z nami. Trzymała się z dala od nas, szła przeważnie z tyłu. Nigdy nie byłam w domu Lilki, a jej urodziny świętowałyśmy w kawiarni. Nie przyjaźniłyśmy się długo, w zasadzie przez pierwszą klasę liceum. Również nie zwierzała mi się jakoś szczegółowo ze swoich relacjach z rodzicami. Matka była wymagająca, choć jej najbardziej pobłażała z rodzeństwa. O Wiolce wiedziałam tylko tyle, że studiuje medycynę, ale nigdy jej nie widziałam wcześniej. A Rozalkę kojarzyłam, bo chodziła na Humana z moim bratem. Natomiast o jej ojcu zupełnie nic nie wiedziałam. Moja matka wiedziała, że państwo Kwiecińscy są po rozwodzie oraz, że Lilka mieszka na osiedlu Czterech Stron Świata i chodziła z siostrami do podstawówki prowadzonej przez Nazaretanki. Zawsze mi powtarzała, że to zamożna rodzina. Jednak nawet mojej mamie, choć jest jedną z największych plotkar w mieście, nigdy chyba nie przyszłoby do głowy, że pani Kwiecińska mogłaby wyjść ponownie za Cypriana Ogrodzińskiego, a potem zająć się jego córką z pierwszego małżeństwa.
- Mówiłaś, że czasem Lilka potrafiła być miła dla Oliwii. Sam je widziałem razem na sylwestrze u Magdy Słowickiej.
- Tak... ale już wtedy nie byłyśmy przyjaciółkami. Po za tym, myślałam, że zaprosiła ją Magda. Siedziały kiedyś razem na chemii – powiedziała Sylwia, po czym znów pogrążyła się w zadumie.
Iwo kiwnął głową i skrzyżował ręce. Przez kilka minut oboje uparcie milczeli, dopóki mężczyzna nie wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Wyświetlił treść wiersza, który znaleziono przy zwłokach tajemniczej Panny π i zaczął czytać powoli kolejne zdanie:
- Być może jestem wymysłem chorej wyobraźni, którą ktoś dostał w genach po przodkach...
- A ty? Jak dużo o niej wiedziałeś? O Olince?
- Cóż... - zaczął niepewnie Iwo. – Właściwie to wiedziałem tylko tyle, że Olinka nazywa się Olimpia. Kiedyś w przedszkolu razem z Wiktorem zabraliśmy z biurka dziennik pani przedszkolanki, gdzie była lista nazwisk. Nie mogliśmy znaleźć Olinki, więc uznaliśmy razem, że jej imię to Olimpia. Kilka lat później, gdy chodziliśmy do gimnazjum, Wiktor wyznał mi, że jego prawdziwa mama też nazywała się Olimpia. Cóż, teraz już wiemy, że Olinka, Olimpia i Oliwia to jedna i ta sama osoba... jednak dalej coś mi tu nie pasuje.
- Racja – kiwnęła głową Sylwia. – To jest wszystko jeszcze bardziej pogmatwane. Wciąż mamy więcej pytań niż odpowiedzi, a najbardziej zdumiewa mnie to, co udało ci się ustalić w urzędzie stanu cywilnego.
- Chodzi ci o nazwisko Lilki, czyż nie? – Iwo spojrzał z błyskiem oku na Sylwię, po czym sięgnął po kolejnego papierosa. – To bardzo ciekawe, że mąż pani Kwiecińskiej przyjął na ślubie jej panieńskie nazwisko. Wygląda na to, że teraz tej zagadki nie da się rozwikłać bez pomocy Wiktora. Może on mógłby nam powiedzieć, kim był pierwszy mąż pani Kwiecińskiej - Bazyli Brylecki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top