Rozdział XVII
Rozdział XVII
Trzecia siostra
Pamiętasz dzień, kiedy przyszedł na świat twój młodszy braciszek lub młodsza siostrzyczka? Z początku byłeś taki szczęśliwy, wreszcie będę miał się z kim bawić! Jednak, gdy tylko uwaga rodziców skupiła się na nowym dziecku, poczułeś się bardzo samotny. Przyszło ci nawet na myśl, że mama i tatuś zapomnieli o tobie, a wkrótce pewnie całkiem przestaną o tobie myśleć. Chciałeś coś zrobić. Marzyłeś o tym, aby dziecko wróciło tam, skąd przyszło. Gdy jednak to ty byłeś młodszym dzieckiem, wydawało ci się, że rodzice oczekują tylko tego, abyś we wszystkim był podobny do starszej siostry lub brata. Ty jednak nie zamierzałeś zostać ich młodszą kopią. Dopiero po kilku latach zrozumiałeś, co naprawdę oznacza posiadanie rodzeństwa. Twój brat lub siostrzyczka stał się twoim najlepszym przyjacielem; wsparciem w trudnych momentach, towarzyszem zabaw, czy wiernym powiernikiem sekretów. Wówczas nie było już osoby, którą darzyłbyś większym zaufaniem. Czy tak jest do teraz?
~ 2024 ~
Sylwia z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się Iwo. Mężczyzna wysiadł gwałtownie z samochodu i zaczął biec w kierunku pojazdu, który stał po drugiej stronie cmentarnego parkingu.
- O co mu chodzi? – szepnęła sama do siebie.
Zaintrygowana kobieta odpięła pośpiesznie pasy bezpieczeństwa i natychmiast dołączyła do swojego narzeczonego.
- Co ty znowu kombinujesz? – spytała dość opryskliwie.
- Sylwia, na Litość Boską! – Mężczyzna odskoczył od tablicy rejestracyjnej pojazdu. – Wiesz, jak mnie przestraszyłaś? Wracaj do samochodu!
- Żartujesz? Nie w takim momencie! Słucham Sherlocku, co masz mi do powiedzenia...
- To, żebyś dała mi święty spokój! Proszę, wracaj! Jeśli ten samochód należy to tej o osoby, o której myślę...
- To znaczy do kogo?
Iwo westchnął ciężko i tylko bezradnie pokręcił głową. Obrócił się w kierunku cmentarza, chcąc upewnić się, czy kobieta w futrze nadal tam jest. Dojrzał ją, stojącą, w tym samym miejscu, co jeszcze trzy minuty temu - przy grobie Rozalii Kwiecińskiej.
- Powiesz mi, czy nie? – Iwo znów usłyszał nad sobą głos Sylwii. Wyglądała na obrażaną, ale mężczyznę to już nie interesowało, teraz jego umysł zawładnęła inna myśl, o wiele ważniejsza niż fochy jego ukochanej. Blondyn jeszcze raz spojrzał na tablicę rejestracyjną, po czym wyciągnął z kieszeni od skórzanej kurtki niewielki notes z przyczepionym długopisem.
- Po co ją spisujesz? – spytała zaciekawiona Sylwia.
- Nigdy nic nie wiadomo... - odparł obojętnie, nie przerywając sobie w notowaniu numerów rejestracyjnych. Gdy zapisał ostatnią cyfrę, zamyślił się na moment.
- Cztery lata temu... - zaczął niepewnie – potrącił mnie na przejściu podobny samochód. Kierowca w ostatniej chwili zdążył wyhamować, ale nie przejął się mną i pojechał dalej...
- Pamiętam – szepnęła Sylwia. – Miałeś skręconą prawą nogę i zwichnięty bark. Całe szczęście, że uderzenie nie było zbyt silne...
- Mam wrażenie, że to był ten sam samochód. Oczywiście, mogę się mylić, ale... zapamiętałem jego numery rejestracyjne. Bardzo proste, takie same końcowe cyfry, a do tego charakterystyczna naklejka na tylnej szybie z napisem: „ Róża na pokładzie". – To mówiąc, Iwo wskazał palcem naklejkę, która w istocie znajdowała się w tym miejscu.
- Skoro zapamiętałeś numery... - odezwała się Sylwia - To dlaczego nie powiedziałeś o tym policji? Przekonywałeś wszystkich, że kierowca jechał za szybko i nie byłeś w stanie zauważyć nawet marki samochodu!
- Na początku chciałem, aby złapano tego drania! – odparł z rozdrażnieniem w głosie mężczyzna – ale obiecałem komuś, że tego nie zrobię...
- Co?! – krzyknęła Sylwia. – Komu tak obiecałeś?
Mężczyzna umilkł. Westchnął ciężko, po czym odwrócił się za siebie. Dostrzegł ją, zbliżała się w jego stronę. Wysoka postać w futrze i okularach przeciwsłonecznych na nosie. Poważna, ale o wyraźnie strapionym wyrazie twarzy. Kobieta przystanęła na moment, zauważywszy nieznajomych obok swojego samochodu.
- Włamywacze! – krzyknęła, po czym zaczęła biec w kierunku Sylwii i Iwo.
Oni jednak nawet nie drgnęli ze swoich miejsc. Obrócili się w stronę kobiety i powolnym krokiem zaczęli iść w jej stronę.
- Kim jesteście? – spytała wyraźnie podenerwowanym głosem elegantka w futrze. Była zdziwiona ich zachowaniem. Ręce jej niespokojnie drżały, ale postanowiła nie dać po sobie poznać, że pojawienie się tej podejrzanej dwójki wywołało w niej pewną obawę. Skoro nie chcieli włamać się do jej samochodu, to o co mogłoby im chodzić?
- Przepraszamy, że panią przestraszyliśmy – odparł spokojnie Iwo. – Naprawdę nie mamy złych intencji. Właściwie to chcieliśmy prosić panią o pomoc...
- O pomoc? Nie rozumiem pana...
- No tak... – Westchnął ciężko Iwo. – Pani mnie już nie pamięta.
- Czy pan był moim pacjentem?
- Nie, ale spotkaliśmy się już kiedyś w szpitalu. Zrobiłem pani przysługę, nie ujawniając pewnych szczegółów na temat pani męża...
- Teraz już sobie przypominam – szepnęła cicho kobieta.
Milczeli przez dłuższą chwilę, nie patrząc sobie w oczy. Kobieta skrywała swój wzrok za przyciemnionymi szkłami od okularów, natomiast Iwo odwrócił się w stronę swojej narzeczonej. Rudowłosa wydawała się być nie tyle zaskoczona tą dziwną wymianą zdań, ale przede wszystkim poirytowana faktem, że Iwo nie wspomniał jej o tym wcześniej.
- Ktoś mi wytłumaczy, o co tutaj chodzi? – Sylwia przerwała tę niezręczna ciszę, posyłając rozmówcom zniecierpliwione spojrzenie.
- Mój mąż potrącił pani...
- Narzeczonego – dokończyła Sylwia, lustrując ją wzrokiem.
- Tak, narzeczonego – Kiwnęła niepewnie głową kobieta. – To było cztery lata temu. Mój mąż był w szoku, nigdy coś takiego mu się nie zdarzyło. Spanikował i dlatego odjechał...
- A potem pani przyszła się za niego tłumaczyć – dodał z przekąsem Iwo, krzyżując ręce na piersiach.
- Cóż... Zadzwonił do mnie, bo miałam akurat dyżur w szpitalu!
- Dlaczego pani mąż sam nie przyszedł załatwić sprawy? – wypaliła Sylwia, powoli tracąc równowagę.
Kobieta znów zagryzła wargi, po czym odparła głosem zlęknionego dziecka:
- Mój mąż to policjant, bał się, że wywalą go z roboty...
- Policjant? – powtórzyła Sylwia. – No proszę, co za odwaga cywilna! – zaśmiała się nerwowo, lecz umilkła, gdy tylko jej wzrok spotkał się z zażenowanym spojrzeniem Iwo. Mężczyzna przewrócił oczami i odkaszlnął kilka razy, dając Sylwii do zrozumienia, że jej uwaga, choć trafna, była nie na miejscu.
– W każdym razie – powiedział mężczyzna - Przysługa za przysługę... Teraz pani kolej!
- O co więc chodzi? – rzekła nieco pewniejszym głosem kobieta.
- Chciałbym się dowiedzieć, dlaczego pani odwiedziła grób Rozalii Kwiecińskiej.
Po usłyszeniu tego pytania, elegantka zasłoniła dłonią usta, jakby czegoś się obawiając. Jeszcze raz powtórzyła szeptem imię i nazwisko zmarłej, po czym zdjęła z nosa przeciwsłoneczne okulary i spojrzała śmiało na dwójkę stojących przed nią ludzi.
Mężczyzna odruchowo podniósł wzrok na postać kobiety. Teraz mógł w całej okazałości przyjrzeć się jej rysom; miała podłużną twarz, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, wydatne usta o koralowej barwie i jasne oczy w oprawie ciemnych rzęs. Całość dopełniał zgrabny, lekko zadarty nos i zbyt szpiczasty podbródek. Czyżby się głodziła? Charakterystyczne sińce pod jej oczami mogły na to wskazywać. Wyglądała na zmęczoną życiem i lekko podenerwowaną. Jednak, mając na uwadze, że była też pracownicą personelu szpitalnego, Iwo nie wykluczał zwykłego przepracowania lub wypalenia zawodowego, które mogło teraz się jej dawać we znaki.
- Czyżby nosiła po kimś żałobę? – Sylwia szepnęła na ucho do narzeczonego. – Ten ciemny strój i opuchnięte oczy, które kryła pod okularami. Może niepotrzebnie stawiasz ją w takiej sytuacji? A co jeśli to tylko przypadek, że stanęła nad grobem Rozalii.
Iwo zamyślił się. Sylwia mogła mieć rację, jednak coś w jego podświadomości nie pozwalało mu tak sądzić. Znał siebie, a jego przeczucie jeszcze nigdy go nie zawiodło.
- Naprawdę chce pan wiedzieć – Z zamyślenia wyrwał go głos kobiety. – Dobrze, więc panu powiem. Rozalia Kwiecińska była moją siostrą!
- Siostrą?! – wykrzyknęła Sylwia, rozszerzając oczy.
Iwo nic nie powiedział, tylko uniósł brew, jakby to co usłyszał nie było czymś ważnym w tej sprawie, a tylko jakąś błahostką.
- Pani musi być Wiolettą Kwiecińską...
- Teraz już Wiolettą Utrzyk. A pani to kto?
- Sylwia, Sylwia Maglicka, chodziłam do jednej klasy z Lilką, a mój brat był na fakultecie z Rozalią!
- No tak – westchnęła pani Wioletta, po czym uniosła w zamyśleniu głowę ku niebu. – Młodsza siostra Janka Maglickiego... Spotkałam pani brata na Wszystkich Świętych. Położył znicz na grobie Rozalii – dodała nieco ciszej. - To miłe, że wciąż o niej pamięta. Nie sądziłam, że pani też...
- Nie znałam jej osobiście, ale brat zawsze się ciepło o niej wyrażał. Jej odejście było dla niego prawdziwym ciosem.
- Domyślam się... - szepnęła niemal niedosłyszalnym głosem.
- Wybaczą panie, że przerwę – odchrząknął Iwo... – Jak już wspomniałem, chcemy panią poprosić o pomoc.
- Mnie? – Zdziwiła się kobieta. – W jakiej sprawie?
- Nie sprawie, a przypadku?
- Przypadku... - powtórzyła pani Wioletta, otwierając coraz szerzej usta.
- Tak, przypadku. – Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. – Co pani wie na temat panny π ?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top