Rozdział XVI
Rozdział XVI
Rozalia
Wiara to przekonanie, że coś istnieje. Najczęściej kojarzymy to słowo z wyznaniem, lecz to pojęcie jest czymś więcej niż tylko deklaracją religijną. To zaufanie, często ślepe i bezgraniczne. Wierzymy komuś, więc powierzamy mu swoje życie. Wiara to bezpieczeństwo, spokój i pewność, że nic nam się nie stanie. Co jednak, gdy okaże się, że błędnie ulokowaliśmy nasze oczekiwania ? Gdy coś, w co z całych sił wierzyliśmy okazało się kłamstwem? Czułeś tą rosnącą w tobie dezorientację i bezradność? W takich momentach musiałeś na nowo szukać obiektu godnego zaufania. Na nowo zbudować swoje życie i znów uwierzyć.
~ * ~
2024
Porywisty, listopadowy wiatr szumiał pomiędzy nagimi konarami drzew. Zbierało się na wichurę. Niebo przybrało mleczną barwę, którą spowiły siwe chmury. Burza była nieunikniona, pytanie tylko, co tym razem przyniesie? Kolejne opady deszczu, czy może pierwszy śnieg?
Sylwia nie przejmowała się jednak załamaniem pogody. W skupieniu podążała po usłanej brunatnymi liśćmi żwirowej ścieżce na terenie miejskiego cmentarza. Bacznie przyglądała się kolejnym nagrobkom z szarego marmuru, aż w końcu przystanęła przy jednym z nich. Grób nie wyglądał na zaniedbany. Trzy tygodnie temu było obchodzone święto Wszystkich Świętych, więc wiązanki ze sztucznych kwiatów jeszcze nie całkiem spłowiały. Kobieta położyła ostrożnie na marmurowej płycie bukiecik z białych chryzantem i wsunęła do jednego z czerwonych zniczy nowy wkład.
- Iwo, daj ogień! – krzyknęła do mężczyzny, który znajdował się tuż za jej plecami.
Blondyn podał kobiecie zapalniczkę, po czym zaczął przyglądać się, jak szklany przedmiot rozświetla się pod wpływem małego płomienia.
Sylwia otrzepała długi, żakardowy płaszcz i w zamyśleniu błądziła wzrokiem po kamiennej tabliczce, na której widniało imię i nazwisko zmarłej osoby oraz daty jej narodzin i zgonu.
- „Rozalia Kwiecińska, 17.06.1992 – 30.09.2012. Pokój jej duszy." – przeczytała Sylwia.
- To była siostra Lilki Kwiecińskiej?
- Zgadza się. Chodziła na fakultet humanistyczny z moim bratem, Jankiem – odparła rudowłosa, po czym wtuliła się w ramię Iwo. – Bardzo przeżył jej śmierć. Do teraz nie potrafi poukładać sobie życia. To musiało być silne uczucie...
- Jak dowiedział się o tym?
Sylwia na moment zamilkła. Zamknęła oczy i jeszcze raz spróbowała wyobrazić sobie przed oczami swojego brata, w momencie, gdy dotarła do niego ta smutna wiadomość. Widziała jak płacze, słyszała jak wykrzykuje imię Rozalii. Potem wypowiadał je jak mantrę. Czy myślał, że w ten sposób przywróci ją do świata żywych? Kobieta poczuła ucisk w sercu. Nie mogła dłużej pozostać przy tym wspomnieniu. Sylwię też to dużo kosztowało, a Jan nigdy nie powinien dowiedzieć się o tym. Nigdy!
- To... To było tego dnia, gdy miał wyjechać na drugi rok studiów do Poznania. Był w moim pokoju, pytał, czy pomogę mu przy pakowaniu rzeczy – zaczęła niepewnie. - Wtedy... chyba około drugiej po południu ktoś do niego zadzwonił. Janek strasznie pobladł i natychmiast wybiegł do siebie. Potem już tylko słyszałam, jak krzyczy jej imię. W jego głosie było coś niepokojącego. To nie był zwykły krzyk! Miałam wrażenie, że ktoś rozdziera jego duszę... - Sylwia chciała jeszcze coś dodać, ale poczuła na swoich policzkach ciepłe krople łez. Ukryła twarz w dłoniach i kucnęła przy grobie Rozalii.
Iwo westchnął ciężko i delikatnie ujął w swoje dłonie zziębniętą rączkę Sylwii.
- Nie płacz, przecież twój brat żyje!
- Jak zjawa? Widmo? Nie wychodzi do ludzi, całkiem zamknął się w sobie. Ledwo, co skończył studia! – krzyknęła rudowłosa, słysząc komentarz Iwo. - A teraz bezskutecznie szuka pracy. Mówiłam mu, aby się w końcu ogarnął, ale...
- On nie chce o niej zapomnieć – dokończył mężczyzna, uważnie wpatrując się w załzawioną twarz ukochanej.
- Nie rozumiem go. Jak można tak długo rozpamiętywać śmierć kogoś, kogo się nawet dobrze nie znało. Wymienili między sobą kilka słów w liceum, ale to wszystko – dodała, po czym znów w jej oczach zabłysły łzy.
Sylwia przetarła rękawem płaszcza zarumienione policzki, po czym znów podniosła się do wyprostowanej postawy. Milczała uparcie i tylko, co jakiś czas cicho pociągała nosem. Po paru minutach ocknęła się z tego transu i szepnęła do Iwo, który przez ten czas nie puszczał z uścisku jej dłoni.
- Chyba już wiem, dlaczego nie możesz tak samo wymazać ze swojej pamięci panny π . Czasem to nie ilość wymienionych słów decyduje o przywiązaniu do kogoś, ale ilość wspomnień, które łączymy z tą osobą.
Wiatr znów zaszumiał między gałęziami strzelistych brzóz. Niebo zmieniło barwę na głęboki granat, a po chwili na głowy Sylwii i Iwo spadły pierwsze płatki śniegu. Kobieta mimowolnie uniosła wzrok w stronę nieba, jakby chciała tam hen w górze poszukać jakiejś wskazówki.
- Wybaczam... - szepnęła. – Zrób coś z nim, napraw serce mojego brata, tak szybko jak je zatrzymałaś. Chcę, żeby się znów uśmiechał i korzystał z życia.
- Myślisz, że cię słyszy? – spytał kąśliwie Iwo. – Daj jej spokój, tak jak jest napisane na jej grobie. No chyba, że wie, jak brzmi rozwiązanie tej dziwnej sprawy.
- Albo, kto jest podmiotem lirycznym...
Iwo wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i wyświetlił treść wiersza, który został znaleziony przy zamordowanej badaczce.
- „ Milczenie to koniec i początek przyjaźni. Morderca duszący od środka." – odczytał na głos, zerkając to na nagrobek, to na Sylwię, która cały czas wpatrywała się w spadające z nieba płatki śniegu. – Gdy kogoś jeszcze nie znasz, możesz tylko patrzeć na niego w milczeniu. A gdy go już poznałeś, ale coś poszło nie tak... Znów milczysz. Tracisz z kimś kontakt, tak jak go zacząłeś... Byliście sobie obcy i znów jesteście nieznajomymi.
- Tylko, że teraz to już nieznajomymi z przeszłością.
- Czy Lilka Kwiecińska jest dla ciebie też teraz obcą osobą, z którą cię łączą wspomnienia?
- Być może, ale to zdaje się trochę inna relacja niż twoja i panny π.
- Masz rację – westchnął Iwo. – Tylko, że ja nie miałem na to wpływu. Wiktor też nie miał. Ty za to sama zdecydowałaś, że będziesz milczeć. Chciałaś nie odzywać się do Lilki, zakończyłaś waszą znajomość.
- A morderca duszący od środka? – spytała Sylwia. – Co oznacza?
- To ten stan, gdy chcesz komuś coś powiedzieć, ale nie możesz, bo skazaliście się na milczenie. To niewypowiedziane myśli, uczucia i zwykłe słowa... Czy to dowód na to, że Rozalia kochała twojego brata, ale nie potrafiła mu tego wyznać?
- A może to Panna π zagłuszała głos swojego serca.
- Znów mamy wiele pytań, ale bez odpowiedzi – skwitował Iwo, chowając do kieszeni komórkę.
~ * ~
Parę minut później przy tym samym grobie pojawiła się postać jasnowłosej kobiety. Prezentowała się bardzo elegancko w futrze z norek i czarnych, lakierowanych kozakach. Jej głowę zdobił też czarny beret, a oczy miała zasłonięte przez przeciwsłoneczne okulary, które o tej porze roku świadczyły raczej o ekstrawagancji niż o ochronie przed promieniami słońca. Dama miała też skórzane dodatki w postaci rękawiczek i markowej torebki od Diora. Zapewne była zamożną kobietą i dlatego jej pojawienie się przy grobie Rozalii Kwiecińskiej wzbudziło pewne podejrzenie Sylwii.
- Iwo... - Rudowłosa szepnęła do mężczyzny, który już chciał odpalać swój samochód na parkingu przy cmentarzu. – Ktoś pojawił się przy nagrobku!
- Kto?
- Jakaś elegantka w futrze.
- Wiesz co to za jedna?
Sylwia zmarszczyła czoło i obróciła głowę w kierunku kobiety, która stanęła w miejscu widocznym z ich samochodu. Postać złożyła na grobie wieniec ze sztucznych kwiatów i uczyniła znak krzyża. Zapewne chciała się jeszcze pomodlić.
- A niech mnie! – Iwo skierował swoje spojrzenie na nieduży samochód, po przeciwległej stronie parkingu. – Jestem pewien, że gdzieś go już widziałem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top