Rozdział IV

Rozdział IV

Jak w korcu maku...

Co czuje osoba samotna? Pewnie nigdy takie pytanie nie przyszło ci do głowy. Jednak, czy choć raz zastanawiałeś się nad tym, o czym myśli dziecko, z którym nikt nie chce się bawić? Piękne, zielone place zabaw z licznymi huśtawkami i gromadką rozwydrzonych dzieciaków to tylko pozory. Wśród nich jest zawsze jakaś jedna, mała istotka, która wyróżnia się na tle rówieśników. Może nie zawsze ją dostrzegasz, bo jak można być samotnym w otoczeniu kolorowych huśtawek i radosnych, dziecięcych pisków? Najciemniej jest pod latarnią. Niepozorne dziecko, gdzieś obok zjeżdżalni, wpatruje się niemal z załzawionymi oczami w swoich kolegów z podwórka. Wszyscy mają dobry humor i ciągle się śmieją. W morzu wesołych twarzy niknie nam ta postać smutnego, samotnego dziecka, które nie potrafi zintegrować się z innymi. Nie dostrzegamy go, a może nie chcemy zauważyć? Dorosłym zawsze się wydaje, że wszystkie dzieci są takie same i zawsze dobrze się ze sobą dogadują. One tylko się bawią, takie beztroskie istotki, które co chwila wpadają na nową, niesamowita zabawę. Jak nie w chowanego to w klasy, a może berek. Tak, dorośli, oni zawsze wszystko wiedzą lepiej. Nigdy nie zrozumieją, co czuje dziecko, które wypuszczone na podwórko nie spotkało się z akceptacją innych. Samotne i wyśmiewane... ale dla dorosłych to przecież tylko dziecko, które na pewno ma dużo przyjaciół.

~ * ~

2024

Iwo spojrzał uważnie na czystą stronę w Wordzie. Liczyła się każda chwila, a on kompletnie nie miał pojęcia od czego zacząć. Obiecał Sylwii, że napisze. Chciał wyznać wszystko , jak na spowiedzi. Świat powinien poznać prawdę o zmarłej badaczce, którą media nazwały Panną π. Próbując zebrać myśli, mężczyzna zmarszczył czoło i nacisnął energicznie literę na dotykowej klawiaturze w tablecie.

- Tak, jak powiedziałem ci wcześniej... - zwrócił się do rudowłosej kobiety, która oplotła jego zmęczone barki mocnym uściskiem. - Miałem wtedy pięć albo siedem lat. Chyba jednak pięć, nie pamiętam, aby za dużo mówiła. Ja zresztą też byłem małomówny, bo myślałem, że mnie nie zrozumie... Na początku to była tylko wymiana dziecięcych spojrzeń, a potem... - Namiętny pocałunek kobiety nie pozwolił dokończyć mu zdania.

- Potem... - powtórzyła rudowłosa kobieta. - Ona lepiej niż ktokolwiek inny zrozumiała ciebie. - To powiedziawszy, spojrzała w jego błękitne oczy ze współczuciem i zniknęła za drzwiami od jego małego pokoiku z biurkiem. Zostawiła go samego, wpatrzonego w ekran tabletu i jeszcze większym mętlikiem w głowie.

Mężczyzna jeszcze długo wodził za nią wzrokiem, próbując zrozumieć, co rudowłosa postać miała na myśli. Czyżby była zazdrosna? Jeszcze nigdy nie mówił przy niej o jakiejś kobiecie, którą znał, która istniała w jego życiu. Miała więc prawo do tego, by być zazdrosną, ale czemu z jej oczu wyczytał współczucie i troskę. Czyżby jego ukochana Sylwia domyślała się czegoś, co tak bardzo chciał przed nią ukryć?

- Sylwia! - krzyknął za nią. - To ty mnie znasz najlepiej, ale wtedy nie miałem nikogo... Wiesz o tym! Był tam tylko Wiktor, ja i...

- I ona... - usłyszał jej odpowiedź zza drzwi. - Zacznij lepiej pisać ten cholerny artykuł o Pannie π, bo nigdy się od niej nie uwolnisz! A już na pewno nie daruje ci tego Wiktor! Chcesz mu pomóc czy nie?

Iwo spojrzał na pierwsze zdanie, które zdążył zapisać. Uśmiechnął się sam do siebie i jeszcze raz powrócił w myślach do wydarzenia, które raz na zawsze związało jego losy z osobą Panny π.

~*~

1999

To był bardzo pochmurny, lipcowy dzień. Zapowiadało się na deszcz, powietrze było duszne i bardzo nieprzyjemne, ale mimo to duża grupka dzieci z osiedla C.K. Norwida przebywała na placu zabaw.

Dwie siostry bliźniaczki z parteru rozłożyły na trawie różowy kocyk. Następnie przyniosły z mieszkania plastikowe kubeczki oraz ulubione lalki Barbie. Po chwili dołączyły do nich trzy inne dziewczynki, które wystrojone w kolorowe, przewiewne sukienki, usiadły na ich kocu i położyły przed sobą własne lalki. Zapowiadała się miła popołudniowa herbatka.

- A gdzie podwieczorek? - spytała jedna z bliźniaczek. - Jak mogłyśmy o nim zapomnieć? Czym poczęstujemy gości?

- Racja, potrzebna nam służąca, aby upiekła ciasto - stwierdziła jej siostra. - Kto chce być służącą? - spytała po chwili pozostałe dziewczynki.

- Olinka!!! - odparły chórem małe damy i zaczęły szukać wzrokiem swojej koleżanki.

Nagle ich spojrzenia natrafiły na postać chłopca, który właśnie wybiegł z blokowej klatki na podwórko i zmierzał w stronę placu zabaw. Gdy mijał je, jedna z sióstr bliźniaczek, krzyknęła w jego stronę.

- Ty! Jesteś tu nowy?

- Da - odparł chłopiec.

Był to nieco pulchny dzieciak o płowej czuprynie i dużych, błękitnych oczach. Miał czerwone spodenki do kolan i białą bluzkę z krótkim rękawkiem, na której widniała postać Myszki Mickey oraz logo Disney'a. W dłoni trzymał piłkę do gry w koszykówkę.

- Da? - powtórzyła zdziwione dziewczynka. Zatrzepotała z niedowierzeniem rzęsami i zachichotała cicho.

- A jak się nazywasz?

- Iwanek - odparł grzecznie chłopczyk.

- Słyszycie go? - mała dama w zielonej sukience i dużą kokardą we włosach obróciła się w stronę swoich koleżanek, które natychmiast parsknęły śmiechem. - Ale ma głupie imię i śmiesznie mówi...

- To Ruski! - dodała inna dziewczynka. - Wprowadził się wczoraj do mieszkania na drugim piętrze w mojej klatce. Cała jego rodzina tak dziwnie mówi, ale rozumie polski.

- Ruski! Ruski! - krzyknęły w stronę chłopca dziewczynki, śmiejąc się coraz głośniej.

- Nie Ruski, z Ukrainy... - zaczął tłumaczyć się dzieciak.

- Ruski! Ruski! - Piski dziewczynek zwabiły inne dzieci z placu zabaw.

- Dlaczego Ruski? - spytała dziewczynka o piwnych oczach, która przeciskając się wśród tłumu roześmianych dzieci, stanęła obok koleżanek.

- Spadaj, Olinka. Ty nic nie rozumiesz... - rzuciła w jej stronę jedna z bliźniaczek. - Ruski i tyle. Kolejny debil na tym podwórku, taki jak ty.

- A co w nim jest nie tak? - Olinka ponownie zadała pytanie.

Gdy podeszła bliżej chłopca, zauważyła, że na jego rumianych policzkach pojawiły łzy. Stał zdezorientowany i całkiem bezradny. Chciał wyjść z koła, ale drogę zagradzały mu inne dzieciaki, które rzucały w jego stronę coraz gorsze wyzwiska.

Tylko jeden chłopiec nic nie mówił i tak, jak Olinka obserwował w milczeniu całą tę scenkę.

Wtem zerwał się silny wiatr. Niebo przysłoniły gradowe chmury oraz świetliste zygzaki błyskawic. Po chwili zaczął padać deszcz.

- Burza! - krzyknął jakiś dzieciak z piegami rozsianymi po całej twarzy.

Wszyscy zaczęli biec, ile sił w nogach, do swoich mieszkań. Rodzice uczyli, że nie można być podczas burzy na podwórku, bo jeszcze strzeli w kogoś piorun. W ciągu zaledwie kilku minut plac zabaw był prawie całkiem pusty. Opustoszało podwórko i tylko troje dzieci, ani nie drgnęło, gdy zaczęły na nie spadać pierwsze krople deszczu. Wpatrywały się w siebie nawzajem. Dwóch chłopców i jedna dziewczynka.

- A ty czemu nie idziesz do domu? Twoja mama będzie zła - Olinka spytała chłopca o ciemnych włosach, który błędnym wzrokiem wpatrywał się w burzowe ciemne chmury.

- Grzmot był po 20 sekundach. Czuli burza jest daleko i nic nam nie zrobi - odparł chłopiec, ledwo dosłyszalnym głosem. Był bardzo skupiony i wciąż liczył czas, po pojawieniu się na niebie błyskawic.

- Dljaczego to zlobilji? - odezwał się nieśmiało błękitnooki blondyn, który zamiast uciec do mieszkania, także został na placu zabaw, gdzie przed chwila wyśmiewały się z niego wszystkie dzieciaki z osiedla C. K. Norwida. - Ja, nie jestem Ruski. Dljaczego oni mnie nie ljubią?

- Bo to idioci! - odparł ciemnowłosy chłopiec, po czym powrócił do swoich obliczeń. - 35 sekund!

- Alje oni mówilji cjo innego...

- Z tobą wszystko jest w porządku! - dodała szybko dziewczynka o piwnych oczach, podchodząc do chłopca o płowej czuprynie. - Jestem Olinka!

- To tji masz dziwne imję.

- Tak - uśmiechnęła się pięciolatka w niebieskiej sukience w marynarskie paski. - A ten chłopiec, co tylko coś liczy, to Wiktoś...

- Sam umiem się przedstawić! - usłyszeli głos chłopca, który natychmiast zakomunikował, że burza jest bardzo daleko, a deszcz już prawie przestał padać.

- Czy oni też się z was śmialji? - spytał blondyn, mierzwiąc mokre włosy. Nie był już smutny. Jego twarz rozpogodziła się wraz ze zniknięciem ołowianych chmur na niebie.

- Inne dziewczynki nie chcą się ze mną bawić i mówią, że jestem głupia, bo mam imię, jak Olinek Okrąglinek. A ja bardzo lubię tę bajkę. Nie chcą mnie w swoich klubach i nie wpuszczają do bazy. Mogę być tylko służącą. Kuzyni mnie biją i zabierają ulubione lalki. Kiedyś zamknęły mnie na balkonie i dostali za to manto. Dlatego mnie nienawidzą. - westchnęła Olinka.

- Mnie też nie lubią. Naprawdę nie wiem za co - powiedział Wiktoś. - Chłopaki nie chcą się ze mną bawić, bo nie umiem grać w nogę. Śmieją się ze mnie, że ciągle przegrywam w chowanego. Za to wolę czytać książki. Na urodziny dostanę od rodziców encyklopedię - wyszczerzył zęby.

- Jesteścje inni, od dzieci, które znam. Czy mogę się z wami bawić? - spytał blondyn.

- Tak, a możemy mówić ci Iwo? - spytała Olinka. - To łatwiejsze do zapamiętania.

- Da - uśmiechnął się chłopiec, po czym kopnął w ich stronę piłkę, którą cały czas kurczowo trzymał w dłoniach.

Przez parę minut głośno śmiejąc się dokazywali na mokrej trawie, przeskakując przez kałuże i odbijając do siebie piłkę. Dopiero krzyki zatroskanych rodzin przerwały ich zabawę i zmusiły do powrotu do domu. Jednak okazało się, że nie muszą wychodzić na podwórko, aby się razem spotkać. Wystarczyło, że cała ich trójka znalazła się w tej samej chwili na balkonach od swoich mieszkań. Wiktoś i Olinka po jednej stronie ulicy na czwartym piętrze bloku, a Iwo po drugiej stronie ulicy na drugim piętrze. Codziennie machali do siebie i obdarowywali się radosnymi uśmiechami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top