7.
Na stołówce nie było nikogo. Panował tam półmrok, sama w zasadzie nie wiedziałaś, która była godzina. W miejscu, gdzie wisiał zegar było ciemno. Lubiłaś ciszę, ale cały dzień w niej przesiedziałaś i miałaś ochotę posłuchać swoich rozgadanych przyjaciół. Machałaś sobie widelcem przed nosem i odleciałaś myślami.
Przypomniał Ci się list od ojca, na który miałaś odpisać już kilka dni temu. Chociaż tak czy inaczej napisał Ci, że musi wyruszyć do muru Sina na kilka tygodni, więc nie odczytałby Twojej odpowiedzi. Zastanawiałaś się, jak zareaguje na wieść o Twoim wyborze. O dołączeniu do zwiadowców. W zasadzie to pewnie byłby zdziwiony tylko przez chwilę; wiedział, że większość Twoich decyzji była podejmowana przez intuicję. Ale czy i napewno tym razem był to dobry wybór?
Nagle w Twojej głowie pojawił się obraz Levia. Zastanawiała Cię jego osoba; był strasznie niemiły, oschły, ale ostatnio coś się chyba zmieniło. Chociażby pomógł Ci przy papierach, rozmawiał z Tobą jak człowiek. Nie był tak zimny w stosunku do Ciebie jak w ciągu pierwszych dni. "Zawsze tak surowo traktuje rekrutów"- Erwin powiedział to do Ciebie tej nocy, nocy przyjazdu do korpusu.
Twoje rozmyślenia przerwał widelec, który z hukiem spadł na ziemię. Podskoczyłaś w miejscu i podniosłaś go, następnie odkładając naczynia w odpowiednie miejsce. Skierowałaś się do wyjścia, potem rozejrzałaś się po korytarzu. Panował tam półmrok, ale dobrze wiedziałaś gdzie iść. Powoli ruszyłaś w stronę pokoju przyglądając się drodze. Podłoga lśniła od czystości, nigdzie nie było nawet śladu kurzu. Uśmiechnęłaś się. Lubiłaś porządek, szczególnie podobało Ci się, jeśli duże pomieszczenia były schludnie utrzymane. Nie to co biuro Hanji..
Powoli otworzyłaś drzwi od pokoju i zauważyłaś, że na podłodze siedziały wszystkie dziewczyny z Twojego korpusu treningowego. Uniosłaś brwi do góry ze zdziwienia i spojrzałaś na wszystkie po kolei. Wszystkie były w piżamach i siedziały w kole, więc zapewne urządzały sobie "wieczór plotek". Pierwsza zauważyła Cię Mikasa, która uśmiechnęła się w Twoją stronę. Odwzajemniłaś gest, a zaraz wszystkie dziewczyny patrzyły na Ciebie.
-(Y.N) gdzieś Ty była?! Nie byłaś na treningu, martwiliśmy się! Na dodatek kapitan nic nie mówił! - krzyknęła Christa i podeszła do Ciebie. Zakłopotałaś się, podparłaś się rękoma o biodra.
-Cóż.. - zaczęłaś, ale nie było Ci dane skończyć.
-Idź się przebierz i wszystko nam opowiesz! - powiedziała Sasha z buzią pełną jedzenia. Dziewczyny pokiwały głową popierając brązowowłosą, więc nie protestując wzięłaś piżamę i ruszyłaś do łazienki.
———
Po wykonaniu toalety ubrana w (F.C) luźną bluzę z kapturem i spodenkach usiadłaś między Mikasą a Ymir. Wzrok wszystkich skupiony był na Tobie, dlatego lekko się zestresowałaś.
-Więc.. przed samym treningiem Hanji poprosiła mnie o pomoc przy dokumentach, więc się zgodziłam. Poszłyśmy spytać o zgodę kapitana i.. zgodził się. - w tamtym momencie miny niektórych dziewczyn wyglądały komicznie. Co jak co, ale nie dziwiłaś im się; sama byłaś w lekkim szoku, kiedy Levi się zgodził. - Potem poszłyśmy do jej biura i siedziałam tam sama ze trzy godziny. Później przyszedł generał i dołożył mi roboty. Jakiś czas później do gabinetu wszedł kapitan i pomógł mi uzupełniać papiery. Potem... - chciałaś opowiadać dalej, ale palec wskazujący Ymir powędrował w stronę Twoich ust. Zdezorientowana spojrzałaś na dziewczynę.
-Czekaj czekaj czekaj. Levi pieprzony Ackerman sam z siebie postanowił pomóc ci w pracy? - spytała z taką powagą, jakiej się u niej spodziewałaś. Zabujała się w nim czy jak?
-No tak, ale.. - tym razem przerwał Ci głośny śmiech brązowowłosej. Byłaś strasznie zmieszana, nie wiedziałaś co powinnaś ze sobą zrobić. Spojrzałaś po kolei po dziewczynach, które patrzyły na ciebie równie zdezorientowane.
-Słuchaj... - zaczęła i złapała się za brzuch nie mogąc powstrzymać śmiechu. - romansik czuć na kilometr. Jak to się mówi... niech wam bóg wynagrodzi w dzieciachahah - ponownie wybuchła, tym razem kładąc się na ziemi i turlając ze śmiechu. Christa kucnęła nad nią i starała się ją opanować, ale na marne.
-(Y.N), to naprawdę dziwne, że on pomógł ci sam z siebie po tym, jak pozwolił opuścić ci trening. Jesteś pewna, że niczego od ciebie nie chce? To kompletnie nie w jego stylu, szczególnie jeśli chodzi p rekrutów. - spytała spokojnie Mikasa. Spojrzałaś na nią czując się naprawdę nieswojo. Miałaś wrażenie, że dziewczyny zaraz pomyślą o Tobie jak o jakiejś ulubienicy dowództwa. Wstałaś i cofnęłaś się kilka kroków. Skrzyżowałaś ręce na piersiach i zacisnęłaś je. Byłaś strasznie speszona. Chciałaś odpowiedzieć, ale kiedy otworzyłaś usta przerwała Ci Christa.
-Dziewczyny, myślę, że już najwyższa pora iść spać. - powiedziała spokojnie, następnie pomagając Ymir wstać. Dziewczyna patrzyła na Ciebie prześmiewczo, jakby zaraz miała rzucić kolejnym nieprzyjemnym dla Ciebie żartem. Twoje przyjaciółki nic nie mówiły, tylko pożegnały się i wyszły z pokoju. Odrazu rzuciłaś się na łóżko i wcisnęłaś głowę w poduszkę. Poczułaś dotyk na ramieniu, dlatego przekrzywiłaś twarz na tyle, żeby patrzeć w oczy Chriście.
-Nie przejmuj się nią. Czasem lubi robić sobie żarty z innych. - blondynka posłała Ci pocieszający uśmiech i poszła zgasić światło. Obróciłaś się na plecy i w ciemności wpatrywałaś się w sufit oświetlany przez światło księżyca.
A co jeśli one miały racje? Jak Levi rzeczywiście coś po prostu od Ciebie chce? Już miałaś nadzieję, że kapitan naprawdę Cię polubi. Pytanie jednak brzmiało inaczej: dlaczego miałaś taką nadzieję?
Wiedziałaś jedno; to będzie długa noc.
———
Zmrużyłaś oko na może dwie godziny. To było zdecydowanie za mało, żebyś mogła się wyspać. Leżałaś w łóżko do około piątej nad ranem, po czym podniosłaś się i poszłaś do łazienki. Spoglądają w lustro zauważyłaś, że miałaś straszne wory pod oczami. Obmyłaś twarz zimną wodą i ubrałaś mundur, następnie wychodząc z pokoju.
Jak zwykle o tej porze kręciło się zaledwie kilku zwiadowców. Rekruci tego dnia nie mieli żadnego treningu, jednak było zapowiedziane spotkanie z generałem. Miał poinformować o czymś ważnym, zapewne o wyprawie za mury. Przechodziłaś korytarzami budynku już wiele razy, ale zawsze byłaś pod wrażeniem jego wielkości. Każde piętro miało wysokość około trzech lub czterech metrów, na ogół takiej niskiej osobie jak Tobie wydawało się jeszcze wyższe. Twój ojciec zawsze w żartach pytał się Ciebie jaka pogoda tam na dole, zawsze po tym wściekałaś się i robiłaś mu wywody, z których on niewiele sobie robił. Uśmiechnęłaś się sama do siebie. Chciałabyś, żeby teraz był z Tobą i powiedział Ci to. Tęskniłaś za nim, nie oszukujmy się.
Wyszłaś na świeże powietrze, ale nie było tak chłodno i przyjemnie jak zwykle. Tym razem od samego rana dało się przeczuć, że cały dzień będzie niewyobrażalnie gorący. Podeszłaś do tej samej ławki co zwykle, przetarłaś ją i usiadłaś.
W nocy przemyślałaś sobie kilka rzeczy; głównie Twoją relację z Leviem. Właściwie to nigdy nie zachowywał się jakby chciał coś osiągnąć. Jak go poznałaś był okropny; oschły i nie wykazujący żadnego zainteresowania. Z biegiem czasu spotykałaś go w nocy, ale wtedy nie był jak zawsze. Wydawało Ci się, że po prostu przekonał się do Twojej osoby i zauważył w Tobie kogoś godnego zaufania. "Jesteś pewna, że on niczego od Ciebie nie chce?" Nie byłaś. Mimo wszystko nie miałaś zamiaru podejrzewać takich rzeczy. Postanowiłaś dalej traktować go tak, jak wcześniej- jako kapitana i dobrą osobę. Uświadomiłaś sobie, że nie wiedziałaś o nim kompletnie nic, pomijając wiedzę o tym jak się nazywa i jego uwielbienie do porządków.
Twoje myśli jakby wywołały Ackermana i kiedy drzwi budynku się otworzyły, czarnowłosy wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się i zauważając Ciebie przewrócił oczami, po czym poszedł przed siebie. Postanowiłaś dogonić go i chociaż był to niepewny krok, chciałaś zaryzykować.
-Kapitanie! - krzyknęłaś zbliżając się do niego, jednocześnie zwracając jego uwagę na Ciebie. Nie zatrzymał się, jednak nie zaczął uciekać w popłochu. Mały sukces. - Dzień dobry. Chciałam jeszcze raz podziękować za wczoraj. - uśmiechnęłaś się szeroko i wyrównałaś swoje tępo do niego. Kobaltowe oczy nawet przez chwilę nie powędrowały w Twoją stronę, a na twarzy czarnowłosego była wymalowana obojętność.
-Ta. - odpowiedział krótko i w tym samym czasie weszliście do stajni. Przystanął i spojrzał w Twoim kierunku, ewidentnie lustrując Twój ubiór. Sam też ubrany był w mundur. - Osiodłaj swojego konia. W końcu masz trening do odrobienia. - nie protestowałaś. Poszłaś do siodlarni po sprzęt, przy okazji łapiąc kilka szczotek. Idąc w kierunku boksu swojego ogiera miałaś nadzieję, że nie jest uwalony w kupie od pęcin po uszy. Powoli zajrzałaś do środka i z radością stwierdziłaś, że od wczoraj jego stan czystości nie uległ zmianie.
-Kocham cię ty kupo siwej sierści! - powiedziałaś do niego i poklepałaś po szyi. Zaśmiałaś się i szybko przeczyściłaś go z kurzu, następnie zarzucając siodło i zakładając tranzelkę. Z już gotowym koniem wyszłaś na korytarz stajni i wyjrzałaś w stronę klaczy Levia. Jej boks był otwarty na oścież, a zaraz potem wyszła razem z Ackermanem na grzbiecie. Szybko wskoczyłaś na swojego konia i ruszyłaś obok kapitana. Bardzo lubiłaś jeździć konno z rana, było to o wiele przyjemniejsze dla jeźdźca i konia niż smażenie się w południe. Zaraz po przekroczeniu bramy korpusu ruszyliście kłusem.
-Gdzie w zasadzie jedziemy? - spytałaś towarzysza, który był bardzo skupiony na drodze.
-Do lasu. Przećwiczysz tam manewry związane z pogonią i ewentualną ucieczką przed tytanem. - powiedział. Wydawało Ci się, że on również lubił jeździć. Nie wiedziałaś dlaczego, po prostu odniosłaś takie wrażenie.
-Mógłby mi kapitan opowiedzieć trochę o wyprawach za mury? Ciekawi mnie, jakie to uczucie. - Levi spojrzał na Ciebie pytająco.
-Jakie to uczucie? Patrzysz w oczy śmierci. Jedziesz ze świadomością, że możesz już nie wrócić. Twoje pozbawione sensu istnienie może zakończyć się w każdej chwili. Większość nowych ulega takiemu paraliżowi, że nie są zdolni nawet kiwnąć palcem, a co dopiero pokonać wielkiej kupy gówna. - powiedział co chwilę zerkając to na drogę, to na Ciebie. Słuchałaś go z ciekawością i stwierdziłaś, że próbował Cię nastraszyć. - Widziałaś ty kiedykolwiek tytana?
-Tak. - odpowiedziałaś pewnie, starając się nie przywołać traumatycznego obrazu z dzieciństwa.
-Z bliska? - odwróciłaś wzrok i wbiłaś go w uszy swojego konia.
-Na moich oczach została pożarta moja własna matka. Widziałam go z bliska. Patrzyłam mu w oczy. - tym razem nie dałaś się smutkowi i na Twojej twarzy pozostał uśmiech. To była przeszłość, którą musiałaś zostawić za sobą. Ponownie spojrzałaś w oczy Levia i posłałaś mu uśmiech. Nie skomentował tego, ale i nie wydał się przejęty.
Kapitan ruszył galopem, na co Twój ogier sam zareagował pogonią. Uspokoiłaś go i zrównałaś z tempem klaczy Ackermana. Powoli zbliżaliście się do lasu, kilkaset metrów przed Levi znacząco przyśpieszył. Zrobiłaś to samo i tak po raz drugi zaczęłaś się z nim ścigać.
-Za pierwszym drzewem zrobisz mocny zryw żeby zawrócić. - wykrzyczał kapitan i zwolnił swoją klacz. Ty dodatkowo napędziłaś siwka i dojeżdżając do celu wykonałaś rozkaz. Prawie straciłaś równowagę, ale starałaś się to zatuszować i wróciłaś do czarnowłosego, który skinieniem głowy kazał Ci powtórzyć. Ruszyłaś szybkim galopem i metr przed drzewem dałaś znać ogierowi o nadchodzącym manewrze. Jego jedno ucho było skierowane do tyłu, co oznaczało, że słuchał Twoich sygnałów.
-Dalej! - krzyknęłaś do niego i ściskając łydkami jego boki skręciłaś wodze. Prawie w miejscu wykonaliście zwrot, tym razem złapałaś się jedną ręką grzywy w celu złapania dodatkowej równowagi. Zatrzymałaś się przy Leviu i czekałaś na dalsze rozkazy.
-Staraj się mniej pracować rękoma. Sygnały muszą być mocne, ale nie porywcze.
-Corrado jest dość trudny do prowadzenia w zakrętach. Słucha moich poleceń, ale krnąbrnie podchodzi do ostrych zrywów. - wyjaśniłaś szybko. Mimo tego, że kochałaś swojego konia i dobrze się z nim porozumiewałaś, to nadal był ogier szkolony pod osiąganie wysokich prędkości. Nie zawsze słuchał się Ciebie w stu procentach, ale i tak było lepiej niż w korpusie treningowym.
-Nie możesz dać mu się zdominować. Musisz pracować nad stanowczymi znakami. - powiedział i ruszył powoli przed siebie. Dorównałaś mu tempa i w ciszy czekałaś na dalsze polecenia. - Jako, że nie masz sprzętu do manewrów, poćwiczysz jeszcze te zwroty i zakręty. Koń zwiadowcy musi być usłuchany i idealny pod każdym względem.
———
Po dwóch godzinach treningu zdyszana podjechałaś do Levia. Ciągła jazda w tak ciężkich manewrach była naprawdę męcząca. Stanęłaś przed karą klaczą i czekałaś na dalszy rozkaz.
-Na dzisiaj starczy. Wracamy. - Kapitan zawrócił konia i ruszył żwawym kłusem. Uspokoiłaś oddech i podjechałaś bliżej niego.
-Jeśli mogę spytać, dlaczego Kapitan wybrał zwiadowców? - spytałaś. Levi spojrzał na Ciebie kątem oka.
-Dlaczego cie to interesuje? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Wzruszyłaś ramionami.
-Dobrze jest wiedzieć coś o przełożonych. - uśmiechnęłaś się lekko, ale czarnowłosy nie zareagował. Stwierdziłaś, że po prostu nie ma ochoty rozmawiać o swojej przeszłości.
-Nie miałem wyboru.
-Jak to? - spytałaś odrazu po otrzymaniu odpowiedzi. Levi złapał mocniej wodze i widocznie chciał przyśpieszyć.
-Ja ci nie wchodzę z buciorami w życie. - odpowiedział oschle i pogonił konia do galopu. Przestałaś się uśmiechać i również zaczęłaś galopować, jednak specjalnie go wyprzedziłaś. Zrobiłaś między wami odstęp i spojrzałaś do tyłu na kapitana, który zaczął Cię doganiać. Nie wiedział, że to nie było najszybsze tempo Twojego ogiera. Bardziej pochyliłaś się do przodu i wypuściłaś wodze, dając znać siwkowi o przyzwoleniu na wyścig "ile fabryka dała" ponownie odwróciłaś się, kobyła Levia była pyskiem na wysokości zadu Twojego konia. Uśmiechnęłaś się jeszcze szerzej i wstałaś w strzemionach rozkładając ręce na boki. Odchyliłaś głowę do tyłu i zaczęłaś się śmiać. Kochałaś to poczucie wolności, które dawały Ci wyścigi.
————————
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top