5.
Tego samego wieczoru, po zjedzeniu kolacji chciałaś iść prosto do pokoju. Miałaś dość tłumaczenia znajomych co, jak i gdzie się stało. Rozumiałaś, że byli ciekawi, ale pytania stały się strasznie męczące.
Korytarze o tej porze dnia były przepełnione ludźmi; nie tylko zwiadowcami, ale również posłańcami, którzy przywozili kolejne wieści z muru Shina. Podejrzewałaś, że Erwin wraz z innymi miał mnóstwo roboty. Myśląc o nim przypomniało Ci się coś, co miałaś zrobić po powrocie z treningu; odniesienie mu płynu odplamiającego. Niby nic ważnego, jednak chciałaś wywiązać się z danego słowa. Zrobiłaś zwrot na pięcie i ruszyłaś w stronę wyjścia z budynku.
Wychodząc na świeże powietrze przystanęłaś na chwilę. Zamknęłaś oczy i wzięłaś głęboki wdech. Kiedyś robiłaś to co wieczór; kiedy Twój ojciec był w domu, towarzyszył Ci. Teraz mając pełne ręce roboty zapomniałaś, że miałaś odpisać mu na list, który został dostarczony kilka dni temu, jeszcze w korpusie treningowym. Szczerze nie wiedziałaś, jak zareaguje na wieść o dołączeniu do zwiadowców.
Otworzyłaś oczy i ruszyłaś w kierunku stajni. Droga była słabo oświetlona, ale zapamiętałaś trasę i bez problemu trafiłaś do budynku. Podeszłaś do bosku swojego siwka i podrapałaś go za uchem. Zareagował wesołym zarżeniem, na co się zaśmiałaś. Podeszłaś do miejsca, w którym zostawiłaś buteleczkę, ale ku Twojemu zdziwieniu jej tam nie było. Rozejrzałaś się i przeszłaś obok wszystkich boksów. Nie było po niej ani śladu. Postanowiłaś przejść się jeszcze wokół stajni. Za wszelką cenę nie chciałaś podpaść Erwinowi drugiego dnia. Wyszłaś na zewnątrz i mimo słabego światła przeszukałaś cały teren. Wszystko na nic. Poddałaś się i postanowiłaś wybrać się w miejsce, w którym spędziłaś wczorajszy wieczór.
Wskoczyłaś na murek i zrezygnowana spojrzałaś w gwiazdy. Niebo tej nocy było piękne. Nie było na nim ani jednej chmury, a księżyc mimo tego, że nie było pełni świecił jak lampa. Wzięłaś głęboki oddech i schowałaś twarz w dłoniach. Nie chciałaś długo wracać do głównego budynku, bo to oznaczałoby konfrontacje z Erwinem. Był dla Ciebie miły i nawet pożyczył Ci płyn, a Ty go zgubiłaś. Nie mogłaś uwierzyć w pecha, który prześladował Cię tamtego dnia.
Słysząc za sobą kroki odwróciłaś się i zauważyłaś, że wolnym krokiem zbliżał się do Ciebie Levi. Jego czarne włosy w świetle rzucanym przez księżyc lekko połyskiwały, wydawały się naprawdę zadbane. Tak samo jak Ty ubrany był w mundur tylko, że miał na sobie dodatkową kurtkę. Żałowałaś, że też na to nie wpadłaś; robiło się coraz zimniej.
Nie odzywając się, mężczyzna usiadł metr od Ciebie. Podniósł swój wzrok w stronę gwiazd. Nie byłaś do końca pewna, czy zaczynać rozmowę. A może warto byłoby zapytać o prawdopodobną wyprawę za mury? Tak naprawdę miałaś wąski zasób bezpiecznych tematów do rozmowy, a ten- zdecydowanie do niego nie należał. Byłaś prawie pewna swojej racji. Reakcję można by było chociażby przypuścić, ale nie w tym wypadku, nie z tym człowiekiem. Mimo wszystko po dłuższym namyśle postanowiłaś zaryzykować.
-W najbliższym czasie odbędzie się wyprawa za mury, prawda czy fałsz. - powiedziałaś prosto z mostu. To nawet nie brzmiało jak pytanie- potrzebowałaś tylko potwierdzenia. Gra w podchody mogłaby w tym przypadku mieć gorsze skutki.
Cały czas wpatrywałaś się ze spokojem w gwiazdy, ale kiedy poczułaś na sobie wzrok Levia również skierowałaś go ku niemu. Mężczyzna miał uniesioną jedną brew do góry.
-Prawda. - tym razem to Ty uniosłaś brwi. Jak widać, obrał Twoją taktykę; prosto z mostu. Po kilku sekundach na Twoją twarz ponownie wpłynął spokój. Urwałaś kontakt wzrokowy i spojrzałaś na trawę. Czyli Twoje przypuszczenia były słuszne. Tylko że.. dlaczego się tym nie zestresowałaś? Tylu zwiadowców ginie na każdej wyprawie, a Ty przyjęłaś tą informację ze stoickim spokojem.
Może to dlatego, że widziałaś już tytanów? Byłaś świadoma, jak obrzydliwymi i bezuczuciowymi istotami one są. Zabrały Ci osobę, którą kochałaś, a dzięki wyprawom za mury będziesz miała okazję się zemścić. Zabić tą kupę bezmózgiego gówna. Przeciąć kark zabierając im ich nic niewarte życie, tak samo jak oni zabrali życie Twojej ukochanej matce.
Uśmiechnęłaś się lekko i przeniosłaś wzrok spowrotem na Levia. W tamtym momencie potrzebowałaś chwili na przetrawienie informacji, więc nic nie mówiąc Twoje oczy skierowały się w górę.
A co jeśli tam zginiesz? Na swojej pierwszej wyprawie. Kilka dni po niej Twój ojciec dostałby list informujący o śmierci, w którym ktoś napisałby, jak to dzielnie walczyłaś, jaką odwagą się wykazałaś. Tak naprawdę wszystko w nim byłoby gówno prawdą. Zostałabyś po prostu pożarta przez pierwszego lepszego tytana, przez słabość, nieuwagę lub paraliż na ich widok.
-Myślisz o swojej śmierci, prawda czy fałsz. - słysząc Ackermana przeniosłaś na niego swój zdziwiony wzrok. Naprawdę to powiedział? I to w taki sposób jak Twoje wcześniejsze pytanie? Uśmiechnęłaś się ze spokojem i zamykając oczy zaśmiałaś się cicho.
-Prawda. - odpowiedziałaś. - ale to nie znaczy, że się boję. - dodałaś szybko. Czarnowłosy po prostu wpatrywał się w Ciebie, oczekując wyjaśnienia. -Tytani zabrali mi już kogoś ważnego. Byłoby miło po śmierci spotkać tą osobę. - mimo prób utrzymania uśmiechu poczułaś, że kąciki Twoich ust opadają, a w oczach zbierają się łzy. Nie chcąc pokazywać swojej słabości uniosłaś głowę do góry i zamknęłaś oczy, tym samym nie pozwalając wypłynąć ani jednej łzie. Nie chciałaś nawet myśleć o tym, jak żałośnie musiałaś wyglądać.
-Mi też zostali odebrani przyjaciele. - powiedział cicho Levi. Przeniosłaś na niego wzrok, przez przypadek wypuszczając jedną łzę ze swojego oka. Szybkim ruchem ją wytarłaś i mrugnęłaś kilka razy.
Miałaś nadzieję, że mężczyzna jeszcze coś dopowie, jednak na to się nie zbierało. Wyglądał na przybitego, pierwszy raz widziałaś wyraźną emocję na jego twarzy. Najwyraźniej był to ciężki temat, którego nie chciał poruszać. Nie mogłaś powstrzymać wyrobionego odruchu i szybko przybliżając się, objęłaś jego szyję. Kiedy jednak uświadomiłaś sobie do czego się dopuściłaś, odsunęłaś się jak oparzona i wstałaś na równe nogi.
-Przepraszam.. - powiedziałaś nawet nie spoglądając na jego twarz. Przeskoczyłaś murek i pobiegłaś w stronę budynku głównego.
———
Krążyłaś chwilę przez korytarze nie mogąc uwierzyć, do czego się dopuściłaś. No przecież będziesz miała przegrane. Jednego dnia dwie wielkie wpadki z Kapitanem..
Będąc zagubiona we własnych myślach nie zauważyłaś, że ktoś przed Tobą szedł przez co wleciałaś w wysoką osobę. Podniosłaś wzrok i zamarłaś. Przed Tobą stał nikt inny jak Erwin. Poczułaś, że krew odpływa Ci z twarzy.
-Przepraszam. - powiedziałaś krótko wpatrując się w spokojną twarz generała. Wydał się dziwnie zmartwiony, zmarszczył brwi.
-Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blada. - powiedział, na co wymusiłaś uśmiech. Raz kozie śmierć, odrazu chciałaś wspomnieć o płynie. Nic w ten dzień nie mogło potoczyć się gorzej.
-Nic mi nie jest. Jeśli chodzi o płyn..
-Wiem, Levi mi go przyniósł. Powiedział, że po dzisiejszych przeżyciach napewno o nim zapomniałaś. - zaśmiał się krótko, a Tobie ponownie zrobiło się słabo. Co to wszystko miało znaczyć?
-Generał wybaczy, ale pójdę do pokoju. - powiedziałaś szybko i chwiejnym krokiem wyminęłaś Smitha. Podtrzymując się poręczy pokonałaś schody, następnie kierując się prosto do celu.
———
Powoli otworzyłaś drzwi od pokoju i zauważyłaś, że dziewczyny już śpią. Ściągnęłaś buty i na palcach weszłaś do pomieszczenia. Ściągnęłaś kurtkę i powiesiłaś ją w szafie, z której wyciągnęłaś również piżamę, a następnie poszłaś w stronę łazienki.
Stojąc przed lustrem i wpatrując się w swoje odbicie rozpuściłaś włosy. Zdjęłaś pasy, następnie koszulę i spodnie. Nie patrząc dłużej na siebie pozbyłaś się bielizny i weszłaś pod prysznic.
Puściłaś gorącą wodę i pozwoliłaś jej lecieć na czubek swojej głowy, przez co byłaś cała mokra. Nie zakręcając jej oparłaś się plecami o zimną ścianę i schowałaś twarz w jeszcze mroźnych dłoniach. Chciałaś, żeby jutro nigdy nie nadeszło.
———
Zdyszana podniosłaś się do siadu. Znowu ten cholerny sen. Dlaczego ona Cię nachodziła w nocy? Nie mogłaś tego zrozumieć. Oddychając nierówno spojrzałaś w stronę zegarka. Za dziesięć piąta. Dzień zapowiadano gorący, dlatego trening miał się odbyć wyjątkowo o ósmej, jazda konna. Stwierdziłaś, że nie było sensu iść spać. Na dworze już robiło się jasno, śniadanie było od szóstej. Zeskoczyłaś z łóżka i szybko ubrałaś mundur. Oszczędziłaś sobie pasów, po śniadaniu będziesz miała na nie czas. Związałaś włosy w wysokiego koka i przemyłaś twarz zimną wodą.
Wyszłaś z pokoju i powoli skierowałaś się do wyjścia. Schowałaś ręce w tylnych kieszeniach spodni i oglądałaś puste korytarze budynku. Nikt najwyraźniej nie był na tyle głupi, żeby wstawać o tej godzinie.
Wilgotne, świeże powietrze uderzyło w Ciebie odrazu po wyjściu na zewnątrz. Rozejrzałaś się i podeszłaś do ławeczki, na której usiadłaś pierwszego dnia. Rozciągnęłaś się, następnie zaczynając truchtać wokół całego korpusu.
Trawa, na której jeszcze była rosa moczyła Twoje buty. Cała okolica była naprawdę ładna. Kiedy nikt nie krążył dookoła wszystko wydawało się dwa razy większe. Postanowiłaś zrobić jeszcze kilka okrążeń, zajść do stajni wyczyścić konia i dopiero pójść na śniadanie.
———
Zakończyłaś wszystko, co zaplanowałaś. Twój siwek tego dnia był bardzo biały; prawie w ogóle nie było widać żółtych plam. Zadowolona z siebie ruszyłaś w stronę budynku głównego. Głód po długim czasie zaczął w Ciebie uderzać.
Po wejściu na stołówkę zauważyłaś, że o tak wczesnej godzinie jest dużo osób. To zapewne przez zmianę godziny treningu. Zdziwiłaś się, kiedy zauważyłaś Jeana. Wzięłaś śniadanie i ruszyłaś w stronę stolika, przy którym siedział.
Położyłaś tackę po jego prawej i usiadłaś na ławeczce. Spotkał Cię nieprzytomny wzrok chłopaka. Zaśmiałaś się cicho i pomachałaś ręką przed jego twarzą.
-Halo, jesteś tu, czy nadal w łóżku? - spytałaś retorycznie z uśmiechem na twarzy. Brązowooki zareagował powolnym mrugnięciem, następnie chowając twarz w dłoniach.
-Daj mi spokój (Y.N), nie mogłem spać. - powiedział zrezygnowany. Dawno nie widziałaś go tak zmulonego; w korpusie treningowym, nawet po nocnych spotkaniach tryskała z niego energia. Zabrał ręce i spojrzał na Ciebie. -A ty co? Jest ledwo po szóstej, a wyglądasz jak nowonarodzona. - ponownie zaśmiałaś się i podnosząc ręce do góry rozciągnęłaś się. Usłyszałaś trzask jakiejś kości w barku, na co się skrzywiłaś.
-Ja mój drogi - zaczęłaś, w tym samym czasie biorąc małego pomidorka z tacki do ust. - Jestem już po treningu. - przegryzłaś warzywo i dłużej nie patrząc na zaspanego chłopaka, zaczęłaś jeść śniadanie.
W ciszy zajadaliście się, a z biegiem czasu co chwile ktoś się do was dosiadał. Stołówka zaczęła się zapełniać, automatycznie zrobiło się strasznie głośno. Postanowiłaś, że pójdziesz ubrać pasy i poczekasz na wszystkich w stajni. Nie musiałaś się śpieszyć, tak czy inaczej miałaś już czystego konia.
Wyszłaś ze stołówki i mijając wielu ludzi ruszyłaś do pokoju. Patrząc na twarze zwiadowców uświadomiłaś sobie, że znasz naprawdę niewiele osób. Pomijając rekrutów i kilka osób z dowództwa, nie potrafiłaś rozpoznać nikogo. Zastanawiałaś się, czy odbędzie się coś w stylu wieczoru integracyjnego. Szybko jednak wybiłaś to sobie z głowy; to korpus zwiadowczy, nie przedszkole.
————————————
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top