3.

Po przyjeździe w nocy Erwin odprowadził wszystkich do swoich pokoi, tłumacząc przy okazji kilka rzeczy. Generał ze względu na późny przyjazd postanowił przedłużyć śniadanie, aby wszyscy mogli się wyspać. Zostałaś przydzielona z Sashą i Christą.

Ostatnia zasnęłaś i pierwsza się obudziłaś. Żadna nowość. Spojrzałaś na zegarek, który wskazywał szóstą trzydzieści. Twoje współlokatorki nadal spały, więc po cichu wstałaś i skierowałaś się w stronę szafy. Otworzyłaś ją i tak jak mówił Erwin znajdowały się tam mundury. Chwyciłaś za jeden i skierowałaś się w stronę łazienki. Spoglądając w lustro zauważyłaś swoje odbicie; miałaś lekko podpuchnięte oczy i włosy powykręcane na wszystkie strony. Jednym ruchem związałaś je w koka, przemyłaś twarz i ubrałaś mundur. Przejechałaś ręką po białej koszuli wygładzając ją. Wszystko leżało na Tobie jak należy. Wychyliłaś się z łazienki i widząc nadal śpiące dziewczyny, złapałaś buty w rękę i powoli wyszłaś z pokoju.

Nie byłaś jeszcze głodna, więc tą samą trasą co w nocy postanowiłaś wyjść na zewnątrz. Mimo tego, że szłaś już tymi korytarzami odnalezienie wyjścia było trudniejsze niż się spodziewałaś. Po chwili jednak stałaś już przed budynkiem. Poranne powietrze było chłodne i ciężkie, ale nie zwracałaś na to szczególnej uwagi. Odnalazłaś jakąś ławkę i po przetarciu jej dłonią usiadłaś.

Rozglądałaś się i śledziłaś wzrokiem każdego przechodzącego zwiadowcę. Co prawda było ich niewielu, ale każdy wydawał się wiedzieć, gdzie co i jak. Ty natomiast kompletnie nie orientowałaś się, gdzie znajdują się poszczególne miejsca.

Nagle z jednego z budynków wydobyło się rżenie konia. Uśmiech wkradł się na Twoją twarz i pewnie kroczyłaś w kierunku źródła dźwięku. Po przekroczeniu progu uderzył w Ciebie charakterystyczny zapach stajni. Twój uśmiech poszerzył się, kiedy zauważyłaś konie, które wystawiały głowę przez kraty boksów. Podeszłaś do pierwszego lepszego i wystawiłaś rękę do zwierzęcia. Ten z nadzieją, że masz jedzenie polizał Twoją dłoń. Zaśmiałaś się cicho i pogładziłaś go po policzku.

-Nic dla ciebie nie mam. - powiedziałaś.

Po kolei podchodziłaś do każdego. Głaszcząc karego konia zauważyłaś ruch w jego boksie. Ciekawa nachyliłaś się, żeby zobaczyć co tam się dzieje i zamarłaś. Nikt inny jak Levi spokojnie czyścił połyskującą sierść zwierzęcia. Szybko schowałaś się za ścianą i miałaś nadzieję, że Cię nie zauważył. Po cichu zaczęłaś wycofywać się ze stajni i szybkim krokiem oddaliłaś się w stronę budynku głównego.

Znalezienie stołówki nie sprawiło Ci większego problemu. Przekraczając jej próg zauważyłaś, że niewiele osób je śniadanie o tej porze. Głównie osoby w małych grupkach jadły i rozmawiały ze sobą. Bez słowa poszłaś po swoją porcję i zajęłaś miejsce przy pustym stoliku w rogu sali. Za każdym razem kiedy drzwi się otwierały Twój wzrok wędrował w ich stronę. Bałaś się, że kapitan zauważył to, że byłaś wtedy w stajni i posądzi Cię o podglądanie. Kończyłaś posiłek, a on nadal się nie zjawił. Całe szczęście.

Kierowałaś się w stronę wyjścia i już popchnęłaś drzwi, kiedy obok Ciebie przeszedł Levi. Cała się spięłaś, ale on nawet na nie spojrzał w Twoim kierunku. Chciałaś jak najszybciej udać się do pokoju, ale przez przypadek na kogoś wpadłaś.

-Przepraszam, nie chciałam! - powiedziałaś od razu, a przed sobą zauważyłaś brązowowłosą kobietę w okularach. Przypomniało Ci się, że tego dnia w korpusie treningowym ona również była na koniu. Brązowooka uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na Ciebie.

-Witaj rekrucie! Jestem Hange! - krzyknęła wesoło. Odwzajemniłaś uśmiech i podrapałaś się po karku.

-(Y.N) - powiedziałaś i uścisnęłaś wystawioną przez Hange rękę.

-Pamiętasz mnie? Wtedy w korpusie treningowym? - spytała podekscytowana. Pokiwałaś twierdząco głową. Matko, jaka ona była żywa. Zaśmiała się i poprawiła okulary na nosie. - Podziwiałam cię wtedy za utrzymanie kontaktu wzrokowego z Leviem. Byłam w szoku. - ponownie wybuchła śmiechem, a Ty stanęłaś jak wryta. Co w tym niezwykłego? Nie rozumiałaś. Uśmiechnęłaś się lekko.

-Wiesz Hange, musze iść do pokoju. Do zobaczenia! - powiedziałaś i jak najszybciej ją wyminęłaś. Nie chciałaś wtedy na nikogo wpaść, więc szłaś równym tempem.

---

Wchodząc do pokoju zastałaś ubierające się dziewczyny. Na dzień dobry wymieniłyście się uśmiechami, a Ty walnęłaś się na łóżko. Mimo wszystko te trzy godziny snu mają swoje konsekwencje. Z całych sił próbowałaś nie zasnąć, ale nie dałaś rady utrzymać się na jawie.

---

Biegłaś wesoło ze swoją matką przez ulice pełne ludzi. Przeciskałyście się między nimi nie przestając się śmiać. Kiedy chciałaś do niej podbiec, zauważyłaś uciekających ludzi. Wszyscy biegli prosto na Ciebie; stratowali Cię, ale udało Ci się przeczołgać do jakiegoś budynku. Złamałaś rękę, ale nie płakałaś. Stanęłaś na stercie drewna próbując znaleźć matkę. Zauważyłaś ją. Jednak coś było nie tak.

Została jej tylko połowa ciała.

Stał nad nią tytan, olbrzymi. Zajadał się jej nogami. Ona jeszcze żyła, ledwo, ale żyła. Widziała Cię. Płakała.

Ty tylko tam stałaś. Nie płakałaś jak ona, nie krzyczałaś jak tłumy. Gdybyś tylko była silniejsza. Lepsza. Ona by żyła.

—-

-(Y.N)! (Y.N) - ze snu wyrwały Cię krzyki. Podniosłaś się jak oparzona. Policzki miałaś całe mokre od łez. Ktoś stał przed drzwiami.

-Tak? - spytałaś wycierając twarz. Spojrzałaś w lustro. Wyglądałaś okropnie.

-Spóźnisz się na trening! Lepiej wychodź. Czekam na miejscu. - Jean. Trening. Spojrzałaś na zegarek. Dziewiąta pięćdziesiąt trzy. Zostało siedem minut. Szybko wbiegłaś do łazienki i powycierałaś się, przeczesałaś włosy oraz wygładziłaś koszulę. Nadal wyglądałaś okropnie, ale to nie to się teraz liczyło.

Szybko jak nigdy wybiegłaś z pokoju. Wychodząc przed budynek uświadomiłaś sobie, że nie wiesz gdzie jest pole treningowe. Kolejny problem. Pobiegłaś w prawo i okrążyłaś budynek. Widziałaś swoich przyjaciół ustawionych w rzędzie, a przed nimi stał nikt inny jak Levi. Sprintem dobiegłaś na miejsce zbiórki i stanęłaś obok Jeana, cała zdyszana. Kobaltowe oczy wbiły się w Ciebie. Kapitan spojrzał na zegarek i nic nie powiedział. Chyba Ci się udało dobiec na czas.

-Dłużej się nie dało? - szepnął brązowooki, najwidoczniej nie zauważając Twojego stanu. Nie odpowiedziałaś, tylko czekałaś na rozkazy.

-Waszym treningiem będzie walka wręcz. Chcę ocenić wasze umiejętności, więc dobierzcie się w pary z osobami o podobnych umiejętnościach. Ale najpierw, dwadzieścia okrążeń wokół korpusu. - bez słowa wszyscy zaczęli biegać. Ta miałaś za sobą już rozgrzewkę, ale i tak trzymałaś się z przodu. Lubiłaś biegać.

Po męczących okrążeniach zaczęłaś się rozglądać za parą. Nagle zostałaś złapana za rękę. Odwróciłaś się i uśmiechnęłaś się od ucha do ucha.

-Eren! - krzyknęłaś i przytuliłaś się z nim. - Jak dobrze cię widzieć! - powiedziałaś i oderwałaś się od niego. On również był uśmiechnięty.

-Ja też się cieszę. Walczysz ze mną? - spytał. Pokiwałaś twierdząco głową i ustawiliście się.

Kiedy Levi kazał zaczynać, chłopak od razu rzucił się w Twoją stronę. Zbyt przewidywalnie. Uniknęłaś jego ciosu i uderzyłaś go łokciem w plecy, następnie podcinając mu nogi. Wylądował na ziemi, a Ty usiadłaś na nim i przyłożyłaś pięść do jego policzka.

-Leżysz. - powiedziałaś zadowolona, a on się naburmuszył. Zeszłaś z niego i ponownie zaczęliście się bić. Tym razem to Ty zaczęłaś. Chciałaś udać, że zamierzasz uderzać z prawej, ale kiedy zielonooki zrobił unik w lewo, Ty także zmieniłaś kierunek i dostał z pięści w brzuch. Ponownie podcięłaś mu nogi i po raz kolejny na nim usiadłaś. Uśmiechnęłaś się pewnie.

-Przestań traktować ją jak porcelanową lalkę. - znikąd pojawił się przy was Levi, który z założonymi rękoma obserwował waszą walkę.

-Próbuje.. - bąknął zdenerwowany Eren i wstał z ziemi. Kapitan podniósł pytająco brew i skinieniem głowy kazał odejść Jaegerowi. Stanął naprzeciwko Ciebie i ustawił się do walki.

-Atakuj. - powiedział, na co się zawahałaś. Nie wiedziałaś co masz zrobić, więc po prostu próbowałaś zajść go którąś ze swoich taktyk. Zrobił unik Twojego ataku, ale Tobie również udało się ominąć jego cios. Chcąc zaatakować ponownie dostałaś z całej siły w twarz z pięści, a następnie w brzuch. Cofnęłaś się kilka kroków unikając jego trzeciego ciosu. Poczułaś krew spływającą z łuku brwiowego. Jego ataki były zdecydowanie za szybkie. Chciałaś spróbować techniki wykonanej wcześniej na Erenie, czyli zaatakować i zmienić kierunek. Musiałaś być szybka. Tym razem zaatakowałaś w lewo, a Levi uniknął w przeciwnym kierunku, tak jak chciałaś. Udało Ci się uderzyć go w brzuch, ale zaraz zostałaś złapana za nogi, podniesiona i rzucona o ziemię. Jęknęłaś z bólu. Obraz przed oczami Ci się zamazał, poczułaś wzrok wszystkich na sobie. Kapitan stał nad Tobą otrzepując mundur z kurzu. Patrzył na Ciebie obojętnie i odszedł w drugą stronę.

-Walczyć dalej! - krzyknął. Kontynuował swoje obchody, a do Ciebie została wystawiona ręka. Spojrzałaś na Erena, który patrzył na Ciebie zatroskany.

-Nie przejmuj się. Było dobrze. - powiedział, a Ty chwyciłaś jego dłoń. Wstałaś, ale od razu zakręciło Ci się w głowie. Chłopak złapał Cię w talii i powstrzymał przed upadkiem.

-Było fatalnie. - odpowiedziałaś sama do ciebie i otarłaś krew z twarzy.

——

Właśnie szłaś na kolację. Nad brwią miałaś duże rozcięcie, a na brzuchu i plecach siniaki. Byłaś na siebie zła, że tak dałaś się podejść. Po treningu mieliście już wolne, więc cały dzień przesiedziałaś w pokoju. Mimo zapewnień dziewczyn, że świetnie sobie poradziłaś, nie chciałaś w to wierzyć.

Swoje (H.C) włosy zostawiłaś rozpuszczone, więc przeczesałaś je ręką i szłaś prosto mimo
strasznego bólu. Mijałaś kilku zwiadowców, którzy na chwile zawieszali na Tobie wzrok. Pewnie myśleli sobie, że już pierwszego dnia podpadłaś.

Weszłaś na salę i wzięłaś porcję jedzenia. Znalazłaś przyjaciół i usiadłaś między Jeanem i Connym.

-Współczuje ci (Y.N) walki z Kapitanem już pierwszego dnia. - odezwał się Armin, na co posłałaś mu uśmiech.

-Jak widać żyje. Jakoś. - zaśmiałaś się i podrapałaś po karku. - A wam jak szło? - spytałaś, żeby zmienić temat. Wszyscy zaczęli opowiadać o swoich wygranych i przegranych. Niezbyt ich słuchałaś. Byłaś rozkojarzona. Rozejrzałaś się po sali i zauważyłaś, że przy stoliku na końcu siedział Erwin, Hange, kilku zwiadowców prawdopodobnie wysokiego szczebla i Levi. Wszyscy rozmawiali, a on w ciszy grzebał widelcem w jedzeniu. Jakby wyczuł Twój wzrok i bez rozglądania się po sali wasze oczy się spotkały. Wyglądał, jakby wiedział gdzie siedzisz. Szybko odwróciłaś głowę i włączyłaś się do konwersacji.

——

Było już późno, dziewczyny szykowały się do snu. Ty za to nadal w mundurze wpatrywałaś się w sufit. Postanowiłaś wyjść na świeże powietrze, więc zbyłaś współlokatorki tekstem, że idziesz zajrzeć do chłopaków.

Ruszyłaś w stronę wyjścia. Od treningu na niczym nie mogłaś się skupić. Na korytarzu nie spotkałaś nikogo, pewnie wszyscy przygotowywali się do snu. W końcu dobry zwiadowca musiał się wysypiać. Ty nigdy nie spałaś zbyt długo. Nie dlatego, że nie byłaś śpiąca. Co noc widzisz ją. Swoją matkę. Ostatnie czego byś chciała to płakać przez sen przy innych. W końcu jesteś zawsze wesoła, prawda?

Teraz, w ciemnościach mogłaś zmyć uśmiech i przybrać kamienną twarz.

Wyszłaś na dwór, gdyby nie lampy panowałby tu mrok. Ruszyłaś w nieznanym Ci kierunku. Szłaś przed siebie patrząc pod nogi. Po kilkunastu metrach zauważyłaś pustą polanę, a obok mały murek. Ruszyłaś w jego kierunku i usiadłaś na nim. Był zimny, jakby Cię obudził. Niska temperatura uderzyła w Ciebie, przez co lekko zadrżałaś. Wbiłaś wzrok w gwiazdy i ponownie dałaś się pochłonąć myślą.

-Śledzisz mnie, czy co. - ktoś spytał ironicznie. Odwróciłaś się w stronę głosu i zauważyłaś Levia, który siedząc na ziemi opierał się o ten sam mur. Nawet na Ciebie nie spojrzał, również przyglądał się gwiazdą. Twoje ciało reagując na człowieka jakby wzięło pędzel i namalowało na Twojej twarzy uśmiech. Chciałaś zażartować z tej sytuacji, ale coś Cię zablokowało. Twoje kąciki mimo wszystko pozostały uniesione. On jest ostatnią osobą, której chciałaś pokazywać słabość. Nic nie mówiłaś, po prostu siedziałaś cicho.

-Twoje ruchy są zbyt przewidywalne. - zaczął, a Ty zdziwiona przeniosłaś na niego wzrok. - uderzasz oczywiście, gołym okiem widać gdzie chcesz zaatakować.

-A mimo wszystko Kapitan raz dostał. - skomentowałaś, ale zaraz miałaś ochotę uderzyć sama siebie. - Przepraszam ja..

-Masz racje. - powiedział przenosząc wzrok na Ciebie. Totalnie Cię zatkało. Czy on właśnie.. - ten ruch był szybki. Powinnaś się ich trzymać. - utrzymywaliście kontakt wzrokowy. Levi jak zwykle obojętny. Ty dosyć zdziwiona. Moc jego kobaltowych oczu była zniewalająca. Świeciły się w blasku księżyca niczym gwiazdy. Podniosłaś głowę i dalej oglądałaś gwiazdozbiory, w cichym towarzystwie najsilniejszego żołnierza ludzkości.

————————————

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top