18.

Nie mogłaś uczestniczyć w treningach, ale nie chciałaś wracać na nie bez żadnej kondycji. Twoje współlokatorki wyszły o tej samej porannej godzinie pograżając Ci, że masz nawet nie myśleć o ćwiczeniach. Zaciskałaś mocno zęby robiąc kolejne pompki. Pojedyńcza łza skapnęła na podłogę, kiedy poczułaś falę bólu z okolicy brzucha. Powoli usiadłaś podpierając się rękoma i sięgnęłaś po leki leżące na szafce. Wzięłaś dwie tabletki i nie popijając naraz je przełknęłaś. Łapiąc się ramy łóżka wstałaś na równe nogi i biorąc ze sobą ręcznik ruszyłaś do łazienki. Nawet nie spoglądałaś w lustro; nie chciałaś patrzeć sobie w oczy, kiedy dyszałaś z powodu lekkiego treningu. Szybko ściągnęłaś z siebie ubrania i weszłaś pod prysznic. Odkręciłaś gorącą wodę zaczynając się nią obmywać. Uwielbiałaś stać pod niemal wrzącą wodą. Miałaś wtedy wrażenie, że wszystkie Twoje problemy razem z nią spływają do otworu na dole kabiny. Nie miałaś ochoty myśleć o niczym; pozwalałaś cieczy swobodnie ściągać z Ciebie wszytskie zmartwienia, jakby były to zwykły brud.

Cieszyłaś się chwilą, kiedy nagle usłyszałaś pukanie do drzwi. Zaklnęłaś pod nosem i zgarniając włosy do tyłu owinęłaś się ręcznikiem. Usłyszałaś kolejne stuknięcia, zmarszczyłaś zdenerwowana brwi.

-Już idę. - krzyknęłaś. Otworzyłaś drzwi z zamiarem opieprzenia kogokolwiek, kto przerwał Ci Twoją chwilę spokoju, jednak szybko wybiłaś to sobie z głowy. Twoja twarz przybrała kolor pomidora, wbiłaś wzrok w ziemię próbując się maksymalnie zakryć białym ręcznikiem.

-Kapitanie, mogę w czymś pomóc? - odezwałaś się ponownie podnosząc wzrok na bruneta.

Stał naprzeciwko Ciebie i wydawał się niewzruszony, ale tak naprawdę każdy możliwy zmysł w jego głowie krzyczał. Patrząc na Ciebie miał ochotę przełamać wszystkie swoje bariery i powiedzieć tysiąc różnych rzeczy na raz, jednak nie był w stanie. Jego kobaltowe tęczówki surowo Cię mierzyły, chociaż nie taki był zamiar bruneta.

-Kobieta z medycznego prosiła, żebyś się u niej stawiła. Podobno cię leczyła. - odpowiedział w końcu. Starałaś się zachować spokój.

-Wejdziesz? - spytałaś. Nie przemyślałaś tego, jednak byłaś pewna, że mężczyzna odmówi. Ku Twojemu zdziwieniu po zrobieniu miejsca gość wszedł do środka i krzyżując ręce na klatce piersiowej obejrzał pokój. - Nie zdążyłam posprzątać. - szybko się wytłumaczyłaś. Podeszłaś do szafy i wyjęłaś z niej białą koszulę i spodnie od munduru, następnie kierując się do łazienki. Bez słowa weszłaś szybko zrzucając ręcznik. Ubrałaś się, stanęłaś przed lustrem poprawiając włosy. Na Twoich policzkach nadal gościła delikatna czerwień, dlatego obmyłaś twarz zimną wodą. Wyszłaś z pomieszczenia zauważając Levia opierającego się o ramę łóżka.

-(Y.N), nie musisz do mnie mówić 'kapitanie' kiedy jesteśmy sami. - odezwał się, a Ty osłupiałaś. Zmarszczyłaś brwi, ale zaraz na Twojej twarzy pojawił się uśmiech.

-Będzie mi się cieżko przestawić, ale cieszę się.. Levi. - pierwszy raz zwróciłaś się do niego po imieniu i musiałaś przyznać, że byłaś bardzo szczęśliwa. Formalna atmosfera między Tobą a brunetem napewno zniknie, co pozwoli na większą swobodę. Zaczesałaś ręką włosy do tyłu i skierowałaś się do drzwi. Położyłaś rękę na klamce odwracając się do gościa.

-Idziesz ze mną, czy masz jakieś plany? - zapytałaś utrzymując kontakt wzrokowy. Mężczyzna tylko skinął głową i zaraz po Tobie wyszedł z pokoju czekając na Ciebie, przez co zrozumiałaś, że będzie Ci towarzyszył. -Jak idą treningi? Wszyscy sobie radzą?

-Bywali gorsi. - skomentował krótko, na co zmarszyłaś brwi. Zrobiłaś niezadowoloną minę, co Levi dostrzegł niemal odrazu. -O co chodzi?

-Liczyłam na dłuższą odpowiedź. - mruknęłaś niezadowolona. -Naprawdę ciekawi mnie, co się dzieje kiedy jestem nieobecna. Jestem zmuszona siedzieć na tyłku w czasie treningów. Nawet nie wiesz, jak mnie to dobija. - westchnęłaś cicho. Brunet przeniósł wzrok na drogę przed sobą i wydawał się nieobecny.

-Medycy dzisiaj powinni stwierdzić, kiedy będziesz mogła wrócić do treningów. - Levi ponownie spojrzał w Twoim kierunku i po chwili wyciągnął rękę w stronę Twojej szyi. Spięłaś się lekko, ale starałaś się tego po sobie nie okazywać. -Wywinął ci się kołnierzyk. - powiedział poprawiając część koszuli, przy okazji zahaczając wierzchem dłoni o Twoją szyję. Uśmiechnęłaś się odchylając głowę w jego stronę.

-Dziękuje. - uśmiechnęłaś się, a chwilę po tym staliście już przed drzwiami skrzydła medycznego. Cała radość odpłynęła z Twojej twarzy, kiedy przekroczyliście próg miejsca, w którym spędziłaś zdedydowanie za dużo czasu. Odnaleźliście odpowiednią pielęgniarkę, następnie razem skierowaliście się do pomieszczenia technicznego.

-To zwykła kontrola, nie musisz się tak spinać. - uśmiechnęła się do Ciebie kobieta odpowiedzialna za Twoje zdrowie. Musiała zauważyć, że zbladłaś. Levi również to wyhaczył, dlatego kiedy szatynka odwróciła się do was plecami lekko pogłaskał Cię po włosach. Na Twoich polikach zawitał rumieniec, odwróciłaś głowę w drugą stronę starając się ukryć twarz.

-Usiądź proszę i zdejmij koszulę. Jeśli czujesz się niekomfortowo, chciałabym prosić kapitana o zaczekanie na zewnątrz.

-Nie, może zostać. - odezwałaś się bez zastanowienia i usiadłaś w wyznaczonym miejscu.

Po chwili rozpięłaś guziki swojej koszuli i odłożyłaś ją na bok. Twoja twarz była lekko czerwona, w końcu siedziałaś w samym staniku przed Leviem. Mężczyzna nie wydawał się wzruszony tym faktem, stał przed Tobą z założonymi rękami. Niemal niewidocznie zmarszczył brwi wpatrując się na Twój brzuch. Kobieta również się skrzywiła w momencie, w którym odwróciła się w Twoją stronę. Sama opuściłaś wzrok na własne żebra i dotknęłaś swojej skóry. Na całej długości widniały siniaki, które nie wyglądały dobrze. Pomyślałaś, że zapewne to one tak przeszkadzały Ci w Twoich lekkich treningach. Szatynka podeszła do Ciebie i dotknęła obolałe miejsca. Zagryzałaś dolną wargę coraz mocniej wraz ze zwiększającą się siłą uciśnięć.

-Ćwiczyłaś, mam rację? - spojrzała na Ciebie kobieta, a Ty mimowolnie odwróciłaś wzrok na Levia, który również wydawał się czekać na odpowiedź.

-Ja.. - zaczęłaś biorąc cichy oddech. - Tak. Ale to były tak lekkie ćwieczenia, że..

-Miałaś całkowity zakaz. Twoje żebra mogą nieprawidłowo się zrosnąć, albo nawet mogłabyś nie wrócić do dawnej kondycji. - Powiedziała odsuwając się od Ciebie i podchodząc do szafki obok. Wyciągnęła z niej małe pudełko, zaczynając coś po nim pisać. - Nie możesz lekceważyć zaleceń. Jeśli chcesz jak najszybciej rozpocząć ćwiczenia, musisz pogodzić się z przymusowym odpoczynkiem. - spuściłaś wzrok na ziemię spowrotem zakładając koszulę. Pielęgniarka podała Ci białe opakowanie, po które posłusznie sięgnęłaś.

-Do swoich leków, które mam nadzieję bierzesz, dołóż te tabletki. Po kilku dniach zarzywania dawki powinnaś odczuć znaczącą różnicę. Masz całkowity zakaz wykonywania wysiłku fizycznego w każdej formie.

-Kiedy będę mogła wrócić do treningów? - zapytałaś szybko zapinając guziki koszuli. Szatynka zaśmiała się poprawiając włosy.

-Za tydzień przyjdź na kolejną kontrolę, wtedy będziemy mogły rozmawiać o powolnym wdrążaniu ćwiczeń.

-Dziękuje. - uśmiechnęłaś się i szybkim krokiem skierowałaś w stronę wyjścia. Wychodząc na korytarz zatrzmało Cię lekkie pociągnięcie do tyłu za ramię. Skrzyżowałaś ręce na piersiach odwracając się w stronę źródła. Uciekłaś wzrokiem na bok zauważając, jak bardzo brunet piorunował Cię spojrzeniem.

-Dlaczego zawsze musisz robić wszystko po swojemu? - zapytał nagle. Zmieszana nadal na niego nie patrzyłaś. Mężczyzna zaciągnął Cię za jedną z ścian, gdzie nie docierało światło i jedynie z jednej strony lekko oświetlała was zapalona świeca. -Odpowiedz mi. - złapał za Twoją brodę i podniósł ją do góry, tym samym zmuszając Cię do patrzenia w jego oczy.

Oparłaś się placami o zimne cegły wzdychając lekko. Wolna ręka bruneta wylądowała obok Twojej twarzy, przez co praktycznie nie miałaś drogi ucieczki. Kiedyś już zrobił to samo, był wtedy na Ciebie niesamowicie zły. Ściągnęłaś ze swojej twarzy jego dłoń, następnie robiąc krok do przodu i oparłaś czoło na jego torsie. Kapitan momentalnie zamarzł, nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić.

-Przepraszam. - odezwałaś się cicho. - Ja po prostu.. czuję się bezużyteczna, kiedy nie mogę nic robić. Chciałam przygotować się do powrotu do mocniejszych treningów. - zamknęłaś oczy, czekając na reakcję Levia.

Wiedziałaś, że mógł być na Ciebie bardzo zły. Spotkało Cię niemałe zaskoczenie w momencie, w którym poczułaś jak obejmuję Cię ramieniem. Nie zwlekając również się do niego przytuliłaś. Dla żołnierza było to coś zupełnie nowego; starał się zachowywać jak normalny facet pocieszający kobietę. Nie miał doświadczenia w bliskich stosunkach, wszystko wymagało od niego dużo przemyśleń i zawahań. Niesamowicie ciężkie było dla niego również otwarcie się, był świadomy jak wielki ból sprawia zniknięcie z życia osoby, do której się przywiązuje.

-Jeśli aż tak ci się nudzi, to mogę kazać Erwinowi zasypać cię dokumentami. Uwierz mi, wszystkim byłoby lżej. - odsunęłaś się kawałek posyłając mu uśmiech pełen nadziei.

-Dziękuje, Levi. - wraz z wypowiedzeniem jego imienia Twoje serce zabiło szybciej. Nie mogłaś tego wiedzieć, ale organizm kapitana zareagował tym samym.

———

-Nie narzekajcie. Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałabym być na waszym miejscu. - powiedziałaś wymachując widelcem w stronę przyjaciół. Była pora kolacji, dlatego wszyscy zebraliście się przy tym samym stoliku i prowadziliście żywą konwersację. Opierała się głównie na tym, że Twoi towarzysze skarżyli się na bóle po treningach.

-Z chęcią się z tobą zamienię. Siedzenie w biurze kogoś wyżej rangą i wypełnianie papierów wcale nie brzmi tak strasznie. - stwierdził Jean po chwili popijając wodę. Zaśmiałaś się cicho.

-To napewno lepsze niż siedzenie i nic nie robienie, ale to dosyć.. nudne. - przeczesałaś palcami swoje (H.C) włosy, kiedy zaczęły opadać Ci na twarz.

Po powrocie od medyków pożegnałaś się z kapitanem i skierowałaś się do Hanji, która z radością oddała Ci swoją pracę i ruszyła w nieznanym Ci kierunku. Nawiasem mówiąc, zrzuciła na Ciebie swój ciężar i się ulotniła. Oczywiście nie miałaś jej tego za złe, w końcu sama o to prosiłaś.

-W ogólę. - głos zabrał Conny, który miał buzię pełną jedzenia. - Ostatnio spędzasz więcej czasu z przełożonymi niż z nami.

-To dlatego, że wy macie co robić, a ja niezbyt. - szybko się usprawiedliwiłaś. Rzeczywiście, odkąd wyszłaś ze szpitala cały czas siedziałaś w biurze Hanji, czasami u Levia. Myśląc o mężczyźnie na Twoją twarz wkradł się mały uśmiech.

-Może to i dobrze, kapitan jest jakiś taki.. łagodniejszy. Nie próbuje nas zabić. - siedzący obok Eren przeniósł na Ciebie wzrok i poruszył brwiami w górę i w dół, dając tym samym dwuznaczny przekaz. Zrobiłaś się czerwona, a chwilę później uderzyłaś zielonookiego w tył głowy.

-Sługerujesz coś idioto? - spytałaś chowając twarz w dłoniach. Wszyscy przy stoliku zaczęli się głośno śmiać, zwracając tym samym uwagę niektórych zwiadowców. - Mogę mu powiedzieć, że treningi są za lekkie! - krzyknęłaś nadal speszona, na co szatyn zrobił minę zbitego szczeniaka i zaczął wymachiwać rękoma.

-Nie nie nie! Musiało mi się tylko wydawać! - tym razem sama również zaczęłaś się śmiać. Rozczochrałaś mu włosy, odpowiedział Ci tym samym. W taki sposób zaczęliście wojnę, a przyjaciele krzyczeli raz Twoje imię, a raz Erena. Byłaś już bardzo blisko doprowadzenia do poddani się przez przeciwnika, ale przerwało wam głośne chrząknięcie, które źródło miało za plecami osób siedzących przodem do Ciebie. Trzymając dłoń zaciśniętą na włosach szatyna podniosłaś wzrok uśmiechając się lekko. Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się w tamtą stronę i ucichli.

-Chciałem tylko spytać, czy już skończyłaś jedzenie. - powiedział Levi stojący z założonymi rękoma. Puściłaś zielonookiego i wstałaś od stolika.

-Tak. - spojrzałaś na wszystkich siedzących po kolei zabierając swoją tackę. - Wybaczcie, muszę iść. Do zobaczenia! - Nie zwracając już na nic uwagi odbiegłaś odłożyć naczynia i wróciłaś spowrotem. Dogoniłaś kapitana uśmiechając się promiennie. Wyszliście ze stołówki i z tego co zauważyłaś, kierowaliście się do biura bruneta.

-Miałaś się nie wysilać. - odezwał się w końcu. Przewróciłaś oczami.

-Przecież nic nie robiłam.

-No i nie podobało mi się, że tak się przymilałaś do Erena. - dodał już ciszej, a na Twojej twarzy zagościł mały szok. Kapitan miał wzrok wbity przed siebie i nie zwracał na Ciebie większej uwagi.

-O mój boże. Ty jesteś zazdrosny. - powiedziałaś zszokowana lekko otwierając buzię ze zdziwienia.

-Nie jestem.

-Właśnie, że jesteś.

-Nie jestem.

-Jesteś! - zaśmiałaś się, ale przestałaś pod wpływem mocy spojrzenia, jakim Cię obdarował. Westchnęłaś cicho. -Dobra dobra, nie jesteś. - milczałaś przez chwilę nie mogąc powstrzmać banana, który sam ciskał się na Twoją twarz. - No przyznaj, że jesteś. - wyszeptałaś zbliżając się do niego odrobinę. Przetarłaś swoim ramieniem jego rękę, na co podniósł głowę do góry. Wiedziałaś, że nigdy by się do tego nie przyznał, jednak odrobinę sprawiał Ci radość fakt o kapitanie martwiącym się takimi drobnymi rzeczami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top