12.
-Zapierdole Cie! - krzyknął po raz kolejny żandarm, kiedy zrobiłaś kolejny unik. Chwilę wcześniej udało Ci się wyswobodzić i prawdopodobnie złamać mu nos. Mimo tego, że miałaś przewagę alkohol zaczynał szumieć Ci w głowie, a w oczach zbierały się łzy bezradności. Wiedziałaś, że w końcu mógł Cię złapać. - Mała kurwo.. - parsknął i skoczył w Twoją stronę, tym razem łapiąc Cię za nogę i przewalając na ziemię. Pisnęłaś, kiedy przyłożyłaś plecami o zimny bruk. Stopa oprawcy wylądowała na Twojej szyi i mocno ją przycisnął. Stanął nad Tobą, a krew z jego nosa co jakiś czas kapała Ci na twarz. Kilka łez pociekło Ci po twarzy, wyobrażając sobie swój żałosny koniec. - Czyżbyś się rozkleiła? Chcesz przeprosić? - zapytał sarkastycznie i łapiąc Cię na koszulkę podniósł do góry.
-Pierdol się. - Wysyczałaś, a kiedy jego ręka uniosła się w celu zadania ciosu zacisnęłaś powieki. Poczułaś pieczenie na policzku. Nagle z boku pomieszczenia, w którym się znajdowaliście dało się usłyszeć wyważane drzwi. Do środka jak oparzony wpadł ktoś, kogo nigdy byś się nie spodziewała.
-Levi.. - wyszeptałaś w momencie, w którym mężczyzna Cię zauważył. Spojrzał najpierw na Ciebie, później na trzymającego Cię żandarma.
-Chłoptaś przyszedł uratować swoją księżniczkę, co? - parsknął i dosłownie rzucając Cię w kąt odwrócił się do bruneta. Wytarł dłonią cieknącą krew i zaczął do niego podchodzić. Typ miał ze dwa metry wzrostu, dlatego Levi wyglądał dla niego komicznie. - Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że przerwałeś mi zabawę. - wskazał Ciebie kiedy się podnosiłaś.
-Zaraz zorganizuje ci taką zabawę, że będziesz liczył własne kości. - warknął i znalazł się obok niego tak szybko, że ledwo za nim nadążyłaś. Kapitan uderzył go w skroń, czego momentalnym skutkiem było runięcie przeciwnika do tyłu. Wyminął go i bezuczuciowo depcząc podszedł do Ciebie. Pomógł Ci wstać i złapał za podbródek, następnie obracając go w różne strony w celu sprawdzenia Twojego stanu. Dłużej przyglądał się czerwonemu śladowi ręki na policzku.
-Nic mi nie jest. - powiedziałaś spokojnie, łapiąc jego rękę w swoje dłonie i oderwałaś je od twarzy. - Dziękuje.. znowu. - zaśmiałaś się, a Levi spojrzał na Ciebie z niedowierzeniem.
-I jakim ty cudem się jeszcze śmiejesz. - zadał retoryczne pytanie, a wolną ręką starł łzy z Twoich policzków. Nagle jednak żandarm poruszył się, na co aż podskoczyłaś.
-Co z nim zrobimy? - spytałaś patrząc na leżącego faceta.
-Erwin się nim zajmie. - powiedział i poszedł do przodu stając w drzwiach. - No chodź. - podeszłaś do niego i uśmiechnęłaś się.
-Spotkamy się przed salą? - czekając na odpowiedź rozejrzałaś po sali. - za jakieś dwie minuty. - spojrzałaś na mężczyznę, który omiótł Cię swoim spojrzeniem. Kiwnął twierdząco głową i poszedł w kierunku wyjścia, a Ty skierowałaś się w stronę dobrze Ci znanego stolika.
———
Wyszłaś przed salę i pierwsze co rzuciło Ci się w oczy, była Petra koślawo skacząca w stronę kapitana. Ten komicznie próbował ją odgonić, ale na darmo. Kiedy zauważył Ciebie pokazał jej coś w oddali, przez co dziewczyna pobiegła we wskazanym kierunku. W tym czasie Levi zaczął się usuwać, a Ty śmiejąc się do niego dołączyłaś.
-Po co poszłaś? - spytał ciekawy. Uśmiechnęłaś się szeroko i rozłożyłaś boki kurtki na tyle, że dwie butelki wódki wychyliły swoje szyjki. - A ty nie za młoda przypadkiem?
-A kapitan nie za stary przypadkiem?
Spojrzał na Ciebie piorunująco i minimalnie przyśpieszył kroku. Levi otwierał drzwi, kiedy za rogiem usłyszeliście Petrę. Wepchnęłaś mężczyznę do pokoju i zabierając mu klucz przekręciłaś zamek. Zignorowałaś niezadowolone spojrzenie bruneta i wyłożyłaś swoją zdobycz na małym stole. Usiadłaś na krześle naprzeciwko Levia, odkręciłaś butelkę i wzięłaś kilka łyków. Zaraz poszedł w Twoje ślady, jednak upił więcej.
-Więc. Może zaczniemy od tego, jak mnie kapitan znalazł.
-To długa historia. - Mruknął i wziął kolejnego łyka.
-Ja mam czas.
-Ale ja nie mam chęci. - napiłaś się i odłożyłaś butelkę, cały czas nie spuszczając z niego oka. - Może ja powinien spytać, jak ty tam się z nim znalazłaś?
-Powiedział, że ma tam schowane kotki i z chęcią mi pokaże. - prychnęłaś - No chyba oczywiste, że nie z własnej woli. - mężczyzna patrzył na Ciebie dalej oczekując dokładnych wyjaśnień. Westchnęłaś głośno. - Bawiłam się z Erenem, Jeanem i Reinerem, potem z Connim. Później tańczyłam z Eldem, a na końcu niechcący wpadłam na tego oblecha.
-Tańczyłaś z Eldem? - spytał, a Ty zrobiłaś błagalną minę. Niedawno prawie Cię zabili, a ten się pyta o taniec ze znajomym. - Nie patrz się tak na mnie. Przecież nic nie mówię.
-Mhm mhm. Opowiedz mi coś o sobie, kapitanie. - powiedziałaś i oparłaś się na rękach, powoli czując działanie alkoholu.
-Po co?
-Czy mógłby kapitan chociaż raz nie pytać o powód czegokolwiek? Ale jeśli jest taka potrzeba-chce kapitana lepiej poznać. - mężczyzna zmarszczył brwi upijając ostatniego łyka alkoholu. Odstawił butelkę i spojrzał Ci w oczy.
-Nie ma co tu dużo mówić, sam o sobie wiem niewiele. Pochodzę z podziemia. Moja matka zginęła kiedy byłem mały, zajął się mną.. ktoś, poznałem przyjaciół i zabrali mnie do wojska. Koniec. - mimo tego, że nie powiedział dużo to i tak czułaś jakbyś przeleciała z nim przez całe życie. Uśmiechnęłaś się lekko.
-Nie powiedziałby mi tego kapitan bez alkoholu, prawda?
-Prawda. A teraz twoja kolej. - wyprostowałaś się i rozciągnęłaś.
-Urodziłam się za murem Rosa, w wolnostojącym domku w lesie. Więc nie powiem, z jakiej wioski jestem; bo nie jestem. Rodzice byli lekarzami. Wiodłam sobie spokojne życie, aż tu nagle kiedy byłam z matką w mieście kolosalny zniszczył bramę. Mama zginęła, ja z traumą odnalazłam ojca, przeprowadziliśmy się i byłam sama. Jak palec. Ojciec jako lekarz non stop miał jakieś wyjazdy, no a ja musiałam zostawać. I stwierdziłam, że dołącze do wojska. Bo i tak nie mam nic do stracenia. Bum, oto i jestem. - wyszczerzyłaś zęby i odłożyłaś na bok swoją również pustą butelkę. Levi wstał i zauważyłaś, że z szafki wyciąga jeszcze jedną.
- Twój ojciec jest lekarzem, ta? - pokiwałaś twierdząco głową.
-Mama też była.
-Coś mi się wydaje, że kiedyś u nas był. Ale nie jestem pewny. - powiedział i upił alkoholu. Spojrzałaś mu w oczy i zauważyłaś, że jego źrenice lekko się powiększyły. - Jesteś przygotowana na wyprawę? Za mur. - zapytał, na co uniosłaś głowę do góry i się zastanowiłaś
-Wydaje mi się, że tak. - mruknęłaś i podrapałaś się po głowie. - Może nawet przeżyje.
-Nudno by było, gdybyś nie przeżyła. - stwierdził, a Ty uśmiechnęłaś się szeroko.
-Właśnie kapitan powiedział, że mnie lubi. - spojrzał na Ciebie oburzony.
-Wcale nie.
-Ale to tak zabrzmiało. - wystawiłaś mu język i schowałaś twarz w rękach. - Ja tam kapitana lubię. I nawet kapitan przystojny. - wydukałaś i zaśmiałaś się głupawo. Położyłaś czoło na stoliku, a Levi był Ci za to bardzo wdzięczny. Gdyby nie wypieki od alkoholu, można by było zauważyć, że się.. rumieni.
Kiedy chciał zacząć mówić, po pokoju rozległo się pukanie. Podniosłaś głowę i spojrzałaś pytająco na mężczyznę. Wstał powoli i idealnie retuszując to, że się zatoczył, przekręcił klucz. Drzwi same się otworzyły i stanęła w nich zadowolona Hanji. Kiedy wasze oczy się spotkały, uśmiechnęła się zalotnie.
-Gołąbeczki znowu razem, co? - wydukała. Dostała w tył głowy od Levia, przez co pisnęła.
-Czego? - rzucił chłodno w jej stronę.
-Już nie ważne, nie ważne. - Machnęła ręką i odwróciła głowę. - Tylko żeby z tego dzieci nie było. - brunet wykopał Hanji z pokoju, następnie zamykając drzwi. Usiadł na kapie, a Ty wstałaś i podeszłaś do jego biurka. Przejechałaś po nim ręką, a zaraz po tym wskoczyłaś na nie wygodnie siadając.
-Oi. Nie pozwalaj sobie. - zwrócił się do Ciebie Levi, ale nie zareagowałaś. Wzięłaś jeden z idealnie ułożonych papierów i udałaś, że czytasz go z zainteresowaniem. Tak naprawdę litery zamazywały Ci się i skakały po całej kartce. Nagle została Ci ona wyrwana, a naprzeciwko Ciebie stanął Levi. Odłożył dokument spowrotem na kupkę i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, posyłając Ci swój wyćwiczony wzrok. Założyłaś nogę na nogę i uśmiechnęłaś się.
-Niech się kapitan uśmiechnie. - powiedziałaś, na co podniósł brwi.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie. Poza tym, ty tu jesteś od uśmiechania. - Mimowolnie kąciki Twoich ust podniosły się wyżej, na co brunet zareagował przewróceniem oczami. Odwrócił się i usiadł na kanapie, nie spuszczając z Ciebie oka. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu i mocno się zatoczyłaś, zaraz łapiąc równowagę. Podeszłaś do kanapy i opadłaś na jej środek, przez co byłaś kawałek oddalona od Levia. Muzyka cały czas była rozkręcona na maxa, co zaczęło przyprawiać Cię o ból głowy.
-Czemu ty tu w ogóle siedzisz? - brunet przerwał ciszę, na co zdziwiona odwróciłaś głowę w jego kierunku. Zmarszczyłaś brew nie bardzo rozumiejąc pytania. - Czemu nie jesteś na imprezie, tylko siedzisz tutaj ze mną?
-Już mówiłam. - wzruszyłaś ramionami i zamknęłaś oczy czując jak alkohol ma Ciebie wpływa. - Lubię kapitana. A lubię spędzać czas z osobami, które lubię. - poczułaś ruch na kanapie, ale Twoje powieki były za ciężkie żeby się podnieść. Kiedy jednak poczułaś osobę zaraz obok siebie, uchyliłaś powieki. Kapitan siedział na tyle blisko, że wasze nogi się stykały, a twarze dzieliły centymetry. Spojrzałaś w jego kobaltowe tęczówki, a Twoje serce przyśpieszyło.
-Nie rozumiem ciebie.. - wyszeptał i zaczął się zbliżać. Zareagowałaś tym samym, następnie zamykając oczy. Kiedy już czułaś jego oddech na swojej twarzy, w pokoju rozległo się pukanie. -To są chyba jakieś kurwa żarty. - szepnął, po czym poczułaś, że wstaje z kanapy. Otworzyłaś oczy cały czas oddychając szybciej. Jeśli ktoś by nie zapukał, czy wy byście..?
-Levi. - odezwał się poważnie głos, który odrazu poznałaś. Podniosłaś się i podeszłaś do drzwi na tyle, że osoba stojąca na korytarzu Cię nie zauważyła. - Na dole zrobiło się nieprzyjemnie. Pobity żandarm opisał ciebie i (Y.N) jako sprawców. Chcą dostać i wymierzyć sprawiedliwość kadetce. - Mimo tego, że byłaś pijana wszystko odrazu w Ciebie uderzyło, a serce znowu przyśpieszyło. Na chwilę wszystko wokoło Ciebie się wygłuszyło. Chcą wymierzyć sprawiedliwość.. sprawiedliwość? Powoli podeszłaś do drzwi i łapiąc za nie otworzyłaś szerzej, ignorując ostrą wymianę zdań między kapitanem a generałem.
-..... i oni mówią o sprawiedliwości? Gdybym tam nie przyszedł, niewiadomo co by się stało. - warknął brunet. Błękitne tęczówki Smitha odbiegły w Twoją stronę.
-(Y.N), rozumiem w jakiej jesteś sytuacji. Zejdźmy na dół i spróbujmy wszystko na spokojnie wyjaśnić. - odezwał się i kiedy bez słowa ruszyłaś w jego stronę, stanął przed Tobą Levi.
-Nie zgadzam się. - odparł chłodno, ale wiedziałaś, że robi to tylko z powodu buzującego w nim alkoholu.
-Kapitanie, proszę mnie puścić. - powiedziałaś i złapałaś go za ramię. Spotkał Cię jego gniewny wzrok, ale posłałaś mu tylko lekki uśmiech, a następnie wyminęłaś. Erwin odszedł już kawałek, więc poszłaś za nim. Usłyszałaś kroki za sobą, nie odwracając się wiedziałaś, że to Levi.
———
Na sali nie grała muzyka, nie słychać było śmiechu. Zamiast tego panował istny chaos, wszyscy się ze sobą kłócili. Nagle podbiegł do Ciebie Jean, który był widocznie zdenerwowany. Spojrzał na Ciebie ze zdziwieniem.
-Nie możesz tu być! - krzyknął - To jest najgorsze miejsce, w którym mogłaś się teraz znaleźć. Kapitan to samo. - powiedział do bruneta stojącego kilka kroków za wami.
-Jean, spokojnie. - powiedziałaś i chciałaś coś dopowiedzieć, ale chłopak złapał Cię za ramiona i spojrzał w oczy.
-Matko boska (Y.N), ty jesteś pijana! Tym bardziej musisz uciekać stąd zanim ktoś cię zobaczy. - wbiłaś wzrok w podłogę. Dawno nie widziałaś go tak zdenerwowanego. Coś Ci się wydawało, że generał wszystko przedstawił wam zbyt spokojnie.
Zrobiłaś krok w bok i zauważyłaś, że żandarmi i zwiadowcy dosłownie rzucali się sobie do gardeł. Skład Levia bez skutku próbował wszystkich uspokoić. Serce waliło Ci tak mocno, że miałaś wrażenie jakbyś zaraz miała tutaj umrzeć. Podniosłaś wzrok na zdenerwowanego Jeana i posłałaś mu nerwowy uśmiech.
-Wszystko będzie dobrze. - a raczej miałaś taką nadzieję. Smith poszedł do przodu, dlatego ruszyłaś za nim. Oczy pojedynczych ludzi zaczęły zatrzymywać się na Tobie, aż w końcu wszyscy ucichli i patrzeli na was.
-Dobrze, że ją przyprowadziłeś Smith. Oddaj nam ją, a wszystkie problemy zakończą się tutaj. - odezwał się jeden z żandarmów, którego po chwili poznałaś- był to dowódca tego parszywego oddziału, Nile Dok. Za nim z uśmiechem wymalowanym na twarzy stał ten sam człowiek, który wcześniej Cię zaatakował. Nie dałaś po sobie tego poznać, ale w środku cała zadrżałaś.
-Niestety, jako generał nie mogę się zgodzić. Jak dobrze wiesz, za trzy dni odbędzie się wyprawa za mur, w której liczy się każdy jeden żołnierz. Nie mogę pozwolić sobie na straty. - odpowiedział Erwin, a Ty bez słowa wsłuchiwałaś się każde zdanie. Wiedziałaś, że zaraz mogło zrobić się gorąco.
-Ta dziewczyna zaatakowała mnie bez powodu i ma jej to ujść na sucho?! - uniósł się. Levi zrobił krok do przodu z zamiarem odpowiedzenia na atak, jednak wyprzedziłaś go.
-Przepraszam. - powiedziałaś, a wszyscy, razem z Twoim oprawcą, spojrzeli na Ciebie zdziwieni. - Byłam poddenerwowana tak jak każdy teraz, przed wyprawą. Naprawdę nie chciałam, proszę o wybaczenie. - dokończyłaś i nachyliłaś się lekko udając prośbę. Nile owiał Cię wywyższającym się wzrokiem i odwrócił się do wyjścia.
-To ostatni raz, kiedy komuś tak odpuszczamy. - po wypowiedzeniu się wyszedł z sali razem z resztą żandarmów. Wyprostowałaś się i również chciałaś skierować się do wyjścia, jednak nie było Ci to dane.
-(Y.N) jesteś głupia, ale nie na tyle. Dlaczego skłamałaś?! - za ramiona złapał Cię Eren, a Ty próbowałaś nie nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego.
-Zaraz odbędzie się wyprawa, po co nam niepotrzebne problemy? - spytałaś spokojnie i oswobodziłaś się z uścisku, następnie wychodząc z sali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top